- Opowiadanie: doktor1313 - Informatykator

Informatykator

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Informatykator

Bez zbędnych wstępów. Po prostu opowiadanko, które leżało sobie przez jakiś czas w czeluściach mojego dysku twardego, a wydaje się… nie tyle co dobre, ile śmiesznawe i niedorzeczne. Więc co mi tam? Wstawię sobie…

 

 

 

 

Informatykator

Niniejsza opowieść nie ma być ani mądra, ani szczególnie interesująca. Przeciwnie. Ma być głupawa, może trochę śmieszna, przeznaczona dla ludzi lekko(albo bardzo) rypniętych. Wszystkich ambitniejszych, którzy pragnęliby doszukiwać się ukrytego sensu w tej historii natychmiast powstrzymuję mówiąc – Odłóżcie ten kawałek papieru, obróćcie się cztery razy wokół własnej osi i biegnijcie ile sił w nogach do domu. Jak dojdziecie, to pomyślcie, jak głupio musieliście wyglądać… Ale, do rzeczy.

 

Jack był informatykiem. Nie pracownikiem Microsoftu, ani nawet Apple'a, ale jedynie zwyczajnym informatykiem „na telefon". Jego praca dawała mu wiele wolnego czasu i pozwalała na ciągłe granie w głupawe gry komputerowe, których honoru bronił jak lwica swoich młodych.

– Gin, giń, trollu! Nie ma szans, żebyś mnie pokonał! Mam 80 level, płonący miecz wody + 41 i zbroję gwałconego kota +32! – krzyczał Jack pykając znów w WoW'a.

Nagle telefon leżący na biurku zadrżał, a z głośnika popłynął słodki dźwięk utworu „WoW theme".

– Czego? – wrzasnął do słuchawki zdenerwowany tym, że ktoś przerywa mu grę.

– Informatyk? – zapytał nieśmiało głos w słuchawce.

– Czego pani sobie życzy, znaczy się. – dodał pospiesznie najbardziej grzecznym głosem na jaki był się w stanie zdobyć.

– Mam problem. Mój komputer zwariował! Pisałam ważne sprawozdanie, a gdy zdenerwowana walnęłam głową w klawiaturę, pojawił się niebieski ekran i wszystko zgasło!

– Blue Screen kontratakuje… Łapię za miecz świetlny i jadę! – powiedział Jack zrzucając z biurka puste pudełko po pizzy i kilka puszek coli, co miało nadać mu dodatkowej dozy zarąbistości, a pozostawiło po sobie tylko większy syf, niż panował wcześniej.

– Słucham? – kobieta wydawała się zdezorientowana.

– Już jadę, proszę podać adres.

Jack założył swój Czarny Pas Informatyka i trzaskając drzwiami wybiegł przed blok.

– Dalej, dalej, wehikuł Gadżeta! – powiedział i wskoczył na niewielki, czerwony skuterek.

Przekręcił kluczyk i 2 konie mechaniczne pokazały swoją moc. Brzęcząc żałośnie, niby świetlówki na klasówce z fizyki Jack ruszył na odsiecz pięknej niewieście.

Wyjeżdżając na ulicę, mało nie wpadł pod rozpędzony samochód, lecz nie zmartwił się tym zbytnio. Mruknął tylko pod nosem „Na takiego Mounta przydałby się wyższy level" i ruszył dalej.

Zatrzymał się przed dość dużym, pomalowanym na różowo domem. Zsiadł ze skutera, poprawił pas i zadzwonił do drzwi. Otworzyła mu – o dziwo – dość inteligentnie wyglądająca brunetka w szarym żakiecie.

– Gdzie jest pacjent? – zapytał, używając zasłyszanego w dr Housie tekstu.

– Znaczy komputer? Proszę za mną.

Zatrzasnął drzwi i podszedł do klawiatury.

– Co cię boli, kotku? – postukał w klawiaturę przywołując konsolę. Wklepał kilka komend

i sprawił, że komputer ożył.

