- Opowiadanie: cezary_cezary - Rozkładające się wesele

Rozkładające się wesele

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Rozkładające się wesele

Sala we­sel­na po­wo­li wy­peł­nia­ła się go­ść­mi. W samym cen­trum po­miesz­cze­nia, na po­de­ście, za­mon­to­wa­no uro­czy oł­ta­rzyk, przy któ­rym miało dojść do aktu za­ślu­bin. Do­oko­ła stały ele­ganc­ko przy­stro­jo­ne stoły, zastawione po brze­gi je­dze­niem i roz­ma­ity­mi trun­ka­mi.

– Czyli do tego już do­szło – wes­tchnę­ła donośnie ciot­ka Ger­tru­da. – Te bluź­nier­cze, obrzy­dli­we kre­atu­ry cią­gnie się teraz na we­se­la. To jest, pro­szę ja cie­bie, za­cho­wa­nie bez­boż­ne i godne wszel­kie­go po­tę­pie­nia!

– Oj Ger­ciu, Ger­ciu… Wiesz prze­cież, że nie wy­pa­da tak o nich mówić pu­blicz­nie – szep­nął Ja­nusz.

– O nich?

– O nie­umar­łych. To są obec­nie peł­no­praw­ni człon­ko­wie spo­łe­czeń­stwa…

– Na Boga! Czy ty się Ja­nusz su­ro­wych ziem­nia­ków na­żar­łeś? Ja­kich znowu, pro­szę ja cie­bie, nie­umar­łych? Ja o ko­tach mó­wi­łam! O ko­tach! – od­po­wie­dzia­ła ciot­ka, a na­stęp­nie otwar­tą dło­nią wy­ko­na­ła gest, jakby chcia­ła ude­rzyć męża. Ten ner­wo­wo od­sko­czył.

Pań­stwo mło­dzi przy­glą­da­li się sce­nie z wy­raź­nym na­pię­ciem.

– Oj, będą kło­po­ty z tą twoją ciot­ką. Na­praw­dę mu­sia­łeś ją za­pra­szać? – za­py­ta­ła świę­tej pa­mię­ci Kle­men­ty­na.

Pan młody spoj­rzał ba­daw­czo na wy­bran­kę. Sta­rał się za­cho­wać ka­mien­ny wyraz twa­rzy, ale nie wy­trzy­mał i się za­śmiał.

– Jak gdyby brak za­pro­sze­nia miał po­wstrzy­mać starą Ger­tru­dę przed przyj­ściem na we­se­le. Prze­cież ją znasz. I tak by się po­ja­wi­ła, tylko wtedy skan­dal mie­li­by­śmy gwa­ran­to­wa­ny.

– Wiem, wiem. Nie było in­ne­go wyj­ścia. Po­cze­kaj tu na mnie, pójdę ostrzec ojca przed tą starą wa­riat­ką. Przy­ka­żę mu, że jakby wpadł na ciot­kę, to ma się uśmie­chać, po­ta­ki­wać i nie wda­wać w ja­kie­kol­wiek dys­ku­sje. Szcze­gól­nie, że sły­sza­łam ostat­nio nie­po­ko­ją­ce plot­ki.

– Jakie znowu plot­ki?

– Po­dob­no Ger­tru­da wdała się w kon­szach­ty z samym Me­fi­sto­fe­le­sem. Ga­da­ją też, że w ostat­nim cza­sie kilku mło­dych męż­czyzn od­wie­dzi­ło jej do­mo­stwo i wszel­ki słuch po nich za­gi­nął.

– Ciot­ka i pie­kiel­ne ukła­dy? Zni­ka­ją­cy mło­dzień­cy? – Kon­stan­ty szcze­rze się ro­ze­śmiał. – Lu­dzie do­praw­dy głu­po­ty plotą, prze­cież ona w każdą nie­dzie­lę i świę­ta plac­kiem w ko­ście­le leży. A na męż­czyzn ma ewi­dent­ną aler­gię, spójrz tylko na wuja Ja­nu­sza… No, ale skoro już o dia­ble mowa, dla­cze­go ten cały ksiądz tak się spóź­nia? Część gości od ja­kie­goś czasu bie­sia­du­je w naj­lep­sze, w tym tem­pie nie do­cze­ka­ją do za­ślu­bin.

Wtem drzwi do sali we­sel­nej otwo­rzy­ły się z hu­kiem. Obec­ni wstrzy­ma­li od­dech, roz­sta­wio­ne na sto­łach kie­lisz­ki za­czę­ły lekko re­zo­no­wać. W progu po­ja­wił się bli­sko dwu­me­tro­wy nie­umar­ły z ogrom­nym czer­wo­nym iro­ke­zem na gło­wie. Był ubra­ny w ele­ganc­ką ma­ry­nar­kę, choć gdzie­nie­gdzie dziu­ra­wą, oraz białą ko­szu­lę zwień­czo­ną po­pla­mio­nym kra­wa­tem. Bra­wu­ro­we­go stro­ju do­peł­nia­ły ob­ci­słe skó­rza­ne spodnie i spor­to­we buty.

– Co do dia­bła… – chcia­ła sko­men­to­wać Ger­tru­da, ale za­głu­szył ją do­no­śny okrzyk panny mło­dej:

– Aloj­zy! Jed­nak udało ci się do­trzeć! Nie wiesz nawet, jaka je­stem ura­do­wa­na.

– Się wie! – od­po­wie­dział kuzyn. – Prę­dzej umar­li wrócą do gro­bów, niż prze­ga­pię taką im­pre­zę.

Salę prze­szy­ły ner­wo­we śmie­chy. W tym samym cza­sie Kon­stan­ty sta­rał się dys­kret­nie od­cią­gnąć ciot­kę na bok.

– Ty się, Kon­ciu, za­sta­nów co, pro­szę ja cie­bie, wy­czy­niasz. Czy ja wy­glą­dam jak stary mebel?

– No co też cio­cia…

– To po kiego grzy­ba mnie prze­sta­wiasz? – Ger­tru­da pod­nio­sła głos i po­gro­zi­ła pal­cem.

– Ależ ja tylko chcia­łem cioci po­ka­zać coś po dru­giej stro­nie sali…

– Już ty mi le­piej nic nie po­ka­zuj, chyba, że, pro­szę ja cie­bie, kurek od ogrze­wa­nia. Zimno tu, zu­peł­nie jak w fa­bry­ce mro­żo­nek.

– Może rze­czy­wi­ście jest dość rześ­ko, ale nic na to nie po­ra­dzę. Sama ro­zu­miesz, go­ście Kle­men­ty­ny nie naj­le­piej zno­szą gorąc… – wy­ja­śnił skru­szo­ny.

– Gdyby tylko twoja matka cię wi­dzia­ła… Wstyd i hańba dla rodu! Nie dość, że chu­chro je­steś strasz­li­we, to jesz­cze w ma­riaż z jakąś pa­dli­ną wcho­dzisz. Co za, pro­szę ja cie­bie, czasy! – Po czym mach­nę­ła ręką, zła­pa­ła Ja­nu­sza pod ramię i od­da­li­ła się, po­mru­ku­jąc coś pod nosem.

– To stare próch­no ma ze mną jakiś pro­blem? Mogę do­ko­nać sto­sow­nej re­gu­la­cji, po­wiedz tylko słowo – sko­men­to­wał Aloj­zy, wy­szcze­rza­jąc nie­peł­ne uzę­bie­nie w pa­skud­nym uśmie­chu.

– Szko­da za­cho­du – po­spiesz­nie za­pew­ni­ła Kle­men­ty­na. – Po­dróż mia­łeś udaną?

– W sumie to za­baw­na hi­sto­ria mnie spo­tka­ła. – Jed­nak pan­nie mło­dej nie dane było wy­słu­chać opo­wie­ści i oce­nić, czy rze­czy­wi­ście była za­baw­na, po­nie­waż w tym mo­men­cie na ku­zy­na wpadł ghul w stro­ju kel­ne­ra nio­są­cy puste kie­lisz­ki.

– Bar­dzo pana prze­pra­szam… – wy­ją­kał nie­ostroż­ny gar­son. – Ja na­praw­dę nie chcia­łem…

W oczach Aloj­ze­go po­ja­wił się obłęd.

– Nie chcia­łeś? Ja też nie chcę! Dawać mi tutaj szta­che­tę, będę bił ho­ło­tę – zawył rosły nie­umar­ły. Gó­ru­jąc nad prze­ra­żo­nym męż­czy­zną, pod­wi­nął rę­ka­wy. Na twa­rzy miał wy­ma­lo­wa­ną żądzę mordu.

Jeden z gości rzu­cił Aloj­ze­mu krze­sło. Ten spoj­rzał lekko zdzi­wio­ny, ale osta­tecz­nie mu­siał uznać, że na­rzę­dzie bę­dzie od­po­wied­nie do mor­do­bi­cia. Za­mach­nął się i roz­trza­skał sie­dzi­sko na gło­wie kel­ne­ra. Na­stęp­nie zła­pał pół­przy­tom­ne­go ghula i ci­snął nim przez okno. Po wszyst­kim, jak gdyby nigdy nic, po­pra­wił ma­ry­nar­kę.

– Coraz gor­sza ta ob­słu­ga, nie są­dzisz, ku­zyn­ko? – za­py­tał od nie­chce­nia pannę młodą.

Ale Kle­men­ty­na nie od­po­wie­dzia­ła. Jej twarz wy­ra­ża­ła do­zna­nia rów­nie przy­jem­ne, jak prze­żu­wa­nie nad­gni­łej cy­try­ny.

W tym samym cza­sie Kon­stan­ty z duszą na ra­mie­niu wy­cze­ki­wał na re­ak­cję Ger­tru­dy wobec za­ist­nia­łe­go aktu prze­mo­cy. Ku jego zdzi­wie­niu star­sza pani spra­wia­ła wra­że­nie jakby pod­eks­cy­to­wa­nej? Ki czort?, po­my­ślał.

 

***

Panna młoda prze­mie­rza­ła salę w po­szu­ki­wa­niu ojca. Osta­tecz­nie od­na­la­zła go nie­opo­dal ze­spo­łu mu­zycz­ne­go zło­żo­ne­go z ko­ścio­tru­pów, które aku­rat ra­do­śnie przy­gry­wa­ły so­na­tę for­te­pia­no­wą b-moll Fry­de­ry­ka Cho­pi­na. Kilku nie­umar­łych gości tań­co­wa­ło w naj­lep­sze, ale ich ruchy przy­po­mi­na­ły bar­dziej atak pa­dacz­ki, niż wy­ćwi­czo­ny układ cho­re­ogra­ficz­ny. Zu­peł­nie jakby mieli się zaraz po­roz­pa­dać.

– Tu się scho­wa­łeś ta­tu­siu, wszę­dzie cię szu­ka­łam – po­wie­dzia­ła ener­gicz­nie Kle­men­ty­na. – Wszyst­ko do­brze? Ni­cze­go ci nie bra­ku­je? Wi­dzisz, chcia­łam o czymś po­roz­ma­wiać…

– Wszyst­ko elega… – pró­bo­wał od­po­wie­dzieć Ka­zi­mierz, ale w trak­cie od­pa­dła mu żu­chwa, co sku­tecz­nie unie­moż­li­wi­ło dal­szą ko­mu­ni­ka­cję.

Panna młoda przez dłuż­szą chwi­lę przy­glą­da­ła się ojcu, jakby za­sta­na­wia­ła się, co dalej zro­bić. W końcu kuc­nę­ła i pod­nio­sła po­zo­sta­ło­ści szczę­ki.

– Może to się da jakoś przy­kle­ić… Po­cze­kaj na mnie, po­sta­ram się coś za­ra­dzić – wy­sa­pa­ła i po­bie­gła w kie­run­ku Kon­stan­te­go.

Na sali jest zde­cy­do­wa­nie zbyt cie­pło, jak tak dalej pój­dzie, to go­ście za­czną się roz­kła­dać, po­my­śla­ła. Kto i dla­cze­go tak pod­krę­cił ogrze­wa­nie? Nie­spo­dzie­wa­nie po­tknę­ła się i ru­nę­ła jak długa na pod­ło­gę.

– Kto to tutaj po­sta­wił, do cięż­kiej cho­le­ry! – krzyk­nę­ła, po czym za­mar­ła. Oczy po­sze­rzy­ły jej się do gra­nic moż­li­wo­ści, gdy zo­ba­czy­łaże jej stopa po­sta­no­wi­ła nagle od­dzie­lić się od resz­ty nogi. Nie jest do­brze, po­my­śla­ła Kle­men­ty­na.

 

***

W tym samym cza­sie, ko­rzy­sta­jąc z chwi­lo­wej nie­obec­no­ści Ger­tru­dy, Ja­nusz pod­jął męską de­cy­zję o do­bra­niu się do spe­cja­łów znaj­du­ją­cych się na wiej­skim stole. Już na sam widok męż­czyź­nie szyb­ciej za­bi­ło serce.

– Naj­pierw bim­be­rek, potem swoj­ska kieł­ba­ska, a na­stęp­nie jesz­cze tro­chę bim­ber­ku. Dalej mamy chle­bek ze smal­czy­kiem i bim­be­rek, tak na drugą nóżkę – wy­li­czał. – O wła­śnie! Jesz­cze nóżki w occie! I do tego tro­chę bim­ber­ku, ale to pół por­cji. Tylko mi­giem, zanim mnie do­strze­że Ger­cia.

– Bim­bru to ja bym uni­kał, prze­pa­la wnętrz­no­ści – z po­bli­skie­go stołu krzyk­nął jeden z nie­umar­łych gości we­sel­nych.

– Pan wy­ba­czy? – sko­men­to­wał Ja­nusz.

– Al­ko­hol to po­wi­nien kon­ser­wo­wać, a pan sam spoj­rzy – po­wie­dział zom­bie, po czym wstał i za­de­mon­stro­wał roz­mów­cy wy­raź­ny uby­tek w oko­li­cy pasa. – Jakaś dia­bel­ska mik­stu­ra, nie bim­ber, ot co!

– Aj, aj, rze­czy­wi­ście… Ale, widzi pan… W pana sta­nie… – Kątem oka do­strzegł, że Ger­tru­da po­wo­li, lecz nie­uchron­nie zmie­rza w jego kie­run­ku. Jej pię­ści były za­ci­śnię­te, a twarz czer­wo­na.

Ja­nusz bez za­sta­no­wie­nia, igno­ru­jąc ostrze­że­nie, do­sko­czył do wiej­skie­go stołu i za­czął go­rącz­ko­wo po­chła­niać swoj­ski al­ko­hol i inne spe­cja­ły. Do czasu, gdy do­pa­dła go Ger­tru­da, zdą­żył już opić się jak bąk i co nieco za­ką­sić.

– Cie­bie Ja­nusz na chwi­lę zo­sta­wić i już, pro­szę ja cie­bie, jak ten ostat­ni chle­jus… Ska­ra­nie bo­skie z takim męż­czy­zną.

– Oj tam, już nie prze­sa­dzaj – czknął. – Jaki tam… Chle­jus od razu… Ko­ne­ser!

– Taki je­steś ko­ne­ser jak, pro­szę ja cie­bie, z ko­ziej pi… – urwa­ła w po­ło­wie zda­nia. – Ja­nusz? Ty się do­brze czu­jesz?

– Ja… – wy­mam­ro­tał i osu­nął się na par­kiet. Jego cia­łem wstrzą­snę­ły kon­wul­sje, z ust po­le­cia­ła biała piana.

– No ład­nie, to jesz­cze weź mi tutaj i umrzyj, mało to wsty­du mi na­ro­bi­łeś do tej pory? – sko­men­to­wa­ła po­nu­ro Ger­tru­da.

Z po­bli­skich sto­łów ze­rwa­ło się kilku nie­umar­łych, któ­rzy za­czę­li udzie­lać męż­czyź­nie pierw­szej po­mo­cy. Jak się jed­nak oka­za­ło, ra­to­wa­nie me­to­dą usta–usta, wy­ko­ny­wa­ne przez zom­bie, przy­no­si skut­ki zgoła od­mien­ne od za­mie­rzo­nych. Nie mi­nę­ło kilka minut, a Ja­nusz stał na wła­snych no­gach. Czy może, będąc nieco bar­dziej pre­cy­zyj­nym, nie­umar­ły Ja­nusz stał na wła­snych no­gach.

– Ger­ciu, ko­cha­nie… – wy­sa­pał świe­żo upie­czo­ny żywy trup.

– Jakie znowu, pro­szę ja cie­bie, ko­cha­nie? „Póki śmierć nas nie roz­łą­czy”, pa­mię­tasz? Je­stem teraz wdową i znaj­du­ję się w ża­ło­bie.

– Ja­kiej znowu ża­ło­bie?! – żach­nął się Ja­nusz. – Prze­cież do­słow­nie stoję obok cie­bie.

– I wła­śnie dla­te­go to wszyst­ko oka­za­ło się takie trud­ne. Że­gnaj uko­cha­ny, nigdy cię nie za­po­mnę! – po­wie­dzia­ła i z mści­wym uśmie­chem na twa­rzy od­da­li­ła się od wiej­skie­go stołu. Zmar­ły je­dy­nie smut­no wo­dził za nią ocza­mi.

 

***

Kle­men­ty­na reszt­ką sił do­kuś­ty­ka­ła do Kon­stan­te­go.

– Mu­si­my coś zro­bić. Naj­wy­raź­niej padła kli­ma­ty­za­cja, bo w sali jest sta­now­czo za cie­pło – wy­sa­pa­ła.

– Kli­ma­ty­za­cja dzia­ła, to ciot­ka Ger­tru­da zro­bi­ła raban, że jej zimno, więc ob­słu­ga pod­krę­ci­ła ogrze­wa­nie na pełne ob­ro­ty – od­po­wie­dział Kon­stan­ty.

– Co? Trze­ba je na­tych­miast wy­łą­czyć! Go­ście nam się za­czy­na­ją roz­kła­dać – wy­krzy­cza­ła do przy­szłe­go męża.

Pan młody otak­so­wał ją wzro­kiem. W końcu po­wie­dział:

– Ko­cha­nie… Po pierw­sze, nie można wy­łą­czyć ogrze­wa­nia, bo pilot się ze­psuł, a za­pa­so­we­go nie ma. Po dru­gie, nie­ste­ty wy­glą­da na to, że ty także się roz­kła­dasz.

– Co? Nie, to tylko stopa – od­po­wie­dzia­ła nie­pew­nie.

– Nie cho­dzi mi o stopę… Zresz­tą, spójrz sama. – Podał wy­bran­ce lu­ster­ko.

Kle­men­ty­na aż za­klę­ła pa­skud­nie wobec wi­do­ku, który uj­rza­ła. Z mi­ster­nie szy­ko­wa­ne­go ma­ki­ja­żu nie po­zo­stał naj­mniej­szy ślad. Po­dob­nie z po­licz­ków i nosa. Po­żół­kłe i prze­krwio­ne gałki oczne spra­wia­ły wra­że­nie, jakby w każ­dej chwi­li mogły od­paść od resz­ty twa­rzy.

– Cho­ler­ka… To jak my teraz?… – po­wie­dzia­ła, za­no­sząc się pła­czem.

– Przy­kro mi, moja droga, ale wy­glą­da na to, że nie bę­dzie nam dane za­le­ga­li­zo­wać związ­ku.

Parę młodą do­bie­gły jęki za­wo­du do­cho­dzą­ce z są­sied­nie­go sto­li­ka. Zu­peł­nie żywi, choć za­la­ni w trupa, bie­siad­ni­cy nie mogli po­go­dzić się z tak nie­ko­rzyst­nym ob­ro­tem spraw. Osta­tecz­nie uro­czy­stość trwa­ła do­pie­ro go­dzi­nę, miała miej­sce tylko jedna bójka, a nawet nie do­tarł jesz­cze ksiądz.

– Nie mar­tw­cie się – uspo­ko­ił gości pan młody. – Wszyst­ko i tak jest opła­co­ne z góry, więc nawet bez ślubu mo­że­cie ba­lo­wać do bia­łe­go rana.

W od­po­wie­dzi do jego uszu do­szły żwawe po­mru­ki apro­ba­ty.

 

***

Gdy ksiądz Bo­ni­fa­cy prze­kro­czył próg sali we­sel­nej, za­marł. Jego noz­drza za­ata­ko­wał odór gni­ją­ce­go mięsa, al­ko­ho­lu i wę­dzon­ki. Du­chow­ny za­krył usta i nos chu­s­tą, a na­stęp­nie zde­cy­do­wa­nym kro­kiem ru­szył przed sie­bie.

– Pro­szę księ­dza, ślub od­wo­ła­ny – mruk­nął po­nu­ro Kon­stan­ty, który sie­dział przy reszt­kach nie­do­szłej panny mło­dej.

– Ależ ko­cha­nie… Damy… Damy radę… Wezmę tro­chę para… Pa­ra­ce­ta­mo­lu i bę­dzie… Do­brze – wy­stę­ka­ły reszt­ki.

– Od razu za­zna­czam, że pie­nię­dzy za ślub nie zwró­cę! – prze­zor­nie po­wie­dział du­chow­ny.

– Kto by się przej­mo­wał do­bra­mi do­cze­sny­mi? Całe życie mi się roz­pa­dło, je­stem zgu­bio­ny i sa­mot­ny – od­po­wie­dział pan młody.

– Ha! Dobre! Roz­pa­dło się życie! Bo nie­do­szła żonka się roz­pa­dła. Ha, ha, ha! – krzyk­nął spod po­bli­skie­go stołu jakiś gość we­sel­ny.

W od­po­wie­dzi Kon­stan­ty rzu­cił w jego kie­run­ku pan­to­flem z reszt­ka­mi stopy Kle­men­ty­ny. Nie­zi­den­ty­fi­ko­wa­ny bie­siad­nik naj­wy­raź­niej obe­rwał, gdyż wydał z sie­bie głu­chy okrzyk obu­rze­nia.

– No do­brze, to ja się chyba będę… W za­ist­nia­łej sy­tu­acji… No cóż, zbie­rał – nie­pew­nie po­wie­dział ksiądz Bo­ni­fa­cy.

– W żad­nym, pro­szę ja cie­bie, razie, chci­wa ka­na­lio! – Zza ple­ców do­biegł go do­no­śny głos Ger­tru­dy. – Do­sta­łeś za­pła­tę za ślub, to od­pra­wisz ślub.

– Ależ cio­ciu, prze­cież Kle­men­ty­na się już nie na­da­je do…  No, do ni­cze­go się już nie na­da­je. Po­dob­nie zresz­tą, jak wszy­scy jej go­ście – od­po­wie­dział pan młody.

– Otóż nie wszy­scy – po­wie­dział dziar­sko Aloj­zy, który trzy­mał star­szą panią pod rękę.

– Wi­dzisz Kon­ciu, po­sta­no­wi­li­śmy, pro­szę ja cie­bie, z ko­cha­nym Aloj­ciem wziąć ślub. Tu i teraz!

– Cio­ciu, prze­cież ty masz męża…

– Jak to?

– Wuja Ja­nu­sza? Gdzie on się w ogóle po­dział?

– Wziął i umarł bie­dac­two – od­po­wie­dzia­ła po­iry­to­wa­na Ger­tru­da.

– Co też cio­cia ple­cie naj­lep­sze­go? Jak to umarł?! – krzyk­nął wstrzą­śnię­ty Kon­stan­ty.

– O to już mu­sisz sam za­py­tać ten bez­u­ży­tecz­ny pę­czek włosz­czy­zny, gdzieś tu, pro­szę ja cie­bie, wa­łę­sa się po sali. – Nie zwa­ża­jąc na oko­licz­ność, że oczy pana mło­de­go roz­sze­rzy­ły się do wiel­ko­ści kół młyń­skich, kon­ty­nu­owa­ła wywód. – No, ale to już prze­szłość. Gdy zo­ba­czy­łam Aloj­cia, coś we mnie od­ży­ło. To praw­dzi­wy męż­czy­zna, nie to, co mój świę­tej pa­mię­ci mąż ofer­ma. Z miej­sca po­sta­no­wi­łam, że bę­dzie mój. I teraz, pro­szę ja cie­bie, bie­rze­my ślub! Ha!

Kon­stan­ty z wy­ra­zem twa­rzy bę­dą­cym mie­sza­ni­ną szoku i obrzy­dze­nia spoj­rzał w kie­run­ku du­chow­ne­go.

– To jest chyba nie­le­gal­ne… – nie­pew­nie za­pro­te­sto­wał ksiądz.

– Chyba ci, kle­cho, mó­zgo­ja­dy na przy­mu­so­wą gło­dów­kę po­wę­dro­wa­ły, albo winko mszal­ne na­zbyt do głowy ude­rzy­ło. Jakie znowu nie­le­gal­ne? No­wo­cze­sne – dziar­sko ucię­ła temat Ger­tru­da.

– Ale tak wła­ści­wie, to skąd cioci przy­szedł ten cały po­mysł na ślub?

 

[dwa­dzie­ścia minut wcze­śniej, czyli skąd wła­ści­wie ciot­ce przy­szedł po­mysł na ślub]

Po raz pierw­szy od prze­szło czter­dzie­stu lat Ger­tru­da była wolną ko­bie­tą. Po­de­szła do pierw­sze­go lep­sze­go sto­li­ka i ura­czy­ła się so­lid­ną dawką na­po­ju wy­sko­ko­we­go. Mo­men­tal­nie za­szu­mia­ło jej w gło­wie i było to dobre uczu­cie. Otak­so­wa­ła wzro­kiem salę, więk­szość nie­umar­łych gości była ak­tu­al­nie w sta­nie po­stę­pu­ją­ce­go roz­kła­du. Wy­jąt­kiem był ten wiel­ki, nie­okrze­sa­ny bru­tal, który jakiś czas wcze­śniej pobił kel­ne­ra. Oho, be­stia nie­źle się trzy­ma, po­my­śla­ła.

Aloj­zy w tym cza­sie za­rzu­cił da­rem­ny po­mysł po­skła­da­nia do kupy Ka­zi­mie­rza.

– Sorry wujo, trze­ba się było le­piej bal­sa­mo­wać. Tych puz­zli to ja już nie ułożę… Pani star­sza to za­mie­rza tak się na mnie gapić? – ryk­nął nie­spo­dzie­wa­nie w stro­nę Ger­tru­dy. Ta nie wy­da­wa­ła się prze­ję­ta, ru­szy­ła na nie­umar­łe­go celem kon­fron­ta­cji.

– Ty się chyba chłop­czy­ku, pro­szę ja cie­bie, z je­żo­zwie­rzem na łby po­za­mie­nia­łeś, je­że­li my­ślisz, że bę­dziesz się tak do mnie zwra­cał.

– Uuu, bab­cia widzę za­dzior­na, lubię takie – od­po­wie­dział nie­wzru­szo­ny Aloj­zy.

W od­po­wie­dzi na taką bez­czel­ność ciot­ka po­de­szła i pew­nym chwy­tem zła­pa­ła za klej­no­ty ko­ron­ne roz­mów­cy. Ten, po­mi­mo oczy­wi­ste­go faktu po­zo­sta­wa­nia żywym tru­pem, śmier­tel­nie się prze­ra­ził. Tym­cza­sem, na­brzmia­ły stę­że­niem po­śmiert­nym, atry­but mę­sko­ści wy­raź­nie za­im­po­no­wał ko­bie­cie. W efek­cie na jej twa­rzy wy­ma­lo­wał się po­tęż­ny ru­mie­niec, do­dat­ko­wo po­tę­go­wa­ny nie­daw­no spo­ży­tym al­ko­ho­lem. Kilka od­de­chów póź­niej oso­bli­wą parę po­łą­czył na­mięt­ny po­ca­łu­nek, który trwał i trwał…

Le­żą­ce nie­opo­dal reszt­ki ojca panny mło­dej chcia­ły wy­ra­zić zgor­sze­nie, jed­nak z resz­tek ust wy­do­by­ło się je­dy­nie nie­zro­zu­mia­łe rzę­że­nie.

Osta­tecz­nie mi­ło­sny uścisk prze­rwał świe­żo upie­czo­ny zom­bie Ja­nusz.

– Czy wy Boga w sercu nie macie? – krzyk­nął. – Le­d­wie kilka chwil temu zo­sta­łaś wdową, z czym na mar­gi­ne­sie zu­peł­nie się nie po­go­dzi­łem, a już ob­ści­sku­jesz się z innym męż­czy­zną? I do tego zmar­łym?! Może jesz­cze za niego wyj­dziesz, co?!

– A wiesz, że to jest, pro­szę ja cie­bie, do­sko­na­ły po­mysł!

 

***

Ksiądz Bo­ni­fa­cy pa­trzył w osłu­pie­niu na Ger­tru­dę i Aloj­ze­go. Ner­wo­wo, jakby szu­ka­jąc po­par­cia, zer­kał na Kon­stan­te­go.

– A niech mnie cho­le­ra, skoro już jest opła­co­ne… Niech im oj­ciec udzie­li ślubu – po­wie­dział nie­spo­dzie­wa­nie pan młody.

– Mo­ment, czy pan – spoj­rzał wy­mow­nie na Aloj­ze­go – przy­jął sa­kra­ment chrztu?

– Się wie, nawet dwu­krot­nie – ra­do­snym tonem od­po­wie­dział nie­umar­ły. – Ko­ściół, oczy­wi­ście od­płat­nie, udzie­la ostat­nio spe­cjal­nych świad­czeń na rzecz zom­bie. Sły­sza­łem, że nowy pa­pież jest spe­cja­li­stą od pi­ja­ru.

– Wi­dzisz klesz­ko, nie ma żad­nych, pro­szę ja cie­bie, prze­ciw­wska­zań. A teraz udzie­laj nam ślubu i to już, na­tych­miast! – krzyk­nę­ła ciot­ka.

Po kilku mi­nu­tach du­chow­ny ofi­cjal­nie ogło­sił Aloj­ze­go i Ger­tru­dę mężem i żoną.

– Wiwat pań­stwo mło­dzi! – skan­do­wa­li żywi go­ście ze stro­ny Kon­stan­te­go.

– Urr­r­gh­h­gh­hgh! – rzę­zi­ły reszt­ki nie­umar­łych gości ze stro­ny Kle­men­ty­ny.

– Gorz­ko! – krzyk­nął ktoś spod stołu.

Aloj­zy bez za­sta­no­wie­nia uniósł mał­żon­kę i na­mięt­nie ją po­ca­ło­wał. Ger­tru­da na­to­miast nie od­wza­jem­ni­ła piesz­czo­ty, za­miast tego ugry­zła go w wargę. Nie­umar­łym wstrzą­snę­ło tak gwał­tow­nie, że upu­ścił świe­żo upie­czo­ną żonę. Jego cia­łem tar­gnę­ły drgaw­ki, a na­stęp­nie za­czął się po­kracz­nie wy­gi­nać we wszyst­kich kie­run­kach, ni­czym drew­nia­na ku­kieł­ka w te­atrzy­ku o eg­zor­cy­zmach. Nie­spo­dzie­wa­nie ruchy ustą­pi­ły, ale zom­bie za­czął się kur­czyć, jakby ucho­dzi­ło z niego po­wie­trze. W opa­rach po­wsta­łe­go w ten spo­sób dymu prze­kształ­ce­niom ule­ga­ła także jego fi­zjo­no­mia i ubiór.

Go­ście we­sel­ni prze­cie­ra­li oczy ze zdu­mie­nia. W miej­scu, w któ­rym jesz­cze nie­daw­no stał rosły nie­umar­ły, teraz znaj­do­wa­ła się ele­ganc­ka star­sza pani. Ger­tru­da aż się za­ru­mie­ni­ła z eks­cy­ta­cji.

– Kto by po­my­ślał, to fak­tycz­nie za­dzia­ła­ło! Ha! To teraz sobie, droga Aloj­ciu, zor­ga­ni­zu­je­my, pro­szę ja cie­bie, świt ży­wych babć! Żwawo, za­bie­ra­my się za gry­zie­nie! – krzyk­nę­ła, po czym, spo­glą­da­jąc w kie­run­ku zdę­bia­łych bie­siad­ni­ków, za­śmia­ła się zło­wiesz­czo.

Koniec

Komentarze

Nie wierzę, że to powiem, ale… smakowita historia.

Odpowiednio pikantna, swojska jak kiełbaska, pyszna jak schłodzona wódeczka, sycąca jak boczek.

Tylko skąd te muchy?!;)

Powoli domyślam się, czemu staruszek jest więcej, niż staruszków. To krzepiące;)

Lożanka bezprenumeratowa

Anomin składa podziękowania za Twoje miłe słowa Ambush!

 

Tylko skąd te muchy?!;)

Na wiejskim weselu muchy są, że tak powiem, nieodłącznym elementem krajobrazu :D

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Hej 

Mimo odjechanej już na maxa końcówki, opowiadanie mi się podobało. Mimo trupów i odpadających kończyn czuć tu normalne wesele i niedoszły ślub. I to jest ekstra, że już po pierwszych informacjach o trupach, czyta się tak jakby to było zwyczajne wesele :). Podoba mi się twist z Gertrudą i cała scena z zabójczym bimbrem :). A zakończenie mimo swojego odjechania i tak się dobrze wpasowuje w całość. 

 

Klikam i pozdrawiam :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Szanowny Bardziejaskrze! Anonim śle Ci podziękowania za wizytę i Twój komentarz. Serce Anonima raduje się na wieść, że opowiadanie Ci się podobało :D

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Szalone opowiadanie, przypadło mi do gustu. Na początku nieco musiałam się wciągnąć, ale potem było już tylko lepiej. Bohaterowie niby umarli ale całkiem żywi, jeśli chodzi o konstrukcję postaci. Gratuluję i dziękuję za przyjemną lekturę! :)

Witaj JolkaK! Anonim dziękuje Ci za wizytę oraz miły komentarz :D

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Anonim wielce jest rad, że szanowna Jurorka przeczytała niniejsze opowiadanie :D

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Anonimie, pięknie pokazałeś, że można sięgnąć po znane motywy i sprawdzone wzory, połączyć je, wymieszać z gośćmi weselnymi, dodać własne przyprawy, że o bimberku nie wspomnę, a otrzymamy zacnie opisane wesele – wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. ;D

 

stoły, wy­peł­nio­ne po brze­gi je­dze­niem i roz­ma­ity­mi trun­ka­mi. → Obawiam się, że stołu nie można wypełnić, ale można go zastawić.

 

wes­tchnę­ła do­nio­śle ciot­ka Ger­tru­da. → Na czym polega doniosłość westchnienia?

A może miało być: …wes­tchnę­ła do­no­śnie ciot­ka Ger­tru­da.

 

ra­to­wa­nie me­to­dą usta – usta… → …ra­to­wa­nie me­to­dą usta-usta

 

– Czy wy boga w sercu nie macie…– Czy wy Boga w sercu nie macie

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Szanowna Regulatorzy, skromny Anonim przesyła wyrazy podziękowania za Twoje miłe słowa :D

 

Co więcej, Anonim spieszy również poinformować, że wszelakie wskazane przez Ciebie babole usunął i żałuje, iż dopuścił do ich powstania :D

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Anonimie, skoro babole usunięte, mogę udać się do klikarni. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Anonim jest wdzięczny za okazaną życzliwość w postaci klika :D

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Potrzebowałem chwili, żeby wdrożyć się w tekst, ale potem już wszystko szło gładko i dobrze się bawiłem. 

Temat jest ciekawy i mocno intrygujący. Wciągnąłeś mnie anonimie, hehe. Humor do mnie przemówił, żarty były wymierzone w punkt. 

To jak Gertruda uznała, że poślubi Alojzego bardzo się spodobało, ale w samym zakończeniu coś mi zazgrzytało. Może było trochę za szybkie, nie wiem. Jakoś go nie zrozumiałem. (Nawiązanie do kultowego filmu tak, ale nie znalazłem zbytniego sensu?) 

Ale i tak miło spędziłem czas, więc klikam. 

 

Pozdrawiam 

Kto wie? >;

Przeczytałem. Powodzenia. :)

Szanowny Panie skryty, Anonim wyraża wdzięczność za wizytę, pozytywną recenzję oraz kliknięcie do biblioteki :D

 

Ponadto Anonim tłumaczy, że ciotka Gertruda o konszachty ze diabełem podejrzewana była i, jak się okazało, były to podejrzenia słuszne. Anonim sam nie zna wyjaśnienia tego zjawiska, ale wygląda na to, że ugryzienie przez zombie zamienia w zombie, zaś ugryzienie przez starszą panią zamienia w… starszą panią! :D

 

Czcigodny Koalo75, Tobie także Anonim śle podziękowania za wizytę oraz dobre słowo :D

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Aaa Anonimie, dzięki za wyjaśnienie :)) 

Kto wie? >;

Fajne. Niezła impra, nawet bijatyka miała miejsce. Cosik mi się widzi, że tak powinno wyglądać prawdziwe wiejskie wesele.

Ze zrozumieniem zakończenia musiałam poczekać aż do wyjaśnień odautorskich, ale w sumie ma to sens.

Babska logika rządzi!

Czcigodna Finklo, zdekonspirowany Anonim dziękuję Ci za wizytę i komentarz. 

 

Ze zrozumieniem zakończenia musiałam poczekać aż do wyjaśnień odautorskich, ale w sumie ma to sens.

 

Anonim czynił wysiłki żeby poszlaki w tekście starannie umieścić, jednak najwyraźniej koncepcja apokalipsy starszych pań dla czytelników na pierwszy rzut oka oczywistą nie jest… :D

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Zawsze myślałam, że operacja zmiany płci polega na czymś innym niż ugryzienie przez chirurga. A że można kogoś w ten sposób postarzeć, to już horror… ;-)

Babska logika rządzi!

Dobrze się bawiłem :) Ciotkę Gertrudę poznałem w trakcie lektury opowiadania, ale jakbym znał ją od zawsze, bo taka ciocia-zrzęda jest obecna na dosłownie każdym weselu. Podoba mi się końcowy twist, w którym okazuje się, że od plagi zombie bardziej niebezpieczna może okazać się tylko plaga eleganckich, starszych pań. Dużo adekwatnego humoru, śmieszków z wesel, rozkładających się nieumarłych, no po prostu jest dobrze. Naprawdę miło spędziłem czas.

Jeśli już na siłę miałbym się do czegokolwiek przyczepić, to co to za zwyczaje, żeby zaczynać pić jeszcze przed oficjalną częścią uroczystości? Może jakiś ślubny biforek? :P Obcy to dla mnie zwyczaj, ale niech sobie będzie. 

Pozdrawiam!

 

Szanowna Finklo, jednakowoż należy mieć na względzie, że skutkiem ugryzienia jest nie tylko zmiana aparycji, ale także (a może przede wszystkim!) momentalne nabycie ogłady, tak charakterystycznej dla szanowanych starszych pań… :D Stąd też, skromnym zdaniem Anonima, przemiana taka może i pozytywnie być postrzegana.

 

Panie AmonRa, niezmiernie rad jest Anonim, że zajrzałeś w jego skromne progi. Szczęście rozpiera skromnego Anonima, że jego twórczość spowodowała, że miło czas spędziłeś :D

 

Ciotkę Gertrudę poznałem w trakcie lektury opowiadania, ale jakbym znał ją od zawsze, bo taka ciocia-zrzęda jest obecna na dosłownie każdym weselu.

Tako i celem Anonima było zaprezentowanie postaci, które każdy z nas zna lub chociaż kojarzy, jednak w nieco bardziej fantastycznym wydaniu :D Chociaż należy zauważyć z trwogą, iż Ciotka mrocznym sztukom się oddała i najwyraźniej diabłu duszę zaprzedała, co… w zasadzie także odpowiada stereotypowej ciotce…? :D

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Droga, Anet! Anonim Rad jest wielce, że lektura przyjemną Ci była:D

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

 

Ale autor powinien być trzeźwy…

 

nawet, kiedy pisze o spożyciu alkoholu. Bo nie może liczyć na upojenie czytelnika… a ten tekst jest wyraźnie po paru głębszych. I nie upił on się na wesoło, oj, nie. Fabuła oparta na przemielonych już tysiąc razy stereotypach dałaby się przełknąć, gdyby była fabułą, a nie bardzo luźnym zlepkiem… no, nawet nie gagów. Cień uśmiechu przemknął przez moje ponure oblicze w pierwszej części na widok ciotki Gertrudy, która miała potencjał satyryczny, ale szybko się tym przemykaniem zmęczył. Tekst jest bez sensu. Po prostu. Nic z niczego nie wynika. Alojzy bije kelnera – bez sensu. Śmierć Janusza – bez sensu (przez chwilę myślałam, że to ten plan, co to miał być – ale nie. Chyba.) Ślub Gertrudy z Alojzym – bez sensu. Końcówka – z sufitu.

 

I żeby to chociaż było śmieszne… lekko przesadny ton, niestety, nie buduje komedii przez kontrast, a mógłby. Niestety, w praniu wychodzi co najwyżej pretensjonalnie. Jeśli istotą żartu jest to, że bohaterowie używają słów, nie wiedząc, co one znaczą, to powinno być czytelne – tym bardziej dotyczy to narracji (polecam Pratchetta). Ciotka Gertruda niezła jako typ komediowy (choć nie oryginalna), ale to trochę mało i szybko traci smak. Poza tym – najserdeczniej przepraszam, ale to nie pierwszy raz i zaczynam się bać… DLACZEGO wydaje Wam się, że łapanie ludzi za części rodne jest śmieszne? Nie jest.

 

Język. W rozmowach mało naturalny – silisz się na wysokie słowa, nie wiedząc, co znaczą („brawurowy strój”…). Tylko Gertruda mówi tutaj odpowiednio do swojego charakteru (no, może trochę Janusz, ale inni już wcale). Poza tym dość sporo zapewniasz – uważaj na przysłówki (wrzucaj za każdy monetę do słoika, tylko nie kupuj sobie piwa, jak się napełni – daj Caritas). Dużo jest pustosłowia, trochę "byłów". Co to znaczy „rezonować”? „zwieńczony”? „brawurowy”? Wyczekiwał kogo, czego? reakcji; pomysł nie może być daremny – daremne mogą być wysiłki; a „świadczenie na rzecz” jest z zasady pieniężne. W interpunkcji zabrakło przecinków, przede wszystkim przy wołaczach, ale nie tylko.

 

Elementów dodatkowych nie stwierdziłam. Stwierdziłam jeden wulgaryzm, ale urwany, więc nie odejmuję punktu (spryciarz). Brakuje planu i humoru, jest ślub.

 

Zwłoki tekstu do odbioru na priv.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć, Tarnino!

 

Aj, komentarz jurorski zabolał. Pewnie będzie piekło jeszcze przez kilka dni. Pozostaje mi wyrazić ubolewanie, że opowiadanie Ci się nie spodobało, zarówno ze względu na nietrafiony humor, szczątkową fabułę, jak i kreację postaci.

 

Jedynym pocieszeniem pozostaje dla mnie fakt, że przynajmniej reszta czytelników dość pozytywnie odebrała opowiadanie.

 

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za organizację konkursu!

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Oj, jesteś surrealistą. Jak dla mnie – zbyt surrealistycznym, ale to nie znaczy, że nikomu się nie spodoba.

 

Alternatywnie:

 

A, i przecież wygrałeś to i owo (choć nie za tekst) – adres poproszę!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka