- Opowiadanie: Kirronik - Pochopne Życzenie

Pochopne Życzenie

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pochopne Życzenie

 

POCHOPNE ŻYCZENIE

 

 

Szedł wzdłuż pobocza na jakimś odludziu. Nie pamiętał kim jest i skąd się tam wziął. Zupełnie jakby nagle obudził się z jakiegoś snu. A może to właśnie był sen? Było strasznie zimno i ciemno, praktycznie nic nie widział. Przerażająca cisza zjeżyła mu włosy na karku. Wiatr nie poruszał liśćmi, nie było słychać nocnych stworzeń. Miał ochotę zacząć biec przed siebie, żeby jak najszybciej uciec z tego miejsca, ale czuł się okropnie zmęczony, zupełnie jakby szedł już wiele kilometrów. W pewnym momencie księżyc wyłaniając się zza chmur oświetlił trochę bardziej drogę, a on zobaczył przed sobą postać. Zawahał się przez chwilę, ale wiedział, że nie ma innego wyjścia jak podejść i poprosić o pomoc. Mężczyzna w średnim wieku stał na środku drogi plecami do niego.

– Przepraszam pana. – Jego własny głos rozbrzmiał mu w głowie jakby był w jakimś wąskim tunelu. Mężczyzna nie odpowiadał, stał nieruchomo i wpatrywał się w pobocze. – Czy pan mnie słyszy?

– Ciiiiiiiiiiiii… – Wyszeptał mężczyzna i powoli odwrócił się w jego stronę. Chłopak się przeraził, był przekonany że facet okaże się jakimś potworem, nie będzie miał połowy twarzy albo oczy będą mu świecić w ciemności. Wyobraźnia w ułamek sekundy wywijała numery jeden za drugim. Zrobił nerwowo dwa kroki w tył, ale gość okazał się całkiem normalny. Spojrzał na niego uważnie i zapytał.

– Myślisz że nie żyje?

– Słucham?

– Zapytałem, czy myślisz że nie żyje?

– Ale kto?

– No dzik, nie widzisz? Jechałem samochodem i wyskoczył na drogę.

Chłopak nagle zauważył wkoło mnóstwo szczegółów. Na poboczu rzeczywiście leżało coś co przypominało duże zwierzę. Parę metrów dalej stał stary pick up i miał nawet włączone światła awaryjne.

– Podejdź tu chłopcze, masz latarkę i sprawdź czy oddycha.

– Ale…

– Żadnego ale. Jest już późno, nie będziemy tu sterczeć całą noc. Sprawdź czy żyje, jeśli tak musimy go zawieźć do weterynarza żeby go uśpił czy coś. Nie znam dokładnych procedur w takich przypadkach.

– A jeśli zdechł?

– No to od tego chyba tu jesteś. No Mike podejdziesz do niego czy nie?

– Skąd wiesz jak się…

– Z naszywki na kombinezonie. Skąd ty się dzieciaku urwałeś? Świat stanął na głowie. Wezwiesz takiego do pomocy, a on się gapi jak jakiś tępak. Co ty pierwszy dzień w robocie jesteś?

Dopiero teraz zauważył, że ubrany jest w ciemny kombinezon, a na klatce piersiowej ma plakietkę z imieniem Mike. Ruszył powoli w stronę leżącego zwierzęcia oglądając się jednocześnie na mężczyznę za sobą. Nagle latarka mrygnęła kilka razy i zgasła.

– Chyba baterie się… – odwrócił się i zamarł. Nie było za nim ani faceta ani samochodu. Cisza znów przyprawiła go o gęsią skórkę. Zwrócił się w stronę dzika przekonany, że i jego nie będzie. Miał rację, ale zamiast dzika stał ogromny pies, który szczerzył na niego zęby. Był wściekły o czym świadczyła gęsta piana tocząca się z pyska. Mike zerwał się do ucieczki. Przez następnych kilkadziesiąt sekund przerażającą ciszę zagłuszał jego szybki urywany oddech i charczenie goniącego go zwierzęcia. Nie miał siły biec, ale nogi niosły go same. W pewnym momencie potknął się, a jego rozpędzone ciało poturlało się po jezdni. Wiedział, że nie zdąży się już podnieść. Wstrzymał oddech i czekał aż pies go dopadnie, ale znowu nastała głucha cisza. Podniósł się i rozejrzał wkoło. Co się do cholery dzieje, pomyślał, to jakiś koszmar. Nie chciał tu zostać ani chwili dłużej. Ruszył dalej drogą przed siebie wstrzymując raz za razem oddech, żeby sprawdzić czy nie dochodzi go jakiś podejrzany dźwięk

Kilka godzin później wzeszło słońce. Świat budził się do życia, na niebie pojawiły się ptaki, w trawie słychać było świerszcze. Wszystko wydawało się normalne, ale Mike tego nie zauważył. Był wyczerpany, słaniał się na nogach i tak samo ja nie zauważył zmian wokół, nie zauważył też, że minął tabliczkę z nazwą miasteczka.

 

WITAMY W ENASNI

 

Dotarł jak mu się wydawało do centrum miasteczka i rozejrzał się. Dotarło do niego, że koszmar się skończył. Był w opłakanym stanie. Ludzie mijając go podejrzliwie się przyglądali, ale on nie zwracał na to uwagi. Był coraz słabszy, a teraz kiedy czuł się bezpiecznie mógł pozwolić sobie na chwilę wytchnienia. Osunął się powoli na kolana i zaczął tracić przytomność.

– Chłopcze, nic ci nie jest? – Rozmazany obraz po raz ostatni nabrał ostrości i Mike w pochylającym się na nim obcym rozpoznał twarz tego samego mężczyzny, którego spotkał w nocy. Na ułamek sekundy przerażenie otrzeźwiło jego umysł, ale był zbyt wyczerpany. Odpłynął.

 

Kiedy się ocknął nie był w stanie stwierdzić czy jest u siebie w domu czy w jakimś obcym pokoju. Uświadomiło mu to, że nadal nic nie pamięta, ani kim jest, ani co tak naprawdę się stało. Próbował wstać od razu, ale zakręciło mu się w głowie. Po kilku minutach był w stanie opuścić pokój i zszedł powoli po schodach na dół domu. W salonie na bujanym fotelu siedziała staruszka.

– Obudziłeś się. Jak się czujesz? Spałeś prawie dwie doby. Byłeś bardzo wyczerpany. – Kobieta patrzyła na niego z prawdziwą sympatią. – Usiądź proszę, zaraz zrobię ci coś do picia.

– Gdzie ja jestem?

– O matulo! Ależ ja jestem roztrzepana. Nazywam się Meg Nesain. Prowadzimy z synem sklep w miasteczku. To on cię tu znalazł na ulicy. Padłeś jak długi na samym środku głównego placu. Nie może się doczekać aż się ockniesz. Czego się napijesz chłopcze?

– Eee, herbata, może być herbata. – Mike już szukał wyjścia z domu. Co prawda stracił pamięć, ale ostatnią noc pamiętał doskonale, choć nie umiał za żadne skarby wyjaśnić co się wydarzyło. Kiedy kobieta wspomniała o swoim synu, który go znalazł, dotarło do niego, że nadal tkwi w tym koszmarze i musi uciekać. Staruszka wróciła do salonu z tacą, ale Mike’a już nie było. Drzwi od domu lekko skrzypiały niedomknięte.

– Oj głuptasie. Nic do ciebie nie dotarło. Stąd nie ma ucieczki. – Podeszła spokojnie do drzwi, zamknęła je i wróciła na bujany fotel, mając cały czas szczery uśmiech na twarzy.

 

Szedł szybkim krokiem, ale starał się zachować spokój. Nie było potrzeby zwracać na siebie większej uwagi szczególnie, że nikt nie wyszedł za nim z domu. Miasteczko wyglądało całkiem normalnie. Co jakiś czas przejeżdżały spokojnie samochody, kobiety kręciły się po ulicy z zakupami prawdopodobnie rozmyślając co zrobić na obiad. Gdzie niegdzie przebiegło jakieś dziecko, na rogu jednej z ulic policjant pouczał jakiegoś pijaczka sikającego pod sklepem. Mike rozglądał się za jakimś dworcem autobusowym albo kolejowym, ale nic nie mógł znaleźć. Przez chwilę naszła go myśl żeby poprosić o pomoc mundurowego, ale to było zbyt ryzykowne. Bał się zaufać komukolwiek. Przechodząc obok szkoły zatrzymał się na chwilę, patrząc jak grupa chłopców gra w piłkę nożną. Coś było nie tak, ale nie wiedział co. W pewnym momencie, kiedy piłka opuściła boisko i jeden z chłopców podbiegł tuż obok niego żeby wznowić grę z autu Mike dostał ataku paniki. Od chłopca oddzielała go tylko siatka wydzielająca teren szkolny. Stał i patrzył na niego uśmiechnięty trzymając piłkę w rękach. Problem w tym, że to wcale nie była piłka, tylko ludzka głowa. Miała wydłubane oczy i wywalony na wierzch spuchnięty język. Zaczął cofać się nerwowo nie mogąc jednocześnie oderwać wzroku od głowy w późnym fazie rozkładu. Znowu się potknął i wyrżnął głową w chodnik. Przez chwilę zrobiło mu się ciemno przed oczami, ale adrenalina nie dopuściła nawet odrobiny bólu do jego mózgu. Kiedy się zebrał i odwrócił w stronę boiska nikogo nie było przy siatce. Chłopcy radośnie biegli w stronę nauczyciela który zakończył gwizdkiem ich mecz. Mike obserwował wszystko nie mogąc kompletnie ogarnąć co się dzieje. Czyżby zwariował? Chyba tak, bo jak inaczej wyjaśnić wszystko co się dzieje?

– Czujesz to? – Nauczyciel stał przy siatce w tym samym miejscu co chwilę wcześniej chłopiec. Patrzył na niego z szyderczym uśmiechem na twarzy. – Czujesz?!?!?! – Wrzasnął.

– Niby co?

– Zapach. Zapach szaleństwa! Hahahahaha!

– Nie, nie, nie, nie, nie, to jakiś obłęd! – Zasłonił sobie uszy dłońmi ale to nic nie dało, cały czas słyszał śmiech, który niemal rozrywał mu czaszkę od środka. Zaczął uciekać, biegł i biegł nie oglądając się za siebie.

Zatrzymał się dopiero kiedy nie mógł już złapać oddechu i czuł metaliczny posmak w ustach. To uczucie towarzyszyło mu zawsze na zajęciach z wychowania fizycznego, kiedy to gruby nauczyciel wyżywał się na nich i kazał im biegać po dwa albo trzy kilometry zamiast jednego. Zastanawiał się wtedy jakim cudem taki pieprzony knur został nauczycielem. Grubas nie przebiegł by stu metrów, czemu nam karze biegać po trzy tysiące? Zatracił się w myślach zapominając o teraźniejszości i nagle go olśniło. Coś mu się przypomniało! Co prawda nie wie jeszcze kim jest, ale pamięta szkolne zajęcia i to nie tylko z grubym wieprzem od w-f’u. Pamiętał rudą panią Mc Cortney, która każdą jedną wojnę na lekcjach historii porównywała do wojny secesyjnej. Pamiętał jak podkochiwał się w cycastej Angie, z którą miał zajęcia z biologii. Była co prawda trochę przy kości, ale za to miała cudowne, ogromne oczy i jako jedyna potrafiła się do niego bezinteresownie uśmiechnąć.

Stał tak ciężko dysząc z rękami opartymi na kolanach i wracał powoli z podróży w przeszłość do rzeczywistości. Bez względu na to czy pamiętał kim jest czy nie, nie zmieniało to faktu, że przeżywa jakiś pieprzony koszmar. Zaczął grzebać po kieszeniach i znalazł parę dolarów.

– Czubki czy nie, muszą mieć jakąś wódę. – Ruszył do sklepu naprzeciw niego z nadzieją, że uda mu się bez zwracania na siebie uwagi kupić jakiś alkohol, który go uspokoi.

– Witaj chłopcze, co podać? – Sprzedawca przywitał go szerokim uśmiechem, a jemu wnętrzności wywróciły się na lewą stronę. Czemu kurwa wszyscy mówią do mnie chłopcze, pomyślał.

– Whisky.

– Się robi. – Facet za ladą wstał i podszedł do półki z alkoholem. – Hmm. A jaką

konkretnie chłopcze?

– Jakakolwiek, byle poniewierała.

– Ooo widzę, że są problemy z aklimatyzacją.

– Słucham?

– Spokojnie chłopcze, każdy przez to przechodził, ale masz co chciałeś.

– Co pan bredzi? Zresztą nieważne, ile płacę?

– Nic. Na koszt firmy. Piękny mamy dziś dzień. Czujesz ten cudowny zapach chłopcze?

– Zapach szaleństwa?

– A widzisz, jednak już powoli do ciebie dociera.

– Wszyscy jesteście w tym miasteczku tacy pokręceni?

– Oj tak, w rzeczy samej. Hahahahahaha.

Mike chwycił butelkę. Rzucił na ladę pięć dolarów i wyszedł ze sklepu. Znalazł jakiś skwerek i usiadł na ławce. Już odkręcał butelkę kiedy pojawiło się następne wspomnienie. Wyglądał tak samo jak teraz i miał nawet ten sam kombinezon, więc musiało być bardzo świeże. Rozmawiał z jakąś dziewczyną, na której widok ścisnęło go za gardło. Pociągnął duży łyk z butelki i dał się ponieść wizji.

Mike, musisz ruszyć z życiem dalej, nie możesz się tak non stop użalać. To do niczego dobrego nie prowadzi.

– Łatwo ci mówić.

– Wcale nie, po prostu inaczej to odbieram, ale to nie znaczy, że nie cierpię. Życie toczy się dalej.

– Ja nie mam życia. Ciągle męczą mnie paranoje. Boję się wyjść na ulicę. Mam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią. I jeszcze te pieprzone martwe zwierzaki, ostatnio wydawało mi się, że szop rozjechany przez samochód najnormalniej w świecie ożył.

– Jesteś przemęczony, może weź urlop.

– Po co? W domu mam jeszcze większe jazdy.

– No widzisz, z tobą się nie da rozmawiać. Cały czas tylko narzekasz, że zwariowałeś. Prawdziwy wariat nie wie, że zwariował, a ty to sobie wmawiasz i tyle.

– Wcale nie wmawiam tylko tak jest.

– Czasami myślę, że ty po prostu chcesz zwariować, żeby ci było łatwiej. Uważaj czego sobie życzysz Mike, bo nie niektóre marzenia się spełniają.

– Bez ciebie życie nie ma sensu.

– Nie chce po raz setny o tym rozmawiać. Nie umiem ci już pomóc. Chciałabym, ale nie umiem. Zresztą niedługo wyjeżdżam. Dostałam pracę w innej kancelarii. Lepsze zarobki, lepsze warunki, też musze na wszystko spojrzeć z dystansu.

– Ciesze się, naprawdę.

– Wiem, wiem. I mam nadzieję, że odwiedzisz mnie niedługo. Odezwę się jak tylko się jakoś urządzę. Mam nadzieję że dasz sobie radę.

Wspomnienie zaczynało się rozmazywać, ale mimo iż był już z powrotem na ławce patrzył gdzieś daleko przed siebie widząc jak odchodzi. Przez ułamek sekundy zapomniał kompletnie o swoich problemach. Liczyła się tylko ta jedna chwila, kiedy po raz ostatni może popatrzeć na jej cudowne ciało. Nie odwróciła się, szła pewnie przed siebie. Jej biodra delikatnie falowały z każdym krokiem, a on myślał o tym jak bardzo za nią tęskni.

 

– Wreszcie cię znalazłem. Muszę przyznać, że z nikim jeszcze nie miałem tyle kłopotów. – Na dźwięk tego głosu Mike wrócił momentalnie do rzeczywistości czując jednocześnie lodowaty uścisk w żołądku. Spojrzał przerażony w bok i był już pewien. Głos należał do tego samego faceta, którego spotkał w nocy. – Mam nadzieję, że przestaniesz choć przez chwilę przede mną uciekać i dasz sobie wyjaśnić parę rzeczy. Uwierz mi, będzie ci łatwiej to wszystko zrozumieć.

– Szczerze w to wątpie.

– Teraz tak, ale jak wszystko sobie przypomnisz, całe to szaleństwo, paradoksalnie nabierze sensu. Przynajmniej po części. – Roześmiał się demonicznie, po czym szybko się opanował. Mike cały czas patrzył na niego podejrzliwie. Wiedział, że nie powinien mu ufać, ale z drugiej strony gość twierdził, że potrafi mu wszystko wyjaśnić. Nie miał chyba zbyt wiele do stracenia.

– Dobra wysłucham co masz do powiedzenia pod warunkiem, że dasz mi spokój.

– Nie ja jestem powodem twoich przywidzeń i paranoi. Ty sam jesteś winien temu, co się stało i gdzie się znalazłeś.

– Winien temu, co się stało. A co się stało? I gdzie ja do cholery jestem? Czemu nic nie pamiętam? Co to wszystko znaczy?

– Pozwól Mike, że pomogę odblokować jedno dość istotne wspomnienie w twojej głowie. Ono w połączeniu z małym wyjaśnieniem pomoże ci wszystko ogarnąć.

 

Pstryknął mu palcami przed oczyma i Mike wpadł w letarg. Poczuł, że nagle w jego głowie zaczął odtwarzać się film. Zobaczył mężczyznę stojącego przy kuchni, na której w czterech ogromnych garnkach gotowała się woda. Nie mógł dostrzec jego twarzy. Gość brał systematycznie po jednym garnku i na chwilę gdzieś wychodził, po czym wracał, napełniał wodą i stawiał z powrotem na ogień. Z początku słyszał tylko szum palników, ale za którymś razem kiedy postaci nie było w kuchni doszedł go dziwny dźwięk. Siłą woli postanowił spróbować przenieść obraz do innego pomieszczenia. Podążał za obrazem bardzo powoli, z kuchni do salonu, z salonu do przedpokoju, stamtąd znowu schodami przeniósł się na dół do piwnicy. Było ciemno, ale kiedy się rozejrzał udało mu się dostrzec w kącie niewyraźną postać. Obraz zaczął się zbliżać i Mike uświadomił sobie, że to nie ciemność ogranicza widoczność, tylko para z wrzącej wody. Nagle wszystko nabrało ostrości i zobaczył kobietę związaną w wannie wypełnioną po części wodą. Miała zakneblowaną twarz, ale stłumiony krzyk unosił się w powietrzu. W jej oczach wyczytał przerażający ból i wtedy do niego dotarło, że patrzy właśnie na mordercę i jego ofiarę. Kobieta umierała w męczarniach polewana wrzącą wodą, a on nic nie mógł zrobić. Nagle coś się zmieniło. Zaczął widzieć wszystko z oczu mordercy, który właśnie odwrócił się i ruszył w górę schodami. Obserwował trasę z piwnicy do kuchni, a kiedy morderca spojrzał w lustro wiszące na ścianie poczuł jak serce podchodzi mu do gardła. W odbiciu zobaczył siebie i wszystko sobie przypomniał.

– Zabiłeś ją tylko po to żeby udowodnić swojej dziewczynie, że wcale nie wmawiasz sobie szaleństwa. Pozbawiłeś życia niewinną istotę i wiesz co? Udało ci się.

– Co? – Mike patrzył ze łzami w oczach na mężczyznę siedzącego obok na ławce. Był w szoku, w ułamku sekundy przypomniało mu się całe jego życie, a cześć z tych wspomnień nie wróżyła wiele dobrego.

– Udało ci się. Zwariowałeś, oszalałeś, jesteś totalnym świrem, straciłeś kontakt z rzeczywistością. Pamiętasz co zrobiłeś zaraz po morderstwie?

– Jasne że tak. Wpadłem w panikę i zacząłem uciekać. Biegłem przed siebie aż w końcu spotkałem ciebie na drodze poza miastem.

– Hmm…no nie do końca tak to było. Owszem wpadłeś w panikę, ale nie wybiegłeś z domu. Dostałeś zapaści, a policja wraz z ciałem kobiety w wannie znalazła w mieszkaniu ofiary warzywo wyglądające jak ty. Ale to było już tylko twoje ciało, bo twój umysł jest już tu i zostanie tu na zawsze.

Mężczyzna wstał bez słowa i odszedł. Mike odprowadzał go wzrokiem i zastanawiał się co ma teraz zrobić. Jeśli to wszystko prawda utknął na dobre we własnej podświadomości i kto wie co go tu spotka. Spojrzał na swoje ręce, trzęsły się. Pociągnął z butelki, ale niewiele to pomogło. Dopiero kiedy trunek się skończył drgania ustały. Podniósł się z ławki i rzucił przed siebie pustą butelką. Rozbiła się parę metrów przed nim. Zakręciło mu się w głowie i zwymiotował.

– Plose pana. Mój ptasek się nie rusa, moze mi pan pomóc? – Mike odwrócił się i zobaczył małego chłopca, miał może cztery latka. Na jednej dłoni miał kanarka, na drugiej jego głowę. Znów zwymiotował.

– Jezu, kurcze, Chryste chłopcze – wybełkotał – gdzie jest twoja mama?

– Moja mamusia mnie nie lubi plose pana. Od kilku dni się do mnie nie odzywa, tylko wisi sobie i pokazuje mi język. Patsy na mnie takimi pustymi ocami. – Oczy chłopca wypełniły się łzami.

– Możesz mi pokazać gdzie to jest?

Chłopiec pokiwał głową, po czym odwrócił się i palcem wskazał blok po drugiej stronie ulicy. Ruszył powoli przez jezdnię kompletnie nie zwracając uwagi na jadące samochody. Zatrzymał się przed drzwiami od klatki i zaczął się w nie wpatrywać. Mike stanął obok niego.

– Które piętro?

– Dlugie plose pana.

Wszedł do środka. Było strasznie ciemno. Zapalił światło i podskoczył ze strachu. Tuż obok niego na drewnianym krzesełku siedziała stara kobieta. Była niewidoma, kiwała głową szybko i w różne strony jednocześnie przewracając oczami. Uśmiechała się lekko, wiedział że go słyszała ale nie odezwała się. Poszedł powoli na górę cały czas oglądając się za siebie. Przez chwilę zastanawiał się skąd będzie wiedział, które to mieszkanie, ale kiedy wszedł na drugie piętro jego obawy zniknęły. Jedne drzwi były pozamykane na kłódki, drugie zaś były uchylone. Otworzył je na oścież i miał już na końcu języka słowa typu Halo? albo Jest tu kto? ale coś podpowiadało mu, że nie uzyska odpowiedzi.

Smród w mieszkaniu był nie do wytrzymania i od razu wiedział, że zwróci whisky dziś jeszcze nie raz. W pokoju jadalnym zobaczył dokładnie to czego od początku się spodziewał. Kobieta powiesiła się na pasku od szlafroka i dyndała na żyrandolu z wytrzeszczonymi oczami i wywieszonym językiem. I wcale nie to go przeraziło, bo tego, że ta kobieta będzie tu martwa domyślił się od razu kiedy chłopiec mu powiedział o swojej mamusi. Lęk i panika ogarnęły go kiedy na stoliku zobaczył zdjęcie dorosłej kobiety ze swoim synkiem i kimś jeszcze. Tym kimś była dziewczyna, którą zabił. Zaczął się wycofywać, ale wpadł na coś i znowu podskoczył. Stara kobieta stała na progu pokoju, teraz się już nie uśmiechała. Była wręcz wściekła.

– Uśmiercając jej córkę pozbawiłeś życia trzy osoby! Dziewczyna utopiła się w wannie obłażąc wcześniej żywcem ze skóry od wrzątku! Jej matka popełniła samobójstwo! A chłopiec? Wyrośnie na zwyrodnialca i mordercę, bo przeżył będąc malutki tragedię! Będziesz o tym pamiętał już zawsze! Co dzień będziesz przeżywał podobne sceny! Co dzień chłopiec prędzej czy później będzie cię znajdował, nieważne czy zaszyjesz się w parku czy w jakiejś ciemnej i obskurnej spelunie! Będzie cię znajdował i przypominał o tym zrobiłeś!

Mike odepchnął kobietę i wybiegł z mieszkania. Na zewnątrz nie było już chłopca, a on znowu zwymiotował. Żołądek był już pusty więc na chodniku wylądowała mieszanka żółci i krwi. Zaczął biec przed siebie ile miał tylko sił. Musiał opuścić to miejsce bez względu na wszystko. Rozmyślał, że odda się w ręce policji i odpowie za wszystko co zrobił, byle tylko ten koszmar czym prędzej się skończył. Po kilku minutach już nie miał siły biec i zaczął iść. Z daleka dostrzegł tabliczkę z nazwą miasteczka. Ucieszył się, ale kiedy obok niej przechodził zauważył że jest odwrócona do góry nogami. Kiedy przeczytał nazwę miasta wspak nogi się pod nim ugięły

ANGEŻ INSANE

Zaczęło się ściemniać, ale nie przestawał iść. Nie miał pojęcia jak długo już wędruję i dokąd zmierza. Najważniejsze jednak było, że oddala się od miasteczka. W pewnej chwili zobaczył przed sobą postać. Serce zaczęło mu mocniej bić, bo przeżywał deja vu. Miał do wyboru odwrócić się i uciec w stronę miasteczka, albo podejść do postaci na drodze. Mężczyzna wpatrywał się w coś na poboczu, a kiedy Mike do niego podszedł przemówił już znanym mu głosem.

– Myślisz że nie żyje?

 

22.01.2011

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Nawet, nawet. Ciekawe piekiełko. Dałbym 4+, ale jestem za cienki na oceny :)

Wciąga od początku, dość dobrze napisane i z klimatem.

Prosta opowiastka, ale wciągająca. 4 się należy, jak na dobry początek. Łap!

Fajne, podobało mi się. Zwłaszcza motyw z mamusią :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Dzięki zarówno za oceny jak i komentarze :)

Niezły tekst, umiejętnie napisany i z fajnym niepokojącym klimatem. Podobało mi się.

Jedna uwaga techniczna - brakuje wielu przecinków. Na przyszłość zwracaj na to większą uwagę.

Pozdrawiam.

Postaram się :)

Dzięki za uwagę...Pozdrawiam

Nowa Fantastyka