- Opowiadanie: Skaza - Kruki na niebie - zakończenie

Kruki na niebie - zakończenie

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kruki na niebie - zakończenie

Gdy skończyłem, ciszę mącił jedynie szum deszczu. Grabarz nieporadnie usiłował wyrywać się dwóm trzymającym go strażnikom. Myśliwy Mael odsunął się od ściany ludzi, wodził nerwowym wzrokiem pomiędzy mną a kowalem, który natomiast stał na środku okręgu i ciężko dysząc wpatrywał się we mnie nienawistnym wzrokiem. Dzieliło mnie od niego kilkanaście metrów.

Noddo wymachując rękoma krzyczał na Tima, pewnie powstrzymywał go przed rozerwaniem wszystkich niegrzecznych ludzików na strzępy. Burmistrz niedowierzającym geście kręcił głową. Na Karin nie chciałem patrzeć, moje postanowienie szybkiego skończenia sprawy i tak znacząco osłabło. To chyba deszcz mnie schłodził, oczyścił nieco.

Sięgnąłem do wewnętrznej kieszeni płaszcza, po monetę z runami ciemności i światła. Postanowiłem zdać się na los.

Jednakże ktoś inny odebrał mu możliwości podjęcia decyzji. Kowal z wściekłym, szaleńczym rykiem rzucił się w moim kierunku, w jego dłoni nagle błysnął wielki tasak.

Poczułem, że jakaś część mnie ucieszyła się na taki obrót spraw. Ojciec Katii nie był wyszkolonym wojownikiem, ale brutalnej siły mu nie brakowało. Desperacja i obłęd czyniły go jeszcze bardziej nieprzewidywalnym. Zamarkowałem cięcie mieczem z prawej strony, a lewą dłonią sięgnąłem po nóż spoczywający w pochwie przy pasku. Jego potężny cios wymierzony w moje uzbrojone w miecz ramię nadszedł z góry. Puściłem rękojeść miecza i zwinąłem się w obrocie przez lewe ramię. Wiedziałem, że Mael prawdopodobnie zdąży wystrzelić jedną strzałę, więc nie zwlekając, będąc jeszcze w obrocie, uderzyłem trochę na ślepo. Sztych noża ześlizgnął się po szczęce kowala i wszedł głęboko przez gardło, aż na wysokość oczu. Wysunął się równie łatwo jak wbił, można by powiedzieć, że to było dla niego naturalne. Nie widziałem tego jak mój przeciwnik upada, od razu zwróciłem się ku myśliwemu. Akurat w momencie, by zobaczyć jak podnosi ku mnie łuk z nałożoną strzałą i jak sekundę później zostaje obalony potężnym ciosem złożonych pięści na głowę.

Ojciec Karin stanął nad bezwładnym ciałem Maela. Rzucił mi szybkie spojrzenie i pokręcił głową. Podejrzewałem, że złamał myśliwemu kark, mój na pewno nie zniósłby takiego uderzenia.

Wtedy dobiegły mnie dwa ostre krzyki z lewej strony. Dwaj trzymający wcześniej grabarza żołnierze trzymali się za krwawiące przedramiona, a sam Joachim biegł przez rozstępujący się tłumek, wymachując długim, cienkim nożem. Pobiegłem za nim, a ludzie rozstąpili się jeszcze szerzej. Gdy wyskoczyliśmy z okręgu grabarz puścił się biegiem przez jedną z mniejszych uliczek Brzegu. Jak na takiego małego garbusa biegł bardzo szybko, przerażenie dodawało mu sił.

Nigdy nie byłem specjalnie dobry w rzucaniu nożami, więcej było w tym rzucie szczęścia niż umiejętności. Momentalnie uspokoiłem oddech, przełożyłem ostrze do prawej dłoni, odczekałem aż Joachim oddali się na podręcznikowe dziewięć metrów i zamachem zza głowy wypuściłem nóż na polowanie.

Mógłbym przysiąc, że słyszałem przytłumiony chrzęst, gdy utkwił w głowie Joachima.

Burmistrz nagle się rozkrzyczał, żołnierzom kazał uprzątnąć ciała, a mieszkańcom rozejść się i iść spać. Bo jak nie to Tim już was utuli do snu!

Tymczasem karczmarz wprowadził mnie i Karin do gospody, burmistrz wpadł tam chwilę później. Zapadła cisza, wszyscy patrzyli po sobie nerwowo. W końcu Hendelsson ciężko oddychając wyciągnął w moim kierunku dwie spore sakiewki. Przyjąłem zapłatę.

– Tysiąc osiemset koron, nie odliczyłem kosztów pogrzebów.

– Pójdźcie jutro w nocy na cmentarz, sprawdźcie czy coś tam znajdziecie. Nie macie czego się bać. I poszukajcie u grabarza pługów rolniczych – właściwie nie wiedziałem co mam im powiedzieć, chciałem już tylko iść spać i otrząsnąć się ze wspomnień z Terez.

– Posłuchajcie panie Laine, ja wam wierzę. Ale to było niepotrzebne zabijanie. Ja wiem, sami zaatakowali, ale gdyby tego nie zrobili, i tak byś ich posiekał. Tu żyją prości ludzie, uznają, że trzeba było ich osądzić wedle prawa, niektórzy nie zrozumieją tego co się właśnie stało. Ja rozumiem, czasem trzeba coś zrobić niekonwencjonalnie, ale zaistniała sytuacja nie sprzyja utrzymaniu spokoju, a mnie tylko o to chodzi – pod koniec już niemal krzyczał, widać było jego zdenerwowanie.

– Wyjedziemy – to powiedziała Karin. Podeszła do mnie i wślizgnęła mi się pod ramię -Pojedziemy do Ketae. Może wrócimy jak to wszystko zostanie tylko wspomnieniem.

Spojrzałem na karczmarza. Ja na jego miejscu zrobił bym się bardzo nieprzyjemny. Ale najwyraźniej Karin już wcześniej z nim o tym rozmawiała. Westchnął tylko nieznacznie, przejechał dłonią po twarzy i powiedział:

– Teraz na pewno nigdzie nie jedziecie. Poczekamy do świtu, może przestanie tak lać. A pan, panie czarowniku, zdaje się być nieco poobijany. A, i żeby było jasne. Jak jej włos z głowy spadnie, to zabiję.

Koniec

Komentarze

Hm... Ciekawe. Dobry styl. To koniec??!

Dzięki. Tak, myślę, że całość jest już zamknięta. Przynajmniej na razie, bo w przyszłości, kto wie...

Nowa Fantastyka