- Opowiadanie: Bardjaskier - Opowieść o księciu Egonie

Opowieść o księciu Egonie

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Opowieść o księciu Egonie

– Wstrzymajmy konie – zarządził Jaśnie Wielmożnie Oświecony Książę Egon. 

– Nie mamy koni – powiedział Erik wchodząc na wzgórze, dźwigając dobytek księcia oraz swoje skarpety na zmianę.

– Zatem wstrzymaj orszak – zaproponował Egon.

– Orszaku też nie ma – poinformował Erik, stając obok księcia.

– Jak to nie ma?

– Stwierdzili, że odchodzą, wtedy też zabrali konie.

– Mówiłeś, że ukradły je gnomy.

– Mówiłem gnoje – skrzywił się Erik.

– Przecież przyłączyli się, by wesprzeć mnie w misji powierzonej przez Panią Lasu. W najczystszej i najchwalebniejszej… – Egon zasępił się ewidentnie, szukając odpowiedniego słowa.

– Idei panie? – podpowiedział Erik, próbując ściągnąć ciężki ekwipunek.

– Idei! Idei szerzenia ładu i porządku, dzięki któremu zostanę władcą całego Midlelandu. Tak jak to przepowiedziała mi Pani Lasu. Czyżby zapomnieli o naszej misji?

– Nie zapomnieli. Stwierdzili, że jest głupia, kiedy zabrakło jedzenia – powiedział Erik, zrzucając wreszcie ekwipunek i odetchnął z ulgą.

– Ludzie słabi duchem nie są nam potrzebni. Spójrz, Erik, tam w dole. Miasto, zapewne będzie to dobre miejsce, by wykazać się męstwem i szlachetnym uczynkiem. W drogę.

Erik spojrzał za schodzącym ze wzgórza księciem, westchnął i zabrał się za toboł.

 

*

Przed bramą stało dwóch strażników, jeden jadł jabłko, a drugi wpatrywał się tępo przed siebie.

– Witajcie, dobrzy ludzie – przywitał się Egon, stając w rozkroku, wspierając dłonie na biodrach i dumnie wypinając pierś.

Strażnik z jabłkiem wypluł skórkę. Drugi rozejrzał się niepewny, do kogo jest kierowane powitanie.

– Eriku, czy mógłbyś? – poprosił książę.

– O-t-o… Jaśnie… Wielmożnie… Oświecony… Książę… – Sługa ledwie łapał oddech, w końcu wysapał. – …Egon.

– No i? – zapytał strażnik z jabłkiem.

– Co, no i? – obruszył się Egon. – Prowadź do swego pana.

– Nie mamy pana, żyjemy tu w komunie, rządzonej na przemian przez mężczyzn i kobiety wybieranych w demokratycznych wyborach – oświadczył strażnik, sprawdzając, z której strony da się jeszcze obgryźć resztki jabłka.

– To jak nazywacie waszego aktualnie sprawującego władzę?

– Sprawującą – poprawił strażnik. – Róża.

– Zatem prowadź do Róży – zaproponował Egon, czując, że stracił okazję na dobre pierwsze wrażenie.

– Jeśli chcecie się z nią spotkać, nie widzę problemu, jest na rynku, będzie brała ślub.

– Słyszałeś, Erkiu, ruszajmy – oznajmił Egon, gdy sługa zrzucił toboł.

 – Chwileczkę, Egon. – Strażnik wyrzucił ogryzek i wytarł rękę w skórzany pancerz. – Należy się pięć dragonów za przejazd i przechowanie koni.

– Ale my jesteśmy pieszo – zauważył książę.

– To wasz problem. – Wzruszył ramionami strażnik. – Pobieramy opłatę zgodnie z rozporządzeniem o czystości ulic i powietrza. Konie paskudzą i zanieczyszczają atmosferę, więc by opłacić służby walczące z zanieczyszczeni, pobieramy opłaty od wszystkich przyjezdnych.

– A jeśli ci przyjezdni na niczym nie przyjechali?

– Brak posiadania wierzchowca nie zwalnia z opłaty zgodnie z rozporządzeniem o równości uiszczających opłatę klimatyczną. W ten sposób wszyscy przyczyniają się wspólnemu dobru. No i nikt nie może czuć się wykluczony.

– Czy tego chcą czy nie? – zauważył Egon i zwrócił się do drugiego ze strażników. – Czy te wszystkie brednie to prawda?

– Próżny trud – powiedział strażnik zorientowany w aktualnych rozporządzeniach. – On jest kompletnie głupi. Zgodnie z rozporządzeniem o niezawiłości urzędników, funkcje te pełnione są w parach. Składających się z nadgorliwego i głupiego urzędnika.

– Jaki w tym sens?

– Nadgorliwy urzędnik jest skrupulatny, a głupi nieprzekupny. W ten sposób nieźle się uzupełniamy.

– Zapłać mu, Erik – powiedział Egon kompletnie zrezygnowany.

– Bardzo dobrze – uśmiechnął się nadgorliwy strażnik. – To będzie razem dwadzieścia dragonów.

– Dwadzieścia?!

– Pięć za każdego wierzchowca i po pięć za przechowanie broni.

– A to co znowu za dziwactwo?

– W naszej komunie demokratyczno-liberalno-pacyfistycznej nie uznajemy broni. Zgodnie z rozporządzeniem o rozbrojeniu obywateli, każdy ma obowiązek oddać oręż przed wkroczeniem do miasta.

– Co to za absurd? Chcesz mi powiedzieć, że nikt w mieście nie nosi broni?

– Nikt.

– To niby jak się bronicie przed najazdami?

– Prowadzimy politykę otwartości, zapraszamy najeźdźców i pacyfikujemy naszym przyjaznym nastawieniem. Podziałem dóbr i wolną miłością. – Strażnik nachylił się i dodał szeptem. – Z początku nazywamy to grabieżą i gwałtem, by nie obrażać zwyczajów nowo przybyłej mniejszości. Po roku najeźdźcy sami orientują się, jak to działa, a gdy zaczynają płacić podatki, po jakimś czasie nie stać ich, by dalej grabić, więc zostają.

– Zatem skorzystamy na początek z opcji najezdczej – powiedział Egon, przystawiając sztylet do brody strażnika.

– Jasne, jest to zgodne z rozporządzeniem…

– Pozwól, że zapoznam się z nim w wolnej chwili, a teraz przepraszam – przerwał mu Egon i ruszył do bramy.

*

Na rynku zebrała się cała masa ludzi w białych, niezwykle przezroczystych tunikach. Egon przeciskał się przez niemal nagi tłum z wyraźnym oburzeniem wymalowanym na twarzy, natomiast Erik zdawał się być zachwycony do tego stopnia, że zapomniał o narzekaniu na ciężki ekwipunek.

– Obywatele – zaczął ze sceny brodaty mężczyzna z jabłkami wciśniętymi w miejsce biustu. – Obywatelki oraz obywatele, którzy zmienili swój status na obywatelki, oraz obywatelki, które są już obywatelami. A także wszyscy niezdecydowani. Spotykamy się w smutnym czasie. Jak wiecie, miał to być dzień weselny, jednak moja ukochana żona, która jest wam lepiej znana jako Zygfryd, a wcześniej jako Lukrecja, została uprowadzona przez trolla.

– Widzisz, Eriku, miałem dobre przeczucie co do tego miasta – powiedział książę.

– O tak – potwierdził sługa z oczami wlepionymi w biust korpulentnej blondynki.

– Czy znajdzie się jakiś śmiałek, który odbije Zygfryda z rąk bestii?

Zebrani zaczęli szeptać, lecz nikt się nie zgłosił.

– Zatem wybierzemy śmiałka w ramach głosowania. – Żeńska część tłumu przywitała tę propozycję oklaskami. – Lub śmiałkinię, jako że mamy równouprawnienie.

Zapadła głucha cisza, w której można było wyłowić nieliczne szepty:

– Wychodzi na to, że identyfikacja z daną płcią nie przynosi żadnych wymiernych korzyści – skarżyła się chuda brunetka.

– Zgłoś się Rozbijaczu Czerepów, jeszcze półtora roku temu byłeś groźnym barbarzyńcą. – Piersiasta szatynka szturchnęła łokciem muskularnego mężczyznę w sukience.

– Ale teraz odkryłem swoje wewnętrzne ja i zostałem projektantką wnętrz. I prosiłem cię, byś nie przypominała mi tego traumatycznego okresu, to zaniża moją samoocenę – ewidentnie zirytował się Rozbijacz Czerepów.

Egon przecisnął się przez tłum i wszedł na scenę.

– Kim ty jesteś? – zapytała Róża donośnym basem.

– Jestem Jaśnie Wielmożnie Oświecony Książę Egon.

– Czemu ten gość uważa, że jest podświetlony? – zakrzyknął ktoś z tłumu.

– I czemu wygląda jak najeźdźca, czy coś przegapiłam? – zawołała wyraźnie rozczarowana chuda brunetka.

Róża uniosła dłoń, uciszając zebranych.

– Dziękuję – powiedział Egon. – Jestem waszym wybawieniem i chętnie uwolnię Zygfrydę.

– Zygfryda, wcześniej znanego jako Lukrecja – poprawiła go Róża.

– No właśnie – zgodził się Egon.

– A jakie masz kwalifikacje?! – zawołała piersiasta szatynka.

– Już mówię – powiedział Egon.

Erik dopiero teraz zrozumiał, co się dzieje, oderwał wzrok od otaczających go piersi i ruszył w stronę sceny, rozpaczliwie dając znaki księciu, by się wstrzymał. Dobrze wiedział, że Egon, gdy się zbytnio podnieci, ma tendencję do niefortunnych skrótów myślowych. Tymczasem książę już się rozkręcał:

– Trzeba wam wiedzieć, mili ludzie, że kiedyś wędrowałem bez celu, marnotrawiąc rodzinny dobytek. Do chwili, gdy objawiła mi się Pani z Lasu. Stała przy drodze piękna i cnotliwa.

– Od kiedy kobiety przy leśnych drogach są cnotliwe? – zakrzyknął ktoś z tłumu.

– Nie przeszkadzaj, bliżej niezidentyfikowany płciowo obywatelu – skarcił go książę. – Podszedłem do Pani Lasu oczarowany jej blaskiem, a ona uklękła przede mną i chwyciła mój miecz.

– Drogo ci policzyła – zawołał Rozbijacz Czerepów, a tłum zarechotał.

– Gdy na jej prośbę – poprawił się Egon – podałem jej miecz, rzekła: „Dobro w twym sercu skieruje cię ku chwale Midlelandu, jeśli prowadzić będziesz życie szlachetne, wprowadzając ład i porządek”.

– Na razie mało w tym heroizmu, kolego – zawołała brunetka, tłum się wyraźnie niecierpliwił.

– Dobrze, zatem opowiem wam, jak odbiłem z rąk Stróżek Krwi Erika, mego wiernego sługę. Zaczęło się od kilku wozów nieopodal Przeklętych Wzgórz.

– Kilku, to znaczy ilu? – zainteresował się ktoś z tłumu.

– No, kilku – powtórzył Egon.

– Bardzo to nieprecyzyjne. To były cztery wozy, trzy…

– Około dwóch – zirytował się książę, próbując dojrzeć wśród obywateli natręta. – Tam też zobaczyłem strużkę krwi, poszedłem jej śladem.

– Śladem kapłanki? – zainteresowała się szatynka.

– Nie! Strużki krwi, to znaczy, tropem, prowadzącym do siedziby Stróżek Krwi, czyli kapłanek – wyjaśnił Egon, a tłum pokiwał głowami na znak, że wszystko jest jasne. – Tam też odnalazłem składanych w ofierze członków karawany.

– Hej, około dwóch wozów to jeszcze nie karawana – zauważyła chuda brunetka.

– Dobyłem miecza. – Egon zignorował jej uwagę, już dość mocno wkurzony. – Ruszyłem na Stróżki.

– Raczej za strużką.

– Na Stróżki! Na kapłanki, znaczy się. Widząc, że do drzewa jest przywiązany jeszcze jeden członek… – Egon zawahał się i dodał ostrożnie – …niewielkiej karawany.

Tłum milczał, uważnie obserwując Egona. Ten zadowolony, że nikt mu nie przerwał, kontynuował:

– Kapłanki rzuciły się na mnie. Rozpętał się straszliwy bój. Lecz fortuna była po mojej stronie. Gdy pierwsze Stróżki padły trupem, dostrzegłem, iż nadciągają kolejne. Sytuacja zrobiła się beznadziejna. Na szczęście Erik nie próżnował, rytmicznie ocierał się o drzewo, a następnie spuścił się. Widząc, co robi, dołączyłem do niego i tak zostaliśmy przyjaciółmi.

Erik dotarł na scenę, ale było już za późno. Część obywateli wymieniła spojrzenia, inni próbowali przetrawić usłyszaną historię.

– Lina – wysapał Erik. – Kluczowa jest tu lina. Otarłem linę, którą mnie przywiązano do drzewa, a następnie po tejże linie spuściliśmy się ze wzgórza i daliśmy nogę – wyjaśnił.

Tłum zdawał się być nieprzekonany, jednak Róża rozwiała wszelkie wątpliwości:

– Wasze kwalifikacje, jak dla mnie, są wystarczające. Chodźcie, opowiem wam, gdzie znajdziecie siedzibę trolla.

*

– Przestań się dąsać, Eriku – poprosił książę, gdy ruszyli w stronę siedliszcza potwora. – Mówiłem, że najlepszą nagrodą za dobry uczynek jest wdzięczność.

– Następnym razem zrezygnuj ze swojej części nagrody, a moją zostaw w spokoju – burknął Erik.

– Czy ty wiesz, z kim wcześniej sypiały te kobiety?

– Byłem w stanie podjąć to ryzyko.

– Pięćdziesiąt kobiet na nasze usługi, to chyba dość dużo, nie podołałbyś wszystkim. Wyobrażasz sobie, jakie to byłoby męczące?

– Od dwóch tygodni dźwigam twój rynsztunek, nie mów mi o zmęczeniu.

– A co jeśli wśród tych kobiet znalazłyby się takie pokroju Róży?

Erik nie brał tego pod uwagę, jego twarz nabrała wyrazu osoby, którą właśnie o włos minął pocisk z katapulty.

– Spójrz. – Egon wskazał wejście do jaskini i wywieszone pranie. – Oto musi być jama trolla.

Gdy zbliżyli się do wejścia, zauważyli hamak i rozrzucone wokół niego resztki jedzenia. W tym czasie z jaskini wyszła młoda, piękna kobieta niosąca miskę pełną gaci i skarpetek.

– Lukrecja? – zapytał Egon. – To znaczy Zygfryd?

– Tak, to ja. Mówcie mi Lukrecja – odpowiedziała. – Zmieniłam imię na prośbę Ryszarda, czyli Róży, gdyż uważał, że nasz związek jest za mało postępowy.

Tymczasem z wnętrza hamaka wyłonił się niski brodaty mężczyzna w kalesonach.

– Mówiłem ci, że w moim domu kobieta jest kobietą, nikim innym. A teraz bierz się za to pranie, samo się nie rozwiesi. A wy dwaj, coście za jedni?

– Jestem Egon…

– Co to za gejowskie imię? Coś mi się widzi, że jesteś kolejnym liberałem z tego miasta wariatów – zawarczał brodacz.

– Nie jestem liberałem, jestem Jaśnie Oświeconym…

– Dobra, dobra, to co chcesz mi sprzedać?

– Nic. Przybyłem odbić z rąk trolla tę zacną panią.

– Co? Jakim prawem? Lukrecja odeszła ze mną z własnej, nieprzymuszonej woli, prawda?

– Prawda… – potwierdziła Lukrecja.

– Zamknij się, głupia krowo, to było pytanie retoryczne. Więc jakim prawem przychodzicie do mojego domu i chcecie zabrać mi moją własność?

– Nie wygląda na trolla – szepnął Erik do ucha Egona.

– Ale tak się zachowuje – powiedział książę.

– Co tam szeptacie, kochasie? – Troll przyglądał się im podejrzliwie.

– Posłuchaj, zapytamy Lukrecję, czy chce z tobą zostać. Jeśli nie będzie miała nic przeciwko, odejdziemy, a…

– A jeśli będzie? Co wtedy?

– To będziemy musieli użyć siły – wyjaśnił książę.

Niski troll zeskoczył z hamaka i podszedł do Egona. Sięgał mu zaledwie do pasa, ale książę nie mógł się oprzeć wrażeniu, że spogląda na niego z góry.

– Coś ty za jeden? – zapytał troll.

– Jestem Egon, wędruję po świecie wypełniając misję Pani Lasu.

– A, idealista. Tylko takiego ćwoka brakowało w tej bandzie lewicowych patałachów. Będziesz tam świetnie pasował ze swoimi altruistycznymi poglądami.

– Ostrzegam cię…

– No co mi zrobisz, panie książę? – Troll dźgnął wyzywająco palcem brzuch Egona. – Zresztą, jako syn króla, nie powinieneś zajmować się czymś bardziej pożytecznym niż chodzenie po domach poddanych i zabieraniem im ich kobiet.

– Ja właściwie…

– Aleś wygadany, chyba jesteś najgłupszy z miotu, skoro ojciec wykopał cię z domu, byś w świecie znalazł trochę rozumu.

– Ależ on męski i stanowczy – westchnęła Lukrecja.

Erik zrzucił ciężki toboł, strzelił palcami i wtrącił się do rozmowy:

– A ty, kim niby jesteś?

Troll zmierzył go wzrokiem od stóp do głowy i powiedział z dumą w głosie:

– Jestem konserwatystą, wiernym obyczajom, patriotą, ceniącym sobie własne prawa.

– Chyba dość nisko je cenisz – odparł Erik niedbale.

– Po czym wnosisz? – zdziwił się troll.

– Może zwyczajnie za wysoko mierzysz? – powiedział z drwiną w głosie Erik.

– Pijesz do mojego wzrostu? – Troll poczerwieniał na twarzy.

– Nie, jak mógłbym cię obrazić, za krótko cię znam.

– Pozwolisz mu na takie zachowanie – troll poskarżył się księciu.

– Niestety ci nisko urodzeni, w ogóle nie potrafią się zachować – powiedział Egon i uśmiechnął się tryumfalnie.

– Obawiam się panie, że dobre obyczaje to zbyt duże wyzwanie, jak dla mnie – dorzucił Erik, robiąc zmartwioną minię.

– Mówią, że czyny są miarą człowieka a nie słowa – zauważył książę.

– Faktycznie jesteś mały – wtrącił się Lukrecja.

– Kobieto, miałaś skończyć pranie… – rozkazał troll ale już bez przekonania.

– Nie będzie mnie pouczał taki zarozumiały knypek jak ty. Zresztą jakby wyglądały nasze dzieci. Książę Egonie, nie dam sobą dłużej pomiatać temu kurduplowi, zaprowadźcie mnie do miasta.

– Ale Lukrecjo, mój ty najsłodszy…

Nikt już nie zwracał uwagi na trolla. Na nic się też zdały jego błagania i groźby. Lukrecja rzuciła miską o ziemię i ruszyła wraz z Egonem do miasta. Erik założył na plecy ekwipunek i poszedł za nimi.

 

*

– Cóż cię skłoniło, by zamieszkać z taką kreaturą? – zapytał w drodze Egon.

– Ach, dość miałam uległych mężczyzn, a Szczepan wydawał się taki męski z własnym zdaniem. Gdy wyrzucono go z miasta za ciągłą krytykę, postanowiłam wyruszyć wraz z nim – wyjaśniła Lukrecja.

– Nie dostrzegłaś jakim jest bucem?

– Oraz jego wzrostu? – dodał Erik.

– Na początku nie był taki zły. Wszystko się zmieniło, gdy zamieszkaliśmy razem i poszedł na zasiłek. A co do jego wzrostu, to tam gdzie trzeba jest wystarczająco długi.

*

Choć Zygfryd znów wróciła do żeńskiego imienia, zaczęła jeść mięso i zażądała monogamii, Róża przyjęła ją szczęśliwa, że odzyskała ukochaną. W mieście rozwieszono lampiony, na ulicach pojawili się grajkowie. Róża i Lukrecja wzięły tradycyjny ślub, czyli bez ceremonii, którą zatopiła formuła: "I ja też obiecuję ci wierność do chwili, gdy będzie to dla mnie wygodne". I rozpoczęło się wesele, które zwieńczyć miała wielka orgia na rynku. Egon zaś wyruszył na poszukiwanie nowych przygód wraz z wiernym, choć bardzo rozczarowanym nagłym wyjazdem Erikiem. Po drodze postanowili odwiedzić Szczepana, który w standardowy sposób zalewał smutki.

– No proszę, przyszliście szydzić, z przegranego życiowo kurdupla. Proszę bardzo. Już mi wszystko jedno – powiedział Szczepan, popijając wino przy ognisku.

– Otóż mylisz się, trollu – zaczął Egon. – Przychodzę z propozycją.

– A cóż możesz mi zaproponować?

– Przyłącz się i zostań mym towarzyszem, w kolejnych wyprawach. Przyda mi się osoba o skonkretyzowanych poglądach, nie bojąca się mnie skrytykować. Chcę, byś służył mi radą i pomagał podejmować słuszne decyzje.

Szczepan wstał i długo się wpatrywał w Egona, w końcu powiedział:

– A co mi tam, poczekajcie tylko, spakuję kilka rzeczy.

Wyruszyli chwilę później. Erik, widząc, że Egon oddalił się nieco, podszedł do Szczepana i zapytał:

– Czemu się zgodziłeś?

– Egon ma coś w sobie, coś co przyciąga i sprawia, że chce się za nim iść.

– Tak? Niby co takiego?

– Widzisz, zawsze gdy chcę ocenić, czy ktoś zasługuje na podziw, zaczynam sobie wyobrażać tę osobę w trakcie wypróżniania. Jeśli to się uda, sprawa jest jasna, bo trudno czuć szacunek do osoby, którą widziało się podczas… no wiesz, nawet jeśli widziało się to tylko oczyma wyobraźni. A choć starałem się jak mogłem, nie potrafiłem sobie wyobrazić Egona w takiej sytuacji.

Erik pokiwał głową potwierdzając, że rozumie, choć on sam już dawno ten etap miał za sobą i bynajmniej nie musiał używać do tego wyobraźni. Mimo to czuł, że Egon dokona wielkich rzeczy.

Koniec

Komentarze

– Czy ty wiesz, z kim wcześniej sypiał[y] te kobiety?

 

– Ach, dość miała uległych mężczyzn, a Szczepan wydawał się taki męski z własnym zdaniem. Gdy wyrzucono go z miasta za ciągłą krytykę postanowiła wyruszyć wraz z nim – wyjaśniła Lukrecja.

A czemu ona mówi w trzeciej osobie?

 

W mieście rozwieszone lampiony, na ulicach pojawili się grajkowie.

Chyba rozwieszono.

 

Dla mnie to nie comedia dell arte, ale raczej szydera z komedii, ale bawiłam się nieźle.

 

Przypadł mi do gustu książę, jego towarzysz, strażnicy, oraz lewaccy mieszczanie.

Czytałam z bananem na ustach, może za wyjątkiem skopiowanych ze Shreka dowcipów z niskiego wzrostu i fekalnych wynurzeń na końcu.

Ta końcówka nieco mnie rozczarowała, ale i tak uważam za ciekawe i fajnie kpiące z regulaminu;)

 

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush

Dziękuję za komentarz. Poprawki zostały wprowadzone. 

Pozdrawiam 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Tarnina

https://www.youtube.com/watch?v=zgEl5IqAFww

Dziękuję 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

No cóż, opowiadanie nie przypadło mi do gustu. Przypuszczam, że z powodu dość przaśnego humoru, który jakoś nie potrafił mnie rozbawić, a i treść okazała się niezbyt porywająca.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

prze­rwał mu Egon i ru­szył do bram. → Do ilu bram ruszył jeden Egon?

 

jesz­cze pół­to­rej roku temu… → …jesz­cze pół­to­ra roku temu

Choć rozumiem, że piersiasta szatynka nie musi wyrażać się poprawnie.

 

– I czemu wy­glą­da jak na jeźdź­ca… → – I czemu wy­glą­da jak najeźdź­ca

 

za krzyk­nął ktoś z tłumu. → …zakrzyk­nął ktoś z tłumu.

 

– Nie prze­szka­dzaj, bli­żej nie zi­den­ty­fi­ko­wa­ny płcio­wo oby­wa­te­lu… → – Nie prze­szka­dzaj, bli­żej niezi­den­ty­fi­ko­wa­ny płcio­wo oby­wa­te­lu

 

­– Do­by­łem mie­cza – Ed­mund zi­gno­ro­wał jej uwagę… → Kim jest Edmund?

 

Wi­dząc, że do drze­wa jest przy­wią­za­ny jesz­cze jeden czło­nek… – Ed­mund za­wa­hał się i dodał ostroż­nie. – …Nie­wiel­kiej ka­ra­wa­ny. → Zbędna kropka po didaskaliach; dalszy ciąg wypowiedzi małą literą: Wi­dząc, że do drze­wa jest przy­wią­za­ny jesz­cze jeden czło­nek… – Ed­mund za­wa­hał się i dodał ostroż­nie – …nie­wiel­kiej ka­ra­wa­ny.

 

do­strze­głem, iż nad­cią­ga­ją­ce ko­lej­ne. → …do­strze­głem, iż nad­cią­ga­ją­ ko­lej­ne.

 

Egon wska­zał na wej­ście do ja­ski­ni… → Egon wska­zał wej­ście do ja­ski­ni

Wskazujemy coś, nie na coś.

 

Troll przy­glą­dał im się po­dejrz­li­wie.Troll przy­glą­dał się im po­dejrz­li­wie.

 

do­rzu­cił Erik ro­biąc zmar­twio­na minie. → …do­rzu­cił Erik, ro­biąc zmar­twio­ną minę.

 

bo cięż­ko czuć sza­cu­nek do osoby… → …bo trudno czuć sza­cu­nek do osoby

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy

Dziękuję za komentarz. Poprawki zostały wprowadzone. 

Pozdrawiam 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardzo proszę, Anonimie. Miło mi, że mogłam się przydać. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałem. Powodzenia. :)

Nie ma jak wyobraźnia.

Koala75 Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Kurde, no, jestem piekielnie ciekawa komentarza Tarniny ;)

Więc tego… ostatni sprawiedliwy w zmieniającym się świecie. Nie zazdroszczę facetowi ;) Humor trochę przaśny, nowy świat sprowadzony do absurdu, ale chyba wiem o co Ci chodziło.

Zakończenie… no są ludzie tak wyniośli, tak idealni, że trudno ich sobie wyobrazić w takich prozaicznych sytuacjach. Choć osobiście bym za kimś takim nie poszła ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Ir­ka­_Luz Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Sympatyczne. Spodobała mi się krytyka polityki. I to, że obrywają wszyscy – liberałowie i konserwatyści… Chociaż chyba liberałowie bardziej, ale niech Ci będzie.

Stosunki łączące głównych bohaterów przypominają mi Ciapka i Quetzalcoatla, ale uważam, że autor inny.

Babska logika rządzi!

Finkla. Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam.

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Wow, bardzo mi się podobało. Swoim opowiadaniem tworzysz szkiełko na świat i dekorujesz to fajną ironią. Lubię takie opowiadania, lustrzane odbicia naszego świata skomentowane poprzez fantastykę. Humor jest dobrze wyważony, nie przekracza granicy, a razem z absurdem sprawia, że ta opowieść to kawał dobrej zabawy. 

 

Oczywiście, że klikam i nawet spróbuję nominować do piórka, tylko nie wiem, czy w lutym można nominować opowiadania ze stycznia. Bardzo mi się podobało, więc czemu nie. 

Pozdrawiam

 

 

Edit: Ajajaj, niestety się spóźniłem. Szkoda :c

Kto wie? >;

Skryty. Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam.

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Sprawnie napisane. Humor mi nie podszedł.

AP. Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam.

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Podstawowym budulcem tego opowiadania jest humor (bo przecież nie akcja, kiedy odbicie dziewczyny z rąk trolla sprowadza się zaledwie do niedługiej rozmowy i nie nastręcza zbyt wiele trudności), a ten niestety mi nie za bardzo podszedł. Oparty jest głównie na śmieszkach z mężczyzn przebranych za kobiety i odwrotnie, ze wzrostu i innych takich – przynajmniej do mnie to nie trafia. Żeby nie być jednak takim kompletnym marudą muszę napisać, że rozbawiły mnie dwa momenty, w tym jeden na samym początku opowiadania, co robi tekstowi dobrze, bo zachęca do kontynuowania rozpoczętej już lektury.

Na poczet plusów zaliczyć muszę fakt, że napisałeś/aś to nieźle i czyta się lekko, szybko i przyjemnie. Myślę, że opowieść ma szansę znaleźć usatysfakcjonowanych czytelników ;)

 

Drobnostki:

 

Dobro w twym sercu skieruję cię ku chwale Midlelandu

skieruje

 

– Cóż cię skłoniło by zamieszkać z taką kreaturą – zapytał w drodze Egon.

A gdzie znak zapytania?

 

Choć Zygfryd znów wróciła do żeńskiego imienia, zaczęła jeść mięso i zażądała monogamii, Róża przyjęła ją szczęśliwa, że odzyskała ukochaną. W mieście rozwieszono lampiony, na ulicach pojawili się grajkowie. Róża i Lukrecja wzięli tradycyjny ślub

Lukrecja wróciła, Róża przyjęła, a potem że wzięli. Zmieniłbym na wzięły, skoro już zacząłeś/aś pisać o nich w rodzaju żeńskim. 

AmonRa.Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam.

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Humor, owszem, chwilami rubaszny, ale dobrze wpisujący się w konwencję komedii ludowej i przy tym utrzymany w należytych ryzach. Fabuła maleńka,  intryga prościutka i super – to także  cecha comedii dell’arte, która pod tym względem specjalnie wyszukana nie była, kolejny plus dla Anonima. Za to warstwa słowna, element najważniejszy dla publiki, która komedie takie oglądała, by móc urechotać się po pachy , odjazdowa, zabawna i sprytnie przemyślana: gra słów – kalambury – facecje. Duże brawa! Na koniec to, o czym już wspomniała Finkla ­– w zabytkowe ramki comedii dell’arte autor oprawił obrazeczki – memy o nader współczesnej treści. Zadrwił równo ze wszystkich,  ale w stylu poczciwie i dobrodusznie złośliwym.  Miłe. Nawet finał, który w pierwszym czytaniu wydał mi się cokolwiek wymuszony, ostatecznie zaakceptowałam, jako „twórczą” interpretację  eufemistycznego określenia „tam, gdzie król piechotą chodzi”.  Jeszcze raz – brawo! Pzdr.

 

Takie te namierzyłam przez przypadek:

Gdy Egon przeciskał się przez niemal nagi tłum z wyraźnym oburzeniem wymalowanym na twarzy, tak Erik zdawał się być zachwycony, do tego stopnia, że zapomniał o narzekaniu na ciężki ekwipunek.

 

Początkowe „gdy”  nerwowo boksuje się z „tak” w kolejnym zdaniu. Można wypróbować spójniki skorelowane:

O ile Egon przeciskał się przez niemal nagi tłum,  z wyraźnym oburzeniem wymalowanym na twarzy,

o tyle Erik zdawał się być zachwycony do tego stopnia, że zapomniał o narzekaniu na ciężki ekwipunek.

Lub:

Egon, przez niemal nagi tłum, przeciskał się z wyraźnym oburzeniem wymalowanym na twarzy, za to Erik zdawał się być zachwycony do tego stopnia, że zapomniał nawet o narzekaniu na ciężki ekwipunek.

Przecinek po „zachwycony” – zbędny. Pozostałe, które dorzuciłam – wydają się być i potrzebne i dyskusyjne jednocześnie. Można dogłębnie przeanalizować, ale to nieco nużące zajecie.

 

Niski troll zeskoczył z hamaka i podszedł do Egona. Sięgał mu zaledwie do pasa, ale książę nie mógł się oprzeć wrażeniu, że spogląda na niego z góry.

 

W ostatnim zdaniu należałoby rozwiać wątpliwości co do tego, kto na kogo spogląda z góry, bo chwilowo to książę łypie na trolla, więc żarcik trochę nie wypalił. (Sięgał mu zaledwie do pasa, ale książę nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jakimś cudem ten konus  spogląda na niego z góry. No, coś w tym guście).

 

Książe (ogonek zjadło) Egonie (przecinek) nie dam sobą dłużej pomiatać (bez przecinka) temu kurduplowi, zaprowadźcie mnie do miasta.

 

Nikt już nie zwracał uwagi na trolla. Na nic się też zdały błagania i groźby.

 

Nikt już nie zwracał uwagi na trolla. Na nic się też zdały jego błagania i groźby.

Zaimki, choć nie cieszą się dobrą sławą, czasem są niezbędne. Dodałam na próbę.

 

– Cóż cię skłoniło (przecinek) by zamieszkać z taką kreaturą – zapytał w drodze Egon.

Gdy wyrzucono go z miasta za ciągłą krytykę(przecinek)  postanowiłam wyruszyć wraz z nim – wyjaśniła Lukrecja.

 

– Przyłącz się do mnie w moich wyprawach.

 

Uuuu! Nie. W całości nie. To jest kiepskie zdanie.

Przyłącz się i bądź mi (zostań mym) towarzyszem w wyprawach. Ciut lepiej. Ciut!

 

Biblioteka

w_ba­ske­rvil­le.Dziękuję za komentarz. w_ba­ske­rvil­le, Amon­Ra – błędy zostaną poprawione. Pozdrawiam.

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Przepraszam za zwłokę. Byłem trochę zajęty – błędy poprawione

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Anet.Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam.

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

 

Chyba mam wciśnięty śmiechoguzik…

 

Bo za chińskiego boga mnie to nie rozśmieszyło. Zrzynka ze Shreka jest w miarę zabawna, ale to nie Twoja zasługa, Stróżki Krwi (i już mam wskazówkę, kim jesteś :D) miały szansę, ale ją zmarnowały. Ten pomysł z asymilacją najeźdźców też jakoś sensowniej wyglądał u Pratchetta… Rozumiem absurd, ale nie chciałabym być poborcą podatkowym w tym mieście. Humor zasadniczo opiera się tutaj na dwóch filarach: seksie i polityce. Seks wypadł nawet nie pieprznie, a… mmm… no, właśnie. Co do polityki, nie ukrywam, że poglądy lewicowe przeważnie zdają mi się co najmniej nieprzemyślane, ale humor polityczny przeważnie zdaje mi się nie śmieszny, lecz w odbiorze przykry, niezależnie od afiliacji.

 

Język jest raczej jasny (tam, gdzie niejasność nie służy żartowi), bez metafor, za to z błędami, zwłaszcza interpunkcyjnymi: brakuje przecinków, kilka się obsunęło – są w zdaniu, ale nie na tym miejscu, gdzie powinny. Widać lekką zaimkozę, powtarza się błąd ortograficzny: „toboł” zamiast „tobół” – to edytor podkreśla! (edytor strony, sprawdziłam), są problemy z szykiem. Ot, na przykład: „próbując dojrzeć wśród obywateli natręta” oznaczałoby, że książę szuka jakiego bądź natręta, a on wyraźnie szukał konkretnego (inna rzecz, że niekoniecznie nazwałabym go natrętem).

 

„Niezawiłość” urzędników to literówka rozkoszna, ale jednak literówka; tak samo „zatopiła” zamiast „zastąpiła”. Powtarza się anglicyzm: „zdawał się być”; naliczyłam dwa błędnie użyte „stwierdzić” i jedno "ignorować". Dodawanie „ewidentnie” tam, gdzie doskonale widać, co się dzieje, jest zbędne. 99 razy na sto zbędne jest też „w głosie”.

 

Gramatycznie: można się przyczyniać do czegoś, nie czemuś; wyglądać można na kogoś, nie „jak na kogoś”. Semantycznie: „brak posiadania” to czysty nonsens; podobnie „twarz nabrała wyrazu osoby”, a „ekwipunek” to nie to samo, co „plecak”.  

 

Nie stwierdziłam elementów punktowanych, a z wymagań konkursowych, cóż. Jest ślub. Odjęłam jeden punkt za wyraz nieparlamentarny.

 

I cóż. Trupa przyślę na dowolny adres, który mi podasz na priv.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Eee trupa?

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Trupa tekstu :P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A nie dzięki ;) już mam jednego :) No i z strużkami jesteśmy kwita?

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dobra, jesteśmy XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No to się cieszę :), no i jestem pod wrażenie, że zorientowałaś się w nawiązaniu do Ankh-Morpork :) Shrek był oczywiście łatwy do odgadnięcia, ale na to, że jest nawiązanie do Ankh-Morpork chyba nikt nie wpadł :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Po prostu akurat to pamiętałam.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka