- Opowiadanie: masztalski - Wystarczy dobro

Wystarczy dobro

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wystarczy dobro

Mam na imię Robert.

 

Nie wiem czy słowo „mam" jest właściwe ale zacznijmy od początku.

 

Jakiś czas temu umarłem. Piszę „jakiś czas" bo tak naprawdę nie mam pojęcia, kiedy to się stało. Pojęcie czasu przestało dla mnie istnieć. Pozostała mi tylko pamięć, myśl, oczekiwanie, i co najważniejsze pozostała mi nadzieja. Chociaż realnie patrząc zdawałem sobie sprawę, że moja sytuacja jest jednak beznadziejna.

 

Po mojej śmierci, doznałem szoku. Tak, to słowo dobrze oddaje stan mojego umysłu.

 

Za życia byłem zagorzałym ateistą, owszem jak byłem mały chodziłem do kościoła, ale około piętnastego roku życia zacząłem wątpić. Z tych wątpliwości po jakimś czasie zrodziły się myśli, z myśli przekonanie.

 

Boga nie ma, takie było moje zdanie.

 

Gdybym na tym poprzestał nie byłoby źle. Ja jednak w swoim egocentrycznym rozumieniu stwierdziłem, że skoro nie ma Boga, to ci co w niego wierzą są głupkami i debilami.

 

Prowadziłem zażarte dyskusje na ten temat, owszem słuchałem innych, ale moje ostateczne zdanie było zawsze takie samo. Słuchałem tych ludzi bo miałem uszy, ale nie rozumiałem ich, bo moje bariery ignorancji do innych, nie dopuszczały tych słów do mojego mózgu.

 

Skoro ktoś wierzy w boga, to myśli nieracjonalnie, a skoro tak myśli to znaczy, że jest debilem. Nie docierało do mnie, że mimo, iż inaczej myślimy nadal wszyscy jesteśmy takimi samymi istotami, jesteśmy ludźmi, którzy mimo różnic, powinni się szanować. Nigdy nie mogłem dostrzec tej wspólnej płaszczyzny.

 

„ja Ciebie nie rozumiem, ale szanuje twoje zdanie" -tak właśnie powinienem mówić i myśleć oczywiście. A jak mówiłem?

 

Bardziej zwięźle „jesteś debilem".

 

Popadłem w skrajności, myślałem, że jest tylko biel i czerń. Teraz już wiem, że świat to odcienie szarości. Białe z czarnym musi się wymieszać, i musi ze sobą współżyć.

 

Czemu tak się stało? Chyba wiem, a może tylko tak sobie to tłumacze.

 

Jak już wspomniałem wychowałem się jako Katolik, i to w rodzinie bardzo przywiązanej do tych tradycji. Ojciec co niedziele zmuszał nas do chodzenia do kościoła, jakiekolwiek zalążki zwątpienia tępił jak surowy Bóg w starym Testamencie (całe szczęście, że nie miał też takiego arsenału). Do naszego domu żaden innowierca nie miał wstępu, tylko ci byli dobrzy co wierzyli. Oczywiście musieli wierzyć po Katolicku. Inne wyznania, tu cytuje teraz „innowiercy, poganie, wyznawcy szatana, debile" wtedy jeszcze słowo sekta nie było popularne, ale pewnie też by się znalazło w tym cudzysłowie.

 

Jak już wspomniałem wcześniej, od piętnastego roku życia zacząłem przechodzić na ciemną stronę mocy, najpierw po cichu i dyskretnie (w końcu ojciec czuwał, a potop blisko). Jak miałem dwadzieścia lat usamodzielniłem się i wtedy ogłosiłem wszystkim, że jestem agnostykiem. Ojciec o dziwo nie wyklął mnie. Teraz wiem, że miłość rodzicielska, jako jedyna potrafi wybaczyć wszystko, jest to jedyne doskonałe i bezwarunkowe uczucie.

 

Wróćmy jednak do tematu. W wieku dwudziestu paru lat stwierdziłem (ojciec już wtedy nie żył) „boga nie ma".

 

I to cała historia moje wiary, a właściwie nie wiary.

 

Co się okazało po śmierci?

 

Bóg jest, a ja się myliłem, okazało się, że to ja byłem debilem. Teraz siedzę skruszony w poczekalni. Tak. Dobrze czytacie „w poczekalni" tak to jest zorganizowane.

 

Zaraz po śmierci rozmawiał ze mną anioł Gabriel. Nie świecił bynajmniej, aureoli też nie miał, ale coś w nim było takiego majestatycznego, że nie potrafiłem spojrzeć mu w oczy.

 

Najpierw oświadczył mi, że się myliłem, i że o wszystkim wiedzą. Byłem załamany. Następnie oświadczył, że Bóg jest miłosierny i że zawsze należy mieć nadzieje. Powiedział mi, że zostawia mnie na jakiś czas samego, abym wszystko sobie przemyślał. Po tym czasie miałem odbyć z nim jeszcze jedną rozmowę, a następnie czekać na decyzje Boga. Wstąpił we mnie promyk nadziei.

 

Gdy przyszedł do mnie na rozmowę, byłem jednak przerażony.

 

Najpierw mnie pocieszył, opowiedział o moim pogrzebie, że wszyscy płakali i że wszyscy wspominali mnie bardzo miło. „W końcu zawsze jak ktoś umrze przypominamy sobie o jego zaletach, a wady nam umykają", pomyślałem wtedy nieświadom, że anioł czyta w moich myślach. Uśmiechnął się tylko do mnie i powiedział „to prawda, człowiek po śmierci, nabiera dobroci w ludzkich sercach".

 

Następnie zaczął mi zadawać pytania.

 

-Czy już wiesz, że Bóg istnieje? -Spytał na początku.

 

-Tak -odpowiedziałem z zapałem

 

-Czy już wiesz, jakie błędy popełniłeś w życiu?

 

-Tak, największym błędem było to, że nie wierzyłem w Boga. -powiedziałem przepraszająco, anioł przyglądał mi się jakby oczekując dalszej części mojej wypowiedzi. Po chwili spytał.

 

-Chciałbyś być w niebie?

 

-Pewnie, że tak.

 

Byłem wtedy pewien, że ta rozmowa będzie dużo dłuższa. Tymczasem anioł już nie zadał więcej pytań. Powiedział tylko, że za jakiś czas zostanę wezwany, a na razie pozostawia mnie w samotności.

 

No i dzisiaj zostałem wezwany, jest nas tu pięciu i wszyscy czekamy w poczekalni.

 

Jak zobaczyłem swoich współtowarzyszy, pomyślałem, że zapewne wszyscy są na podobnej pozycji co ja, czyli straconej. Jednak jak zaczęliśmy rozmawiać między sobą, to chwyciłem się za głowę. Sama śmietanka. Rudolf , zagorzały katolik. Jak zaczął opowiadać o pielgrzymkach, procesjach, wycieczkach do Watykanu, to kopara mi opadła. W ogóle nie wiem na co on tu czeka, od razu powinni go wziąć do raju.

 

Drugi to Żyd o imieniu Jakub. Nie mam pojęcia, która wiara jest lepsza. W sumie to Bóg może rzeczywiście jest jeden, a tylko na różne sposoby postrzegany. Jakub również opowiadał o swoje wierze z takim przekonaniem, że nie ulegało wątpliwości, że wierzy on głęboko i z przekonaniem.

 

Trzecim był muzułmanin. Ten nie mówił dużo, za to ukląkł i zaczął wznosić modły do Allaha. Nie miałem wątpliwości, że on również wierzy w swojego Boga.

 

Czwartą osobą był Pigmej, wiem że nie pasuje do towarzystwa, ja byłem równie zaskoczony jak wy. Pytałem się jednak klika razy i wiem na sto procent, że pochodzi z kotliny Konga. Był bardzo rozgadany, i zadawał mi ogromne ilości pytań. Przede wszystkim nie mógł zrozumieć gdzie jest i co tu robi. Na wspomnienie raju i jednego boga uśmiechnął się tylko z niezrozumieniem. Jedynie co do niego dotarło to był fakt, że umarł. Wspominał swoją rodzinę i bardzo martwił się o nich. Wydawał się być dobrym człowiekiem. Szkoda, że nie miał pojęcia o Bogu. Tylko dlatego, że urodził się jako pigmej nie pójdzie do raju, trochę to niesprawiedliwe.

 

Moje rozmyślania zostały przerwane wejściem anioła, który majestatycznie stanął i powiedział.

 

-Bóg po przemyśleniu, uznał, że tylko jeden z was jest gotowy aby wejść do raju, pozostali trafią do czyśćca, aby mieć czas na przemyślenie swoich życiowych błędów.

 

Wszyscy spojrzeli po sobie, zdałem sobie sprawę, że jest specyficzny pojedynek wyznań. Tymczasem anioł niespodziewanie podszedł do pigmeja, objął go ramieniem i powiedział.

 

-Ty pójdziesz ze mną. – a zwracając się do mnie i do pozostałych powiedział. -Dla Boga najważniejsze jest dobro, które jest w was samych.

Koniec

Komentarze

to takie króciutkie opowiadanko, napisane na szybko:)
pomysł jednak miałem już na to dużo wcześniej.
pozdrawiam wszystkich:)

Fajne opowiadanie ale czuje się troche rozczarowany zakończeniem.

Po pierwsze ,póki masz czas na edycje, powinno być " którzy mimo różnic powinni się szanować" a nie "powinniśmy się szanować". A po drugie dobre opowiadanie.

Dobre opowiadanie.

dzięki geralt za podpowiedź:)
fajnie że wam się podoba:)

Podobało mi się.
Oczekiwałem innego zakończenia (główny bohater zostanie wzięty do nieba). Ale nie byłoby wtedy zaskoczenia na końcu.
Tak naprawdę to tylko pigmej troszczył się o innych. Pozostali albo nie wierzyli, lub wierzyli dla siebie.
Pozdrawiam

No nie wiem, nie wiem. Połowa opowiadania to pieprzenie w kółko o tym samym. Na dodatek ciągle powtarzasz o debilach. Zawsze uważałem, że jeżeli tekst zawiera wulgaryzmy, staje się bardziej naturalny. Tobie ta sztuka nie wyszła. Niemal zgrzyta w zębach ten każdy "debil". Jakiś morał udało Ci się uzyskać, jednak Ameryki to nam nie odkryłeś. Widać, że opowiadanie napisane pospiesznie. Przeczytałem, bo krótkie. A muszę przyznać, że ciekawie się zapowiadało.

Taka sobie niespójna bajeczka z rozważaniami i morałem. Nic specjalnego.

Błędów sporo. Samego Boga raz piszez z małej, raz z dużej. I jak wspomniał pyrek - Ameryki nie odkryłeś, ale tekst jest bardzo przyjemny. Miłe zakończenie i choć mało oryginalne, to trafiające w sedno.
Pozdrawiam.

do Pyrek
słowo debil używałem z premedytacją, chcąc uprzytomnić ludziom że mimo róznic nas dzielacych nie powinismy się obrażac.
do Michała
gdzie widzisz niespójność??
mimo wszystko dzięki za komentarze

Sam jestem ateistą i nie nazywam ludzi wierzących debilami. Może dlatego tak mnie to ruszyło.

ja też jestem ateistą i też nie nazywam nikogo debilem. spotykałem sie jednak z sytuacją odwrotną, dlatego chciałem tu wyrazić ze wszelkie skrajności są złe i niewłaściwe. dlatego jest porównanie bieli i czerni i odniesieniu do szacunku do człowieka. i to całą ameryka. druga puenta była rzeczywiscie oczywista ale na tym portalu, jeżeli przeczyłby to opowiadanie jakiś zagorzały katolik może by i to dało mu do myślenia.
pozdrowionka
i jak uraziłem to sory ale to było moją intencją

Najpierw jest próba "wejścia w klimat", potem rozważania, na końcu scenka z morałem. Dla mnie, to się trochę nie trzyma przysłowiowej kupy.

no cóż twoje zdanie. ja próbowałem to jakoś połaczyć. widocznie mój klej na ciebie nie działa. generalnie rzecz biorac kolejność jest dobra:)
pozdrowionka

Problem chyba tkwi w tym, że wiele osób utożsamia Boga chrześcijan z Kościołem. A to w tej chwili, praktycznie, luźno powiązane ze sobą tematy. Oczywiście jak najbardziej prawidłowo utożsamia, tylko ów Kościół się gdzieś zagubił po drodze...A może taki był jego cel od początku istnienia?
Ale zboczyłam ze ścieżki. Odnoszę wrażenie, że ten tekst jest odpowiedzią na dyskusję w Hyde Parku. Nie bardzo przekonują mnie dyskusje/opowiadania religijne czy polityczne. Wolę elfy, anioły i inne dziwne stwory :D
Pzdr

bardziej mi chodziło o uzmysłowienie, że jacykolwiek bedziemy dopóki będziemy nawzajem się szanować i swoje poglądy to wszytko bedzie ok.
do dyskusji bardziej odnosi sie opowiadanie świadomość, które zamieściłem wcześniej. odnośnie zagubienia kościoła mam bardzo fajny tekst(przynajmniej tak mi sie wydaje) ale jest on za długi na te strone
pozdrawiam serdecznie i dzięki za komentarz
co do elfów, aniołów itp, coś mi się rodzi w głowie

Zatem - czekam :)

"bardziej mi chodziło o uzmysłowienie, że jacykolwiek bedziemy dopóki będziemy nawzajem się szanować i swoje poglądy to wszytko bedzie ok".
Fajnie. Szkada, że nie wyszło. To nie jest temat na dwie strony. Więc jeżeli uważasz, że masz za długie opko o zagubieniu kościoła, to bardzo chętnie na nie zerknę :)

do pyrek
to jest na 300tys. znaków ale jak braknie mi pomysłów to może kiedys tu zamieszcze, a czytałeś świadomość?

A mnie się podobało, że napisałeś, że nie wystarczy być kalolikiem, ani nawet spełniać wolę Boga, ale także trzeba myśleć o innych ludziach, szczegulnie jak już można się nad sobą tylko użalać. Też jednak wole klimaty fantazy( elfy, smoki, itp)

Sympatyczny tekst, choć sam pomysł raczej przeciętny. Myślę, że tekst zyskałby, gdybyś go rozbudował i dał mu więcej czasu, żeby dojrzał. Pisanie na szybko rzadko przynosi dobre efekty ;)

Pozdrawiam.

dDzięki Eferelin za komentrz. rzeczywiscie mogłem sie jeszcze troche pobawic tym opowiadaniem, ale z drugiej to co chciałem , to w nim przekazałem.
pozdrowionka:)

Czy jeśli jeszcze raz pomarudzę, stanę się, tak jak Fas i ER, bohaterką Twojego kolejnego opowiadania? <żart>

Widzę, że jest dużo pozytywnych komentarzy, ale dla mnie to jest za proste, za dosłowne, za bardzo przegadane. Zawsze chciałam napisać coś o śmierci czy życiu pozagrobowym, ale bałam się, że mi nie wyjdzie. Nie jest to niestety łatwy temat.

Ze wszystkich tekstów jak na razie najbardziej podobała mi się "Świadomość". 

Nowa Fantastyka