- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - O tym, jak Paputkin odnalazł swój ideał

O tym, jak Paputkin odnalazł swój ideał

Tekst powstał na konkurs. Niestety nie udało mi się spełnić wszystkich założeń konkursowych T_T (Ach, ten limit!) Usunę tag, jeśli jurorki sobie tego zażyczą.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Biblioteka:

Użytkownicy III

Oceny

O tym, jak Paputkin odnalazł swój ideał

Paputkin westchnął. Od godziny siedział na kanapie i patrzył w ścianę przed sobą. Jedynym towarzyszem niedoli była mu butelka różowego prosecco – po każdym westchnieniu coraz lżejsza. Paputkin pociągnął ostatni łyk, przełknął, zamlaskał i ponownie westchnął. Jeśli czegoś nie wymyśli, przyjdzie mu ożenić się z sąsiadką z kamienicy z naprzeciwka, Klarą Mary Sue Kovalsky. Paputkin nie był na to gotowy. Nigdy nie myślał na poważnie o ożenku. Nie spodziewał się, że niewinne zaloty przypłaci utratą wolności do grobowej deski. 

Kiedy pierwszy raz zobaczył Klarę Mary Sue przez lornetkę, pomyślał, że patrzy na ideał kobiety. Apetycznie zaokrąglona ruda kocica, dokładnie taka, jak lubił. A że w żyłach Paputkina płynęła gorąca krew współczesnego Casanowy, wyruszył na polowanie jeszcze tego samego dnia. 

Zaczaił się na dziewczynę w osiedlowym sklepiku. Stojak z prasą ustawiony za regałem z papierem toaletowym idealnie nadawał się do obserwacji. Kiedy Klara Mary Sue kontemplowała zawartość lodówki z nabiałem, Paputkin ukradkiem zerkał na nią zza nieczytanej gazety. Podziwiał i czekał na odpowiedni moment. Dziewczyna włożyła do koszyka karton jajek, twarożek light i kostkę masła, po czym podeszła do regału z napojami wyskokowymi. Pochyliła się nad półką z winami, kusząco wypinając tyłeczek. Paputkinowi serce zabiło mocniej. 

Teraz! Pomyślał i ruszył w stronę rudego ideału. 

– Polecam różowe prosecco – powiedział głębokim głosem.

Klara Mary Sue podskoczyła. Jej duże zielone oczy z przestrachu zrobiły się jeszcze większe. 

– Paputkin jestem. – Wyciągnął ku niej rękę, uśmiechając się uwodzicielsko.

– Good for you – odpowiedziała, nie uśmiechając się wcale.

Amerykanka! Nawet lepiej. Paputkin był zdania, że trudności w podbojach miłosnych zaostrzały tylko smak zwycięstwa.

– It really delicious, my lady. Just try it! – Sięgnął wzgardzoną dłonią po butelkę prosecco.

– Co ty nie powiesz… 

– Ach, czyli jednak Polka! – wszedł jej w słowo Paputkin. – No tak, ta uroda to tylko Polka albo Irlandka. Proszę wybaczyć. Nie chciałem przestraszyć. To naprawdę dobry trunek. Zostały tylko dwie butelki, widzi pani. Akurat dla nas. Po jednej na głowę. Ha ha, taki żarcik. Proszę tylko spróbować, a zakocha się pani na zabój. No, ale jeśli pani nie chce, to obie dla mnie! – Puścił do Klary Mary Sue oko i z butelkami udał się do kasy.

– Jedna to dla tej pani – wyjaśnił kasjerce i wyszedł, nie spoglądając za siebie. Gdyby to zrobił, zobaczyłby wpatrzoną w niego parę zielonych oczu nienaturalnie błyszczących w świetle sklepowych jarzeniówek. 

Nieświadomy, że butelką prosecco właśnie przypieczętował swój los, Paputkin-Casanowa dał nura w pobliskie krzaki i czekał. Po kilku niemiłosiernie długich minutach Klara Mary Sue wyszła ze sklepu. Jak tylko zniknęła mu z oczu, doskoczył do drzwi i wparował do środka.

– Wzięła? – zapytał z bijącym sercem.

– A co miała nie wziąć, wzięła – potwierdziła kasjerka. 

Oh, yes, yes! Yes, my baby! Paputkin odtrąbił w myślach zwycięstwo, posłał kasjerce buziaka i w doskonałym nastroju wrócił do domu.

Kolejne tygodnie minęły jak z bicza strzelił. Częstotliwość nieprzypadkowych spotkań w osiedlowym sklepiku rosła w zastraszającym tempie. Paputkin zatracił się w swojej miłości do idealnych kształtów Klary Mary Sue. Sytuacja wymknęła mu się spod kontroli już na drugiej randce. Przechadzali się między regałami z makaronem, mąką i zupkami instant, trzymając się za ręce. Klara Mary Sue wkładała produkty do koszyka, a on upajał się zapachem jej skóry i podziwiał nakreślone ręką absolutu krzywizny ciała. Bez opamiętania chłonął Klarę Mary Sue wszystkimi zmysłami. Ona zdawała się tego nie zauważać. Ich tradycją stało się wspólne kupowanie różowego prosecco. „Po jednej na głowę”, śmiała się; jej oczy robiły się wtedy zieleńsze.

Widywali się rano i wieczorem. Z każdym dniem spędzali coraz więcej czasu razem. Paputkin nie potrafił powiedzieć, kiedy randki w sklepiku zaczęły kończyć się w mieszkaniu Klary Mary Sue. Niestety nie w sypialni, a w kuchni. Klara Mary Sue uwielbiała gotować. Paputkin zaś idealnie nadawał się do zmywania. Potrafił też odkurzać jak nikt inny. Od kiedy pojawił się w życiu Klary Mary Sue, jej mieszkanie lśniło czystością. Nie uchował się żaden okruszek na podłodze. 

Co wieczór Paputkin-Casanowa wracał do swojego, coraz brudniejszego mieszkania, zastanawiając się, jak do tego doszło. Na widok Klary Mary Sue tracił rozum i wolną wolę. Nie miało to najmniejszego sensu. Paputkin nigdy nie dał się omotać kobiecie. A jednak z niewytłumaczalnego dla niego powodu robił wszystko to, co chciała i więcej. Klara Mary Sue nie musiała nic mówić. Jedno spojrzenie zielonych oczu i Paputkin nastawiał pranie, czyścił wannę, czy wynosił śmieci, odpowiednio je wcześniej posegregowawszy. 

Dbał też o kwiaty ukochanej. Klara Mary Sue uprawiała na oszklonym balkonie małą dżunglę. Szczególnie upodobała sobie rośliny mięsożerne. Zadaniem Paputkina było łapanie much i komarów, ale tak, żeby ich nie zabić. Jeszcze żywymi owadami, przy pomocy pęsety, dokarmiał dzbaneczniki, tłustosze i muchołówki. Kiedy z chorobliwą fascynacją patrzył na zamykające się liście zielonej pułapki, przechodziły go dreszcze.

*

Nocami Paputkin śnił o swoim przyszłym życiu u boku Klary Mary Sue Kovalsky. Zlany potem rzucał się na łóżku; w fazie REM polerował srebrne sztućce, szorował podłogi i trzepał tureckie dywany. 

Po jednej z nieprzespanych nocy spanikowany Paputkin zebrał się w sobie i zadzwonił po kumpli. (Ledwo oparł się pokusie poproszenia Klary Mary Sue o pozwolenie). Tak dłużej być nie może. Potrzebuję pomocy! Pomyślał, przyciskając telefon do piersi drżącymi rękoma.

Porozsadzał dziesięciu chłopa na kanapie, fotelach i dywanie, ugościł różowym prosecco i z ciężkim sercem rozpoczął spowiedź. Jak bardzo by się jednak nie starał, nie potrafił wytłumaczyć, w czym tkwi sedno jego dramatu. Słowa krytyki pod adresem wybranki oczu i serca nie przechodziły mu przez gardło. Opowiadał więc o sobie. Wymieniał po kolei wszystkie czynności porządkowe, których regularnie dopuszczał się w mieszkaniu Klary Mary Sue. Trzymał się faktów, jak tonący brzytwy. Im dłużej wymieniał, tym trudniej było mu zebrać myśli. Kumple pocieszali, jak umieli. 

Ci sparowani zareagowali śmiechem i dobrotliwą szyderą:

– Uuu, stary, wpadłeś jak śliwka w kompot!

– Czyścioszka to jeszcze nie koniec świata, he, he.

– Jakby ci się trafiła brudaska, to dopiero byś narzekał!

Od niesparowanych, a w tajemnicy marzących o drugiej połówce, usłyszał:

– Widziały gały, co brały. Laska jest wymagająca. Czego się spodziewałeś?

I:

– Dla takiej to warto się starać. 

Single z wyboru wykazali się odrobinę większą dozą zrozumienia. Jednak „zawsze możesz z nią zerwać” w żaden sposób nie rozwiązywało problemu Paputkina. 

– Musi nieźle wyglądać w stroju pokojówki – wypalił jeden z kumpli z obozu sparowanych.

 Za zniewagę oberwał od gospodarza kapciem w twarz, co zakończyło spotkanie. 

– Nie zapomnij wysłać zaproszenia na ślub! – usłyszał Paputkin, zanim zatrzasnął za gośćmi drzwi. 

*

Tak i nie znalazł Paputkin wśród przyjaciół drogi ucieczki przed losem. Znikąd pomocy, a czas płynął niczym rwąca rzeka. Mijały dni, tygodnie, miesiące. Wiosna zamieniła się w lato, lato w jesień, a jesień w zimę. Związek Paputkina i Klary Mary Sue niepostrzeżenie przeszedł do fazy narzeczeństwa, która z nadchodzącą nieubłaganie wiosną i dniem letniego przesilenia zbliżała się już ku końcowi. 

Trzy dni przed ślubem Paputkin siedział na kanapie z pustą butelką prosecco w dłoni i rozpaczał. Pamięć mimowolnie wracała do feralnego dnia, w którym postanowił uwieść apetyczną sąsiadkę. Jedyne, co przychodziło Paputkinowi do głowy to: To się nie dzieje naprawdę. Nie, nie, nie, nie. NIE!!!!! Gdyby mógł, cofnąłby się w czasie. Właśnie. Dokładnie tak. Wykupiłby cały zapas prosecco zaraz po dostawie i wylał do kibla, wyrzuciłby lornetkę i przestałby podglądać sąsiadów! Zostały mu trzy dni wolności! Trzy dni! Tylko trzy! Trzy.

Dwa.

Jeden.

***

W dniu ślubu Paputkin przyglądał się swojej twarzy w lustrze. Nie poznawał mężczyzny, który patrzył mu w oczy. Schludny, uśmiechnięty, w uszytym na miarę garniturze, śnieżnobiałej koszuli i ciemnoszarej, ułożonej pod linijkę muszce. Wypastowane buty lśniły w promieniach zachodzącego słońca. Różowa peonia w butonierce pachniała jak skóra Klary Mary Sue. Paputkin – idealny pan młody. 

– Gotowy na resztę swojego życia? – Kobieta-ideał podeszła do wybranka, ponętnie kręcąc biodrami. Jej zielone oczy miały odcień najprawdziwszych szmaragdów. 

Paputkin posłusznie podał jej dłoń. Tanecznym krokiem ruszyli do ołtarza. 

Koniec

Komentarze

Przeczytałem. Powodzenia. :)

Dziękuję.

Cześć Anonimie!

 

Ze wszystkich dotychczas przeczytanych przeze mnie opowiadań konkursowych Twoje podejście do zadania konkursowego jest najbardziej nieszablonowe. 

 

Oto mamy (magiczne?) prosecco, kobietę idealną (fatalną?) oraz współczesnego Casanovę owładniętego specyficznym syndromem sztokholmskim :P Całość składa się na dość przyjemną lekturę, chociaż przyznam, że chyba nie do końca zrozumiałem dlaczego właściwie los Paputkina został przypieczętowany już na starcie :)

 

Pod względem językowym jest nieźle, miałem tylko jeden większy zgrzyt:

Pamięć mimowolnie wracała do feralnego dnia, w którym poznał wybrankę reszty swojego życia.

To brzmi tak, jakby reszta jego życia miała wybrankę :P

 

Wydaje mi się także, że trochę dodatkowych znaków (szczególnie w scenie z kolegami Paputkina) mogłoby wyjść szortowi na dobre. 

 

Niemniej, podobało mi się, było oryginalnie, więc klikam do biblio.

 

Pozdrawiam i powodzenia w konkursie!

– Ta jedna to dla tej pani

Może bez ta?

 

Klara Mary Sue wkładała do koszyka produkty, a Paputkin grzecznie go za nią nosił.

Skoro ma GO nosić, to ona musi wkładać produkty do koszyka.

 

wbijając w Paputkina błyszczące zielone oczy. 

Oczy są miękkie i nie bardzo da się je wbijać;) Co innego wzrok.

 

Trzymał się faktów, jak tonący brzytwy.

 

Nie zrozumiałam.

 

Sympatyczna opowieść o rozterkach kochanka. Troszkę jednak mało karnawałowe, mało maskaradowe, no ale kończysz ślubem.

@ Cezary_cezary

 

dlaczego właściwie los Paputkina został przypieczętowany już na starcie :)

 

Zapolował na niewłaściwą ofiarę.

 

Wydaje mi się także, że trochę dodatkowych znaków (szczególnie w scenie z kolegami Paputkina) mogłoby wyjść szortowi na dobre. 

Czasu zabrakło.

 

Usterka usunięta. Dziękuję za komentarz i nominację do biblioteki.

 

@Ambush

Klara Mary Sue wkładała do koszyka produkty, a Paputkin grzecznie go za nią nosił.

Skoro ma GO nosić, to ona musi wkładać produkty do koszyka.

 

Nie rozumiem uwagi. 

 

Trzymał się faktów, jak tonący brzytwy.

Nie zrozumiałam.

 

Tylko fakty mógł kolegom przedstawić. Kiedy próbował skarżyć się na KMS – nie mógł. Liczył, że jak wymieni wszystko, co robił, to koledzy zrozumieją, w jak trudnej sytuacji się znalazł. 

 

Usterki usunięte. Dziękuję za komentarz. 

 

 

 

Tak lepiej. Wtedy masz koszyk, a potem informację, że go nosił:

Klara Mary Sue wkładała produkty do koszyka , a Paputkin grzecznie go za nią nosił.

A, chodzi o kolejność. Kumam. Poprawione. 

Co takiego kryło się w zielonych oczach Klary Mary Sue, że Paputkin został aż tak omotany? Niestety, tego się nie dowiedziałem :( Można byłoby też wysunąć zarzut o brak fantastyki, przypisując omotanie Paputkina nie jakimś ukrytym talentom jego wybranki, tylko zwyczajnej utracie głowy z miłości. Nie byłby w końcu pierwszym facetem w historii zamienionym w pantofla.

Czytało się nieźle, naprawdę, ale mam wrażenie, jakby zabrakło jakiegoś bardzo ważnego elementu.

To co mi się natomiast spodobało, zwłaszcza w dzień walentynkowy, to pokazanie, że coś, co z pozoru wygląda na udane, niemal idealne, niekoniecznie musi faktycznie takie być. Nie wszystko złoto, co się świeci. Przeżywający rozterki Paputkin wypada bardzo przekonująco, jeśli patrzeć pod tym kątem.

Pozdrawiam!

Można byłoby też wysunąć zarzut o brak fantastyki, przypisując omotanie Paputkina nie jakimś ukrytym talentom jego wybranki, tylko zwyczajnej utracie głowy z miłości.

Ale że aż tak? Rok czasu to całkiem sporo, żeby się otrząsnąć ze ślepego naturalnego zakochania. 

 

Nie byłby w końcu pierwszym facetem w historii zamienionym w pantofla.

Nie sposób odmówić Ci racji. 

 

Nie wszystko złoto, co się świeci.

Tak. Bardzo często, niestety.

 

Dziękuję za komentarz. 

Drogi Anonimie (piszę “Drogi”, bo jestem przekonany, że opowiadanie napisał mężczyzna :P) prastary Ra osobiście zna osoby obojga płci, które latami tkwią w niesatysfakcjonujących, a często szkodliwych dla nich związkach, naiwnie wierząc w przemianę swojego partnera/partnerki. Miłość bywa nie tylko ślepa, ale także schizofreniczna i odporna na zdroworozsądkowe argumenty. Rok to bardzo niewiele czasu ;)

Prastary Ra,

 

Paputkin nie jest naiwny, nie wierzy w przemianę partnerki. On WIE, że będzie trzepał dywany i szorował podłogi do końca swojego życia, i nic nie może z tym zrobić. 

 

Anonim by nie dał rady roku wytrzymać z Klarą Mary Sue. Ale masz rację – dużo jest osób tkwiących w toksycznych relacjach latami. 

Hej Fajnie się czytało, historia wchodzi jak prosecco wieczorową porą :) Wszystko dobrze się skończyło bez zaskoczenia dla czytelnika i tu jest chyba jedyny problem opowiadania – brak twista, a czekałem na niego :) Pozdrawiam :)

Ot, taka sobie krótka historia uczucia poczętego w osiedlowym sklepie i tylko szkoda, że zupełnie pozbawiona fantastyki.

@Bardjaskier

Wszystko dobrze się skończyło

Dla Klary Mary Sue tak, dla Paputkina niekoniecznie. Dziękuję za komentarz. 

 

@regulatorzy

 

Anonim dopisał kilka zdań – może fantastyka będzie bardziej widoczna. Dziękuję za komentarz. 

Bardzo proszę, Anonimie. I wybacz, ale raczej nie będę ponownie czytać opowiadania, aby przekonać się, że teraz jest tam fantastyka – wierzę Ci na słowo. ;)

Anonim tego nie oczekuje i dziękuje za wiarę w obecność fantastyki. 

W takim razie powodzenia w dalszej pracy twórczej! ;)

Dziękuję. 

Tekst, jako niewymiarowy, nie uczestniczy w klasyfikacji. To rzekłszy – byłam.

yes

Całkiem sympatyczna opowieść, biedy ten bohater. Fantastyki trzeba się trochę doszukiwać, wierzę że jest, ale gdybym nie wiedział, na co patrzę, pewnie uznałbym to opowiadanie za całkiem realistyczną, prześmiewczą historię miłosną.

Cześć, zygrydzie89.

 

Dziękuję za komentarz. Anonim się nie spodziewał, że tyle osób uzna zauroczenie Paputkina za naturalne, dlatego fantastyka nie jest zbyt wprost. 

Hmmm. Ja też nie widzę fantastyki. Ot, dostał facet małpiego rozumu… A że nie potrafił się wyślizgać z niechcianego ślubu? Niefantastyczna literatura zna jeszcze gorsze przypadki – na przykład Bezuchow z “Wojny i pokoju”.

Sympatyczne :)

 

Ale wiesz, że to jest horror?

 

I że fabuły praktycznie w nim nie ma? O planach nie wspominając? Ślub niby jest, językowo mi się podoba, dobrze wypada także skojarzenie Klary z drapieżnikiem – ponieśli i wilka, co? Ale do klasyfikacji nie wejdziesz, bo za krótkie.

 

Błędów stwierdziłam denerwująco niewiele: „był zdania, że trudności w podbojach miłosnych zaostrzały” – c.t. "Musi nieźle wyglądać" to anglicyzm, za to angielszczyzna Paputkina łamana (tak miało być?). Nazwiska obce albo w całości spolszczamy, albo piszemy tak, jak obcy piszą (nie "Casanowa", "tylko "Casanova").

 

Wrr. Nawet fantastykę tylko tu sugerujesz (Klara jest wampirem? Sidhe? Może sukkubem?), elementów dodatkowych nie ma. Nie ma też humoru, najwyżej wisielczy.

 

Tych parę błędów możesz dostać na zamówienie, ale – rozwaliłeś system. Puff. Możesz być z siebie dumny.

Nowa Fantastyka