- Opowiadanie: szoszoon - Dom pełen aniołów

Dom pełen aniołów

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Dom pełen aniołów

 

Tytuł: Dom pełen aniołów

– Czy to miejsce jest wolne? – zapytała starsza pani. Elegancko ubrana, zadbana. Przygotowana.

Skinąłem głową.

Usiadła cichutko, niemal bezszelestnie. Na dłoniach miała czarne rękawiczki, spod garsonki w tym samym kolorze wystawały perłowe korale. Na głowie miała stylowy kapelusik w stylu królowej Elżbiety. Czegoś mi jednak brakowało u tak eleganckiej, wręcz dystyngowanej starszej pani. Przez chwilę zastanawiałem się: czego?

Torebki! Brakowało torebki – olśniło mnie. – Ale po co tutaj komu torebka? Skarciłem się zaraz w myślach.

Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu, w ostatniej ławce, pogrążeni we własnych myślach. Jednak, o dziwo, nie było to krępujące. Raczej uspokajało. Ja też byłem tu pierwszy raz w tej roli.  

– Chciałabym żyć, śmiać się i śpiewać. Chciałabym dotknąć błękitu nieba. Chciałabym poczuć oddech poranka. Chciałabym… – zamilkła, westchnęła i spojrzała na mnie. W jej oczach dostrzegłem jakiś smutek. Zdziwiło mnie to, wszak zazwyczaj ci, których tu spotykałem, byli szczęśliwi.

Skinęła głową i uśmiechnęła się, jakby przepraszająco.

Zrozumiałem. Stojąca na podwyższeniu trumna w otoczeniu pięknych kwiatów wyglądała jak samotna łódź na jeziorze. No właśnie, samotna. Nie było nikogo, kto przyszedłby się pożegnać. Kto wspomniałby osobę płynąca samotnie łodzią ku wieczności.

Nikt nic nie mówił, bo nikt nie słuchał.

Znowu się uśmiechnęła, już bardziej melancholijnie.

– Czy to nie smutne? – zapytała.

– Tu zawsze wszystko jest smutne – odparłem. – Dlatego tu jestem.

– To dobrze, że jesteś. Naprawdę dobrze, bo w tak daleką podróż nie powinno się wyruszać bez pożegnania, w samotności.

– Ani samemu – dodałem.

Pokiwała głową, uśmiechnęła się nieznacznie i poprawiła kapelusik. Przez kolorowe witraże wpadały zniekształcone promienie słońca. Kolorowe refleksy tańczyły na posadzce, ścianach i ławkach po raz kolejny odgrywając ostatni taniec.  

Pracownik domu pogrzebowego spojrzał na zegarek. Godzina rozpoczęcia ceremonii już minęła, ale nikt się nie pojawił. Widać było, że się śpieszy, jednak wykazywał cierpliwość. Musiał dopełnić ceremonii. Wyjął z kieszeni kartkę, rozprostował ją i przejrzał.

Chrząknął.

– Często tak bywa? – zapytała.

– Niestety, chociaż robię, co mogę.

Położyła dłoń na moim ramieniu. Była tak delikatna, że niemal jej nie poczułem, jak nagły powiew wiatru. Krucha jak ludzkie życie.

– Życie jest moje, twoje czy nasze? – zapytała niespodziewanie.

Milczałem. Nie znałem odpowiedzi. Nie zdążyłem jej poznać.

– Zebraliśmy się tu… – zaczął pracownik domu pogrzebowego, jednak zawiesił głos i chrząknął. Widać było, że czuł się niezręcznie, jednak ceremonia została opłacona, więc jego obowiązkiem było wywiązać się z umowy. – Rozalia przeżyła osiemdziesiąt dziewięć lat. Przez całe życie była uśmiechnięta, pogodna i życzliwa. Żyła dla innych, zawsze wyciągała pomocną dłoń w kierunku potrzebujących. Każdy mógł liczyć na jej wsparcie i ciepły uśmiech.

Spojrzałem na staruszkę. Słuchała z przymrużonymi oczami i kiwała nieznacznie głową.

– Dziękuję raz jeszcze, że przyszedłeś – powiedziała. – To dla mnie ważne.

– Do końca swoich dni zachowała radość i pogodę ducha – kontynuował pracownik. – Jej najbliżsi w ostatnich latach jej życia czerpali z jej optymizmu, dlatego pozostanie dla nich na zawsze żywa.

– Ładna przemowa – stwierdziła po chwili.

Przytaknąłem i rozejrzałem się po sali w nadziei, że może jednak ktoś z domu pomocy społecznej się zjawił.

Na próżno. Najwidoczniej uznali, że zrzutka na wystawną ceremonię wystarczy. Możliwe jednak, że najzwyczajniej w świecie cierpieli na niedobór kadr.

Pracownik przywołał gestem dłoni pracowników. Ci zamknęli wieko trumny i dokręcili śruby. Mieli ją wynosić, ale dyrektor powstrzymał ich.

– Jeszcze kwadrans – wyjaśnił cichym głosem jakby bojąc się, że naruszy panujący na sali spokój. Swoim taktownym zachowaniem wzbudził we mnie szacunek.

Kobieta westchnęła i rozejrzała się po pustej auli.

– Chyba muszę już iść – powiedziała. – Czas na mnie, a dość mam już samotności i życia wspomnieniami.

– To piękna podróż – zapewniłem ją. – I już nigdy nie będzie pani sama. Tam nikt nie jest sam.

Uśmiechnęła się.

– Jeszcze raz ci dziękuję.

– Nie ma za co, ale powinna pani jeszcze chwilę poczekać. Jest nieco wcześniej, aniżeli zaplanowano.

– Cóż, nie mam zegarka – odparła jakby na usprawiedliwienie, wyciągając w moim kierunku delikatny, niemal kruchy nadgarstek. – Nawet nie wiem, która godzina.

– To już nieistotne – uspokoiłem ją.

Po chwili aula zaczęła wypełniać się. Każdy, kto się pojawiał, podchodził do kobiety i kładł dłoń na jej ramieniu. Wkrótce zabrakło wolnych miejsc.

– Znam ich, znam ich wszystkich! – wyjaśniła wyraźnie wzruszona. – Pomagałam im.

– Dlatego teraz oni tu są – odparłem. – Tam nic nie zostaje zapomniane.

– Pomagałam im, dbałam o nich… O, chociażby pan Anatol, ten siwy staruszek który zjawił się jako pierwszy – wyjaśniła ożywiona. – Na starość wnuki umieściły go u nas. Odwiedzałam go. Przynosiłam mu książki z naszej biblioteki. Dużo czytał, słuchał muzyki. Przyzwyczaił się do samotności. Nawet teraz siedzi sam, na uboczu.

– Jest ci wdzięczny.

– Są i inni. Izaak, Mosze, Anna. Dziwne, byli tacy młodzi!

– Życie nie było dla nich łaskawe – wyjaśniłem.

– Jest też… – zawiesiła głos a jej twarz jakby stężała pod wpływem jakichś dawnych, koszmarnych wspomnień. – Estera. Moja biedna Estera! Co oni jej zrobili. Tak bardzo chciałam ją uratować, ale mi nie pozwolili!

– Nie mogłaś, to nie twoja wina.

Pokiwała głową jakby nie chciała pogodzić się z tym, co nieuchronne.

– Ale ty – na chwilę zawiesiła głos przyglądając mi się uważnie. – Ciebie nie pamiętam. Ciebie nie było w moim życiu.

Spojrzałem jej głęboko w oczy.

Drgnęła i zasłoniła usta dłonią.

– Czy to… ty?

Skinąłem głową.

Objęła mnie nagle, przytuliła z siłą, o jaką bym jej nie podejrzewał i zapłakała rzewnie. Po chwili zwolniła uścisk, odsunęła się i ponownie zmierzyła mnie od stóp do głowy.

– Ale jak? Jak to możliwe? Straciłam cię tak wcześnie… Za wcześnie! Nigdy nie wybaczyłam sobie, że nie miałeś szansy pożyć.

– Wynagrodzili mi to – wyjaśniłem. – I dali szansę na nowe, lepsze życie.

– Ale mnie nikt nie wynagrodził straty! – odparła z wyrzutem kryjąc twarz w dłoniach.

– To pozostaje już poza moją władzą. Za to teraz odbierzesz zasłużoną nagrodę.

Usiadła i westchnęła.

– Jak to działa? – zapytała po chwili.

– Zostajemy wybrani, przydzielają nam szczególne zadania – wyjaśniłem tak zwięźle, jak tylko potrafiłem.

– Jakie zadania, kto? – spojrzała pytająco.

– Tylko nienarodzone dzieci mogą zostać aniołami – odparłem. – Tylko nienarodzone są nieskażone ludzkim grzechem i pozostają na granicy światów. To taka forma rekompensaty za stracone życie.

Uśmiechnęła się z ulgą, pokiwała głową, wstała i ujęła mnie pod ramię.

– Zatem prowadź mój aniele – powiedziała.

 

Koniec

Komentarze

Dom pełen łotrów to opowiadanie mojego ulubionego Howarda… Tutaj tytuł chyba celowym hołdem, a to z aniołami na końcu extra, rzeczywiście tak z pewnością jest :D

Szoszoonie, fajnie że się znowu pokazałeś! :)

Niespełna siedem tysięcy znaków to jeszcze nie opowiadanie, więc bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na SZORT. Opowiadania zaczynają się od dziesięciu tysięcy znaków.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

 Tytuł: Dom pełen aniołów

Nie ma potrzeby powtarzać tytułu w treści tekstu – to tylko rozprasza czytelnika.

 spod garsonki w tym samym kolorze wystawały perłowe korale

Mmm, czy "wystawały" jest tu właściwym słowem?

 Czegoś mi jednak brakowało u tak eleganckiej, wręcz dystyngowanej starszej pani.

Hmmm. Trochę tu zapewniasz.

 Brakowało torebki – olśniło mnie.

Brakuje torebki – olśniło mnie. A to dlatego, że przytaczasz tutaj myśl bohatera/narratora, a on tę myśl myśli w czasie teraźniejszym, jeżeli nie jest bardzo oryginalnym człowiekiem.

 Skarciłem się zaraz w myślach.

Za co się skarcił? https://sjp.pwn.pl/szukaj/skarci%C4%87.html

 Ja też byłem tu pierwszy raz w tej roli.  

Trochę niezgrabne zdanie.

 Zdziwiło mnie to, wszak zazwyczaj ci, których tu spotykałem, byli szczęśliwi.

Zapewniasz i trochę przesadzasz z tonem. Może: A przecież zwykle ci, których tu spotykałem, byli szczęśliwi.

 wpadały zniekształcone promienie słońca

Hmm.

 Widać było, że się śpieszy, jednak wykazywał cierpliwość

Hmmm.

 Wyjął z kieszeni kartkę, rozprostował ją i przejrzał.

Przejrzał kartkę?

 Była tak delikatna, że niemal jej nie poczułem, jak nagły powiew wiatru.

Hmmmmm. Nie dam głowy za ten obraz.

 Widać było, że czuł się niezręcznie

Widać było, że czuje się niezręcznie – w polszczyźnie nie ma consecutio temporum.

 jednak ceremonia została opłacona, więc jego obowiązkiem było wywiązać się z umowy

Wynikanie się zaburzyło – nie dlatego facet ma obowiązek się wywiązać z umowy, że ceremonia została opłacona, tylko dlaczego, że umowa jest ważna.

 w ostatnich latach jej życia czerpali z jej optymizmu

Co czerpali z jej optymizmu?

 może jednak ktoś z domu pomocy społecznej się zjawił

Szyk trochę zaburzony – chciałeś podkreślić "zjawił"?

