- Opowiadanie: El_nieznany - Światło

Światło

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Światło

Wielki sosnowy las przepełniony był zapachem żywicy. Powietrze było lekkie, dbał o to delikatny wiatr. Na niebie od dłuższej chwili tańczyły już Świetliste Dzieci, wybudzone poprzez odejście za horyzont Jasnej Pani. Odon, młody mężczyzna siedział spokojnie pod jednym z drzew. Przypatrywał się nocnej biesiadzie. To była jedna z tych chwil kiedy czuł prawdziwy spokój. Dzieci Słońca i Księżyca raz po raz zbliżały i oddalały się od ziemi, ich światło migotało srebrnym blaskiem w jego oczach.

– Dlaczego widok tańca dzieci nocy? Czemu właśnie to daje mi ukojenie? Przecież one czują radość, widzę to po ich obliczach. Śmieją się, obejmują. Bez najmniejszego szelestu, bez muzyki. A może to tylko ja jej nie słyszę? Tylko wszechwiedzący Aaldert to wie. Leży sobie teraz w Twierdzy Bogów, na Ziemi Aarta, otoczonej zewsząd przez zamglone morze.

Po policzkach Odona pociekły łzy. Nie spuścił jednak wzroku. Wciąż wpatrywał się w rozświetlone nocne niebo. Nagle roześmiał się niemrawo, jakby bał się zakłócić ciszę.

– No tak, dlatego ich widok tak na mnie działa, to takie proste.

Dopiero teraz oczy Odona zwróciły się ku ziemi. Powoli przesuwał wzrok ku oddali, aż wreszcie ujrzał ledwo dostrzegalny w srebrnym świetle wóz. Nie było przy nim konia.

– Budzą się kiedy zajdzie słońce. Ima się ich każdy podmuch wiatru…

Odon wstał i odetchnął tak głęboko jak tylko potrafił. Zimny podmuch z niedalekich Zębów Aldorfa objął mu twarz w twardym uścisku. Spojrzał w ich stronę. Nawet w słabym świetle dostrzegł Boga Jorisa, który ze szczytów dął w swój złoty róg. Wichry które tu docierały były już słabe, lecz wciąż wywoływały dreszcze. Odon poczuł jak w reakcji wzmaga się w nim ciepło, czuł plugawe słowa które rodziły się w jego gardle. Wtedy jednak wiatr poruszył czymś na wozie. Szelest ugasił jego rozżarzone serce, ponownie stało się popiołem. Młodzieniec ruszył naprzód.

– Nie wydają żadnego dźwięku, żaden dźwięk do nich nie dociera…

Odon oparł łokcie na ściance wozu. Swoją głowę ułożył w splecionych dłoniach. Jedna z par tańczących na niebie zniżyła się, mocniejsze światło padło na zawartość wozu. Leżało tam ciało starego człowieka. W jego nogach leżał miecz, lśniący od blasku dzieci nocy. Niżej ostrza były połamane topory, włócznie i oszczepy. Młodzieniec spojrzał na twarz starca. Zastygła w dzikim uśmiechu. Nie zmazała go nawet głęboka rana biegnąca od ucha do nosa.

– Nic nie powtrzyma ich radości, nic nie zakłóci ich tańca…

Odon ponownie się roześmiał. Krople łez głucho uderzały o ziemię. Ciało starca było jasnoszare, wręcz srebrne, nie do odróżnienia od miecza który leżał w jego nogach. Młodzieniec nie mógł już ustać na drżących nogach. Upadł na kolana, łkając. Jego ręce wciąż trzymały krawędź wozu. Lecz w końcu puściły.

Potem Jasna Pani wyłoniła się zza linii drzew, gorycz w końcu ustąpiła. Odon nigdy jednak nie spojrzał już na nocne niebo, nigdy już nie podglądał tańców Dzieci Nocy. Lecz bał się, że jego syn zacznie przyglądać się Słońcu. Czy się to wydarzy mógł wiedzieć tylko wszechwiedzący Aaldert, tylko on mógł o tym wiedzieć. Leży sobie teraz w Twierdzy Bogów, na Ziemi Aarta, otoczonej zewsząd przez zamglone morze.

Ale i on i Odon wiedzieli o jednym – że ciało stało się trupem.

Koniec

Komentarze

Cześć El_nieznany !!

 

Dla mnie trudny tekst, kilkakrotnie wracałem by poszczególne zdania czytać jeszcze raz i w końcu nie wiem o co chodziło. :( Ale to może zarówno o tekście dobrze znaczyć jak i źle. Bardzo jestem ciekawy innych komentarzy.

 

Pozdrawiam i zachęcam do pisana dłuższych tekstów :)))

Jestem niepełnosprawny...

Przyjemny fragment prozy, bardzo spodobała mi się obrazowość i kwiecistość języka. Mam wrażenie, że tekst ma wręcz charakter liryczny, ale to jak najbardziej pasuje do fantasty. Pomimo ilości epitetów czytało się płynnie. Mam słabość do wymyślania lokacji geograficznych, toteż to również było przyjemnym akcentem. 

Pozdrawiam serdecznie 

Ot, scenka to zaledwie. Trochę się tu dzieje, ale nie zdołałam się zorientować ani kim są postaci, ani co tam się wydarzyło.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia. Mam nadzieję, El_nieznany, że Twoje przyszłe opowiadania będą ciekawsze, bardziej zrozumiałe i lepiej napisane.

 

Wiel­ki so­sno­wy las prze­peł­nio­ny był za­pa­chem ży­wi­cy. Po­wie­trze było lek­kie… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Wiel­ki so­sno­wy las prze­peł­niał za­pa­ch ży­wi­cy. Po­wie­trze było lek­kie

 

objął mu twarz w twar­dym uści­sku. → …objął mu twarz twar­dym uści­skiem.

 

do­strzegł Boga Jo­ri­sa, który ze szczy­tów dął w swój złoty róg. → …do­strzegł boga Jo­ri­sa, który ze szczy­tów dął w złoty róg. Wielką literą piszemy o Bogu. Zbędny zaimek.

 

Swoją głowę uło­żył w sple­cio­nych dło­niach. → Zbędny zaimek, wystarczy: Głowę uło­żył w sple­cio­nych dło­niach.

 

Le­ża­ło tam ciało sta­re­go czło­wie­ka. W jego no­gach leżał miecz… → Czy to celowe powtórzenie?

Proponuję w pierwszym zdaniu: Spoczywało tam ciało sta­re­go czło­wie­ka.

 

Kro­ple łez głu­cho ude­rza­ły o zie­mię. → To chyba lekka przesada.

 

od mie­cza który leżał w jego no­gach. Mło­dzie­niec nie mógł już ustać na drżą­cych no­gach. → Powtórzenie. Ponadto nieco wcześniej już napisałeś, że miecz leżał w nogach.

Proponuję w pierwszym zdaniu: …od leżącego miecza.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za komentarz. Może faktycznie trochę przesadziłem. :) Chciałem z jednej strony, żeby tekst miał nieco “mistyczny” charakter, stąd ograniczyłem do minimum przedstawianie postaci. Z drugiej strony czasem nie mogę się powstrzymać przed doprecyzowaniem stąd te zbędne zaimki. Następnym razem postaram się zastosować do uwag, zwłaszcza ograniczyć zbędne zaimki i powtórzenia.

El_nieznany, niewątpliwie miałeś pomysł, ale, jako że to poczatki Twojej twórczości, wiele z tego pomysłu zostało Ci w głowie. Myślę jednak, że z czasem nabierzesz należytej wprawy zarówno w przekazywaniu treści, jak i jakości wykonania. Powodzenia!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mam, jak to się mówi, mieszane uczucia. Bo z jednej strony doceniam poetykę tekstu (nawet jeśli momentami wydaje mi się nieco zbyt przerysowana), a z drugiej czuję, że mam przed sobą jakąś scenkę, jak pisze Reg. Brakuje mi treści, wyjaśnień.

Nie uważam, że to zły tekst, może po prostu w gust nie trafił.

„‬Człowiek, który potrafi druzgotać iluzje jest zarazem bestią i powodzią. Iluzje są tym dla duszy, czym atmosfera dla planety." - V. Woolf

Yyych… No dobra, nie zauważyłem napisu ,,oniryzm”.

Jest to na pewno bardzo ładne, ale nie wiem, o co chodzi. Trochę jak słuchanie ambientu – tak sobie przepływa gdzieś nad głową i w sumie nie zatrzymuje się na dłużej. Działa na wyobraźnię, ale treści jako takiej, oj, malutko.

Poza tym sformułowanie ,,Szelest ugasił jego rozżarzone serce” to jak dla mnie przesada,

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Całkiem ładne, ale trudno mi się zachwycić tekstem, którego historii nie rozumiem.

W ogóle nie przemówiło do mnie. Trochę napuszony język w mało wciągającej scenie.

To jednak bardzo subiektywne odczucie. Nie ma tam niczego z czym mógłbym się związać. Niczyje losy mnie nie obchodzą. Nic nie zaciekawiło.

Ale napisane to jest całkiem zgrabnie, gdyby więc stanowiło fragment jakiejś głębszej historii, to pewnie nie maiłbym zastrzeżeń.

Zatem jako całościowa propozycja dla mnie na “nie”. Jako wprawka – jak najbardziej ok.

Moja powieść: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/

Wielki sosnowy las przepełniony był zapachem żywicy. Powietrze było lekkie, dbał o to delikatny wiatr.

Mmmm… byłeś kiedyś w sosnowym lesie? Bo "lekkie powietrze" z zapachem żywicy zupełnie się nie łączy. Antropomorfizacja wiatru… mmm, no, zobaczymy. Ale "delikatny" pasuje na glutoklej.

Na niebie od dłuższej chwili tańczyły już Świetliste Dzieci, wybudzone poprzez odejście za horyzont Jasnej Pani.

"Poprzez" czyli "za pośrednictwem". Nie.

Odon, młody mężczyzna siedział spokojnie pod jednym z drzew.

Odon, młody mężczyzna, siedział spokojnie pod drzewem. A lepiej nie mówić, że jest młody, tylko to pokazać dalej.

Przypatrywał się nocnej biesiadzie.

"Biesiada" to uczta. Kto tu ucztuje?

To była jedna z tych chwil kiedy czuł prawdziwy spokój.

Pustosłowie: Czuł prawdziwy spokój.

ich światło migotało srebrnym blaskiem w jego oczach.

Jw.: ich światło migotało srebrem w jego oczach. Jest to purpurowe i dość kliszowate.

– Dlaczego widok tańca dzieci nocy? Czemu właśnie to daje mi ukojenie? Przecież one czują radość, widzę to po ich obliczach.

A dlaczego widok cudzej radości nie miałby koić jego własnego bólu? I właściwie – czemu on cierpi?

Tylko wszechwiedzący Aaldert to wie. Leży sobie teraz w Twierdzy Bogów, na Ziemi Aarta, otoczonej zewsząd przez zamglone morze.

Infodump. Kto tak mówi sam do siebie? Gdyby to był jakiś sformalizowany rytuał, w czasie którego recytuje się starożytne teksty, to tak (choć styl troszkę by nie grał). Ale tak, jak jest, wypada nienaturalnie.

Po policzkach Odona pociekły łzy.

Aliteracja.

Nagle roześmiał się niemrawo, jakby bał się zakłócić ciszę.

"Niemrawo"? I za dużo tych "się".

– No tak, dlatego ich widok tak na mnie działa, to takie proste.

Ale co? Co on nagle wywnioskował?

Powoli przesuwał wzrok ku oddali, aż wreszcie ujrzał ledwo dostrzegalny w srebrnym świetle wóz.

Hmmmmmmmmm.

– Budzą się kiedy zajdzie słońce. Ima się ich każdy podmuch wiatru…

– Budzą się, kiedy zajdzie słońce. Ima się ich każdy podmuch wiatru… Jesteś pewien? https://wsjp.pl/haslo/podglad/100783/imac-sie/5243327/o-czasie

odetchnął tak głęboko jak tylko potrafił

Odetchnął tak głęboko, jak tylko potrafił.

Zimny podmuch z niedalekich Zębów Aldorfa objął mu twarz w twardym uścisku.

Pogmatwana metafora – podmuch ściska?

Nawet w słabym świetle dostrzegł Boga Jorisa, który ze szczytów dął w swój złoty róg.

Hmm. (Traktuję tu "Boga" jako imię, jeśli chodzi Ci o bóstwo, to powinno być małą literą.) W słabym świetle dostrzegł na szczytach Boga Jorisa, który dął w swój złoty róg.

Wichry które tu docierały były już słabe, lecz wciąż wywoływały dreszcze

Hmmmmm. Wicher tracił na sile, zanim dotarł w doliny, lecz nadal przejmował dreszczem.

Odon poczuł jak w reakcji wzmaga się w nim ciepło, czuł plugawe słowa które rodziły się w jego gardle.

…? To się nijak nie łączy z tym, co dotąd, przecież facet podziwiał taniec, odprężał się, uspokajał… chyba że ma jakieś anse do Jorisa osobiście? Odon poczuł w sobie przekorne ciepło, czuł, jak plugawe słowa rodzą mu się w gardle.

Szelest ugasił jego rozżarzone serce, ponownie stało się popiołem.

Metafora cokolwiek przesadna (i "szelest" do niej nie pasuje).

Swoją głowę ułożył w splecionych dłoniach.

Nie ma tu nikogo innego, więc nie mógł ułożyć cudzej głowy: Głowę złożył na splecionych dłoniach.

Jedna z par tańczących na niebie zniżyła się, mocniejsze światło padło na zawartość wozu. Leżało tam ciało starego człowieka.

Powiązałabym: Jedna z par tańczących na niebie zbliżyła się, jaśniej oświetliła wóz z leżącym na nim ciałem starego człowieka.

lśniący od blasku

Lśniący w blasku.

Niżej ostrza były połamane topory, włócznie i oszczepy.

Na mieczu? Czy po prostu broń pobitych wrogów leży u stóp poległego?

Nie zmazała go nawet głęboka rana biegnąca od ucha do nosa.

Czy uśmiech można zmazać?

Krople łez głucho uderzały o ziemię.

Na śniegu? Mocno przesadne.

nie do odróżnienia od miecza który leżał w jego nogach.

Może: nieodróżnialne od miecza, który spoczywał w jego nogach.

Młodzieniec nie mógł już ustać na drżących nogach. Upadł na kolana, łkając. Jego ręce wciąż trzymały krawędź wozu. Lecz w końcu puściły.

Zbędne powtórzenie: Młodzieniec padł na kolana, łkając. Jego ręce trzymały burtę wozu, aż ześliznęły się po deskach.

Potem Jasna Pani wyłoniła się zza linii drzew, gorycz w końcu ustąpiła.

Rozdzieliłabym, albo dała spójnik, nie sam przecinek.

Odon nigdy jednak nie spojrzał już na nocne niebo, nigdy już nie podglądał tańców Dzieci Nocy. Lecz bał się, że jego syn zacznie przyglądać się Słońcu.

A to można by połączyć. I przyciąć "się": Odon nigdy jednak nie spojrzał już na nocne niebo, nigdy już nie podglądał tańców Dzieci Nocy. … bał się jednak, że jego syn zacznie patrzeć w Słońce.

Czy się to wydarzy mógł wiedzieć tylko wszechwiedzący Aaldert, tylko on mógł o tym wiedzieć. Leży sobie teraz w Twierdzy Bogów, na Ziemi Aarta, otoczonej zewsząd przez zamglone morze.

To wygląda na element strukturalny, ale jakoś tak nie do końca.

Ale i on i Odon wiedzieli o jednym – że ciało stało się trupem.

Przycięłabym: Ale i on, i Odon wiedzieli, że ciało stało się trupem.

 

Nastrojowe, impresjonistyczne. Ciekawe światotwórstwo tu przegląda. Za to fabuły właściwie brak, a mogłaby być. Jako wprawka świadczy o pewnej egzaltacji i w sumie o niczym więcej (może o czytaniu Dunsany'ego albo "Żółtego Króla"). Czekamy na coś z mięskiem :)

Chciałem z jednej strony, żeby tekst miał nieco “mistyczny” charakter, stąd ograniczyłem do minimum przedstawianie postaci.

Hmm. A dlaczego tego chciałeś? Popatrz:

11. Śmierć i pomarańcza

Dwaj śniadzi młodzieńcy w dalekim kraju na południu siedzieli przy restauracyjnym stoliku z jedną kobietą.

Na talerzu przed nią leżała pomarańcza, a w sercu pomarańczy krył się złowróżbny śmiech.

I obaj mężczyźni spoglądali na kobietę jednocześnie, a jedli niewiele i pili bardzo dużo.

A kobieta uśmiechała się tak samo do jednego i do drugiego.

Potem mała pomarańcza o sercu wstrząsanym złowróżbnym śmiechem stoczyła się wolno z talerza na podłogę. I obaj śniadzi młodzieńcy rzucili się, by ją złapać, i spotkali się nagle pod stołem, i naraz mówili bardzo prędko, i wielki strach padł na bezsilny Rozum, kryjący się w ich umysłach, a serce pomarańczy drżało od śmiechu, a kobieta się uśmiechała. I Śmierć, przy innym stoliku dotrzymująca kompanii staremu człowiekowi, wstała, by podejść i posłuchać kłótni.

I:

13. Czas i rzemieślnik

Kiedyś Czas przemierzał świat, a włosy miał siwe nie od starości, ale od kurzu zrujnowanych miast. Wszedł do warsztatu meblarskiego i tam ujrzał człowieka, który przyciemniał drewniane krzesło bejcą, który bił je łańcuchami i borował małe dziurki, jakby po kornikach.

I kiedy Czas zobaczył, jak człowiek wykonuje jego pracę, stanął, by się przyjrzeć.

Wreszcie rzekł: – Nie tak bym to zrobił.

I pobielił włosy człowieka, i przygarbił jego plecy, i odcisnął głębokie rowki w jego twarzy, przy wykrzywionych chytrością ustach. A potem odszedł, bo wielkie miasto, znużone i chore, zbyt długo już ciążyło ziemi i bardzo go potrzebowało.

Obie te miniatury to Dunsany w moim (niezredagowanym) przekładzie. I teraz spójrz: w żadnej z nich nie ma imion. Postacie właściwie nie mają charakterystyki, to tylko figury. Czemu? "Śmierć i pomarańcza", rozwinięta, wymagałaby Borgesa albo Hemingwaya, żeby nie być banalną. A tak – mówi coś. "Czas i rzemieślnik" porusza przewijający się w miniaturach Dunsany'ego temat przemijania, ale nie tylko. Jak by wyglądała rozwinięta? A Twój tekst mógłby być samodzielną miniaturą – ale jednak czegoś mu brak.

Z drugiej strony czasem nie mogę się powstrzymać przed doprecyzowaniem stąd te zbędne zaimki.

Normalne. Wyćwiczysz to.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka