- Opowiadanie: Raven - Zły Trapez (FANTASTYCZNY KICZ 2011)

Zły Trapez (FANTASTYCZNY KICZ 2011)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Zły Trapez (FANTASTYCZNY KICZ 2011)

I oto jesteście… Jesteście w świecie, w którym Adolf Hitler nie był „tym Adolfem z wąsem” a jedynie: zwykłym zjadaczem bigosu, smakoszem alkoholi i samotnym ojcem, próbującym wychować syna.

 

***

– No, czas najwyższy spać – oznajmił Adolf.

– Jeszcze nie papo – naburmuszył się Stalinek. – Oglądam właśnie Donalda – dodał.

– Starczy tych brutalnych kreskówek… One niszczą twój piękny umysł synku – rzekł stanowczo ojciec, po czym zgasił telewizor.

– Tato nie… Zabiłeś Donalda, on znikł i już nie wróci – krzyczał ze łzami w oczach syn, bijąc pięściami w podłogę.

Ojciec stał i bez słowa przyglądał się owemu zajściu.

– Stalinku, skończ już te przedstawienie.

Rozpacz chłopca po chwili przeszła w ciche chrumkanie i pociąganie nosem. Otarł łzy, wstał z podłogi, podszedł do odbiornika, chwycił go mocno i uniósł do góry.

– Donald słyszysz mnie, Donald? – Krzyczał, wpatrując się w czarny ekran, jakby chciał przebić wzrokiem ciemność, trząchając przy tym szaleńczo odbiornikiem.

– Wróci, wróci. Odstaw telewizor na swoje miejsce, a za tydzień znów będzie w kolorowym pudełku. Będziesz mógł go oglądać i z nim porozmawiać.

– No dobrze, odstawię telewizor… – Odparł Stalinek. – Ale co dostanę w zamian? – Spojrzał pytająco na ojca.

– Wpierdol?

– Co?

– Doczepiane wąsy?

– Nieeee… – Odpowiedział przeciągle.

– Wiesz, zawsze mogę opowiedzieć ci historię na dobranoc. Jeśli oczywiście chcesz?

– A tak, tak – odparł uradowany chłopiec, odstawiając telewizor.

– Będzie to historia straszliwa… historia o złym Trapezie!!

– A co to jest?– Spytał zaciekawiony.

– Nie, co, lecz kto synku? – Odparł ojciec. – Leć teraz do łazienki, umyj się i raz, raz do łóżka. Woda w misce już przygotowana. Pamiętaj, że musimy oszczędzać…

Stalinek skinął głową i ruszył w stronę łazienki.

– I jeszcze raz powtarzam… – chłopiec zatrzymał się i spojrzał na ojca. – Najpierw myj zęby i buzię, a później dopiero nogi, nigdy na odwrót, jak to było tydzień temu.

– Tak jest papo – odparł.

Stalinek leżał w łóżku i czekał na przybycie ojca.

– Już jestem gotowy – krzyczał. – Już czekam papo – ponaglał.

– Dobra już idę, daj staruchowi się trochę napić – wymamrotał, po czym pociągnął prosto z butli dużego łyka i poszedł do pokoju syna.

Zasiadł na chyboczącym się krześle, stojącym obok łóżka. Przygasił lekko światło lampki nocnej, by nie kuło tak w oczy dużym poborem prądu. Trzeba oszczędzać! Postawił przy nodze otwartą butelkę taniego sikacza.

– Masz już 27 lat, tak więc myślę, że dorosłeś do historii, która chcę ci opowiedzieć. – Zatrzymał się na chwilę, pociągnął łyka, po czym dopowiedział: – A jest to historia straszliwa, straszliwa – mówił szaleńczo gestykulując i wytrzeszczając oczy na Stalinka, któremu ze strachu zjeżyło się parę włosów na klacie.

– O tak, tak…Hi, hi, hi – rechotał rozbawiony synek, klaszcząc w dłonie.

– Żył sobie kiedyś chłopak bardzo podobny do Ciebie…

– Podobny do mnie…?

– Spokojnie synu, nie podniecaj się, daj mi opowiadać – stwierdził ojciec.

– Dobrze już będę cicho.

– Więc tak… – Odchrząknął ojciec. – Żył sobie kiedyś chłopiec, którego zwali Trapez. Pewnie chcesz wiedzieć, czemu go tak nazywano? – Uprzedził pytanie syna.

– Pewnie tak… Oczywiście, że tak – odpowiedział radośnie chłopiec.

– Był on bardzo nieszczęśliwy… Zawsze, gdy się śmiał inni płakali, ptaki spadały z drzew, a same drzewa gubiły natychmiast liście.

– Straszne. – Rzekł Stalinek, wzdrygnął się i naciągnął kołdrę pod sam nos.

– Pamiętam jak jednego razu smalił cholewki do niejakiej Marioli… Niestety z nieznanych przyczyn dziewczyna wyłysiała i oślepła…

– Ale, dlaczego?

– Bo jego usta przybierały nieludzki kształt trapezu. Niczym otchłań piekielna, niczym…

– I to był jedynym powodem?

– Nie wiem… Może… A może to wina jakichś wyziewów, czy coś – pociągnął łyka z butli. – Po tylu latach doszedłem do wniosku, że był prawdopodobnie niedorozwinięty. Może to było właśnie przyczyną tych nieszczęść, a może po prostu był wysłannikiem piekieł…

– A co to znaczy niedorozwinięty?

– Wiesz… ciężko to wytłumaczyć. Hmm… może weźmy przykład twojego przyjaciela – Michałka. Biedak biega wciąż w około bloku myśląc, że ścigają go mordercze oposy.

– Ależ tato, to jest prawda. – Wtrącił się chłopiec. – Sam widziałem… Mnie też gnały, ale przy dwudziestym okrążeniu zgubiliśmy ich – powiedział dumnie.

– Synku może, podałem zły przykład… Wybacz… Następnym razem wyjaśnię ci, co znaczy słowo niedorozwinięty, a teraz będę kontynuował. Więc Trapez, jak każdy człowiek chciał być bogaty, sławny i lubiany. Wymyślił sobie, że dokona napadu na aptekę, dzięki czemu zyska prestiż i status w dzielnicy. Nie marnując czasu stworzył plan doskonały – ale tylko w jego mniemaniu. Pamiętam to jak dziś…

– Co?

– Wtedy życie było prostsze – tłumaczył rozmarzony głosem Adolf. – Często leżałem na ławce trochu zmęczony piciem piwa, i trochu w stanie melancholii, gdyż piwo często szybko się kończyło. Gdy tak ciężko pracowałem, Trapez szykował się do natarcia. W dniu napadu kroczył dumnie przez osiedle w wysoko uniesioną głową, trzymając w ręku przedziwny worek. Na początku nie wiedziałem, po co mu ten worek, ale wszystko niebawem stało się jasne – był on napełniony gazem własnej produkcji i posłużył mu za broń podczas napadu.

– Jak to własnej produkcji? – Spytał zaciekawiony Stalinek.

– No, po prostu napierdział do wora.

– Acha!

– Dobra, więc dalej… Gdy tak sobie leżałem i leżałem, niespodziewanie rozległo sie okropne wycie syreny alarmowej, zerwałem się z ławki, a w następnej chwili ujrzałem pędzącego przez osiedle, z wielkim kartonem i worem w rękach Trapeza. Oglądał się, co chwila za siebie wypatrując pościgu. Widać było ogromne podniecenie na jego twarzy, które szybko znikło, po tym, jak za winkla wybiegło paru policjantów, wymachując w powietrzu pałkami. Doganiali go. Z każdą sekundą byli coraz bliżej i bliżej Trapeza. Niestety…

– Papo, co się stało potem?

– Nadepną na swój worek i runął jak długi na ziemię. Zawartość kartonu wysypała się na chodnik. Wszędzie pełno było gruszek do lewatywy. Trapez nerwowo zaczął zbierać łup, pakować go z powrotem do kartonu, nie zdążył i…

– I co? I co?

– I dopadła go policja. Młócili pałkami dotąd aż się poddał. Pała za pałą, i w łeb, i w kałdun, i po nerach… Cała akcja trwała może z parę minut.

– Straszne…

– Jak się później okazało Trapez zabrał z apteki tylko jeden karton gruszek do lewatywy. Po co? Nikt tego nie wie. On sam pewnie też nie wiedział. Może jak włączył się alarm capnął, to, co było pod ręką i dał dyla. Sąd był jednak łaskawy – wysłali go na leczenie psychiatryczne zamiast oskarżyć o napad z bronią w ręku. Dalsza historia życia Trapeza to już tylko domysły i plotki zasłyszane od ludzi. Chłopak nigdy nie wrócił do miasta. Ponoć w szpitalu poznał niejakiego Jezusa, z którym później uciekł w świat i słuch po nich zaginął. Ludzie powiadają, że zły Trapez stał się prawą ręką Jezusa, razem założyli tajemnicze stowarzyszenie… Czasami widziano postać dzierżącą w ręku wór pełen gazów, kroczącą o zmroku ulicami miast, szukającą nowych ofiar… pragnącą zemsty… i to jest koniec Stalinku.

– I co było dalej?

– Przecież mówiłem, że to koniec.

– To wszystko nie ma sensu, papo – stwierdził Stalinek.

– Raczej nie… To po prostu opowieść straszliwa. A czy wszystko musi mieć sens? – Zapytał po chwili samego siebie Adolf. – Teraz czas spać – ojciec wyszedł z pokoju gasząc światło. – Śpij dobrze synu.

Chłopiec nakrył się kołdrą po samą głowę i zaczął rozmyślać o historii, którą opowiedział mu ojciec.

– To wszystko ma jednak sens… Bohater, tak bohater. Jak dorosnę będę taki jak Trapez. Swoim workiem będę karał niegodziwych i bronił niewinnych. Będę…– Mamrotał pod nosem sam do siebie Stalinek, po czym zasnął.

Koniec

Komentarze

Nie ten konkurs...
A na początku myślałem, że będzie to jakiś fajny alhist z jajcem. :(
Dość fajne, ale przykro mnie to rzec, ale nie obstawiałbym, byś to właśnie Ty wygrał.

Zgadzam się, że to bardziej na Kosmikomikę pasuje. Kicz to żaden nie jest.
Samo opowiadanie, abstrahując na jaki konkurs się bardziej nadaje, jest w sumie głupiutkie i bez sensu. Mnie nie rozbawiło.

Pozdrawiam.

Mnie też :)
Ale bardziej pasuje w klimat tamtego konkursy. Bowiem kicz został już parę razy przedstawiony dużo fajniej w innych opowiadanich.

Słabe i kiepsko się czytało. Podobne w odbiorze do poprzedniego - "Jolene i wędrowiec". Taka sama bezsensowna historia o niczym.

A mnie rozbawiło i to nieźle. Faktycznie, gdybyś dał to na Komikę, byłyby większe szanse.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Zgadzam się z przedmówcami co do tego, że tekst bardziej pasuje na inny konkurs ;) Jak dla mnie nie realizuje żadnego z wyznaczników kiczu niestety - za mało tandetne, za mało przerysowane itd. Ale podejrzewam że i tak tej nocy przyśnią mi się mordercze oposy. Mam nadzieję, że uda mi się je zgubić :P

W jedną rękę kielich dajcie,

W drugą rękę wina dzban,

I nade mną zaśpiewajcie,

Umarł pijak, ale pan...

Jutro coś więcej napiszę, dzisiaj jestem zbyt...

Dzięki za komentarze. Fakt, może konkursy pomyliło to opowiadanie, no ale trudno.

OK, do konkursu.

To opowiadanko jest takie jakieś... inne. Ale inne w dobrym znaczeniu tego słowa. Nie pasuje idealnie ani do Kiczu, ani Kosmikomiki, a jednoczeńsie jest i kiczowate i śmieszne. Strasznie dziwne, ale fajne. Podobało mi się :)

Dzięki Ranferiel:) Wiem, że opowiadanie jest dziwne, dlatego też miałem problem z tym, pod który konkurs je podpiąć.

Według mnie, trochę mocno toporny jest tu humor. Taki niemiecki. Średnio to mi się podobało.

Nowa Fantastyka