 Najwidoczniej uznali, że zrzutka na wystawną ceremonię wystarczy. Możliwe jednak, że najzwyczajniej w świecie cierpieli na niedobór kadr.

Możliwe też, że to po prostu nie ich sprawa… Nie jestem do końca pewna, czy chodzi o współpracowników starszej pani, czy o jej opiekunów, ale jedni i drudzy nie mają obowiązku przychodzić na pogrzeb.

 Pracownik przywołał gestem dłoni pracowników.

Dziwne zdanie. Powtórzenie wywołuje bardzo dziwny efekt, szyk też jest ciut nienaturalny.

 dyrektor powstrzymał ich

Jednosylabowce nie lubią być podkreślane: dyrektor ich powstrzymał. Możesz też coś dopisać, np.: dyrektor powstrzymał ich gestem.

 wyjaśnił cichym głosem jakby bojąc się, że naruszy

Wyjaśnił cicho, jakby się bał, że naruszy.

 Swoim taktownym zachowaniem wzbudził we mnie szacunek.

Zapewniasz.

 Jest nieco wcześniej, aniżeli zaplanowano.

Co to znaczy? Wygląda na dosłowne tłumaczenie z angielskiego i psuje cały efekt, a jeszcze to "aniżeli"…

 delikatny, niemal kruchy

"Delikatny" i "kruchy" to prawie że synonimy.

 aula zaczęła wypełniać się

Aula zaczęła się wypełniać. Przeczytaj te dwa zdania na głos i zauważ, jak różnie brzmią.

 wyjaśniła wyraźnie wzruszona

Aliteracja, i w sumie widać to z dialogu.

 ten siwy staruszek który

Ten siwy staruszek, który.

 wyjaśniła ożywiona

A nie: wyjaśniła z ożywieniem?

 Pokiwała głową jakby

Pokiwała głową, jakby.

 na chwilę zawiesiła głos przyglądając mi się uważnie

Brak przecinka, ale w sumie wystarczyłoby: przez chwilę uważnie mi się przyglądała.

 zmierzyła mnie od stóp do głowy

Zmierzyła mnie spojrzeniem.

 Nigdy nie wybaczyłam sobie, że nie miałeś szansy pożyć.

Mmmm, a gdzie w tym jej wina? Czyżby postąpiła zgodnie z obecną modą? Ale to nie pasuje do postaci, którą budujesz.

 I dali szansę na nowe, lepsze życie.

Hmm?

 Ale mnie nikt nie wynagrodził straty!

A kto powiedział, że życie to handel?

 odparła z wyrzutem kryjąc twarz w dłoniach

Odparła z wyrzutem, kryjąc twarz w dłoniach. Ale lepiej nie nazywać uczuć bohaterów, tylko je pokazać.

 Tylko nienarodzone dzieci mogą zostać aniołami

Nope. To popularne wyobrażenie, ale błędne. Ludzie i anioły to różne byty.

 prowadź mój aniele

Prowadź, mój aniele.

Bardzo słodkie i świadczące o wrażliwości, choć głębszej myśli tu brak. Brak też science fiction – nie widzę uzasadnienia dla tego tagu. Ale dość sprawnie napisane i konsekwentnie utrzymuje nastrój, który jest istotą tego szorta. Miejscami zbliża się do granicy kiczu (kiczem, przypominam, nazywamy utwór stereotypowy i nastawiony na łatwą przyjemność estetyczną), ale chyba jej nie przekracza – mimo to zaklasyfikowałabym tekścik raczej jako "balsam dla duszy". Na pewno jest przyjemny w czytaniu.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Gdyby mnie Tarnina nie wyprzedziła, zamieściłbym bardzo podobny komentarz.

Pozdrawiam.

Cześć. W zasadzie mogę niemal w 100% podpisać się pod komentarzem Tarniny. Czytało się całkiem przyjemnie, sama końcówka zaś jest oczywiście milusia (dla mnie osobiście może nawet za bardzo). Ale taka była rola tego tekstu jak mniemam, więc czepiać słodyczy w tym przypadku się nie należy, gdyż i ta czasami jest potrzebna. Pozdrawiam

Milusie. I dziecięco naiwne.

Ale taka była rola tego tekstu jak mniemam, więc czepiać słodyczy w tym przypadku się nie należy, gdyż i ta czasami jest potrzebna.

Oczywiście, że jest – nie ma co do tego wątpliwości. Tylko nie zawsze i nie w nadmiarze.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ładne. Ciepłe. Odmienne na plus od czytanych przeze mnie ostatnio. Pozdrawiam. :)

 Dobrze się czytało, choć jak na mój gust szort nieco za słodki, jednakowoż rozumiem, że właśnie tak miało być.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Słodkie jak to ciasto na tym gifie ;)

Głupio to zabrzmi – po awatarze z Punisherem nie spodziewałem się takiego tekstu. XD Sympatyczne, może się podobać, ale dla mnie zbyt cukierkowe.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Cześć szoszoon !!!

 

Nie wiem jak innych nie czytałem jeszcze komentarzy, ale mnie to ruszyło. Naprawdę fajne opowiadanie. Zwłaszcza koniec. 

 

Pozdrawiam!

Jestem niepełnosprawny...

Hejo, witaj

 

słodkie i ciepłe opowiadanie. Przeczytałem i zrobiło mi się miło na sercu. Szukałem science-fiction, ale nie znalazłem heh. Usuń podwójny tytuł bo trochę rozprasza uwagę. 

 

Pozdrawiam 

Kto wie? >;

Tekst ciekawe, przyjemny w odbiorze, nawet jeśli mocno przwidywalny. Tarnina użyła dobrego określenia: “balsam dla duszy”. Pasuje jak ulał do tego koncertu fajerwerków :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

U nas się takie przyjęło – Amerykanie mówią “chicken soup for the soul”, co może pasowałoby nawet lepiej, ale co robić :) Może “kakao dla duszy”?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej, szoszoon.

Temat śmierci i pogrzebów jakże aktualny w Wielki Piątek. Z tego co wiem, to kiedyś uznawano, że nienarodzone dzieci trafiają w całkiem odrębne miejsce, ponieważ nikt ich nie ochrzcił, ale wiedzę o tym czerpię z filmu, to pewności nie mam. Aniołkami stawały się zmarłe dzieci przed pierwszą komunią. I spostrzegam też jedną kwestię, która mnie nurtuje. W wyznaniu wiary mówimy, że zmartwychwstaną ciała. No to jak to ma wyglądać? Ktoś będzie niemowlęciem, ktoś młodzieńcem, a ktoś stuletnią babcią? Czy wszyscy będą mieli ciała zdrowych dwudziestopięciolatków?

Generalnie dobrze się czytało.

Pozdrawiam.

Feniks 103.

audaces fortuna iuvat

Z tego co wiem, to kiedyś uznawano, że nienarodzone dzieci trafiają w całkiem odrębne miejsce, ponieważ nikt ich nie ochrzcił, ale wiedzę o tym czerpię z filmu, to pewności nie mam.

O ile pamiętam, jest to dość nowa koncepcja (XX wiek?).

Aniołkami stawały się zmarłe dzieci przed pierwszą komunią.

Chyba w filmie. Taki motyw pojawia się w popkulturze, ale żaden autentyczny teolog nie twierdzi, jakoby anioły były tym samym typem bytu, co ludzie.

Czy wszyscy będą mieli ciała zdrowych dwudziestopięciolatków?

Zasadniczo tak. Od Tomasza z Akwinu Kościół przyjmuje ontologię arystotelesowską, z której to wynika, więc nie wiem, czy gdzieś tak jest powiedziane explicite, ale tak być powinno.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka