- Opowiadanie: adamas - Ostatnia wyprawa (KOSMIKOMIKA 2011)

Ostatnia wyprawa (KOSMIKOMIKA 2011)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ostatnia wyprawa (KOSMIKOMIKA 2011)

Stary Niziołek poprawił zieloną kamizelkę, podrapał się po obfitym podbródku i postukał o stół pustą fajką.

– Niczego tu nie mają – zaskrzeczał – Nawet ziela fajkowego nie chcą mi podać.

– Proszę – siedzący obok mężczyzna z potężnymi, pożółkłymi od tytoniu wąsami podał staruszkowi paczkę papierosów.

Niziołek podziękował i poczęstował się jednym. Drżącymi rękoma wyjął krzesiwo i skrzesał skry. Koniec papierosa przybrał czerwoną barwę. Stary Niziołek zaciągnął się, zzieleniał i zaczął potężnie kasłać. Kiedy uspokoił się już na tyle, by móc mówić, spojrzał na wąsatego.

– Piróg – warknął – Na wszystkie moce Mordoru. Co to jest?

– Giewonty – odparł mężczyzna.

– Co?

– Giewonty – powtórzył Piróg – Nikt już nie pali prawdziwych fajek.

Niziołek może i chciał powiedzieć co o owych Giewontach sądzi, lecz ponownie się rozkasłał. Wreszcie przestał.

– O, Elbereth! – wycharczał – Mocne są.

– Spróbowałbyś Mocnych – odmruknął Piróg i odpalił Giewonta – to byś zobaczył.

– Wiele widziałem – stary Niziołek uśmiechnął się do wspomnień – Tak. Widziałem Smauga. Znałem Elronda Półelfa.

– Ech, Bilbo – Piróg westchnął i mocno zaciągnął się papierosem – Kiedym był młody ruszyłem na Strzygaja…

Niziołek jednak zdawał się nie słuchać. Pomijając fakt, że znał na pamięć historię Piroga (i innych pensjonariuszy ośrodka) ostatnimi czasy ciągle zdawał się być nieobecny. Jego twarz przyjmowała wtedy błogi wyraz a myśli kręciły się gdzieś daleko, zapewne w okolicach Ereboru.

– Tak, tak, mój drogi Samie – zaśmiał się do siebie, co też od niedawna czynił nagminnie – Krowa przeskoczyła księżyc. Krowa przeskoczyła księżyc, haha.

– A peliczaple stały smutnocholijnie i zbłąkinie rykoświstały – rozległo się gdzieś z tyłu.

– O, Dżabersmok – Piróg, o niebo przytomniejszy od Bilba, przywitał się z poczwarą – Co tam słychać?

– Stare smoki nie chcą zdychać. Odpal szluga.

Piróg ponownie wyciągnął paczkę papierosów a Dżrabersmok delikatnie wyjął jednego.

– Dobrze jest czuć ogień w płucach – powiedział gdy już zaciągnął się potężnie – Jak tam Bilbo?

– A – wąsaty wojownik machnął ręką – Znowu odleciał. Ale zaraz pewnie wróci. Zawsze tak ma po Giewontach.

– To nie po Giewontach – skrzekliwy głos starego Niziołka zabrzmiał nad wyraz trzeźwo – To od tego czym nas tu karmią.

– Od kleiku? – zdziwił się Dżabersmok.

– Od tych małych, miękkich jabłek – Bilbo zirytował się i pomachał poczwarze laską przed oczami.

– Od czego?

– Daj spokój – mruknął pod wąsem Piróg – Myli mu się. Myśli, że Apple i Microsoft to jedzenie.

Dżabersmok popatrzył na swoich rozmówców.

– Stary Bilbo jest może mądrzejszy niż nam się wydaje – zasyczał – Nawet jeśli to nie jest jedzenie dla ciała, to dla duszy na pewno. Oni nas tu wykończą, Piróg. Jednego po drugim.

– Tragizujesz.

– Tak? A widziałeś ten głaz, który stoi przy drzwiach do toalety?

– Widziałem, Dżabuś. Ale co to ma do rzeczy?

Dżabersmok popatrzył na wojownika i Niziołka.

– Kamień – parsknął – Był gliną. Dobrym gliną. Wołali go Detrytus. Troll. Skamieniał. Nie ma go.

Słysząc słowo troll z kąta sali wybiegł, czy też może wytruchtał, wiekowy, bezzębny Krasnolud z siwą brodą i rzadkimi włosami, tworzącymi coś na kształt irokeza. Twarz pokrywały mu liczne tatuaże, a od nosa do ucha wisiał mu stary łańcuch, prawdopodobnie jako ozdoba.

– Dawać mi tego trolla! – wrzasnął i łypnął jedynym sprawnym okiem.

– Cicho, Gotrek – zganił go Dżabersmok – Troll nie żyje.

– Zginął z mojej ręki – Krasnolud starał się wypiąć zapadniętą pierś.

– Uspokój się, powtarzam. Znowu cię wsadzą w kaftan i naszprycują lekami.

– To ja zabiłem trolla, człeczyno!

– Dobra, Gotrek, ty zabiłeś – zgodził się wreszcie Piróg by zakończyć rozmowę – A teraz chodź tu i usiądź z nami.

Gotrek popatrzył podejrzliwie na rycerza, Niziołka i poczwarę ale wreszcie zamruczał coś pod nosem i dosiadł się do stolika.

– Wykończą nas – po chwili ciszy powtórzył Dżabersmok – Bilbo ma rację.

– Nie wszystkich – zaprotestował Piróg – Taki Behemot na przykład…

– Co z nim? – zapytał Niziołek – Szalenie rozsądny kot z niego był.

– Zapuścił sierść – odparł Piróg – I zbiera nagrody na wystawach jako rasowy pers. Podobno nieźle mu się wiedzie.

– Jest wykastrowany – wrzasnął Dżabersmok – Wysterylizowali go, rozumiesz? Zresztą nie mówmy o tym sierściuchu, sam chciał. Mówmy o nas.

– Zabiłem trolla – wtrącił się Krasnolud.

– Tak, Gotrek – wąsaty popatrzył na bezzębnego brodacza – Co proponujesz, Dżabuś? – dodał.

Dżabersmok mruknął coś pod pyskiem.

– Daj szluga.

– Palisz jak smok, Dżabuś – lekko zganił go Piróg po czym sam też zapalił – No więc?

– Uciekamy stąd, chłopaki.

Wąsaty mężczyzna zakrztusił się dymem z Giewonta.

– Te jabłka chyba naprawdę szkodzą – wycharczał w końcu.

– Chcę jeszcze raz zobaczyć góry – powiedział w ciszy jaka nastała Bilbo.

 

***

– Patrz! – odziana na biało świecąca postać wskazała drugiej, takiej samej, czwórkę przemykających nieopodal cieni – Uciekają. Gońmy ich.

– Daj spokój, Tron. Oni jeszcze wierzą w userów.

Tron, specjalny program zabezpieczający, pokręcił głową, ale uciekinierzy – dwóch małych, jeden duży i jedna poczwara – już niknęli w mroku. Z drzew spadły pierwsze liście, a gdzieś na horyzoncie rozległ się klangor żurawia szykującego się do odlotu. Nadchodziła jesień.

 

***

– Gdzie są trolle człeczyno? – mamlał Gotrek.

– Tam za tym pagórkiem – pokazał Piróg, bo dość miał już ględzenia starego Krasnoluda.

– W takim razie w drogę! – Zabójca Trolli z trudem wstał i ruszył do przodu – Ogarnął mnie szał bojowy!

– Chyba katar bojowy – wtrącił Dżabersmok słysząc potężne kichnięcie Krasnoluda – Przeziębiłeś się Gotrek.

– Kiedy uciekłem z niewoli Króla Elfów też nabawiłem się kataru – rozmarzył się stary Niziołek.

– Znowu zaczyna – syknęła poczwara – Daj papierosa, Piróg.

– Dżabuś, ten nałóg w końcu cię zabije.

– Przynajmniej wiem na co umrę, nie tak jak ten biedny Detrytus – odparł Dżabersmok i zaciągnął się potężnie.

– Troll? – zainteresował się Krasnolud – Gdzie?

– Tam – wąsaty Piróg wskazał palcem całkiem inne miejsce niż poprzednio.

– W takim razie w drogę!

– Stójcie! – popatrzyli na Bilba energicznie machającego laską – Ktoś tu idzie! Gdzie moje Żądełko? Gdzie moje Żądełko?

– Troll?

– Przyjaciel? – Dżabersmok rozejrzał się niepewnie.

– W Górach Szarych? Przyjaciel? – Piróg potrząsnął głową – Wątpię.

– Wreszcie walka – Gotrek rozdziawił gębę w bezzębnym uśmiechu – Chodźcie tu!

– Po co przyszliście? – zza pleców dobiegł ich cichy, łagodny kobiecy alt.

Drużyna odwróciła się i zamarła. Między skałami stała wysoka postać. Kobieta odziana była w lekką, zwiewną białą szatę, delikatną niby pajęczyna. Aż dziw brał, że jesienny chłód nie robił na niej wrażenia. Czarne, hebanowe, włosy przystrojone miała perłami migoczącymi niby tęcza.

– Pani – zaczął, bardzo niepewnie, Piróg.

– Po co przyszliście? – zapytała ponownie.

– Po walkę – pierwszy otrząsnął się Krasnolud.

– Po przygodę – Niziołek starał się wypatrzeć w oczach kobiety choć śladu pokrewieństwa z Elfami Wysokiego Rodu.

– Po złoto – dodał wąsaty odzyskując rezon.

– A tak sobie – mruknął cicho Dżabersmok i zaniósł się potężnym kaszlem.

– Głuptasy – uśmiechnęła się kobieta – W Szarych Górach nie ma złota. Nie ma też z kim walczyć. A przygoda? Można powiedzieć, że już więcej żadna was nie spotka.

– Ale jak to? – zdziwił się Piróg a gdzieś w powietrzu rozległ się klangor żurawi.

Nagle Bilbo dojrzał w jej oczach coś, czego nigdy nie chciał zobaczyć. Przełknął ślinę, wypuścił laskę i upadł na kolana. Wtedy Piróg i Gotrek zrozumieli. Zabójca Trolli zaklął, a wąsaty rycerz doskoczył do Dżabersmoka i jął szarpać poczwarę.

– Pluń, pluń ogniem, Dżabuś. Proszę!

Dżabersmok nadął się, ale z płuc wyleciało mu tylko trochę dymu śmierdzącego Giewontami.

– Żegnajcie – zaśmiała się Nicość.

 

***

Bastian Bux zamknął księgę i odłożył na półkę. Może ktoś kiedyś jeszcze po nią sięgnie, pomyślał. Chociaż szczerze w to wątpił. Odkąd najmłodszy syn dostał nową konsolę, słowo pisane poszło w odstawkę na dobre. Zanim wyszedł do pracy, zajrzał jeszcze do dużego pokoju, gdzie dwójka starszych pociech oglądała jakąś komedię. Na ekranie stał mężczyzna z ciastem przymocowanym w okolicach krocza. Dzieciaki zanosiły się śmiechem. Bastian pokręcił głową, założył na uszy najnowszą mp3 i włączył swój ulubiony przebój Limahla. Po chwili znalazł się na zatłoczonej ulicy i ruszył przed siebie. Życie toczyło się dalej.

Koniec

Komentarze

Nie jestem pewny czy nie powinno być przecinków w:
"- Proszę - siedzący obok mężczyzna z potężnymi, pożółkłymi od tytoniu wąsami podał staruszkowi paczkę papierosów."-
"Kiedy uspokoił się już na tyle, by móc mówić, spojrzał na wąsatego."
"Słysząc słowo troll z kąta sali wybiegł, czy też może wytruchtał, wiekowy, bezzębny Krasnolud z siwą brodą i rzadkimi włosami tworzącymi coś na kształt irokeza."
"- Patrz! - odziana na biało świecąca postać wskazała drugiej, takiej samej, czwórkę postaci - Uciekają. Gońmy ich."
"Z drzew spadły pierwsze liście, a gdzieś na horyzoncie rozległ się klangor żurawia szykującego się do odlotu."- jako dygresja.
"- Tam za tym pagórkiem - pokazał Piróg, bo dość miał już ględzenia starego Krasnoluda."
"Odkąd najmłodszy syn dostał nową konsolę, słowo pisane poszło w odstawkę na dobre."
"Zanim wyszedł do pracy, zajrzał jeszcze do dużego pokoju, gdzie dwójka starszych pociech oglądała jakąś komedię."
I jeszcze kilka iejsc.
Te przecinki mi zupełnie zepsuły radość czytania. A jeśli chodzi o fabułę, zwłaszcza puentę, to bardziej mnie zasmuciła niż rozśmieszyła.

jeszcze "rzadkimi włosami, tworzącymi coś na kształt irokeza".
Przynajmniej sobie potrenowałem.

A kto powiedział, że śmieszne ma być wesołe?

A co do przecinków, to biję się w piersi i już poprawiam (po prostu nie ma między mną a nimi miłości)

A kto powiedział, że śmieszne ma być wesołe?

A co do przecinków, to biję się w piersi i już poprawiam (po prostu nie ma między mną a nimi miłości)

Opowiadanie niezbyt radosne, chociaz Giewonty (mój ojciec takimi się 'delektował') i dla przykladu wymiana zdań:
"- Co tam słychać?
- Stare smoki nie chcą zdychać."
wywołały uśmiech...
Ogólnie fajne ale nie wiem czy to dobry wybór z umieszczeniem tego tekstu w kosmikomice...

Jak już wspominałem, moje poczucie humoru dalekie jest od radosnego :)

Więcej tu ironii, a całkiem sporo szczerej troski o współczesną literaturę fantasy - naśmiewam się tu z niej, z jej krytyków - przynajmniej 10 (i to nie tylko fantastycznych) dzieł tu parodiuję bądź w jakiś sposób dotykam.

Jak kogo to bawi, niech poszuka jakich dzieł :)

- Patrz! - odziana na biało świecąca postać wskazała drugiej, takiej samej, czwórkę postaci

sugeruję, by na biało świecąca postać wskazała drugiej, może być i takiej samej, czwórkę mężczyzn. Uciekinierów? Albo świecący na biało mężczyzna. Coś wymyślisz;)

A sam tekst? Muszę powiedzieć, tu i tam się zaśmiałem. Fajny nawet. Gdzieniegdzie trafne odniesienia. Gdzie indziej rzeczy śmieszne same w sobie. A zakończenie... Chmmm... Pół-wzruszające. Widzę, że nie miało być śmieszne, przez co nie komponuje się z resztą, mimo swej... Jak to określić... Trafności, powiedziałbym. To tyle z mojej strony.
Pozdrawiam,
Horn.

Ay
Uciekinierów tam za dużo w okolicy, poodbnie jak postaci - dopisałem więc nieco dłuższy, bardziej pompatyczny (kiczowaty?) kawałek.
A zakończenie takie miało być odpoczątku cny Urbanie. Gorzkie, ale jak sam zauważyłeś, trafne.

Cóż, nie umiem rechotać jak Rabelais. Sorry, Gregory (Peck). W moim wydaniu każdy śmiech jest w końcu gorzki. Przynajmniej na papierze.

Pozdrawiam i dziękuję za uwagi.
Adamas

OK, do konkursu.

Trochę dobrego, czarnego humoru z nutką nostalgii. Bardzo fajne opowiadanie, ale chyba nieco zbyt refleksyje na Kosmikomikę... Chociaż z drugiej strony masz rację. Nie każdy humor musi być tandetnym slapstickiem rodem z "American Pie" ;) 


- Patrz! - odziana na biało świecąca postać wskazała drugiej, takiej samej, czwórkę przemykających nieopodal cieni

Mądre posunięcie, cny Adamasie. Na głowę bije me propozycje;)

Przyjemnie się czyta. Opowiadanie dobre, ale jednak nie na ten konkurs, bo - po prostu - nie jest śmieszne.

Opowiadanie jest poczciwe i nostalgiczne, ale na pewno nie śmieszne. Normalnie to by nie był zarzut, ale jednak biorę poprawkę na konkurs.
Gdyby nie było dopisku w nawiasie - byłoby zdecydowanie dobre. Nie genialne i cudowne, ale dobre. Sympatyczne.

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

ja tam się zaśmiałem kilka razy... Nie był to wybuch śmiechu ale coś lepszego... radosne "ha" w duszy:D
Bardzo mi się podoba Twój styl pisania... Błędy? nawet nie szukałem... chyba nie było nic co by mnie raziło...

pozdrawiam autora:D

http://tatanafroncie.wordpress.com/

Pierwszy duży minus - Limahl. Muzyka, która dla mnie jest ucieleśnieniem kiczu. New romantic i ja mam niesmak na twarzy.
Po drugie - przekaz jest generalizatorski i uproszczający. Ludzie głupi byli, są i będą, to nie zależy od czasów - jak sugeruje opowiadanie. Głupie komedie też nie są niczym nowym.
A wcześniejsza część opowiadania? Cóż, tak jakby klimat przerzuca się na czytelnika - mi się czytać nie chciało.

Nowa Fantastyka