- Opowiadanie: elkaone - Poduszka

Poduszka

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Poduszka

Przechodziłam tamtą ulicą codziennie z pracy do domu i niezmiennie zatrzymywałam się przed wystawą antykwariatu. Niewiele się na niej zmieniało, ale wszystko w tym oknie było na swój sposób fascynujące. Odczuwałam niemal fizyczną przyjemność, zauważając jakiś nowy drobiazg, zwykle egzotyczny lub bardzo stary. Próbowałam wymyślić jego historię, drogę, którą przebył, aby znaleźć się na koniec w wystawowym oknie. I mimo że do przedmiotów zgromadzonych na wystawie dobrze pasowałoby określenie: szwarc, mydło i powidło, pewnego dnia zauważyłam coś, co wyjątkowo nie pasowało nawet do tak dziwacznego zbiorowiska

 

Była to poduszka. Zwykła, nieduża poduszka w bawełnianej, przykurzonej, czy przybrudzonej poszewce. Przyglądałam się jej uważnie, próbując dociec, z jakiej przyczyny ten banalny, niczym się niewyróżniający przedmiot, znalazł się na wystawie pomiędzy biustem Homera a nienajgorszą kopią "Dziewczyny z perłą" Vermeera, "oryginalną" mozaiką Gaudiego a hebanowym nożem ze środka Afryki, wypchanym bażantem patrzącym hardo w oczy dzikowi z wielkimi szablami.

 

Pomyślałam, że może ktoś z personelu przez pomyłkę zostawił ją po sprzątaniu wystawy. Następnego dnia jednak była tam dalej. Była też dzień, tydzień i miesiąc później. Zagadka nie dawała mi spać, więc w końcu postanowiłam zapytać wła-ściciela, czym ten dziwaczny eksponat zasłużył sobie na takie wyróżnienie.

Spojrzał na mnie spod oka i konspiracyjnym szeptem oznajmił: – To jest poduszka Lovecrafta, proszę pani. Spał na niej przez wiele lat, rozmyślał, śnił, niektórzy twierdzą, że nawet na niej umarł.

 

– I Pan chce ją sprzedać?! – Cóż, jestem antykwariuszem, żyję ze sprzedaży, nie mogę zbyt przywiązywać się do przedmiotów, choć wyznam pani, że trudno będzie mi się z nią rozstać.

 

W pierwszej chwili pomyślałam, że dobry z niego kupiec, poduszkę być może wyciągnął z własnej przepastnej szafy i chce zbić na niej majątek. Jednak wydawał się prawdziwie poruszony, a i mnie nurtował jakiś niepokój, kiedy patrzyłam na wystawę.

 

Wyjechałam na kilka dni, a kiedy po powrocie biegłam spóźniona do pracy, tylko kątem oka rzuciłam na wystawę. Dopiero w pracy uświadomiłam sobie, że coś się chyba zmieniło. Czyżby poduszka leżała w innym miejscu, przekrzywiła się, była jakby – zduszona?

 

Zapomniałam o tym w nawale pracy. Wracałam tym razem i – chyba po raz pierwszy – wieczorem. Wystawa antykwariatu zwykle była ciemna, tylko w rogu paliła się mała lampka. To nie była jedna z tych sklepowych witryn, które lśniły błyskotkami, wabiły orgią świateł i kolorów. Tu przychodzili ci, którzy wiedzieli, czego szukają i iluminacje nie były im potrzebne. Tym razem, ku mojemu zaskoczeniu, z wystawy sączyła się zielonkawa poświata. Czyżby właściciel zdecydował się coś zmienić? Podeszłam bliżej. W ciemnym oknie prawie nie było widać umieszczonych na wystawie przedmiotów. Z wyjątkiem jednego: poduszka emanowała niesamowitym, zielonym światłem. Wydobywało z ciemności inne eksponaty, ogarniając je i osiadając na nich lepko. Zadrżałam. Odetchnęłam głęboko i wtedy wydało mi się, że poczułam zapach – rybi? Lekko spanikowana wciąż jednak trwałam przy oknie, jak przykuta. Patrzyłam na poduszkę, z której coś jakby się sączyło cienką strużką. Wyglądało jak zielony, ciągnący się śluz i wyraźnie zmierzało w kierunku szyby dzielącej wystawę od ulicy.

 

Uciekłam w panice, potykając się biegłam przez ciemne ulice, żeby nagle ocknąć się w jakimś całkiem mi obcym miejscu, skąd – w końcu – oprzytomniała – zamówiłam taksówkę do domu.

 

Przez kilka następnych dni wybierałam okrężną drogę do pracy i do domu, a poduszka przychodziła do mnie w snach, zielona strużka była coraz bliżej, zapach nasilał się. Budziłam się zlana potem, przerażona.

 

Kiedy w końcu odważyłam się przejść tamtędy, zobaczyłam, że antykwariat zniknął. Zapytałam ludzi z sąsiedztwa, co się stało. Dowiedziałam się, że stary właściciel umarł. Znaleziono go po kilku dniach, kiedy ktoś zainteresował się, dlaczego antykwariat jest wciąż zamknięty. Serce. Ale ktoś szepnął mi, że miał na twarzy wyraz nieopisanego przerażenia. Do lokalu wprowadzili się ponoć nowi lokatorzy. Okno było zabite na głucho deskami. I…czy tylko mi się zdawało, czy naprawdę sączył się stamtąd wyraźny zapach ryb?

 

Nie poszłam tam nigdy więcej. Na wszelki wypadek wyprowadziłam się na drugi koniec miasta, zmieniłam też pracę. Mimo to poduszka wraca do mnie w snach. Nie wiem, kiedy mnie dopadnie, więc na wszelki wypadek dobrze wam radzę: strzeżcie się tej ulicy.

 

 

*Inspiracją do napisania tego opowiadania stały się słowa Stephena Kinga, zamieszczone we wstępie do książki Michela Houellebecqa: „A gdyby w tej witrynie leżała poduszka? Zwykła, stara poduszka w przybrudzonej bawełnianej poszewce? I gdyby ktoś…..zadał pytanie właścicielowi lombardu, a ten odparłby, że to poduszka Lovecrafta, na której co noc spał, na której roił wszystkie te fantastyczne sny, na której może umarł"? I dalej: „Nie napisałem ‘Poduszki Lovecrafta' w ten weekend w Providence ani nigdy potem. Jeśli chcesz spróbować, Drogi Czytelniku, zostawiam ci ten pomysł…a także złe sny, które na pewno pojawią się przy każdej poważnej próbie podjęcia tego tematu". (M. Houellebecq, Przeciw światu, przeciw życiu, s. 13).

 

Koniec

Komentarze

Popraw zapis tekstu, będzie znacznie czytelniejszy. Akapity i te sprawy.
A tak, nie wiem, nie zasepcjalnie mnie porwało, choć złe nie było.

Po pierwsze, przydałoby się rozbić tę jednolitą bryłę tekstu na jakieś akapity; przede wszystkim odseparować tytuł oraz tę refleksję odautorską.

Wyjaśnienie stanowi prawie 15% objętości tekstu. Moim zdaniem to źle. Pomysł został tylko szczątkowo przetworzony i na tę chwilę, gdybyśmy zostali tylko z słowami Kinga, to niewiele byśmy stracili. Trzeba rozwinąć wątek, rozbudować postaci, dać dialogi, pozwolić im wpaść w przerażenie. Skoro inspiracją jest Mistrz Grozy to tekst powinien straszyć -- ten jest po prostu za krótki, a nastrój zbyt efemeryczny.

Językowo raczej poprawnie. Nie licząc formatowania, to sprawnie się czyta.

pozdrawiam

I po co to było?

Opowiadanie poprawne, ale mało porywające. Zgadzam się ze słowami syfa, ten temat wymagał dłuższej formy. Mimo wszystko, dobrze się czytało, ale niestety to opowiadanie zalicza się do tych, które przeczytałem a za pięć minut zapomniałem.

Komentarze powyżej chwytają istotę sprawy, więc ja krótko.
Czytało się miło, ale należałoby to rozbudować.

Nie wiem, jak to sie stalo, bo wczoraj edytowałam, zapisalam, i nic z tego nie zostalo :-(
Spróbuję jeszcze poprawić.

Co do Waszych uwag - pewnie macie rację, ale ja piszę wyłącznie miniatury, więc już tak zostanie.

Teraz tekst wygląda znacznie lepiej.
A propos dłuższych form literackich -- kiedyś trzeba zebrać się na odwagę  i wypłynąć na głębokie wody. Nigdy nie mów nigdy, jak twierdził James Bond.

I po co to było?

Nowa Fantastyka