- Opowiadanie: Achika - Ek-szyn!

Ek-szyn!

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ek-szyn!

Nad równiną El Souss wschodziło słońce, barwiąc na czerwono kamieniste bezdroża porośnięte rzadkimi, szarawymi krzakami. Właściwie nie musiało się szczególnie wysilać, ponieważ bezdroża te zawsze były czerwone, a to ze względu na wysoką zawartość związków żelaza w miejscowej glebie.

W obozowisku filmowców, składającym się z kilku minivanów, jednego karawanu i grupki beduińskich namiotów – burych płacht rozpiętych na patykach, zaczynał się poranny ruch. Z karawanu wygramolił się, ziewając, niewysoki młodzieniec w kraciastej koszuli. Gniewnie zatrzasnął za sobą drzwiczki z wymalowanym srebrną farbą wieńcem.

– Musisz tak trzaskać? – przebudził się śpiący na karimacie rozłożonej wprost pod krzakiem solidnie zbudowany, ostrzyżony na zero chłopak o malinowej opaleniźnie.

– Muszę! – warknął kraciasty, gwałtownym ruchem wyciągając z kieszonki na piersiach ciemne okulary i nasadzając je sobie na nos. – Bo ci przypomnę, czyj to był pomysł, żeby przytaszczyć tu karawan jako – zmienił ton na przedrzeźniający – "Specjalne, ultrawygodne miejsce spania dla reżysera".

– Przecież ci mówiłem, ośla głowo, że caravan po angielsku to taki samochód jak przyczepa kempingowa! Nie chodziło mi o wóz pogrzebowy!

– Nie kłóćcie się – powiedziała pojednawczo młoda kobieta w szarym burnusie, która pojawiła się jak spod ziemi. Właściwie młodość można było rozpoznać tylko po głosie i kocich ruchach, ponieważ głowę miała owiniętą niebieską chustą tak, że widać było tylko oczy. Również niebieskie. – Lepiej idźcie na śniadanie. Celt właśnie kończy robić.

– Znowu jajka na bekonie? – jęknął kraciasty.

– Tak.

– Ciekawe, skąd on wziął bekon w muzułmańskim kraju – zainteresował się ostrzyżony.

– Z wielbłąda.

***

 

Dwie godziny później chłopak w kraciastej koszuli siedział na płóciennym krzesełku wędkarskim z odręcznie wymalowanym na oparciu napisem REŻYSER, zaś ekipa techniczna, składająca się z kilku przejętych swoją rolą nastolatków, rozkładała dookoła niego statywy i kable. Ze szczytu pagórka rozciągał się wspaniały widok na inne pagórki. Na jednym z nich wznosił się opuszczony fort z czasów Legii Cudzoziemskiej. Jego mury, pełne niewielkich, kwadratowych otworów charakterystycznych dla budownictwa w tym rejonie, otynkowane były na łososiowoceglasty kolor otaczającej ziemi.

– Ale tu czerwono… Powinniśmy kręcić jakiś film o Marsie, a nie fanowską wersję "Gwiezdnych wojen" – mruknął wysoki, kędzierzawy blondyn o regularnych rysach, lustrujący horyzont przez obiektyw kamery.

– Iwan, przez ostatnich kilka dni powtórzyłeś to dwadzieścia trzy razy – ostrzyżony na zero asystent reżysera groźnie założył ręce na piersi. – Jak powtórzysz po raz dwudziesty czwarty, to zaaplikuję ci ten obiektyw doodbytniczo. A w ogóle to dokręć go do reszty kamery.

– Ale…

– Żadne ale! Eden chce zostać drugim Lucasem, to niech sobie zostanie. My jesteśmy tu po to, żeby mu pomóc.

– I zyskać nieśmiertelną sławę! – z entuzjazmem zawołał licealista w koszulce z napisem F/X, rozciągający długi kabel z drewnianej szpuli. Starannie zaczął mocować jego koniec do czerwonej skrzynki z rączką w kształcie litery T, podczas, kiedy Iwan, mamrocząc pod nosem, że Lucas kręcił w Tunezji, a nie w Maroku, poszedł umieścić obiektyw na należnym mu miejscu.

– Szefie, melduję, że w kwestii pirotechnicznej wszystko gotowe – zwrócił się licealista do reżysera. Drżąc z emocji przykucnął nad czerwoną skrzynką.

– N-no – Eden z zadowoleniem odprowadził wzrokiem kabel, biegnący wśród czerwonych kamieni w stronę fortu. – Wszyscy na miejsca! – krzyknął przez tubę w stronę ekipy aktorskiej, która w cieniu drzewek arganiowych raczyła się schłodzoną coca-colą. – Skupcie się, bo nie będzie żadnych dubli. Budowa tej dekoracji pochłonęła 70% naszego budżetu, więc możemy ją wysadzić tylko raz.

– Budowę czy dekorację? – zainteresował się stojący z boku przystojny okularnik w średnim wieku.

– Cicho! Dekorację! No więc, Diamond, uważaj: kiedy dam ci znak ręką, uruchomisz zapalnik.

– Jaki znak?

– Zaraz. Skupcie się. Przed kamerą przebiegną dwaj hitlerowcy ścigani przez rycerzy Jedi, Giaur zabierze im Świętego Graala, a od strony fortu przygalopuje żołnierz konfederacji, alarmując wszystkich. Wtedy ja dam Diamondowi znak i on wysadzi fort.

– Jaki znak? – powtórzył pirotechnik.

– Taki, o – Eden kantem dłoni przeciął powietrze z góry na dół.

DUP!!!!!

Kiedy tuman kurzu opadł na miejsce, gdzie przed chwilą stał fort, wszyscy obecni w milczeniu popatrzyli na reżysera. Ten najpierw sczerwieniał, potem zzieleniał, wreszcie, po krótkiej chwili poświęconej na zastanowienie się nad pisownią przedrostków dźwięcznych i bezdźwięcznych, sfioletowiał. Nabrał tchu…

– JESTEŚ ZWOLNIONY!!! – zawył tak głośno, że w stojącym kilkaset metrów dalej karawanie włączył się autoalarm.

– Przepraszam – z miłym uśmiechem wtrącił się okularnik, podnosząc nieco głos, aby przebić się przez dźwięki marsza pogrzebowego – ale to anglicyzm, po polsku poprawniej byłoby "zwalniam cię"…

– Ciebie też zwalniam! – wrzasnął Eden, po czym nagle zreflektował się. – A nie, przecież ja cię w ogóle nie znam. Kim jesteś?

– Sumienie lingwistyczne – uśmiechnięty okularnik podsunął mu pod nos identyfikator. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale przerwał mu Diamond.

– To niesprawiedliwe! Achika mało, że nie raczyła nawet opisać mnie z wyglądu, to jeszcze zrobiła ze mnie kompletnego idiotę!

– Właśnie, a już miałem zapytać, co ty taki niewyraźny jesteś – zaśmiał się ostrzyżony.

– Tak, was to opisała, bo jesteście jej kumplami!…

– Przecież ona zna cię tylko z forum, to skąd ma wiedzieć, jak wyglądasz – logicznie zauważył Iwan.

– Jest dział "Pokaż twarz" – zaczął rozżalony Diamond, jednak Eden, z powrotem wchodząc w rolę, nie dał mu dokończyć.

– Zwalniam cię! Zejdź mi z oczu!! Nie oddychaj tym samym powietrzem, co ja!!! – rzucił na ziemię swoją reżyserską tubę i zaczął po niej skakać. Obserwująca to z coraz większym niesmakiem ekipa wymieniała po cichu uwagi:

– No, tu już Achika przesadziła…

– Przecież George Lucas przy kręceniu pierwszego epizodu, znaczy, czwartego, też miał załamanie nerwowe…

– Ale PO nakręceniu filmu, a nie w trakcie…

– Uspokójcie się, chłopaki – kobieta w szarych szatach i błękitnej chuście znów wyrosła jak spod ziemi, tym razem trzymając srebrną, rytą w roślinny motyw tacę, zapełnioną niewielkimi, ozdobnymi szklaneczkami z marokańską herbatą. Reżyser przestał skakać i odruchowo wziął jedną. Pozostała część ekipy też się poczęstowała.

– O co chodzi z tą herbatą? – zastanawiał się Eden, sącząc zielony, mocno posłodzony napar, do którego wetknięto spory wiecheć świeżej mięty. Jego ostrzyżony asystent wzruszył ramionami.

– Najwyraźniej Achice zabrakło konceptu na dokończenie tej sceny. O, widzisz? Miałem rację. Gwiazdki…

***

 

Zniżające się słońce nie prażyło już afrykańskim upałem. Karłowate, wyszarzałe drzewka rzucały wydłużające się cienie na kamienistą ziemię; czerwone wzgórza kontrastowały z intensywnie błękitnym niebem.

– Oho, nasza autorka znowu wpadła w tryb opisu przyrody – zauważył ostrzyżony chłopak, stojąc z założonymi rękami na skraju obozowiska. Jakiś zabłąkany wielbłąd wlazł między samochody i z upodobaniem oblizywał boczne lusterko jednego z nich.

– Won, bydlaku! – Iwan zamachał rękami. Wielbłąd odchylił do tyłu łeb na giętkiej szyi i zagulgotał groźnie.

– Chłopaki! Udało się!!! – spomiędzy namiotów pędził ku nim Eden. – Mamy nową dekorację!!

– Co?… – spojrzeli we wskazywanym przez niego kierunku. Fort na wzgórzu stał sobie jakby nigdy nie padł ofiarą nadgorliwości Diamonda, ukośne słońce podkreślało wszystkie załomki jego murów.

– Jakim cudem?…

– Cudem, no właśnie, cudem. Ta w niebieskiej chuście to zrobiła, o, tak – Eden pstryknął palcami.

– Ta w chuście? To demonica! Oszalałeś, robisz interesy z demonami?! – zdenerwował się ostrzyżony. – Nie wiesz, czym to grozi?

– Sam piłeś jej herbatę – odciął się Eden. – Nie wymądrzaj się, tylko zwołaj ekipę, zaczynamy zdjęcie.

– Tylko żebyś później nie krzyczał w ciemności – burknął asystent reżysera, po czym ruszył między namioty. – Wstawać ferajna! Koniec opierdzielania! Move it, move it, move it!!!

 

W rekordowym tempie kamery zostały ustawione, kable rozciągnięte, przywrócony do łask Diamond czuwał przy zapalniku nie pozwalając nikomu zbliżyć się na dwa metry. Eden usadowił się wygodnie w reżyserskim krzesełku.

– Uwaga… eeeek-SZYN!

Basia weszła przed kamerę i z fachowym wdziękiem trzasnęła czarną tabliczką z wypisanym niewyraźnie kredą numerem ujęcia. Z lewej strony kamery przebiegli trzej hitlerowcy, ścigani przez rycerzy Jedi w rozklekotanym jeepie. Pierwszy hitlerowiec wymachiwał cynowym pucharem, z którego obłaziła złota farba. Zaczął intonować jakieś zaklęcie, ale w tej samej chwili na czarnym koniu przygalopował młody Beduin w czarnym płaszczu i arafatce khaki, wyrwał mu Graala i oddalił się cwałem, poganiając wierzchowca uderzeniami nóg w boki. W pędzie zrównał się z nadlatującym promem Lambda z rebelianckim feniksem wymalowanym na statecznikach. Prom opuścił trap, jeździec poderwał konia do szalonego skoku i wraz z nim zniknął we wnętrzu statku. Tymczasem hitlerowcy na saperskie łopatki naparzali się z rycerzami Jedi. Walka była dość wyrównana.

– Na włosy Ziemka, kto pisał ten scenariusz?! – oszołomiony Iwan oderwał na chwilę oko od kamery.

– No, kto? Indiana oczywiście – ostrzyżony wzruszył ramionami. Rozległa się trąbka kawaleryjska i od strony fortu przygalopował na siwym koniu mężczyzna w mundurze z czasów wojny secesyjnej.

– Bar wzięty!! – wrzasnął ile tchu w płucach i zarył konia tuż przed kamerą.

– Teraz!! – rozentuzjazmowany Eden machnął ręką.

– Naprawdę? – upewnił się Diamond. Reżyser rzucił tubę, tygrysim skokiem zerwał się z krzesełka i sam nacisnął dźwignię. Z efektownym "wuuum" fort wyleciał w powietrze po raz drugi.

– Cięcie! Ufff!!! – Eden opadł na krzesełko i otarł z czoła pot pomieszany z kurzem po eksplozji. Zaraz jednak poderwał się z powrotem. – Następna scena! Teraz do akcji wkraczają Nocarze, którzy aresztują hitlerowców, zaś rycerze Jedi będą tańczyć przy dźwiękach szkockiej orkiestry…

– Achika jedzie po Indianie równo – mruknął ostrzyżony do zakutanej w chusty demonicy, która znowu pojawiła się nie wiadomo skąd. – Brakuje jeszcze tylko pociągu.

– Zamiast pociągu jest kolejka – odparła kobieta.

– Dokąd?

– Do toalety. Co za idiota wpadł na pomysł zrobienia lodu do drinków z nieprzegotowanej wody?…

 

Eden uwijał się na planie, wskazując poszczególnym aktorom, gdzie mają stać.

– W tym stroju Jedi jest okropnie gorąco – jęknął Celt, ocierając pot z kędzierzawych, czarnych jak smoła włosów. – Nie wiem, jak my damy radę tańczyć.

– Ty przynajmniej UMIESZ tańczyć szkockie tańce – drugi Jedi, Cranberry, usiłowała podwinąć rękawy swojej szaty.

– Poradzisz sobie – rzucił jej przez ramię Eden i podbiegł do dwójki Nocarzy w strojach bojowych. Mimo zakrywających im twarze kominiarek łatwo było poznać po sylwetkach, że to Burek i Fumiko.

– A gdzie trzeci?…

– Już wraca – Burek machnął ręką w stronę Beduina, który galopem wyłonił się zza pagórków.

– Iwan, kręć! Świetne ujęcie, potem się to gdzieś wmontuje – wrzasnął Eden do kamerzysty i w natchnieniu zadeklamował:

– Lecz inni głoszą, że gdy padł mrok szary,

Przy bladym świetle wschodzącej Fingary

Widziano Giaura na czarnym rumaku,

W cwał lecącego po nadbrzeżnym szlaku…

– Dżizas-Faken-Krajst, tylko nie Mickiewicz! – jęknął ostrzyżony i przyłożył Edenowi z liścia w głowę.

Z cuglem spuszczonym, skrwawioną ostrogą…

Ostrzyżony odrzucił liść i zdzielił Edena gałęzią. Tym razem pomogło.

– Iwan, masz to? – normalnym głosem spytał reżyser.

– Jasne.

– Dobra. Nocarze, wiecie, co macie robić – zwrócił się Eden do pary komandosów. Beduin zatrzymał przy nich konia, zeskoczył zwinnie i ściągnął z głowy arafatkę, pod którą miał kominiarkę. Basia przejęła od niego płaszcz i odprowadziła konia na bok.

– …zjeżdżacie na linach z helikoptera i zakuwacie hitlerowców w kajdanki…

– Nie mamy helikoptera – zauważyła Fumiko. Eden zacukał się na chwilę.

– Dajcie tu z powrotem prom! – zawołał przez ramię do swojego asystenta. – Dobra, zjedziecie z promu, Iwan to nakręci tak, żeby było widać same liny, a potem w montażu doda się helikopter. No, już. Szybko, bo słońce zachodzi!…

 

***

Była siódma wieczorem. Po zachodniej stronie nieba szybko gasły resztki zorzy, zmordowana ekipa filmowa siedziała przy ognisku popijając Johnny Walkera z krążącej manierki. Kończył się codzienny, zwykły dzień zdjęciowy.

Sumienie lingwistyczne spało słodko pod drzewkiem arganiowym. Śniły mu się lwy. I ich treserka w obcisłym, wyszywanym cekinami fraku.

 

 

Koniec

Komentarze

Tekścik sprzed paru lat, napisany jako żart literacki. Postać demonicy w chuście jest nawiązaniem do opowiadań A. Halas o Krzyczącym w Ciemności (tam się taka demonica pojawia).

Całkiem sympatyczne, gdzieś tam mi zgrzytnęło jakieś powtórzenie, ale to nic.
Z początku dowcipy były raczej kiepskie, ale potem się rozkręciło. Choć monitora nie oplułem ;).

Stawiam 4.

Pozdrawiam,
Snow 

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Zgaduję: Byłaś swego czasu gorliwym wyznawcą pewnego forum, gdzie spotykały się indywidua raz na jakiś czas sypiące jakieś kwiatki. Postanowiłaś więc umiejscowić ich w pewnym "żarciku literackim", nadając im cechy pierwowzorów i nicki z forum. Problem polega na tym, że żarty napisane w ten sposób są hermetyczne i zabawne tylko w danym gronie. Większość "zabawnych sytuacji" jest tutaj czerstwa jak tygodniowy chleb, a zwłaszcza odwołania typu "- Najwyraźniej Achice zabrakło konceptu na dokończenie tej sceny. O, widzisz? Miałem rację. Gwiazdki... ". Nie potrzebnie wyrzuca nas to ze świata przedstawionego.

To tyle w ramach krytyki. Teraz powiem tylko, że mimo tego wszystkiego, czytało się nawet dobrze, choć poraziło mnie lekkie przeładowanie dialogami. Spodobał mi się pomysł na scenariusz - tak abstrakcyjny, że aż zabawny.

Pozdrawiam

Lekki, bezsensowny absurdzik. Dobrze napisany, ale generalnie dość przeciętny.

Rozbawił mnie raz - wysadzenie dekoracji, przed oczami stanęła mi scena z filmu "Nic śmiesznego".
Zgadzam się z Uajkoniakiem, że wtręty z Achiką są raczej niepotrzebne.

Średnio mi się podobało.

Pozdrawiam.

Akurat chodzi o ludzi z klubu fantastyki (a ściślej - z klubowej sekcji literackiej), a nie z forum (tylko Diamond z niego był), ale reszta się zgadza. A jeżeli chodzi o "wytrącanie ze świata przedstawionego" - no przecież o to właśnie chodziło.

Przeładowanie dialogami - ?... (nie wiem, co powiedzieć). Bez dialogów opowiadania się ciężko czyta. A scenariusz jest oparty na autentycznych pomyslłach mojego kumpla, które umieszczał w tekstach pisanych przez siebie w ramach sekcji literackiej.

Przeciętnie dobrze napisane (czytaj - daje się przeczytać), wtórne do bólu, takie sobie nic.
Być może zrozumiałe i być może zabawne dla zainteresowanych.
Dam 3/6

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Aha. Autopromocja z autoironijką. Wszystko świetnie, ale...
(...) grupki beduińskich namiotów - burych płacht rozpiętych na patykach, zaczynał się poranny ruch.
Czy nie lepiej pasowałby drugi myślnik zamiast przecinka?
(...) rozkładała dookoła niego statywy (...).
Statywy to ja bym rozstawiał lub ustawiał. Chyba. No, ale zanim się statyw ustawi, trza go rozłożyć, więc jakoś ujdzie. Zwłaszcza, że tak chce Autorka.
(...) rozciągający długi kabel z drewnianej szpuli.
Ja odwijałbym /rozwijałbym ze szpuli. Albo rozciągał kabel, odwijany...

Achika mało, że nie (...)
Czy w spójnikach zespolonych potrzebne są przecinki?

A tak w ogóle to nie moje te posty. Ktoś się podszył. Ryzykant jakiś, w przeciwieństwie do mnie...

Przeładowanie dialogami. Może źle się wyraziłem, ale chodzi o to, że prawie całe opowiadanie jest jednym wielkim dialogiem. Przejedź sobie kursorem po lewej krawędzi tekstu. Ile linijek zaczyna się od pauzy? Ile linijek się od niej nie zaczyna? O to mi chodzi.

Co do wytrąceń: Wiem, że o to chodziło. Po prostu sygnalizuję, że pomysł nie przypadł mi do gustu.


Nie będę oryginalna, jak powiem, że dośc sprawnie napisane, ale strasznie hermetyczne i nie tak  śmieszne, jak byc miało ;)

Uwagi AdamaKB jak zwykle sensowne, dzięki.

Jeśli chodzi o (nie)śmieszność: ja oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że jest to tekst dość hermetyczny, po prostu ostatnio tyle komentarzy wpisałam pod cudzymi opowiadaniami, że uznałam, że wypada wrzucić coś swojego do pastwienia się nad (jak by powiedzieli Anglosasi).

Czyli nie obrażasz się za krytykę?
Super!
Daję wirtualny plusik z szacunku.

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Drętwe żarty, dobry (aczkolwiek oklepany) autoironiczny wątek, sprawnie napisane.
Da się czytać.

a mi się bardzo podobało. tekst napisany bardzo sprawnie i z duża dozą dowcipu, a co najważniejsze z dużym dystansem dla samego siebie.
pozdrowionka:)

Nowa Fantastyka