- Opowiadanie: Raven - Jolene i wędrowiec

Jolene i wędrowiec

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Jolene i wędrowiec

Jolene wzięła głęboki wdech, podniosła powolutku klapę sedesu, po czym ukradkiem zajrzała do środka.

– Ufff – wypuściła powietrze z płuc. – Na szczęście go nie ma – rzekła, opierając klapę o ścianę.

Zapewne myśleliście, że chodziło o klopsa? Nic bardziej mylnego.

Otóż nasza droga Jolene – młoda dziewczynka o kasztanowych włoskach, okrągłej, usianej piegami buźce – panicznie boi się wędrowców…

Na zegarze wybiła dwudziesta. Rodzina Stratfordów była już w komplecie. Uroczysta kolacja zaczęła się od toastu i krótkiego przemówienia, które wygłosił we własnej osobie sam solenizant.

– Witajcie moi drodzy. – Henryk wstał z krzesła a wraz z nim pozostali goście. – Ugościłem was w miarę swych możliwości finansowych – wszyscy przelecielii wzrokiem po stole, po czym zwrócili swe spojrzenia w stronę solenizanta. – Na kawior przyjdzie jeszcze czas… – uniósł dłoń.– Tak, więc po dwudziestu latach leżenia idę do pracy…Będę kotłowym – posypały się liczne oklaski.

Henryk ukłonił się, uniósł kieliszek: – W końcu przysłużę się społeczeństwu i… – pochylił się w stronę swojej żony – ufunduję swojej kochanej żoneczce ekskluzywny wyjazd nad Morze Bałtyckie – dokończył.

Żona zachichotała, Henryk wyprostował się: – Do dna – krzyknął i jednym haustem osuszył kieliszek a goście poszli za jego przykładem.

Zasiedli do suto zastawionego – uginającego się pod ciężarem wódki i sucharów – stołu i przystąpili do jedzenia. Wraz z upływem czasu w pokoju słychać było coraz to głośniejsze chrupanie, pochrząkiwania, brzęk kieliszków i narastający potok słów – adekwatny do zwiększonej częstotliwości polewania wódki. Zadbał o to wujaszek Ben, który bacznie obserwował, żeby nikt nie siedział przy pustym kieliszku.

Ben był tęgim mężczyzną po pięćdziesiątce -wyhodowanym na piwie i golonce. Człowiekiem o pogodny usposobieniu, optymistycznie nastawionym do otaczającego go świata. Często żartowano sobie z jego wielkiego, wydętego brzucha, który rozmiarami przypominał bojler – mogłaby się w nim schować nawet dwójka dzieci.

Stuk puk, stuk puk kieliszki poszły ostro w ruch i…

Przechwałkom nie było końca. Każdy opowiadał o swych osiągnięciach życiowych – tych prawdziwych, jak i tych wyimaginowanych – próbując tym samym udowodnić – sobie i wszystkim obecnym – że to właśnie jemu wiodło się najlepiej. Później przyszła pora na „gdybanie".

Na owe „gdybanie" obrano bardzo popularny temat – szczególnie w kręgach rodzin klasy średniej i robotniczej – a mianowicie: co bym zrobił gdybym był bogaty. Jedni pływaliby w morzu piwa i dziwek, inni kupowaliby drogie samochody i domy a jeszcze inni, czyli nasza droga Jolene – z racji, że uczyła się dopiero w szkole podstawowej – słuchała znudzona opowieści dorosłych, nie mając nic ciekawego do powiedzenia.

Dziewczynka przeprosiwszy wszystkich, udała się do toalety. Gdy zapaliła światło nie mogła uwierzyć w to, co ujrzała. Dorodny szaro-brudny szczur siedział przycupnięty na desce klozetowej. Jego ślepka – małe czarne koraliki – nieporuszone wpatrywały się w dziewczynkę. Jolene wrzasnęła z przerażenia i w jednej chwili rzuciła się do ucieczki w kierunku swojego pokoiku. Szybko wskoczyła do łóżka i nakryła się kołdrą w obawie, że zwierz mógł za nią podążać. Szczur zaś wystraszony krzykiem wskoczył w otchłań klozetu wydając przy tym donośny plusk. Nie upłynęło pół minuty, jak w pokoju zjawiła się mama.

– Co się stało? Dlaczego krzyczałaś córeczko? – Jolene wychyliwszy główkę spod kołdry zlustrowała uważnie swój pokoik.

Nie było śladu intruza.

– Szczur…ogromny, wielgachny szczur – gestykulowała gorączkowo, próbując pokazać rozmiary zwierzęcia i oczywiście mocno przy tym przesadzając.

– Gdzie? W naszym domu? – Spytała zdziwiona Christine.

– W łazience, siedział na desce klozetowej. Wydawało mi się nawet, że mówił coś do mnie…

– Pójdę i sprawdzę – odparła mama i wyszła z pokoju.

Po chwili w dużym pokoju rozbrzmiał donośny śmiech gości. Najgłośniej rechotał Ben usłyszawszy o zajściu, które miało miejsce w łazience. Jolene zrobiło się trochę głupio, że zachowała się w ten, a nie inny sposób, ale szczur na prawdę ją przeraził. Na samą myśl o nim wzdrygnęła się.

Po paru minutach śmiechy w pokoju ucichły. Dziewczynka wyciągnęła szyję i nadstawiła uszu, chcąc podsłuchać, o czym rozmawiają. Postanowiła, że jeszcze chwilę odczeka nim wróci do pokoju gościnnego. W tym czasie Ben zaczął właśnie opowiadać historię małej dziewczynki…

 

Następnego dnia Jolene obudziła się wczesnym rankiem, prawie całkowicie zapomniawszy o zdarzeniu z poprzedniego dnia. Przeciągnęła się, przetarła oczy i poszła odprawić rytuał porannej toalety. Czynnością wieńczącą owy rytuał było poranne oddanie kupki. Zasiadła, więc na desce oddając się rozmyślaniom o tym, co będzie robić przez cały dzień. Niespodziewanie usłyszała podejrzany chlupot wody dochodzący z wnętrza klozetu. Rozchyliła nóżki i zajrzała do wnętrza „porcelanowego pałacu". Dziwne, przecież kupka jeszcze nie wypadła, pomyślała dziewczynka i w tej samej chwili poczuła przeszywający ból. Z wrzaskiem poderwała się do góry. Po chwili fala bólu rozeszła się już po całym ciele, łzy napływały jej do oczu i obficie spływały po policzkach. Zaczęła szamotać się w łazience zrzucając wszystko z półek.

– Mamo!! Tato!! Pomóżcie mi – krzyczała ile sił.

Obudzony krzykiem córki, pierwszy do łazienki wpadł zaspany ojciec. Zaraz za nim w drzwiach pojawiła się matka. Jolene zobaczywszy rodziców na chwilę przestała się szamotać i kręcić.

– Co się stało kochanie? – pytali na przemian.

– Nie wiem – szlochała, spazmatycznie łapiąc powietrze. – Usiadłam na kibelku i po chwili poczułam, okropny ból – jej twarz wykrzywił grymas, złapała się za brzuch i przykucnęła, pojękując.

– To boli!! – Wrzasnęła ile sił w płucach, a jej twarz zalał nowy potok łez.

Ojciec podszedł do Jolene, pomógł córce podnieść się i stanąć na nogach, obrócił i kazał pochylić się lekko do przodu. Dziewczynka pomimo bólu wykonała polecenie ojca – podniosła się i oparła dłońmi o wannę wypinając pupę. Matka zerknęła zza ramienia Henryka i zauważyła, że z odbytu córeczki wystawała końcówka ogonka szczura. Moment później ogonek zniknął chowając się w nim całkowicie.

– O Bożę! – Krzyknęła przerażona matka wskazując palcem na tyłek córeczki. – To, to…to wędrowiec…wędrowiec – złapała się obiema dłońmi za głowę. – Co teraz?! – Krzyczała wystraszona Christine.

Po „aplikacji szczura" ból rozlał się po ciele dziewczynki niczym płynny ołów. Od tyłka – gdzie było epicentrum – rozchodził się wzdłuż i wszerz, i w głąb, podczas gdy szczur przeciskał się jelitami dziecka, wędrując, co raz dalej i dalej…

Jolene wiła się jeszcze przez moment z bólu, a rodzice przyglądali się jej bezradnie rozkładając ręce, wiedząc, że nie mogą w żaden sposób pomóc. Matka w obawie o własne dziecko pobiegła do kuchni po szklankę wody – bała się, że córka może wypłakać całą wodę z organizmu, co może prowadzić do omdlenia. Gdy wróciła, Jolene oznajmiła, że ból w jednej sekundzie zniknął, jak ręką odjął. Szczur chyba się zatrzymał, aby odpocząć, pomyślała dziewczynka ocierając oczy i policzki rękawem. Wzięła od mamy szklankę wody, wypiła łyczek, aby uzupełnić zbiorniki ze łzami, na wypadek gdyby złapał ją ponownie straszny ból i oddała szklankę. Ojciec nie czekając ani chwili dłużej postanowił pojechać z córką na pogotowie. Christine zdecydowała, że w tym czasie stanie na warcie przy klozecie w razie jakby pojawił się kolejny wędrowiec. Pobiegła do kuchni po nóż, wróciła do łazienki i przycupnęła przy klozecie. Czekała.

 

Lekarz początkowo nie mógł uwierzyć, niesamowitej opowieści Henryka, jednak na wszelki wypadek zlecił wykonanie prześwietlenia. Po zobaczeniu zdjęcia szybko zmienił zdanie i zarządził operacyjne usunięcie szkodnika z organizmu. Jednakże nie wszystko poszło pomyślnie.

-Wie pan, że z racji dziwnego zabiegu, pańska córka musi poczekać do następnego tygodnia.

– Ależ doktorze… Cóż mamy robić? A jak ten szczur powędruje do serca lub płuc?

Lekarz rozłożył bezradnie ręce, spojrzał na skuloną na krześle Jolene i rzekł:

– Może jakieś gorące okłady na brzuch coś pomogą. Myślę, że dobrym wyjściem byłoby czytanie bajek na dobranoc, aby uśpić chęci do wędrowania, albo… Proszę na noc kłaść obok tyłka kawałek pachnącego sera to może poczuje zapach i sam wyjdzie.

– Przecież to szczur a nie mysz – rzekł rozdrażniony Henryk.

– Jedno i drugie podobne do siebie, ser zapewne też lubi…– wzruszył ramionami. – Proszę cierpliwie czekać na zabieg – pożegnał się i wyszedł z gabinetu.

 

 

Koniec

Komentarze

Kilka literówek, poza tym nic mi się szczególnie w oczy nie rzuciło. Ale jakoś mnie nie przekonałeś. Styl mało zachęcający, za mało emocji. Nie mówię, że to jest złe - po prostu mnie osobiście nie zaciekawiło.
Pozdrawiam.

Satyrę na NFOZ można było napisać bez wplątywania w to szczurów.
Wędrowcy --- to mi sugeruje dalszy ciąg, bo inaczek nazwanie szczurów Wędrowcami nie miałoby najmniejszego sensu.

Hmm... Ok, opowiadanie bardzo dziwne.
Po pierwszem błędy stylistyczne, które rzutują na ocenę samego stylu pisania.
Po drugie, "chodziło o klopsa", "poranne oddanie kupki", "porcelanowy pałac"??? Zupełnie mi takie konstrukcje nie odpowiadają, a jest ich w opowiadaniu o wiele więcej.
Po trzecie, scena z imprezą - po co została umieszczona? Jaki jest cel tej sceny w opowiadaniu?
Po czwarte, stół nie może uginać się pod ciężarem wódki i sucharów. Pod ciężarem sucharów nic się nie ugina. Nie położysz na stół tylu sucharów, żeby go ugiąć. Nawet jeśli użyłeś tego metaforycznie, nie do końca trafione.
Ale to wszystko w zasadzie szczegóły. Naczelnym pytaniem jest: o co chodzi w tym opowiadaniu? Bo, za przeproszeniem, jest to opowiadanie o dziewczynce, której w dupę wszedł szczur i nic z tego nie wynika.
Oczywiście, jest to moja subiektywna opinia i nie musisz się z nią zgadzać. Ale wydaje mi się, że lepsza szczera krytyka niż nieszczera pochwała.
wilczek.

Ale psychodela...

Nie podobało mi się. Nie wiadomo zupełnie, o co chodzi, sensu żadnego nie widać (no chyba że ukrył się tam, gdzie szczur).
"Bo, za przeproszeniem, jest to opowiadanie o dziewczynce, której w dupę wszedł szczur i nic z tego nie wynika." - powiedział wilczek i trafił niestety w sedno. Słaby tekst.

Pozdrawiam.

Dziękuję za wszystkie komentarze i uwagi odnośnie tekstu.

Pozdrawiam:)

Po chwili fala bólu rozeszła się już po całym ciele, łzy napływały jej do oczu i obficie spływały po policzkach. - Łzy napłyneły fali bólu do oczu? Suuuper.

Posrany tekst... Ale się chociaz uśmiałem.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Tekst z założenia miał być absurdalnie głupi i śmieszny, więc chyba w jakimś stopniu spełnił swoja rolę.

Nowa Fantastyka