Jack sięgnął do pasa i wyciągnął Snickersa.

– I jedziesz dalej… – szepnął i ugryzł stukając w klawiaturę z wprost niewyobrażalną szybkością.

– Zwykła zwiecha, proszę pani. Blue Screen atakuje każdego. Nie powinno się nic dziać, dopóki nie kliknie pani w ten klawisz – pokazał palcem przycisk z napisem Blue Screen, który był schowany pod Shiftem.

– Dziękuję, uratował mi pan życie. Ile to będzie kosztować?

– Jak dla pani, to uśmiech i całusa. – Jack wyszczerzył zęby brudne od czekolady i wczorajszej pizzy.

Dziewczyna skrzywiła się i wyciągnęła stuzłotowy banknot, wciskając go informatykowi w rękę.

– Dziękuję i dobranoc. – powiedział, choć była dopiero dziesiąta rano.

Wyszedł i ponownie odpalił swój wehikuł czasu, zmierzając do domu, by bić level 81…

 

Nadeszła godzina 14.00. Wielki moment dla Jacka. O tej godzinie bowiem miał się spotkać ze swą – przynajmniej w jego oczach – piękną wybranką.

Założył wyjściowy dres, przeczyścił zęby kolejnym Snickersem, a oddech poprawił pudełkiem tic-taców.

– Cholerne drażetki… Zawsze się dwie na dole zaklinują…

Jack zdenerwowany chwycił za przytroczony do swego pasa gumowy młotek(służący do naprawiania komputera „na twardo") i z całej siły uderzył w pudełko. Drobne kawałki plastiku rozprysły się po pokoju, a jeden z nich(chyba wieczko) wbił się w nogę informatyka, który dobył z siebie przeciągły krzyk dezaprobaty:

– KUR*AAAAAAAA! Nowe dżinsy…

Wyjął odłamek, zatamował krwawienie i zasłonił dziurę folderem o nazwie ręka.

Wczoraj grał całą noc, więc jego twarz nie wyglądała najlepiej. Kliknął na „odśwież" i wyszedł na zewnątrz.

Delikatny wiatr muskał jego krótkie włosy. Czuł się jak Arthas, na okładce Warcrafta III. Delektował się tą chwilą jeszcze przez jakiś czas i ruszył przed siebie, do domu swej ukochanej.

Dwie klatki dalej zadzwonił domofonem. Z głośnika dobył się delikatny, trzeszczący głos:

– Maryśka już schodzi.

– Mary1432, proszę pani… – odparł Jack, lecz przerwały mu otwierające się drzwi, zza których wyłoniła się najpiękniejsza dziewczyna pod słońcem.

Jej obszerny brzuch falował jeszcze, po tym jak został wprawiony w ruch gdy dziewczę schodziło z trzeciego piętra. Obfity jak na… ekchem… kobietę zarost, pozostawił po sobie tylko czarne kropki na twarzy. Stylowa, różowa sukienka w pomarańczowe kwiaty ledwo co opasała brzuch pięknej kobiety, bo przecież firanki nie są aż tak długie…

– Mary! Ty mój czterdziestocalowy kineskopie!

– Jack, moja kochana mycho z podświetleniem! – Głos Mary wykraczał grubo poza możliwości speakera komputerowego, który mógł emitować minimalnie 20 Hz.

– Słyszałaś, że jedna z korporacji branży IT opracowała dyski twarde o nieskończonej pojemności. Mają trafić na rynek jak tylko skończą się formatować.

– A ja jutro mam urodziny! Kupisz mi taki?

– Oczywiście! Jesteś moim całym światem… dopóki idziesz obok mnie. Nic poza tobą nie widzę.

Nagle Jack usłyszał odgłos gniecionego metalu. Okazało się, że przechodząc na przejściu dla pieszych jakiś wariat wjechał w jego dziewczynę, która ocaliła go przed śmiercią. Mary nawet tego nie poczuła.

– Ty mój firewallu! – krzyknął i próbował objąć swoją wybrankę, lecz nie był w stanie.

Poszli razem nad staw. Wynajęli łódkę, a gdy razem weszli do środka, poziom wody na zewnątrz gwałtownie się podniósł, sięgając aż do burty.

Gdy odpłynęli na odpowiednią odległość, Jack zaczął mówić o swoim nowym programie, który wczoraj wieczorem skończył.

– Mówię Ci, po prostu znakomity. Nie wiesza się, jest przystępny, łatwy w obsłudze. Sprzeda się na sto procent. Jest tylko jeden problem… Gdy już skończyłem, byłem tak zmęczony, że zasnąłem na Backspace i… Później, żeby się odstresować, całą noc grałem w WoW'a…

– Biedaku. Nie martw się, pewnie znasz ten kod na pamięć.

– Masz rację, napiszę go jeszcze raz.

Zapadła niezręczna cisza. Jack wiosłował powoli, a Mary bawiła się pierścionkiem na swoim „smukłym" palcu. Nagle, łódka zatrzymała się niespodziewanie na słupie, który nie wiedzieć czemu ktoś postawił na środku jeziora. Dziewczyna przypadkiem wypuściła pierścionek z ręki. Kawałek szlachetnego metalu rozpłynął się w toni jeziora.

 

– Poczekaj kochana, zaraz go wyłowię! – powiedział Jack zdejmując buty i koszulę.

– Nie wytrzymasz tak długo pod wodą! – zaprotestowała Mary.

– Jestem głównym bohaterem, nie mogę zginąć – powiedział i wskoczył do wody.

Jack płynął cały czas w dół, szukając pierścionka swojej wybranki. Powoli zaczynało kończyć mu się powietrze, więc pomyślał „Gog Mode rulez" i opróżniwszy płuca zaciągnął się wodą.

Zimny płyn wypełnił jego klatkę piersiową, lecz wtem Jack poczuł, że się dusi.

Zdążył rzucić tylko podwodne „o kur*a!" i utonął.

Każdy inny człowiek by w tym momencie umarł. Niestety nasz młody informatyk nie wiedział, że gdy się umiera, trzeba… umrzeć. Jego umysł był do tego stopnia przesiąknięty grami komputerowymi, że gdy tylko opuścił swe ciało postanowił poszukać Spirit Healera.

Wyleciał z wody i ruszył w kierunku brzegu rozglądając się na wszystkie strony. Nie mógł zobaczyć minimapy, musiał więc szukać ducha na własną rękę.

W oddali zobaczył białawą poświatę, która zdawała się lekko drgać. Ruszył w tamtą stronę podziwiając świat zmarłych. Wszystko zdawało się lekko szare, bez życia. Zobaczył swojego sąsiada, którego nigdy nie lubił i pomyślał, że mógłby napisać do Admina o jego ban. Co to za szwędanie się poza ciałem? Jeszcze rano widział go nabzdryngolonego na klatce schodowej, więc nie mógł umrzeć.

Zrezygnował jednakże z tej myśli, bo kształt do którego zmierzał zaczął być coraz wyraźniejszy.

To, co ujrzał przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Dwa anioły migdaliły się na ławce w parku. Obok spokojnie bawiły się dzieci, nie zauważając zapewne całego zajścia.

– Wskrześ mnie! – krzyknął Jack do anioła, który zdawał się być mężczyzną.

– Spadaj!… Jesteśmy… Zajęci…– wysapał nie przerywając swej czynności anioł.

– Bo doniosę adminowi! Wskrzeszaj, ale już!

– No dobra, dobra… Tylko siedź cicho.

Anioł ruszył ręką i cały świat począł nabierać kolorów. Jack poczuł, że znów żyje, a dwa anioły zniknęły. Uznał, że głupio by było tak stać, bo przecież oni cały czas go widzą, więc ruszył z powrotem nad staw.

Po drodze pomyślał, że przecież miał wyłowić pierścionek Mary, a gdy wróci z niczym ona na pewno się zezłości. Postanowił więc przejrzeć swoje inventory w poszukiwaniu składników do stworzenia pierścionka.

– Jewelcrafting mam na 15… przydałoby się więcej… Już wiem! Pójdę do mistrza cechu.

Zadowolony z genialnego pomysłu ruszył do jubilera.

 

– Czego pan potrzebuje na Złoty Pierścień Ochrony + 3? – zapytał prosto z mostu informatyk.

– Słucham? – starszy pan chyba nigdy nie słyszał o WoW'ie.

– Złoty pierścionek, zwykły złoty pierścionek.

– Wystarczy siedemset złotych.

– Ile?! – krzyknął Jack – Nigdy, sam sobie zrobię! – powiedział i wyszedł trzaskając drzwiami.

Usiadł na ławce i wyciągnął z kieszeni wszystko co miał. Agrafka, guma do żucia i długopis… Da się coś z tego zrobić.

Po chwili majstrowania obejrzał efekty swojej pracy. Połamany długopis uformowany w kształt koła spięty agrafką, z gumową kulką na szczycie imitującą kamień, robił niezłe wrażenie. Uradowany wstał i pobiegł żwawo w stronę stawu, lecz gdy wbiegł na przejście dla pieszych, ten sam gość na mouncie o zbyt wysokim levelu potrącił go i zabił, doszczętnie rozwalając swojego wierzchowca.

Jack wiedział, że dostanie za to bana na co najmniej dwa lata. No, chyba że włączy Jezus Mode i wróci za trzy dni…

Koniec

Komentarze

Tjaa... Żadnego komentarza, nie wiadomo, czy ktokolwiek czytał, a szósteczka jest...
Z powodów jak powyżej komentarz jak niżej:
********************.

No sam sobie nie wstawiłem, to nie moja wina, że ktoś mi postawił taką ocenę...

Mógłbym się chociaż dowiedzieć, co myślicie o tym tekście? Danych nigdy za wiele...

Pośmiać się można, kpinek z namiętnych graczy było wiele, ale nadal bawią. Podobnie jak żarty z osób, nie umiejących posługiwać się komputerem. Ale w sumie, prawdę rzekłszy, nic z tego nie wynika. No, poza Jesus Mode on na zakończenie, bo zostaje w pamięci.
A tak coś na poważnie? Czy tylko żartować zamierzasz?

Nie, nie. Tego typu, prześmiewcze, albo śmieszne teksty traktuję jako... alternatywę, odskocznie od tego, co piszę cały czas.

A piszę(a przynajmniej próbuję usilnie) fantasy.

Jak coś zdatnego do czytania wydobędę z czeluści dysku twardego... Albo zeszytu?

I dzięki za ocenę. Przynajmniej mam jasny obraz od kogoś postronnego.

doktor1313 - Całkiem zabawne :) W WoW nie grałam, ale pamiętam jeszcze złote czasy Diablo 2. Łezka się w oku kręci ;) Styl niezły, poczucie humoru - na miescu. Też jestem ciekawa co potrafiłbyś napisać na serio.

AdamKB - zapomniałeś jeszcze o równie często wyśmiewanym archetypie szpetnej graczki ;)

Również dziękuję za ocenę.

Coś na poważnie... Obiecuję, że wstawię, ale nie podam jakiejś określonej daty:)

Kiedyś, coś będzie na pewno...

"Dość inteligentnie wyglądająca". Ciekawe jak to jest wyglądać dość inteligentnie:)
Poza tym, jeśli dobrze rozumiem to bohater nazywa się Jack i mieszka w Polsce? Mogłeś napisać skąd się tu wziął, bo to ciekawe, co amerykański informatyk robi w naszym pięknym kraju poza rypaniem w WoWa i naprawianiem komputerów.
"Założył wyjściowy dres", a chwilę później krzyczał, że sobie zniszczył nowe dżinsy. Coś mi tu nie gra. Powinieneś przeczytać opowiadanie kilka razy przed publikacją, żeby uniknąć takich błędów.
Ogólnie czytało się całkiem miło (chociaż dużo błędów!), momentami naprawdę zabawne. Kilka świetnych momentów - na przykład z inventory i przyciskiem "odśwież".

 >1/2 joke mode on<
Ciekawe jak to jest wyglądać dość inteligentnie:)
Nie mieć cały czas półotwartych ust.
>joke mode off<

hm...
hmmm....
kogos mi przyponina ten Jack..:D
...
a tak na poważnie: do opisu wybranki pana Jacka całość naprawdę zabawna. A potem już coraz mniej. Jest tu wiele perełek: kompletnie rozwaliły mnie migdalące się anioły i zaklinowane tic-taci.
Ale zakończenie takie sobie...
Poza tym: wyjściowy dres na informatyku?? To nie ta branża! To poplamione przedwczorajszą pizzą dżinsy i koszulka z falkonu! Wiem co mówię :)

Bo jestem informatyczką?

Na miłość Mzimu, co ja napisałem...
Chyba się wyrejestruję, zadarłem z kobietą...

E tam, zadarłeś. Świat byłby nudny bez swarów z Tobą :*
Kobietą informatyka, dla ścisłości. I fanką gier planszowych. Co prawda to nie jest to samo, no ale...:D
Muszę znowu coś napisać, żebyś miał co oceniać ;)

AdamKB - Jak chcesz wiedzieć czym zajmuje się Szesana, przeczytaj "Rzeczywistość" i komentarz autorki pod tekstem ;)

Szesana - Ja też jestem fanką gier palnszowych oraz RPG, a poza mną w ekipie (drużynie) są sami informatycy. Coś w tym musi być... ;) 

Ufff... Odzyskałem chęć do życia.
A pewnie, że napisz. Początki złe nie były, więc powinno być jeszcze lepiej.

Początki...Żona jest z 2007.. Piszę od 4 roku życia..
Tyle, że mało co kończę. No ale dla Ciebie muszę robić wyjątki:D
Ranferiel: Jestem jedyną kobietą w klubie...:/

Szesana - ja w wieku 4 lat to mazałam kredkami po ścianach ;) Też jestem jedyna w drużynie, ale jakoś mi to nie przeszkadza (czego nie można powiedzieć o moim facecie, który nie gra w RPG ]:>).

W każdym razie zauważyłam że elementy: informatyk + gry komputerowe (zwłaszcza cRPG) + RPG + planszówki (ew. MTG, bitewniaki) baaardzo często wykazują silną dodatnią korelację. Ja tam jestem typowy user, co dzwoni na helpdesk i jęczy, że nie działa ;)

 A tak a propos (uwaga, to będzie kawał z brodą):

Dzwoni telefon na infolinię dostawcy usług telekomunikacyjnych. Dyżurny informatyk odbiera:
- Halo?
- Dzień dobry. Internet mi nie działa! Porszę coś zrobić!
- A żaróweczka się świeci?
- Świeci. I to nie jest żadna żaróweczka, tylko dioda półprzwodnikowa.
- A, to przepraszam. Problem leży po naszej stronie...

Ja rysowałam komiksy. Pamiętam taki jeden o kurce i pisklętach i wściekałam się, że nie potrafię tego opisać albo zapamiętać fabuły:D I za każdym razem musiała być inna. Mam niektóre do dziś, ale dużo młodsze, z pierwszej kl podstawówki.
Ale my tu prywatę rżniemy, że się tak wyrażę...:D

Bardzo zabawny tekst. Mam nadzieję, że wśród graczy nie ma ludzi aż tak oderwanych od rzeczywistości :)

Zupełne przeciętny tekst o niczym. Ani szczególnie zabawny ani ciekawy.

Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka