- Opowiadanie: Ananke - Tworzycielka – kradnąc opowiadanie

Tworzycielka – kradnąc opowiadanie

Two­rzyć. Tylko tyle i aż tyle.

 

 

P.S. Tro­chę dark fan­ta­sy, ale nie ocze­kuj­cie wiel­kie­go mroku. To bar­dziej po­łą­cze­nie nie­ty­po­we­go po­dej­ścia do baśni z dark fan­ta­sy – chyba, nie je­stem dobra w ta­gach. W razie czego zmie­nię.

 

Prze­pra­szam za błędy, będę bar­dzo wdzięcz­na za wska­za­nie, nie zdą­ży­łam z betą, bo ter­min gonił.

 

Edy­cja: Bar­dzo dzię­ku­ję Tar­ni­nie za wska­za­nie wszyst­kich błę­dów! Dzię­ki niej opo­wia­da­nie sporo zy­ska­ło. :)

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Tworzycielka – kradnąc opowiadanie

Wy­ga­słe Mia­sto upo­mni się o was.

Wiecz­ny, „Le­gen­dy Twier­dzy”

 

Dalia i kra­dzież

 

Wi­cher ude­rzał w ka­mien­ne, po­pę­ka­ne mury prze­klę­te­go zamku sto­ją­ce­go nad prze­pa­ścią.

– Usu­wasz po­czą­tek? 

– Straż­nik? – Za­ci­snę­łam pię­ści.

– Wał­szu­jesz hi­sto­rię.

– Co? – Zmarsz­czy­łam brwi. Sta­li­śmy pod łóż­kiem Dalii w pół­mro­ku i kurzu.

– Nie po­tra­wię wy­ma­wiać w.

– F?

– Tak. – Straż­nik miał twarz przy­po­mi­na­ją­cą muf­fin­kę. Na gło­wie ro­dzyn­ki, oczy z bo­ró­wek, usta z lukru, tylko nosa brak. Był mo­je­go wzro­stu, choć dwu­wy­mia­ro­wy, pła­ski ni­czym ob­ra­zek wy­cię­ty z bajki. Straż­nik pierw­sze­go stop­nia, jak oży­wio­ny ka­wa­łek pa­pie­ru.

– Nie za­trzy­ma­łeś mnie.

– Nie zdą­ży­łem.

Zer­k­nę­łam na bose stopy Dalii, która sta­nę­ła na ozdob­nej skó­rze niedź­wie­dzia.

– Ale muszę cię ode­słać. – Straż­nik uniósł ręce.

– Nie je­steś drew­nia­ny, nie mo­żesz. Zgło­szę to.

– Jak?

 – Mam w domu książ­kę Le­gen­dy Twier­dzy. – Pstryk­nę­łam pal­ca­mi. – Wejdę tam i po­ga­dam z Wiecz­nym. Pierw­sza opo­wieść jest o Straż­ni­kach, któ­rych Twier­dza ska­zu­je, bo łamią za­sa­dy. A pa­pie­ro­wi muszą po­wstrzy­mać przed do­ko­na­niem zmian, więc jest za późno.

– Przy­go­to­wa­łaś się.

– Dużo czy­ta­łam… Jak mnie ode­ślesz, wszyst­ko wy­ga­dam… Spo­tka cię to, co Straż­ni­ków z opo­wia­da­nia. Chyba cię podrą…

– Spalą.

– No. – Chrząk­nę­łam. – Wiem, że tego nie chcesz. I ja też, nie za­mie­rzam mieć cię na su­mie­niu. Więc… oż ty! – Dalia wła­śnie wy­szła z po­ko­ju, drzwi lekko trza­snę­ły. – Muszę to zmie­nić.

– Cze­kaj! – Z ca­łe­go ciała Straż­ni­ka wy­do­stał się po­dmuch wia­tru, tra­fił we mnie, aż po­le­cia­łam w naj­bar­dziej za­ku­rzo­ne miej­sce. – Na pewno chcesz tu być?

– Od­puść, dobra? – Otrze­pa­łam ręce. – Fuj, pa­ję­czy­na… – Kątem oka zło­wi­łam ruch po pra­wej stro­nie.

Z ciem­no­ści do­bie­gła mu­zy­ka – skrzyp­ce w ża­łob­nej to­na­cji. Szar­pa­nie strun, mrok peł­zną­cy po moim karku, coraz wyż­sze dźwię­ki, zimny pot ob­le­wa­ją­cy sztyw­ne plecy…

Widmo.

Przy­by­ło. W pół­mro­ku nie wi­dzia­łam twa­rzy. Był tylko czar­ny strzęp we mgle. Opo­wia­da­nie stra­co­ne, zjawa mnie do­pad­nie…

Po­dmuch roz­wiał ciem­no­ści. Mu­zy­ka urwa­ła się, jakby pękła stru­na. Tyłem wy­bie­głam spod łóżka, opar­łam ręce na drżą­cych ko­la­nach.

– Nie mu­sisz dzię­ko­wać. – Straż­nik stał bli­sko. Pach­niał nowo otwar­tą książ­ką, taką pro­sto z księ­gar­ni, jak z hi­sto­rii o de­mo­nie miesz­ka­ją­cym na prze­klę­tej półce. Ostat­nio wła­śnie tam zmie­nia­łam fa­bu­łę.

– I tak dzię­ki… – wy­dy­sza­łam. – To twoja pierw­sza… próba prze­chwy­ce­nia? 

– Tak. Skoro mi nie wy­szło, muszę tu zo­stać, aż…

– Wiem. Znam le­gen­dy.

Straż­nik kiw­nął głową ko­lo­ru ciem­ne­go bisz­kop­tu. Ręce i nogi miał białe, za­ma­lo­wa­ne nie­udol­nie na żółto, jakby dziec­ko ma­za­ło po kart­ce.  

– Je­steś pierw­szym pa­pie­ro­wym, któ­re­go spo­ty­kam. – Od­gar­nę­łam włosy. – Robią was z ma­gicz­nych przed­mio­tów, w które wle­wa­ją dusze? Czy je­ste­ście tacy od uro­dze­nia? 

– Nie mogę po­wie­dzieć. 

– No tak. – Spoj­rza­łam na niego z go­ry­czą. – Ży­je­cie z dala od…

– My nie ży­je­my. – W jego gło­sie dźwię­cza­ła pust­ka. To jakby sły­szeć od­le­gły ko­smos i wie­dzieć, że prze­ma­wia ktoś z gwiazd.

Prze­łknę­łam ślinę.

– Mamy tylko misje – dodał.

Kurz tań­czył mię­dzy nami, a ja utkwi­łam wzrok w bo­rów­ko­wych oczach z tę­czów­ką jak gwiazd­ka, z małą źre­ni­cą, bez głębi.

Po­pra­wi­łam za­plą­ta­ne ra­miącz­ko czar­ne­go, ob­ci­słe­go topu. Straż­nik od­wró­cił głowę. Ach, tak. Mia­łam od­kry­ty brzuch i roz­pię­tą ka­mi­zel­kę. Do tego krót­kie spoden­ki (i zgrab­ne uda), czer­wo­ne trze­wi­ki…

– Wiesz, że to sły­szę? – za­py­tał za­że­no­wa­ny.

– Co, już wcze­śniej mnie pod­glą­da­łeś? Byłeś cie­ka­wy, jak zmie­nię wy­gląd, czy co?

– Stwo­rzy­łaś sie­bie od nowa – wes­tchnął. – Sły­szę wszyst­ko. W taki spo­sób Straż­nik wy­czu­wa isto­ty z mocą two­rze­nia. Mamy wgląd do wa­szych myśli. I tak na­praw­dę wo­la­łem cię z ja­sny­mi wło­sa­mi… w po­przed­niej po­sta­ci.

– Jasne. – Prych­nę­łam. – Biały puch na gło­wie, okrą­gła twarz, czer­wo­na czap­ka… Wy­glą­dam jak kra­sno­lu­dek, tyle że nie mam brody… A tu, patrz, je­stem zgrab­ną ko­bie­tą, w końcu mam zie­lo­ne włosy! Pół życia o ta­kich ma­rzy­łam!

Ude­rze­nie wiel­kiej głowy w brzuch zgię­ło mnie wpół, po­le­cia­łam pod sto­łek przy to­a­let­ce. Ha­ru­mi za­ata­ko­wał pa­zu­ra­mi, nie byłam go­to­wa i obe­rwa­łam w ramię i rękę, którą za­kry­wa­łam twarz. Krew chlu­snę­ła na pod­ło­gę. Roz­dar­ta ka­mi­zel­ka za­wi­sła na moim łok­ciu. Czas zwol­nił, kiedy wzię­łam głę­bo­ki od­dech.

Nie, to moja opo­wieść, ukra­dłam ją… I będę two­rzyć takie sy­tu­acje, jakie mi pa­su­ją. Żad­nych ha­ru­mich…

Biały, ga­la­re­to­wa­ty robal był teraz do po­ło­wy wi­dzial­ny, w po­ło­wie wy­ma­za­ny. Po­ru­szał żół­wim py­skiem i dra­pał pod­ło­gę ostry­mi pa­zu­ra­mi.

Nie mo­żesz. – Pra­wie szept, i to w my­ślach.

Od­czep się, Straż­ni­ku, to ja będę de­cy­do­wać…

Zwy­mio­to­wa­łam. Głowa pul­so­wa­ła bo­le­śnie. Za­po­mnia­łam do­koń­czyć wy­ma­zy­wa­nie. Żyłam po­mię­dzy świa­tem a wy­obra­że­niem, kur­czo­wo trzy­ma­jąc się wy­obra­że­nia, które miało mi po­zwo­lić na…

– Ha­ru­mi zo­sta­je.

– Oż ty… czemu mi prze­rwa­łeś? – Otar­łam usta wierz­chem dłoni.

– Nie mogą tak ist­nieć. – Straż­nik wska­zał kwi­lą­ce­go ha­ru­mie­go.

Nie­uda­ny eks­pe­ry­ment ma­gicz­ny, po­kra­ka bez przy­szło­ści.

– Prze­stań.

Ha­ru­mi po­win­ny zo­stać wy­ma­za­ne z każ­de­go opo­wia­da­nia, z…

– Dość! Ha­ru­mi to część świa­ta. Na­sze­go świa­ta. Mogą ist­nieć w opo­wia­da­niach.

I wtedy od­włok ro­ba­la zma­te­ria­li­zo­wał się z po­wro­tem. Char­cząc i plu­jąc, ha­ru­mi uciekł pod łóżko.

Roz­sze­rzy­łam oczy.

– Nie wie­dzia­łam, że po­tra­fi­cie two­rzyć.

– Wstań. Je­steś ranna.

– Nie je­stem ranna.

I rze­czy­wi­ście, ślady pa­zu­rów znik­nę­ły, krew też. Zo­sta­ły tylko smugi na pod­ło­dze. Uśmiech­nę­łam się.

– Kamizelkę też mam całą. Ale skąd tu ha­ru­mi…? – Zmarsz­czy­łam brwi. – Prze­cież to hi­sto­ria o lu­dziach…

– Ha­ru­mi wy­klu­wa się tam, gdzie jest wróg kra­sno­lud­ka… Nawet w tej po­sta­ci nie ukry­jesz swo­je­go po­cho­dze­nia.

– Widmo… – wy­szep­ta­łam; z prze­stra­chem od­wró­ci­łam głowę w kie­run­ku łoża z czer­wo­ny­mi za­sło­na­mi w błę­kit­ne róże. Wzdry­gnę­łam się na wspo­mnie­nie ataku.

– We­szłaś w opo­wia­da­nie bez zna­jo­mo­ści wa­bu­ły?

– No. – Wzru­szy­łam ra­mio­na­mi. – Kart­ki były wy­rwa­ne. Poza tym i tak przej­mę całą hi­sto­rię, po co znać jej praw­dzi­wy prze­bieg?  

– Tak my­ślisz? A może nie za­szko­dzi zgłę­bić jej tre­ści… zanim ją wy­ma­żesz.

– Nie ro­zu­miesz. Muszę tre­no­wać. Mój tata… on chce zmie­nić hi­sto­rię, w któ­rej ży­je­my… Ale za­gi­nął, więc ja tu pró­bu­ję…

– Zmie­niać świa­ty w opo­wia­da­niach, żeby kie­dyś zro­bić to samo ze swoim?

– Tak. To jest… Ja… Po pro­stu… Każda hi­sto­ria to do­sko­na­le­nie mocy, bo nie za­wsze mogę wszyst­ko ide­al­nie… prze­kształ­cić. Tak jakby moja moc… nie była do końca… pełna?

– Spró­buj ma­ły­mi krocz­ka­mi. Nie mo­dy­wi­kuj całej wa­bu­ły, za­cznij od po­je­dyn­czych wy­da­rzeń, tak jak ule­czy­łaś się z ran.

Przy­gry­złam wargi. Ura­to­wał mnie, miał li­tość nawet nad pa­skud­nym ha­ru­mim, nie mógł być pod­stęp­nym szują… Choć jako Straż­nik…

– Nie masz po­ję­cia, kim są Straż­ni­cy.

– Dobra. – Mach­nę­łam ręką. – Mo­że­my spraw­dzić, co bę­dzie ro­bi­ła Dalia w tym opo­wia­da­niu. Tytuł mówi o kra­dzie­ży, ale ktoś za­ma­zał jego część. Wiesz, co zra­bu­ją?

– Nie. – Straż­nik wy­mi­nął mnie, spu­ścił wzrok.

Wy­szli­śmy przez szpa­rę w drzwiach. By­li­śmy wiel­ko­ści po­lnej mysz­ki. Przez to wę­drów­ka ko­ry­ta­rzem po dy­wa­nie w róż­no­barw­ne wzory dłu­ży­ła mi się w mil­cze­niu i przy sze­le­ście pa­pie­ro­we­go Straż­ni­ka. Dolne kra­wę­dzie ram ob­ra­zów ma­ja­czy­ły w mroku.

A gdy­bym tak wy­my­śli­ła, że…

Dalia przy­po­mnia­ła sobie o czymś na­praw­dę waż­nym i w po­śpie­chu wró­ci­ła na górę.

Usłyszałam krzyk. I nie było to zaplanowane, ale trudno, następnym razem wyjdzie mi lepiej. Dalia stała kilka kroków od nas. Zatykała usta ręką. Rozpuszczone włosy spływały na dekolt, ciemnozielona suknia przystrojona falbankami oraz różami niemal dotykała podłogi. Co taka piękna kobieta robiła w zamku pełnym pajęczyn? Była przeklętą królewną?

Coś mówiła…

– Słucham? – Pomachałam jej wesoło. – Jesteś wysoko, nie rozumiemy cię.

– Nieprzyjemne. – Dalia zrobiła krok do przodu, ukucnęła. – Sprowadziłaś mnie tutaj.

– Tak… Jestem Jeżyna.

Strażnik milczał. Czułam, jak przewierca mnie wzrokiem.

– Czym… kim wy… – Dalia odetchnęła głęboko. – To ta magia, o której mówił Ethan?

– Możliwe – skłamałam z uśmiechem. – Planujecie z Ethanem ukraść coś… wyjątkowego?

Dalia zastygła z rękami na podłodze.

– Wszystko wiesz.

– Chcemy pomóc. – Mrugnęłam porozumiewawczo. – Mamy pewne umiejętności, które wam się przydadzą.

Dalia odgarnęła jasny kosmyk z czoła.

– Chętnie przyjmę pomoc. – Uśmiechnęła się w taki sposób, że poczułam dreszcze na plecach. Wyciągnęła rękę w naszą stronę, a kiedy dotknęłam jej skóry, otoczył mnie intensywny zapach lawendy i jaśminu. – Urocza jesteś.

– Prowadź do Ethana – powiedział chłodno Strażnik.

– Oczywiście. – Dalia oblizała usta, uniosła mnie, przez chwilę patrzyłyśmy sobie w oczy, mogłam dostrzec drobne piegi na jasnej karnacji. Miała ciemne tęczówki niemal zlewające się w jedno ze źrenicami. Czułam, że jest w niej chłód, który maskuje uśmiechem.

Posadziła mnie na ramieniu, Strażnik chwycił za rąbek jej długiej sukni.

– Więc jak to działa? – zapytała Dalia, idąc korytarzem. – Masz moc rozkazywania ludziom?

– Nie do końca. –  Przed moją głową wisiał srebrny kolczyk z jadeitowym kamieniem. – Wyobraź sobie, że bierzesz do ręki książkę z różnymi opowiadaniami. Zaczynasz czytać, bohaterowie robią to, co wymyślił autor.

– Mhm.

– A gdyby tak coś zmienić?

– W opowiadaniu, które można tylko przeczytać?

– Nie tylko. Bo każde opowiadanie to świat zapraszający mnie do środka. Dostałam pewną moc, która pozwala mi przeniknąć na karty czytanej historii. Nie dziwi cię to?

– Och, chyba nie bardziej niż istoty wielkości mojej dłoni. – Zerknęła na mnie, uśmiechnęła się kącikiem ust. – Skoro tu przybyłaś… Chyba wiesz, co znajdziesz w tym świecie? Czy ciebie nic już nie zdziwi?

– Dopiero zaczynam. – Wzruszyłam ramionami. – Zajrzałam do kilku opowiadań.

– Otwierasz książkę i…

– Patrzę na miejsce, które chcę zmienić. Ale nie czytam. Patrzę wzrokiem, który można nazwać pustym. Po tym zostaję wchłonięta do środka.

 

***

 

– Komu słu­ży­cie? – Ethan na­chy­lił się nad nami. Sie­dzie­li­śmy ze Straż­ni­kiem po­mię­dzy świecz­ni­ka­mi z mo­sią­dzu, na wie­ko­wym kre­den­sie śmier­dzą­cym stę­chli­zną. – No mów­cie!

– Ni­ko­mu – od­parł nie­po­ru­szo­ny Straż­nik.

– Oczy­wi­ście. – Ethan skrzy­wił wargi, jego po­cią­gła, wy­chu­dła twarz była blada jak u wam­pi­ra. Zdjął białą rę­ka­wicz­kę, wy­ce­lo­wał w nas palec. Prze­łknę­łam ślinę. Na ko­ści­stej ręce tylko magia utrzy­my­wa­ła płaty gni­ją­cej skóry. Mu­siał ma­sko­wać smród cza­ra­mi, ale mdli­ło mnie od sa­me­go wi­do­ku. – To teraz…

– Ethan – Dalia zro­bi­ła krok w stro­nę kre­den­su – nie przy­szli­by, gdyby…

– Milcz. – Ethan nawet na nią nie spoj­rzał. Stał w lek­kim roz­kro­ku, w czer­wo­nej ma­ry­nar­ce, roz­pię­tej i za­kry­wa­ją­cej po­ślad­ki. Spodnie się­ga­ły mu odro­bi­nę za ko­la­na i były do­pa­so­wa­ne bardziej niż moje.

Dalia od­wró­ci­ła głowę; zmru­ży­ła oczy, ścią­gnę­ła brwi. Ale nic nie od­par­ła, wbiła wzrok w zło­ci­sty koc na­rzu­co­ny na ka­na­pę. Wszyst­ko tu było błysz­czą­ce, w złym gu­ście i kiep­skiej ja­ko­ści. Po­zo­ry bo­gac­twa. Stół przy­po­mi­nał orze­cho­we drew­no, a blat był ze zwy­kłej sklej­ki pod­trzy­my­wa­nej przez lwy. Zwie­rzę­ta z tom­ba­ku o chu­dych py­skach, krzy­wo wy­ko­na­ne. Świecz­ni­ki z mo­sią­dzu miały brzyd­kie za­ry­so­wa­nia. Zamek wy­glą­dał na ogra­bio­ny i wy­peł­nio­ny po­now­nie pod­rób­ka­mi.

– Za­py­tam ostat­ni raz… – Ethan po­ru­szył ręką, czer­wo­no-si­wy dym wy­do­stał się spod obrzy­dli­we­go palca, buch­nął smród, wstrzy­ma­łam od­dech. – Dla kogo pra­cu­je­cie?

Dym nad­cią­gał, po­czu­łam w płu­cach lo­do­wa­te po­wie­trze.

Niech to znik­nie – po­my­śla­łam w pa­ni­ce. Ból przy­cichł, dym się roz­pły­nął. W oczach Dalii uj­rza­łam błysk fa­scy­na­cji.

– Nie pra­cu­je­my – od­par­łam i te słowa uspo­ko­iły Etha­na. Opu­ścił rękę. – Po­mo­że­my wam coś ukraść. Tylko chcę wie­dzieć, co to.

– Blask – po­wie­dzia­ła Dalia.

Ethan po­tarł wy­sta­ją­cy pod­bró­dek, zgar­bił się.

– Pla­nu­je­my ru­szać za ty­dzień… – Spoj­rzał na swoją dłoń. Zmarsz­czył brwi. Przywdział rę­ka­wicz­kę.

– Je­dzie­my z wami.

– Yh – sap­nął Ethan; otarł białą fal­ban­ką rę­ka­wa struż­kę potu na skro­ni. – Tak.

 

***

 

Minął ty­dzień. Od tej se­kun­dy prze­no­sze­nia po­czu­łam lekki za­wrót głowy.

Spo­tka­li­śmy się przed zam­kiem, na bru­ko­wa­nej dro­dze, tuż przy ledwo do­strze­gal­nym mo­ście pro­wa­dzą­cym na trakt. Mgła prze­sła­nia­ła widok, drze­wa spra­wia­ły wra­że­nie po­kracz­nych cieni stwo­rzeń z in­ne­go świa­ta. Ka­mien­ne mury nik­nę­ły w mlecz­nych ob­ło­kach, nad pęk­nię­tą wieżą uno­sił się czar­ny dym. Bu­dow­la gó­ro­wa­ła nad nami, wznie­sio­na na wą­skiej półce skal­nej. W dole, za­to­pio­ne we mgle, rosły gęste drze­wa, aż po ho­ry­zont.

Był chłod­ny wie­czór, rzeka pod nami szu­mia­ła. Rżące konie wy­ło­ni­ły się z mgły cią­gnąc czar­ny powóz. Za­ha­mo­wa­ły tuż przy Dalii, która pró­bo­wa­ła po­gła­skać pysk si­we­go ogie­ra. Par­ska­ją­ce zwie­rzę­ta tu­pa­ły, jedno sta­nę­ło dęba.

Ethan wsiadł.

– Cho­ler­na mgła – mruk­nął.

– Roz­goń ją, kreuj świat – po­ra­dził Straż­nik.  

– Sam spró­buj – wark­nę­łam. – Coś mnie blo­ku­je, nie mogę za­pa­no­wać nad końmi, prze­go­nić tej dziw­nej…

Zimno.

Roz­brzmia­ła mu­zy­ka, jakby sam Pa­ga­ni­ni za­czął kon­cert w pie­kle. Dźwię­ki szyb­kie, wolne, roz­cią­gnię­te i ści­na­ją­ce krew przy piz­zi­ca­to. Wi­bru­ją­ce w spło­szo­nym umy­śle, str­wo­żo­nym sercu. Do­się­ga­ją­ce uczuć ukry­tych pod głę­bo­ką war­stwą prze­szło­ści.

Nade mną uno­si­ła się czar­na, łysa czasz­ka – twarz z gra­fi­tu, bez ust i oczu, pełna wy­pu­stek, chro­po­wa­to­ści, przy­po­mi­na­ją­ca wę­giel. I tylko jeden ele­ment wska­zy­wał, że może to być isto­ta ludz­ka: obrzy­dli­wy, wę­szą­cy nos po­śród żło­bień, po­ru­sza­ją­cy się bez prze­rwy.

Płaszcz z mgły za­sła­niał gni­ją­ce ciało, prze­po­ło­wio­ny tułów uno­sił się w po­wie­trzu. Mu­zy­ka przy­śpie­szy­ła. Ja sta­nę­łam. Sza­leń­cze tempo me­lo­dii przy­pra­wia­ło o mdło­ści.

Straż­nik osło­nił mnie wła­snym cia­łem. Po­dmuch, któ­re­go użył, był o wiele sil­niej­szy niż w sy­pial­ni Dalii, lecz widmo uro­sło od po­przed­nie­go spo­tka­nia.

Niech znik­nie – pro­si­łam.

Widmo znika – sły­sza­łam głos Straż­ni­ka, two­rzą­cy hi­sto­rię.

Nie zni­ka­ło. Za­czę­ło nad nami krą­żyć. W pa­ni­ce chcia­łam już to wszyst­ko po­rzu­cić, opu­ścić opo­wia­da­nie…

Co ja tu w ogóle robię, tak nie znaj­dę ojca…  

Widmo za­pi­ko­wa­ło, a ja wróci…

 Straż­nik uniósł rękę, widmo prze­szło przez nią i roz­pły­nę­ło się w sza­rom­lecz­nej mgle. Mu­zy­ka uci­chła, po­zo­sta­ło dzwo­nie­nie w uszach. Od­dy­cha­łam z tru­dem, nie zro­bi­ła­bym ko­lej­ne­go kroku, gdyby nie ła­god­na dłoń Straż­ni­ka.

– Ja… – wy­ją­ka­łam. I do­pie­ro wtedy zo­ba­czy­łam, że Straż­nik stra­cił drugą rękę. Od łok­cia nie było nic, tylko po­strzę­pio­na kart­ka pa­pie­ru. Nad nią uno­si­ła się czar­na mgła.

– Za­pła­ta dla two­je­go prze­śla­dow­cy.

– Idzie­cie?! – rzu­cił Ethan z dy­li­żan­su.

– Ja… – Ga­pi­łam się na Straż­ni­ka jak ostat­nia idiot­ka.

Dalia zdo­ła­ła uspo­ko­ić konie, wró­ci­ła po nas, prze­nio­sła na rę­kach do po­jaz­du. Za­ję­li­śmy miej­sca na­prze­ciw­ko Etha­na.

Dla­cze­go Straż­nik to zro­bił, dla­cze­go mnie ura­to­wał, tacy jak on łapią ob­da­rzo­nych mocą, a nie…

– Sły­szę to.

– To nie­za­leż­ne ode mnie – mruk­nę­łam. – Cza­sa­mi myśli same zmie­nia­ją się w hi­sto­rię, a cza­sa­mi zo­sta­ją w gło­wie.

– To kwe­stia in­ten­syw­no­ści. Emo­cje cię roz­pra­sza­ją.

– Co wy tam szep­cze­cie? – Ethan zmru­żył oczy. Dziś był ubra­ny w czar­ny, wy­twor­ny frak z kwia­ta­mi wy­szy­ty­mi na połach. Miał cie­nie pod ocza­mi, zie­mi­stą cerę, od po­przed­nie­go spo­tka­nia przy­by­ło mu si­wych wło­sów. – Wiem, że coś knu­jesz – na­chy­lił się nade mną. Pach­niał roz­ma­ry­nem. – Mie­szasz mi w gło­wie.

Ethan za­po­mniał o wszyst­kim, o czym przed chwi­lą my­ślał. Cał­ko­wi­cie ufał Je­ży­nie.

– To nie ko­niec – szep­nął Straż­nik.

– Wiem. Będę się mar­twić na bie­żą­co. – Opar­łam głowę o mięk­ką ta­pi­cer­kę. – Dokąd je­dzie­my? – za­py­ta­łam gło­śno Etha­na.

– Znasz Le Kreme?

– Opo­wiedz.

– Pla­nu­je­my od­na­leźć słyn­ną za­to­pio­ną lo­dziar­nię. Zaj­mo­wa­ła ob­szar tuż nad mo­rzem, na kli­fie, z któ­re­go szło się na plażę wąską ścież­ką w dół. Pierw­sza taka na świe­cie. Pro­wa­dzo­na przez wy­prze­dza­ją­ce­go epokę boga. Pew­ne­go dnia gwał­tow­ny sztorm ude­rzył w zbo­cze, zmył Le Kreme.

– W tam­tym miej­scu – do­da­ła Dalia – po­zo­stał wy­pa­lo­ny ślad… Na­ghi­sza.

Po tym sło­wie za­pa­dło milczenie.

– Chce­cie od­na­leźć lo­dziar­nię? – za­py­ta­łam słabo. – Na dnie… morza…

– Kiedy do­wie­my się, który bóg tam prze­by­wał – Ethan miał na ustach pa­skud­ny uśmie­szek – przy­wo­ła­my go pra­wem ostat­nie­go do­ty­ku. A bóg wska­że nam drogę do Bla­sku.

– Dla­cze­go? – zmarsz­czy­łam brwi.

– Jest prze­klę­ty – od­parł Ethan, jakby to wszyst­ko wy­ja­śnia­ło.

– Są spoza Ylin – rze­kła Dalia. – Wy­klę­ty bóg za karę staje się pod­da­ny lu­dziom, mogą za po­mo­cą tego, czego do­ty­kał na ziemi, zmu­sić go do zdra­dze­nia róż­nych ta­jem­nic.

– Ale trze­ba użyć za­klę­cia przej­mo­wa­nia kon­tro­li.

– Tak. – Dalia wzdry­gnę­ła się. – Bóg musi przyjść na każde we­zwa­nie, lecz tylko uta­len­to­wa­ny mistrz zdoła wy­do­być z jego umy­słu przy­dat­ne in­for­ma­cje.

– Skąd je­ste­ście? – Ethan utkwił we mnie chłod­ny wzrok.

– Przy­by­wa­my… z da­le­ka – od­par­łam, za­sta­na­wia­jąc się, co by po­wie­dział, gdyby usły­szał, że je­stem z in­ne­go opo­wia­da­nia, innej hi­sto­rii, że wpa­dłam tu tylko na­mie­szać. Każdy świat miał swoje prawa, ale po­szcze­gól­ne uni­wer­sa łą­czy­ły się i prze­ni­ka­ły. Ist­nia­ły takie, w któ­rych ho­do­wa­no ha­ru­mich, w in­nych byli na wy­mar­ciu, w jesz­cze in­nych to­czy­li wojny z kra­sno­lud­ka­mi (jak u mnie). Ale sły­sza­łam też o świa­tach, w któ­rych nikt nie miał po­ję­cia, że ha­ru­mi ist­nie­ją.

– Do plaży jesz­cze długa droga. Prze­śpij­cie się – za­pro­po­no­wa­ła Dalia.

Mhm, ja i drzem­ka przed zo­ba­cze­niem wody. Jasne. Nie­mal czu­łam na sobie współ­czu­ją­ce spoj­rze­nie Straż­ni­ka. Za­czy­nał dzia­łać mi na nerwy.

 

***

 

– Straż­nik jest z pa­pie­ru.

– Do­sta­nie masol. – Ethan zdjął buty. – Mamy go sporo. Star­czy dla wszyst­kich.

– Ja… słabo pły­wam – pró­bo­wa­łam jesz­cze.

– Bę­dziesz trzy­mać bran­so­le­tę. – Dalia po­trzą­snę­ła ręką, na któ­rej miała złotą ob­ręcz. Uśmiech­nę­ła się ła­god­nie. Zdję­ła już suk­nię i stała na niej jak na łące peł­nej kwia­tów. W bia­łej halce wy­glą­da­ła na drob­niej­szą. Kiedy ko­lej­na sztu­ka odzie­ży po­wę­dro­wa­ła na zie­mię, prze­łknę­łam ślinę. W gor­se­cie Dalia przy­wo­dzi­ła na myśl mło­dziut­ką dziew­czy­nę, może sie­dem­na­sto­let­nią. I cho­ciaż miała nie­mal białe po­licz­ki ze śla­da­mi różu, jej fi­li­gra­no­wa fi­gu­ra do­pie­ro teraz, oswo­bo­dzo­na z ogrom­nej sukni, była do­strze­gal­na.

– Jasne… – Scho­wa­łam drżą­ce ręce za ple­ca­mi. – Nie, nie mogę.

Dalia zo­sta­ła w samej bie­liź­nie. Ilość ko­ro­nek przy­pra­wia­ła o za­wrót głowy. I ta biel, taka czy­sta, do­sko­na­ła… Prze­łknę­łam ślinę.

– Chodź­cie, przy­da się wię­cej par oczu. – Dalia ukuc­nę­ła, wy­cią­gnę­ła rękę. – Zdej­mij ubra­nie na wszel­ki wy­pa­dek.

– Nie, ja chyba nie…

Ethan bez py­ta­nia po­sy­pał nas prze­zro­czy­stym ma­so­lem, który ła­sko­tał skórę.

Na­de­szła cie­pła, czerw­co­wa noc, wiatr od stro­ny morza niósł za­pach soli. Klif nie był spe­cjal­nie wy­so­ki, ale serce i tak biło mi zbyt szyb­ko. Straż­nik pew­nie my­ślał, że od­pusz­czę. Ale teraz, nie­sio­na przez Dalię… Czu­łam jej mięk­ką, przy­jem­ną skórę; in­ten­syw­ny za­pach la­wen­dy i ja­śmi­nu aż dra­pał w gar­dło. Sta­nę­li­śmy na znaku na­ghi­szy. Trawa była wy­pa­lo­na w kształ­cie pół­ko­la z li­te­rą „P” w środ­ku.

– Ru­szaj od razu za mną. Tylko mocno się wybij. – I tyle wi­dzie­li­śmy Etha­na.

Pró­bo­wa­łam coś po­wie­dzieć, zre­zy­gno­wać, żo­łą­dek ści­snął bo­le­sny skurcz, od la­wen­dy mia­łam za­wro­ty głowy, wiatr wył jak po­tę­pie­niec. Dalia sko­czy­ła za Etha­nem. Zła­pa­łam moc­niej bran­so­le­tę, tuż obok Straż­nik był roz­płasz­czo­ny na skó­rze Dalii jak na­klej­ka, a ja przy­ci­śnię­ta do jej pier­si, spa­da­łam.

Wspo­mnie­nia oży­wa­ły jak za­cza­ro­wa­ne ob­ra­zy z ka­lej­do­sko­pu – Ru­bi­no­we Je­zio­ro, drew­nia­ny po­most, Ma­gno­lia od­py­cha­ją­ca mnie zbyt mocno pod­czas kłót­ni, płuca pełne lo­do­wa­tej wody. I spa­da­nie na samo dno, w sza­mo­ta­ni­nie i stra­chu.

Bo­le­sne zde­rze­nie z taflą tym razem miało inny prze­bieg. Mo­głam od­dy­chać. Masol dzia­łał. Zbie­la­łe palce ścier­pły mi od ści­ska­nia bran­so­le­ty. Dalia prze­sta­ła trzy­mać dłoń przy pier­si. Pły­nę­ła. Straż­nik coś mówił, ale ja byłam jesz­cze po­mię­dzy prze­szło­ścią a nowym dnem. I zo­ba­czy­łam pod­wod­ne mo­ty­le.

– El­li­ry – wy­ja­śnił Straż­nik. – Mają pa­ła­ce w głę­bi­nach oce­anu.

– A to…

– Porty. – Przy wiel­kich musz­lach uno­si­ły się hi­per­ku­le. Wsia­da­ły do nich te fa­scy­nu­ją­ce isto­ty. – Tak po­dró­żu­ją lądem. Sie­khi to bańki zło­żo­ne w ca­ło­ści z magii. Lecz przy dłuż­szym locie magia wy­ga­sa, sie­kha znika na za­wsze. A wy­cza­ro­wa­nie jej nie jest pro­ste, więc loty są dro­gie.

El­li­ry przy­po­mi­na­ły mo­ty­le, ale nie po­ru­sza­ły skrzy­dła­mi, żeby pły­wać – prze­ciw­nie, skła­da­ły je w coś na kształt płe­twy. Miały dwa od­nó­ża z przo­du i czte­ry z tyłu, grub­sze niż u owa­dów. Czuł­ki krót­kie, czę­sto ozdo­bio­ne dro­bi­na­mi pia­sku. Do­oko­ła nas, nad por­ta­mi, uno­si­ły się srebr­ne świa­tła, gasły i po chwi­li ja­śnia­ły ni­czym fa­jer­wer­ki.

– Wska­zu­ją drogę za­gu­bio­nym podczas sztor­mu.

– Szu­kaj­cie tam. – Ethan wska­zał miej­sce za ska­ła­mi.

Dalia pły­nę­ła wolno, wciąż sucha. Spoj­rza­łam na port el­li­rów. Wszyst­ko zbu­do­wa­ne z po­ły­skli­wej błę­kit­nej sub­stan­cji przy­po­mi­na­ją­cej lo­do­we cu­kier­ki. Każdy obiekt bu­dził sko­ja­rze­nie z musz­lą. Były wy­so­kie o wznie­sio­nych skrę­tach, ja­jo­wa­te, stoż­ko­wa­te, wrze­cio­no­wa­te i wie­życz­ko­wa­te; jedne obok sie­bie, inne roz­pro­szo­ne, na ubo­czu. Przy tych więk­szych gro­ma­dził się tłum. Przy mniej­szych po­je­dyn­czy wła­ści­ciel stał na pia­sku z roz­ło­żo­ny­mi skrzy­dła­mi. Na samym końcu, przy czer­wo­nej musz­li przy­stro­jo­nej ko­ra­low­ca­mi, prze­by­wa­ła cała for­ma­cja el­li­rów, w rów­nym rzę­dzie, jak przy od­pra­wie. Wszy­scy o skrzy­dłach za­sło­nię­tych ma­sku­ją­cym cza­rem, pra­wie nie­wi­docz­nych.

– Za­py­taj­my ich – nie wy­trzy­ma­łam, kiedy po­szu­ki­wa­nia nie przy­no­si­ły żad­nych re­zul­ta­tów.

– Nie mówią – Dalia wska­za­ła prze­pły­wa­ją­ce el­li­ry. – Roz­ma­wia­ją fa­la­mi wod­ny­mi.

– Więc za­czną mówić. – Uśmiech­nę­łam się pod nosem. – Płyń do nich. W końcu mogę ci pomóc… Twoje włosy!

– Tak. – Dalia trą­ci­ła mokre loki. – Masol traci moc.

– Szyb­ko!

Wy­mi­nę­li­śmy sku­pi­sko ka­ła­mar­nic i wolno, żeby nie wzbu­rzyć pia­sku, osie­dli­śmy w po­bli­żu portu. El­li­ry wzro­stem do­rów­ny­wa­ły na­szym lisom. I po­tra­fi­ły uży­wać mo­je­go ję­zy­ka.

– Cześć, mam tylko jedno py­ta­nie – za­gad­nę­łam tego ze skrzy­dła­mi o bar­wie roz­to­pio­ne­go złota. Ob­ró­cił ku mnie głowę. Miał oczy jak żuki, błysz­czą­ce i bez źre­nic. W gięt­kim od­nó­żu trzy­mał musz­lę.

– Py­ta­nie. – Głos el­li­ra brzmiał jak za­pę­tlo­ne echo.

– Czy gdzieś tutaj… kie­dyś… – Mi­mo­wol­nie od­su­nę­łam głowę, gdy zbli­żył się do dłoni Dalii, na któ­rej sie­dzia­łam. – Coś… spa­dło?

– Coś. – Ellir uniósł przed­nie od­nó­że.

– A wiesz może… gdzie to spa­dło?

– Gdzie.

– Po­ka­żesz mi?

– Po­ka­żesz.

Ellir zło­żył skrzy­dła, musz­lę scho­wał pod sobą, za­czął pły­nąć, a my za nim. Za­uwa­ży­łam, że kiedy się po­ru­szał, po­wsta­wa­ła błę­kit­na smuga roz­my­wa­na przez fale.

– Tak od­naj­du­ją wła­sne tropy, kiedy prze­mie­rza­ją morza – wy­ja­śnił Straż­nik.

Po­czu­łam wil­goć na pra­wym rę­ka­wie, na którym pojawiły się plamy. Spoj­rza­łam prze­ra­żo­na na Straż­ni­ka. Posłał mi gorzki uśmiech.

– Nie umrę z prze­mo­cze­nia.

Prze­łknę­łam ślinę. Do­tar­li­śmy. Ethan już pły­nął w na­szym kie­run­ku. Ellir po­ru­szył skrzy­dła­mi, nie­bie­skie dro­bin­ki po­le­cia­ły w dal. Otwo­rzy­łam usta. Przed nami pół­ko­le i li­te­ra „P” roz­bły­sły ni­czym świa­tło od­bi­te od szkła. Nie­zna­na siła wy­pchnę­ła z dna wi­ru­ją­cy pia­sek, więc moc­niej chwy­ci­łam bran­so­le­tę. Straż­nik miał kilka pla­mek w oko­li­cach brzu­cha.

Spró­bo­wa­łam to zmie­nić: masol dzia­łał, Straż­nik był suchy. 

– To na nic – rzekł. – Mnie obo­wią­zu­ją inne prawa.

– Mogę je zmie­nić, mogę…

– To ponad twoje siły, Je­ży­no.

– Nie masz po­ję­cia…

– Cza­sa­mi opo­wia­da­nie bie­gnie wła­snym ryt­mem, nie tylko twoja moc tu dzia­ła.

Chlu­pot, zgrzyt, Le Kreme wdo­by­te z ukry­cia. Ethan wpadł do środ­ka. Lo­dziar­nia była pełna za­dra­pań i wgłę­bień. Pro­sto­kąt­ny, za­pad­nię­ty bu­dy­nek po­kry­ty zie­lo­nym na­lo­tem. W środ­ku skłę­bio­ny czer­wo­ny dym.  

– Pa­skudz­two – mruk­nę­łam.

Wszyst­ko, czego do­ty­ka­li bo­go­wie, było pięk­ne. Czym za­wi­nił bóg, który bawił się in­co­gni­to w sprze­daw­cę lodów?

Spoj­rza­łam na Dalię. Była jak rzeź­ba: wy­nio­sła, od­le­gła. W czarnych oczach, utkwio­nych we wnę­trzu ka­wiar­ni, uj­rza­łam zimno, które mnie zmro­zi­ło, jakby zło tego miej­sca przej­mo­wa­ło duszę Dalii.

– Mam, wra­ca­my. – Ethan za­czął pły­nąć ku po­wierzch­ni; w dłoni trzy­mał łyżkę do na­kła­da­nia lodów.

Dalia od­bi­ła się od dna. Opusz­cza­li­śmy wody el­li­rów, wra­ca­li­śmy na po­wierzch­nię! Małe porty były coraz dalej, przed nami prze­mknę­ła wiel­ka ła­wi­ca czar­no-zło­tych rybek, na kilku sie­dzie­li el­li­ro­wie. Nogawki spodni chłonęły wodę. Straż­ni­ko­wi za­czę­ły na­sią­kać ra­mio­na. By­li­śmy coraz wyżej, po­wierzch­nia ma­ja­czy­ła jak upra­gnio­ny ląd, do ka­mie­ni­ste­go brze­gu bli­sko, zdą­ży­my…

I wtedy usły­sza­łam mu­zy­kę.

Ethan wypłynął pierw­szy, pod­cią­gnął się na ska­łach, my chwi­lę po nim. Dalia wzię­ła głę­bo­ki od­dech. Spoj­rza­łam w niebo. Widmo, teraz wiel­ko­ści nie­to­pe­rza, spa­dło na Dalię ze świ­stem i w ostat­niej chwi­li wy­mi­nę­ło głowę, za­ha­cza­jąc ko­smyk wło­sów, który znik­nął przy gło­śnym krzy­ku Dalii.

– Ucie­kaj! – Straż­nik spoj­rzał na mnie. Po­czu­łam coś tak wy­raź­nie, że moje serce prze­szył bo­le­sny skurcz.

Ochro­nię cię… Prze­szłość, prze­szłość wzbie­ra­ją­ca ni­czym fala, a ja w środ­ku wod­ne­go wiru.

Ból prze­szy­wa­ją­cy skro­nie ode­brał mi na chwi­lę dech, w my­ślach za­wi­ro­wa­ło. Ktoś… jakby… maj­stro­wał przy… moich… wspo­mnie­niach…?

O czym ja…?

Mu­zy­ka do­cho­dzi­ła z od­da­li, jak spod wody, se­kun­da myśli zga­sła, widmo mnie wy­wę­szy­ło, rzu­ci­ło się ze świ­stem, a ja…

…pu­ści­łam.

Bran­so­le­ta, Dalia, Straż­nik, ląd – wszyst­ko zo­sta­ło w tyle. Spa­da­łam w głę­bi­ny naj­gor­sze­go kosz­ma­ru, a ostat­nie pro­mie­nie słoń­ca prze­ni­ka­ły przez taflę, dzień gasł. Widmo wyło prze­mie­rza­jąc morze, wpa­dło w ła­wi­ce ryb, roz­szar­py­wa­ło jedną za drugą, aż ciem­ne smugi wy­peł­ni­ły wodę; za­mknę­łam oczy. Strach spa­ra­li­żo­wał ciało. W umy­śle bra­ko­wa­ło słów, które zmie­ni­ły­by hi­sto­rię. Wspo­mnia­łam ostat­nią roz­mo­wę z tatą.

– Kiedy stra­cisz kon­tro­lę – mówił – po­zo­sta­je pod­dać się opo­wia­da­niu. Je­ży­no, nie wszyst­ko można zmie­nić.

– Więc po co tam idziesz?

– Chcę cze­goś wię­cej. Dla cie­bie, dla Ma­gno­lii…

– A jeśli zmie­nisz naszą hi­sto­rię i już nigdy nie wró­cisz?

– Wrócę. Po­tra­fię szu­kać.

Masol prze­stał dzia­łać. Cała prze­mo­czo­na, wstrzy­ma­łam od­dech, otwo­rzy­łam oczy. Spa­da­łam do portu el­li­rów, oto­czo­na świa­tła­mi dla za­gu­bio­nych. Widmo było tuż nad moją głową. Nie ata­ko­wa­ło. Może wcale nie chcia­ło mnie zabić? Może po pro­stu pró­bo­wa­ło stąd za­brać? Ale po co?

Za­krztu­si­łam się wodą. Nie. Muszę od­dy­chać, muszę żyć!

Masol. Niech znowu za­cznie dzia­łać. Dzia­ła, praw­da? Dzia­ła! Two­rzę, two­rzę, a widmo znika, niech znika!

Czar­na twarz wciąż nade mną wi­sia­ła – jak zły omen. Pierw­szy ellir za­ata­ko­wał na dłu­giej i pła­skiej rybie. Wle­ciał w sam śro­dek wę­szą­cych noz­drzy, odbił się jak ra­żo­ny pio­ru­nem. Mu­zy­ka przy­bra­ła na sile. Ko­lej­ni do­ska­ki­wa­li w pa­rach, trze­po­ta­li nie­wi­docz­ny­mi skrzy­dła­mi. Woj­sko el­li­rów po­ko­ny­wa­ła ba­rie­ra nie do przedar­cia. Nic nie mogli zro­bić, ale od­cią­ga­li uwagę, a ja wła­śnie tego po­trze­bo­wa­łam.

Pły­nę­łam sztyw­no, ze stra­chem w sercu, z trud­no­ścią ru­sza­łam rę­ka­mi. Byłam w po­ło­wie drogi na po­wierzch­nię i wtedy jeden z żoł­nie­rzy gwał­tow­nie za­trzy­mał sre­brzy­stą rybę, na któ­rej sie­dział. Roz­po­starł skrzy­dła.

Iin­ne­eaa.

Gar­dło­we myśli, któ­rych nie ro­zu­mia­łam, wtło­czo­ne do umy­słu na siłę. W oczach el­li­ra uj­rza­łam nie­na­wiść. W pa­ni­ce spró­bo­wa­łam od­sko­czyć, za­ma­cha­łam rę­ka­mi, krzyk­nę­łam. Przy dnie, do widma pod­pły­wał wiel­ki dra­pież­nik, może rekin, kie­ro­wa­ny przez mo­ty­lo­wa­te.

Ellir chwy­cił mnie za szyję przed­nim od­nó­żem. Widmo za­wy­ło, mu­zy­ka wy­bu­chła, nie­mal roz­ry­wa­jąc mi bę­ben­ki. Czar­ny dym wchło­nął koń­czy­nę opraw­cy. Ko­lej­ny ellir skra­cał dy­stans, tym razem w bańce, a ja kasz­la­łam, tra­ci­łam kon­tro­lę, krztu­si­łam się wodą. Ciem­ne kłęby gwał­tow­nie wy­pchnę­ły mnie na po­wierzch­nię. Po­szy­bo­wa­łam nad taflą, zo­ba­czy­łam skały.

Ląduj po­wo­li, oż ty głu­pia mocy! Po­wo­li!

Bach! No, pra­wie.

Plu­jąc wodą, oce­ni­łam swój stan. Obite ko­la­na, zdar­te ręce, za­wro­ty głowy, śred­nio dzia­ła­ją­ca moc. Za­kasz­la­łam, usia­dłam. I wtedy to zo­ba­czy­łam.

 

***

 

Wy­rwa­ne skrzy­dła. Skały zbry­zga­ne nie­bie­ską, fos­fo­ry­zu­ją­cą krwią roz­człon­ko­wa­nych el­li­rów. Księ­życ w pełni oświe­tlał miej­sce walki. Nie, rzezi. A ja po­śród tych mar­twych żoł­nie­rzy, trzę­są­ca się bardziej niż po wy­ję­ciu z lo­do­wa­tej wody. Wsta­łam, nogi mi za­drża­ły, upa­dłam na ko­la­na. Przede mną ro­ze­rwa­na na pół twarz, oczy za­sty­głe w nie­na­wi­ści. Zwy­mio­to­wa­łam, za­szlo­cha­łam bez łez, pa­lą­cy ogień w żo­łąd­ku nie prze­sta­wał pło­nąć.

Wró­cić. Chcę wró­cić. Wra­cam.

Nic. Wciąż skały, chłód mor­skiej bryzy. Ze­rwał się wiatr, chło­stał mnie po mo­krym ciele. Chcę być sucha. Je­stem sucha.

Nie, to na nic. Moje słowa nic nie zna­czą. Może widmo za­bra­ło moc. Dla­te­go nie ata­ko­wa­ło. Wchło­nę­ło zdol­ność zmie­nia­nia opo­wie­ści, po­wy­bi­ja­ło nie­win­nych, ucie­kło, już prze­sta­ło mnie ści­gać. Do­sta­ło, czego chcia­ło.

 

***

 

– Je­ży­na!

Mały punkt na kli­fie – Straż­nik. Wy­tar­łam mokry nos, na czwo­ra­ka do­szłam do końca skały. Wspi­nacz­ka tam to jak wej­ście na szczyt wiel­kiej góry. Przy­ci­snę­łam po­li­czek do zim­ne­go ka­mie­nia, w gło­wie mi szu­mia­ło. Osu­nę­łam się bez­rad­na, wy­czer­pa­na. Pół­le­ża­łam w prze­mo­czo­nych ubra­niach. Nie wiem, ile mi­nę­ło czasu. Dużo.

– Je­ży­na… – Straż­nik ze­sko­czył z grzbie­tu el­li­ra, prze­szedł przez bańkę, która nie pękła. – Stwórz cie­pło…  

Pła­ka­łam.

– …suche ubra­nia…

– Nie umiem! – wy­szlo­cha­łam. – Nic już nie umiem! Nie mam tego… tej mocy, ja… to nie dzia­ła! Spójrz na nich! – mach­nę­łam ręką. – Żyją! Wszy­scy za­bi­ci żyją!

To była nie­praw­da. Ale po­ka­zy­wa­ła, że nie je­stem w sta­nie ni­cze­go na­pra­wić, że utra­ci­łam moc two­rze­nia.

– Nie mo­żesz przy­wró­cić tych, któ­rych po­chło­nę­ło widmo. – Straż­nik ukuc­nął przy mnie. – Na pewno dasz radę z cie­płem.

Mil­cza­łam.

– Więc ja to zro­bię – wes­tchnął Straż­nik. – Masz…

– Nie. – Klęk­nę­łam, opar­łam ramię o skałę. – Pod­dam się opo­wia­da­niu. Znaj­dę coś… bez two­rze­nia.

Za­uwa­ży­łam ruch za nami, za­kasz­la­łam, zrzu­ci­łam mokre buty. Ellir krą­żył wśród mar­twych ciał, wciąż w bańce.

Sze­lest kar­tek pa­pie­ru za­brzmiał jak wo­ła­nie. To Straż­nik po­ma­chał dło­nią. Prze­łknę­łam ślinę – wciąż nie miał jed­nej ręki, a na no­gach i brzu­chu wid­nia­ły ciem­ne plamy. Pod­le­ciał ellir, spu­ści­łam wzrok.

– Wsia­daj – rzekł Straż­nik. – Wpły­ną­łem na niego mocą two­rze­nia.

Zdrę­twia­ła i zzięb­nię­ta, sta­nę­łam przed bańką, która wchło­nę­ła mnie do środ­ka. Po­wie­trze miało cięż­ki, słod­ki za­pach pu­dro­wych cu­kier­ków. Usia­dłam tuż za Straż­ni­kiem. Grzbiet el­li­ra był ela­stycz­ny, przy­jem­nie mięk­ki, pod­ska­ki­wa­li­śmy w locie. Mo­ty­lo­wa­ty bez­piecz­nie od­sta­wił nas na klif. Zer­k­nę­łam na suche ga­łę­zie uło­żo­ne w sto­sik.

– Patrz, to z mo­je­go praw­dzi­we­go życia – mruk­nę­łam, wy­sta­wia­jąc sztyw­ne palce. – Moc kra­sno­lud­ków… – Iskier­ka za­tań­czy­ła na kciu­ku, zga­sła. – A może ją też mi za­bra­ło…

– Tak łatwo się pod­dasz?

Za­ci­snę­łam zęby. Czu­łam cie­pło krą­żą­ce w ży­łach, lecz nie po­tra­fi­łam go wy­do­być. Ukuc­nę­łam przy chru­ście. Ska­pu­ją­ce iskry ufor­mo­wa­ły pło­mień, który za­tań­czył na drew­nie. Buch­nął ogień. Otar­łam spo­co­ne czoło, wy­sta­wi­łam ręce. Naj­pierw przy­szedł ból. Jak czę­sto mó­wi­łam po pro­stu „Bólu nie ma”, a on zni­kał w sztucz­ny spo­sób? Jak czę­sto uła­twia­łam sobie życie?

Teraz cze­ka­łam. Czu­łam każdy na­pię­ty nerw, lo­do­wa­tą skórę, nie­przy­jem­nie przy­le­ga­ją­cy do ciała ma­te­riał. Zrzu­ci­łam spodnie. Straż­nik wy­mi­nął mnie, przy­siadł po dru­giej stro­nie ogni­ska, tyłem.

– A gdzie Dalia i Ethan? – Stłu­mi­łam napad kasz­lu. W płu­cach czu­łam bo­le­sny ucisk.

– Ucie­kli.

Ręce nad ogniem za­czę­ły mi tak drżeć, że po­ło­ży­łam je na zim­nych udach. Było już ciem­no, księ­życ i ogień roz­świe­tla­ły brzeg, na któ­rym sie­dzie­li­śmy. Tuż obok wy­sta­wał pień drze­wa osła­nia­ją­cy ogni­sko przed wia­trem od morza. Ota­cza­ły nas krza­ki po­rze­czek i małe, żółte kwia­ty roz­chod­ni­ka.

– Ethan uciekł – po­pra­wił Straż­nik. – Dalia po­szła za nim, jak za­wsze.

– Za­bra­li – otar­łam nos – łyżkę z Le Kreme… Przy­wo­ła­ją boga?

– Już to zro­bi­li.

– Oż ty… Co? Kiedy?! – I roz­kasz­la­łam się na dobre. – Po… khe, khe! Stra… kheee! – Zro­bi­łam głęb­szy wdech. Na jed­nej z ga­łą­zek za­wie­si­łam mokre spodnie. Zdję­łam top i majt­ki. Trud­no, Straż­nik nie pa­trzył, a ja chcia­łam wy­schnąć.

– Nie za­mie­rzam się od­wra­cać, bądź spo­koj­na.

Po­czu­łam ru­mień­ce na twa­rzy. A może to przez cie­pło.

– Wy­bacz, że nie po­mo­głem – dodał ci­szej Straż­nik. – Byłem prze­mok­nię­ty, nie mo­głem się od­kle­ić od skóry Dalii. Nie mo­głem nic zro­bić. Moc za­wio­dła. Długo nie wy­pły­wa­łaś. Wy­pa­dli­śmy na skały, Ethan po­gnał od razu na górę, Dalia za nim.

– Oż… Wi­dzia­łeś boga?

– Tak. Ethan jest czar­no­księż­ni­kiem. Czar­na magia to całe jego życie. Ma w sobie wię­cej mroku, niż my­śle­li­śmy… Przy­wo­łał prze­klę­te­go boga i sta­nął przed nami Diiu.

Ob­ję­łam ko­la­na rę­ka­mi. Trawa tro­chę ła­sko­ta­ła mnie w skórę na tyłku.

– Usiądź na ga­łę­zi, pełno ich tam jest – po­ra­dził Straż­nik. – Diiu zszedł na Zie­mię sprze­da­wać lody, w któ­rych lu­dzie znaj­do­wa­li po­cie­sze­nie. Po zje­dze­niu od­zy­ski­wa­li spo­kój, a roz­mo­wy z Diiu były bal­sa­mem dla ich duszy.

– Więc co zro­bił? – W końcu zna­la­złam gałąź. – Czemu bo­go­wie go prze­klę­li? Chyba nie za te drob­nost­ki? Po­ko­chał kogoś, czy co?

– Nie. Diiu wpu­ścił do tego świa­ta widmo.

 

***

 

Na­ło­ży­łam top i bie­li­znę, w końcu wy­schły. Ga­łę­zie drze­wa po­ru­sza­ły się, ich cie­nie tań­czy­ły tuż przed nami, wy­dłu­żo­ne i grub­sze za ogni­skiem. Do­rzu­ci­łam kilka pa­ty­ków. Iskry trza­ska­ły, roz­pra­sza­ły ciem­ność. Przy­po­mi­na­ły ro­dzin­ny dom. Go­rą­cą cze­ko­la­dę z cy­na­mo­nem i po­ma­rań­cza­mi. Rurki z wa­ni­lio­wym kre­mem. Wie­czo­ry przy ko­min­ku.

Do­ja­dłam ze­rwa­ne w krza­kach po­rzecz­ki. Kwa­śne, ale lu­bi­łam takie, po­dob­ne mie­li­śmy we wła­snym ogród­ku. Spi­łam wodę ze źdźbła trawy.

Po­ru­szy­łam dłoń­mi. Prawy kciuk na wska­zu­ją­cy lewej ręki, dwa naj­mniej­sze złą­czo­ne, środ­ko­we też, teraz tylko resz­ta niech prze­sta­nie drżeć, bez do­ty­ka­nia, spo­koj­nie, jak daw­niej… Dmuch­nę­łam. Iskry za­wi­ro­wa­ły, w cen­trum ogni­ska zo­ba­czy­łam ojca. Po­ma­chał, uda­wał, że robi po­waż­ną minę, za­śmiał się, roz­ło­żył ręce.

– Je­steś w ogro­dzie – za­czę­łam cicho. Serce mi drża­ło, kiedy ufor­mo­wa­łam Mio­do­wy Za­gaj­nik. Wszyst­kie krze­wy jak ide­al­ne ku­lecz­ki, po­mi­dor­ki kok­taj­lo­we ro­sną­ce dziko przy na­szym ży­wo­pło­cie. Słod­kie je­ży­ny, przy któ­rych mama mnie ro­dzi­ła. Moja dawna huś­taw­ka wciąż za­wie­szo­na na ga­łę­zi bzu. – Spo­ty­kasz mamę. Tań­czy­cie. Ma­gno­lia gra dla was skocz­ną me­lo­dię.

– Ma­lu­jesz ogniem? – Straż­nik wciąż stał od­wró­co­ny tyłem.

– Mo­żesz zo­ba­czyć. – Się­gnę­łam po pra­wie suchą ka­mi­zel­kę, po­ło­ży­łam na brzu­chu. – To… taka nasza… ro­dzin­na tra­dy­cja. To zna­czy, kra­sno­lud­ko­wa. – Przy­gry­złam wargi. Moi ro­dzi­ce mogli się spo­ty­kać tylko w tych hi­sto­riach roz­tań­czo­nych w ogniu. – Jako dziec­ko… nie wie­dzia­łam, że będę mieć moc zmie­nia­nia opo­wia­dań. Ale teraz ro­zu­miem, dla­cze­go ćwi­czy­łam na…

– Nic nie ro­zu­miesz. – Straż­nik zro­bił krok do przo­du. Ukuc­nął przy ogni­sku. Pa­trzył jak za­hip­no­ty­zo­wa­ny. Pew­nie pierw­szy raz wi­dział taki obraz wtło­czo­ny w sza­le­ją­ce pło­mie­nie. – Do­sta­łaś list, że masz moc two­rze­nia i tak po pro­stu to przy­ję­łaś? Nie za­sta­na­wia­ło cię, czego tak na­praw­dę od cie­bie chcą?  

– Nie. Może… przez chwi­lę. – Spoj­rza­łam na wi­ru­ją­cych w tańcu ro­dzi­ców. Jesz­cze ich ta­kich pa­mię­ta­łam. – Wiesz, ja usły­sza­łam o tej mocy mie­siąc temu. Tata był wście­kły, bał się, że znik­nę jak mama. Za­ka­zał mi nawet od­wie­dzać opo­wia­da­nia, ale nie po­słu­cha­łam. Pierw­sze kilka razy tylko wcho­dzi­łam do po­wie­ści, sta­łam z boku, pa­trzy­łam. Ale potem… To kusi, wiesz? – Się­gnę­łam po spoden­ki. – Zresz­tą tata sam przy­znał, że też ma taką moc. I nagle wy­my­ślił, że zmie­ni naszą hi­sto­rię. Wskrze­si mamę. – Wsta­łam, na­cią­gnę­łam lnia­ne spoden­ki na bio­dra. – Za­gi­nął… – Za­drża­łam. – Zresz­tą, co cię to ob­cho­dzi…

– Zmie­ni­łaś coś tej nocy, kiedy do­sta­łaś list? – Straż­nik utkwił we mnie bo­rów­ko­we oczy; sto­jąc za ogni­skiem przy­po­mi­nał ozdo­bę na cho­in­kę.

– Nie. – Prze­cze­sa­łam włosy. – Ale cze­ka­łam, aż będę mogła to robić, żeby go po­szu­kać. Przed odej­ściem kazał mi uwa­żać na widmo, bo po­dob­no zja­wia się w hi­sto­riach, które ktoś zmie­nia. A on… wiesz, pla­no­wał po­pra­wić naszą rze­czy­wi­stość, więc widmo mogło krą­żyć w moim świe­cie.

– I spo­tka­łaś je?

Po­krę­ci­łam głową.

– Do­pie­ro tutaj… Oż ty, coś mi nie gra. – Przy­gry­złam wargi. Spoj­rza­łam na Straż­ni­ka. – Jeśli to bóg Diiu wpu­ścił tu widmo… to zna­czy… że było w tym świe­cie wcze­śniej?

– Na to wy­glą­da.

– Ale ja my­śla­łam, że ono tropi mnie, bo two­rzę tę rze­czy­wi­stość na nowo… Po­ja­wi­ło się od razu, kiedy tylko za­czę­łam coś zmie­niać!

Ogień do­ga­sał. Sowy po­hu­ki­wa­ły, w tra­wie cy­ka­dy grały nie­po­ko­ją­ce me­lo­die. Sta­łam z rę­ka­mi na bio­drach.

– Czym jest widmo, Je­ży­no? – Straż­nik wy­mi­nął ogni­sko.

– Jakiś tro­pi­ciel, nie wiem… – Wzru­szy­łam ra­mio­na­mi. – Wtedy, pod wodą… nie do­rwa­ło mnie. Za­bi­ło el­li­ry, ale mnie… chyba oszczę­dzi­ło.

– Tak my­ślisz? – Straż­nik uśmiech­nął się krzy­wo.

– Nie wiem, okej? – Skrzy­żo­wa­łam ręce. – Jeden z el­li­rów mnie dusił… W ogóle tego nie ro­zu­miem.

– Spro­wa­dzi­łaś pod wodę widmo, które żywi się ich błę­kit­ną krwią, ata­ku­je w pod­nieb­nych tra­sach. Rzad­ko scho­dzi do mórz.

– Nie spro­wa­dzi­łam go tam ce­lo­wo, samo nad­le­cia­ło… I do tej pory nie wiem, czemu mnie tro­pi­ło.

– Je­ży­no, też na po­cząt­ku ule­głem złu­dze­niu, że widmo chce cię do­paść. – Straż­nik pa­trzył mi w oczy. – A ono ata­ko­wa­ło mnie, bo pró­bo­wa­ło cię chro­nić.

– Przed – cof­nę­łam się – tobą?

– Widmo nie chce, żebyś tu była, żebyś… ukra­dła Blask.

– Czym jest Blask? To nie żaden ar­te­fakt, co? – Zmru­ży­łam oczy. – Mów praw­dę!

– Blask Two­rze­nia. Pełna moc, bez ogra­ni­czeń.

– Ale czemu widmo… – Przy­gry­złam wargi. – Ono jest ja­kimś… straż­ni­kiem tego świa­ta, czy co?

– Może. Wiem tylko, że jego mgła za­bie­ra z tej hi­sto­rii lub za­bi­ja. Na po­cząt­ku błęd­nie za­kła­da­łem to dru­gie, ale teraz wiem, że widmo tropi cię, bo nie chce, żebyś ze mną po­szła, zna­la­zła Blask. Jeśli oto­czy cię mgła, znik­niesz z tego świa­ta. I nie do­sta­niesz dru­giej szan­sy na zna­le­zie­nie Bla­sku.

 

 

***

 

Le­cie­li­śmy o chłod­nym świ­cie. Ellir, który nas wiózł, nie miał imie­nia.

– Żaden z nich nie ma – dodał Straż­nik. – Ale do­sko­na­le wie­dzą, kto jest kim. Nie po­trze­bu­ją nazw.

– My­ślisz, że… zdą­ży­my? – Moc­niej chwy­ci­łam gu­mo­wa­ty grzbiet. Pęd po­wie­trza bez prze­rwy wci­skał pa­pie­ro­wy tułów i głowę Straż­ni­ka pro­sto w moją twarz.

– Wy­bacz.

– Od­ru­cho­wo to opi­sa­łam… Dokąd po­kie­ro­wał was Diiu?

– Do Wy­ga­słe­go Mia­sta.

– Oż ty, żar­tu­jesz? – Mi­mo­wol­nie za­drża­łam. – To le­gen­da, bajka opo­wia­da­na dzie­ciom na do­bra­noc…

– Prze­ko­na­my się.

– A do­sta­li­ście jakąś wska­zów­kę?

– Mu­si­my zna­leźć samo cen­trum.

Kra­jo­braz, który mi­ja­li­śmy, na­pa­wał mnie lę­kiem i fa­scy­na­cją. Ciem­na toń morza, po któ­rej za­czy­na­ły ska­kać pierw­sze, ro­ze­dr­ga­ne pro­mie­nie słoń­ca. Gdzieś tam, w głę­bi­nach, kryły się pa­ła­ce el­li­rów. Prze­le­cie­li­śmy nad prze­rze­dzo­nym lasem igla­stym, gdzie­nie­gdzie prze­my­ka­ły złote re­ni­fe­ry o czer­wo­nym, bo­ga­to zdo­bio­nym po­ro­żu.

Wy­pa­lo­na zie­mia. Ciem­no­sza­ry, po­pę­ka­ny grunt. A dalej, aż po ho­ry­zont, tylko sza­rość. Ob­li­za­łam wy­schnię­te wargi. Lą­do­wa­li­śmy. Ellir zo­sta­wił nas obok ostat­niej żywej ro­śli­ny kwitnącej przy gra­ni­cy mię­dzy szarą sko­ru­pą a na­tu­rą – fio­le­to­wej, roz­ko­ły­sa­nej krwaw­ni­cy. Sta­li­śmy tak, ja i Straż­nik, w ciszy prze­siąk­nię­tej za­pa­chem kwia­tów i po­pio­łów.

– Tego chcesz?

– Nie wiem. – Prze­łknę­łam ślinę. – Nie wiem, ja… Co Ethan pla­nu­je? Po co mu Blask Two­rze­nia? Mó­wi­łeś, że to… czar­no­księż­nik?

– Tak. Z taką mocą może być nie­bez­piecz­ny nawet dla two­je­go świa­ta.

– Wiem. Dla­te­go tu je­stem. Nie po­zwo­lę, żeby ukradł Blask. 

Straż­nik pa­trzył na mnie dłu­żej niż zwy­kle. Wy­sta­wił pa­pie­ro­wą rękę. Wy­tar­łam spo­co­ną dłoń o spoden­ki, ostroż­nie chwy­ci­łam dłu­gie palce. Ma­te­riał jak z so­lid­nej książ­ki. Nie, pew­nie to coś moc­niej­sze­go. Nie można go tak po pro­stu ro­ze­rwać. Szli­śmy w mil­cze­niu, boso, po znisz­czo­nej ziemi, ku mia­stu, które mogło nas zmie­nić.

– Wtedy, jak za­ata­ko­wa­ło widmo – po­tar­łam skroń – po­czu­łam coś, jakby… nie wiem, wspo­mnie­nie?

Więk­szość drogi była za nami. Wszyst­ko wy­pa­lo­ne do gołej ziemi. Nawet jed­ne­go skraw­ka zie­le­ni, żad­nych krza­ków, ka­mie­ni. Ciem­ne chmu­ry pły­nę­ły po nie­bie.

– Jakie wspo­mnie­nie?

– Nie wiem. – Przy­śpie­szy­łam kroku. – Nie ro­zu­miem tego. To głu­pie, ale… chyba mia­łam powód, żeby pu­ścić bran­so­le­tę Dalii, tylko… za­po­mnia­łam.

– Byłaś wstrzą­śnię­ta.

– Może… – Po­tar­łam oczy. – Nie­waż­ne. A ty? Masz ja­kieś wspo­mnie­nia?

– Je­stem Straż­ni­kiem. Nie mogę ni­cze­go ujaw­nić.

– Nie pytam o to, kim je­steś. – Mach­nę­łam ręką. – Po pro­stu…

– Pa­mię­tasz hi­sto­rię o Straż­ni­ku z Mgły?

– Eem… Nie bar­dzo.  

– Wy­ja­wił ta­jem­ni­cę od­bi­ciu w lu­strze. Lecz lu­stro było ma­gicz­ne, prze­ka­za­ło ją dalej. A każdy Straż­nik, który za­czy­na roz­mo­wę o toż­sa­mo­ści, może nie­opatrz­nie rzec dwa słowa za dużo. Za zdra­dze­nie se­kre­tu tego, kim je­ste­śmy, grozi nam śmierć.

– Prze­pra­szam. Nie chcia­łam, żebyś… Ja tylko…

Urwa­łam. Mu­zy­ka skrzy­piec brzmia­ła jak grana przez isto­tę o po­ła­ma­nych pal­cach. Nad nami za­wisł czar­ny, skłę­bio­ny cień. Nie­mal sły­sza­łam wę­sze­nie nad uchem, kiedy bie­gli­śmy, nie oglą­da­jąc się, do Wy­ga­słe­go Mia­sta. Do le­gen­dy, która to­wa­rzy­szy­ła mi już w dzie­ciń­stwie.

Widmo za­nur­ko­wa­ło. Straż­nik sta­nął, ale szarp­nę­łam nim, po­le­ciał, od­sko­czy­łam w bok, wciąż trzy­ma­jąc go za pa­pie­ro­wą rękę.

– Zo­staw!

– Nie!

Widmo było roz­mia­rów sępa. Gdyby ule­gło zmniej­sze­niu… Ale moc od­ma­wia­ła mi po­słu­szeń­stwa. Każda myśl, która miała zmie­nić rze­czy­wi­stość, za­mie­ra­ła nie­ufor­mo­wa­na.

– Puść! – Straż­nik szarp­nął dło­nią. – Je­ży­na!

Widmo za­ata­ko­wa­ło. Rzu­ci­łam się do tyłu, upa­dłam, roz­cię­łam piętę o twar­de, ostre pod­ło­że. Wę­szą­cy nos za­wisł nad moją twa­rzą, był więk­szy od ludz­kie­go, jasny dym wy­peł­nił prze­strzeń. Straż­nik wy­rwał rękę z uści­sku, za­sło­nił mnie wła­snym cia­łem. Spró­bo­wał ode­pchnąć zmorę po­dmu­chem. To na nic. Biała mgła uno­szą­ca się wokół widma za­czę­ła ota­czać Straż­ni­ka.

– Wiej! – krzyk­nął.

Wsta­łam jak w tran­sie. Uciec, byle dalej, uciec… uciec… uciec… 

– Pro­szę, idź! – Straż­nik pró­bo­wał wy­sko­czyć z dym­ne­go kręgu, ale nie­wi­dzial­na siła trzy­ma­ła go w miej­scu. – Bła­gam!

Miał w oczach coś, co po­ru­szy­ło mi serce – nie ból, nie roz­pacz i nie żadne bła­gal­ne ży­cze­nie.

Ta myśl zga­sła jak wy­pa­lo­na gwiaz­da.

Do­sko­czy­łam do Straż­ni­ka oto­czo­ne­go mgłą, upa­dli­śmy na twar­dą zie­mię. Chwy­ci­łam pa­pie­ro­wą nogę i bie­głam. Gna­łam jak nigdy, ści­ga­na przez roz­wście­czo­ne widmo. Sko­czy­łam w sza­rość. Mu­zy­ka umil­kła.

 

***

 

Je­ste­śmy szki­cem. Po­ru­sza­my się jak nie­do­koń­czo­ne po­sta­cie w ko­mik­sie scho­wa­nym na dnie szu­fla­dy. Taki nigdy nie trafi do wy­daw­cy – po­rzu­co­ny, prze­rwa­ny, choć po­mysł był dobry. Wy­ko­na­nie słab­sze. Bu­dyn­ki są jak szkie­le­ty. Bra­ku­je drzwi, okien, cza­sa­mi da­chów. Ulice ury­wa­ją się, wy­ra­sta­ją w dziw­nych miej­scach. Lu­dzie krążą bez pa­mię­ci, ledwo za­ry­so­wa­ni, z jedną li­nij­ką tek­stu.

– Wiesz… Chcę żyć, ale zgu­bi­łem drogę do domu. – Męż­czy­zna o łysej gło­wie stoi zgar­bio­ny, za­miast ust ma kre­skę, za­miast oczu dwie krop­ki. Po­wta­rza ten tekst bez końca.

– To Wy­ga­słe Mia­sto, tu nikt ci nie po­mo­że. – Ko­bie­ta na wózku in­wa­lidz­kim nawet nie rusza war­ga­mi.

Każda kwe­stia w tym ko­mik­sie jest poważna, de­pre­syj­na, czę­sto pa­te­tycz­na.

Widmo nie po­szło za nami. Bało się. Nic dziw­ne­go. My też przy­po­mi­na­my tych ludzi, nawet wzro­stem. Straż­nik jest cał­kiem biały, z czar­ny­mi do­dat­ka­mi. Ja też. I teraz ro­zu­miem, co to zna­czy zo­stać dwu­wy­mia­ro­wą. Czuję głów­nie lek­kość; ale nie taką przy­jem­ną, to ra­czej po­zba­wie­nie ciała, ode­rwa­nie od nor­mal­no­ści.

