- Opowiadanie: dawidiq150 - Dwudziesty trzeci wiek

Dwudziesty trzeci wiek

Witam wszystkich. Bardzo proszę czytajcie i komentujcie. W opowiadaniu mogłem przesadzić z nowymi technologiami i ich doskonałością. Ale kto to wie? :)

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Dwudziesty trzeci wiek

PROLOG

 

Nastał dwudziesty trzeci wiek. Największym osiągnięciem ludzkości było skolonizowanie Marsa. Liczba osób, które kupiły sobie dom na czerwonej planecie przekroczyła sto tysięcy. Oczywiście mało kto mieszkał tam na stałe. Ludzie po prostu robili sobie wycieczki, zabierając najbliższych. Wszyscy, którzy odwiedzili marsjańskie miasto, mówili, że było to najbardziej ekscytujące przeżycie, jakiego kiedykolwiek zaznali.

W roku dwa tysiące dwieście jedenastym zdarzyło się coś, co odciągnęło zainteresowanie Marsem i stało się najpopularniejszą ciekawostką. Było to za sprawą polskiego naukowca Michała Padawki, o którym nikt wcześniej nie słyszał.

Dzięki jego wynalazkom, noworodki poddane specjalnym zabiegom (trwającym około siedemnaście lat) miały niesamowicie rozwinąć intelekt i empatię, by stać się później intelektualnymi geniuszami i bardzo dobrymi ludźmi. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie eksperymenty na ludziach, których Michał się dopuszczał. Żywego towaru dostarczały mu mafie, które za pieniądze porywały zdrowe dzieci w wieku od trzech, do sześciu lat. Gdy ludzie się o tym dowiedzieli, doszło prawie do linczu. Ostatecznie naukowca skazano na dożywocie.

W metodach fanatyka, nie było poza tym nic złego, dlatego wielu naukowców poważnie się tym zainteresowało i w końcu kilku wdrożyło jego pomysły w życie.

 

&&&

 

Dwadzieścia jeden lat później

 

Jak co dzień, Krystian chodził po laboratorium. Robił obchód, przyglądał się wielkim słojom, w których znajdowali się młodzi ludzie, w wieku od niemowlęcia do siedemnastego, czasem osiemnastego, czy dziewiętnastego roku życia to zależało już od indywidualnej budowy mózgu. Każdy osobny pojemnik, wypełniony bezbarwną galaretowatą substancją, miał swój komputer diagnostyczny. Ogromnie drogie były to sprzęty, ale też rzadko się psuły. Gdyby doszło do poważniejszej awarii, kosztem byłoby ludzkie życie. A może nawet gorzej, bo taki człowiek mógłby później być poważnie upośledzony umysłowo.

W rozległej hali znajdowało się aktualnie sto czternaście ludzkich organizmów, które po osiągnięciu odpowiedniego wieku, miały zostać wybudzone. W drugiej dużo mniejszej sąsiadującej hali czekali na wybudzenie „dojrzali”.

Komputery diagnostyczne, pobierając informacje tysiącami przewodów, połączonych z ciałami, dawały znać głośnym brzęczeniem, kiedy organizm dojrzał do wybudzenia. Gdy do tego dochodziło wielki słój z takim człowiekiem, na szynach transportowany był do drugiej hali.

Krystian miał czterech pochodzących z różnych krajów pomocników. Razem zgłębili wiedzę zostawioną przez Michała Padawka. Jego, Krystiana jako najbardziej zdolnego wybrali na szefa. Dwadzieścia jeden lat temu, tylko ich pięciu na całej ziemi, na poważnie zainteresowało się tymi badaniami. Trzeba było mieć nie lada łeb, by zrozumieć dokumentację, którą zostawił przebywający w więzieniu geniusz. On sam pomagał im w badaniach. Pozwolono mu w celi więziennej mieć komputer z internetem. Dzięki temu byli cały czas w kontakcie i Michał służył zawsze radą. Druga ważna sprawa to, że wynalazca miał kasę i bogatych znajomych. Dzięki niemu, znaleźli się sponsorzy na stworzenie i utrzymanie laboratorium.

Cała piątka zgromadziła się teraz, przed wielkim szklanym naczyniem, w którym zanurzony w bezbarwnej galarecie był młody mężczyzna. Trafił tu jako niechciane dziecko jakiejś nastolatki, którą przekonano, by zamiast usunąć ciążę oddała dziecko do laboratorium. Od tamtego czasu minęło dziewiętnaście lat.

Chłopak był zdrowy, miał metr osiemdziesiąt dwa centymetry wzrostu, ciemne włosy i sympatyczną twarz.

Dwa i pół tygodnia wcześniej, założono mu na głowę specjalne urządzenie w kształcie hełmu, i do jego mózgu „wgrywano” wiele różnych informacji. Po tym zabiegu, jeśli by wszystko dobrze poszło, miał posiadać nie tylko tyle wiedzy ile ma przeciętny normalnie dorastający człowiek w jego wieku, ale też znacznie więcej. Nie wiązało się to z żadną szkodą, więc wgrywano mu też zdolność posługiwania się czterema najpopularniejszymi językami, całą wiedzę matematyczną, fizyczną, biologiczną i tak dalej.

Jednak głównym celem było, by obudzony tak jak wszyscy inni poddawani tym długotrwałym wieloletnim zabiegom, posiadał najwyższą możliwą inteligencję jaką tylko pozwalał mu jego ludzki mózg. Ale nie tylko to. Ci szczęśliwcy mieli też mieć ogromną empatię, wrażliwość i wiele innych pożądanych cech. Dzięki temu świat miał stać się lepszy.

Ale cechy te, nie wzięły się z niczego. Michał Padawka przebadał setki osób i uwiecznił na dyskach, struktury mózgów tych, którzy mieli te najlepsze. One następnie były zastępowane w mózgach „pacjentów”.

– Zaczynajmy – powiedział Krystian.

Jeden z jego kolegów wcisnął przycisk na konsoli i substancja, w której był zanurzony chłopak zaczęła być odsysana, a tysiące kabelków odpiętych. Nieprzytomne ciało opadło na dno naczynia. Teraz miał zażyć pierwszej w swoim życiu kąpieli. Ciepła woda, która zaczęła lać się z prysznica na górze słoja zawierała substancje cucące.

Po chwili otworzył oczy i zaczął się rozglądać. W tych oczach widać było, z każdą sekundą coraz większe zrozumienie, świadczące o wybitnej inteligencji. Oglądał swoje ciało, a potem stało się to, co działo się niemal zawsze po obudzeniu; z wyrazem zadowolenia na twarzy, zaczął się głośno śmiać.

Klosz został podniesiony i naukowcy pomogli usiąść „nowemu” na wcześniej przygotowanym wózku. Następnie zawieźli go na stołówkę, non stop mówiąc do niego, pomagając by rozruszał swój aparat mowy.

 

&&&

 

Pewnego dnia, Krystian wstał zwyczajnie jak zawsze, o siódmej trzydzieści. Zjadł śniadanie i udał się do pracy. Idąc piechotą, po dwudziestu minutach był na miejscu.

Zdziwił się, gdyż drzwi do budynku laboratorium zastał niezamknięte na klucz. Wszedł do środka i zaczął się rozglądać. Gdy ujrzał czternaście pustych słojów poczuł, że stało się coś złego. W drugim pomieszczeniu znalazł swojego kolegę, siedzącego na krześle ze spuszczoną głową.

Podszedł do niego i zbadał tętno. Mężczyzna nie żył. Na stoliku obok zauważył zapisaną kartkę. Z mieszaniną uczuć, smutku i ciekawości wziął ją i zaczął czytać.

 

„Drogi Krystianie, dokonałem wreszcie swojej zemsty. Na ten dzień czekałem dwadzieścia lat.

 

Jak wiesz ten szaleniec Padawka wynajmował mafię by porywała dzieci. Wyobraź sobie, że pewnego razu wróciłem z pracy i znalazłem moją młodziutką żonę zamordowaną. Po czwórce ukochanych przeze mnie malców nie było śladu. Gdy dowiedziałem się później, kto jest winien porwaniu i co zrobił moim dzieciom poprzysiągłem zemstę.

Przykro mi, że cię oszukałem mój przyjacielu. Dziewiętnaście lat temu udało mi się zdobyć dyski, na których zapisano struktury mózgów socjopatycznych morderców, ich też badał Padawka. Nie zniszczył tych danych z kilku powodów. Jednym było to, że kosztowało go to wiele pracy, innym, że myślał iż się kiedyś po prostu przydadzą.

Przydały się mi. Otóż wtedy dziewiętnaście lat temu przeprogramowałem maszyny obsługujące ludzi, których teraz już tu nie ma. Pewnie domyślasz się jak wygląda aktualna sytuacja. Po ziemi chodzi w tym momencie czternaście socjopatów, którzy nie rozróżniają dobra od zła, a najważniejsze, że ich IQ nie jest mniejsze niż 220. Do tego wytłumaczyłem im ich misję życiową. Potem rozeszli się na wszystkie strony.

 

Powodzenia w ich łapaniu!”

 

Krystian nie mógł uwierzyć, że treść listu jest prawdą. Przeczytał go jeszcze raz i następną rzeczą, którą zrobił to wyjął komórkę i wbił numer pracownika więzienia, który decydował o tym, kiedy mógł osobiście odwiedzać Michała Padawkę.

– To sprawa najwyższej wagi! – tłumaczył – Na szali jest życie wielu ludzi!

– Ale co się dokładnie stało? – słysząc poważny ton głosu naukowca, mężczyzna się zainteresował.

– Jeden z moich współpracowników popełnił samobójstwo. Doszło do strasznej pomyłki. Myślę, że niedługo wszystkiego dowie się pan z mediów.

– No dobrze, kiedy pan przyjedzie?

– Jeśli nic mnie nie zatrzyma, za cztery godziny.

– W porządku.

– Dziękuję. Do widzenia. – i przerwał połączenie.

 

&&&

 

Krystian wszedł do niedużego pokoju odwiedzin, gdzie na krześle przy stole już siedział posunięty w latach skazaniec. Był podniecony, miał szeroko otwarte oczy, widać, że spodziewał się bardzo złych wiadomości.

Krystian bez zwłoki podał mu list.

– Przeczytaj – powiedział.

Ten odebrał kartkę i zaczął przyswajać treść. Gdy skończył podparł głowę dłońmi. Nie wiadomo było o czym myśli. Trwało to chwilę.

Potem z wilgotnymi oczami popatrzył na Krystiana.

– Powracają do mnie konsekwencję starych grzechów, myślałem że dopadną mnie znowu dopiero po śmierci. – powiedział.

– Czy to co pisze w liście może być prawdą?

– Jest nią z pewnością.

– Więc co teraz zrobimy?

– Trzeba nagłośnić sprawę. Zmobilizować wszystkich funkcjonariuszy prawa, by legitymowali podejrzanych. Podejrzanymi będą oczywiście młodzi ludzie, należy sprawdzać hotele. Wątpię czy twojemu koledze udało się podrobić dowody osobiste i stróże prawa muszę patrzeć na datę wyrobienia dokumentów… O mój Boże! – starzec się załamał i wybuchnął płaczem. – Złapanie ich może być bardzo, bardzo trudne.

Nie było czasu do stracenia i Krystian nic już nie mówiąc wyszedł.

 

&&&

 

Niedługo, wszystkie telewizje i stacje radiowe mówiły głównie o tym, co się stało w laboratorium Michała Padawki i przestrzegały, by bardzo uważać.

Zwrócono się do pobliskich krajów, bo to sugerował przebywający w więzieniu naukowiec. W ciągu dwóch dni do kraju przybyło prawie cztery tysiące wykwalifikowanych policjantów. I ponad setka detektywów.

Przez cztery dni wszystko było normalnie, tak jakby cała ta sprawa nie miała w ogóle miejsca. Piątego dnia, znalezionych nieżywych ciał, było jak grzybów po deszczu. Wszystkie bardziej lub mniej pomysłowo ukryte i zamordowane w bestialski sposób.

Następnego dnia, złapano jednego podejrzanego. Jednak udało mu się uciec przez okno w ubikacji, a przedtem zabić gołymi rękoma pilnującego go funkcjonariusza.

Akurat jego ujęcie, miało być jedynie kwestią czasu, bo policja posiadała zdjęcie jego twarzy, zrobione przed kogoś przezornego.

Detektywi byli na jego tropie, który zaprowadził ich do niedużego hotelu. Otoczono budynek i w końcu szturmowano. W środku znaleźli nieżywych pracowników hotelu w liczbie trzech i jednego turystę, mającego pecha akurat być w złym miejscu i czasie. Do tego siedemnastolatka, który sam zadał sobie śmierć.

Następne dni przyniosły nowe złe wieści. Mordercy rozproszyli się po całej Polsce, świadczyło o tym wiele nowych znalezionych zwłok, daleko w takich miastach jak Gdynia, Szczecin a także Zakopane, Częstochowa i Kraków.

Wszyscy szukający zabójców byli bezradni. Natomiast Krystian, jego koledzy pracujący w laboratorium i Michał Padawka rwąc włosy z głów próbowali wymyślić jakiś sposób, na wybrnięcie z tej tragicznej sytuacji. A trzeba było zrobić to bardzo szybko.

Michał oświadczył, że siedząc w więzieniu ma ograniczone możliwości działania i domagał się w tej wyjątkowej sytuacji przepustki. Potrzebował bowiem dostępu do swoich komputerów do danych i przyrządów. Tę przepustkę otrzymał. Wsiedli wtedy do samochodu Krystiana i pojechali do domu starca.

– Kiedyś, dawno temu prowadziłem badania nad pewnym prototypem drona, dzięki któremu mając DNA jakiegoś przestępcy, można było go namierzyć z wysokości kilkuset metrów. – powiedział do Krystiana, kiedy byli w jego bardzo dawno przez nikogo nie odwiedzanej, zakurzonej i pełnej pajęczyn domowej pracowni. – zaczekaj tu, muszę zejść do piwnicy tam mam tego drona, nad którym pracowałem będzie pięćdziesiąt lat temu.

Gdy po chwili wrócił, miał w rękach popularne urządzenie z dwoma śmigłami, którym można było zdalnie sterować.

– Popatrz, gdy dron będzie na optymalnej wysokości obiektyw obejmie powierzchnię czterdziestu metrów kwadratowych. Ale trzeba go udoskonalić, na przykład, żeby te same kody DNA blokował i szukał następnych. Wtedy miałem z tym problem, ale technika tak poszła do przodu, że jestem niemal pewny, iż zdołam go tak udoskonalić.

– Ile czasu zajmie ci ta praca? – zapytał Krystian.

– Dwa do trzech dni.

– Jak mogę ci w tym pomóc?

– Na początek dostarcz mi kody DNA wszystkich pacjentów, którzy zostali wypuszczeni. Nie będzie z tym problemu, są w bazach danych. Aha i jeszcze jedna rzecz przywieź mi nowoczesny komputer, te co mam tu nie zdadzą się już na nic.

Krystian zrobił kurs do laboratorium i z powrotem. Na dysku miał potrzebne kody DNA, a w bagażniku najnowocześniejszy sprzęt komputerowy, też zabrany z budynku laboratorium.

Gdy podłączyli komputer Michał powiedział:

– Teraz zamów jakieś dobre jedzenie z pełnym żołądkiem o wiele lepiej się pracuje.

 

&&&

 

Wiekowy naukowiec pracował cały dzień i noc. A Krystian dotrzymywał mu towarzystwa, w tym czasie dużo rozmawiali, a mieli o czym. W końcu, gdy prace nad prototypem zostały ukończone, zamówili potrzebne sprzęty – komponenty drona. W tych czasach istniały firmy, które produkowały przeróżne urządzenia, był na to ogromny popyt. Michał potrzebował bioelektromagnesów i fixowy ekran. Czekając na wykonanie tych przedmiotów mogli się trochę przespać.

Firma wiedząc, że wszyscy ścigają się z czasem, pospiesznie zrealizowała zamówienie, zajęło im to sześć godzin.

Można było już zmontować drona i sprawdzić jak działa. Kilkanaście osób wyszło na plac. Michał zaprogramował latające urządzenie i włączył silniczek. Teraz kilkoro ludzi zgromadzonych wokoło połączonego z dronem ekranu przyglądało się, mocno trzymając kciuki.

Przyrząd po kolei, ale bardzo szybko przeskanował wszystkie osoby i wskazał poszukiwaną. Udało się, odnieśli dobrze dalej rokujący sukces.

 

Ofiar z każdym dniem przybywało. Niezwłocznie rozpoczęto masową produkcję nowatorskich urządzeń poszukujących ludzi na bazie DNA.

Wszyscy się spieszyli, ale pewne rzeczy musiały trochę trwać. Cztery dni później około tysiąca dronów zaczęło skanowanie obszaru Polski.

W czasie, gdy urządzenia pracowały, produkcja trwała i po tygodniu było ich już pół miliona.

 

&&&

 

Jednocześnie zaczęto debaty, co zrobić z tymi ludźmi, którzy można by powiedzieć zostali zaprogramowani, by zabijać. Michał Padawka świadomie skazał się na śmierć wychodząc na miasto, gdzie rozsierdzeni ludzie dokonali na nim linczu.

Drony spisały się rewelacyjnie. Zlokalizowały wszystkich morderców. Ci oprócz jednego, gdy zostali złapani zabili się połykając truciznę. Ostał się jeden.

Skutego nastolatka wprowadzono do przeznaczonego na rozmowy ze skazańcami pokoju, gdzie czekała już dziennikarka. Ludzie chcieli się dowiedzieć co myśli stworzony dla zemsty socjopata z inteligencją dwukrotnie większą niż posiada przeciętny człowiek.

– Dlaczego zabijałeś? – padło pytanie.

– Po tym jak wybudziłem się w laboratorium jak zjadłem swój pierwszy posiłek i jak nauczyłem się chodzić… Człowiek, który mi towarzyszył od samego początku, ku któremu czułem sympatię jakby do rodzonego ojca, wprowadził mnie do pomieszczenia, gdzie byli inni podobni do mnie nowo wybudzeni ludzie. Następnie zaczął pleść jakieś farmazony o tym, że jesteśmy stworzeni do zemsty, że trzeba postępować zgodnie ze swoją naturą. Że jesteśmy urodzonymi mordercami. Nie musiał tego mówić, bo ja czułem, że ze mną jest coś mocno nie tak. I wie pani co? Chciałem wtedy się zabić. Powiedziałem mu to, okazało się, że inni myślą tak samo. Wtedy on wyszedł na chwilę, a gdy wrócił niósł woreczek z jakimiś tabletkami. „To mocna trucizna” powiedział do nas „w dowolnym momencie możecie ją zażyć”.

Następnie dał nam dowody osobiste i pieniądze. Była noc, kiedy opuściłem laboratorium. Wszyscy udaliśmy się na pobliski dworzec kolejowy, skąd każdy odjechał, gdzie tylko miał ochotę.

Jednak, gdy zabiłem pierwszą osobę myślałem, że zwariuję. Jakby odezwała się we mnie jakaś druga natura. Nie drapieżna i bez uczuć, ale empatyczna, dobra. Wszystkie to spisałem na kartce, gdybym miał umrzeć. Mam ją w tylnej kieszeni spodni. Proszę niech ją pani wyciągnie.

Dziennikarka wstała i podeszła do skazańca, który również wstał. Gdy była blisko niego, ten nagle zarzucił jej ręce na szyję i zaczął dusić łańcuchem od kajdanek. Kilka sekund później do pokoju wpadło dwóch umundurowanych, którzy zanim obezwładnili zwyrodnialca, ujrzeli jego twarz, na której był grymas tak wielkiego żalu, że aż ścisnęło im serca. Z jego oczu natomiast płynęły obficie łzy.

Koniec

Komentarze

Cześć, Dawid

Przede wszystkim widzę dużą poprawę w stosunku do Twoich wcześniejszych tekstów pod względem techniki. Jest zdecydowanie mniej błędów, przecinków brakuje rzadziej, więc czyta się zdecydowanie przyjemniej.

Zacznę od bohaterów. Michała Padawki nie miałem okazji poznać zbyt dobrze, ale z tego co zauważyłem, samo więzienie mocno go złamało, zaczął żałować swoich czynów albo po prostu życia, które stracił. Mimo wszystko jego historia była mi trochę obojętna, myślę, że mogłeś bardziej wykorzystać scenę w więzieniu, gdy dowiaduje się o uciecze geniuszy, żeby pokazać jego charakter. 

Wolę Krystiana, choć i tutaj czegoś mi brakuje, Krystian jest po prostu zwykły. Niczym się nie wyróżnia, choć dostaje najwięcej “czasu ekranowego”, a szkoda, bo chętnie zobaczyłbym u niego jakąś wyróżniającego go cechę.

Brakowało mi opisów emocji, czegoś, co pozwalałoby mi lepiej poznać przedstawione przez Ciebie postacie, bo choć niektóre dialogi dodają charakteru, to jednak było tego dla mnie za mało. Rozumiem, że tekst w założeniu bardziej skupia się na wydarzeniach, ale mimo wszystko chętnie zobaczyłbym bardziej wyrazistego Krystiana czy Michała, bo to pozwoliłoby mi bardziej zaangażować się w historię. 

Co do scen, czasami mam wrażenie, że gnasz za szybko, niszcząc tym samym napięcie i klimat. 

W drugim pomieszczeniu znalazł swojego kolegę, siedzącego na krześle ze spuszczoną głową.

Podszedł do niego i zbadał tętno. Mężczyzna nie żył. Na stoliku obok zauważył zapisaną kartkę. Z mieszaniną uczuć, smutku i ciekawości wziął ją i zaczął czytać.

Zobacz, jaki tutaj masz potencjał. Dobre przedstawienie emocji Krystiana, od którego jednak spodziewałem się reakcji i lepszy opis budujący napięcie, na pewno tekstowi by nie zaszkodził. Ogólnie mam wrażenie, że fabuła czasem pędzi zbyt szybko, niektóre wątki po prostu rozwiązują się nagle. Chciałbym je poczuć. Chociaż tutaj rzadziej streszczasz niż w swoich wcześniejszych tekstach, a to zdecydowanie na plus. 

Zakończenie ciekawe, nasuwające wiele interpretacji. Sam bardziej skłaniam się ku tej, że ostatni geniusz czuł coś w rodzaju wewnętrznego przymusu, by zabijać, co jednocześnie go bolało. Dobry pomysł, chociaż liczyłem może na minimalnie więcej. Rozwiązanie przyszło dla mnie trochę zbyt szybko, biorąc pod uwagę, że pozostali geniusze po prostu popełnili samobójstwo, a samo ich wcześniejsze znalezienie przyszło bez większych problemów. 

Ode mnie to tyle. Powodzenia w dalszym pisaniu! :)

Pozdrawiam. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Cześć Dawidzie!

 

Opowiadanie przypadło na mój środowy dyżur, więc melduję, że przeczytałem. W ogólnym rozrachunku nie mogę napisać żeby mnie specjalnie porwało, ani odrzuciło. Ostatnia scena z dziennikarką, w której poznajemy “genezę” zabójstw nawet dość ciekawa.

 

Pozdrawiam.

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Młody pisarz

 

Powiem ci, że ja nawet nie zastanawiam się nad tym co mi napisałeś, czyli nad stworzeniem bohaterów, żeby czytelnik ich poznał, polubił itp. Może dlatego, że piszę sobie dla przyjemności, jak potrafię :) Dzięki, ty zawsze podchodzisz “na poważnie” do komentarzy.

 

Tak, jeśli chodzi o błędy to się przyłożyłem :)

Zakończenie dobrze zrozumiałeś, taki twist chciałem dobry zrobić. 

 

Pozdrawiam serdecznie!!!

 

 

Jestem niepełnosprawny...

cezary_cezary

 

No ja w sumie nie wiem, jak przypominam sobie moje wcześniejsze teksty, które były katastrofami, jednak był w nich jakiś fajny oryginalny pomysł. Aż powiem ci łezka się w oku kręci. Może się wypaliłem albo coś? Co z tego, że piszę lepiej jak pomysły mam gorsze? Następnym razem postaram się na coś oryginalnego.

 

Pozdrawiam!

Jestem niepełnosprawny...

Przeczytałem, choć nie było łatwo…

Miałem nadzieję, że wstęp z Marsem nada opowieści futurystyczny wymiar. Na nadziei jednak się skończyło, bo całą historię umieściłeś w jednym kraju. Nie znalazłem też żadnych fajerwerków technologicznych dwudziestego trzeciego wieku, a to już jest jawnie niewykorzystana szansa. Parafrazując Czechowa, jeśli w prologu opisujesz Marsa, to w kolejnej części wyślij tam bohatera.

Główny motyw niezły, może stanowić zalążek naprawdę wciągającego thrillera. Obraz jest jednak zaledwie naszkicowany. Akcenty stawiasz na nieistotnych dla historii faktach (vide uwaga o Marsie). Rozpraszasz uwagę czytelnika, np. co wnoszą do narracji “bioelekromagnesy i fixowy ekran”?

Ja wiem, jak już jest napisane, to ciężko to skasować. Ale czasem trzeba. A już na pewno trzeba kilka razy przeczytać własny tekst i dokonać autokrekty przed opublikowaniem.

Powtórzę raz jeszcze, że motyw ma potencjał.

Pióro jednak za nim jeszcze nie nadąża. Poniżej kilka przykładów.

Nastał dwudziesty trzeci wiek.

To oznacza rok 2201. Tymczasem akapit później:

W roku dwa tysiące dwieście jedenastym zdarzyło się coś […]

A to “coś”, to zapewne:

Ostatecznie naukowca skazano na dożywocie.

ale pomiędzy oboma zdaniami (drugim i trzecim) jest opis zdarzeń (doświadczeń), które wydarzyły się przed rokiem 2211. Takie skakanie po linii czasu zaburza odbiór chronologii. Jedną z możliwości jest złączenie dwóch pierwszych zdań: “W dwudziestym trzecim wieku największym osiągnięciem ludzkości było skolonizowanie Marsa”, co nie sugeruje żadnego konkretnego momentu tegoż stulecia.

Druga kwestia rozwiązałaby się np. poprzez wcześniejsze zasugerowanie procesu sądowego albo wyroku skazującego naukowca, a później opisanie za jakie czyny. Opcji jest wiele.

Dzięki jego wynalazkom, noworodki poddane specjalnym zabiegom (trwającym około siedemnaście lat) miały niesamowicie rozwinąć intelekt i empatię, by stać się później intelektualnymi geniuszami i bardzo dobrymi ludźmi.

Przecinek nr 1 do wywalenia. “Później” jest niepotrzebne. Przecież nie mogły stać się takimi wcześniej. “Niesamowicie rozwinąć” jakoś mi tu nie gra. Swoją drogą, to siedemnastoletnie zabiegi byłyby robione już raczej na dzieciach, nie noworodkach. Tym bardziej, że dalej piszesz:

[…] porywały zdrowe dzieci w wieku od trzech, do sześciu lat.

Noworodek nie jest synonimem dziecka. Aha, przecinek do usunięcia.

W metodach fanatyka, nie było poza tym nic złego,

Przecinek do usunięcia. Poza tym “fanatyk”?

Robił obchód, przyglądał się wielkim słojom, w których znajdowali się młodzi ludzie, w wieku od niemowlęcia do siedemnastego, czasem osiemnastego, czy dziewiętnastego roku życia to zależało już od indywidualnej budowy mózgu.

Rzeczywiście “wielkie słoje”, chyba aż poza zakres stosowalności tego rzeczownika. A może “szklane kadzie”. Drugi przecinek jest be. Pomiędzy “życia” i “to” pasuje jak ulał myślnik, albo zdanie wymaga przeredagowania.

Każdy osobny pojemnik

Trochę jak “każden jeden”, a tak serio to anglicyzm. Fakt pełnej autonomii zestawu pojemnik-komputer jest już podkreślony przez “swój komputer”.

Ogromnie drogie były to sprzęty

Liczba mnoga rzeczownika “sprzęty” to raczej domena slangu. Wg mnie literacko stosuje się wyłącznie l. pojedynczą. Podobnie jak “broń”.

Gdyby doszło do poważniejszej awarii, kosztem byłoby ludzkie życie. A może nawet gorzej, bo taki człowiek mógłby później być poważnie upośledzony umysłowo.

A nie lepiej “Ceną poważniejszej awarii byłoby ludzie życie”? Drugie zdanie wartościuje upośledzenie umysłowe jako gorsze od śmierci. Czy taki był zamiar? Nawet jeśli taki był, to oba zdania warto przeredagować, gdyż fraza “taki człowiek” nie jest jasno zdefiniowana.

[…] które po osiągnięciu odpowiedniego wieku, miały zostać wybudzone.

Przecinek jest niepotrzebny.

W drugiej dużo mniejszej sąsiadującej hali czekali na wybudzenie „dojrzali”.

A tu jest potrzebny po “drugiej”. Można też usunąć “drugiej” bez utraty informacji, bo jest przecież “sąsiedniej” – wówczas oczywiście nie ma potrzeby przecinka. Słowo w cudzysłowie zastąpiłbym synonimem bez cudzysłowu, a przede wszystkim przeniósłbym je po “hali”.

[…] pobierając informacje tysiącami przewodów, połączonych z ciałami

Przecinek niepotrzebny tu jest.

Gdy do tego dochodziło wielki słój z takim człowiekiem, na szynach transportowany był do drugiej hali.

Przecinek po “dochodziło” i bez przecinka po “człowiekiem”. Może da się zastąpić “takim człowiekiem”?

Jego, Krystiana jako najbardziej zdolnego wybrali na szefa.

Skoro “Krystiana” jest wtrętem, to przecinek jest potrzebny z obu stron.

Dwadzieścia jeden lat temu, tylko ich pięciu na całej Ziemi, na poważnie zainteresowało się tymi badaniami.

Oba przecinki do wyrzucenia, a “Ziemi” kapitalikiem. Szyk do poprawy: “zainteresowało się tymi badaniami na poważnie”.

Dalszego ciągu już nie koryguję, co nie znaczy, że nie ma czego. Przede wszystkim interpunkcja wymaga poprawek. Czasem stylistyka przeszkadza w czytaniu, a informacje są podawane nadmiarowo.

Serdecznie pozdrawiam z Bladobłękitnej Kropki, तारान्तरयात्री [tɑːrɑːntərəjɑːtri]

One następnie były zastępowane w mózgach „pacjentów”. ← ???

Jest dużo usterek. Nie porwała mnie ta historia. Pisałeś lepsze teksty. Pozdrawiam. :)

Ciekawy pomysł, końcowa scenka też mi się podobała. Przeszkadzały mi natomiast usterki językowe, których mam wrażenie jest jakby więcej i streszczanie, którego też trochę jest. 

Wydaje mi się, że radzisz sobie lepiej w tekstach na mniejszą skalę. 

Tārāntarayātrī

 

Cześć!!! Dzięki za profesjonalne podejście do komentarza :)

 

Miałem nadzieję, że wstęp z Marsem nada opowieści futurystyczny wymiar. Na nadziei jednak się skończyło, bo całą historię umieściłeś w jednym kraju

Jakoś trzeba było to zacząć… Ale masz rację, bo początkowo akcja miała się dziać w USA. Jednak nie potrafiłem tego ogarnąć bo tam morderstw jest dużo dużo więcej. Łatwiej mi było pisać o Polsce.

 

Co do reszty błędów i tego, że opko jest przeciętne. Wiesz wpadłem w pewien błąd psychologiczny; jak ktoś nie ma czegoś wydaje się mu, że ma coś innego. A tak wcale nie musi być. Ja za bardzo uwierzyłem, że mam dużą wyobraźnię. I wydawało mi się, że łoo! wszystko co napiszę będzie dobre. Już nie zrobię tego błędu. Trzeba mieć dobry pomysł a dopiero później brać się za pisanie.

Chociaż pisałem dla radości pisania.

 

Pozdrawiam serdecznie!!!

 

Koala75

 

Dzięki, że potrafisz napisać szczerze :) Następny pomysł będzie lepszy. Raz na wozie raz pod wozem.

 

Pozdro!

 

Storm

 

Wydaje mi się, że radzisz sobie lepiej w tekstach na mniejszą skalę.

To prawda. Nie ogarniam tekstów w których akcja dzieje się na całym świecie. A szkoda i mam nadzieję się kiedyś tego nauczyć.

Błędy, błędy, błędy… to moja bolączka. W szkole zawsze biłem rekordy w błędach ortograficznych. Mam bardzo słabą pamięć wzrokową (o ile się nie mylę) w szachach wystarczy, że jedna figura się przewróci a ja nie wiem, gdzie ona stała. To podchodzi pod niepełnosprawność. Ale ja to olewam, gorzej byłoby mieć umiejętności ortograficzne a wyobraźnię zerową…

Dzięki, że zajrzałeś i dałeś komentarz !!!

 

Pozdr.

Jestem niepełnosprawny...

"… tylko ich pięciu na całej Ziemii …"

Fajny pomysł z poprawianiem inteligencji noworodkom, tylko niedopracowany.

Jeśli modyfikowano noworodki, to eksperymenty na dzieciach od trzech do sześciu lat nie mają większego sensu.

Nie powinien zacząć od doświadczeń na małpach?

Dlaczego facet siedzi, a jego badania są kontynuowane? No, OK, może siedzieć za porywanie dzieci, ale za to chyba nie dostałby dożywocia. I głupio podszedł do pozyskiwania materiału do badań – taniej i bezpieczniej byłoby kupować dzieci od biedaków.

Laboratorium prowadzące takie eksperymenty powinno być lepiej zabezpieczone niż drzwiami na klucz – ochrona, jakieś kody… Za to trucizna leży sobie tak po prostu, że każdy naukowiec może ją wziąć? Nie kupuję tego.

Skąd ci młodzi psychopaci mieli siłę fizyczną, skoro nigdy nie używali mięśni? Wydaje mi się, że powinni być bardzo słabi. A samą inteligencją trudno kogoś zabić.

I tak dalej.

Ogólnie – pomysł ciekawy, ale IMO sypie się w szczegółach. Za to technicznie widać poprawę.

Babska logika rządzi!

Dzięki Finkla !!!

 

Miło mi czytać takie słowa :)))))

Jestem niepełnosprawny...

Pomysł sam w sobie ciekawy, ale trochę niedopracowany. Mam podobne pytania, jak Finkla. Przydałby się porządny risercz, żeby sprawdzić, co jest możliwe, a co nie jest.

Technicznie piszesz coraz lepiej :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irka_Luz

 

Fajnie, że wpadłaś! Dziękuję.

 

Pracuję teraz nad nowym tekstem. Może mi się UDA.

Jestem niepełnosprawny...

Hej, davwdiq150.

Nawet mi się podobało, błędy które były w tekście, nie raziły zbytnio. Ciekawy pomysł, czyżby zaczerpnięty ze Świata Wiedzy, tam o seryjnych mordercach często piszą?:) Opowiadanie tworzy spójną całość, twist też nie jest zły. Osobiście wolę czytać teksty proste, łatwe i przyjemne, najlepiej z happy endem, ale ten też było warto przeczytać.

Pozdrawiam.

Feniks 103.

audaces fortuna iuvat

Witam feniks103 !!

 

O seryjnych mordercach mam nawet dość dużą wiedzę, bo tym się interesowałem kiedyś. To zainteresowanie nie podobało się trochę rodzicom i dałem sobie spokój. Choć jeszcze wróciłem ostatnio by poczytać klasykę o Tedzie Bundym.

 

Happy End nie musi być zawsze dajmy np. “Smętarz dla zwierzaków” Kinga. (taki przykład mi przyszedł do głowy)

 

Bardzo mnie cieszy, że mam ostatnio tyle komentarzy :) Powiem ci w sekrecie, że piszę teraz nowe opko. 

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Nowa Fantastyka