- Opowiadanie: Uniz - WINDA

WINDA

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

WINDA

Jim Hermit wprowadził się przed tygodniem do najwyższego budynku w Greenwich Village na Manhattanie. Długo szukał odpowiedniego mieszkania. Chciał żyć w takim miejscu, aby móc podziwiać rzekę Hudson i pływające po niej statki. To go odprężało. Dokładnie ocenił swoje możliwości finansowe i gdy tylko nadarzyła się okazja, podjął decyzję. Pod wymarzonym adresem mieszkał już siódmy dzień. Jim był typem samotnika. Jego dotychczasowe związki szybko się kończyły. Trudno powiedzieć, dlaczego tak było. Prawdopodobnie poświęcał znacznie więcej czasu firmie niż drugiej osobie. Kobiety, z którymi pomieszkiwał, dawały mu to jasno do zrozumienia. Ale do tej pory nie był przekonany. Sam sterował swoim życiem, jakby był kapitanem statku. Statku płynącego rzeką Hudson. Może dlatego, tak lubił na nie patrzyć. Kochał przestrzeń i swobodę zarówno fizyczną, jak i emocjonalną.

W poniedziałek rano, jak zwykle ubrał się elegancko i wyszedł z mieszkania. Przywołał windę. Stalowe drzwi otworzyły się natychmiast. Widocznie, któryś z sąsiadów przed chwilą wjechał na górę. Wszedł do środka i wcisnął „0". Drzwi zamknęły się przed nim. Maszyna ruszyła w dół. Jim Hermit mieszkał na dwudziestym piętrze. Jazda windą trwała dwadzieścia sekund bez zatrzymywania się.

– Piętro na sekundę – pomyślał – Ciekawe co można zrobić w tak krótkim czasie?

Nie wiedział, dlaczego to zrobił, ale gdy był na już dole, wcisnął „20". Winda ruszyła w górę. Jim wyjął z teczki jakiś dokument. Ponownie wcisnął „0" i zaczął czytać. Maszyna zatrzymała się na parterze. Był w połowie strony. Z lekkim uśmiechem na ustach schował kartkę z powrotem do teczki i wyszedł z budynku.

Gdy następnego ranka czekał niecierpliwie na windę, coś sobie przypomniał.

– Dzisiaj przeczytam całą stronę – jak pomyślał, tak też zrobił. Zadowolenie z twarzy zniknęło dopiero, gdy wchodził do żółtej taksówki.

– Na Wall Street – powiedział do kierowcy – na miejscu pokażę, gdzie dokładnie ma się pan zatrzymać.

– Robi się – odpowiedział czarnoskóry mężczyzna za kierownicą.

Przez kolejne dni Jim Hermit był w coraz lepszym humorze. Przyczyna tkwiła w zwiększającej się każdego ranka iści przeczytanych w windzie stron. Po tygodniu ich liczba sięgnęła dziesięciu. Chociaż pokonywany dystans nadal pozostawał niezmieniony. Dokładnie dwadzieścia pięter w dwadzieścia sekund.

Ósmego dnia walki z czasem stała się rzecz dziwna. Młody mężczyzna czekał na korytarzu odziany tylko w slipy. Wybrał najnowszą parę, żeby w razie wpadki nie czuć wstydu. Pod pachą trzymał w pogotowiu resztę ubrania. Stalowe drzwi otworzyły się. Nikt go nie widział. Wszedł do środka i wcisnął „0".

– Dzień dobry John – przywitał się z portierem, którego minął w dolnym hallu.

– Witam panie Hermit – odpowiedział starszy mężczyzna – ładny dzień się zapowiada.

– Doskonały – odpowiedział, wychodząc na świeże powietrze – niczego nie zauważył – pomyślał, gdy siedział już wygodnie na tylnym siedzeniu taksówki.

Tego dnia Jim podczas jazdy windą zdążył się ubrać i przeczytał dodatkowo dziesięć stron tekstu.

Minął miesiąc od pierwszego eksperymentu. Hermit potrafił już nie tylko całkowicie się ubrać i przeczytać poranną gazetę. W windzie znajdował jeszcze kilka sekund na zjedzenie śniadania. W połowie roku doszedł do takiej wprawy, że był w stanie dodatkowo ogolić dokładnie całą twarz, uczesać się i wyszczotkować zęby. Kłopotem było tylko noszenie ze sobą znacznej ilości potrzebnych w tym celu drobiazgów.

Pewnego dnia winda nie zjechała na poziom zero jak zwykle. Z powodu awarii utknęła między piętrami. Prawdopodobnie gdzieś między piątą i czwartą kondygnacją. John Macintosh, który od dwunastu lat był portierem w Greenwich Village usłyszał sygnał alarmu.

– Winda znów się zatrzymała między piętrami – mruknął do siebie.

Z szuflady biurka wyjął klucz do pomieszczenia, w którym znajdował się generator zasilający dźwig. Po kilkunastu minutach uruchomił go ponownie i wrócił na miejsce.

Gdy szedł hallem, stalowe drzwi otworzyły się jak gdyby nigdy nic. Zajrzał do środka i strasznie się przeraził. Na podłodze wewnątrz windy leżał mężczyzna. Nie żył już, gdy John się nad nim pochylał. Prawdopodobnie zmarł na zawał w czasie awarii. Podbiegł do telefonu i zadzwonił po karetkę.

– Tak leży w windzie – mówił do słuchawki drżącym głosem – nie oddycha i prawdopodobnie nie żyje. Miał zawał, ale to normalne w jego wieku. Biały mężczyzna o przeraźliwie siwych włosach. Wygląda na jakieś siedemdziesiąt, może osiemdziesiąt lat. Możliwe, że zmarł ze starości. Tak w windzie była awaria. Gdy zjechał na dół i drzwi się otworzyły, to go znalazłem. Przyjedźcie szybko – odłożył słuchawkę.

Śmierć człowieka w windzie była niecodziennym i wstrząsającym wydarzeniem. Ale nie to tak przeraziło Johna Macintosha.

– Dlaczego ten biedak ma na sobie garnitur pana Hermita? Jest bardzo do niego podobny. Wygląda jak on, ale za jakieś czterdzieści lat. I dlaczego obok ciała leży niedojedzona kanapka i golarka elektryczna? A jak to jego krewny? Może ojciec? Muszę do niego zadzwonić.

Pośpiesznie wykręcił numer telefonu mieszkania na dwudziestym piętrze. Czekał kilka minut. Nikt nie odpowiadał. Rzeką Hudson znów przepłynął jakiś statek.

 

* * *

Koniec

Komentarze

Winda zakrzywiająca czasoprzestrzeń - bardzo fajny pomysł :) Wykonanie też ok, chociaż mógłbyś jeszcze dopracować to i owo - np. w pierwszy akapicie co chwilę pojawiają się słowa mieszkanie, mieszkać. Możesz któreś zastąpić określeniem "apartament" albo "lokal".

Da się przeczytać; przeciętne. Trochę zepsuta końcówka (chodzi mi o wypowiedź, nieco tandetną).

Myślę, że można by ten pomysł rozwinąć, a wyszłoby z tego całkiem dobre opowiadanko. Tak jest, bo jest. Nie zachwyca, ale też nie irytuje.
Pozdrawiam.

Pomysł był fajny, wykonanie niezgorsze, a czegoś zabrakło. Ja wiem, czy rozwinięcia może?

iści przeczytanych w windzie stron.

Błyskotliwy pomysł to połowa sukcesu, na drugą składa się jego zrealizowanie. Tekst zdecydowanie za krótki, ledwie zarysowuje historię.
Początek brzmi dobrze, dość dobrze, ale... jeśli wspominasz o konkretach takich jak usytuowanie miejsca akcji i wskazujesz, że dla bohatera ma ono szczególne znaczenie, to musisz konsekwentnie rozwinąć ten tok. Wyjaśnienie, że "widok płynących statków uspakaja bohatera" to za mało, wcale nie wyjaśnia dlaczego tenże człowiek chce mieszkać właśnie na Manhattanie, konkretnie w najwyższym budynku i patrzeć na rzekę Hudson (tylko Hudson! nie inną). Sugerujesz, że te elementy coś znaczą, a następnie je przemilczasz. Najwięcej tracisz na tym zabiegu sam, nie dostrzegając jak duże stanowiło to spektrum dla ukazania innej perspektywy opowieści.
Samo zakrzywienie czasoprzestrzeni... nie podoba mi się sposób prezentacji. Mamy awarię, w windzie najwyraźniej czas płynął wolniej, bohater zdążył się zestarzeć i zemrzeć... ale kanapki, na jasny gwint, zachowały świeżość! Litości! Taki błąd niestety dyskwalifikuje. Świat opowieści niekoniecznie musi zachować wierność względem fizyki rzeczywistości, niestety musi zachować przynajmniej  spójność w swojej własnej ramie.
Popracowałabym nad tym pomysłem jeszcze. Warto dodać bohaterom wyrazistości, charakteru, "podrasować" dialogi, tchnąć (wbrew zakończeniu) trochę iskry... życia ;)

 

Zwięzła forma tego opowiadania wcale go nie przekreśla. Nie chodzi mi w nim o opisy przyrody, tylko ciekawą właściwość głównego bohatera. Zastanówcie się, co niby jeszcze można dodać? Tylko kolejne zwariowane czynności, które by mógł robić w windzie Jim. Wyszłoby sztuczne przeciąganie fabuły. A miało być lekko, przyjemnie i interesująco. W całej historii czas płynie normalnie. Jedna minuta ciągle trwa 60 sekund. Tylko Hermit porusza się niewyobrażalnie szybko. DLATEGO kanapki pozostają świeże. „ale kanapki, na jasny gwint, zachowały świeżość! Litości!" - tego totalnie nie rozumiem. Dla mnie połową sukcesu jest poza pomysłem, nie forma, ale zainteresowanie czytelników. Gorąco pozdrawiam wszystkich rozczarowanych. I do następnego razu.

Uniz - uściślę, by nie zostać źle zrozumianą - nie napisałam, że "zwięzła forma przekreśla opowiadanie", ani nawet, że "opowiadanie (cokolwiek) przekreśla", a jedynie, że tkwi w nim błąd (kanapka), który przekreśla sens całości. Jak łatwo się domyślić, naprawienie błędu ratuje resztę.
Ok, akceptując twoją tezę, że tylko Hermit porusza się znacznie szybciej, a wszystko inne nie (więc czemu porusza się szybciej właśnie w windzie, a nie w Central Parku?), brakuje mi odpowiedzi na pytanie dlaczego właśnie Hermit porusza się szybciej, a to, co mu towarzyszy już nie. Uniz, nie wolno takich rzeczy pozostawiać w domyśle. Wyjaśnienie takiego zjawiska to oczywiście spora trudność... ale niestety należy do podstawowego obowiązku opowiadającego. Zainteresowanie czytelników niestety opada, gdy znajdują problem i nie widzą jego rozwiązania... To po co było stawiać problem?
Nie widzę potrzeby czynienia opisów przyrody... ale jeśli to widok Hudson natchnął bohatera, to już chcę wiedzieć dlaczego.
Generalnie przepraszam, że najwyraźniej nie potrafiłam przekazać Ci swoich uwag tak, byś nie uznał ich za atak. Pomysł uważam za dobry, ale wciąż niedokończony.

Spokojnie. Nie czuję się atakowany J W Central Parku Jim Hermit nie byłby anonimowy, nie udałoby mu się być niezauważonym, tajemniczym. Cały myk polega na tym, że tylko czytelnik wie, co tak naprawdę działo się w windzie. Odpowiedzią jest wyobraźnia. Cała historia jest tak nieprawdopodobna, że nie umiem jej wytłumaczyć J Opowiadam tylko fakty. Gdybym się wysilił na jakieś „racjonalne" wytłumaczenie, zaraz bym się naraził na śmiech szanownych krytyków i same „1", a tak ciągle mam „0" Zupełnie jak ulubiony przycisk mojego bohatera z „Windy". Czytelnicy niech sami główkują i śmieją się ze swoich pomysłów, na temat dziwnego przypadku Jima Hermita. Pozdrawiam J i zapraszam do lektury innych moich opowiastek.

Pomysł bardzo fajny, a czy za krótkie? ... hmm wszystko zależy od tego co kto lubi. Samą końcówkę faktycznie troszkę bym zmienił... no ale przecież to nie moje opowiadanie;) ... ogólnie jest dobrze
Pozdrawiam

Pomysł bardzo dobry, wykonanie...no cóż nie bede oryginalny ale czegoś zabrakło.  Zakończenie też trochę kiepskawe.
Skoro już portier zdecydowroał się na wykonanie telefonu to może lepiej gdyby to była komórka, której dżwięk wydobyłby się z garnituru denata? Brakuje własnie tego typu szczegółow. Sama idea opowiadania rewelacyjna, jestem pod wrażeniem Twojej pomysłowości.

Mastiff

Ludziska kochane nie komentujcie długości opowiadania. Moim zdaniem jest odpowiednia. Chodzi tylko o jeden wątek. Zamiarem autora było pobudzenie wyobraźni czytelników. Pewne niedopowiedzenia są celowe. Czytajcie „Windę" i wracajcie do niej, kiedy macie ochotę.

Mnie się  pomysł podobał, a objętość uważam za odpowiednią. Krótkie i treściwe. Czytało się przyjemnie.

Pozdrawiam.

Czytało się rzeczywiście miło. Rozrywkowe, krótkie. Ostatnie zdania niepotrzebne, wszyscy się chyba domyślili, że to Hermit leży w windzie.

Nowa Fantastyka