Iry nigdy wcześniej nie spotkała boga. Nawet pomniejszego bożątka, idola, czy choćby patrona zwierzyny pełzającej, dajmy na to. Słyszała o boskich objawieniach, nie tak znowu rzadkich, jeśli dać wiarę powtarzanym po wioskach klechdom. Prawdziwe czy też nie, historie te były solą w monotonnym i wolnym od sensacji życiu Iry, toteż niejednokrotnie uciekała w marzenia, rozmyślając jak by to było, gdyby tym razem padło na nią.
Uzbrojona w cenną wiedzę, wydestylowaną z zasłyszanych opowieści, mając na koncie dziesiątki wyimaginowanych spotkań z mieszkańcami niebios, dziewczyna nie odczuwała trwogi przed ich boskim majestatem. Czuła nienasyconą, ocierającą się o obsesję potrzebę kontaktu z siłą wyższą. Pragnęła wiedzy, której nie mógł zaoferować jej nikt inny. Nawet wójt czy kapłani z pobliskiej świątyni Ojca.
O, naiwności ludzka! O, buto prostego umysłu! Spełniły się mrzonki Iry, gdyż bogowie w swej dobrotliwości, a może podłości, postanowili ubogacić jej lichy żywot upragnionym doświadczeniem. Stanął oto przed nią Meltinor, bóg ludzi prostych, chorych i zagubionych, dość popularny na prowincjach oraz w miejskich podgrodziach, toteż postać jego jaśniała blaskiem chwały i uwielbienia swoich wyznawców. Iry, nie posiadając się z ekscytacji i radości, padła idolowi do nóg, czekając na wypełnienie jednego z licznych scenariuszy spisanych w jej marzeniach. Lubiła myśleć, że bóg podaje jej dłoń i pomaga dźwignąć się z kolan. Ona zaś, skąpana w blasku jego majestatu, unosi się niczym para i lekko opada przy boku niebieskiej istoty. Nic takiego się nie wydarzyło.
– Co chciałabyś wiedzieć, ludzka jednostko? – Głos Meltinora spłynął na nią z siłą wodospadu, nie pozwalając dźwignąć głowy, wypowiedzieć słowa, czy nawet złapać oddechu. Choć brzmieniem przypominał drobinę śniegu opadającą z wczesnowiosennego kwiecia do górskiego strumienia, dusił i onieśmielał jej podłe jestestwo. Nie potrafiła zadać pytania, ani choćby poruszyć koniuszkiem palca. Bóg musiał uciec się do odczytania jej myśli.
– A więc szukasz wiedzy na temat sensu twojego istnienia? Oczywiście znam odpowiedź na to pytanie. Czy na pewno chcesz, by została ci objawiona?
Iry nie wiedziała już, czy chce. Nie potrafiła zdefiniować tego, co czuje. Nie potrafiła poskładać myśli, spłoszonych i zlęknionych jak polne myszy. Nie miało to teraz znaczenia. Meltinor objawił jej prawdę. Dał rozwiązanie zagadki, nad którą bezskutecznie głowili się mędrcy całego świata, rozbijając się o ograniczenia ludzkiego pojmowania. Dziewczyna jęknęła, zatrzęsła się, jak gdyby chciała zrzucić z siebie pełzające po ciele robactwo, po czym implodowała.
*
– Nazwa obiektu?
– Iry.
– Przyczyna kolapsu?
– Prawdopodobnie bezpośredni transfer boskiej wiedzy. Jego mózg dosłownie skrystalizował, tworząc mineralną strukturę kolapsoidu. Nowe połączenia nerwowe powstawały w takim tempie i z taką częstotliwością, iż obiekt uległ zapaści. Prócz kamienia, nie zostało po nim nic.
– Czyli obiekt z pierwszej ery… Później niebiescy już tego nie praktykowali. Szczegóły?
– Zewnętrzne struktury są dość klarowne, proste do odczytania. Bardzo regularne i powierzchowne smugi myśli, z okazjonalnymi wtrętami, zdaje się depresyjnymi. Obiekt był raczej prostym stworzeniem, prowadził prymitywny żywot. Zresztą, spójrz sam. Nie potrzeba wielkich umiejętności, by przeanalizować wszystko, o czym wiedziała, co robiła, co myślała.
– Niesamowite.
– W istocie, bardzo niecodzienne. Zwykle taka wiedza nie trafia w ręce przypadkowego istnienia, a kogoś jej poszukującego, raczej jednostki ponadprzeciętnej. Podczas transferu wiedzy od niebieskiego, nie wystąpiły niemal żadne komplikacje. Obiekt nie próbował, nie potrafił albo nie umiał zrozumieć otrzymanych danych. Minerał nie wykazuje żadnych zakłóceń struktury, inkluzji, pęcherzy czy śladów inhibitorów. Nie skalała go żadna ingerencja obiektu.
– Proces musiał być bardzo gwałtowny, skoro nie spowalniała go analiza danych.
– Myślisz że…
– Myślę, że kolaps był wybitnie efektowny. Spójrz na jarzmo. Bardzo krótkie. Struktury boskiej wiedzy są niemal wolne od jej myśli. Są przerażająco klarowne.
Naukowcy spojrzeli po sobie z niekrytą ekscytacją, podszytą jednak czymś więcej. Były tam strach, obawa, niepewność. Skrywana we wnętrzu kolapsoidów boska wiedza, której odczytanie było w równym stopniu trudne, co niebezpieczne, nie stanowiła bezpośrednio o ich wartości. Najcenniejszym, co oferowały minerały była czysta, pierwotna i niemal nieograniczona energia. Zdolne do zasilania całych światów, kolapsoidy stanowiły nie lada znalezisko. Niestety, były też niezwykle rzadkie, toteż nawet jeden z nich mógł wpłynąć na losy całych miast, nacji, planet. Być przyczynkiem do stabilizacji lub zarzewiem wojny, początkiem lub końcem cywilizacji, źródłem harmonii lub anarchii. Z obiektem Iry było inaczej. Tak zachowany minerał otwierał zupełnie nowe możliwości.
– Próbowałeś go czytać?
U-L odsunął od siebie minerał, jak gdyby z wyrzutem przypominając sobie ostatnie godziny spędzone na jego badaniu.
– Nie próbowałem, ale obcując z czymś tak krystalicznie czystym… Te dane chcą się uwolnić. Nie śmiej się ze mnie, ale powiedziałbym, że są niemal agresywne. – U-L złapał się za czoło, pocierając je intensywnie. – Chwila nieuwagi i po Tobie.
Kamień zaiste był nie lada znaleziskiem. Jego wnętrze wypełniała opalizująca, blada zawartość, przypominająca ogromną perłę pokrytą tęczowymi smugami oleju, wędrującymi po jej regularnej powierzchni. Całość tworzyła hipnotyczny spektakl w boskim teatrze niezwykłości. „Ten złocisty odblask to sens istnienia? Metaliczna poświata skrywa tajemnice życia i śmierci? Tęczowe migotanie pozwala odgadnąć przyszłość ludzkości, świata, bogów?” U-L najpewniej nigdy się tego nie dowie. Wniosek ten przyjął z ogromną ulgą. To znaczy, że jego umysł się obronił. Ledwie rzut oka sprokurował tak wiele pytań. Co dopiero głębsze spojrzenie, w ukazane jak na dłoni arkana boskiej wiedzy. Zdawało mu się, iż sam fizyczny kontakt z kolapsoidem przyprawia go o ból głowy i zawroty. Nie chciał, by jego mózg stał się podobną bryłą.
– K-iO, proszę, zabierz go już, za pięć minut kończy się moja zmiana. Idę do domu. Muszę się wyspać.
– Droga wolna, ale wiedz, że dziś zaczynamy duplikację. – Widząc pełną zwątpienia minę kolegi, machnął ręką, przywołując go do siebie. – Rozsiądź się i podziwiaj.
Powiedziawszy to, K-iO podszedł do drzwi zapraszając do środka młodego mężczyznę. Ręką wskazał mu stolik, na którym znajdował się kolapsoid. Odsunął krzesło, pomagając w zajęciu miejsca, po czym oddalił się w kierunku U-La. Obaj mężczyźni włożyli białe fartuchy, okulary i kalosze z długimi cholewami.
– Przed panem znajduje się bryła. Proszę się jej dokładnie przyjrzeć.