- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Katarzyna i dwóch amantów

Katarzyna i dwóch amantów

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Katarzyna i dwóch amantów

 Roman Wiśnia był zapalonym grzybiarzem. Jego umiejętności w dziedzinie ich zbierania nie miały sobie równych. Ci, którzy to wiedzieli, żartowali że ma w głowie skaner, który wszczepiły mu obce istoty z kosmosu, albo że zaprzedał duszę diabłu. Ale on nabył te zdolności zarówno przez długoletnią praktykę, jak i studiowanie specjalistycznych książek.

Gdy nadeszła połowa września, w lasach Czerpkowa zaczął się wysyp. Zbierać grzyby lubiło dużo osób i konkurencja była ogromna. Lecz wielkie obszary terenów zalesionych Czerpkowa wystarczyły dla wszystkich. Rzecz jasna lepiej było wstać bardzo wcześnie rano, bo kto pierwszy ten lepszy…

Duży wiklinowy koszyk Romana, w trzech czwartych zapełniony był już wspaniałymi okazami. Ze swoimi zdolnościami, mógł pozwolić sobie na zbieranie tylko borowików szlachetnych i podgrzybków, czasem też maślaków oczywiście nierobaczywych.

Właśnie szedł niedaleko dużego jeziora o nazwie „Tarka”, gdzie często można było spotkać wędkarzy, kiedy usłyszał hałas pluskania i śmiech, dochodzący od strony jeziora. Z ciekawości ruszył w tamtą stronę.

Gdy był blisko, zza drzew ujrzał zabawną sytuację; dwie zupełnie nagie osoby stały do kolan w wodzie i ochlapywały się zaśmiewając przy tym do rozpuku. Roman rozpoznał bliźniacze rodzeństwo, Mirka i Zuzannę Rykrószów. Jego wzrok skupił się głównie na dziewczynie. Widok kobiecego ciała podniecił go, choć Zuzanna nie była zbyt atrakcyjna. Prawie w ogóle nie miała tego, co tak podoba się mężczyznom, czyli dużych piersi.

Nie chciał ich podglądać, ale zauważywszy ubrania kilka metrów od brzegu, które leżały akurat blisko wysokiego krzewu, postanowił zrobić fajny żart. Podszedł powoli, chowając się za krzakiem i niezauważony zabrał je, następnie wziął ze sobą i ukrył jakieś sto metrów dalej. Zadowolony z siebie chichocząc wrócił do domu.

 

&&&

 

Czerpkowa była niewielką wsią. Niemal wszyscy się tu znali. Były tu też dziwne zwyczaje.

Gdy trzydziestego września syn burmistrza Zbyszek Korbicki obchodził osiemnaste urodziny, jego ojciec wynajął dom weselny i zaprosił wszystkich z rady miasta, a także bliższych i dalszych sąsiadów. Impreza miała być huczna i taka się w rzeczywistości okazała. Ławy wręcz uginały się od przeróżnych potraw, placków i tortów. Burmistrz był bowiem dość majętny. Nie zabrakło też alkoholu. Były tańce i zabawy. A gdy na zegarze wybiła pierwsza w nocy, goście byli już dobrze podchmieleni. Głośne dyskusje i kłótnie stały się bardziej intensywne. W pewnym momencie, przy jednym ze stołów rozmowa zeszła na osobę Kasi Nurańskiej, bardzo ładnej, młodej i niezamężnej córki kominiarza.

Miała ona wielu adoratorów, z których najbardziej gorliwi byli; dość przystojny dwudziestodwuletni Mirek Rykrósza, i uważany za zawsze bardzo wesołego, starszy o dwa lata Roman Wiśnia. Ten pierwszy powiedział nagle na głos, wypluwając przy tym krople śliny:

– Ona jest moja! Wiem, że jest we mnie po uszy zakochana!

Roman Wiśnia poczerwieniał na twarzy jak burak i zakrzyknął:

– Chyba kpiny sobie urządzasz kolego! Katarzyna myśli tylko o mnie.

I zaczęła się zażarta kłótnia. W końcu Roman wstał i powiedział:

– Rozstrzygnijmy to tutaj, na tym parkiecie. – następne wstał i wyszedł na środek sali.

To samo zrobił Mirek, choć przyjaciele siedzący obok niego próbowali go powstrzymać, on jednak się wyrwał krzycząc:

– Zostawcie mnie. Usunę tego chwasta.

Po chwili stali twarzą w twarz, każdy gotowy by upokorzyć rywala. W międzyczasie ktoś mądry, chcąc zapobiec bójce, pobiegł po Katarzynę, która była chora na grypę i leżała w łóżku, w swoim domu, pięć minut drogi od budynku przeznaczonego na wesela i imprezy.

Bójka tak szybko się zakończyła jak rozpoczęła. Mirek wypił bowiem znacznie więcej. Roman zamachnął się i powalił go silnym ciosem w szczękę. Ten poleciał do tyłu na wieszaki z ubraniami. Gdy zaczął się podnosić, Romanowi na myśl przyszło zrobić coś, co już całkowicie zamknęłoby, jak podejrzewał całą sprawę. Przypomniał sobie, jak widział Mirka ze swoją siostrą w jeziorze. Chwycił go za spodnie i zaczął ściągać. Zaczęli się szarpać.

Siedzący przy stołach biesiadnicy zaczęli prychać rozbawieni.

– Co robisz?! – krzyknął pokonany w walce.

Szamotanina trwała chwilę. Romanowi udało się ściągnąć do kolan spodnie rywala, a następnie też białe, w niebieskie paski majtki.

Sala widząc to wybuchła gromkim śmiechem, Mirek był bowiem wyjątkowo słabo wyposażony przez naturę. Do tego niektórzy mieli na uwadze, że Kasia jest potężną kobietą, wysoką i krępą.

Nagle do budynku wpadła Katarzyna. Zdumiała się do granic widząc następującą scenę: przy stołach siedzieli chichrający się wniebogłosy biesiadnicy. Natomiast w rogu sali ujrzała zadowolonego Romana, i Mirka z rozwaloną wargą, który spodnie i majtki miał opuszczone. Mimo wszystko zaczęła się śmiać, choć zaraz przestała bo lubiła Mirka.

Jeden z przyjaciół upokorzonego amanta wstał i krzyknął na głos:

– Ej! Tak nie można.

Następnie wywrócił stół i wszystko co na nim było runęło na podłogę. Chwilę później rozpoczęła się bójka. Jedni chcieli krwi Romana, inni rzucili się by go obronić. Z kolei była też grupa osób, które przygotowały przyjęcie. Ci rzucili się z pięściami na tego kto zdemolował stół.

Skończyło się to dopiero, gdy przyjechała policja.

 

Miesiąc później.

 

Roman Wiśnia i Katarzyna Nurańska w końcu się zeszli. Mirosław Rykrósz natomiast sprzedał swój majątek i wyniósł się z Czerpkowa.

Ślub młodej pary odbywał się jak każdy inny. Odświętnie ubrany pan młody stał przed ołtarzem szczęśliwy. Równie szczęśliwa, w pięknej kreacji ślubnej szła panna młoda. Wszystko odbywało się idealnie i zgodnie z planem.

Nagle stało się coś czego nikt się nie spodziewał. Roman zaczerwienił się na twarzy i puścił głośnego bąka.

– Przepraszam muszę iść do toalety! – powiedział zawstydzony i ruszył biegiem do ubikacji, która jak by się mogło wydawać, na jego szczęście znajdowała się na zewnątrz.

Wszyscy słyszeli jak opuszczając kościół popuszczał kolejne gazy. Gdy znalazł się w toalecie, ktoś nagle wbił mu igłę w szyję. Po trzech sekundach stracił przytomność.

 

&&&

 

Roman zaczął dochodzić do siebie. Wiedział, że coś jest z nim bardzo nie tak. Strasznie kręciło mu się w głowie i choć nigdy nie zażywał narkotyków, podejrzewał że teraz jest naćpany. Siedział w niedużym pomieszczeniu na krześle, ręce z tyłu miał związane. W pomieszczeniu znajdowało się okno, przez które wpadało światło dnia, ale on widział wszystko jak przez mgłę.

Minuta mijała za minutą, zaczęło zbierać mu się na wymioty, ucieszył się, gdy udało mu się je powstrzymać. W końcu, po jakimś kwadransie drzwi do pomieszczenia otwarły się i wszedł mężczyzna, którego w pierwszej chwili nie poznał, lecz gdy ten się odezwał, zrozumiał że ma do czynienia z nikim innym jak z Mirosławem Rykrósza.

– Witaj sąsiedzie – drwiącym głosem zwrócił się do niego porywacz.– Myślałeś, że ujdzie ci na sucho upokorzenie mnie i sprawienie, że stałem się pośmiewiskiem może i na całe lata? Nic z tego, co się tutaj teraz stanie nie będziesz pamiętał, dlatego możemy porozmawiać otwarcie. – zrobił pauzę. – Sprzedałem wszystko co miałem, by wynająć pewną działającą w ukryciu firmę. Firma ta zajmuje się robieniem różnych złych rzeczy za pieniądze. Potrzebna jest w przypadku, gdy ktoś chce się na kimś zemścić. Firma bierze dużo za swoje usługi, ale mają do dyspozycji bardzo zaawansowaną technologię. Więc twoja kucharka, która została przez nich przekupiona podała ci do posiłku pewną kapsułkę aktywowaną zdalnie. Wywołała ona w dogodnym momencie natychmiastowe wzdęcia i biegunkę. Ale to była tylko pierwsza część mojej zemsty…

Mirosław, gdy powiedział wszystko co chciał, wyszedł i po chwili wszedł ktoś inny. Roman poczuł ukłucie w szyi i wszystko zaczęło mocno wirować. Nie miał pojęcia co mu robili. Potem odpłynął.

 

&&&

 

Dwa dni później rano, Romana Wiśnię znalazła Stasia Konkiewicz, idąca otworzyć swój kram na targu. Od razu rozpoznała nieco dalszego sąsiada. Leżał nieprzytomny, w zmiętym ubraniu, na poboczu głównej drogi. Stasia nie posiadała telefonu komórkowego, gdyż nie było ją na niego stać. Natomiast prędko pospieszyła do najbliższego domu, i poinformowała, że znalazła Romana.

Po chwili przyjechało pogotowie i zabrali niedoszłego męża do szpitala. Lekarz zbadał go, pobrano mu krew i podano leki. Gdy się obudził, było tak jak podejrzewali lekarze, nic nie pamiętał. W jego krwi był mocny narkotyk, zwany kasjaminą. Rozpoczęto śledztwo.

Roman dochodził do siebie i po czterech dniach wypisano go ze szpitala.

– Gdzie jest Berta? – spytał swojej mamy po powrocie do domu. Berta była ich kucharką.

– Odeszła.

– Ale dlaczego? Gotowała świetnie.

– Policja sądzi, że jest związana z twoim porwaniem. Już jej szukają. Ale zapadła się jakby pod ziemię.

– Nasza Berta? Niedorzeczne.

– A jednak!

Roman i Katarzyna ustalili kolejną datę ślubu. Tym razem – co było atrakcją dla niektórych, a przede wszystkim dzieciaków – wynajęto czterech ochroniarzy. Wszystko jednak poszło wspaniale. Odprawiono huczne wesele. Po weselu nadszedł czas na noc poślubną.

Zamknięci w pokoju Roman i Katarzyna nareszcie doczekali się tego momentu. Zaczęli od pocałunków. W pewnym momencie Roman przerwał.

– Załączę jakąś muzykę.

Gdy majstrował przy wieży, Kasia ściągnęła koszulę i stanik. Miała ogromne piersi w kształcie dzwonów, których widok go bardzo podniecił.

– Teraz ty! – powiedziała. – Rozbieraj się!

Ściągnął prędko spodnie i majtki.

– O! Ale duży! – i zaczęła się serdecznie śmiać. – Pamiętasz Mirka na tamtym przyjęciu?

– No pewnie. – Roman był tak samo rozbawiony.

Zaczął ściągać koszulę, ona również się rozbierała. Po chwili byli całkiem nadzy. Jego penis powoli zaczął tężeć, gdy przypatrywał się temu miejscu w jej ciele, o którym od dawna marzył. Podszedł i uchwycił jej wielkie piersi i zaczął pieścić.

W pewnym momencie Katarzyna zaczęła się przyglądać jego męskości. Na początku ze zdziwieniem, a potem lekko przestraszona. Roman sam popatrzył w dół. Jego członek będąc w coraz większym wzwodzie rozdzielił się na dwa oddzielne, ale nie tracące na wielkości.

– To jest cudowne! – Katarzyna uśmiechnęła się – Nie wiedziałam, że ta kto działa.

– Ale to nie tak powinno być Kasiu!!! – Roman przeraził się nie na żarty – Cholera ja muszę iść do lekarza.

Potem stało się coś jeszcze. Gdy penisy były w pełnym wzwodzie, zwilżyły się na czubkach i zaczęły opadać.

– O nie! Co się dzieje?! – zmartwiła się Katarzyna.

W głowie zszokowanego Romana pojawił się jeden wyraz „zemsta”.

– Mirek Rókrysz się zemścił. Oto co się dzieje.

Koniec

Komentarze

Hej . Hmmm to chyba miały być zabawne historie, więc trochę się zdziwiłem. Zemsta całkiem straszna, choć Kasi chyba się nawet podobało ;). Pozdrawiam :)

Uhm… Jedyny komentarz, jaki przychodzi mi do głowy, to że nie za bardzo wiem, jak to skomentować. :\ Dziwne rzeczy się tu wydarzyły (pod drzewem o północy, hmhm, hmhm…). I tak, straszenie wyszło zdecydowanie lepiej niż bawienie – poniekąd dlatego, że gagi takie dość rubaszne są…

Bardjaskier , SNDWLKR

 

Na pewno utwór jest satyryczny. O to się nie martwię. Ale czy trafiłem w commedia dell arte?

Czego tu brakuje, a co powinno być?? Na przyszłość będę wiedział. Bo jestem trochę zielony :)

Jest ślub i perypetie, więc niewątpliwie dobrze. Natomiast ściąganie majtów, jako forma żartów, źle.

Oczywiście komedia ludowa zakłada pewną rubaszność, ale dla mnie jest zbyt dosadnie.

Nie wiem dlaczego, ale lektura tego opowiadania przypomniała mi fragment monologu T. Rewińskiego pt. “F.I.U.T”. Leciało to mniej więcej tak: “Horror Show. Chorą była baba, a show jej zrobił doktór”.

 

A wracając na grunty nieco bardziej przyziemne… Obawiam się, że humor, który nam zaserwowałeś Anonimie, zupełnie do mnie nie trafił. Rubaszno-fekalne żarty to niestety zupełnie nie mój klimat. 

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie.

Ambush , cezary_cezary

 

Nie wiem dlaczego jesteście tacy wrażliwy. Nie ma obleśnych opisów. A to co zrobił Roman nie było dla żartu, chciał zdobyć kobietę swego serca, a cel uświęca środki.

 

Ale cóż jesteście w większości i teraz zastanawiam się co jest ze mną “nie tak”. :(((

Anonimie, Twój komentarz jest, ujmując to delikatnie, mało elegancki. 

cezary_cezary

 

[usunięte odniesienie ad personam = PF], ja żyję pisaniem i takie coś co się stało to dla mnie cios.

Anonimie

 

Otóż ja wię kim jesteś

I proponuję przemyśleć modyfikację odpowiedzi tak, by nie była ad personam.

Zajrzę za parę godzin, czy przemyślenie wpłynęło na modyfikację treści komentarza, ok?

PsychoFish

 

Skoro jest aż tak źle, że postanowiłeś mnie postraszyć, to zmieniłem. Ale czekam na twoją opinie mojego tekstu.

Dostajesz upomnienie. Komentarz jest dalej ad personam.

 

 

Przeczytałam.

 

Przy okazji – uprzejmie proszę szanownych Autorów o zachowanie ducha swobodnej i przyjemnej zabawy, do której przystępujemy z własnej woli i zawsze możemy odstąpić. Kłótnie pod tekstami konkursowymi nie są mile widziane.

 

Dziękuję.

Przykro mi to pisać, Anonimie, ale ani historia, ani humor, niestety, nie przypadły mi do gustu. Jestem mocno zdegustowana lekturą. :(

Przepraszam regulatorzy naprawdę mi przykro. Następnym razem dwa razy się zastanowię jak coś napiszę.

Cóż, Anonimie, więcej rozwagi na pewno nie zaszkodzi.

Anonimie, tekst jest nie tyle rubaszny co prostacki. A cel NIE uświęca środków.

SPW

 

Ale co ze mną jest nie tak??? 

Nie wiem czy jest coś nie tak z Tobą. Ale na pewno nie wpojono Ci "wartościowych wartości".

Przeczytałem i komentarze.

Żarty w postaci ściągania komuś majtek, wywoływania rozwolnienia i rozdwojenia członka nie były, niestety, w stanie mnie rozbawić. Treść opowiadania mocno mnie zniesmaczyła :( 

AmonRa

 

dzięki, na przyszłość przemyślę jak zacznę coś pisać.

 

Pozdrawiam!!!

Nie wiem, jak to skomentować. Nie trafiło do mnie.

 

Prawy do lewego, sensu żadnego

 

Bardzo mi przykro, ale zupełnie nie o to chodziło. Nie lubię tego typu ojkofobicznych fabuł, więc mogę nie być obiektywna – ale tutaj fabuła, na ile jest, została pokazana w bardzo zwięzłym streszczeniu. Nie lubię też humoru („humoru”) toaletowego – może się czepiam, ale to pójście na łatwiznę, które nawet nie osiąga tego, co ma osiągać (nie śmieszy mnie. Ani trochę). "Humoru" seksualnego też nie lubię – zakończenie po prostu mnie zażenowało.

 

Streściłeś całość tak wydajnie, że postacie wyszły jednowymiarowe – wszystkich przedstawiasz z imienia i nazwiska, i to właściwie tyle. Przecież miałeś jeszcze mnóstwo miejsca! Czasami dodajesz też wiek, jak w kronice policyjnej. A, właśnie – kiedy przedstawiasz bohatera jako grzybiarza, ja widzę starszego pana – a kiedy potem nagle się dowiaduję, że ma dwadzieścia cztery lata, doznaję zawrotu głowy. Nie miał innej wymówki, żeby łazić po lesie i robić ludziom brzydkie kawały? Mirek wychodzi na histeryka – właśnie dlatego, że nie widać, jak odczuwa to upokorzenie, a kucharka, dodana w ostatniej chwili, wydała mi się zupełnie niewiarygodna (na wsi… współczesnej… u ludzi, o których po prostu nie wiem, czy są na tyle bogaci, żeby zatrudniać kucharkę…). Do posiłku podaje się wino, a kapsułkę można do jedzenia wrzucić, tak w ogóle. I dlaczego urządzanie synowi osiemnastki jest „dziwnym zwyczajem”? Zastrzeżenia, że ktoś np. nie ma telefonu komórkowego, są zbędne, kiedy radzi sobie inaczej (tj. kiedy ten brak nie zmienia niczego w fabule).

 

Masz problem z odniesieniem zaimków: „Roman Wiśnia był zapalonym grzybiarzem. Jego umiejętności w dziedzinie ich zbierania nie miały sobie równych” – tutaj zaimek "ich" w ogóle nie ma się do czego odnieść. Dalej: „powalił go silnym ciosem w szczękę. Ten poleciał do tyłu” – dlaczego cios poleciał do tyłu? I znowu: „widział Mirka ze swoją siostrą” – „swoją” odnosi się do podmiotu, do tego, kto widział; a Roman widział Mirka z „własną” siostrą (Mirka). I w sumie niewiele z tego wynikło, więc czemu Mirek nie miałby się kąpać sam? Albo z Katarzyną?

 

Raczej nie mówimy „jezioro o nazwie”, na pewno nie w normalnym rejestrze, i nie dajemy nazwy jeziora w cudzysłów. Interpunkcja jest cokolwiek przypadkowa („usłyszał hałas pluskania i śmiech”? Czy tu nie miało być przecinka?), język ogólnie bez wodotrysków. Zdania miejscami drewniane.

 

Jest ślub, jest plan – ale więzi jednego z drugim dość luźne. Nie jest nic a nic śmiesznie. Elementów punktowanych nie zauważyłam.

 

Tekst po wiwisekcji możesz dostać na dowolny adres, prześlij mi go tylko na priv.

Nowa Fantastyka