- Opowiadanie: Mryszka - Symulacja 2087

Symulacja 2087

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Symulacja 2087

Symulacja 2087

 

Delikatny półmrok spowijający pomieszczenie został rozdarty przez czerwony hologram z komunikatem: Groźba kolizji. Z głośników statku wydobył się ostry dźwięk alarmu. Powiadomienie głosowe nie zdążyło wybrzmieć, kiedy wiadomość została rozproszona niecierpliwym ruchem drobnej dłoni. Reakcja nie była jednak wystarczająco szybka.

– Światło! – Zabrzmiał rozkaz wydany rozdrażnionym męskim głosem. Wnętrze wypełnił jaskrawy blask oświetlenia. Jeden z foteli pilotów odwrócony był w stronę wejścia, a drugi w kierunku konsoli. Na pierwszy rzut oka nie było widać nikogo z obsługi mostka. Rudzielec wszedł do wnętrza pomieszczenia zmierzając w stronę stanowiska kapitana. Siedząca przed pulpitem drugiego pilota kobieta zmrużyła oczy i zdjęła z niego nogi.

– Spałaś?! – Mężczyzna aż sapnął z niedowierzaniem wpatrując się w swoją towarzyszkę. Przez chwilę na jego twarzy wymalowany był szok, który szybko ustępował miejsca złości.

– Mogłabyś to szkolenie zacząć traktować poważnie?! Nie wiem jak ty, ale ja chciałbym je ukończyć i wyrwać się z tego umierającego świata. – warknął siadając przed konsolą. Kobieta nie zareagowała na jego słowa, ale jej dłonie cały czas wykonywały w powietrzu jakieś ruchy. Dopiero gdy skończyła odwróciła głowę w kierunku mężczyzny i odsunęła kosmyk włosów zsuwający się na jej oczy.

– Zbliżamy się do pasa kosmicznego pyłu. Same drobinki według odczytu i raczej nic nie powinno zagrozić poszyciu. Na wszelki wypadek wprowadziłam korektę kursu. – Z jej głosu emanował spokój i znudzenie. Powtarzali to tyle razy, że mogłaby to zrobić nie tylko z zamkniętymi oczami, ale nawet się nie budząc, gdyby oczywiście faktycznie zasnęła na służbie, co jej się nigdy nie przydarzy. Postawa towarzysza wyjątkowo działa jej na nerwy. Zachowywał się jakby to była jego pierwsza symulacja, a każda najmniejsza głupota stanowiła olbrzymi problem. 

– Drugi rok, semestr letni, potem dwa razy na trzecim roku i raz na czwartym – to już wszystko było. – Przypomniała mu. Była jednak pewna, że on tak łatwo nie odpuści. Tym razem jemu trafił się stołek kapitana – musiała mu złożyć raport. Niedbałym ruchem dłoni wywołała przed nimi hologram z trójwymiarową projekcją przeszkody wraz z położeniem ich statku. Powiększyła jeden z obszarów.

– Przelecimy przez rejon z najmniejszym zagęszczeniem asteroid. Jest tam kilka większych przeszkód, ale bez problemu je ominiemy. Po wyjściu z pasa wprowadzimy korektę kursu by wrócić na odpowiednią trajektorię. – poinformowała go znudzonym głosem jakby wielokrotnie już przywoływała te informacje z pamięci. Mężczyzna odsunął się od pulpitu przyglądając się przez chwilę swojej towarzyszce. Skinął lekko głową, widać było, że trochę mu ulżyło.

– Kropka… nie mogłaś tak od razu? – Początkowo odpowiedziało mu tylko wzruszenie ramion. Widząc jednak, że nie zamierza się ruszyć z fotela i zostawić jej w spokoju, kobieta przewróciła teatralnie oczami.

– Przecinek… daj spokój. – Bezczelnie wpasowała się w jego sposób mówienia, a szeroki uśmiech powoli rozlał się na połowie jej twarzy.

– Przecież cię nie obleją, jesteś jednym z najlepszych. Mnie zresztą też nie. Mogliby już przestać nas katować ciągłymi powtórkami. Mamy mieć trzy symulacje z pełną długością lotu. TRZY! To jakaś paranoja. A na dodatek wszystko już było. Pas asteroid – tak. Uszkodzenie poszycia? Tak. Zejście z kursu? Awaria chyba każdego możliwego systemu. Jeszcze tylko brakuje żeby mucha wywołała zwarcie w okablowaniu. – Teraz i on się roześmiał. Napięcie wywołane sytuacją opadło. W jej zachowaniu było sporo racji. On też miał już dosyć ciągłych powtórek. Jasne – chcieli żeby załogi przeżyły lot, ale czy naprawdę nie da się już wymyślić czegoś nowego?

– Opowieści o Pilocie Pirxie to klasyka! – Zauważył tylko rozbawiony. Na wszelki wypadek jeszcze raz sprawdził wszystkie parametry. Widziała jak to robi i wiedziała, że jest to nieuniknione. Poczekała pokornie aż skończy i bezczelnie wywaliła go z mostka.

– Przejmę konsolę, to twój czas na odpoczynek. Dobranoc.

– Zacznij to traktować poważnie. Serio. 

– Tak, tak. Nie dam nas zabić na niby. A jak wylądujemy na jakiejś planecie z której emitowany był sygnał niewiadomego pochodzenia i wrócisz z obcym na gębie to cię nie wpuszczę na pokład. Idź już i nie stercz mi nad głową. – Przecinek zatrzymał się jeszcze na chwilę w drzwiach. Były takie momenty kiedy naprawdę nie miał już na nią siły, a potem robiła coś takiego i nie umiał się nie śmiać.

 – Ja ciebie też nie. – obiecał jej z błyskiem w oku. Wskoczyłby dla niej w ogień, gdyby nie była taką zołzą.

 Odwróciła się w fotelu tak że widział już tylko jego oparcie. Uniosła nad nie rękę i pomachała mu ponownie go wyganiając.

 

*****

Kropka weszła na mostek przeciągając się leniwie i masując lewą dłonią swój kark. Całą sobą wyrażała całkowite, totalne znudzenie. Przecinek obrócił się żeby poinformować ją o sytuacji, ale ona uniosła tylko palec wskazujący w geście, który jasno mówił: poczekaj.

– Niech zgadnę. Drobne przebicia poszycia. Zadziałały systemy zabezpieczeń. Brak wycieku. Nic się w sumie nie stało? – Rudzielec uśmiechnął się i potarł policzek z kilkudniowym zarostem. Musiał przyznać, że była w tym naprawdę dobra, choć jej maniera bywała irytująca. 

– Jak to robisz, że wszystko przychodzi ci z taką łatwością? Wszystko pamiętasz, zawsze wiesz co robić?

– Bo to wszystko było… mogliby wymyślić coś nowego. – Usiadła przed konsolą i zaczęła sprawdzać listę kontrolną przewidzianą na sytuację kolizji z kosmicznym śmieciem. Na wszystko mieli procedury, w zasadzie nie musieli ich nawet pamiętać bo były zapisane w pamięci komputera pokładowego. Powoli przesuwała palcem kolejne ekrany przeskakując wzrokiem po ścianach tekstu.

– Jak myślisz ile to jeszcze zajmie?

– Szkolenie? Jeśli chcą przeprowadzić trzy pełne symulacje, pomiędzy nimi dać nam odetchnąć i jeszcze omówić wyniki każdej drużyny to myślę, że co najmniej półtorej roku.

– Zdążymy? Słyszałam, że jest coraz gorzej. – Obrócił głowę przesuwając powoli spojrzeniem po jej niezwykle, jak na nią, poważnej twarzy.

– Rozpraszacze materii ciągle jeszcze pracują. Niestety zagęszczenie postępuje coraz szybciej. Wybuch supernowej jest nieunikniony i zbliża się wielkimi krokami. Myślę, że postarają się wykorzystać do maksimum pozostały nam czas. – Obserwował ją przez chwilę zastanawiając się, czy faktycznie się trzyma, czy chowała się za fasadą udawanego spokoju.

– Zapadnie się później w czarną dziurę? Ciekawe jakby to było znaleźć się w jej wnętrzu. – Bardzo się starała udawać obojętność, ale przecież wszyscy wiedzieli, że każdemu wizja rychłej zagłady spędza sen z powiek.

– Nikt kto się tam znalazł nie wrócił żeby o tym opowiedzieć. Myślę że gdybyśmy jakimś sposobem przeżyli dostanie się w jej wnętrze to i tak nie bylibyśmy w stanie niczego zarejestrować. – Na chwilę pozwolił się porwać czysto teoretycznym rozważaniom. Dobrze było się tak zdystansować od wszystkiego. Zaraz jednak sprowadził ją na przysłowiową ziemię.

 – Nas tam nie będzie. Odlecimy razem z pozostałymi przeszkolonymi do tego celu. – Wzruszył lekko ramionami. Maska obojętności nie upadła. Musieli być silni. Musieli trzymać pozory. Nie mogli myśleć o tych którzy zostaną. Ich gatunek przetrwa jeśli misja się powiedzie. Tylko to się liczyło. Atmosfera zrobiła się tak gęsta, że można by ją kroić nożem. Oboje zamilkli na dłuższą chwilę pogrążając się we własnych myślach. Tylko oni wiedzieli jak dużo ich to wszystko kosztowało. Ile wyrzeczeń. Kogo musieli porzucić… Prawie cała planeta pogrążona była w wiecznej imprezie, a oni od pięciu lat byli zamknięci w murach akademii. Zdrowe odżywianie. Zero alkoholu. Zero romansów. Nauka. Sen. Trening. Tak właśnie wyglądało ich życie.

Kropka potarła twarz usilnie próbując się rozbudzić, albo nie rozkleić. Zagryzła wargi. Zmarszczyła brwi i ożywiła się. Cofnęła widok na poprzedni ekran i zatrzymała się na nim dłuższą chwilę.

– Mamy przebicie kadłuba. Wyciek jest nieznaczny. Czujniki potraktowały go jako naturalne wahania ciśnienia wynikłe z niedokładności sprzętu. Teraz można już zauważyć tendencję spadkową. Lepiej to załatać. – poinformowała mężczyznę. Znów była skupiona na tym co tu i teraz nie wybiegając myślą poza tą konkretną chwilę. Przecinek tylko lekko skinął głową na znak że przyjął to do wiadomości. Zaraz skupił się na pracy szybko wypisując kolejne komendy na niewidocznej klawiaturze.

 – Lokalizuje… mam! Dokończ sprawdzanie pozostałych modułów, zajmę się tym. – Wstał z fotela. Wyjął z szafki uszczelniacz i zniknął z jej pola widzenia…

 

*****

– Przecinek? – Pochylała się nad nim dotykając ostrożnie jego ramienia. Przesunął zaspanym spojrzeniem po jej twarzy. Wpasowała się w jego sen.Wyciągnął dłoń w jej stronę i lekko dotknął policzka przesuwając niesforny kosmyk włosów za jej ucho. Kropka zmarszczyła brwi zaskoczona i cofnęła się odruchowo. Wiedziała, że przerywanie snu nie było najlepszym pomysłem i do tej pory unikała tego jak ognia. Teraz wyglądała na zaniepokojoną i chyba to przywołało go do rzeczywistości.

– Przepraszam – Odchrząknął zakłopotany siadając na posłaniu. Dziewczyna zdawała się zbyt zaabsorbowana tym co się wydarzyło podczas jej wachty, by zwrócić uwagę na ten incydent.

– Straciliśmy kontakt z bazą. Chciałam złożyć raport ale odpowiedziała mi tylko cisza. – Zameldowała. 

– Chyba w końcu wymyślili coś nowego. – Dodała jeszcze. Wyglądała jakby rozbudziło ją to z letargu. W końcu się coś działo. W tej symulacji to on był jej przełożonym. Musiała go poinformować. Tego nigdy nie omawiali, więc ostateczne decyzje należały do niego. Rudzielec przetarł oczy i lekko skinął, że przyjął do wiadomości jej słowa. 

– Spróbuj jeszcze raz, zaraz przyjdę. – Odesłał ją na mostek, a gdy tylko gródź się za nią zamknęła wyskoczył z pościeli i zaczął wciągać na siebie ubranie.

 

– Misja symulacja 2087, tu Telegram. Baza słyszycie mnie? Odbiór! – powtórzyła to dzisiaj tyle razy, że zaczynało ją drapać w gardle. Jednak kiedy Przecinek wszedł na mostek ona ciągle jeszcze próbowała. Nie musiał pytać. Byli partnerami na symulacjach od dwóch lat. Dobrze poznał mowę jej ciała. Wiedział kiedy jest zła, smutna, a nawet głodna. Kiedy myślała intensywnie przygryzała końcówki włosów. Tak jak teraz. 

– Wywołaj pozostałych, może mamy awarię anteny dalekiego zasięgu. – podpowiedział tłumiąc ziewnięcie. W zasadzie powinien usiąść do konsoli i niezwłocznie uruchomić narzędzia diagnostyczne, ale zamiast tego poszedł do kuchni zaparzyć im kawę. Zapowiadała się długa służba – przyda im się nieco dopingu. 

 

Po kilku minutach był z powrotem. Kropka jeszcze rozmawiała przez komunikator z Słuchawką ze statku Telefon. 

– Godzinę temu składaliśmy raport… zaraz sprawdzę… – Padła odpowiedź z głośnika. Oboje czekali niecierpliwie na to co się wydarzy.

– Brak odpowiedzi. Jak długo próbujecie? – Kropka szybko wpisała polecenie sprawdzając logi komputera. 

– Dwadzieścia trzy minuty. – przeczytała odpowiedź jeszcze upewniając się, że zegar jest poprawnie skalibrowany.

– Zaraz po tym jak skończyliśmy składać raport. – Ich rozmowa była podsłuchiwana przez inne statki. Komunikowali się na paśmie ogólnym. Pojawiły się kolejne głosy i niepokojące meldunki.

– Tu Sprzęgło z Silnika spalinowego – potwierdzam: brak kontaktu z bazą.

– Kondensator z Płytki drukowanej: brak kontaktu. 

– Wskaźnik z Myszki Komputerowej: kontakt zerwany…

Już po trzecim meldunku było jasne, że diagnostyka tutaj niewiele pomoże. Kilkanaście statków zgłosiło brak kontaktu z bazą. Jeden mimo wywoływania nie odpowiadał.

 

*****

– Misja symulacja 2087 dzień sto dwudziesty siódmy, od miesiąca nie mamy łączności z bazą. – Przecinek zaczął nagrywać codzienne raporty. Dodatkowo Telegram jako statek flagowy zbierał sprawozdania od wszystkich pozostałych monitorując ich liczbę i stan. W sumie odpadły już trzy. Tylko w jednym przypadku dostali komunikat o wcześniejszych problemach. 

Odkąd Silnik Spalinowy zamilkł Kropka robiła się coraz bardziej przybita i drażliwa. Cewka była jej przyjaciółką i rozmowa z nią utrzymywała ją w równowadze. Tęsknota i irytacja na głupią symulację narastały w niej z każdym dniem. 

– Wszystko będziesz dyktował? Możesz w końcu przestać? Wkurza mnie ten ciągły bełkot – wydarła się na swojego towarzysza. Bolała ją głowa. Od kilku dni nie mieli chwili spokoju. Co chwilę coś się sypało, a dzisiaj na dodatek wysiadł ekspres do kawy i jeszcze nie udało im się go naprawić. Kropka potarła skronie. Musiała jakoś z siebie to wszystko wyrzucić. Na statku nie było miejsca na bieganie. Zabrakło też siłowni, a zwykła gimnastyka i przysiady to było w tej chwili za mało. Szukała powodu do zwady. Jak na złość Rudy nie był skory do uczestniczenia w przepychankach.

– Prześpię się, później zrobię raport. – Spróbował usunąć się z pola rażenia. On sobie radził zupełnie inaczej. Zamykał się coraz bardziej tłumiąc wszystko w sobie. Jedne drzwi. Drugie. Trzecie. I pięć zamków na każde. Emocje i znużenie nie mogły wpłynąć na jego pracę.

– Chrapiesz! – Kropka fuknęła zirytowana. Nie dała się tak łatwo spławić.

– Poczytam książkę. – Kolejny unik, ale nie, nic z tego…

– Za głośno oddychasz! Weź idź gdzieś indziej i przestań mnie osaczać, gdzie się nie obrócę tam twoja gęba… niedługo otworzę konserwę a ty z niej wyskoczysz! – Na ten zarzut już nie bardzo miał jak jej odpowiedzieć. Rozłożył wymownie tylko ręce. Statek był klaustrofobiczny i nawet ją rozumiał. 

 

– Naprawiłem ekspres. – oznajmił już od samej grodzi. Wolał jej nie zaskakiwać na mostku. Był prawie pewien, że widział jak ukradkiem otarła łzę. Przechodziła kolejną fazę zmieniając się z tykającej bomby w kulkę nieszczęścia. Nie zamierzał jednak o tym z nią rozmawiać dopóki ona nie zacznie. Podał jej tylko kubek z parującą, mocną kawą i wyciągnął z tylnej kieszeni spodni tabliczkę czekolady.

 – Tak jest zakazana. Wiem. Sam cukier i tłuszcz.. fuuuj… paskudztwo. – Zaintrygował ją. Podniosła głowę. Oczy miała zaczerwienione. Wyciągnęła rękę i wzięła naczynie z gorzkim naparem, ale cały czas zerkała na zakazany słodycz. Rudzielec uśmiechnął się jedynie lekko.

– To pamiątka z jednej z wypraw poza bazę. – Przysiadł obok niej na skraju pulpitu uważając tylko żeby niczego nie nacisnąć. Widział jak się ożywia, a jej myśli przekierowują się na zupełnie inne tory. Chyba na tej podstawie połączyli ich razem. Byli zupełnie różni, ale nawet gdy ich zamknięto na długo sam na sam całkiem nieźle współgrali ciągle się uzupełniając.

– Poza bazę? Ty?! Znaczy, że nie zawsze chodziłeś na sznureczku regulaminu? – Lekkie niedowierzanie i mała szpilka wbita gdzieś obok niego. Dobrze wiedział co robił i czemu tak się zaczął zachowywać. Pokręcił powoli przecząco głową i zaczął łamać tabliczkę. Ociągał się. Celowo. Drażnił ją. Wiedział, że duma nie pozwoli jej go poganiać ani nawet poprosić o kosteczkę chociaż bardzo tego chciała. Widział jej spojrzenia.

– Zanim się poznaliśmy trochę rozrabiałem. Przyłapali mnie raz. Drugi… a za trzecim powiedzieli, że albo się uspokoję, albo mnie wywalą z programu. Skonfiskowali też większość kontrabandy… głównie alkohol. – Mrugnął do niej porozumiewawczo. 

– Patrzyli mi na ręce. Chciałem tu być… i chciałem się bawić. Trzeba było wybrać. – Coś lekko błysnęło w jego oczach. 

– Gdybym wiedział, że zamkną mnie za to na tyle czasu z tobą sam na sam to jednak wziąłbym kilka butelek. – Tym razem to on przycelował szpileczką. Podał słodkości. Nawet nie próbowała udawać urażonej. Znów wywołał uśmiech na jej twarzy a czekolada dała nowe siły. Ps. Kawa była paskudna… jak zawsze kiedy to on ją parzył…

 

*****

Oczy same już im się zamykały. Właśnie pokonali czterdziesto ośmio godzinny odcinek drogi przez kupę gazu i kosmicznego śmiecia, które skrywały przed ich czujnikami dość dużą planetę. Jej grawitacja prawie ich ściągnęła. Ciągle musieli wprowadzać drobne korekty kursu, stale śledzić odczyty czujników i sprawdzać komputer który w tym przypadku zawodził. Na dodatek cały statek zdawał się sypać. Drobna awaria goniła kolejną drobną awarię. Czasu nawet nie starczało na skorzystanie z toalety nie mówiąc już o jedzeniu czy śnie. Byli wykończeni. Fizycznie, psychicznie i umysłowo. Kropka miała wrażenie, że jej mózg przestał się mieścić w czaszce. Trudno było umiejscowić ból w jakiejś konkretnej części głowy, bolała cała. Przecinek miał wrażenie, że wszystkie zwoje mu się rozprostowały i zmieniły w szarą papkę. Ze zmęczenia aż go mdliło. Jego palce już ledwo poruszały się na konsoli. Jeszcze tylko jedna rzecz i… odsunął krzesło pocierając wysuszone, zaczerwienione oczy. Kropka się nie ruszyła. Zerknęła na zegar i zagryzła wargi. Wyglądała jakby miała się zaraz popłakać, ale zamiast tego wzięła głęboki oddech i powiedziała zrezygnowana:

– Właśnie zaczęła się moja służba. – Zamierzała przepisowo zostać na mostku. Jeszcze z pięć kaw i jakoś da radę. 

– Daj spokój. Włączyłem autopilota. Oboje potrzebujemy odpoczynku. Chodź. Komputer sobie poradzi, a jak nie to nas obudzi. – Zaskoczył ją. Widać było to w jej spojrzeniu.

– Autopilot to ostateczność. Uczono nas żeby używać go tylko kiedy obsługa nie będzie w stanie wykonywać swoich obowiązków… – Wahała się. 

– A ty się tak trzymasz regulaminu? – Przecinek od razu jej wytknął to, ale zaraz dodał.

 – Żadne z nas nie jest teraz w stanie pełnić swoich obowiązków bez narażania na uszczerbek statku i załogi. To JEST ostateczność. Spać, ale już. – Zakończył twardym rozkazem wykorzystując swoją pozycję kapitana. Nie trzeba było jej dłużej przekonywać. Wstała ciężko z fotela chyba pierwszy raz czując ulgę, że ktoś jej nie posłuchał. 

Ledwo doczłapali do kajuty i zdjęli buty, a już byli na kojach zgodnie darowując sobie zmianę ubrania, czy wszelkie czynności higieniczne. 

Kropka spodziewała się, że zaśnie zanim jej głowa dotknie poduszki, ale jak na złość zmęczenie sprawiło, iż sen nie nadchodził. Obróciła się na plecy. Potem na prawy bok, z powrotem na lewy. Na brzuch. Nie pomagało. Otworzyła oczy wpatrując się w ciemność ledwie rozświetloną pojedynczą lampką. W głowie przelatywało jej mnóstwo myśli. Kolejne obrazy z tych dwóch dób. Coś w tym wszystkim nie dawało jej spokoju. Coś o czym mu nie powiedziała. 

– Śpisz? – szepnęła w końcu. Jeśli śpi to mu nic nie powie, ale jeśli nie…

– Tak się wiercisz, że to raczej nie jest możliwe… – Miał ten sam problem. Mózg odtwarzał wszystko. Obraz za obrazem, bez ładu i składu. Jakby ktoś odpalił w jego głowie rzutnik z losowymi scenami, najpierw z tej wachty a potem z całego lotu.

– Za jednym z paneli znalazłam otwartą paczkę chipsów. Były stare i paskudne…

– Spróbowałaś? – Aż się podniósł na łokciu zaciekawiony jej słowami.

– To nie jest zabawne. Symulacja się sypie. Tydzień temu przy naprawie znalazłam niepasującą śrubkę. Teraz to paskudztwo. Na pewno nie było tego w programie. 

– Może to tylko smaczki dodane przez jakiegoś żartownisia? – Próbował znaleźć logiczne wyjaśnienie, ale ciężko było zebrać myśli.

– Powinniśmy już dolecieć. Wszystko się przeciąga. – Zamilkła na krótką chwilę, a potem podzieliła się z nim swoimi najgorszymi obawami 

– A jeśli już po wszystkim? Źle wymierzyli czas, Słońce wybuchło, komputer jest zniszczony, a my odpływamy w niebyt tylko jeszcze o tym nie wiemy? – Bała się. Tylko głupiec by się nie bał. Wiedziała, że jeśli jej podejrzenia są prawdziwe, to nic już nie mogą na to poradzić. Frustracja była czymś strasznym. Czekała na najgorsze, wiedziała że nastąpi tylko nie miała pojęcia czy za godzinę czy za dwa dni. Przecinek powoli obrócił się w jej kierunku i wziął jej dłoń w swoją rękę. Nie bardzo wiedział co jej na to odpowiedzieć. Poczuł to samo ukłucie strachu. Też mu coś nie pasowało w tym wszystkim. Zamilkły jeszcze dwie ekipy. Nie chciał jednak się w tym zagłębiać. Jeśli miała rację byli już martwi tylko jeszcze o tym nie wiedzieli. 

 – Będzie dobrze. Śpij, Kropka. – Ścisnął lekko jej rękę. Tylko tyle mógł teraz dla niej zrobić. Dziewczyna przysunęła się bliżej. 

– Mam na imię Anna – szepnęła mu na ucho. Ktoś musiał wiedzieć kim jest. Miała dosyć bycia tylko pseudonimem. Wylosowanym wyrazem bez większego znaczenia. Była człowiekiem, miała swoje imię, marzenia, uczucia…

Przecinek przysunął się jeszcze bliżej i objął ją w talii. Jego usta prawie dotknęły jej ucha. 

– A ja Paweł. – szepnął. W tej chwili mieli tylko siebie, ale to wystarczyło. Sen zamknął ich powieki.

 

*****

Paweł zajrzał na mostek zwabiony zupełnie nieoczekiwanym dźwiękiem – Anna nuciła. Miała wyśmienity humor i dawała temu wyraz. Posłał jej pytające spojrzenie, ale na nic się to zdało – nie zauważyła go. Musiał wejść do pomieszczenia i jeszcze odchrząknąć.

– Za dwie godziny będziemy na orbicie i rozpoczniemy wejście w atmosferę. – poinformowała go z błyskiem w oku. Od miesięcy już go nie widział. A jednak dobry humor zaraz szlag strzelił.

– A kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć? – Rzucił się do konsoli sprawdzać gotowość wszystkich systemów i parametry podawane przez czujniki. 

– Według regulaminu mam to zrobić na minimum półtorej godziny przed wejściem na orbitę, więc tak za pół godziny. – Wróciła dawna bezczelna Kropka. 

– Spokojnie. Sprawdziłam już raz wszystko. –Zamilkła na dłuższą chwilę jakby się wahała czy powiedzieć mu o tym co jej chodzi po głowie.

– Mam ochotę zakończyć to szybciej. Rozbić statek, wyjść z symulacji i iść prosto do jakiegoś baru. Przetańczyć całą noc, zjeść coś niezdrowego i zmęczyć się na basenie. – Pokiwał głową na znak że ją rozumie. W zasadzie obawiał się już tego wcześniej.

– Nie warto. Zostały nam godziny, jak to schrzanimy to przez kilka dni będą nam robić wykłady. Wylądujemy, a potem wymkniemy się razem. – obiecał jej odpalając tą samą listę kontrolną i ponownie sprawdzając to wszystko co ona już raz sprawdziła. Skoro już zaszli tak daleko zamierzał zaliczyć to śpiewająco.

– Chcesz się zatrzymać na orbicie i wybrać miejsce lądowania?

– Mamy odpowiednie parametry w bazie, ale tak możemy wysłać sondę, niech potwierdzi. 

– Przekażę reszcie. – obiecała i zaraz zaczęła wywoływać kolejne statki przyjmując ich pozycje, meldunki na temat stanu i czasu przybycia. Poinformowała je również o ich zamierzeniach. Wszyscy byli podekscytowani rychłym zakończeniem symulacji. Tym razem wszystko szło jak po sznureczku. Zaparkowali na orbicie, wysłali sondę i zebrali odczyty które dokładnie potwierdziły to co już wcześniej udało im się ustalić o planecie. 

– Za dwie godziny będziemy w optymalnym miejscu do rozpoczęcia zejścia – Paweł przekazał Annie dobrą wiadomość. Mieli jeszcze chwilę na odpoczynek, śniadanie i toaletę, bo potem ‘wszystkie ręce na pokład’. Sęk w tym że żołądki mieli zwinięte w supeł i choć była to ledwie symulacja pierwsza z kilku to czuli przejęcie i dumę z tego że dotrwali do końca. Nie było łatwo. Po delikatnym początku próba nieźle ich później sponiewierała, a teraz widzieli już światełko w tunelu. 

 

– Otwieram klapy lądownika. Wysuwam łapy.

– Odpalam silniki manewrowe. trzy… dwa… jeden… już.

– Zderzenie z ziemią za dziesięć…dziewięć… osiem… siedem… sześć… pięć… kur… – Aż jęknęła z bólu kiedy ostro nimi szarpnęło. Zbyt wcześnie. Oboje pobledli zastanawiając się na czym do cholery się zawiesili. Żołądki mieli gdzieś w gardle.

– Sprawdzam odczyty. Jesteśmy w zadanym punkcie.

– Za wcześnie… – Anna posłała Pawłowi pytające spojrzenie, ale on już rozpinał pasy. 

– Idziesz? – spytał jeszcze oglądając się na dziewczynę. Skinęła głową w odpowiedzi i zaraz wyplątała się z fotela i stanęła przy jego ramieniu. Przechodząc przez króciutki korytarz nawet na siebie nie spojrzeli, ale gdy rudy dotknął panelu sterowania i otworzył gródź zewnętrzną ich dłonie jakoś tak odruchowo się spotkały. Spodziewali się obudzić w laboratorium. Z kapciem w buzi i bólem głowy. 

Stali na wysuniętym trapie a obok nich otwierały się kolejne kapsuły. Jedna, druga, trzecia… Kolejne osoby wychodziły na zewnątrz i stawały jak wryte. W końcu ciszę przerwała Anna.

– Osz… w mordę… mogli powiedzieć. – Nie mogła oderwać spojrzenia od roztaczającego się przed nimi widoku. Łanów pomarańczowej trawy lekko kołysanych na wietrze. Lasu, rzeki i różowych gór majaczących w oddali. Powoli uniosła głowę. Nad nimi roztaczało się lekko zielonkawe niebo o dwóch księżycach. V-245 chowało się między dwoma szczytami. Ich gwiazda. Zachód był inny niż ten na Ziemi, powietrze pachniało inaczej i wszystko choć tak podobne było zupełnie odmienione. Serca waliły im jak oszalałe. Oddech robił się płytki, nerwowy. Za mało tlenu? Za dużo?… będą musieli się przyzwyczaić.

 

Koniec

Komentarze

Cześć!

Widzę, że to Twój pierwszy tekst na tym portalu.

Zawitałem tutaj z racji pełnionego w piątki dyżury i ważna informacja na początek: nie żałuję.

Całkiem dobrze napisane, wciąga, choć miejscami się dłuży. Jako że jestem zwolennikiem krótkich tekstów, myślę, że można by sporo uszczuplić, nie czyniąc tym samym szkody historii.

Trochę wprowadziła mnie w lekkie zagubienie końcówka. Nie mówię o ostatnim akapicie, bo to, że ta enta symulacja okazała się tym razem rzeczywistością było do przewidzenia i nie zaskoczyło jakoś wielce, ale odpowiednio dopięło tekst. Mam na myśli przejście z fragmentu, w którym jest beznadzieja, najczarniejsze myśli, bohaterowie zasypiają ściskając dłonie, a w następnej chwili mamy sielankę, szczęśliwą Annę i koniec.

Może zwyczajnie po wyrwaniu ósemki mam jakieś majaki, bo okropnie boli łeb, ale albo czegoś nie załapałem, albo nie ma w tym większego sensu (w przejściu między tymi konkretnymi scenami). Bo przez długi czas budujesz nastrój raczej ponury, uświadamiając, że sytuacja się pogorsza, a tu trach: wszystko już jest pięknie i ładnie. Przejście dla mnie zbyt gwałtowne i niespójne. Ale to być może tylko czysto subiektywna uwaga napędzona obecnym stanem umysłu.

Z ważnych rzeczy do poprawy:

Liczebniki zapisujemy słownie.

Zapis dialogów. Przykład:

– Naprawiłem ekspres. – Oznajmił już od samej grodzi.

O odgłosach gębowych przeczytasz tutaj:

https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Mamy też złe końcówki czy brak przecinków, ale to już drobniejsze usterki.

 

Pozdrawiam

 

 

 

Czytało się całkiem przyjemnie, mimo problemu z przecinkami czy zapisem dialogów. Zgadzam się z Realucem, zakończenie przewidywalne, ale przede wszystkim wprowadzone nagle, ot, sytuacja się rozwiązuje. Natomiast ogólnie nie czytało się źle.

Przynoszę radość :)

Bardzo wam dziękuję za wasze komentarze. Jeśli chodzi o uwagi odnośnie formy dialogów i liczebników – wprowadziłam poprawki, mam nadzieję, że wychwyciłam wszystkie miejsca. Będę to też miała na uwadze przy późniejszych tekstach. Z przecinkami mam taki problem, że obawiam się iż nawet dziesięciokrotne przeczytanie tekstu i próby poprawy nie sprawią iż znajdą się one na swoim miejscu.

Drugą i osobną sprawą jest nagłość rozwiązania sytuacji – to muszę sobie na spokojnie przemyśleć i przeanalizować. Póki co bez zmian w tekście – może kiedyś zdecyduję się rozwinąć to w coś dłuższego co by pozwoliło wprowadzić rozwiązanie łagodniej.

Obawiam się, Mryszko, że nie wszystko, co chciałaś opowiedzieć, do mnie dotarło. Nie wykluczam, że skupiona na wyłapywaniu usterek, chyba nie zorientowałam się, kiedy symulacja przeistoczyła się w realne doznania.

Wykonanie, co stwierdzam z ogromną przykrością, pozostawia bardzo wiele do życzenia – w lekturze przeszkadzają różne błędy i usterki, miejscami nadmiar zaimków, trafiają się powtórzenia, nie zawsze czytelnie i poprawnie złożone zdania, że o źle zapisanych dialogach i zlekceważonej interpunkcji nie wspomnę. Masz przed sobą sporo pracy, ale ufam, ze jej podołasz.

 

Wnę­trze wy­peł­nił ja­skra­wy blask oświe­tle­nia. → Zbędne dookreślenie – blask jest jaskrawy z definicji.

 

– Mo­gła­byś to szko­le­nie za­cząć trak­to­wać po­waż­nie?! Nie wiem jak ty, ale ja chciał­bym je ukoń­czyć i wy­rwać się z tego umie­ra­ją­ce­go świa­ta. – wark­nął sia­da­jąc przed kon­so­lą. Ko­bie­ta nie za­re­ago­wa­ła na jego słowa, ale jej dło­nie cały czas wy­ko­ny­wa­ły w po­wie­trzu ja­kieś ruchy. → Zbędna kropka po wypowiedzi. Narracji nie zapisujemy z didaskaliami. Winno być:

– Mo­gła­byś to szko­le­nie za­cząć trak­to­wać po­waż­nie?! Nie wiem jak ty, ale ja chciał­bym je ukoń­czyć i wy­rwać się z tego umie­ra­ją­ce­go świa­ta – wark­nął, sia­da­jąc przed kon­so­lą.

Ko­bie­ta nie za­re­ago­wa­ła na jego słowa, ale jej dło­nie cały czas wy­ko­ny­wa­ły w po­wie­trzu ja­kieś ruchy.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

od­su­nę­ła ko­smyk wło­sów zsu­wa­ją­cy się na jej oczy. → Zbędny zaimek – czy odsuwałaby kosmyk zsuwający się na cudze oczy?

 

co jej się nigdy nie przy­da­rzy. Po­sta­wa to­wa­rzy­sza wy­jąt­ko­wo dzia­ła jej na nerwy. → Drugi zaimek jest zbędny.

 

– Drugi rok, se­mestr letni, potem dwa razy na trze­cim roku i raz na czwar­tym to już wszyst­ko było. Przy­po­mnia­ła mu.– Drugi rok, se­mestr letni, potem dwa razy na trze­cim roku i raz na czwar­tym, to już wszyst­ko było – przy­po­mnia­ła mu.

Unikaj dodatkowych półpauz w dialogach, albowiem sprawiają, że zapis staje się mniej czytelny.

 

Męż­czy­zna od­su­nął się od pul­pi­tu przy­glą­da­jąc się przez chwi­lę swo­jej to­wa­rzysz­ce. → A może: Męż­czy­zna od­su­nął się od pul­pi­tu, patrząc przez chwi­lę na towarzyszkę.

 

a sze­ro­ki uśmiech po­wo­li roz­lał się na po­ło­wie jej twa­rzy. → Skoro uśmiech był szeroki, to dlaczego ukazał się tylko na połowie twarzy? Przecież nie uśmiechała się półgębkiem?

 

Mamy mieć trzy sy­mu­la­cje z pełną dłu­go­ścią lotu. TRZY! → Czy umiała mówić wielkimi literami?

A może wystarczy: Mamy mieć trzy sy­mu­la­cje z pełną dłu­go­ścią lotu. Trzy!!!

 

Jesz­cze tylko bra­ku­je żeby mucha wy­wo­ła­ła zwar­cie w oka­blo­wa­niu. – Teraz i on się ro­ze­śmiał. Na­pię­cie wy­wo­ła­ne sy­tu­acją opa­dło. → Czy to celowe powtórzenie? Narracji nie zapisujemy z dialogiem. Proponuję:

Jesz­cze tylko bra­ku­je, żeby mucha spowodowała zwar­cie w oka­blo­wa­niu.

Teraz i on się ro­ze­śmiał. Na­pię­cie wy­wo­ła­ne sy­tu­acją opa­dło.

 

– Opo­wie­ści o Pi­lo­cie Pi­rxie to kla­sy­ka! – Za­uwa­żył tylko roz­ba­wio­ny. – Opo­wie­ści o pilocie Pi­rxie to kla­sy­ka! – za­uwa­żył tylko roz­ba­wio­ny.

 

Od­wró­ci­ła się w fo­te­lu tak że wi­dział już tylko jego opar­cie. Unio­sła nad nie rękę i po­ma­cha­ła mu po­now­nie go wy­ga­nia­jąc. → Czy wszystkie zaimki są konieczne?

Proponuję: Od­wró­ci­ła się w fo­te­lu tak, że wi­dział już tylko jego opar­cie. Unio­sła rękę i po­ma­cha­ła, po­now­nie go wy­ga­nia­jąc.

 

Całą sobą wy­ra­ża­ła cał­ko­wi­te, to­tal­ne znu­dze­nie. → Brzmi to nie najlepiej.

Całkowity i totalny to synonimy, znaczą to samo.

 

myślę, że co naj­mniej pół­to­rej roku. → Rok jest rodzaju męskiego, więc: …myślę, że co naj­mniej pół­to­ra roku.

 

Ob­ró­cił głowę prze­su­wa­jąc po­wo­li spoj­rze­niem po jej nie­zwy­kle, jak na nią, po­waż­nej twa­rzy. → się, że spojrzeniem nie można niczego przesunąć.

Proponuję: Ob­ró­cił głowę, powoli prze­su­wa­jąc spoj­rze­nie po jej nie­zwy­kle, jak na nią, po­waż­nej twa­rzy.

 

Do­brze było się tak zdy­stan­so­wać od wszyst­kie­go.Do­brze było się tak zdy­stan­so­wać do wszyst­kie­go.

Dystansujemy się do kogoś/ czegoś, nie od kogoś/ czegoś.

 

nie wy­bie­ga­jąc myślą poza kon­kret­ną chwi­lę. → …nie wy­bie­ga­jąc myślą poza kon­kret­ną chwi­lę.

 

 – Lo­ka­li­zu­je… mam!Lo­ka­li­zu­ję… mam!

 

Wyjął z szaf­ki uszczel­niacz i znik­nął z jej pola wi­dze­nia… → Czy dobrze rozumiem, że zniknął z pola widzenia szafki?

 

Wpa­so­wa­ła się w jego sen.Wyciągnął… → Brak spacji po kropce.

 

– Misja sy­mu­la­cja 2087, tu Te­le­gram.– Misja sy­mu­la­cja dwa zero osiem siedem, tu Te­le­gram.

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

 

– Tu Sprzę­gło z Sil­ni­ka spa­li­no­we­go po­twier­dzam: brak kon­tak­tu z bazą.

– Kon­den­sa­tor z Płyt­ki dru­ko­wa­nej: brak kon­tak­tu. → Skoro to nazwy, winno być:

– Tu Sprzę­gło z Sil­ni­ka Spa­li­no­we­go, po­twier­dzam: brak kon­tak­tu z bazą.

– Kon­den­sa­tor z Płyt­ki Dru­ko­wa­nej: brak kon­tak­tu

 

– Misja sy­mu­la­cja 2087 dzień sto dwu­dzie­sty siód­my… → – Misja sy­mu­la­cja dwa zero osiem siedem, dzień sto dwu­dzie­sty siód­my

 

wy­dar­ła się na swo­je­go to­wa­rzy­sza. → Zbędny zaimek.

 

Od kilku dni nie mieli chwi­li spo­ko­ju. Co chwi­lę coś się sy­pa­ło… → Czyn to celowe powtórzenie?

Proponuję: Od kilku dni nie mieli chwi­li spo­ko­ju. Bez przerwy coś się sy­pa­ło

 

Roz­ło­żył wy­mow­nie tylko ręce. → A mógł rozłożyć coś jeszcze prócz rąk?

A może miało być: Tylko wymownie rozłożył ręce.

 

Wiem. Sam cu­kier i tłuszcz.. fuuuj… pa­skudz­two. → Pierwszemu wielokropkowi zabrakło jednej kropki. Wielokropek ma zawsze trzy kropki.

 

cały czas zer­ka­ła na za­ka­za­ny sło­dycz. → Piszesz o czekoladzie, więc: …cały czas zer­ka­ła na za­ka­za­ną sło­dycz.

 

Ru­dzie­lec uśmiech­nął się je­dy­nie lekko. → Raczej: Ru­dzie­lec jedynie lekko się uśmiech­nął.

 

Przy­siadł obok niej na skra­ju pul­pi­tu uwa­ża­jąc tylko żeby ni­cze­go nie na­ci­snąć. → Czy ona też siedziała na skraju pulpitu?

Proponuję: Przy­siadł obok na skra­ju pul­pi­tu, uwa­ża­jąc tylko żeby ni­cze­go nie na­ci­snąć.

 

Ps. Kawa była pa­skud­na… → Ps? Co to tutaj znaczy?

 

Wła­śnie po­ko­na­li czter­dzie­sto ośmio go­dzin­ny od­ci­nek drogi… → Wła­śnie po­ko­na­li czter­dzie­stoośmiogo­dzin­ny od­ci­nek drogi

 

To JEST osta­tecz­ność. Spać, ale już. – Za­koń­czył twar­dym roz­ka­zem wy­ko­rzy­stu­jąc swoją po­zy­cję ka­pi­ta­na. → A może: To jest osta­tecz­ność! Spać, ale już! – za­koń­czył twar­dym roz­ka­zem, wy­ko­rzy­stu­jąc po­zy­cję ka­pi­ta­na.

 

Pró­bo­wał zna­leźć lo­gicz­ne wy­ja­śnie­nie, ale cięż­ko było ze­brać myśli.Pró­bo­wał zna­leźć lo­gicz­ne wy­ja­śnie­nie, ale trudno było ze­brać myśli.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html

 

Za­mil­kła na krót­ką chwi­lę, a potem po­dzie­li­ła się z nim swo­imi naj­gor­szy­mi oba­wa­mi → Zbędne dookreślenie – chwila jest krótka z definicji. Zbędny zaimek. Brak kropki na końcu zdania.

 

Prze­ci­nek po­wo­li ob­ró­cił się w jej kie­run­ku i wziął jej dłoń w swoją rękę. → Zbędne zaimki i dookreślenie – czy mógł wziąć jej dłoń inaczej, nie w rękę?

Proponuję: Prze­ci­nek po­wo­li ob­ró­cił się i ujął jej dłoń.

 

–Za­mil­kła na dłuż­szą chwi­lę… → Brak spacji po półpauzie.

 

W za­sa­dzie oba­wiał się już tego wcze­śniej.W za­sa­dzie oba­wiał się tego już wcze­śniej.

 

obie­cał jej od­pa­la­jąc samą listę kon­tro­l­ną i po­now­nie spraw­dza­jąc to wszyst­ko co ona już raz spraw­dzi­ła. → …obie­cał jej, od­pa­la­jąc samą listę kon­tro­l­ną i po­now­nie spraw­dza­jąc to wszyst­ko, co ona już raz spraw­dzi­ła.

 

bo potem ‘wszyst­kie ręce na po­kład’. → Jeśli tu miał być cudzysłów, to powinno być: …bo potem „wszyst­kie ręce na po­kład”.

 

– Zde­rze­nie z zie­mią za dzie­sięć…dzie­więć… osiem… sie­dem… sześć… pięć… kur… → Brak spacji po pierwszym wielokropku.

 

Z kap­ciem w buzi i bólem głowy.Z kap­ciem w ustach i bólem głowy.

Buzię mają dzieci.

 

Osz… w mordę… mogli po­wie­dzieć. → … w mordę… mogli po­wie­dzieć.

 

Łanów po­ma­rań­czo­wej trawy lekko ko­ły­sa­nych na wie­trze.Łanów po­ma­rań­czo­wej trawy lekko ko­ły­sa­nych wiatrem. Lub: Łanów po­ma­rań­czo­wej trawy lekko kołyszących się na wie­trze.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jestem tutaj, to znaczy pod Twoim tekstem, po raz czwarty i nadal nie wiem, czy zaliczać go do opowiadań dobrych, czy tylko do takich sobie. Powodem jest zakończenie. Lemowski “Test”, paralele z którym narzucają się same, też kończy się nagle i w pierwszej chwili dezorientuje, jednakże Twoja “Symulacja 2086” kończy się wyskoczeniem diabełka z pudełka. Rzecz, dla mnie, w tym, że technicznie można symulować start, lot, awarie i tak dalej, ale nie da się zasymulować lądowania na nieznanej planecie bez faktycznego użycia statku kosmicznego w miejsce aparatury, tenże statek udającej. (W dodatku zebranie się niemałej flotylli pogłębia dezorientację, z czym naprawdę ma się do czynienia, treningową lub egzaminacyjną symulacją czy jakąś faktyczną operacją.) Chyba że sięgnie się po głębokie sugestie, hipnozę, psychotropy, wszczepy domózgowe. Co jest sprzeczne, jak mi się wydaje, ze samą ideą szkoleniowych symulacji lotów kosmicznych.

Za to postacie przemówiły do mnie wyłącznie pozytywnie.

Oboje zamilkli na dłuższą chwilę(+,) pogrążając się we własnych myślach. Tylko oni wiedzieli(+,) jak dużo ich to wszystko kosztowało.

To powyżej na znak, że czytałem, bo powiem tylko, że podobało mi się, Czytałem z zaciekawieniem czy dobrze podejrzewam, że to nie jest symulacja. Pisz, będę zaglądał, jeżeli nie będzie horror ani postapo. :)

Czytało się … jakoś. W zasadzie mam odczucia podobne do AdamaKB. Dodam małą uwagę do "reserczu" – Słońce nie będzie supernovą, jak (chyba?) ma wynikać z opowiadania. Jest na to trochę za małe.

Cześć, widzę tu sporo uwag, zresztą w większości całkiem słusznych (resztę muszę na spokojnie przetrawić żeby zdecydować, czy uważam je za w pełni zasadne :) ), obiecuję że siądę do poprawiania tekstu, ale nie dzisiaj. Dziękuję wam, że chce się wam nie tylko przeczytać ten tekst ale też tak gruntownie go przeanalizować gramatycznie ;) 

 

Teraz chciałam tylko odpowiedzieć na kilka wątpliwości: 

Pisząc o symulacji nie miałam na myśli tego, że postacie wchodzą do jakiejś metalowej puszki udającej statek. Zakładam że technologia poszła grubo do przodu. Bardziej wyobrażałam to sobie jako coś co się odgrywa w ich głowach. Ciała pozostają w letargu, a symulacja jest jakimś rodzajem wirtualnej rzeczywistości sterowanej przez jeden komputer, dzięki czemu można również faktycznie rozwijać ich współpracę między sobą a nie tylko indywidualne zdolności. Celowo nie skupiałam się na opisie technologii, bo wiem że czego bym nie wymyśliła to za kilka lat moja wizja będzie już równie naiwna jak monitory “z tyłkiem” na statkach kosmicznych w obcym, czy star treku :) 

Taka symulacja mogłaby się adaptować, czerpać z ich obaw i dostosowywać się testując ich z różnych stron. Próbować zanudzić, lub złamać zmęczeniem, czy brakiem nadziei. I dlatego też niepasująca śrubka nie była tylko błędem ludzkim, ale czymś równie niepokojącym jak błąd w matrixie – błędem kodu. Stara paczka chipsów? Totalna abstrakcja, praktycznie nie do pomyślenia żeby program się wysypał w tak cudaczny sposób. A jednak technologia zawodzi. Czym więcej zmiennych tym łatwiej o nie przewidzenie jakiegoś warunku brzegowego, czegoś co sprawi że nic nie pójdzie jak pójść powinno. (Dla tych mniej obeznanych z samym tematem programowania: czym prostszy mechanizm tym mniej rzeczy ma szansę się w nim popsuć i łatwiej go naprawić).

 

Jak w takim razie znaleźli się na prawdziwym statku? Prosto – zostali uśpieni jak do symulacji, która jednak się nie rozpoczęła. Zamiast tego przeniesiono ich na pokład statku (wierne jego odbicie widzieli w swoich głowach już wieeele razy). Tam się obudzili i myśląc że tylko ćwiczą przeprowadzili całą sekwencję startową i kontynuowali pracę aż do samego końca lotu.

 

Odnośnie tego że Słońce ma za małą masę by stać się super nową – tak. Na ten moment i naszą widzę na ten temat zgadzam się z tobą. Czy to jednak oznacza, że jest to całkowicie nie możliwe? Tylko jeśli założymy że miałby to być naturalny proces. Już w Odysei Kosmicznej (nie pamiętam w której części więc to pominę :) ) pojawiał się motyw przemienienia Jowisza w gwiazdę przez obcych, po to żeby zapewnić możliwość rozwoju formie życia z jednego jego księżyców. No i taki motyw bardziej pasował niż fakt że ziemia jest wyniszczona przez ludzi i staje się niezdatna do zamieszkania, albo leci w jej stronę kometa (to jest już strasznie filmowo oklepane). Potrzeba było czegoś odrobinę chociaż nieprzewidywalnego, gdzie proces może przyspieszać, nabierać tempa i początkowo wydawało się, że tego czasu jest sporo, były plany, założenia, na pewno z dużym zapasem czasu na niespodziewane okoliczności a i tak go brakło, bo tylko to usprawiedliwia wysłanie statków przed zakończeniem szkolenia załogi – skończył się czas.

Fajnie piszesz, masz potencjał:) Będę do ciebie zaglądać.

Cześć Mryszka

Bardzo mi się podobało. Chociaż nie mogę się zgodzić z tym: – Ja ciebie też nie. – obiecał jej z błyskiem w oku. Wskoczyłby dla niej w ogień, gdyby nie była taką zołzą.

Moim zdaniem, to właśnie dlatego mężczyźni skaczą dla kobiet w ogień; dla tych właśnie z charakterkiem zołzy :-) Oczywiście nie wszyscy, nie można tak bardzo upraszczać sprawy, ale chyba większość kocha złośnice i zołzy, niż grzeczne i potulne :-)

Poza tym świetnie, sprawnie, konkretnie napisane. Czytało mi się z wielką przyjemnością. Daję klika.

Pozdrawiam

Nowa Fantastyka