- Opowiadanie: Dzieliush - Cieć

Cieć

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Cieć

Bariera między światem żywych a tak zwanymi zaświatami jest cienka a najcieńsza w szpitalach. Gdzież indziej można spotkać tyle łez i cierpienia. Gdzież można na własnej skórze odczuć kruchość człowieka, jeżeli nie w szpitalu?

W młodości porzuciłem naukę na rzecz hulaszczych rozrywek. Rodzice, pokładając w mojej osobie wielkie nadzieje, posyłali mnie do najlepszych szkół, ówczesnej Europy. Pozwól, czytelniku, że pominę odrażające szczegóły z tamtych lat, które teraz, jako dorosłemu człowiekowi, uwłaczają mi niezmiernie. Dość powiedzieć, że częściej niż do książek zaglądałem do kieliszka i edukacja nie zakończyła się stosownym dyplomem. Rodzice krótko po tym, gdy oznajmiłem im, że nie zamierzam się dalej uczyć, zmarli.

Kiedy wspominam własne występki z dawnych lat, wciąż nie mogę się nadziwić ich dobroci serca: pomimo tych wszystkich występków pozostawili mi po sobie spory majątek. Nie potrafiłem tego docenić i w ciągu następnych lat zaprzepaściłem całą fortunę.

Paradoksalnie stało się tak, że pracuję w szpitalu, lecz nie jak marzyli moi rodzice jako lekarz, ale jako salowy. Moje codzienne obowiązki nie zajmują mi wiele czasu, więc poświęcam go lekturom oraz rozmowom z pacjentami i personelem szpitala. Szybko zauważyłem, że będąc tak nisko postawionym pracownikiem, jestem niemalże niewidzialny dla większości ludzi, zupełnie jak duch. Skłamałbym, mówiąc, że mi to przeszkadza.

Niejednokrotnie słyszałem prywatne rozmowy małżonków, gdy jedno z nich leżało na łożu śmierci. Nie zawsze przez przypadek zmywałem podłogi akurat w pobliżu sali, gdzie leżał ciężko chory, czekający na śmierć. Moment odejścia z tego świata uporczywie mnie fascynował i studiowałem go z zapałem szaleńca. Spazmy i opętańcze wycie, które większość ludzi wprowadzało w rozpacz, dla mnie były chlebem powszednim i mimo tego, że nie byłem lekarzem, śmiało mogę stwierdzić, że widziałem więcej śmierci niż niejeden onkolog. Sama przyczyna zgonu nie miała dla mnie znaczenia. Fascynował mnie jedynie sam akt. Ostatnia minuta, ostatnie tchnienie życia, po którym następowała cisza.

Pewnej grudniowej nocy, gdy na zewnątrz szalała największa zamieć, jaką widziałem przez pięćdziesiąt lat życia. Obserwowałem pacjenta, który ewidentnie planował w krótkim czasie zejść z tego świata. Jako że nie mogłem podejść do jego łóżka, zająłem się dokładnym czyszczeniem białych kafli w długim korytarzu. Szczególnie brudna była fuga między płytkami akurat przed samymi drzwiami nieszczęśnika. Tylko napomknę, że nie całkiem przypadkowo rozlała mi się tam kawa.

Obserwowałem, jak mężczyzna niewiele starszy ode mnie dokonuje żywota. Drgawki obiegały całe ciało, a twarz przybrała niemalże biały odcień. Byłem ciekaw, czy odczuwa ból, czy lekarze skutecznie znieczulili go morfiną. Po dłuższej obserwacji doszedłem do wniosku, że bardzo cierpi. Jego twarz wyrażała obraz męki. Gdyby wiedział, że wkrótce czeka go wybawienie od wszelkiego cierpienia, delektowałby się tą chwilą. Ostatnią chwilą czucia i bycia. Kiedy jego drżenie przybierało na sile, na korytarz wszedł dyrektor szpitala.

Zakląłem pod nosem, ponieważ musiałem przerwać obserwację i udawać, że sprzątam. Pochyliłem się do samej podłogi i czyściłem szczotką powierzchnie między płytkami. Lekarz w kitlu przeszedł obok mnie majestatycznym krokiem, nawet nie rzucając okiem co robię. Szedł powoli, co okrutnie mnie zirytowało. Obawiałem się, że przegapię najlepszy moment śmiertelnego przedstawienia.

Gdy wreszcie z zasięgu wzroku zniknął mój oprawca-pracodawca, mogłem powrócić do obserwacji. Ku mojemu zdziwieniu pacjent przestał drżeć zupełnie, a obok jego łóżka stało dwóch mężczyzn. Kiedy tam weszli, nie jestem w stanie powiedzieć. Najwyraźniej tak pochłonęło mnie usuwanie brudu, że nie zwróciłem na to uwagi. Z wyglądu rzeczonych jegomościów wywnioskowałem ich pokrewieństwo ze sobą. Nie przypominali jednak pacjenta.

Byli wysocy i ubrani w eleganckie garnitury. Stali po obu stronach łóżka jak dwaj strażnicy. Mężczyzna dalej miał na sobie białą marynarkę, która zlewała się z tłem, jakie stanowiło duże okno. Bliżej drzwi, co za tym idzie bliżej mnie, stał mężczyzna odziany w czarny, równie elegancki strój. Obaj byli zupełnie łysi i ich głowy w jasnym świetle wyglądały jak dwie kule bilardowe. Twarze mieli srogie, nosy smukłe, a oczy przenikliwe, głębokie i czarne jak studnie. Trzymali w rękach dokumenty i dyskutowali, żywo gestykulując. Nie mogłem podsłuchać ani słowa, jednak z ich ruchów wywnioskowałem, że próbują nakłonić umierającego do wyboru jednego z dokumentów, które podstawiali mu pod nos. Sam chory był spokojny i pomimo burzliwej dyskusji obu elegantów, pozostał niewzruszony. Czytał papiery od jednego i od drugiego, dokładnie je analizując. W tym czasie bracia wygrażali sobie pięściami. Widocznie zależało im na majątku starca. Nie oburzało mnie to. Martwy człowiek uwalnia się od tego typu zbędnych uciech. Widziałem polityków, aktorów, bankierów i właścicieli wielkich firm, którzy umierali w bolesnych skurczach tak samo jak biedacy i złodzieje. Śmierć to sprawiedliwa pani, życie nie dzieli po równo.

Chory ewidentnie miał trudną decyzję do podjęcia, ale w końcu zdecydował. Wybrał dokumenty od mężczyzny w czarnej marynarce. Ten w białej był ewidentnie niepocieszony, dalej wymachiwał rękami, pokazywał na sufit, był wściekły. Drugi tylko patrzył z pogardą. Jego prawy profil wykrzywił się w uśmiechu triumfu. Biały zmiął swój dokument i wetknął go głęboko do kieszeni. Ruszył w stronę drzwi. Jego brat obrócił się i wtedy zobaczyłem, że cała lewa połowa twarzy to jedna wielka blizna. Oko przypominało księżyc w bezchmurny dzień. Odwróciłem wzrok i znów przylgnąłem niemalże twarzą do posadzki, którą skrzętnie polerowałem. Nie usłyszałem, kiedy wyszli, ale gdy podniosłem wzrok, w sali był tylko pacjent. Nie miał już drgawek, leżał spokojnie. Dostrzegłem nieznaczny ruch pościeli w okolicy jego klatki piersiowej. Oddychał.

Następnego dnia od razu poszedłem sprawdzić, co się z nim stało. Sala była pusta, a pielęgniarka właśnie kończyła przygotowywać ją dla kolejnego nieszczęśnika.

– Dzień dobry. Wie pani, co się stało z tym pacjentem?

– Dzień dobry – odparła niechętnie. Kiedy jest się niewidzialnym, ludzie często są oburzeni, kiedy wyjdzie się z ukrycia i ośmieli się odezwać. – Został na własne życzenie wypisany nad ranem.

– To wielce nietypowe. Zaledwie wczoraj wieczorem konał na tym łóżku w męczarniach.

– Bo faktycznie tak było. Zdiagnozowano u niego raka mózgu z przerzutami. Dzisiaj rano wstał cały i zdrowy. Nie pozwolił się nawet zbadać.

– Czy mówił coś przed wyjściem?

– Powiedział tylko, że nie zostało mu tyle czasu, żeby tracić go na badania.

– Frapujące. Czy coś to pani mówi?

– Nic a nic. Dziwak i tyle. Pewnie źle go zdiagnozowali.

Ukłoniłem się nisko w podziękowaniu za informację. Już miałem wychodzić, kiedy na podłodze zobaczyłem niewielki żółty kamyk. Spaczenie zawodowe zmusiło mnie do tego, żeby od razu go podnieść. Pchany dziwnym przeczuciem uniosłem go do twarzy i powąchałem. Wyczułem specyficzny zapach tej substancji, która leżała akurat tam, gdzie wczorajszego dnia stał jegomość w czarnym garniturze. To była siarka.

Koniec

Komentarze

Miło mi przywitać nowego członka portalowej społeczności! Podaję czułki…

Podzielenie się tekstem, wprawką literacką, jest zupełnie dobrym sposobem rozpoczęcia tutejszej przygody – zakładając, że zamierzasz się rozwijać i chętnie przyjmujesz krytykę. Sam nie jestem żadnym autorytetem, ale myślę, że potrafię tu podpowiedzieć kilka cennych drobiazgów. Utwór jest bowiem trudny w odbiorze, przepełniony zawikłanymi, często mylnymi frazami, utrzymany w nieużywanej już stylistyce. W szczegółach…

Bariera między światem żywych a tak zwanymi zaświatami jest cienka, a najcieńsza w szpitalach.

Bardzo ładna ilustracja problematyki przecinka przed “a” – stawia się go, gdy spójnik pełni funkcję rozłączną.

Gdzież indziej można spotkać tyle łez cierpienia i błogiej ulgi ulatującej z człowieka duszy?

W tej konstrukcji nie wiadomo, czy “ulga” ma się wiązać do “spotkać”, czy do “łez”.

Gdzież można na własnej skórze odczuć kruchość materialnego bytu wielkiej istoty ludzkiej człowieka, jeżeli nie w szpitalu?

Ta fraza nic nie wnosi, nie daje czytelnikowi asumptu do cennych przemyśleń, nie upiększa tekstu.

Ze względu na moje burzliwe lata młodzieńcze W młodości porzuciłem naukę na rzecz hulaszczych rozrywek. Superbia graditur ante lapsum to definicja mojego wczesnego wieku.

“Ze względu” sygnalizuje przyczynowość w układaniu planu, nie brak rozsądku. Drugie zdanie zbędne, w zasadzie powiela sens poprzedniego, sprawia tylko wrażenie popisywania się łaciną.

najlepszych szkół, jakie widziała ówczesna Europa.

Niejasne, dlaczego Europa miałaby widzieć szkoły, co ta metafora wzrokowa dodaje temu zdaniu?

Pozwól, czytelniku

Wołacz oddziela się przecinkiem.

że pominę odrażające szczegóły z tamtych lat, które teraz, jako dorosłemu człowiekowi, uwłaczają mi niezmiernie.

Pominięcie szczegółów jest dobrym zabiegiem, gdy zasugerujesz dostatecznie dużo, aby czytelnik (jeśli zechce) mógł sobie dopowiedzieć. Wystarczy nakreślić rekwizyty: smutny incydent z młodszą siostrą kolegi ze studiów, zamarzniętą rynną i preparatem w formalinie…

Dość powiedzieć, że moja edukacja nie zakończyła się stosownym dyplomem, a moi rodzice krótko po tym, jak gdy oznajmiłem im, że nie zamierzam się dalej uczyć, zmarli.

Wiadomo, czyja. Nie używamy spójnika “jak”, gdy pasuje bardziej szczegółowy.

Kiedy wspominam własne występki z dawnych lat, wciąż nie mogę się nadziwić dobroci serca moich rodziców, którzy mimo wszystko pozostawili mi po sobie spory majątek.

Odwracając szyk, uprościmy strukturę i unikniemy kolejnego już powtórzenia “rodziców”: Wciąż nie mogę się nadziwić ich dobroci serca: pomimo tych wszystkich występków pozostawili mi spory majątek.

Nie potrafiłem tego docenić ich wielkodusznego gestu i w przeciągu kilku następnych lat ogromna fortuna została przeze mnie zaprzepaszczona bezpowrotnie zaprzepaściłem całą fortunę.

“W przeciągu można stać i zaziębić się”. Pokazuj, nie opisuj – średnio rozgarniętemu czytelnikowi nie musisz wkładać łopatą do głowy, że bohater uważa to za wielkoduszny gest, a fortuna jakby z założenia jest ogromna.

Owe wydarzenia nie mają związku z historią, którą chce opowiedzieć, jednak ciążą mi na sercu od wielu lat.

To może jednak nie trzeba było zaczynać od nich tak krótkiego tekstu?

Paradoksalnie stało się tak, że pracuję w szpitalu, lecz nie, jak marzyli moi rodzice, jako lekarz, ale jako dozorca.

Moje codzienne obowiązki są trywialne i nie zajmują mi wiele czasu w ciągu dnia pracy

Niepotrzebnie przegadane.

sporo czasu poświęcam lekturze oraz rozmowom

Raczej “lekturom”, chyba że jakiejś konkretnej – ale wtedy jawnie napisz, że uczy się Fausta na pamięć.

przyznam, że nie tylko przypadek decydował o tym, że zmywałem podłogi

Uniknijmy podwójnego żeNie zawsze przez przypadek zmywałem podłogi

Spazmy i szaleńcze wycie, które większość ludzi wprowadzało w rozpacz, dla mnie były chlebem powszednim i mimo tego, że nie byłem lekarzem, śmiało mogę stwierdzić, że widziałem więcej śmierci niż niejeden onkolog.

O wiele zbyt zawikłane zdanie.

Sama przyczyna zgonu i to, co owo zejście z tego świata powodowało, nie było dla mnie interesujące.

Raczej usunąć środkową część – przyczyna zgonu to innymi słowy właśnie to, co powoduje zejście śmiertelne…

panowała największa zamieć

Zwykle “szalała”.

przyszło mi zobaczyć w ciągu mojego niemal pięćdziesięcioletniego życia

Widziałem przez pięćdziesiąt lat życia.

obserwowałem nieszczęśnika, który ewidentnie planował w krótkim czasie zejść z tego świata.

Jak zwykle podglądałem pacjenta w agonii. (“Nieszczęśnika” zaraz powtarzasz).

Tylko napomknę, że nie całkiem przypadkowo rozlała mi się tam czarna kawa.

Napomnieć mógłby go dyrektor, gdyby zauważył, że umyślnie rozlewa kawę.

dokonuje swojego żywota.

Drgawki obiegały całe jego ciało, a jego twarz przybrała niemalże biały odcień.

Jeśli masz wątpliwości, czy dany zaimek jest potrzebny, to nie jest – inaczej niż po angielsku.

Gdyby wiedział, że wkrótce czeka go wybawienie od wszelkiego cierpienia, delektowałby się tą chwilą.

Naprawdę? To taka kanapowa filozofia, nie chcę Cię źle ocenić, ale podobne teksty budzą wątpliwości, czy autor powinien podejmować się pisania o skrajnym cierpieniu.

Chociaż to nie wypada, zakląłem pod nosem, ponieważ musiałem przerwać obserwację na rzecz udawania teraz udawać, że sprzątam.

Pochyliłem się do samej podłogi i niewielką szczotką dokładnie czyściłem szczotką powierzchnie między płytkami.

Przymiotniki często osłabiają wyrazistość tekstu. Znamy już bohatera na tyle, aby wiedzieć, że i tak nie czyścił dokładnie, a rozmiar szczotki nikogo nie obchodzi.

Z wyglądu rzeczonych jegomościów wywnioskowałem ich wzajemne pokrewieństwo ze sobą nawzajem, gdyż byli bliźniaczo podobni.

Współczesna odmiana “jegomościów”, historyczna “ichmości”. Końcówka to pleonazm, nie mógł przecież wywnioskować pokrewieństwa na podstawie wyglądu w żaden inny sposób.

Ni w ząb jednak nie przypominali chorego

Ni w ząb się nie rozumie.

co było zrozumiałe, ponieważ chory coraz mniej przypominał istotę ludzką, a przynajmniej żywą istotę ludzką.

Przeciągnęte i nieśmieszne.

Stali po obu stronach łóżka jak dwie strażnice.

Może jednak strażnicy?

Ten, który znajdował się bliżej okna, miał marynarkę koloru białego, która zlewała się w całość z wielkim oknem, za którym panowała istna biała wichura podświetlona światłem reflektora.

Który… która… za którym, białego… biała, podświetlona światłem – to trzeba całkowicie napisać od nowa.

Twarze mieli srogie, nosy smukłe, a oczy przenikliwe

Nie mogłem podsłuchać ani słowa

Właściwie dlaczego, skoro stał tuż pod drzwiami niewielkiej sali?

Czytał jedną kartkę, następnie wyciągnął swoją wychudzoną dłoń, gęsto poznaczoną niebieskimi liniami żył, w stronę mężczyzny bliżej okna i wziął jego dokument.

Cztery razy w niezbyt długim akapicie masz słowo “dokument”, usuń przynajmniej dwa.

gdy bracia odgrażali się sobie pięściami.

Wygrażali sobie pięściami.

Widziałem polityków, aktorów, bankierów i właścicieli wielkich firm, którzy umierali w bolesnych skurczach tak samo jak biedacy i złodzieje, ubrani w białe fartuchy zawiązywane od tyłu. Śmierć to sprawiedliwa pani, życie nie dzieli po równo.

Razi okropnym dydaktyzmem. Złodziej w takim stroju nadmiernie by się wyróżniał.

Jego oko przypominało księżyc w bezchmurny dzień, a zabliźnione oparzenie sprawiało wrażenie, jakby został on ulepiony z plastiku.

Księżyc ulepiony z plastiku?

Nie usłyszałem, kiedy wyszli, ale gdy podniosłem wzrok, w sali leżał był tylko pacjent. Nie miał już drgawek, leżał spokojnie.

Unikamy powtórzenia.

Po głębszej analizie dostrzegłem nieznaczny ruch pościeli w okolicy jego klatki piersiowej.

W tym nie ma nic analitycznego.

– To wielce nietypowe. Zaledwie wczoraj wieczorem konał na tym łóżku w męczarniach.

Bardzo nienaturalny dialog, może w ustach stereotypowego XIX-wiecznego gentlemana jakoś by uszedł, ale dozorca w szpitalu? – Niemożliwe. Wczoraj wydawał się umierający.

Niby rak mózgu z przerzutami przy wczorajszych badaniach, a dzisiaj rano wstał cały i zdrowy.

Przecież nie tylko “przy wczorajszych badaniach”, rak nie wyrasta z dnia na dzień.

– Czy rzeczony pan mówił coś przed wyjściem?

– Frapujące. Czy coś to pani mówi?

Frasować się znaczy “martwić się”.

Spaczenie zawodowe zmusiło mnie do tego, żeby od razu go podnieść.

Niespójne – bardzo wyraźnie sygnalizowałeś, że nie jest pilnym sprzątaczem i nie mógłby rozwinąć takiego spaczenia zawodowego.

Mój zmysł węchu od razu wyczułem specyficzny zapach tego minerału

Ludzie zwykle nie oddzielają własnego postrzegania zmysłowego od swojej osoby jako takiej.

To była siarka.

Skoro wcześniej napisałeś “minerał”, to już niestety musisz zaznaczyć, że siarka rodzima albo jakiś konkretny związek siarki.

 

Kilka słów na koniec – nie przejmuj się liczbą uwag, to tylko okazja do rozwoju. Ogromna większość powinna być trafna, ale niektóre są dość subiektywne, w razie wątpliwości zawsze możesz poczekać na inną opinię. Największą zaletą tekstu jest to, że pozwala zdiagnozować charakterystyczne cechy Twojego pisarstwa i zastanowić się, jak je ulepszyć. Dowodzi pewnej wyobraźni, chęci do podejmowania trudnych tematów, końcowy zwrot akcji nie wydaje mi się tak znów zupełnie oczywisty.

Utwory poniżej 10 000 znaków najczęściej otrzymują tutaj oznaczenie “SZORT”, chociaż w przypadkach bliskich granicy jak ten wiele zależy od konstrukcji (czy to pojedyncza scenka, czy pełnoprawne opowiadanie z rozwiniętą fabułą). Przeczytaj zresztą znakomity poradnik Drakainy https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842842, wyjaśnia właściwie wszystko, co powinien wiedzieć początkujący autor na Portalu.

I przede wszystkim: czytać, czytać i jeszcze raz czytać, czytać uznaną literaturę, czytać i komentować inne teksty tutaj. Zwracaj uwagę, w jaki sposób kształtuje się obecnie narrację, że liczba ozdobników, komplikacja frazy, nie stanowi o sile oddziaływania na czytelnika.

Pozdrawiam serdecznie,

Ślimak Zagłady

Drogi autorze, wielkie brawa dla Ciebie za podzielenie się z nami kawałkiem Twojej prozy.

W odróżnieniu od Ślimaka Zagłady nie będę się silił na łapanki, czy przetrzepanie tekstu zdanie po zdaniu, do łapanki brak mi umiejętności, do drobiazgowego masakrowania tekstu – chęci.

Ślimak słusznie wspomniał o subiektywizmie ocen, i przy całym szacunku dla przedpiścy pozwolę sobie jednak się nie zgodzić z jedną tezą. A mianowicie tą, że tak się już nie pisze. Że obecnie narrację się kształtuje inaczej, że komplikacja frazy jest czymś złym i tak dalej.

Założyłem bowiem, że ta cała ta stylistyka, wynika bardziej ze stylizacji niż z własnego stylu autora.

Wydało mi się, że mamy tu próbę poprowadzenia narracji w dziewiętnastowiecznym stylu…

I tu mi bardzo nie pasował plastik. Bo fantastyka fantastyką, jednak do tamtego stulecia mi nijak plastik nie pasował.

Co do innej uwagi Ślimaka:

 

Utwór jest bowiem trudny w odbiorze, przepełniony zawikłanymi, często mylnymi frazami, utrzymany w nieużywanej już stylistyce. W szczegółach…

 

Nie sposób się nie zgodzić.

Utwór nie tylko jest trudny w odbiorze, a liczba błędów przytłacza, ale też – co tutaj jest grzechem najpoważniejszym – najzwyczajniej na świecie jest po prostu nudny. I nie – nie uważam, żeby to była kwestia obranego typu narracji. Można pisać duchem dziewiętnastowiecznym, a nadal – ciekawie.

To, że tu wieje nudą, jest do bólu przewidywalnie i właściwie nic istotnego się nie dzieje – to mankament tego tekstu niestety tak mocny, że poprawić się go po prostu nie da, ale mam nadzieję, że autor nie obrazi się o te słowa (subiektywnej przecież, jak pisał Ślimak!) krytyki – i postara się następne teksty pisać lepiej.

Heh, jakbym teraz zakończył, niewiele pewnie by to autorowi przyniosło.

Ośmielę się więc dać parę rad na przyszłość.

Co by trzeba zrobić, by pisać lepiej? Oczywiście, znów Ślimak ma rację, że dużo czytać, i to dobrej literatury… Jednak znów śmiem tu nie do końca się z tą radą do końca nie zgodzić. Można czytać naprawdę dużo, a pisać – kiepsko.

Bo owszem, czytać – ale czytać krytycznie. Podpatrywać wielkich, uczyć się na ich przykładzie, ale również na ich błędach. Analizować teksty a nie tylko rozkoszować się nimi.

I oczywiście – jak najwięcej pisać. Bo z samego czytania pisanie się nam nie polepszy, podobnie jak z oglądania Tour de Pologne nie staniemy się świetnym cyklistą.

A bardziej konkretnie – co zrobić by nie wiało nudą? Dobrym przepisem na to, jest dodanie jakiegoś zwrotu do fabuły. Owszem – zawieśmy strzelbę Czechowa, ale pozwólmy, by wypaliła ona w jak najmniej oczekiwanym momencie i trzymana przez jak najmniej oczekiwaną osobę.

 

Życzę owocnej pracy nad warsztatem i pozdrawiam serdecznie,

 

Jim

 

 

entropia nigdy nie maleje

Dziękuję, Jimie – naprawdę doceniam Twoje uwagi i uzupełnienia, myślę, że dzięki nim mój komentarz stał się znacznie bardziej użyteczny!

Drogi Ślimaku Zagłady, jeśli rzeczywiście mój komentarz coś istotnego dodał do Twojego, czuję się zaszczycony i bardzo usatysfakcjonowany, sądzę jednak, że pieszesz tak wiedziony skromnością i kurtuazją, bo tak wiele szczegółowych i wartościowych uwag poczyniłeś, że jeśli nawet swoim marudzeniem coś tam dodałem czy uszczegółowiłem, to polepszyć mogłem jedynie o procenty, a może nawet promile.

 

entropia nigdy nie maleje

Witam.

Ciesze się, że poświęciliście czas na przeczytanie mojego krótkiego opowiadania i tak rzeczowe komentarze. Drogi Ślimaku, jestem wdzięczny za tak dokładną analizę całego tekstu. Niestety muszę przyznać Ci rację, tekst jest mocno niedopracowany i dobitnie mi to uświadomiłeś. Nie pozostaje nic innego niż zadbać o jakość następnych tekstów.

Co do Twojego komentarza, Jim, faktycznie brak tutaj zwrotu akcji a fabuła nie jest porywająca. Nie zgadzam się jednak z krytyką stylu narracji, mogę natomiast zgodzić się, że nie potrafiłem użyć jej w odpowiedni sposób. Musiałem popełnić to opowiadanie po zażyciu sporej dawki Stefana Grabińskiego lub Lovecrafta.

Zmotywowany słowami konstruktywnej krytyki zabieram się za poprawę i analizę następnych opowiadań, które kurzą się na dysku.

Wprowadziłem poprawki i zmieniłem na szort.

Zaglądam po poprawkach i przycięciu, nie widziałem pierwotnego tekstu.

 

Pierwszy akapit trochę mnie odstraszał. Niestety, nie potrafię tak mistrzowsko jak Ślimak wskazać problemu, czy jak Jim, udzielić dobrych rad.

 

A dalej… dalej opowieść mnie wciągnęła. Udzieliło mi się pragnienie bohatera, by dowiedzieć się, co stoi na końcu tych wszystkich doświadczeń smiley Zakończenie nie powalało na kolana, ale też nie rozczarowało. Przyjemny koniec miło spędzonego czasu smiley

The KOT

Dziękuję Eldil za opinię i ciesze się, że spodobało Ci się moje opowiadanie. Może to i dobrze, że dopiero teraz przeczytałeś, bo jak możesz zobaczyć po komentarzu Ślimaka, było mnóstwo baboli.

Dzień dybry,

 

Obawiałem się, że przegapię najlepszy moment śmiertelnego przedstawienia.

Gdy wreszcie z zasięgu wzroku zniknął mój oprawca-pracodawca, mogłem powrócić do obserwacji. Ku mojemu zdziwieniu pacjent przestał drżeć zupełnie, a obok jego łóżka stało dwóch mężczyzn. Kiedy tam weszli, nie jestem w stanie powiedzieć. Najwyraźniej tak pochłonęło mnie czyszczenie brudu, że nie zwróciłem na to uwagi.

Nielogiczne. Myślałam, że jest pochłonięty obserwacją pacjenta a nie czyszczeniem brudu.

 

 

Pomysł nawet ciekawy, tylko tragicznie zrealizowany. Prawie cały szort to jeden wielki opis poza krótkim dialogiem na końcu. Gdy opowiadanie opiera się tylko na opisie, autor wiele traci, a czytelnik się nudzi. Wiem coś o tym, bo sama ćwiczę pokazywanie zamiast opisywania.

Po doborze słów widzę, że jesteś oczytany, to dobrze. Jednak ilość błędów interpunkcyjnych i braku znaków diakrytycznych miejscami mnie przygniatała, więc należałoby nad tym popracować.

Życzę wszystkiego dobrego w dalszej karierze pisarskiej i pozdrawiam serdecznie :)

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Hej,

 

Dobry szort z ciekawym zakończeniem – drobnostka, która w sumie zaskakuje.

 

Kilka literówek:

 

Pewnej grudniowej nocy, gdy na zewnątrz szalała największa zamieć, jaką Widziałem przez pięćdziesiąt lat życia.

Mężczyzna stojący dalej miał na sobie biała marynarkę, która zlewała się z tłem, jaki stanowiło duże okno.

– Powiedział tylko,że nie zostało mu tyle czasu, żeby tracić go na badania.

 

 

 

I kilka powtórzeń, ale to już pozostawiam Twojej ocenie:

Rodzice, pokładając we mnie wielkie nadzieje, posyłali mnie do najlepszych szkół,

studiowałem go z zapałem szaleńca. Spazmy i szaleńcze wycie,

Sama przyczyna zgonu nie była dla mnie interesująca. Fascynował mnie jedynie sam akt.

 

 

Tu bez zaimka, już wiemy, że opisujesz jego twarz:

Jego oko przypominało księżyc w bezchmurny dzień.

 

Może bez czarna?

Tylko napomknę, że nie całkiem przypadkowo rozlała mi się tam czarna kawa.

Cześć Dzieliush ! !

 

Opowiadanie z humorem. Podobało mi się. Wciągające. Ciekawe. Jesteś nowy nie? Serdecznie witam. Jeśli jest to twój debiut to naprawdę bardzo udany. Takie jest moje zdanie.

 

Pozdr.

Jestem niepełnosprawny...

HollyHell91, dzięki za poświęcony czas. Niestety moją zmorą jest interpunkcja. Oczywiście ciągle nad tym pracuje ale widać efekty… A co do braku dialogów, to ten tekst miał być takim opisem.

Dzięki Grzelulukas, że wyłapałeś jeszcze takie błędy i doceniam, że przeczytałeś!

Bardzo mi miło Dawidiq150, że Ci się spodobało. Jestem nowy i mam nadzieję zostać na dłużej, nawet jeśli nie jako autor to jako czytelnik.

 

 

Kolor ubrań obecnych przy łożu chorego jasno sugeruje, kim oni są. Czytało się nieźle, ale cóż – zaskoczenia nie było. Mam jednak nadzieję, że z każdym kolejnym opowiadaniem będzie coraz lepiej. :)

 

pra­cu­ję w szpi­ta­lu, lecz nie jak ma­rzy­li moi ro­dzi­ce jako le­karz, ale jako do­zor­ca. → Dozorca, czyli tytułowy cieć, to ktoś, kto pilnuje obiektu i raczej nie ma możliwości kontaktu z pacjentami.

Proponuję: …pra­cu­ję w szpi­ta­lu, lecz nie jako lekarz, o czym ma­rzy­li moi ro­dzi­ce, ale jako salowy.

 

Naj­wy­raź­niej tak po­chło­nę­ło mnie czysz­cze­nie brudu… → Można coś oczyścić z brudu, ale brudu się nie czyści.

Proponuję: Naj­wy­raź­niej tak po­chło­nę­ło mnie usuwanie brudu

 

Stali po obu stro­nach łóżka jak dwaj straż­ni­cy. Męż­czy­zna sto­ją­cy dalej… → Czy to celowe powtórzenie?

 

która zle­wa­ła się z tłem, jaki sta­no­wi­ło duże okno. → Piszesz o tle, które jest rodzaju nijakiego, więc: …która zle­wa­ła się z tłem, jakie sta­no­wi­ło duże okno.

 

znów przy­le­głem nie­mal­że twa­rzą do po­sadz­ki… → …znów przylgnąłem nie­mal­że twa­rzą do po­sadz­ki

 

Zdia­gno­zo­wa­no u niego rak mózgu… → Zdia­gno­zo­wa­no u niego raka mózgu

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki Regulatorzy za uwagi i poświęcony czas. Naniosłem poprawki. Chciałbym podziękować wszystkim, bo nie spodziewałem się, że dostanę tak dużo cennych uwag. Mam nadzieję, że w końcu napiszę jakieś opowiadanie, które nie będzie tak pełne błędów i będziecie mogli je przeczytać dla czystej rozrywki.

Bardzo proszę, Dzieliushu. Miło mi, że uznałeś uwagi za przydatne.

 

Mam nadzieję, że w końcu napiszę jakieś opowiadanie, które nie będzie tak pełne błędów i będziecie mogli je przeczytać dla czystej rozrywki.

Szczytny cel Ci przyświeca, więc rób wszystko, aby celu tego dopiąć. Powodzenia! :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Dzieliushu!

 

Po pierwsze: gratuluję debiutu i dziękuję za podzielenie się Twoją twórczością. Początki bywają trudne, a potem niekoniecznie jest lepiej, bo człowiek stawia sobie poprzeczkę coraz to wyżej i wyżej… Innymi słowy: czytaj, pisz, wyciągaj wnioski i nie przejmuj się konstruktywną krytyką :)

 

Co do samego szorta, zaglądam już po łapankach, więc pod względem językowym jest całkiem przyzwoicie. Tu i ówdzie babolki się jeszcze pojawiają, ale nic takiego, co przeszkadzałoby wydatnie w lekturze. Zwróć jedynie uwagę na to, co wskazała HollyHell91 – staraj się pokazywać, nie opisywać :)

 

Fabuła w zasadzie dość przewidywalna, niewiele się w tekście dzieje. Niemniej, przyjęta przez Ciebie narracja pierwszoosobowa mi akurat przypadła do gustu, więc czytało się całkiem nieźle. 

 

Uwaga merytoryczna:

Gdy wreszcie z zasięgu wzroku zniknął mój oprawca-pracodawca

Lekarze zazwyczaj nie są pracodawcami dla salowych (tylko szpital), chyba, że to prywatna placówka, a akurat ten gościu jest jednocześnie dyrektorem? :)

 

Życzę powodzenia w dalszej pracy twórczej i pozdrawiam! :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Witam Cezary.

Cieszę się, że przeczytałeś! Miło mi, że spodobał Ci się sposób narracji. Osobiście uważam taki sposób opowiadania historii za ciekawy, szczególnie w krótkiej formie. Łapanka faktycznie była mocna, panowie Ślimak i Jim dobitnie pokazali mi, że tutaj trzeba nad swoim tekstem dobrze popracować zanim się go udostępni i mają rację.

Kiedy wspo­mi­nam wła­sne wy­stęp­ki z daw­nych lat, wciąż nie mogę się na­dzi­wić ich do­bro­ci serca: po­mi­mo tych wszyst­kich wy­stęp­ków po­zo­sta­wi­li mi po sobie spory ma­ją­tek. 

Powtórzenie. Ponadto "własne" jest zbędne – o innych nie ma mowy, więc to zbędne dopowiedzenie.

 

Czytało się dobrze, choć końcówka trochę mnie zawiodła – była może zbyt oczywista w przekazie, w zasadzie nie zostawiając pola do większej interpretacji. Największym plusem jest klimat – całkiem dobrze oddałeś fascynację głównego bohatera w stosunku do śmierci.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

do najlepszych szkół, ówczesnej Europy

tu zbędny przecinek. A szort czytało się dobrze :) 

E.

Nowa Fantastyka