- Opowiadanie: kalinowski100mk - Rurarz Kromi

Rurarz Kromi

Wersja poprawiona po uwzględnieniu, przynajmniej części, ocen krytycznych przez czytających.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Rurarz Kromi

Mroczną ciszę przerwał krótki, acz intensywny brzęk. Powtórzył się jeszcze dwukrotnie nim duża, ciężka ręka trafiła w guzik uciszając go bezpowrotnie po czym pochwyciwszy go w dłoń, przysunęła do jasnych piwnych oczu oświetlonych zielonym światłem padającym z ekranu zegarka. ,,Godzina trzecia, pora wstawać i zbierać się do roboty, znowu’’ – pomyślał Kromi.

Odłożywszy elektryczny zegarek na miejsce, powolnym ruchem powstał ze swojej pryczy.

Nie zapalając oświetlenia, zrzuciwszy ubranie nocne, doczłapał się do łazienki.

– Światło przy lustrze – zabrzmiała komenda i pomieszczenie wypełnił ciepły blask jasnego, żółtego światła. ,,Wyglądam jakbym miał 40, a nie 28 lat – rzekł w myślach patrząc na swoje odbicie w lustrze – zresztą czemu się dziwić, widział ktoś pracownika kanalizacji wyglądającego na swój wiek? Ojciec, jak go chowali, wyglądał na osiemdziesiątkę, a nie na pięćdziesiątkę piątkę. Dobra dość gadania pora się zbierać ‘’.

Cała toaleta zajęła mu niecały kwadrans. Po jej opuszczeniu z jeszcze większym pośpiechem, ciągle

w mroku, ubrał się i skierował kroki do kuchni.

– Światło – matowe, bardzo jasne i blade wypełniło przestrzeń. Lampa dawała tyle światła że widać było, w ogólnym zarysie, całe pomieszczenie ze wszystkimi sprzętami i niewielkim oknem. Znając ten widok od lat szybkim ruchem otworzył lodówkę. ,,Hm, niewiele tu bogactw. Trochę żółtego sera, dwie kajzerki, sok i… O kawałek kiełbasy się jeszcze ostał’’. Kiełbasa i żółty ser szybko zniknęły

z półek. Bo choć głodny nie był zawsze wolał przed wyjściem z domu coś zjeść. ,,Po powrocie z pracy muszę wstąpić do sklepu i zrobić jakieś zakupy bo nawet chleba już brak’’ – wyrzekł w myślach. Popiwszy posiłek resztką, jak się okazało, soku zajrzał do swego pokoju. Zegarek wskazywał trzecią czterdzieści. Nie namyślając się wiele, założył buty, kurtkę, czapkę, chwycił torbę, zawczasu już najwidoczniej przygotowaną i opuścił mieszkanie.

 

&

 

W długim, mrocznym i jednostajnym korytarzu, oświetlonym przez trzy  żarówki stał wysoki, dość młody człowiek. W zielonkawej kurtce, takiż spodniach i dużych zimowych butach na grubej podeszwie sprawiał wrażenie większego i masywniejszego niż był faktycznie. Całości obrazu dopełniała zielonkawa czapka z daszkiem oraz sporej wielkości torba naramienna koloru nijakiego. Twarz jego choć kanciasta i ostra zdradzała cechy człowieka łagodnego i miłego w obyciu. Nie psuł tego spory zarost na brodzie, ani zbyt duży nos który powodował, że jasne oczy wydawały się mniejsze niż w rzeczywistości. Smoliste włosy wychodzące spod czapki dopełniały opisu.

Kromi, bo o nim mowa, opuściwszy i zamknąwszy mieszkanie kartą magnetyczną, obejrzał się na znajomy widok. Długi korytarz, którego jedynymi urozmaiceniami były drzwi wejściowe do mieszkań wraz z małymi lampkami oświetlającymi dzwonki z nazwiskami i numerami domowników, niewielkie okienko wychodzące na dwór z jednej strony oraz zakręt po drugiej stronie nie napawał człowieka optymistycznie. Zwyczajny korytarz w zwyczajnym bloku jego dzielnicy jakich wiele. Tylko zaduch

i sztynk był tu większy. ,,Cholerny zarządca, nakazał pozamykać komisyjnie okna i wali jak nie przymierzając w publicznym szalecie – zezłościł się w myślach – zasrany pociotek co niczego nie umie, ale posadkę dostaje na naszą niekorzyść’’. Takie to myśli krążyły w głowie gdy przesuwał się w kierunku środka korytarza gdzie znajdowały się windy i schody. Szybki rzut oka na obie drogi wyjścia

i już po chwili, przeskakując co trzeci schodek, pędził na dół ku wyjściu. Choć poruszał się niebywale szybko i pewnie, całość drogi zajęła mu z dziesięć minut.

 

 

&

 

Ciemność nocy rozjaśniana tylko ulicznymi latarniami, oraz neonami nielicznych reklam, wciąż trzymała świat. Na ulicach pusto, gdzie niegdzie tylko było widać wolno sunące ciemne postacie ludzi, znikających w drzwiach frontowych budynków. Ogromnych bloków zamieszkałych przez tysiące ludzi, spowitych w ciemnościach, nierozjaśnianych przez światła mieszkań. Lekki deszczyk zwiększał ponurą atmosferę świata i zimno. Kromi szybko posuwał się do upragnionego celu, naziemnej kolejki, nie zwracając uwagi ani na nielicznych przechodniów, takich samych jak on pracowników kanałów, ani na mrok i zimno. Doszedł na stację w momencie wjazdu pociągu i wraz

z innymi osobami zajął miejsce.

Krótki dźwięk, drzwi zamykają się z trzaskiem, pociąg ruszył. Szybko sunąc po torach, zatrzymując się tylko na wybranych stacjach powoli, ale systematycznie zbierał ludzi jadących do jednego celu. W samym środku non stop kurczyła się przestrzeń wolności oddzielająca człowieka od człowieka. Zmagał się gwar rozmów i ogólnego ludzkiego hałasu towarzyszącego każdemu zbiorowisku. Ludzie rozmawiali ze sobą, przekrzykiwali się i wymieniali najróżniejsze informacje typowe dla życia społecznego.

I trwało by to pewno do końca świata gdyby nie głos automatycznego komunikatu: Stacja końcowa prosimy o opuszczenie składów pociągu. Pociąg staną i pasażerowie momentalnie opuściwszy skład, udali się w dalszą drogę.

 

&

Na dworcu tłok był jeszcze większy. Jednocześnie nadjechały trzy pociągi które opuścił ogromny tłum identycznie ubranych ludzi. Znów dało się usłyszeć gwar powitań, odezw i zapytań, jak uprzednio w wagonie, tylko, że teraz zwielokrotniony przez liczbę uczestników. Również Kromi witał się

i zagadywał przechodniów wśród których nie brakowało jego znajomych i kolegów. Wszyscy oni podążali w kierunku olbrzymiego gmachu majaczącego na horyzoncie.

Wielka ta budowla, o kształcie prostokąta z potężnymi silosami na obu bokach, przyciągała ludzi jak lampa ćmy. Oświetlona mocno światłem była niczym małe słońce w mrocznej przestrzeni kosmosu. Przy otwartej na oścież bramie niektórzy przechodnie pozdrawiali ochroniarzy stojących na swoich miejscach. Po przekroczeniu bramy następował podział wchodzących i każda grupa ustawiała się w swoim ogonku do odpowiedniego wejścia. I tak pracownicy biur stawali na środku wielkiego placu przed gmachem, na lewo od nich tworzyła się kolejka elektryków, dalej techników. Na prawo komputerowców, rurarzy i szczurołapów.

Długa kolejka rurarzy wraz Kromim sprawnie posuwała się do przodu i nim się obejrzał stanął przed jedną z pięciu bramek wejść do gmachu. Odcisk kciuka i skan siatkówki oraz komunikat na tablicy: Paweł Nosiwoda RXXR 44051200001, rurarz. Zielone światło, głos automatu: potwierdzam, skinienie przyjazne ochroniarza stojącego przy bramce i już zbiegał na dół gmaszyska do szatni dla pracowników wraz z innymi.

Ogromna sala, poprzecinana rzędami metalowych szafek, z wielkim portretem imperatora na ścianie naprzeciwko drzwi wejściowych – idealnie oświetlonym w porównaniu do samego pomieszczenia, oraz ekranem telewizora podwieszonym u samej góry i nadającym non stop najróżniejsze newsy ze świata, pełna była ludzi i gwaru. Obecni dzielili się na dwie grupy, mniejsza to pracownicy niechybnie kończący swoją zmianę i szykujący się do powrotu do domu. Charakteryzowała ich powolność

w ruchach i ogromna chęć rozmowy. Zdecydowaną większość stanowili pracownicy pokroju Kromiego, nowoprzybyli na wachtę.

Szybko przecisnął się przez ciżbę ludzką i stanął przed swoją szafką. Odciskiem kciuka otworzył szafkę i zaczął się szybko przebierać w uniform rurarza. Sama czynność nie zajęła więcej jak kwadrans mimo przerywających co i róż pozdrowień i pytań skierowanych do towarzyszy.

Skończywszy całą czynność skierował swoje kroki ku przeciwległym drzwiom prowadzącym w głąb długiego korytarza oświetlonego bladożółtym światłem za którym zaczynała się jego praca.

 

&

 

Opuszczając długi i słabo oświetlony korytarz rurarze wchodzili do ogromnej jasno oświetlonej hali. Wielka hala witała swych pracowników ogromnym holograficznym portretem Imperatora oraz jasnożółtym łacińskim napisem ,,Bez pracy nie ma kołaczy’’. Poniżej napisu znajdował się ekran

z informacjami do którego stanowiska każdy rurarz powinien się udać. Na samym dole na planie pierwszym, przy wejściu do rur, stały, przymocowane do podłogi, pulpity wraz z obsługującymi je pracownikami w liczbie pięciu, za nim zaś otwierały się szarawe otchłanie owalnych wejść do przewodów kanalizacyjnych miasta. Na lewo od wejścia widać było, na sporej wysokości, przeszklone pomieszczenie, w którym wprawne oko dostrzegało pracowników administracji i zarządu Kombinatu ślęczących nad monitorami i kontrolujących przebieg pracy. Całości tego obrazu dopełniały metalowe schody i mała winda pozwalająca kontaktować się osobiście z pracownikami na dole.

Kromi znając na pamięć wygląd hali od razu, po wejściu, skierował wzrok na tablicę rozdzielczą by odnaleźć swoje stanowisko. Czujniki zainstalowane we framugach wejściowych szybko i bezbłędnie odczytywały wchodzących i przypisywały ich do odpowiedniego stanowiska zawczasu już wyznaczonego przez górę. Dzięki temu już po chwili stał w kolejce do stanowiska numer trzy. Nim się obejrzał stał już przed pulpitem i nadzorcą. Kolejny już raz powtórzyła się historia z identyfikacją.

– Paweł Nosiwoda RXXR 44051200001, witam Kromi – rzekł stanowczym acz miłym głosem nadzorca Eliasz.

– Witam Nadzorco Eliaszu – odrzekł.

– Oto twój sprzęt – odparł tamten – tablet do zaznaczania napraw i miejsc wymagających specjalistów oraz skauter do poruszania się w labiryncie. Sprawdź czy działają – rzekł podając wymienione sprzęty. Posłusznie wykonał polecenie odpalając tablet i zakładając skauter na lewe oko.

– Wszystko w porządku, diody się palą, ekrany jasne i czytelne.

– Bardzo dobrze. A oto twoje torby. Pierwsza z maską i filtrami. Trzy filtry na trzy doby do tego jeden zapasowy na wszelki wypadek. Druga z tabletkami, lekarstwami oraz z żywnością. Masz pięć tabletek z kwasem oraz 7 tabletek do filtrowania wody. Ampułkę medyczną wraz z wilgotnymi chusteczkami do otarcia twarzy i rąk. Na żywność składają się suchary, 3 konserwy rybne, konserwa suszonych warzyw i owoców. Do tego rewolwer z 5 nabojami Colt 7S. Zgadza się.

– Tak

– Świetnie. Otrzymałeś przydział: Podkład 3B, Sektor 8.

– Oj.

– Co się stało?

– Mroczno tam panie Nadzorco i dość strasznie – odrzekł Kromi.

– Chyba nie boisz się chłopcze ciemności?

– Bałem się jak byłem dzieckiem, później przestałem, a teraz znów się boję.

– Słusznie, dzięki temu pożyjesz dłużej. Dobra, skoro wszystko się zgadza, możesz ruszać.

– Dziękuję – rzekł i wszedł do rury numer trzy.

 

&

 

Owalna rura, znacznie przewyższająca człowieka, początkowo była dobrze oświetlona i dość czysta. Im dalej jednak zapuszczał się w głąb labiryntu tym robiło się mroczniej, brudniej i coraz bardziej wilgotno. Wrażenia te były potęgowane również przez coraz większą ciszę jaka zaczynała panować. Początkowy gwar dochodzący z hali oraz od towarzyszy zaczął z wolna, a następnie coraz szybciej ustępować szumowi rur, kapaniu wody oraz odgłosowi plasknięć butów, na pokrytej szlamem podłodze korytarza. Również powietrze uległo daleko idącej zmianie. Świeże i w miarę dobre, ustąpiło ciężkiemu i wilgotnemu, w miarę posuwania się w głąb tunelu.

Skauter prowadził Kromiego bezbłędnie poprzez gmatwaninę zbiegających się i rozchodzących korytarzy. Początkowo nawet nie był potrzebny, na pamięć znał korytarze, od dziecka w nich bywał i mocno się z nimi związał podobnie jak jego ojciec, dziadek i reszta poprzedników. Mimo wszystko doceniał te urządzenie, składające się z zausznika zaczepianego za ucho wraz z przezroczystym ekranem, na którym wyświetlały się informacje, zasłaniającym oko. Dzięki skauterom nie potrzebował używać nawet latarek, odruchowo zapalił jednak lampę na hełmie tak jak czyniono to jeszcze dwadzieścia lat temu, nim skautery weszły do powszechnego użytku.

W pewnym momencie zatrzymał się. Powietrze zaczęło się robić gryzące. Szybko założył maskę do oddychania i pomknął wzdłuż ścian w znanym sobie kierunku. Po kilku minutach dobiegł do otwartej dziury, w której znajdowała się metalowa drabina prowadząca na dół. Zjechał na niższy poziom i pomknął dalej nie zatrzymując się ani na chwilę. W mrocznych korytarzach nie słychać było niczego. Jedynie dudnienie kroków rozpraszało ciszę. Jeszcze kilkakrotnie skręcił i zjechał na inny poziom gdy do jego uszu doszedł, ledwo słyszalny, pisk. Zatrzymał się i nasłuchiwał. Gdy usłyszał go ponownie odwrócił głowę w kierunku skąd ten pisk pochodził. Oczom ukazały się najpierw czerwone ślepia, a następnie cały ich właściciel. Niewielkich rozmiarów szczur w odpowiedzi na promień światła który go objął czmychnął czym prędzej w jedną ze szczelin tunelu. To był dobry znak. ,,Jeśli jest szczur to można normalnie już oddychać ‘’ – pomyślał po czym zdjął maskę i schował ją do torby. Powietrze choć ciężkie i wilgotne nadawało się do oddychania, znak to, że minął jedną z wielu tzw. ,,sal’’ gdzie powstawały trujące gazy niebezpieczne dla żywych istot. Sal które co i róż zmieniały swoje miejsca, na skutek czy to działań robotników, czy powolnego ruchu mas powietrza, a może czegoś innego – któż to wiedział, podziemia rządziły się swymi prawami jakże innymi od tych na powierzchni, a człowiek mógł tylko je uszanować.

Spojrzał na szkiełko skautera. Według niego szedł już godzinę, pozostało mu do pokonania ok. 700 metrów do celu. Chwilę pogrzebał w torbie. Wyjął z niej opakowanie z kapsułkami kwasu. ,,10 godzin spokoju, trzeba brać, rady nie ma’’ – rzekł w myślach. Szybko wyjął jedną kapsułkę i połknął momentalnie. Błoga przyjemność rozlała się po ciele, likwidując uczucie głodu i pragnienia. Chwile jeszcze stał rozkoszując się tym uczuciem po czym ruszył w dalszą drogę.

 

&

 

Dotarłszy do miejsca przeznaczenia od razu wziął się za pracę. Dzięki pomocy tableta oraz skautera od razu zlokalizował miejsce naprawy i w niewiele czasu ukończył swoją pracę, przesuwając się następnie w labiryncie korytarzy z jednego punktu do drugiego. Wysoko zaawansowane gadżety pozwalały z niezwykle precyzyjną dokładnością zlokalizować usterki, czy to w rurach kanalizacyjnych, obudowie kanałów czy rurach z kablami wysokiego jak i niskiego napięcia i podjąć natychmiastową naprawę. W przypadku braku możliwości naprawy na miejscu, przez zwykłych rurarzy, na tablet nakładano dane o miejscu i rozmiarach usterki, a dzięki połączeniu z centralnym komputerem, ekipa specjalistów bezbłędnie potrafiła przybyć we wskazane miejsce i dokonać bardziej skomplikowanych operacji.

Praca paliła mu się w rękach i nie zauważył nawet jak szybko mknął czas i jak dużą odległość w międzyczasie przebył. Ciemne, wilgotne korytarze co i róż zmieniały się. Raz wąskie, wymuszające na człowieku nienaturalną postawę, za chwilę poszerzały się i tworzyły swoiste sale, jakie ongiś można było spotkać w pałacach monarszych, a ówcześnie w domach ludowych lub ważniejszych komisariatach. Wszystkie obślizgłe od wilgoci i brudu, z zatęchłym powietrzem i nieczystościami spływającymi tu z powierzchni. Krwioobieg miasta, jakże podobny do ludzkiego. Nieznany ludziom na powierzchni bez którego jednak nie mogło funkcjonować żadne miasto.

 

&

 

Niepokojący dźwięk zastał Kromiego przy końcu pracy. Zakończył właśnie pracę nad uszczelnianiem złącza trzech rur z ciepłą wodą i w chwili gdy odkręcał zawór posłyszał niezwyczajny dźwięk.

Szybki obrót i staną twarzą w twarz z ciemnością gęstą jak smoła, zalegającą korytarz i choć ani oko ani światło nie dawały rady rozproszyć mroków tunelu, skauter działał niezawodnie. Brak jakiegokolwiek ruchu nie uspokoił go. Ileż to razy nasłuchał się o tajemniczych dźwiękach, które zlekceważone dopełniały dni rurarzy. Rurarzy których ciała odnajdowano nieraz po kilku tygodniach, a nawet latach lub wcale. Ciałach które raz wyglądały jakby ich właściciel zasną tylko, innym razem pożarte przez pleśń, a jeszcze innym nie do poznania bez badań genetycznych. Nie zlekceważył zagrożenia.

Stał cicho w pełnym skupienia oczekiwaniu i nawet nie zauważył jak ręka jego automatycznie powędrowała do kabury. Po chwili znów dało się słyszeć odgłos, jakby ocieranie się metalu o metal, a może ciężkiego stąpania po metalowe kracie? Napięcie wzrastało. Ciało w denerwującym oczekiwaniu przygotowywało się do nadchodzących wydarzeń. Wraz z nim potęgował się hałas. Aż w końcu zaledwie trzy może cztery metry od niego dało się słyszeć chrobot i zgrzyt.

Zamarł w bezruchu, z jedną dłonią na rewolwerze gotowym do strzału. Nagle w zasięgu światła lampy zauważył spadający przedmiot. Za nim z góry poleciał kolejny i nim się obejrzał, jakaś istota wynurzyła się z górnego otworu i wskoczyła do tunelu.

Ciemna jak mroku tunelów momentalnie odwróciła się do rurarza. Chwilowe zaskoczenie, jakby nigdy nie widziała człowieka, ustąpiło raptownie radości na czarnej twarzy. Kromiemu kamień spadł

z serca. Przed sobą miał nie kogo innego jak starego przyjaciela, szczurołapa Georgija ubranego

z ciemnobrunatny kombinezon, z butami takiego samego koloru i czapce. Ogromny skórzany pas łączył kurtę kostiumu ze spodniami. Brunatna, przewieszona przez głowę, torba zwisała mu z lewej ręki. Cały pokryty był brudem kanałów.

Od niepamiętnych czasów rurarze i szczurołapy tworzyli jeden cech, jedno bractwo. Normą były małżeństwa w tej grupie ludzi. I jak w niejednym domu syn rurarza zostawał szczurołapem, a córka wychodziła za łowcę szczurów, tak samo było w domach szczurołapów. Razem żyli, razem działali i nierzadko razem umierali. Jedni naprawiali kanalizację, by nieczystości nie zalegały na powierzchni i by czysta woda dochodziła gdzie trzeba, a drudzy walczyli ze szczurami. Zmorą rodzaju ludzkiego od niepamiętnych czasów. Walczyli, zwyciężali lub ginęli, czy to od potopu nieczystości dostającego się do kanalizacji, awariach rur czy w walce z piskliwym wrogiem. Taki ich był los, taka cena za funkcjonowanie ludzkiego osiedla na powierzchni.

– Czy mnie oczy nie mylą czy to mój towarzysz Kromi? – rzekł Szczurołap podnosząc z ziemi swoje pakunki.

– Georgii, napędziłeś mi strachu bracie – odrzekł Kromi chowając broń do kabury.

– Aż tak?

– Wiesz jak to jest w kanałach. Nigdy nie wiesz co się kryje w mroku. A co tam masz za pakunki? – rzekł wskazując na jego ramię.

– Masz rację. Chwila nieuwagi i znikasz na zawsze. A o tym mówisz. Skórki szczurów. Ostatnio ceny poszły w górę więc dużo więcej czasu poświęcam na ich zdobywanie.

– A jakie są teraz ceny? Bo sprzedajesz do rzemieślnika czy naszemu nadzorcy?

– 20 zł za skórkę sobie liczą. Wiesz jak to jest baby lubią futro, a skoro nie stać ich na norkowe to chociaż pochodzą w szczurzych – zaśmiali się obaj – Eliaszowi, nie dopuści by mu się żyła złota urwała. Co o nim mówić to mówić, ale łeb do interesów to ma.

– Słuchaj Kromi mam pytanie. Już czwarty dzień żem w kanałach i tylko kapsułki mi pozostały, nie masz czegoś wartościowego do jedzenia? Hę?

Na te słowa, zapytanemu, zajaśniała twarz od uśmiechu. Otworzył swoją torbę i oczom szczurołapa ukazały się istne bogactwa. Znajdźmy tylko jakąś kwaterę to się pożywimy – rzekł Kromi.

– Żaden problem, jedna jest niedaleko. Chodźmy.

Ruszyli teraz we dwóch.

 

&

 

Fosforyzujące, żółte światło oświetlało niewielkie pomieszczenie zbudowane z czerwonych cegieł pokrytych głównie zieloną naroślą i śladami dezynfekującymi pleśń. Wielkości normalnego pokoju składało się z metalowego, niesamowicie brudnego lub zapleśniałego, stołu przytwierdzonego śrubami do ściany po prawej stronie od wejścia. Między stołem a wejściem znajdował się niewielki generator elektryczny z dużą korbą, zapewniający oświetlenie pomieszczenia i kanistrem z palnym olejem. Obok niego stał metalowy, rdzą pokryty taboret. Za stołem, przytwierdzona do ściany, znajdowała się metalowa ława, identycznie przytwierdzona do ściany. Ława ta wyściełana starym materacem i kocem służyła jednocześnie za miejsce spoczynku. Po przeciwnej stronie stołu znajdowała się niewielka umywalka z kranem i mała rurka ciepłownicza. Obok niej zaś niewielkie zagłębienie w ścianie w którego wnętrzu znajdował się ustęp oraz zasłaniająca go kotara. Całości pomieszczenia dopełniała ogromna, masywna, podwójna krata zamykana na kłódkę.

Pomieszczenie to było jednym z wielu tego typów budowanych przez i dla pracowników kanalizacji wraz postępującą rozbudową miasta i jego podziemnego systemu. Choć brudne i nieprzyjemne spełniało swoją rolę swoistego sanktuarium w mrokach i otaczającej zgniliźnie.

Dwie osoby siedzące przy stole nie zważały na wszędobylski brud. Kromi i Szczurołap rozkoszowali się ucztą jaką zapewniały suchary oraz konserwy. Dla nich sanktuarium było miejscem bezpiecznym i przyjemnym. Nasyciwszy żołądki oddali się typowo ludzkiej gadaninie.

– Więc mówisz, że trzy dni masz sztychy?

– Zgadza się mój drogi – odrzekł Kromi zaciągając się papierosem których pokaźną ilość miał Gierogij przy sobie – Trzy dni wytężonej pracy i do domciu, o ile wszystko pójdzie dobrze.

– A co ma nie pójść. Ty stary rurarz dasz radę.

– Lepsi ode mnie tu przepadali nie zachowując ostrożności. Więc wolę być czujny. A powiedz mi, kiedy wracasz na powierzchnię?

– Według skautera jutro – odrzekł Szczurołap pochylając się do korby generatora i intensywnie nim kręcąc by światło znów zabłysło właściwym blaskiem – moja wachta trwa pięć dni i jutro ją kończę. Wreszcie człowiek wróci do domu i doprowadzi się do normalnego stanu.

– Tak to prawda. Sam tu jestem niecały jeden dzie… – Kromi nie dokończył zdania gdy obydwaj usłyszeli za sobą nieznany hałas.

Obaj ramię przy ramieniu stanęli u wylotu pomieszczenia i skierowali oczy w mrok. Gęsta ciemność nie pozwalała odkryć tego co czaiło, o ile się czaiło, w jej wnętrzu. Na nic oczy rurarza i szczurołapa, przywykłe od dziecka, do ciemności wysilały się by wydrzeć jej tajemnice. Nic nie było widać. Mrok zdawał się być nie poruszony. Skautery również milczały jakby nic się nie działo. Powinni byli powrócić do przerwanej rozmowy, ale instynkt ludzi kanałów nie dawał im spokoju. Czuli, że coś w tunelu było i również ich obserwowało. Coś nieludzkiego i wrogiego. Coś czego nie umieli nazwać. Czające się w mroku który był jego domem i zapewniał mu bezpieczeństwo, a także życie.

Wtem oczy zaobserwowały lub tak myślały, że zaobserwowały, niezwyczajny ruch na końcu korytarza, oświetlonego niknącym blaskiem światła z pomieszczenia. Był tak szybki, że oko ludzkie tylko zasygnalizowało jego ruch, a same skautery ledwo piknęły i straciły go z oczu. Stali tak jeszcze przez chwilę, w przytłaczającej ciszy nie naruszając jej. Ciągle obserwowali miejsce w którym wydało im się, że dostrzegli jakiś ruch. Przez myśl przelatywały im najróżniejsze opowieści, o dziwnych istotach jakie miały czaić się w mrokach i odpowiadać za śmierć tylu pracowników kanałów. Kanałów które na skutek powiększania się miast na powierzchni rozrosły się do monstrualnych rozmiarów i objęły podziemia niedotknięte nigdy wcześniej ludzką nogą. A na tej swoistej terra incognito miano spotkać zagrożenia o których krążyły legendy, ale na istnienie których dowodów brakowało. Ci którzy przynieśli te wieści, dawno już pomarli, a ich relacje bardziej podobne były do bajań ludzi obłąkanych nisz zdrowo myślących. Właśnie przez te na poły zabobonne opowieści dano ludziom broń do obrony. A w każdym razie tak głosiły opowieści starszych wiekiem braci cechowych. Jak było naprawdę? Tylko Bóg to wiedział. Coraz dłuższą ciszę pierwszy przerwał Kromi.

– Widziałeś to co ja? – nikt mu nie odpowiedział – Georgij! Widziałeś?

– Nie wiem co widziałem i czy coś widziałem. Wiesz przecie, że ludzkie oko jest zawodne i czasami płata nam figiel za figlem. W mrokach gdzie niewiele widzimy często się nam wydaje coś zobaczyć gdy w rzeczywistości nic tam nie ma.

– Skautery jednak zasygnalizowały ruch.

– To tylko małe komputery. Zawodne jak każda technologia. W kanałach często coś namierzają, a później okazuje się to tylko oparem gazów lub szczurem – odrzekł Szczurołap.

– Sporo racji w tym co mówisz, ale na wszelki wypadek zamknijmy sanktuarium na klucz. Tak dla pewności.

– O tym samym pomyślałem – odrzekł Szczurołap i zaciągnął obie kraty. Zamknął je na kłódkę i położywszy klucz na specjalnym wgłębieniu na stole udał się wraz z Kromim na spoczynek.

 

&

 

Sen przebiegł spokojnie. Mrok gęstniejący z każdą chwilą, wraz z wyczerpywaniem się energii z akumulatora, nie zakłócił dwóm ludziom spoczynku. Czy w tym czasie mogli być w niebezpieczeństwie? Czy coś się w mroku czaiło? Czy tamto co widzieli lub tak myśleli, powróciło? Któż to wie? Potężna krata sanktuarium zapewniła im kilka godzin wytchnienia i odpoczynku, tak potrzebnego każdemu człowiekowi.

Gdy obaj wstali skauter Kromiego pokazał, że odpoczynek trwał 5 godzin. Mrok kanałów, po za sanktuarium, choć ciągle gęsty nie wydawał się już tak straszny jak przed snem. Ani oczy, ani skautery, ani przeczucia nie biły na alarm. Ciemność po prostu była ciemnością z całym jej śmierdzącym, wilgotnym dobrodziejstwem.

Razem spożyli pozostałości po wcześniejszej uczcie i po otwarciu kraty, życząc sobie najlepszego udali się każdy w swoją stronę. Szczurołap w kierunku wyjścia. Kromi natomiast w otaczający go smolisty mrok gdzie miał ciągle jeszcze kontynuować swoją wachtę nie pomny na zagrożenia jakie niosły ze sobą kanały.

Koniec

Komentarze

Cała toaleta zajęła mu niecały kwadrans. Po jej opuszczeniu z jeszcze większym pośpiechem, ciągle w mroku, ubrał się i skierował kroki do kuchni swego mieszkania.

Tu mały zgrzyt, bo jedna toaleta ma inne znaczenie niż druga, a używasz ich jako tej samej.

Jak facet wstaje i idzie do kuchni, to zwykle do swojej;) Mieszkanie nie ma na własność kuchni.

 

 

Imiesłowy były nieco frustrujące. Czyli staraj się nie nadużywać kupiwszy, zabiwszy i przeczytawszy.

 

– Światło nad kuchenką – matowe, bardzo jasne i blade światło wypełniło przestrzeń nad trzema elektrycznymi palnikami.

 

Masz błędny zapis dialogu. Tu znajdziesz poradnik: https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Opis kuchni wywaliłabym poza dialog. Dodatkowo w kolejnym akapicie go powtarzasz.

 

 

Całość dopełniało pojedyncze okienko z żółtawą firaneczką zawieszoną w jego połowie.

 

 

Kromi znający ten wygląd od lat szybkim ruchem otworzył lodówkę.

Raczej znający ten widok/to pomieszczenie.

 

chwycił swoją torbę, zawczasu już najwidoczniej przygotowaną i opuścił swoje mieszkanie.

To nie wiedział, że przygotował?

Zaimkozę masz dość mocną.

 

W długim, mrocznym i jednostajnym korytarzu, oświetlonym przez co trzecią żarówkę stał wysoki dość młody człowiek.

Raczej nie był oświetlony przez co trzecią, tylko na korytarzu świeciła się co trzecia.

 

Jaka to jest ostra twarz?

 

Smoliste, czarne włosy wychodzące spod czapki powodowały wrażenie większej łagodności.

Czyli łysi są agresywniejsi?;)

Smoliste i czarne to masło maślane.

 

Kromi, bo o nim mowa, po opuszczeniu swego mieszkania i zamknięciu go kartą magnetyczną, obejrzał się na znajomy widok.

 

Długi korytarz, którego jedynymi urozmaiceniami były drzwi wejściowe do mieszkań wraz z małymi lampkami, które dawały tyle światła, że widać je było i nic po za tym.

Chciałabym zobaczyć drzwi z lampkami…

 

Przy dzwonkach z nazwiskami i numerami domowników, niewielkie okienko wychodzące na dwór z jednej strony oraz zakręt po drugiej stronie nie napawał człowieka optymistycznie.

 

To raczej są nazwiska mieszkańców, a numery mieszkań.

 

Szybki rzut oka na obie drogi wyjścia i już po chwili, przeskakując co trzeci schodek, pędził Kromi na duł ku wyjściu.

Nie musisz pisać wciąż imienia. Bohater jest jeden (póki co), więc się nie pogubimy.

 

 

 

– Pawle to ty? Co tak pędzisz?

– Alek, tak wcześnie rano. Czyżbyś wracał do domu? – odrzekł Kromi nie udzielając odpowiedzi na pytanie.

 

Strasznie sztywna ta rozmowa. Takie wypowiedzi z wołaczami występują raczej u staruszków, a nie wśród młodych chłopaków. 

 

 

 

– Zgadza się trzy dni w kanałach[,] jak babcię kocham. Norma.

 

gdzie niegdzie

Razem piszemy.

 

w wejściach bloków. Ogromnych bloków

Powtórzenia utrudniają czytanie, a bloków można zamienić chociażby na budynków.

 

Szybkim chodem doszedł na stację w momencie gdy pociąg wjeżdżał na nią i wraz z kilkoma innymi osobami zajął w nim miejsce.

wjeżdżał pociąg będzie brzmiało lepiej.

 

Szybkim krokiem, nie chodem.

 

Krótki dźwięk, drzwi zamykają się z trzaskiem, pociąg rusza.

Czemu nagle czas teraźniejszy?

 

Wzmagał, nie zmagał. Bo zmagać można się z problemem.

 

Pociąg staną[ł]

 

Mam wrażenie autorko, że dopiero rozpoczynasz przygodę i pewnie jeszcze wiele pracy przed Tobą.

Masz mnóstwo błędów wszelakich i opowiadanie wymaga poprawy.

Sugerowałabym na przyszłość głośne czytanie, bo wtedy wyłapiesz niektóre niezręczności.

Unikaj zaimków i sprawdzaj znaczenie słów i zapis, bo bywa z tym kłopot.

 

Podoba mi się natomiast, że zamiast opisywać kolejnego wiedźmina w karczmie na rozstajach, czy samotnego kosmonautę, wymyślasz coś oryginalnego. Na pewno własnymi pomysłami bardziej zainteresujesz czytelnika, więc kierunek jest słuszny, tylko trzeba pracować nad warsztatem.

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć, wybacz że będzie w ciągu ale przez najbliższe dni brak dostępu do laptopa. Zdania mocno udziwnione. Robisz to, co wielu piszących na początku. Na siłę próbujesz koloryzować i układać nietuzinkowe zdania. Problem w tym, że póki nie jest się na odpowiednim poziomie i nie ma się wyrobionej swobody w pisaniu, takie próby zazwyczaj nie wychodzą dobrze. Czasami prościej, znaczy lepiej. Co do historii, pomysł jest, ale nie do końca wykorzystany według mnie. Dużą część opowiadania zajmują opisy prozaicznych i niewiele wnoszących do fabuły czynności. Przydałoby się też chociaż odrobinę więcej informacji o świecie, bo w zasadzie w tych 25k znakach nie dowiedziałem się, po jakiego grzyba oni wszyscy w sumie łazili po tych rurach. Naprawiali kanalizację z tych wielotysięcznych bloków? Z rzeczy irytujących: po co opisywać tak dokładnie wymiary pomieszczeń, rur etc.? Czy jakby ściana w sali była o metr krótsza, to coś by to zmieniło? I na koniec najważniejsze: KTO, na wszystkich bogów, trzyma KAJZERKI w lodówce!?

Brak wielu przecinków i błędy ortograficzne przeszkadzały w czytaniu. Za dużo tych usterek, żeby je wskazywać. Znajdziesz sama, gdy przeczytasz powoli swój tekst. Wprowadź poprawki sugerowane przez czytających i nie zrażaj się krytycznymi uwagami. Następny tekst będzie lepszy. :)

Witam.

Opowiadanie czytało się całkiem dobrze, rurarz i szczurołap są głównymi bohaterami. O ile o rurach kanalizacyjnych wiem tyle, że kiedyś jako dziecko wszedłem do takiej, to temat szczurołapa mnie zaciekawił. Kiedyś oglądałem film dokumentalny o człowieku, który tępieniem szczurów zajmował się zawodowo. Polegało to na tym, że na początku sypał pożywienie. Szczury wysyłały chorego osobnika, żeby sprawdził przydatność pokarmu. Potem pokarm zaczynały jeść wszystkie. Wtedy szczurołap sypał truciznę, i gryzonie ją jadły, mimo że widziały, jak ich towarzysze umierają. No ale jest jedno ale. W społeczności szczurów istniała ,,elita’’, która na tą sztuczkę nie dawała się nabrać, około dziesięć procent gryzoni. Te wytępić było najtrudniej, a tępiciel musiał je wybić do nogi.

Jeżeli dobrze pamiętam, to raz piszesz ,,Szczurołap’’, w innym miejscu ,,szczurołap’’, przydałoby się pisać konsekwentnie.

Pozdrawiam.

Feniks 103.

audaces fortuna iuvat

trwało by to – trwałoby to. Razem piszemy.

diody się palą. Oj ! Lepiej, żeby się nic nie paliło. – diody świecą.

staną twarzą w twarz – stanąŁ twarzą w twarz

ich właściciel zasná tylko – ich właściciel zasnąŁ tylko

itd

oczy zaobserwowały lub TAK MYŚLAŁY, że zaobserwowały …. Oczy nie myślą.

terra incognitO – terra incognitA

@feniks103 : nie TĄ sztuczkę, lecz TĘ sztuczkę

A ja doceniłam koncept;(

W sumie nic dziwnego, lubię radzieckie SF;)

Lożanka bezprenumeratowa

Przyciągnęło mnie zawarte w tytule odniesienie do “Miasta na górze” Bułyczowa. Przeczytałem tekst wystarczająco uważnie, by dostrzegać dość niestety liczne potknięcia, ale powtórzę za kimś z już komentujących: na początku to prawie norma. Dlatego odrzuć smętne myśli w rodzaju “no nie, nic z tego, nie umiem”, i pomyśl, że jeszcze nie umiesz wszystkiego, co umieć należałoby. A tego można się nauczyć, co poświadczą niejedni.

Suchawy ten tekst, jeśli o fabułę idzie. I, co gorsza, zostawia czytelnika z niedosytem. Rozbudzasz apetyt napomknieniami i tajemniczych stworach, o zaginięciach ludzi, i urywasz tam, gdzie powinien znajdować się prawdziwy początek historii. Kromiemu pozostały dwa dni wachty i te dni powinny być, moim zdaniem, opisane jako ciekawsze od zbiegania po schodach i jazdy pociągiem, bo rzeczone napomknienia, zgodnie z zasadą Czechowa, powinny Kromiego “zderzyć” z chociaż jednym tajemniczym stworem, upiorem, widmem itd, itp.

Pozdrawiam, powodzenia życzę.

Nowa Fantastyka