- Opowiadanie: Mateusz Libera - Drugie „ja”

Drugie „ja”

Opowiadanie inne niż zwykle. Przede wszystkim dlatego, że było też eksperymentem dla mnie – po raz pierwszy zdecydowałem się na narrację pierwszoosobową, choć zwykle piszę w trzecioosobowej. 

Z tego też powodu jestem ogromnie ciekaw, co o nim sądzicie.

*Jeśli któreś tagi zostały źle użyte, dajcie znać.

 

*** OPIS *** 

 

Żyjący samotnie mężczyzna zmaga się z drugim „ja”, intruzem, który bez pozwolenia zamieszkał w jego mieszkaniu.

 

Więcej:

Instagram 

Facebook

Lubimyczytać.pl

Strona www

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Drugie „ja”

Drugie „ja”

 

W pokoju naprzeciwko kuchni stoi moje drugie „ja”. W zasadzie niewiele robi, po prostu tkwi w miejscu. Jednak gdy ja się ruszam, ono idzie za mną. A potem znowu zastyga, paląc głupa, ale myślę, że nigdy nie przestaje mi się przyglądać.

Szukam odpowiedzi.

Hasło: „żyj tak, jakby go nie było” nie brzmi pokrzepiająco. W końcu drugie „ja” wpakowało się do mojego życia niespodziewanie, zabierając mi przestrzeń, burząc zapisane w gwiazdach plany i nadzieje na lepsze jutro. Jakbym do tej pory nie miał wystarczająco dużo problemów. A teraz? Teraz już zadomowiło się na dobre, choć wcale się na to nie pisałem i nadal tego nie toleruję.

W dodatku drugie „ja” stało się z czasem nad wyraz wścibskie i impertynenckie. Już pal licho, że chodzi wszędzie tam, gdzie ja, ale ono jest po prostu cholernie złośliwe! Kiedy podnoszę kubek, ten drań wytrąca mi go z ręki, a przynajmniej próbuje. Kiedy chcę się wyspać, drugie „ja” stwierdza, że to odpowiednia chwila na łaskotki, albo siada mi na nogach, a rano są tak obolałe i odrętwiałe, że ledwo mogę wstać.

Szczytem chamstwa jest notoryczne powstrzymywanie mnie od robienia rzeczy ważnych. Gdy chcę popracować, drugie „ja” się nudzi i daje o sobie przypomnieć. Nie mogę już robić tego, co robiłem wcześniej. Czuję się wściekły. Dlaczego muszę je niańczyć? Tam, gdzie ja, tam i moja mroczna strona.

Właściwie to drugie „ja” jest strasznie blade, mizerne, ale na swój sposób niezniszczalne. Przykleiło się. Przeżywam to, co ono. Moim jedynym wyjściem są leki, czyli kolejny powód zmartwień.

Powiadają, że z drugim „ja” da się żyć, że jest niegroźne, w zasadzie niezauważalne, ale ja ciągle je widzę i nie mogę przestać o nim myśleć. Chodzę regularnie do lekarzy, a oni przepisują mi suplementy diety i zastrzyki. Właściwie te drugie mam z góry zagwarantowane, odkąd dostałem się do specjalnego programu, gdzie jest więcej takich, jak ja. Wszyscy wierzą, że lekarstwa pomogą zwalczyć intruza, którego każdy ukrywa. I te torby termiczne… Z nimi wszyscy możemy wyglądać jak dostawcy jedzenia, ale są za małe, by na serio pomyśleć, że nimi jesteśmy. Mimo to ich czerwona barwa zwraca uwagę przechodniów.

Leki, leki, leczenie…

Przecież wszystko ma swoją cenę. Drugie „ja” koleguje się z gangiem, który wolałbym mieć pod kontrolą. Parszywe gnojki. Widzą w nim lidera, a to zwykły oszust.

Jak żyć? – pytam siebie każdego dnia, widząc, jak ta łachudra szwenda się po mieszkaniu. Nawet gdy mam wrażenie, że to diabelstwo na moment zniknęło, ono tam jest. Zaszywa się w kącie, w ciemności, pod łóżkiem i tylko czeka, kiedy będzie mogło sobie znowu pofolgować.

Zabiera się ze mną do pracy. Próbuje uśpić, gdy jadę samochodem. Chce mnie zabić? Głupie. Nie wie, że wówczas zniszczy też siebie, ale może w tym tkwi cała istota jego istnienia.

Tylko ja widzę drugie „ja”, dlatego dawno odpuściłem sobie dzielenie się z kimś historiami na jego temat. Chyba nikt tego do końca nie rozumie. Przecież skoro go nie widać, to jak mają ocenić jego wpływ? Ignorują też skutki. Zamiast tego ograniczają się do pustych frazesów o tym, że będzie dobrze, że nic się nie dzieje…

A może by się mogło od czasu do czasu odezwać? Tak, jak wtedy, kiedy zmusiło mnie do wizyty w szpitalu. Każdy mi wierzył, ale to było dawno. Dziś drugie „ja” stało się cwane i nieźle się kamufluje. Z drugiej strony tylko lekarstwa są w stanie trzymać je w ryzach – zupełnie jak łańcuchy mitologicznego wilka Fenrira. W to akurat wierzę.

Wydaje się, że drugie „ja” chce być wyłącznie współlokatorem, ale ja wiem, że gdyby tylko je wypuścić, dokonałoby tu niezłego spustoszenia. Po takim kataklizmie pewnie bym żałował tego, co uczyniłem. Jemu nie można ufać. To cichy wróg nieudolnie udający przyjaciela.

Fałszywe, wścibskie, lubiące mnie drażnić.

Mam tego dosyć.

Kiedy wracam z pracy, czasami mijam sąsiadkę. Chodzi o kulach i samodzielnie wdrapuje się na pierwsze piętro. Jej lewa noga włóczy się za ciałem, jakby była przeszyta serią pocisków z karabinu. Biedna. Taka młoda, z taką piękną twarzą, a tak bardzo pokrzywdzona przez los. Moje drugie „ja” się z niej śmieje. Głupio mi. Dobrze, że kobieta go nie widzi, ani nie słyszy, bo narobiłoby niezłego wstydu.

Nieraz zastanawiam się, co jej jest. Gdyby był to wynik jakiegoś wypadku, z pewnością jego powikłania ustępowałyby powoli. Sąsiadka wspominała coś kiedyś o rehabilitacji, ale byłem wtedy zbyt zmęczony, by aktywnie brać udział w tej pogawędce na parterze. Mieszkam tu od dwóch lat. Długo się zatem rehabilituje, a efektów jak dotąd nie widać. Bywają dni, gdy nie daje mi to spokoju. Jest mi jej żal.

Mijam ją i tym razem. Dzień dobry. Dzień dobry. Zwyczajne skinienie głowy na przywitanie. Lekki uśmiech na jej twarzy, uśmieszek politowania. Chyba widzi, że coś jest ze mną nie tak. Za to ona… Radzi sobie. Dwie kule zastępują jej chorą nogę. Gdyby jej nie miała, mogłaby się nazywać Długim Johnem Silverem. Sąsiadka jest dziarska, energiczna, inna niż ja, ale przecież nie wie, jak to jest żyć z tym chamem pod jednym dachem.

Wydaje się samotna.

Wchodzę do mieszkania. Drugie „ja” siada w kącie. Dni wyglądają tak samo. Dłużą się bezlitośnie. Praca, dom, szarpanki z intruzem. Czasami ktoś dzwoni, pyta: „co tam u ciebie?”, ale ja jak zwykle odpowiadam, że nic. Kiedy o nim mówiłem, nikt nie słuchał, więc przestałem się dzielić jego wybrykami. Skoro ja mam go dość, to co dopiero inni…

 Zastanawiam się nawet, czy drugie „ja” boi się kościoła. Przełamuję więc rutynę i idę tam po raz pierwszy od wielu lat. A ono siada w ławce kilka rzędów za mną. Czyli już wiem, że nawet Boga się nie lęka. Pytam Go, skąd się wzięło, ale nie dostaję żadnej odpowiedzi. Jezus po raz kolejny obiecuje mi, że oddzwoni. Sęk w tym, że zawsze zapomina poprosić o numer.

Idę do pubu, wydaję pieniądze. Normalnie, po męsku. Drugie „ja” mnie do tego zachęca. Lubi, gdy trochę wypiję. Siedzi na barze i patrzy, a potem przejmuje nade mną kontrolę, pastwi się, zadręcza swoimi przemyśleniami. Nie działa samo. Przewodzi grupie terrorystycznej „Limfocyty B” (niech ich diabli wezmą!). Gdyby im popuścić cugle, zniszczyliby pierwsze „ja” od środka.

Śmiech przez łzy, myślę. Niezłą bajeczkę sobie z tego zrobiłem. Trudny problem w prostych słowach.

W końcu wracam do domu. Na wycieraczce zauważam kolorową ulotkę włożoną w zwykłą białą kartkę zgiętą na pół. Czytam najpierw krótki liścik:

„Widziałam, jak krzywisz usta, gdy się uśmiechasz. Poznałam sztywność Twoich ruchów i poczułam, że mamy ze sobą coś wspólnego. Przeczytaj ulotkę i przemyśl to”.

No więc patrzę na literki, kolorowe jak dla przedszkolaka:

„Każdy z nas ma swoje drugie ja. Stwardnienie rozsiane to nie wyrok – dołącz do grupy wsparcia!”.

Nie jestem przekonany, ale wiem, że drugie „ja” będzie musiało wyjść ze strefy komfortu. Uśmiecham się na samą myśl. Tym razem to ja je zawstydzę.

– Zbieraj się, draniu – mówię do niego, stojąc już w przedpokoju. – Wkrótce się przekonasz, że nie jesteś taki wyjątkowy.

Moje blade drugie „ja” kurczy się i maleje w oczach jak zwinięty w kłębek kot, który nie chce jechać do weterynarza. A więc tego się boi. Że stanę się od niego silniejszy.

Gdy wracam z pierwszych trzech spotkań, czuję, że zaakceptowałem intruza. On też się zmienił. Stracił zapał i odwagę, nie jest też już taki chamski. Nie śmieje się już z sąsiadki, która po czwartej sesji zaprosiła mnie do siebie na kawę.

Nasze drugie „ja” poszły gdzieś na spacer – i nie myśleliśmy o nich przez najbliższe godziny.

Koniec

Komentarze

W pokoju naprzeciwko kuchni stoi moje drugie „ja”. W zasadzie niewiele robi, a po prostu tkwi w miejscu. Jednak gdy ja się ruszam, ono idzie za mną, nie opuszczając mnie na krok. A potem znowu zastyga, paląc głupa, ale mam wrażenie, że nigdy nie przestaje mi się przyglądać.

Szukam odpowiedzi.

Hasło: „żyj tak, jakby go nie było” nie brzmi dla mnie pokrzepiająco. W końcu drugie „ja” wpakowało się do mojego życia niespodziewanie, zabierając mi moją przestrzeń, burząc zapisane w gwiazdach plany i nadzieje na lepsze jutro. Jakbym do tej pory nie miał wystarczająco problemów. A teraz? Teraz już zadomowiło się na dobre, choć wcale się na to nie pisałem i nadal tego nie toleruję.

W dodatku moje drugie „ja” stało się z czasem nad wyraz wścibskie i impertynenckie. Już pal licho, że chodzi wszędzie tam, gdzie ja, ale ono jest po prostu cholernie złośliwe! Kiedy podnoszę kubek, ten drań wytrąca mi go z ręki, a przynajmniej próbuję. Kiedy chcę się wyspać, moje drugie „ja” stwierdza, że to odpowiednia chwila na łaskotki – albo siada mi na nogach, a rano są tak obolałe i odrętwiałe, że ledwo mogę wstać.

Jednakże szczytem chamstwa jest notoryczne powstrzymywanie mnie od robienia rzeczy ważnych. Gdy chcę popracować, drugie „ja” się nudzi i daje o sobie przypomnieć. Nie mogę już robić tego, co robiłem wcześniej, więc doprowadza mnie to do szału. Dlaczego muszę je niańczyć? Tam, gdzie ja, tam i moja mroczna strona.

Właściwie to moje drugie „ja” jest strasznie blade, mizerne, ale na swój sposób niezniszczalne. Przykleiło się mnie. Przeżywam to, co ono, a jedynym wyjściem są leki, czyli kolejny powód moich zmartwień.

 

Jestem przekonany, że można tę mojozę solidnie uszczuplić. Przykłady zdań, z których wywalamy to słowo bez żadnej szkody:

Jednak gdy ja się ruszam, ono idzie za mną, nie opuszczając mnie na krok.

Jednak gdy ja się ruszam, ono idzie za mną, nie opuszczając na krok.

 

Hasło: „żyj tak, jakby go nie było” nie brzmi dla mnie pokrzepiająco. 

​Hasło: „żyj tak, jakby go nie było” nie brzmi pokrzepiająco. 

Narracja pierwszoosobowa. Wiadomo zatem, dla kogo nie brzmi pokrzepiająco.

 

W końcu drugie „ja” wpakowało się do mojego życia niespodziewanie, zabierając mi moją przestrzeń

W końcu drugie „ja” wpakowało się do mojego życia niespodziewanie, zabierając mi przestrzeń

 

W dodatku moje drugie „ja” 

Już wiadomo, kogo to drugie „ja” , bohater nie musi piąty raz powtarzać, że należy do niego.

 

Kiedy chcę się wyspać, moje drugie „ja” stwierdza

Jak wyżej.

 

Właściwie to moje drugie „ja” 

Jak wyżej.

 

Przykleiło się mnie.

Przykleiło się.

Wiadomo już, że przykleiło się do bohatera, a nie do sąsiada.

 

Przeżywam to, co ono, a jedynym wyjściem są leki, czyli kolejny powód moich zmartwień.

Przeżywam to, co ono, a jedynym wyjściem są leki, czyli kolejny powód zmartwień.

 

Teraz inne smaczki:

 

ten drań wytrąca mi go z ręki, a przynajmniej próbuję. – próbuje.

 

Chodzi o kulach i samodzielnie wchodzi na pierwsze piętro. – Nie brzmi najlepiej. Poszukałbym zastępczego słowa. 

 

Gdybym im popuścić cugle, – Gdyby.

 

Cześć, Mateuszu.

Powiem wprost. Jak byłem w Twoim wieku, pisywałem totalną grafomanię (mimo, że również zaczynałem bawić się w pisanie już w szkole podstawowej), tak więc chylę czoła, bo naprawdę dobrze piszesz. Przemyślanie, zgrabnie, z wyczuciem. 

To opowiadanie może nie ma w sobie żadnej fantastyki, ale lubię takie psychologiczne, dramatyczne klimaty, i myślę, że w pewien sposób zdołałeś wzbudzić we mnie pewne emocje. A wzbudzić pewne emocje samymi literami to już coś.

Klikam i pozdrawiam.

 

Realuc

Hej, dzięki Tobie widze, że zaimki dzierżawcze to zmora tego tekstu. Gdzie się da, usunę ;)

A poza tym miło mi, że opowiadanie Cię w jakiś sposób poruszyło.

 

"leki, czyli kolejny zmartwień" – całkiem szczerze : nie wiem czy chodzi o "kolejny dzień zmartwień", czy o "koleiny zmartwień". Druga opcja nieco poetycka, ale kto autorowi zabroni ?

Akurat czytam “Paradoks” Urbanowicza więc temat podobny. 

Puenta trochę mnie zaskoczyła. 

Klimat fajny, a gdyby nie końcówka byłoby spore pole do interpretacji.

Trochę nie mój styl, ja pewnie leciałbym w coś bardziej psychodelicznego, ale czytało się nieźle.

Pozdro,

NP

Zapraszam na mój kanał YouTube

SPW 

Literówka, a raczej po prostu brak słówka ;) Już poprawione

 

Nikodem

Dzięki za opinię. Długo walczyłem ze sobą, czy na końcu wszystko wyjaśnić, czy pozostawić to takie niejasne.

Cześć Mateuszu!

 

Narracja pierwszoosobowa wyszła Ci naturalnie, więc moim skromnym zdaniem eksperyment zakończyłeś z powodzeniem :) 

 

Widzę, że dzięki wskazówkom Realuca usunąłeś zaimkozę z tekstu, to dobrze bo dzięki poprawkom czyta się nieźle, bez większych zgrzytów. 

 

Co do fabuły, w pierwszej kolejności obstawiałem raczej rozdwojenie jaźni, więc zakończenie ze stwardnieniem rozsianym mnie zaskoczyło. Twist zdecydowanie udany. Fajnie, że narrator dostał iskierkę nadziei w postaci sąsiadki.

 

Jeżeli miałbym się czegoś czepiać to brakło fantastyki :P

 

Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia w dalszej pracy twórczej! 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Czytało misię bez zgrzytów i zatrzymań. Zdarza się nawet tu brak fantastyki i nie przeszkadza, jeżeli nie jest częsty. :)

cezary_cezary

Dziękuję za opinię!

 

Koala75

Dzięki za komentarz!

 

Macie rację, Panowie, fantastyki jest tu niewiele, kiedy docieramy do zakończenia i okazuje się to, co się okazuje. Niemniej jednak właśnie dlatego wybrałem kategorie: dramat oraz inne ;)

Woow. To było naprawdę dobre, głownie dzięki zakończeniu. 

 

Jak miło, ze używasz klasycznych obelg, typu: drań, cham, łachudra. Eh… już nie ma takiej młodzieży. 

To było dziwne.

Nie, że złe, bo czytało się całkiem nieźle, tylko po prostu to drugie ja, które okazało się stwardnieniem rozsianym mnie zaskoczyło i skonfundowało. Ale kiedy wziąłem się za lekturę drugi raz, już wiedząc czym ono jest, uderzyło mnie, jak konsekwentnie jest prowadzony jego opis, rzeczywiście mogący korelować z przypadłością.

To jest dobry szort, dlatego klikam.

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Fantastyka nieco pretekstowa, ale ponieważ też mi się zdarza tak pisać, to się czepiać nie będę. Osobiście w takich wypadkach wrzucam w tagi realizm magiczny i niech się wszyscy odzajączkują ;)

Tożsamości drugiego ja do końca nie odgadłam, choć byłam blisko. Tekst dobrze poprowadzony, konsekwentny. Zakończenie tak optymistyczne, jak w tylko w przypadku drugiego ja może być. Narracja pierwszoosobowa udana. Dobry króciak :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Całkiem nieźle opisałeś przejmującą sytuację narratora, zmagającego się z chorobą i traktującego ją jako drugie „ja”, od którego nie można się uwolnić. A jednak finał daje nadzieję.

Mateuszu, ufam że poprawisz usterki, bo mam zamiar udać się do klikarni. :)

 

ta ła­chu­dra szwę­da się po miesz­ka­niu. → …ta ła­chu­dra szwen­da się po miesz­ka­niu.

 

Wra­cam z pracy i co jakiś czas mijam są­siad­kę. → Czy dobrze rozumiem, że w drodze z pracy do domu co jakiś czas mijała go sąsiadka i zastanawiam się, ile razy w tych okolicznościach można spotykać sąsiadkę?

Proponuję: Kiedy wra­cam z pracy, czasami mijam są­siad­kę.

 

Taka młoda, taka pięk­na z twa­rzy… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Taka młoda, z taką piękną twarzą

 

Nie śmie­je się dłu­żej z są­siad­ki… → Raczej: Nie śmie­je się już z są­siad­ki

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Treściowo strumienie świadomości to nie moja bajka. Ale językowo jest dobrze. Przez to czytałem sprawnie, bez większych grud. Tak więc technicznie ten koncert fajerwerków jest przyjemny w odbiorze :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Wybaczcie, chwilę mnie tu nie było :)

 

Marwood

Cieszę się, że Ci się podobało. Dziękuję za opinię :)

 

Outta Sewer

Bardzo mi miło :) Jak to mówią, diabeł tkwi w szczegółach.

 

Irka_Luz

Dziękuję za opinię. Gdy nemezis bohatera znika, znika też fantastyka, ale chciałem napisać szorta i akurat taki pomysł wpadł mi do głowy. Starałem się użyć najlepiej pasujących tagów i kategorii :)

 

regulatorzy

Dziękuję za opinię i uwagi do tekstu. Szort został poprawiony, więc można klikać :)

 

NoWhereMan

Ciesze się, że Ci się podobało. Pierwszy raz napisałem coś w narracji pierwszoosobowej, więc tym bardziej jestem zadowolony z efektu, gdy czytam takie komentarze :)

Fajnie się czytało a końcówka zaskoczyła, czyli dwa plusy. 

Bardzo dobre. I mądre. Wbrew pozorom, wcale nie egocentryczne, a wręcz przeciwnie. Wreszcie jakiś szorty O CZYMŚ. I O KIMŚ. Coraz trudniej o takie. Gratki i pozdr.

Już tylko spokój może nas uratować

 W zasadzie niewiele robi, a po prostu tkwi w miejscu.

W zasadzie niewiele robi, po prostu tkwi w miejscu.

 Jednak gdy ja się ruszam, ono idzie za mną, nie odstępując na krok

Hmm.

 paląc głupa

Hmm. Bardzo kolokwialne wyrażenie, nie do końca pasuje z "jednak" i "mam wrażenie".

 Jakbym do tej pory nie miał wystarczająco problemów.

Jakbym do tej pory nie miał wystarczająco dużo problemów.

 wcale się na to nie pisałem i nadal tego nie toleruję

Jak wyżej – kolokwialne ("wcale się na to nie pisałem") z formalnym ("tolerować").

 drugie „ja” stwierdza, że to odpowiednia chwila na łaskotki – albo siada mi na nogach

W sumie "stwierdza" jest tu użyte poprawnie, ale zaznaczam, żeby nie było, że zmiękłam ;) Za to myślnik zastąpiłabym przecinkiem, bo trochę nie z tej bajki.

 Jednakże szczytem chamstwa jest notoryczne powstrzymywanie mnie od robienia rzeczy ważnych.

"Jednakże" to jednak przesada. Za wysokie.

 Przeżywam to, co ono, a jedynym wyjściem są leki

Hmmm. Trochę skok logiczny.

 Chodzę regularnie do lekarzy, a oni przepisują mi suplementy diety i zastrzyki. Właściwie te drugie mam z góry zagwarantowane, odkąd dostałem się do specjalnego programu, gdzie jest więcej takich osób, jak ja

Hmmmm. Nie jestem taka pewna tego "programu" – jest mocno amerykański. "Osób" możesz wyciąć.

 Z nimi wszyscy wyglądamy jak dostawcy jedzenia, ale są za małe, by na serio pomyśleć, że nimi jesteśmy.

Niezdecydowane trochę.

 , którego nie powinno tu być.

To bym wycięła.

 Nawet gdy

Brak przecinka.

 mogło sobie na nowo pofolgować

Mmmm, no, nie wiem. "Znowu pofolgować", może?

 Jedynie ja widzę drugie „ja”, dlatego dawno odpuściłem sobie

Pomieszanie kolokwialnego z formalnym.

 Przecież skoro go nie widać, to jak mają ocenić jego wpływ?

Po skutkach?

 Po takim kataklizmie pewnie bym żałował tego, co uczyniłem.

Mmmmm… na pewno formalne z kolokwialnym, ale muszę zrewidować pogląd, że to alegoria depresji, bo nagle pojawiły się objawy maniakalne, chyba. Nic w tym złego, zaznaczam tylko miejsce, gdzie tak pomyślałam.

 To cichy wróg kryjący się pod płaszczem przyjaciela.

Purpurowe, i kiedy właściwie drugie "ja" zachowywało się jak przyjaciel?

 Taka młoda, z taką piękną twarzą, a tak bardzo pokrzywdzona przez los.

<złośliwa, cyniczna Tarnina mode ON> Ciesz się, że dom masz. <złośliwa, cyniczna Tarnina mode OFF> Nie bardzo rozumiem, wyznaję, problem teodycei – właśnie dzięki takim jego ujęciom. Zdaje się, widziałam gdzieś (na blogu Fesera?) niedawno ciekawy artykulik, może znajdę później.

 z pewnością jego powikłania gasłyby powoli

Powikłania nie gasną, tylko ustępują, ("gasnąć powoli" kojarzy się zdecydowanie z umieraniem), nie jestem też pewna, czy można mówić o powikłaniach po wypadku – przynajmniej nie wtedy, kiedy wszystko idzie normalnie, a mimo to niepełnosprawność zostaje.

 by aktywnie uczestniczyć w tej pogawędce na parterze

Kolokwialne zmieszane z formalnym.

 Jeśliby jej nie miała

Raczej "gdyby".

 przestałem się dzielić jego ekscesami

"Ekscesy" są formalne.

 Pytam Go, skąd się wzięło, ale nie dostaję żadnej odpowiedzi. Jezus po raz kolejny obiecuje mi, że oddzwoni. Sęk w tym, że zawsze zapomina poprosić o numer.

Cyniczne, ale literacko fajne. Mimo wszystko nadal jest to problem teodycei.

 Nie działa sam.

A nie "samo"?

 Przewodzi grupie terrorystycznej „Limfocyty B” (niech ich diabli wezmą!). Gdyby im popuścić cugle, zniszczyliby pierwsze „ja” od środka.

…? Dobra, czyli to nie sama depresja, tylko depresja wywołana, nie wiem, białaczką?

 Czytam najpierw to, co widnieje na krótkim liściku:

Przekomplikowane: Czytam najpierw krótki liścik.

 No więc patrzę na literki kolorowe jak dla przedszkolaka:

No, więc patrzę na literki, kolorowe jak dla przedszkolaka.

 Stwardnienie rozsiane

A. Faktycznie. Ten kubek… nie pomyślałam.

 Wkrótce przekonasz się, że nie jesteś taki wyjątkowy.

Może: Wkrótce się przekonasz, że nie jesteś taki wyjątkowy.

 

Tym optymizmem na końcu mocno mnie zaskoczyłeś, bo całość impresji raczej smutna. Ale ogólnie jest całkiem, całkiem – widać, że wiesz, co chcesz powiedzieć i masz niezłe pojęcie o tym, jak zamierzasz to powiedzieć, aczkolwiek proporcje są impresjonistycznie zaburzone – większość tekstu stanowią uczucia bohatera wobec problemu, który rozwiązujesz w jednym paragrafie.

Narracja pierwszoosobowa wyszła nieźle, jedyne, do czego bym się przyczepiła, to chwiejność tonu, skakanie z formalnego na kolokwialne, choć może i bohater studiuje filozofię ;)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnina

Dziękuję bardzo za komentarz! Teksty można poprawiać w nieskończoność, a niektóre zwroty, na które zwróciłaś uwagę, faktycznie zasługują na jeszcze jedną turę poprawek :)

Z pewnością do nich przysiądę ;) Dzięki!

Bardzo proszę heart (Oj, tak – teksty dzielą się na te, które można poprawić, i nienapisane ;D)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka