- Opowiadanie: krzyskar - PIÓRA (FANTASTYCZNY KICZ 2011)

PIÓRA (FANTASTYCZNY KICZ 2011)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

PIÓRA (FANTASTYCZNY KICZ 2011)

Chciałbym powiedzieć, co myślę o życiu, śmierci, Bogu, miłości i tych wszystkich pierdołach, o których się mówi, kiedy się myśli, że się mówi o rzeczach ważnych. Jednak zanim będę mógł wypowiedzieć choć słowo w wyżej nadmienionych kwestiach, muszę przyznać się do pewnego krępującego dość faktu, który Mozę uczynić ze mnie niepoważnego rozmówcę – mianowicie nie mam piór.

I co z tego, że mogę mieć kilka ciekawych rzeczy do powiedzenia, skoro ten kompromitujący szczegół przekreśla wszystko? Rozumiem, możecie mi nie ufać, też sobie nie ufam. Z drugiej jednak strony powiedzcie proszę, czy to, że brakuje mi piątej klepki ewolucyjnej, czy jak tam chcecie to nazwać, czyni mnie aż tak daremną personą? Czy siła mojego argumentu zmieniłaby się, gdybyście na chwilę zawiesili wiedzę o tym, że nie mogę wzlecieć na gałąź i nasrać przechodniowi na płaszcz. Taka strata siły przebicia, nie odbiera przecież wartości słowa, prawda? Bo załóżmy – mam pióra.

Wzleciałem własnie na gałąź i czekam. Mój zwieracz jest odbezpieczony i gotowy do strzału, a na horyzoncie zaczyna majaczyć przechodzień. Idzie parkową aleją rozglądając się na boki po kobiercach brązowych liści. Jego kundlowaty pies wyniuchał coś w krzakach. Jako wyrozumiały pan, przechodzień staje kawałek przede mną i czeka, aż jego pupil wytarza się w zdechłym gołębiu… nie uprzedzajmy jednak faktów.

Gość staje parę kroków przed strefą zrzutu, pies zniknął w krzakach a ja czekam skulony, aż będę mógł narobić na delikwenta. On, niestety, wypatruje mnie i ot, dla zabicia czasu, zagaja. „Witam. Dzionek pochmurny, ale powietrze rześkie" mówi. Poza tym, że kuper zaczyna mnie gnieść wewnętrznie , chcę być miły – to, że mam zamiar kogoś osrać, nie oznacza przecież, że muszę zachowywać się jak cham. „Oj rześkie, rześkie – odpowiadam więc – a pan widzę na spacerku z pieskiem". „A tak, tak. Grzech by było nie skorzystać".

W tym czasie z krzaków wybiega uflejtany ptasimi bebechami pies. Merda ogonem i radośnie poszczekuje, jakby ladaco wyciukał kundelkę. Pan jego na ten widok blednie ze zgrozy. „O żesz!" wykrzykuje i krótkimi ruchami smaga swego psiaka smyczą przez pysk. Potem zapina go i ciągnie z obrzydzeniem w stronę domu. Nie wytrzymuję i popuszczam w ten wszechświat bez człowieka.

Pióra na nic się nie zdają. A nawet szkodzą. Czuję brak wewnętrznej koherencji. Jelita i żołądek po takiej akcji jakoś niechętnie chcą się do mnie uśmiechać. Jestem rozdrażniony, mam ochotę płakać. Robie sobie na piecyku glinianym cały garnek kukurydzy w kolbach i zjadam. Zjadam kolbę za kolbą. Pękam. Zaczynam płakać i krzyczeć „MAMO! MAMO! DLACZEGO!?".

Płaczę, przypominając sobie obrazy z życia płodowego – landszafty, które wtedy namalowałem, gry wideo które przeszedłem, piosenki, które towarzyszyły moim pierwszym miłościom i rozczarowaniom tamtego okresu.

Potem moje wspomnienia cofają się jeszcze dalej. Jestem plemnikiem. Mknę przed siebie jak rakieta. Oto kosmos macicy stoi przede mną otworem, a ja, odkrywca nieznanego, razem z eskadrą podobnych mi śmiałków rzucam wyzwanie ciemności. „DALEJ CHŁOPAKI – krzyczę – JESTEŚMY PANAMI ŚWIATA!". Po prawej mknie mój przyjaciel ze szkolnej ławy – Edmund. Uśmiecham się do niego, a on odwzajemnia uśmiech i puszcza mi swoje plemnicze oko. Jednak w tej samej chwili uderza w ścianę. Wiem, że niebawem zginie, że już więcej go nie zobaczę. Chcę zawracać , lecz on krzyczy: „Mknij! Zwyciężaj dla mnie! Zawsze cię kochałem!". Więc jednak był pedałem.

Zostawiam go i ze ściśniętym gardłem nabieram prędkości. Wielkie jak kałuże łzy napływają mi do oczy, ale kosmiczny wiatr macicy porywa je w ciemność, jak tych, którzy polegli. Moje łzy, moi przyjaciele znikają w otchłani, którą ja postanowiłem przekroczyć. Choć ciemność za mną ogromniała, mknąłem przed siebie. Śmierć Edmunda nie mogła pójść na marne, nawet jeśli kochał inaczej…

Potem cofnąłem się pamięcią jeszcze dalej. Widziałem wielką kulę ognia, za którą ciągnął się purpurowy ogon. Przeleciała nad moją głową, by zniknąć za masywem górskim, fałdującym horyzont. Ziemia drgnęła. Zacząłem w panice biec przed siebie. Nie wiedziałem gdzie uciekać ale irracjonalny strach gnał mnie między kępy rabarbaru. Skryć się, skryć! Za wszelką cenę.

Nagle pociemniało. Nad masywem górskim wypiętrzył się drugi. W ciszy unosił się, swą potwornością zagarniając coraz większe połacie nieba. Wreszcie dotarł do Słońca i połknął je. To był koniec. Nie było sensu biec, nie było sensu się bać, można było jedynie podziwiać królewski kataklizm… i podziwiałbym, gdyby nie tyranozaur, który zrobił sobie ze mnie ostatni posiłek… mam nadzieję, że nie cieszył się nim długo.

Kukurydza w garnku była już zimna, gdy skończyłłem wylewać łzy nad swoim parszywym losem. Gdy nie było do czego wracać. Świat był miałki i niesmaczny, jak zupa gotowana na programie telewizyjnym. Wypiłem wiec wodę z kukurydzy, parząc sobie przy tym gardło. NIe mialo to znaczenia, nie miał znaczenia kolor, zapach ani dźwięki. Nic się nie liczyło w świecie, w którym nie liczą się słowa osób, takich jak ja – bez piór, bez siły przebicia…

Koniec

Komentarze

Zanim przeczytam, zapytam, czy to ma 5000 znaków? Nie mam jak teraz sprawdzić, ale jeśli nie, to szybko ten FANTASTYCZNY KICZ 2011 z tytułu usuń :)

Do 31 marca 2011 zamieść na fantastyka.pl tekst o objętości 5000 - 20000 znaków w dziale "Opowiadania".

5018:)

Rozśmieszyło mnie. Lepsze od Proroka :)

Ja chyba nie wiem, co to jest kicz...

 Mogę się mylić, ale dla mnie to bardziej groteska niż kicz. Pozdrawiam.

4903 znaki ze spacjami wg programu CopyWriter

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

A według Worda ponad 5000. Zresztą, o 100 znaków się będziemy kłócić?:)

Miłe, lekkie, przyjemne, zupełnie nie kiczowate, ale zabawne.

Pozdrawiam.

:( no to w kiczu nie poszaleję...
dzięki za uwagi.

OK, do konkursu.

Zapowiadał się niezły kicz o życiu i śmierci, a tu nagle bach! Zaskakująca kupa! ;) Mnie również rozbawiło.

Całkiem udane opowiadanie. To, czy nadaje się ono do konkursu o kiczu - niech decydują inni - mnie przekonało. Zabawne, kilka udanych dialogów i przyjemność z przeczytania.
Pozdrawiam.

Sorry, kolego pisarzu, ale nie masz piór. To cię dyskwalifikuje.

cholera... zawsze to samo :/

Nowa Fantastyka