- Opowiadanie: SadButTrue - 'Roj' cz. 2

'Roj' cz. 2

Druga część przygód Roja... będę bardzo wdzięczna za komentarze:) chciałam wysłać do betowania, ale nie wiem do końca jak to udostępnić, będę wdzięczna za pomoc

Oceny

'Roj' cz. 2

 

– Mężu, skąd w tobie tyle złości?

 

– Albowiem kolejny raz uświadomiłem sobie jak mało rozumiesz.

 

– Co za powód głupi. Ktoś to jeszcze wykorzysta przeciwko nam, zobaczysz. Pewnego dnia przyjdą i zapytają, który to małej wiary, a ja nie umiem kłamać, powiem jak na spowiedzi. Powiem, słyszysz?

 

– Kobieto zamilcz! – wrzasnął, a jego twarz przybrała purpurowy kolor. – Co za bestia! Bestia z ciebie nie kobieta! Gdzie się podziała ta cicha, czuła? Ta moja pierwsza i ostatnia… – zaciął się.

 

– Pierwsza i ostatnia? O czym tym mówisz człowieku małej wiary! Jeszcze całkiem niedawno zbierałam z ziemi twoje pogruchotane kości. Kara za zuchwalstwo i zarozumialstwo, pychę i chorobliwą ciekawość. Do dziś chodzą po mieście ploty, że to przez ciebie głaz spadł na świątynie Laury. I jak się z tym czujesz? O taką reputację ci chodziło? Nasza rodzina szykanowana. Czasami zbiera mi się na płacz, jak widzę ich spojrzenia, pełne pogardy. A przecież dobrą jestem kobietą, kucharką, sprzątaczką. Za jakie grzechy? Dlaczego nie możesz być jak wszyscy Roju? – błagalnie dopytywała. – Co stoi na przeszkodzie? 

 

– Mam już dosyć tej rozmowy. – Mężczyzna w pośpiechu opuścił izbę. Tracił siły. Czuł pustkę wymieszaną ze złością. Kobieta miała trochę racji w swoich teoriach. Pytania dręczyły i nie dawały spokoju. Każdy dzień był okupiony cierpieniem. Roj czuł ból na myśl, że tak mało rozumie. Nie chciał popełnić tego samego błędu. Pomysł z drabiną był ogromnie naiwny i zostawił jedynie siniaki na udzie, guz na głowie i wielkie rozczarowanie w sercu.

 

Roj postanowił wyjść na miasto. Ociężałym krokiem podążał w kierunku, znienawidzonej przez Garantierczyków kobiety o imieniu Minera. Roj nie był przekonany do swojego pomysłu, gdyż osoba ta była pełna przeciwieństw. Tajemnica towarzyszyła jej imieniu, na temat którego krążyły legendy. Dla niektórych nie była człowiekiem, a jedynie złym duchem, który przybierał ludzką postać. Wszystko po to, aby w mniemaniu mieszkańców, siać postrach. Prawdopodobnie jednym z największych przewinień kobiety była jej notoryczna nieobecność w bramach świątyni Laury. To wykroczenie rzucało się cieniem na wiarygodność Minery. Poza tym kobieta unikała rozmów z sąsiadami. Sprawiała wrażenie oziębłej i zdystansowanej. To budziło niepokój. Owiana tajemnicą kobieta, stanowiła zagrożenie dla innych. Jej zagadka przyciągała i była pożywką do plotek dla znudzonych gospodyń.

 

Roj bił się z myślami. Wciąż nie był pewien swej decyzji, ale nogi uporczywie prowadziły go wprost do chaty Minery, jak gdyby siła wyższa przejęła nad nim kontrolę.

 

– Oby to było warte tej wędrówki. Dzisiaj jestem w wyjątkowo podłym nastroju – mówił do siebie. 

 

Zamyślony poruszał się jednostajnym, spokojnym krokiem. Nagle ulicę spowiła mgła i zewsząd duszący zapach spalenizny. Smród był nie do zniesienia. Roj zaczął kaszleć i ciężko oddychać.

 

Im bardziej mgła gęstniała tym bardziej Roj rzęził i chrząkał. Mężczyzna pomyślał nawet, że to eksperyment Bardajuszy i oto właśnie nadszedł jego koniec. Roj zapłakał w myślach nad swym losem, aby po chwili stanąć w osłupieniu przed porośniętą mchem chatą. Drewniana konstrukcja nie przypominała swym wyglądem okazałych domostw z miasta. Była ich przeciwieństwem. Brudne okna i popękane drzwi przyprawiały o dreszcze. Mgła rozrzedziła się, a nieprzyjemny zapach ulotnił wraz z nią. Mężczyzna poczuł ulgę.

 

– Święta Lauro, żyję! – wrzasnął, po czym zawstydził się na myśl, że ktoś mógł go usłyszeć. Tego, który przecież powątpiewa i za nic ma sobie świętą księgę i jej przykazania.

 

Drzwi chaty nagle rozpostarły się, a oczom Roja ukazał się przedziwny widok. Mężczyzna zobaczył opasłego olbrzyma grzejącego się nad piecem. W jego dłoniach bezwiednie leżała kura, jakby właśnie uszło z niej życie. Olbrzym nucił coś pod nosem bawiąc się pierzem zwierzęcia. Na rozgrzanym blacie stał gar z gotującym się wywarem. W chacie unosił się zapach krwi, naci oraz soli. Roj na powrót poczuł mdłości. Kuchenna woń wwiercała się bezlitośnie w jego nozdrza. Niespodziewanie wybiegł z izby, stanął w progu i zamknął oczy.

 

– To tylko sen. Nie ma olbrzymów. To tylko zły sen – przekonywał sam siebie – tylko sen.

 

Uspokojony tą myślą postanowił wrócić do zatęchłej chaty. Tym razem jego oczom ukazał się kolejny przedziwny obrazek. Mężczyzna zobaczył krzątającą się po kuchni z miotłą w dłoniach jasnowłosą niewiastę.

 

– Wejdź w końcu i usiądź – zagaiła.

 

Roj wzdrygnął się na słowa kobiety.

 

– Czego się boisz? Chyba nie mojej miotły? Usiądź, rozgość się.

 

– A gdzie gar? Gdzie smród? Gdzie ten…

 

– Olbrzym? – dokończyła za niego. – Przecież to tylko sen. Nie ma olbrzymów, jak i nie ma świętej Laury.

 

– Ale przecież widziałem… – Mężczyzna spuścił nieśmiało głowę. – Stoisz tu, gdzie przed chwilą był on.

 

– Nie zupełnie. Teraz na przykład jestem u twej żony. Jej wyjątkowa twarz przypomina mi cichy potok. Czuję jej ciepło. Energia przenika moją dłoń, głowę, zalewa całe ciało. Staję się nią.

 

– Kim jesteś? Po co ci moja żona? Przecież widzę, stoisz obok mnie. Co to za łgarstwo? – dopytywał obruszony.

 

– Obudź się Roju. Jestem wszędzie. Pora przejrzeć na oczy.

 

– Jesteś szalona. Zostaw moją żonę w spokoju! – nawoływał. – Słyszysz?

 

– Rozumiem. Nic nie pojąłeś z moich słów.

 

Niespodziewania chata kobiety wypełniła się blaskiem, a ona sama rozsiadła się w jednym z foteli.

 

– Czego tu szukasz? Po co tu u mnie zawitałeś?

 

Mężczyzna nagle jakby oprzytomniał.

 

– Nie wiem, chyba chciałem się czegoś dowiedzieć.. – wymamrotał nieśmiało.

 

– Próbowałam, ale niestety nie dzisiaj Roju. To nie twój czas. Wracaj do siebie i zamknij za sobą drzwi. – To mówiąc kobieta usunęła się w cień.

 

– Nawet nie znasz pytania. Nie wiesz o co mi chodzi.

 

– Wręcz przeciwnie. Wiem wszystko. Wszyscy wiedzą o tobie wszystko – odburknęła.

 

Roj otworzył ze zdumienia oczy.

 

– Wszyscy wiedzą wszystko, tylko ja nic nie wiem! – wrzasnął.

 

– Pora na ciebie – syknęła, a jej oczy pociemniały, jakby właśnie spowiła je smoła.

 

Izba na powrót pogrążyła się w mroku. Roj z trudem przełykał ślinę. Jego głośne wzdychanie zakłóciła uporczywie skrobiąca chleb pod stołem mysz. Roj przyglądał się stworzeniu z obrzydzeniem. Zwierzę, czując na sobie ciężar spojrzenia mężczyzny, uciekło do dziury w ścianie.

 

– Nawet im nie ufasz więc jak możesz sobie?

 

Kobieta zapaliła świecę i postawiła ją wprost przed twarzą Roja.

 

– Zaufać myszy? Szalona! – ryknął. – Jesteś gorsza niż myślałem. Nie wiedziałem czego się spodziewać. Mówi się o tobie różne rzeczy. Teraz już wiem, że na pewno jesteś dziwna, jesteś też… – zamyślił się.

 

– Kolejne niepewności Roju. Na szczęście nie potrzebujesz drabiny aby wspiąć się na wyżyny tej intelektualnej zagadki. – Kobieta zaśmiała się pod nosem.

 

– I na dodatek jesteś podła. – Roj posmutniał. – Miałem wielkie oczekiwania, a ty nie różnisz się od tych osłów z Garantierii.

 

– Nie różnię się też od ciebie – sucho spuentowała.

 

Izba znowu wypełniła się światłem.

 

– Co tu się dzieje? Masz problemy z elektrycznością? – zapytał skonfundowany.

 

Mrok powrócił do izby.

 

– Idź już sobie. – Minera ociężale usiadła na posadzce w kuchni.

 

Roj posłusznie usunął się z jej pola widzenia. Opuścił chatę i ostatni raz zerknął w okna izby. Jego oczom ukazał się olbrzym z pochyloną głową. Co robił? Ciężko było dostrzec.

 

Roj pośpiesznie wrócił do swojego domostwa.

 

– Co się zobaczyło to już się nie od zobaczy. Ech… – wzdychał głośno. – Co ja sobie wyobrażałem? Tak nisko upaść, żeby aż do tej wrednej Minery, no naprawdę… – zaśmiał się w głos. Stanął przed drzwiami domu i zadarł wysoko głowę. Światło gwiazd niemal oślepiło mężczyznę,

 

– Co u licha?

 

Wieża Bardajuszy jaśniała wyjątkowym blaskiem.

 

– Co się tam dzieje na Bardajusza? – zachodził w głowę. 

 

– Ale przyznasz, że jest pięknie – niespodziewanie zagaiła żona Roja.

 

– Świecą jak jakieś pochodnie. Co się tam wyprawia? Jedna wielka pochodnia.

 

– To nieważne, kochany, daj się przywitać, długo ciebie nie było, myślałam, że obruszyłeś się na amen, a kotlety czekają. – Kobieta przytuliła mężczyznę i gestem dłoni wskazała stół i leżący na nim talerz.

 

– No dobrze, posilę się teraz. Ale jutro wszystkiego się dowiem, bo dzisiaj to był błąd.

 

– Oj Roju, Roju, najważniejsze, że jesteś w domu. Dobrze się czujesz? Jesteś cały i zdrowy? – dopytywała z niepokojem.

 

– Tak. Daj spokój. Jutro się dowiem wszystkiego. Chyba, że jutro nie nadejdzie. To możliwe? Chyba tak. – Zaśmiał się pod nosem i zabrał łapczywie za posiłek.

 

Jutro nadeszło z impetem stając się tzw. dzisiaj. Roj podniósł ospałą głowę. Żona mężczyzny od rana krzątała się po kuchni. Zapach jajecznicy ściągnął go skutecznie z łóżka. Kobieta uśmiechała się promiennie.

 

– Nie ma to jak smażone jaja – zagaiła. – Pomyślałam sobie, że dzisiaj możemy spędzić czas w ogrodzie. Wiosna się zbliża. Dni są coraz cieplejsze i ten przyjemny wiatr. Może wywieje wszystkie problemy.

 

– Wiatr wywieje? Wiatr wywieje. Wiatr… – zamyślił się.

 

– Wiesz, że to już jutro? Pamiętasz? – Kobieta wbiła swój wzrok w twarz męża. – Zapomniałeś? – Posępniała.

 

– Chyba tak, bo zupełnie nie wiem o czym mówisz. – Popatrzył skonsternowany.

 

– Wyleciało ci z głowy, nic nie szkodzi kochany. Jutro wypada rocznica objawienia wieży Bardajuszy. Będą tańce, wino i dobre jedzenie przy starym dębie. Będziemy świętować jednym słowem.

 

– Co to wszystko znaczy? – zapytał zdziwiony.

 

– No… – Zapowietrzyła się.

 

– Kobieto, zawiodłaś mnie znowu. Nic nie rozumiesz z tego co ci mówię.

 

Roj podniósł się i odszedł od stołu.

 

– A jajecznica? Wystygnie! – krzyczała. – Stary nieposłuszny zgred – wycedziła przez zęby.

 

– Wiedźma i prostaczka – odburknął pod nosem i opuścił izbę. – Co ona sobie wyobraża? – mówił do siebie. – Jak można być tak ograniczonym? Czy ona jest ślepa? Nie widzi, że to wszystko to tylko misterna manipulacja? Jestem u progu wytrzymałości.

 

Mężczyzna kroczył chodnikiem zamyślony.

 

– O witaj! – Drogę Roja zaszedł Wygar, od dawna niewidziany sąsiad. – Jak głowa?

 

– Głowa jak głowa. Po co ci moja głowa?

 

– A zupełnie jej nie potrzebuję, ale słyszałem żeś wiele wycierpiał, to znaczy głowa. Jakiś upadek był powiadają żeś całyś w bandażach chodził, czyż nie?

 

– Od kiedy tak dziwnie zaciągasz sąsiedzie? Czyżbyś uczył się jakiegoś nowego języka?

 

Wygar cały poczerwieniał.

 

– A tak, czytam ostatnio o losach przodków i tak mi jakoś weszło w krew. Wracając do tematu, słyszałem ze marzy ci się wieża. Widziałeś wczoraj jak mocno grzała? Co tam się dzieje, chyba wiedzą tylko Mitrasy i Bardajusze.

 

Roj nagle wyprostował się i ożywionym krokiem zbliżył do sąsiada.

 

– Też to widziałeś? – zapytał cichym głosem.

 

– Nie wiem czy był ktoś kto tegoż zjawiska nie widział, drogi sąsiedzie.

 

– To wiem, ale czy ty też się zastanawiałeś? – dopytywał.

 

– A to już różnica, azali bowiem widzieć, a zastanawiać się to dwie rzeczy odmienne, czyż nie sąsiedzie?

 

– Azali tak… no więc czy coś rozmyślałeś może?

 

– Prawdę powiedziawszy głowę mą myśli napadły wczoraj przedziwne. Aż wstyd się przyznać. Pozwól, że zamilknę, gdyż nie chcę się wystawiać na pośmiewisko. – Spuścił głowę.

 

– Na Mitrasa! Sąsiedzie drogi gadaj! Mów jak na spowiedzi u świętej Laury! – krzyknął Roj, a jego twarz nabrała wyjątkowych rumieńców.

 

– Nie przystoi sąsiedzie… nie przystoi.

 

– Wszystko stoi jak należy. Nie martw się. Jak powiesz co naszło twoją głowę to ja zdradzę ci u kogo wczoraj osobiście się stawiłem, choć też ponoć nie przystoi.

 

Wygar spojrzał podejrzliwie na rozpromienioną twarz Roja.

 

– Azali bowiem ciekawość poczułem i jak zabiera się łapczywie za moje kości i wnętrzności, to sąsiedzie drogi zdecydowałem, że uchylę ci rąbka tajemnicy duszy mojej.

 

– Dobrze. Wyśmienicie. Tylko jedna prośba, zanim puścisz parę z ust, przestań gadać jak pstrokaty fircyk panocek. Chłop jesteś z krwi i kości. Lubisz ziemniaki, bigos?

 

– Tak.

 

– Grzane wino? Piwo z beczki?

 

– No tak. Też lubię.

 

– To azali przestań z tym azali, bo nawet nie tak się to używa i gadaj od serca. Zamieniam się w słuch!

 

– Dobrze Roju, słuchaj uważnie bo to co teraz powiem wciśnie cię w ziemię. Wygodnie siedzisz?

 

– Wyjątkowo. – Roj usiadł w kuckach.

 

– Dobrze, dobrze… – Wygar głośno przełknął ślinę. – Wczoraj, widząc to światło i wieżę całą, pomyślałem, wstyd się przyznać.

 

– Sami swoi, nie ma czego się wstydzić.

 

– Pomyślałem, że to zupełnie dziwne, że Bardajusze siedzą tak wysoko, że nikt tam do nich nie wpadł z wizytą, a nas nawiedzają od wielkiego dzwonu.

 

– Widziałeś ich? Doprawdy?

 

– Ja nie, ale ci co spisali świętą księgę mieli tę przyjemność.

 

– A tak. Racja. A kto to był ten co spisał?

 

– No ktoś na pewno ważny. Zatem Roju, jak to możliwe, że nic o nich nie wiemy… prawie nic, coś tam na tych kartkach świętych widnieje, ale tyle co kot napłakał. Trochę to niesprawiedliwe, nie sądzisz?

 

– Z nieba mi spadłeś, kochany sąsiedzie!

 

Roj podskoczył z radości.

 

– Ja od dawna tylko o tym myślę. Jakby ktoś rzucił na mnie klątwę. Poszedłem nawet o radę do tej podejrzanej Minery. Tak, u niej właśnie zawitałem wczoraj. – Nieśmiało drapie się po głowie.

 

– I co? Oświeciła cię?

 

– Nie, nic mi nie przyszło z tej wizyty, tylko ból głowy spotęgowała.

 

– Ach, sąsiedzie, co się z nami dzieje? Coś chyba niedobrego. A święta Laura nijak chce pomóc. Ech… – westchnął.

 

– No bo czy ona istnieje?

 

– Chyba w to nie wątpisz?

 

– Ja już niczego nie jestem pewien. Ale mam pomysł. Jeśli tylko na niego przystaniesz możemy zdziałać wiele. Ale zanim wdam się w szczegóły, powiedz drogi sąsiedzie, czy słyszałeś może o rycerzach miłości i wolności?

 

– Nigdy.

 

– Tak też myślałem.

 

– Skąd oni? Co za jedni?

 

– Przyśnili mi się, miałem bardzo żywy sen. Jeden rycerz był nawet kobietą.

 

– Co widziałeś jeszcze?

 

– Zobaczyłem pole bitwy, łąki zalane krwią, ludźmi i olbrzymami. Widziałem też potwory i Mitrasy, piękne mają skrzydła. Przed oczami stanął mi Bardajusz, kapłan z wieży. Patrzyłem mu prosto w oczy i wiesz co tam dostrzegłem?

 

– Nie mam pojęcia. Może miłość?

 

– Strach. Zobaczyłem strach i zwątpienie. Poza tym kapłan miał wyjątkowo głupkowaty wyraz twarzy. Do tego stopnia, że miałem ochotę zaśmiać się w głos.

 

– No i zrobiłeś to?

 

– Nie. Sen się skończył. Moja upierdliwa żona wybudziła mnie i ściągnęła z łóżka.

 

– Szkoda. No tak to z nimi jest, jak już się uprą to nie odpuszczą. Chodzi mi o żony. A sen może proroczy? Może coś znaczy?

 

– Sąsiedzie, to był tylko sen, nocna mara. Mój rozum płata mi figle, jest zaprzątnięty tą sprawą.

Temat tak bardzo zagnieździł się w w tej kopule – wskazał na głowę – że nie potrafi odpuścić.

 

– Rycerze wolności i miłości, kto to u licha jest? A może ty jesteś wybrankiem? Tym jedynym, który pozna prawdę?

 

– Nie miałbym nic przeciwko. – Roj zaśmiał się i odetchnął z ulgą. – Może właśnie o to chodzi sąsiedzie i stąd te moje katusze. Nigdy wcześniej tak o tym nie myślałem. Coś w tym może być. Zupełnie to prawdopodobne.

 

– Zupełnie – przytaknął Wygar. – Co dalej Roju?

 

– Mam plan, nic szalonego. Nie obawiaj się. Jutro pójdziemy na to święto dla ogłupionych. Będziemy działać. Może nawet użyjemy podstępu. Otępiali Garantierczycy nie zorientują się kto im gra na nosie.

 

– A to my będziemy grać?

 

– Tak sąsiedzie. Jutro z rana wszystko ci wytłumaczę. Spotkajmy się tutaj o świcie, a teraz wracajmy do chat bo kobiety nabiorą podejrzeń, a tego nie chcemy. Tych złotoustych na naszych ogonach.

 

– Wiadomo, to są tropicielki. Zdradziłyby nas bez zastanowienia.

 

– To proste istoty są.

 

– A tak, zupełnie proste.

 

Mężczyźni rozeszli się do swych domostw. Roj radośnie zacierał ręce. Nie do końca był pewien swojego planu, gdyż nie miał on jeszcze końca ani początku, ale najważniejsze Roj wiedział. Wprawić w zdumienie Bardajuszobojnych. Poruszyć w nich coś czego oni sami nie potrafią – ciekawość i wątpliwości. Roj cieszył się z dzisiejszego spotkania z Wygarem. Los mu go zesłał, a może święta Laura bądź co gorsza Bardajusze? Nie ważne. Czemuś to ma służyć. Mężczyzna postanowił nie zmarnować szansy. Póki Wygar się zastanawiał, póty był jak on, niespokojny. Roj położył się, a sen przyszedł szybko. Żywy, kolorowy i pełen nieścisłości. Były w nim przedziwne istoty i rycerze, a przede wszystkim ten jeden, w skórze kobiety. Postać mówiła coś o jasności i przebudzeniu. O wędrówce i zagadce. Mówiła, a Roj słuchał, ale ona jakby na niego nie zważała. Po prostu była. Stała gdzieś przytulona do drzew i mówiła, czy do siebie? Czy ktoś tam jeszcze był? Zdawało się, że nie. Tylko Roj i ona. Mężczyzna próbował wykrztusić z siebie choćby jedno słowo, bezskutecznie. Niemoc jaką odczuwał przejęła nad nim kontrolę. Zastanawiał się czy mógłby od tak wyruszyć do wieży, ale nogi też odmawiały posłuszeństwa. Koszmar – myślał w duchu. Wieża była na tyle blisko, że dostrzegał jej strukturę. Jej kamienie połyskiwały blaskiem gwiazd, jak gdyby właśnie zanurzyły się w międzyplanetarnym pyle. – Piękna – wyszeptał niespodziewanie. Widok majestatycznej budowli oczarował Roja. Nagle jego głowa wydała się lekka jak piórko. Zniknęły wszystkie pytania. Roj poczuł ulgę i głośno westchnął. Wtem usłyszał dziwny dźwięk, jakby się coś psuło, jakaś potężna machina. Hałas przybierał na sile aby w końcu nabrać kształtu słowa – jedność, jedność, jedność… – Jedność? Co to znaczy? – zachodził w głowę. – Wyraz wybrzmiewał coraz głośniej i głośniej aż w końcu ucichł, a w jego miejsce pojawił się skrzeczący głos żony Roja.

 

– Jedno? Jedno? Ile chcesz? Jedno jajo wystarczy?

 

Mężczyzna poczuł się jakby ktoś go właśnie zdzielił łopatą po karku. Ból był straszny. Głowa pulsowała dając znać o wszystkich nabrzmiałych żyłach.

 

– Kobieto, zlituj się! – krzyknął. – To nieważne! Jaja są nieważne! Miałem sen, rozumiesz? Aj, aj… – pojękiwał. – Widziałem ją!

 

– Co takiego? Jakiś koszmar miałeś?

 

– Była tak blisko, wieża Bardajuszy, stała przede mną! Prawie zobaczyłem co jest w środku. Prawie tam byłam, rozumiesz? Gdyby nie twoje jaja, aj, aj… – rozpaczał.

 

– Ale to tylko sen, tylko sen.

 

– Była tak blisko, taka piękna…

 

– Cieszę się, że doceniasz w końcu jej urodę, ale, powtórzę raz jeszcze, to tylko sen.

 

– Muszę sobie to wszystko poskładać. Chyba Wygar miał rację. Może jestem wybrankiem.

 

– Wygar? Wybrankiem? Co to za przypuszczenia niecodzienne?

 

– Widziałem ją, rozumiesz? Widziałem.

 

– Ale przecież wszyscy ją widzą, nie trzeba być wybrankiem.

 

– Nie wiesz, że innego dnia śniłem o kapłanie z wieży i rycerzu wolności i miłości. To musi znaczyć coś więcej.

 

– Rycerz miłości? Chyba żartujesz. Rycerz walczący mieczem o miłość to jakiś zbój jedynie, łachudra. O miłość walczy się dobrym słowem, cierpliwością, zrozumieniem. Poza tym kochany, ja też mam różne senne fantazje. Raz jest kolorowo, raz dziwnie, a innym razem strasznie, ale nie oznacza to, że jestem wybranką. Zresztą czego? Niby czego?

 

– Prawdy.

 

– Ale ja znam ją już od dawna. Wszyscy ją znamy. Ty też, ale ciągle coś ci chodzi po głowie. Zamiast uciszyć te potwory, ty puściłeś je na wolność. Zamknij je w klatce, tylko ci szkodzą!

 

– Potwory? – Roj zmarszczył brwi zdziwiony.

 

– Pytania! Po co ci one? A zresztą rób co chcesz. Ja szykuję się na dzisiejszą ucztę. Nie powinno zabraknąć tam i ciebie.

 

Roj nagle posmutniał. Uświadomił sobie, że czekało go poranne spotkanie z Wygarem. Mężczyzna miał mętlik w głowie. Oto właśnie pojawiała się okazja na coś spektakularnego, co wstrząsnęłoby całą społecznością Garantierczyków, tylko co to mogłoby być? – I czy mi się chce? Wybrankowi? – zamyślił się. Po chwili stanął przed lustrem. Długo wpatrywał się w swoje odbicie. – Może sny mi powiedzą? Może mnie zaprowadzą, tam, gdzie nikt jeszcze nie był. Czekać na kolejny sen, czy się położyć teraz? – Roj wskoczył do łóżka i zamknął oczy. Po chwili je otworzył. – Nie działa. Czyli muszę czekać.

 

Mężczyzna postanowił zobaczyć się z Wygarem i mu co nieco opowiedzieć. Ale najpierw – pomyślał – jajecznica! Zabrał się za śniadanie, a w głowie już obmyślał sprytny plan.

 

Koniec

Komentarze

Ów wykroczenie Owo wykroczenie/To wykroczenie

Jutro jest rocznica ← napisałbym: Jutro będzie rocznica

wstyd się przyznać – zacina się. ← dałbym: wstyd się przyznać – zacina się.

Brakuje wielu przecinków. Sprawdź i edytuj, zważając też na zgodność czasów w czasownikach.

 

Zwykle nie czytam fragmentów, Twój przeczytałem, rewanżując się za komentarz do mojego drabbla.

Zostaję zaciekawiony, co będzie dalej. Pozdrawiam

Koala75, dziękuję za odwiedziny i zaciekawienie:) cieszy mnie ono bardzo… już poprawiłam co trzeba, ale nie wątpię, że przecinków wciąż sporo brakuje, moja zmora… Pozdrawiam

Nowa Fantastyka