- Opowiadanie: fanthomas - Obraz rozkładu [+18?]

Obraz rozkładu [+18?]

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Rossa, Użytkownicy, Użytkownicy II, Użytkownicy V

Oceny

Obraz rozkładu [+18?]

 

 

 

Tyle kobiet.

Wszystkie nagie.

Obdarte ze skóry.

Czuję potworny smród, mimo to podchodzę bliżej. Wtedy dostrzegam, że się pomyliłem. To nie kobiety, tylko sarny… z doczepionymi ludzkimi głowami.

Uciekam stamtąd. Błądzę, kluczę, jakby specjalnie się ociągając i odwlekając moment spotkania z moim bratem. Dobrze wiem, że to on dokonał tej masakry.

Kiedy docieram do budynku, w którym mieszkamy, powoli zapada zmrok. Przy ulicach zapalają się latarnie. Cienie krążących wokół nich owadów zaczynają tańczyć na karoseriach zaparkowanych samochodów. Mam ochotę położyć się do łóżka i wcale nie poruszać pewnych tematów ani dziś, ani jutro, lecz kiedy wchodzę do mieszkania i widzę go siedzącego przy stole i zapatrzonego w przeciwległą ścianę, kontemplującego wnętrze własnego umysłu, a nie tapetę w kwadraty, coś mi podpowiada, że należy to przerwać i sprawić, by powrócił do normalności.

– Byłem w chacie i widziałem, co tam robisz – mówię.

Obraca głowę w moją stronę. Najwyraźniej nie zanurzył się we własnych myślach tak głęboko jak sądziłem.

– Jak mogłeś? – pyta cicho, jakby obawiał się, że ktoś może usłyszeć.

– Myślałem, że z tym skończyłeś. 

– Przecież już ci mówiłem. To siedzi w mojej głowie i prześladuje, dopóki czegoś nie zrobię.

Jego ręce są brudne, ubabrane po łokcie czerwienią. Na ubraniu także dostrzegam sporo karmazynowych plam.

– Nie patrz! – krzyczy. – Nie patrz tak na mnie!

– Robiłeś to tutaj?

– Nie! Nie zaglądaj do mojego pokoju! – błaga, gdy widzi, że wstaję i kieruję się właśnie tam, gdzie zabrania mi iść.

Obawiam się tego, co tam zobaczę, ale nie mam wyjścia. Drzwi lekko skrzypią. Dawno temu miał naoliwić. Woli zajmować się czymś innym.

Jestem przyszykowany na najgorsze, ale to, co widzę, przechodzi moje najgorsze obawy. Rozczłonkowane ludzkie szczątki, tym razem męskie, wypatroszone i z przyszytą do szyi głową osła.

Mój brat staje za mną i mówi:

– To ty! Osioł! Osioł! Nie powinieneś na to patrzeć. Długo cię nie było i myślałem, że już nie wrócisz, więc zacząłem tutaj. Trochę mnie poniosło. Tylko trochę, prawda?

– Jesteś szaleńcem. Wynoś się stąd!

– Nie wolno ci tak do mnie mówić. Jesteśmy rodziną.

– Brzydzę się ciebie i tego, co wyczyniasz.

Odchodzi ze spuszczoną głową. Najgorsze, że nie zabrał ze sobą swojego dzieła. W pokoju okropnie śmierdzi. Mam nadzieję, że kiedy pozbędę się tego okropieństwa, fetor zniknie, choć niespecjalnie w to wierzę. Wgryzł się w ściany, przeniknął cały budynek. Zaraz sąsiedzi zaczną się skarżyć. Co im powiem? Że mój brat ma nietypowe hobby? Że jego umysł to bagno pełne okropieństw?

Zamykam drzwi wiodące do jego pokoju. Boję się dotknąć choćby palcem tego obrzydlistwa. Udaję, że wszystko w porządku, zupełnie jakbym zamiatał śmieci pod dywan.

Zdarzało mu się często znikać na długie godziny. Myślałem, że spotyka się z kimś, ale pewnego dnia z czystej ciekawości poszedłem za nim i odkryłem, że zaszywa się w tamtej chacie. Nie wiedziałem, co tam robi, ale przeczuwałem, że to nic dobrego.

Na początku malował anioły, potem jednak coś mu się odmieniło. Zainteresował się okultyzmem i zaczął czytać książki wypełnione przemocą i makabrą. Nic dziwnego, że potem śnił koszmary, w trakcie których przemierzał dziwaczne światy, a następnie przenosił te widoki na płótno. Dzięki temu podobno pozbywał się nadmiaru syfu z umysłu. Może i te niepokojące wizje nie siedziały już w jego głowie, za to zyskiwały bardziej realne, namacalne kształty. Najgorsze, że farby, które rozlewa na płótnie okrutnie śmierdzą. Nie wiem, skąd je bierze, pewnie kupuje najtańsze, od wdychania których faktycznie można doznać fantasmagorii.

 

***

Już drugi dzień go nie ma. Zaczynam się niepokoić. Może powinienem go poszukać? A jeśli coś sobie zrobił?

Rozważam różne opcje. Nie podoba mi się to, że po raz kolejny będę musiał odwiedzić jego samotnię. Po tym, co zobaczyłem… Z trudem powstrzymuję odruch wymiotny.

W końcu nie pozostaje mi nic innego jak sprawdzić, czy nadal siedzi w chacie. Być może tak zatracił się w swym szaleństwie, że nawet nie pojmuje, ile czasu minęło albo po prostu obraził się za to, co powiedziałem i czeka aż przyjdę i go przeproszę. Ktoś mógłby powiedzieć, że w sumie nie robi nic złego, jedynie przenosi swoje fantazje na płótno, nikomu przy tym nie szkodząc.  Przecież to zwykłe obrazy, choć makabryczne, a ja nie powinienem stawiać go pod ścianą, bo poza mną nie ma nikogo innego.

Kiedy zjawiam się w chacie, od razu widzę, że przebywał w niej po opuszczeniu mieszkania. Obecnie jednak w środku nie ma nikogo. Z obrazu przedstawiającego oskórowane sarny z ludzkimi głowami wydobywa się potworny smród, jakby przedstawione na nim ciała naprawdę gniły. Ludzko-zwierzęcych hybryd jest znacznie więcej niż ostatnim razem, musiał domalować kolejne. W rogu pokoju dostrzegam tłustego pająka, który akurat wydaje na świat równie obrzydliwe potomstwo. Mam ochotę go rozgnieść, tak jak jego dzieci, ale nie jestem w stanie tego zrobić, sam nie wiem, czy dlatego, że czułbym się źle, krzywdząc niewinną istotę, czy po prostu darzę go zbyt wielkim wstrętem, żeby się zbliżyć.

W oczy rzucają mi się inne obrazy, które mój brat zgromadził w trakcie wielu lat swojej żałosnej twórczości. Nie wiem, czy wszystkie on sam namalował, czy kupił na pchlim targu od równie szalonych twórców. Większość nie przedstawia żadnych kształtów, są jedynie mieszaniną różnych kolorów i abstrakcyjnych form. Na niektórych widać domy w różnych fazach rozkładu. Są też takie z aniołami przemalowanymi na demony i tłumem wiernych składających im ofiary.

Na przedostatnim znajduje się pajęcza rodzina, która zamiast odnóży ma doczepione ludzkie ręce. Zerkam na osobnika skrywającego się w rogu pomieszczenia. Przypatruje się mi z uwagą. Coś w jego wyglądzie budzi mój niepokój.

Ostatni obraz to ponownie dom. Przypomina wiktoriańskie posiadłości, które widywałem na okładkach starych gotyckich powieści. Ciemne okna, wilgotne mury porośnięte bluszczem, zniszczony dach, a nad nim niebo, które wygląda tak, jakby zaraz miał z niego zacząć padać deszcz.

W pewnym momencie w jednym z okien zapala się światło. Pojawia się w nim zarys postaci. Upuszczam obraz, który upada na stertę pustych płócien i niedokończonych dzieł. Stoję jednak dalej w miejscu, nie mogąc zrozumieć, co właśnie się wydarzyło. To na pewno nie przywidzenie, choć wystarczyła zaledwie sekunda, gdy mrugnąłem, a na powrót we wszystkich oknach zapanowała ciemność. Słyszę cichutkie kroki, potem odgłos naciskanej klamki, po czym drzwi się uchylają, ale lekko, tak jakby znajdujący się po drugiej stronie osobnik obserwował mnie przez szparę. Budzi się we mnie niezdrowa ciekawość. Chciałbym wiedzieć, kto się tam kryje, jak wygląda istota, którą wyobraźnia mojego brata umieściła wewnątrz tej ponurej rezydencji. Czekam, ale nikt się nie wychyla. Czuję jedynie powiew wiatru, który przesuwa zgromadzone nad domostwem chmury. Jakby ten obraz był oknem, za którym znajduje się zupełnie inny świat.

Drzwi się zamykają. Słychać oddalające się kroki. Istota odchodzi, ale ja wciąż stoję w tym samym miejscu, nie mogąc wyjść z podziwu nad tym, czego byłem świadkiem.

Zerkam na obraz z sarnami. Jest ich coraz więcej, jakby przez czas, który poświęciłem na przeglądanie dzieł mojego brata, on zakradł się niezauważenie i domalował kolejne truchła. To przecież niemożliwe, podobnie jak to, że…

Jedna z saren wciąż żyje. Porusza nogami, być może są to ostatnie przedśmiertne drgawki.

Drzwi skrzypią. Odwracam głowę i widzę mojego brata, który trzyma pod pachą kolejny obraz. Pokazuje mi go z uśmiechem. Dostrzegam na nim jakiś budynek. Dopiero po chwili dociera do mnie, na co patrzę.

To chata, w której się znajdujemy.

Ogarnia mnie panika i próbuję uciec, ale kiedy mijam próg, widzę, że to bezcelowe. Na zewnątrz nic nie ma, jakby ciemność pożarła cały świat. To niemożliwe, żeby w tak krótkim czasie zapadła noc.

Mój brat podchodzi do mnie i jeszcze raz pokazuje na obraz. Coś się zmieniło. Zauważam dwie postacie stojące w drzwiach. Oświetla je blask bijący z wnętrza chaty.

To ja i on.

 

 

Koniec

Komentarze

Hmmm. Zaznaczyłabym, że to gore, bo jednak część czytelników może się trochę przejechać. Imo, jako taki krótki opis makabry, tekst sprawdza się dobrze. Podoba mi się zabieg z początkowym wprowadzeniem błąd, jeśli mogę to tak określić.

Fabularnie, jak na taki szorcik też okej – dzieje się właściwie tyle, ile w tak krótkiej formie dziać się powinno. Właściwie, sam motyw “żywych” obrazów wydaje się dość wdzięczny, by można było go rozwinąć do formy znacznie dłuższej, ale to jedynie moje spostrzeżenie, a nie czepialstwo.

 

Wydaje mi się, że tu gore tak naprawdę nie ma, bo jednak wszystko dzieje się niejako na/w obrazach i nie jest jakoś szczegółowo opisane, ale dodam może +18 do tytułu, jakby jakiś wrażliwy czytelnik się trafił. W sumie troszkę się obawiałem, że wyszło zbyt mrocznie.

A pomysł faktycznie ma potencjał na coś dłuższego, ale na razie tyle mi wystarczyło. Być może temat pociągnę w przyszłości. Dzięki.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Cześć, fanthomas. Jak na szorta, przyznam, że potrafiłeś zbudować całkiem gęstą atmosferę. Pomysł z przeniesieniem na obraz, może i nie nowy, ale dobrze napisany. Mam tylko wątpliowści jeśli chodzi o zwrot, że większość nie przedstawiała żadnych kształtów, tylko abstrakcyjne formy… albo czegoś nie rozumiem poprawnie, ponieważ abstrakcyjna forma też posiada jakiś kształt, chyba że odnosić pojęcie kształtu, do skojarzeń z postaciami lub rzeczami, to wtedy ok. Nie jest to tutaj jednoznaczne. Jeśli się mylę, proszę mnie wyprowadzić z błędu. Poza tym, czytało się dobrze. Pozdrawiam.

Opowiadanie z pogranicza snu i jawy, podobało mi się bardzo. Trochę zazdroszczę, bo chyba bym tak nie potrafiła. To nie jest pierwsze opowiadanie Twojego autorstwa, tego typu. Zastanawia mnie jedynie skąd pochodzą farby, ale z punktu widzenia bohatera pozostaje to tajemnicą, więc niech tak zostanie. Jedna uwaga – pająki nie są żyworodne, składają jaja. Szort zasłużył na miejsce w bibliotece.

Pozdrawiam :)

Szalenie mroczna, wręcz budząca grozę wizja swoistego szaleństwa, skutkiem którego rośnie kolekcja makabrycznych obrazów. Nie wiem, co zmusza brata narratora do poświęcenia się tak osobliwemu zajęciu, ale to chyba nie jest tu istotne.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podobało mi się. Makabra nieprzesadzona, więc mnie nie znudziła. Jest napięcie, jest jakaś tajemnica. Jest i finał – może nie jakiś super oryginalny, ale zmieniający odczyt całości. Z mojej perspektywy szorcik ma wszystko, czego mu potrzeba ;)

Moja powieść: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/

Podobało mi się. 

Zaczyna się makabrycznie, a kiedy wyjaśnia się, czym naprawdę są te postacie, robi się jeszcze ciekawiej. A potem jeszcze ciekawiej. 

Fajny pomysł na “żywe obrazy”, to kształtowanie się ich na bieżąco.

Podoba mi się klimat, mroczny, niepokojący.

 Świetnie mi się czytało.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka