- Opowiadanie: Shilla - Faster, Longer, Harder: Desert Strom 2255 AD

Faster, Longer, Harder: Desert Strom 2255 AD

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Faster, Longer, Harder: Desert Strom 2255 AD

Huk eksplozji zatrząsł piaszczystym gruntem, dwa skorpiony, które przed chwilą zajadle walczyły o prawo do upolowanej zdobyczy, pierzchły czym prędzej, niknąc gdzieś głęboko w swych ciemnych norkach.

Ciemność, martwa cisza… po chwili włącza się awaryjne zasilanie; słychać szum radia – czyiś głos trzeszczy w słuchawkach:

– Adr… Adrianne… Słyszysz mnie?.. Do jasnej cholery ZGŁOŚ się! -

Sierżant Adrianne Walker – na wpół przytomna, powoli odzyskuje świadomość; lekka mgiełka przestała zalewać wzrok, wróciła jej też ostrość widzenia. Czym prędzej rozejrzała się po kokpicie, ale nie dopatrzyła się żadnych uszkodzeń – oprzyrządowanie i urządzenia nawigacyjne wyglądały na sprawne. Bez chwili zwłoki chwyciła za ster i postawiła maszynę na nogi.

Tak jak się spodziewała: XLR – 59 nie odniósł większych obrażeń. Mech był hybrydą wersji lekkiej z assault. Co prawda nie był już tak zwrotny i szybki jak wersja lekka – wzmocniony pancerz jednak trochę ważył – ale za to też nie obracał się tak łatwo w stertę płonącego złomu, szczególnie pod wpływem byle pierdnięcia, czego najlepszym dowodem było to, że sępy nie rozrywały jej teraz na kawałki.

Znajdowała się w gęstej chmurze dymu, co mogła wykorzystać jako kamuflaż.

– Tu Adrianne, odbiór – oznajmiła starając się nawiązać łączność z dowództwem. Zaczekała chwilę i nic – tylko szum odbiornika… Po chwili powtórzyła raz jeszcze, ale i tym razem nie doczekała się żadnej odpowiedzi. Dopiero teraz dotarło do niej, że kodowany kanał jest martwy.

Nagle błysnęła kontrolka transmitera, wnętrze maszyny zalała szkarłatna poświata – ktoś nadawał na kanale lokalnym…

 

Shalzid załatwiał właśnie potrzebę fizjologiczną, kiedy coś błysło na horyzoncie, burząc romantyczną scenerię pustynnego krajobrazu, który jakże pozytywnie oddziaływał na niego – w tych chwilach, kiedy naprawdę musiał się skupić…

Szybko powstał z klęczek; jedną ręką starając się podciągnąć zwisające spodnie, zaś drugą obmacując boczne kieszenie kamizelki w poszukiwaniu lornetki. W końcu, po chwili, gdy zapasy z własnym odzieniem dobiegł końca; z zapiętymi spodniami i lornetką w ręku, leżąc na piaskowej wydmie, szukał owej rzeczy, która śmiała zakłócić jego dotychczasowy porządek.

Wizjer ''bionikli'' wyświetlał kolejno dane; prędkość, odległość – a ta druga szybko się zmniejszała… Obiekt z sekundy na sekundę rósł w szkiełku wizjera. Rozmazane, zlewające się kontury nabierały wyraźnego kształtu.

Shalzid wiedział już, że ów rozpraszacz uwagi to nic innego jak bojowy robot, a dokładnie – mech gildii, co można było miarkować po kolorystyce, jak i głowie stylizowanej na drapieżnego ptaka, która wieńczyła zarys całej konstrukcji.

Posiadając teraz wszystkie niezbędne informacje ruszył w kierunku własnej ''zabawki''. Odciągnął płótno w kolorze khaki, który świetnie ją maskował. Uśmiechnął się widząc, że akumulatory zdążyły się podładować. Nie czekając ani sekundy dłużej wskoczył na pokład, po krótkim skanie siatkówki oka kokpit maszyny zapłonął zimnym ogniem lampek kontrolnych. Goliat – tak go nazywał – biegł teraz mechowi gildii na spotkanie.

– Psie niewierny! – wrzeszczał dziko Shalzid. – Zobaczysz, zgotujemy wam tutaj prawdziwe piekło – ciągnął dalej – Ty i ta cała hołota, która okupuję tę ziemię… będziecie wkrótce gryźć piach… Ooo tak, a na początek zacznę WŁAŚNIE się od ciebie…

Goliat wybiegł zza wydmy. Cel znajdował się w odpowiedniej odległości, nic nie stało na przeszkodzie, aby posłać w jego kierunku parę mniejszych rakiet.

Shalzid dokonał szybkiego pomiaru i pociągnął za spust kontrolera. Coś zaświszczało, po czym z wyrzutni na prawym ramieniu goliata strzelił snop ognia i iskier – trzy małe pociski krótkiego zasięgu zmierzały z zawrotną prędkością w stronę celu.

Parę sekund później następuje krótki rozbłysk, po czym gęsta chmura dymu uniosła się w powietrze; na twarzy pilota zagości szeroki uśmiech, lecz jego radość nie trwała długo, kiedy opadł dym dotarło do niego, jaki błąd popełnił…

Pociski nie były samonaprowadzające, co prawda cel pędził w linii prostej, ale na nic się to zdało, gdyż prawdopodobnie pomiar był niedokładny – wroga maszyna nie dość, że prawie wcale nie została uszkodzona, to jeszcze zaczęła z wolna stawać na nogi – Shalzid uświadomił sobie, że chybił; pociski musiały uderzyć gdzieś obok.

Rozwścieczony szarpnął dziko za cyngiel, ale okazało się, że przez nierozwagę jego cały arsenał poszedł – dosłownie – z dymem. W tym momencie mężczyzna był zmuszony, aby dokonać szybkiej i zimnej kalkulacji.

– niech to szlag! – zawył – mój cały arsenał stanowią już tylko dwa szybkostrzelne działka plazmowe i gołe metalowe pieści! Trudno… niech i tak będzie… do raju nie idzie się za darmo…

 

…Sierżant Walker nagle zamarła w bezruchu; w jej słuchawkach rozbrzmiewał teraz dziki gardłowy głos:

– Dżihad! – wył ktoś przeciągle na kanale lokalnym.

''No tak, zasrane arabusy, któż by inny…'' pomyślała. ''To ten skurkowaniec zmajstrował mi te całe fajerwerki! Cholera, co ja teraz zrobię? Broń najprawdopodobniej stopiło ciepło wytworzone podczas eksplozji, albo została odrzucona nie wiadomo gdzie…''

Zachowanie agresora wydawało się jej co najmniej dziwne… Już dawno powinna nie żyć. ''Dlaczego nie strzelał? Chyba… że tak samo – jak i ona – był pozbawiony broni'', taka opcja była by dla niej bardzo korzystna – wyrównywała szanse, a może i nawet dało się dzięki temu wytworzyć przewagę…

– No dobra, proszę bardzo… skoro chcesz zatańczyć, ale jest jedno ALE fajfusie… W tym tańcu ja prowadzę – wykrzyczała do transmitera, po czym wstukała coś na panelu konsoli. Jej dłonie zacisnęły się na dżojstikach, a prawa stopa wbiła się w pedał gazu.

– Show me what you got! – nadała na lokalnym. Z silników zawieszonych z tyłu buchnął błękitny płomień, i w tym momencie robot strzelił do przodu, niczym kula wystrzelona z armaty.

– Mam cię! – syknęła.

Wizjer prawego oka zblokował czerwoną obwódkę na czarnym, masywnym kształcie, znajdującym się jakieś pięćset metrów przed nią. Dodała by więcej gazu, gdyby tylko mogła – niestety, z tej kruszynki nic więcej wycisnąć się nie dało… ''Tyle musi wystarczyć” pomyślała. Zresztą pędziła już i tak szaleńcze szybko, aż dziwo brało, że nie trzęsło za bardzo w kabinie.

W chwili, kiedy dzielił ich dystans zaledwie 150 metrów napastnik odpowiedział ogniem; seria krótkich zielonych nitek wystrzeliła z działek, które były zamontowane na przedramionach kolosa.

– Cholera! – Adrianne zaklęła i wykonała szybki unik w lewo. – A jednak się przeliczyłam… to było do przewidzenia, ale jestem głupia! – stwierdziła, następnie w nagłym przypływie gniewu zawarczała coś sama do siebie. Ucieczka byłaby zapewne lepszą opcją, w końcu nie jest to pierwszy raz, kiedy jej wojownicza natura wpędza ją w takie kłopoty – stąd zresztą stopień sierżanta…

 

Shalzid miał go na muszce, plazmowe działka pluły na przemian serią morderczych wiązek, a mimo to wciąż żaden z owych promieni nawet nie musnął celu… Maszyna sterowana przez przeciwnika była niebywale szybka – pilot zresztą też niczego sobie. Już dawno nie toczył tak wymagającego pojedynku. Starał się przewidzieć ruch przeciwnika, martwiło go co się stanie, kiedy broń się zgrzeje… Cóż, zawsze zostaje rozwiązanie ostateczne – zdetonuje się kiedy wróg będzie dostatecznie blisko…

 

Brawura i totalna głupota – tylko te słowa przychodziły Adrianne do głowy na określenie tego, co właśnie w tej chwili wyprawiała; czuła się raczej, jak baletnica, a nie żołnierz za sterami mecha – unik, podskok, znowu unik… Zaczynało ją to już powoli nudzić, gdy – w końcu – stało się to, na co tak cierpliwie czekała: napastnik wstrzymał ogień…

 

I stało się – karabiny na przedramionach Goliata nie były wstanie wystrzelić żadnej wiązki, co prawda był większy i bardziej wytrzymalszy niż maszyna najeźdźcy, ale przez to też nie miał szans w walce w zwarciu – wystarczy, że wrogi mech szybko zajdzie go od tyłu i położy swoje ciężkie łapska na włazie…

Shalzid bez chwili namysłu rozpoczął szarże wprost na przeciwnika, odbezpieczył guzik odpowiedzialny za detonację i delikatnie przyłożył do niego lewy kciuk. Zaledwie sekundy dzieliły go od celu – z jego perspektywy była to wieczność. We wnętrzu Goliata rozlegała się desperacka – wręcz dzika – inkantacja modlitwy – modlitwy, która była ostatnią w trzydziestotrzyletnim żywocie Shalzida. Zamknął oczy upragnienie wyczekując chwili, kiedy bez wstydu stanie przed obliczem stwórcy…

 

Rozległ się donośny huk, oderwały się i pospadały drobne grudki kamienia z pobliskich półek skalnych. Statyczny krajobraz na krótki moment zapulsował co cieplejszymi kolorami; od oślepiająco jasno pomarańczowego aż do szkarłatnej krwistej czerwieni. W powietrze wzbił się gęsty dym – niemalże lepki, niezliczone drobinki piasku tańczyły na wietrze. Szczątki maszyn – te które nie zdążyły wyparować – zapewne leżały teraz gdzieś – rozrzucone we wszystkich kierunkach świata, i zapewne będą tak trwały, dopóki nie strawi ich piasek pustyni.

 

Dotyk chłodu musnął jej prawy policzek; sprawił, iż czarne krótko obcięte włosy lekko się zjeżyły. Obudziła się – nie wiedząc po raz wtóry tego dnia. Ostrożnie, bardzo powoli otworzyła oczy, bojąc się tego, co może zobaczyć, ale jej najgorsze obawy prędko zostały rozwiane.

Czyste, spokojne niebo… jakieś takie trochę inne. ''aż nadto błękitne'' pomyślała. Wrażenie najprawdopodobniej potęgowało fakt, iż zbyt zbyt wiele czasu spędzała za sterami tych cholernych, morderczych maszyn…

''Ale kij z tą całą filozofią… Najważniejsze – i za to dziękuje stwórcy, o ile takowy istnieje – że udało mi się katapultować w ostatnim momencie… Jednak dobrze kalkulowałam, licząc na to, że ten zawszony dzikus będzie się chciał wysadzić… I gdyby tylko wiedział, że został pokonany przez kobietę…''

Cała obolała z trudem podniosła się na nogi. Znajdowała się jakieś pół kilometra od miejsca starcie. Tam gdzie niedawno walczyły zaciekle dwa roboty, z piaszczystej ziemi ział wielki, czarny, osmolony krater.

''Nie ma to jak, our American way of life…'' pomyślała Adrianne Walker i zaśmiała się najgłośniej, jak tylko potrafiła. Wicher który zawodził między skałami czym prędzej pochwycił ową triumfalną melodię i poniósł ją chen daleko w świat.

 

Koniec

Komentarze

"Huk eksplozji zatrząsł piaszczystym gruntem"- eksplozja może wstrząsnąc gruntem. Huk eksplozji nie.
"Shalzid załatwiał właśnie własną potrzebę fizjologiczną, kiedy coś błysło na horyzoncie, burząc romantyczną scenerię pustynnego krajobrazu,"- a teraz wyobraziłem sobie "Shalzid załatwiał właśnie cudzą potrzebę fiziologiczną":). "Swoją" niepotrzebne.
"Niewyraźnie, zlewające się kontury nabierały wyraźnego kształtu."
Częste powtórzenia oraz nadmiar wielokropków, oraz nie zawsze szczęśliwie użyte znaki interpunkcyjne, np:
"'To ten skurkowaniec zmajstrował mi - te całe fajerwerki!"
Hmm... mi się coś popieprzyło, czy z swojej perspektywy Walker była unieruchomiona, a Shalzid widział jak na niego napieprzała?
"Rozległ się donośny huk, oderwały się i pospadały drobne grudki kamienia z pobliskich półek skalnych. Statyczny krajobraz na krótki moment zapulsował co cieplejszymi kolorami; od oślepiająco jasno pomarańczowego aż do szkarłatnej krwistej czerwieni."- nieudany opis. Otóż, żeby zwizualizować ogromne bum, mówisz: " oderwały się i pospadały drobne grudki kamienia z pobliskich półek skalnych." po czym "statyczny krajobraz"(jest coś takiego? Statyczny krajobraz, niestatyczny krajobraz, aktywny krajobraz?) " zapulsował co cieplejszymi kolorami;" .
Heh, nawet miło się czytało, chociaż to zupełnie nie są moje klimaty. Nie lubię mechów- tak naprawdę z tym super drogimi bydlętami poradziłby sobie byle oddział współczesnej piechoty z wsparciem lotniczym\artyleryjskim.
W każdym razie daję subiektywną czwórkę.

Błędy wymienił Lassar. Kompletnie nie moje klimaty, więc powstrzymuję się od komentarza.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

No dobra... Jeśli chodzi o ''Huk eksplozji'' to juz przed publikacją wiedziałam, że ktoś to zauważy, ale zdanie mi pasowało i szkoda było zmieniać. W najgorszym wypadku mozna przyjąć, że skoro - jest huk, to jest i fala dzwiękowa, a ta sobie może wstrząsnąć... Odnosnie wielokropków i interpunkcji to stawiam raczej po swojemu. Nad opisem faktycznie mogłam więcej pracować, ale wydaje mi się, że mimo to nie jest jeszcze taki nagorszy. W sumie ten końcowy opis - w zalożeniu - mial pełnić rolę trochę dalszego kadru, poza głównymi bohaterami... Niektóre rzeczy zostały specialnie przemilczane, żeby czytelnik mial się nad czym trapić. Opowiadanie powstało jeden dzień... Następnym razem postaram sie pracować trochę dłużej - na pewno przyniesie to lepszy efekt. Dziękuję za ocenę i pozdrawiam!

"Odciągną płótno w kolorze khaki, który świetnie ją maskował. Uśmiechną się widząc, że akumulatory zdążyły się podładować". => w tym fragmencie brakuje dwóch literek "ł". Sama zgadnij gdzie.

Poza tym Muzulmanie nie modlą się ad hoc, tylko pięć razy dziennie o określonych porach. Jak już miał coś mówić to mógł powiedzieć np. "Allah akbar". Modlić się wręcz nie powinien, ponieważ we wcześniejszej scenie robił siku (to wymusiłoby konieczność rytualnych ablucji).

Ok, wiem, że się czepiam, ale gloryfikacja "American way of life" mnie wkurza. Poza tym, Muzułmanie wcale nie uważają kobiet za coś gorszego (wbrew obiegowej opinii). Poczytaj sobie tu:  http://www.wiez.com.pl/islam/

Za to fascynacja anime widoczna jak na dłoni (mechy). Niech zgadnę, "Code: Geass"? 

Zaczne może od sprawy nawiązania i od razu rozwieje wątpliwość.  Nie jest to "Code: Geass", nawet nie oglądałam, co nie zmienia faktu, że uwielbiam japońską animację - w tym miałeś rację. Odnośnie modlitwy. Dlaczego nie mógł modlić się przed śmiercią? Jest rok 2255 i może obyczaje się zmieniły, a może jest to świat alternatywny? A ostatni fragment wcale nie gloryfikuje '' American way of life''. Zresztą wszystko wygląda tak, a nie inaczej, bo sluży fabule. Mam nadzieję, że opowiadanie się podobało. Podzdrawiam!

Spoko luz :) Ogólnie było bardzo fajnie. Chciałam tylko zwrócić Twoją uwagę na szczegóły. W sumie masz rację - to w końcu fantastyka, a większość czytelników i tak nie intersuje się obyczajami innych religii. Ale jeżeli chcesz kontynuować wątek to link, który podałam może okazać się ciekawą inspiracją. Ja też lubię anime i szczerze polecam "Code: Geass" i "Hellsing: Ultimate". Oba seriale są totalnie przegięte, ale o to właśnie chodzi ;)

Mi się podobały: Neon Genesis Evangelion i Blue Gender. Ten link to bardzo dobry pomysł, na pewno skorzystam - o ile będę jeszcze pisac cos na ten temat...W sumie mogę napisac coś jeszcze, ale muszę jeszcze trochę popracować nad warsztatem. PS Bardzo ładnie piszesz, Ranferiel: dialogi, struktura samego tekstu... ktoś mógłby się wiele nauczyć.

". Poza tym, Muzułmanie wcale nie uważają kobiet za coś gorszego (...)  Poczytaj sobie tu: http://www.wiez.com.pl/islam/" - Ranferiel, jedyne co tam znalazłem to fakt, że koran stawia równo kobietę i mężczyznę. I tyle. A to, wybacz, żaden dowód. Biblia od średniowiecza również się nie zmieniła. A co tak naprawdę mamy w większości krajów muzułmańskich? Mamy monogamie, mamy możliwość własnoręcznego ukarania żony przez męża, mamy "ustawiane" mariaże, mamy egzekucje czynione np. z powodu tak poważnych przestępstw jak nałożenie makijażu czy też (o zgrozo!) chwilowe odsłonięcie twarzy (szerzej opisywała to np: Oriana Fallaci) , mamy również bardzo rozpowszechniony zwyczaj wycinania małym dziewczynkom łechczki (o którym się w kontekście islamu jakoś nic nie mówi). Oczywiście, utożsamianie całego islamu z tym złem byłoby krzywdzące, tyle, że te praktyki wciąż istnieją i dobrze się mają. I lepiej o tym nie zapominać, jeśli nie chcemy (tj. Europejczycy) obudzić się kiedyś z ręką w nocniku.

Opowiadanie przeciętne. Lepsze od poprzedniego, ale przeciętne. Mówisz, że obyczaje się mogły zmienić. Ja rozumiem to tłumaczenie. Jest jednak jedno "ale". Nie sugerujesz zupełnie, że coś miałoby się zmienić w warstwie obyczajowej. Tym samym czytelnik zakłada, że jest tak samo i pojawiają się pytania. A najważniejszą prawdą, którą twórca musi zrozumieć jest ta, że jeżeli czytelnikowi coś w opowiadaniu nie gra, to jest to problem twórcy, a nie czytelnika. Jest z czego wybierać na rynku literackim, więc czytelnik jest na wagę złota. Trzeba o niego dbać:)
Pisz dalej, rozwijaj się. Będzie coraz lepiej.

Przeciętne, czy też nie... jedno jest pewne - szybko się czyta, a to jest najważniejsze. I w dodatku to totalny  ''old school'' ;p

Heh, autor raczej nie powinien pisać, czy jego opowiadanie szybko się czyta. Mi się czytało wolno. Poczytaj na tej stronce opowiadania Eferelina Randa. Jego twórczość się szybko czyta:)

Mam jedną zasadniczą uwagę odnośnie tego opowiadania - umyka mi sens tekstu. Amerykanka w mechu naparza się z muzułmaninem w mechu. I w sumie tyle. Z tekstu nic nie wynika. Tytułowy rok 2255 w sumie nie ma żadnego znaczenia, bo nie podałaś ani tła konfliktu ani w sumie żadnej informacji o ówczesnym świecie, a tego mi zdecydowanie zabrakło.

Również oceniam tekst jako raczej przeciętny. Przydałoby się więcej fabuły, a mniej techniczne opisu samej walki.

Pozdrawiam.

Niektóre sprawy zostały przemilczanie, bo wierzę w coś takiego, jak inteligencja czytelnika. Widzę jednak, że tekst wymaga objaśnienia. So adjust your seatbelts, because we are about to start...

 

Tło i podstawa konfliktu zostały objaśnione w pierwszym akapicie: ''...dwa skorpiony, które przed chwilą zajadle walczyły o prawo do upolowanej zdobyczy...''. Czyli jak wiemy z życia i lekcji historii, źródłem wszelkich konfliktów jest najczęściej chciwość – wiem, brzmi to bardzo trywialnie, ale właśnie taka jest często nasza rzeczywistość. A teraz, już uświadomieni, że motorem napędowym owego konfliktu jest chęć zagarnięcia czegoś przez drugą stronę, możemy wyruszyć w dalszą drogę...

 

Akcja została umiejscowiona na Bliskim Wschodzie ze względu na kontekst (pełno tego w internecie i telewizji).

 

- Oh My God, what is the story about!? - ktoś może krzyknąć... Już odpowiadam: Jest to klasyczny ''DUEL''. Motywem przewodnim historii jest walka, i o dziwo to nie roboty grają główne skrzypce... Na polu walki stają naprzeciw siebie diwie różne natury: kobieca i męska. Kobieta w swoich działaniach jest bardziej porywcza i intuicyjna. Mężczyzna ryzykuje, ale nie stroni przy tym od opanowania i logiki.

 

Teraz różnice charakterów: Shalzid walczy w imię ideałów - '' Zamknął oczy upragnienie wyczekując chwili, kiedy bez wstydu stanie przed obliczem stwórcy''. Adrianne robi to dla siebie - '' w końcu nie jest to pierwszy raz, kiedy jej wojownicza natura wpędza ją w takie kłopoty – stąd zresztą stopień sierżanta''.

 

Można by dywagować na takie tematy jak fakt, że mech Shalzida nazywa się ''Goliat'', co bardziej rozgarnięty czytelnik już wie, kto wygra – a mianowicie ten słabszy, zawdzięczając to sprytowi oczywiście.

 

Sprawy techniczne: akcja została opisana z dwóch różnych perspektyw, plus lekka ''Slow Motion Narration'' Wcale nie mówię, że opowiadanie jest dobre, ale należy doszukiwać się też plusów. Dziękuję i pozdrawiam!

 

 

 

Nowa Fantastyka