– Jak znaj­dzie­my Blask Two­rze­nia? – pytam cicho.

– Znam tylko cie­nie two­rze­nia – mówi sta­rusz­ka wspar­ta na lasce. Ma kre­ski na twa­rzy, jak nie­udol­nie na­ry­so­wa­ne zmarszcz­ki. – Go­dzi­ny spę­dzo­ne nad kart­ką. W sa­mot­no­ści, sa­mot­no­ści…

– Chodź­my. – Straż­nik prze­miesz­cza się po krzy­wej. Trud­no tu o zwy­kły ruch. Coś nami ste­ru­je, nie po­zwa­la na swo­bo­dę. – Mia­sto może nas po­chło­nąć.

Idę, płynę, sama nie wiem. Nic nie czuję. Je­stem po­sta­cią z Wy­ga­słe­go Mia­sta. Słu­cha­łam o ta­kich wie­czo­ra­mi, przy kubku kakao sło­dzo­ne­go mio­dem pro­sto z pa­sie­ki.

– To cena, którą płaci każdy two­rzą­cy hi­sto­rię. Patrz – Straż­nik wska­zu­je smoka bez łap. Tuż obok ry­cerz macha mie­czem. – Wszyst­kie nie­do­koń­czo­ne pro­jek­ty tra­wia­ją tutaj, błą­ka­ją się bez celu albo za­sty­ga­ją, ska­za­ne na wiecz­ne za­po­mnie­nie. Są bo­le­sną stra­tą czasu.

– Gdzie może być to całe cen­trum? – Pra­wie wpa­dam na szki­ce głów dwój­ki dzie­ci wro­śnię­tych w oto­cze­nie, są nad pła­skim gła­zem, pew­nie miały na nim sie­dzieć. Dziew­czyn­ce bra­ku­je oczu, chło­piec nie ma uszu. 

– Tutaj.

Pod­no­szę wzrok. Szara toń je­zio­ra za­ma­lo­wa­na ołów­kiem przy­po­mi­na pa­pier ga­ze­to­wy. Linia ho­ry­zon­tu jest ledwo za­ry­so­wa­na. Zni­kąd wy­ra­sta­ją ga­łę­zie po­kry­te li­ść­mi, w od­da­li ma­ja­czą chmu­ry. Tuż przy brze­gu, za­nu­rzo­ny na drew­nia­nych pa­lach, tkwi frag­ment daw­nej przy­sta­ni. Mola nie ma. Da­szek i ba­rier­ki wy­glą­da­ją na so­lid­ne. I tam, w samym środ­ku tego nie­ty­po­we­go ob­ra­zu, stoi Dalia.

– Cen­trum – mówię cicho.

– Cze­kaj – Straż­nik wy­sta­wia rękę. – Gdzie Ethan?

– Nie wiem. – Dalia do­ty­ka loków, które w tym świe­cie są dwu­wy­mia­ro­wy­mi pa­sma­mi. – Wciąż szuka. Nie chcę, żeby do­rwał Blask, a ty? – Uśmie­cha się wła­śnie do mnie, tro­chę nie­śmia­ło, jak wtedy, gdy zdej­mo­wa­ła suk­nię. – Wam mogę za­ufać.

– Le­piej szyb­ko, zanim wróci – mówię, idąc do przo­du. Może to fa­scy­na­cja szki­cem Dalii, który nawet w tym Wy­ga­słym Mie­ście jest do­sko­na­ły. Włosy luźno pusz­czo­ne na de­kolt, talia ści­śnię­ta gor­se­tem, otu­lo­na suk­nią z ko­ron­ka­mi. I ten cu­dow­ny uśmiech.

– Je­ży­no… – Straż­nik staje nad wodą. – Bądź ostroż­na, coś jest nie tak.

– Może. – Pa­trzę na niego, je­stem spo­koj­na. – Ale całe życie miesz­ka­łam z dala od in­nych ta­kich, jak ja. Chcę choć raz… Nie zro­zu­miesz.

Wcho­dzę do wody. Nie czuję zimna. Ni­cze­go. To tylko szkic, nie ma tem­pe­ra­tu­ry, nie ma głę­bo­ko­ści. Do­cie­ram do przy­sta­ni, Dalia wy­cią­ga rękę. Nie mogę jej zła­pać, je­ste­śmy dwu­wy­mia­ro­we. Pa­trzy­my na sie­bie i wy­bu­cha­my śmie­chem. Coś spra­wia, że latam, lą­du­ję pod dasz­kiem. Nie prze­sta­je­my się śmiać – my, zwy­kłe szki­ce w mie­ście bez przy­szło­ści, w pa­te­tycz­nej sy­pial­ni umy­słów twór­ców. Tak, prze­ła­mu­je­my ma­razm, kreu­je­my inny świat, oży­wia­my to, co mar­twe.

– Woda – szep­cze mi do ucha Dalia. Czuję przy­jem­ne dresz­cze, kiedy na­peł­niam je­zio­ro ko­lo­ra­mi. – Niebo. – Jej usta mu­ska­ją moją szyję. Błę­kit roz­le­wa się aż po ho­ry­zont. – Drze­wa. – Po­ca­łu­nek na oboj­czy­ku spra­wia, że ga­łę­zie ob­ra­sta­ją zie­lo­ny­mi li­ść­mi. – Przy­stań. – Chłod­na dłoń na moim karku. Drew­no pod sto­pa­mi trzesz­czy. – I jesz­cze my.

Smu­kłe palce Dalii uj­mu­ją mnie pod brodę, dotyk mięk­kich ust od­bie­ra mi dech. Pa­trzę w oczy, które na­bie­ra­ją barw. Po­ca­łu­nek ma smak Wy­ga­słe­go Mia­sta. Coś jak szkic, bez wy­ra­zu, bez uczuć.

Od­su­wam się, ale jest za późno. Na lą­dzie Ethan przy­gnia­ta głowę Straż­ni­ka do sza­rej ziemi.

– Teraz! – Dalia unosi ręce.

 Ethan pusz­cza nie­przy­tom­ne­go już Straż­ni­ka, mam­ro­cze pod nosem za­klę­cie. Srebr­ne świa­tło sączy się z pa­pie­ro­we­go ciała; ośle­pia, aż mrużę oczy.

Je­stem jak spa­ra­li­żo­wa­na, świa­tło ude­rza we mnie, unie­ru­cha­mia, od­bie­ra zdol­ność my­śle­nia.

Dalia wy­ko­nu­je taki ruch, jakby od­gar­nia­ła nie­wi­dzial­ne ga­łę­zie. Nie­mal wy­czu­wam wi­bra­cje roz­grza­ne­go po­wie­trza. Ethan wrzesz­czy, kiedy pa­lą­cy po­dmuch trawi jego ciało.

– Ty…! – Pa­trzy na Dalię z dziką nie­na­wi­ścią, żyły na czole pul­su­ją wście­kle. Za­my­kam oczy, dyszę cięż­ko.

– Po wszyst­kim. – Dalia głasz­cze mnie po po­licz­ku. Otwie­ram oczy. Widzę szary po­piół, który zo­stał z Etha­na, roz­sy­pa­ny na ziemi, wni­ka­ją­cy w nią, od­cho­dzą­cy na wiecz­ne za­po­mnie­nie. – A teraz, ko­cha­na Je­ży­no… ukrad­nę twój Blask Two­rze­nia.

– Nie wie­rzę – mówię spierzch­nię­ty­mi war­ga­mi. – Czemu tutaj…?

Dalia uci­ska mi pal­ca­mi czoło, po­sy­ła uśmiech. Jest zimny jak jej ciem­ne oczy.

Ból roz­ry­wa bę­ben­ki. Wrzesz­czę, wiję się wię­zio­na pod za­klę­ciem, char­czę i pluję krwią. Blask Two­rze­nia wy­cie­ka ze mnie jak upusz­cza­na ty­sią­ca­mi igieł krew, jak cząst­ka mnie, któ­rej nie chcę stra­cić. Chłód obej­mu­je wnę­trze, za­ma­rzam, wy­zu­ta z mocy. Dalia jest spo­wi­ta ja­sno­ścią, jesz­cze pięk­niej­sza i zim­niej­sza, od­le­gła ni­czym gwiaz­da. Po­chy­la się nade mną, go­rą­cym po­wie­trzem wy­peł­nia moje ucho.

– Że­gnaj, mała two­rzy­ciel­ko, drob­ny błę­dzie w fa­bu­le.

Upa­dam na deski. Wy­ga­słe Mia­sto wciąż przy­po­mi­na szkic. I tylko przy­stań i je­zio­ro, ka­wa­łek nieba, ho­ry­zont – to wszyst­ko jest praw­dzi­we. Resz­ta zo­sta­je przy­kry­ta kłam­stwem, nie­pew­no­ścią, mro­kiem spraw, któ­rych nie ro­zu­miem.

Ha­ru­mi w sy­pial­ni Dalii. Ma­gicz­na isto­ta, która po­ja­wia się, kiedy ktoś w po­bli­żu jest na­szym wro­giem. Prze­ga­pi­łam to, głu­pia. Byłam pewna, że cho­dzi o widmo.

Te zimne oczy, które pa­trzy­ły na Le Kreme… Dalia wcale nie chło­nę­ła zła tego miej­sca, ona sama miała je w sobie…

Wspo­mnie­nie, które mi za­bra­ła…

I ten tytuł: Dalia i kra­dzież… Żaden Ethan, od po­cząt­ku Dalia.

Pod­no­szę się na czwo­ra­ki, ręce mi drżą. Pró­bu­ję zejść ze scho­dów, ale spa­dam do wody. Sama ją oży­wi­łam, myślę z go­ry­czą, plu­jąc i par­ska­jąc. Jest płyt­ko, bro­dzę w mule, pia­sek osia­da na ubra­niu, skó­rze. Na brze­gu czoł­gam się, bez­sil­na, w stro­nę Straż­ni­ka. Żyje, praw­da? Musi żyć. Jest z pa­pie­ru, nie można go udu­sić ani zdep­tać. Na­dzie­ja pul­su­je w otę­pia­łym umy­śle. Nie mam już mocy. Nic nie mogę zro­bić.

 – Hej… – Do­ty­kam skraw­ka głowy Straż­ni­ka. Leży z twa­rzą przy ziemi. Nie od­po­wia­da. Po­wstrzy­mu­ję łzy. Za­ci­skam zęby. Je­stem jak żywa rana po­zba­wio­na tlenu. Blask Two­rze­nia prze­padł na za­wsze. Straż­nik… nie mógł…

Pła­czę jak dziec­ko. Długo. Nie wiem, ile mija czasu. Tutaj wszyst­ko pły­nie za­po­mnia­nym ryt­mem, z dala od praw­dzi­wych hi­sto­rii. Mogę leżeć i wyć, uża­lać się nad sobą, ode­bra­nym ży­ciem, skra­dzio­nym Bla­skiem. Mogę być nikim. W końcu je­stem nikim. Żadną bo­ha­ter­ką pierw­szo­pla­no­wą, żadną isto­tą ob­da­rzo­ną boską mocą. Już nie kra­sno­lud­ką, już nie ludz­ką ko­bie­tą, która rusza na przy­go­dę. Wy­ga­słe Mia­sto przej­mu­je moje ciało. Znowu za­czy­nam przy­po­mi­nać dwu­wy­mia­ro­wą pa­ro­dię czło­wie­ka. Robię się coraz bar­dziej pła­ska.

Straż­nik mówił, że mia­sto może mnie po­chło­nąć. Teraz to ro­zu­miem. Zo­sta­nie­my w świe­cie, z któ­re­go nie ma po­wro­tu, który wy­ma­zu­je wspo­mnie­nia.

Pa­trzę na ga­sną­ce je­zio­ro – sza­rze­je. Ho­ry­zont za­ni­ka. Niebo traci błę­kit. Wy­ga­słe Mia­sto upo­mi­na się o każdą zmia­nę; nie po­zwa­la jej roz­kwit­nąć.

I wtedy widzę wiel­ki, ciem­no­si­wy kształt – dwu­wy­mia­ro­wy. Mu­zy­ka przy­po­mi­na bo­le­sne łka­nie. Jest cicha, pra­wie nie do wy­chwy­ce­nia. Skrzyp­ce. Znam ten utwór. Nie wiem, skąd, ale pa­mię­tam, że słu­cha­łam go nocą, za­pa­trzo­na w gwiaz­dy. To me­lo­dia, która od­ci­snę­ła pięt­no na moim sercu. Ma­gno­lia ją grała. Kiedy mama ode­szła.

Widmo węszy. Czeka. Nie mogę wstać. Łapię Straż­ni­ka za nogę, jest lekki jak ka­wa­łek pa­pie­ru. Cią­gnę go i dyszę, klu­czę wśród nie­do­koń­czo­nych uli­czek, na­ry­so­wa­nych w po­ło­wie po­sta­ci. For­te­pian bez kla­wi­szy, wię­zie­nie bez krat, mu­zeum bez ścian. Twa­rze bez uśmie­chów, bez wło­sów, bez kon­tu­rów.

– Cie­nie…

– Po­rzu­cił mnie, na za­wsze, za­wsze… – Szkic pła­cze bez łez, z rę­ka­mi przy­ci­śnię­ty­mi do pust­ki.

– Chcia­łem wi­dzieć. – Męż­czy­zna klę­czy, pa­trzy pro­sto na mnie. – Czy praw­da bywa miła? Nie, ilu­zje są bez­piecz­niej­sze. Mi­lut­kie. Słod­kie. Czło­wiek szuka praw­dy, wręcz jej żąda. Pra­gnie. A póź­niej nią rzyga.

Widmo wska­zu­je drogę. Je­ste­śmy pra­wie przy wyj­ściu. Jesz­cze tro­chę, od­py­cham się na jed­nej ręce, za­ci­skam zęby, padam twa­rzą w szary pył. Krzy­czę z bez­sil­nej zło­ści. Już nie mogę… nie mogę… Moje ciało coraz szyb­ciej się spłasz­cza.

– Tchórz ze mnie… – Ko­bie­ta sie­dzi tuż obok, przed linią. Nie ma nóg ani rąk. Tylko tułów i po­cią­głą twarz o wiel­kich oczach. Włosy spły­wa­ją jej na de­kolt. – Pie­przo­na ma­rzy­ciel­ka. Mo­gła­bym za­mknąć się w świe­cie fan­ta­zji i umrzeć tam. Razem z tym tymi wszyst­ki­mi wy­my­ślo­ny­mi świa­ta­mi. 

Widmo prze­pły­wa przez gra­ni­cę. Za­kry­wam twarz dłoń­mi, je­stem gor­sza niż te szki­ce. Słaba, bez ma­gicz­nej mocy… Mam wol­ność tak bli­sko… I nie daję rady odejść.

 

***

 

Obu­dzi­ła mnie mu­zy­ka. Ni­skie, głę­bo­kie dźwię­ki skrzy­piec. Wiem, kto je grał. W ustach mia­łam po­piół, język wy­schnię­ty. Do­oko­ła spa­lo­na zie­mia. Le­ża­łam w po­ło­wie prze­nie­sio­na przez gra­ni­cę. Widmo wciąż pra­co­wa­ło, żeby mnie stam­tąd za­brać. Jego mgła do­cie­ra­ła przez linię, otu­la­ła mnie i prze­su­wa­ła. To były mi­li­me­try. Go­dzi­ny cięż­kiej pracy.

Za­kasz­la­łam, usia­dłam, po­tar­łam pie­ką­ce oczy. Straż­nik! Zo­stał tam, na skra­ju Wy­ga­słe­go Mia­sta. Się­gnę­łam ręką po­przez sza­rość, lecz moja dłoń stała się dwu­wy­mia­ro­wa. Jak go stam­tąd za­brać?

– Pro­szę… – Wska­za­łam widmu Straż­ni­ka. Pod­cią­gnę­łam nogi. – On mnie ra­to­wał…

Widmo wę­szy­ło. Wciąż tak samo pa­skud­ne, ale już prze­sta­łam się go bać. Zro­zu­mia­łam, że chcia­ło mi pomóc. Za­brać od Dalii. Wtedy, pod jej łóż­kiem… I zanim wsia­dłam do dy­li­żan­su… I tam pod wodą… Ale dla­cze­go za­bi­ło el­li­rów…? Za­sty­głam, po­ra­żo­na myślą. El­li­ro­wie chcie­li mnie zabić… Byłam winna. Gdy­bym tam nie za­nur­ko­wa­ła, nie przy­szło­by po mnie, el­li­ro­wie nie za­czę­li­by ata­ko­wać, nikt by nie zgi­nął.

Za­drża­łam.

Nie mam w sobie Bla­sku Two­rze­nia, mam tylko cie­nie.

Język bolał – su­chość w ustach, brak śliny. Do­tknę­łam war­ga­mi spode­nek, w karku coś mi strze­li­ło. Po­czu­łam w ustach pia­sek i muł. Nie wy­plu­wa­łam, nie chcia­łam tra­cić śliny. I jesz­cze raz, do ma­te­ria­łu, przy­ssa­łam się do niego, spi­łam wil­goć.

Doj­rza­łam stopę Straż­ni­ka za linią. Wy­tę­ża­jąc siły, po­cią­gnę­łam. Ob­ró­ci­łam go na plecy. Usta z lukru roz­la­ły się, za­ni­kły. Po­zo­sta­ła cien­ka kre­ska. Jedno bo­rów­ko­we oko było zgnie­cio­ne. Ro­dzyn­ki z głowy po­wy­pa­da­ły.

– To ja, Je­ży­na…

Nie od­dy­chał. Ale pa­pie­ro­wi Straż­ni­cy nie od­dy­cha­ją, nie żyją, sam to mówił. Więc kim są, kim on był? W le­gen­dach to stró­że hi­sto­rii, pil­nu­ją fa­bu­ły, żeby mogła pły­nąć wła­snym ryt­mem. Tro­pią tych, któ­rzy chcą zmie­niać wy­kre­owa­ny świat. Za­bie­ra­ją ich do wię­zień, o któ­rych nic nie wia­do­mo. Po­dob­no do­sta­ją misję, dzię­ki któ­rej mogą od­po­ku­to­wać swoje prze­wi­nie­nia. Albo zo­sta­ną spa­le­ni.

– Sły­szę cię – wy­dy­szał Straż­nik. – Byłaś… nią…

– Co? Kim? – Na­chy­li­łam się nad nim, uję­łam dłoń.

– Nową Two­rzy­ciel­ką. – Z oczu po­ciekł mu fio­le­to­wy sok. – Wy­bra­li cię.

– Nie ro­zu­miem… – Po­krę­ci­łam głową. – O czym ty mó­wisz?

– Twoja mama… Mio­dun­ka nie zmar­ła z po­wo­du cho­ro­by. Zo­sta­ła wy­bra­na. Nie mogła od­mó­wić. Miała moc, ty też… ty też…

– Nie, moja mama była chora. Pa­mię­tam, jak…

– Skoń­czy­łaś sie­dem lat, kiedy ode­szła. Uwie­rzy­łaś, że to cho­ro­ba… i że mu­sisz sie­dzieć w za­gaj­ni­ku, z dala od in­nych… tylko z naj­bliż­szą ro­dzi­ną.

Pu­ści­łam jego rękę. Usia­dłam zgar­bio­na. Ból roz­ry­wał mi żebra.

– To nie ty ukra­dłaś opo­wia­da­nie o Dalii. Ja to zro­bi­łem, zmie­ni­łem hi­sto­rię… Byłaś kra­sno­lud­ką w Mio­do­wym Za­gaj­ni­ku, kiedy wy­zna­czy­li cię na jej na­stęp­cę.  

– Jak… co ty… – To­nę­łam w oce­anie stra­chu. Pa­ra­li­żo­wa­ły mnie słowa, które wy­po­wia­dał.

– Co może zro­bić oj­ciec, który wie, że za­bio­rą mu córkę tak, jak żonę?  

Wbi­ja­łam wzrok w spę­ka­ną zie­mię. Cie­nie, wszę­dzie cie­nie…

– Co może zro­bić, kiedy wy­czu­wa po­czą­tek na­ro­dzin Bla­sku Two­rze­nia?

Dy­go­ta­łam, w gło­wie mi szu­mia­ło. Straż­nik pod­niósł dłoń. Zbli­żył do mojej twa­rzy, od­gar­nął po­je­dyn­czy włos pa­pie­ro­wą ręką.

– To nie twoja wina, Je­żyn­ko.

Za­mknę­łam oczy. Łzy na­pły­wa­ły jak fale do­bi­ja­ją­ce do brze­gu. Wciąż nie byłam pewna. Nie chcia­łam w to wie­rzyć.

– Tutaj znaj­dziesz pew­ność. – Do­tknął mo­je­go serca. Nie, nie klat­ki pier­sio­wej, serca, które drga­ło i wy­ry­wa­ło się ku ojcu.

– Mia­łam cię zna­leźć…

– Nie. – Tata po­gła­skał mnie po po­licz­ku. – Nie byłaś peł­no­praw­ną Two­rzy­ciel­ką. Zanim wkro­czy­łaś do pierw­sze­go opo­wia­da­nia, zdo­ła­łem od­szu­kać Dalię i za­wrzeć z nią umowę. Obie­ca­łem, że zwa­bię cię tutaj, jeśli po­mo­że mi wy­kraść ci przez sen część two­jej mocy.

– Nie ro­zu­miem…  – za­szlo­cha­łam. – Czemu nie po­wie­dzia­łeś?!

– Czy­ta­łaś Le­gen­dy… Straż­nik, który wy­ja­wi swoją toż­sa­mość, umrze spa­lo­ny… Nie mamy za wiele czasu. – Ręka opa­dła mu na zie­mię. – Za kra­dzież czę­ści Bla­sku zo­sta­łem wrzu­co­ny do Wy­ga­słe­go Mia­sta. Tam Twier­dza zro­bi­ła dla mnie nowe ciało. Do­sta­łem za­da­nie schwy­ta­nia cię, zanim wej­dziesz do tej hi­sto­rii.

Krę­ci­łam głową, ledwo wi­dzia­łam go przez łzy.

– Ce­lo­wo nie zdą­ży­łem. – Mówił cie­płym, peł­nym mi­ło­ści gło­sem. – Od po­cząt­ku pla­no­wa­łem do­pro­wa­dzić cię do tego miej­sca… Dalia była zdol­ną ko­bie­tą, któ­rej magia mnie prze­ra­ża­ła, ale da­wa­ła na­dzie­ję… że bę­dzie w sta­nie wy­kraść twoją moc. Ale mu­sia­łaś wejść do Wy­ga­słe­go Mia­sta, bo tylko tu można wy­do­być cały Blask Two­rze­nia, nie tylko wrag­ment.

– Ty nie…

– Prze­pra­szam, Je­żyn­ko… Prze­pra­szam, że za­mkną­łem nas z dala od in­nych, że nie mia­łaś z Ma­gno­lią dzie­ciń­stwa, które… które… – Głos mu się za­ła­mał. – Po stra­cie Mio­dun­ki… nie chcia­łem, żeby świat o was sły­szał, że­by­ście były jego czę­ścią… My­śla­łem, że na ubo­czu… sami, we trój­kę…

– Zo­sta­wi­łeś na stole książ­kę z tym opo­wia­da­niem – wy­szep­ta­łam. – Otwar­tą, na ko­mo­dzie mamy… Za­ma­lo­wa­łeś część ty­tu­łu… Wie­dzia­łeś, że tu wejdę, że za­cznę uży­wać mocy… Jakie było ory­gi­nal­ne opo­wia­da­nie?

– Dalia znaj­do­wa­ła cię do­pie­ro po la­tach, przy ko­lej­nej wi­zy­cie w Wy­ga­słym Mie­ście. – Po twa­rzy taty spły­wa­ły fio­le­to­we łzy. – Zo­sta­ła­byś Two­rzy­ciel­ką na długi czas… I ode­szła­byś jako widmo… Mu­sia­łem coś zro­bić… Ale nie prze­wi­dzia­łem wszyst­kie­go. A zwłasz­cza tego, że… bę­dzie pró­bo­wa­ła cię stąd za­brać. Chcia­ła, żebyś do­sta­ła moc.

– To jest… – Spoj­rza­łam w górę. – To nie może być…

Widmo wi­sia­ło nad nami jak prze­kleń­stwo, skłę­bio­ne w bia­łej, gęst­nie­ją­cej mgle.

– Czeka. Za­wsze miała cier­pli­wość.

– Nie! – Chwy­ci­łam go w ra­mio­na, mocno ob­ję­łam. Nie zwra­ca­li­śmy uwagi na gnio­tą­cy się pa­pier, na skur­czo­ne nagle ra­mio­na. Ta na­miast­ka po­że­gna­nia była wszyst­kim, co do­sta­li­śmy.

– Zo­staw­cie z Ma­gno­lią za­gaj­nik. Po­dró­żuj­cie. Pisz opo­wia­da­nia, Je­żyn­ko. Może w taki spo­sób za­le­czysz ranę po skra­dzio­nym Bla­sku.

– Pro­szę… pro­szę, tato… Nie zo­sta­wiaj mnie… nie tak…

– Po­ma­luj cza­sa­mi ogniem, do­brze?

Widmo opa­da­ło w na­szym kie­run­ku, było już wiel­ko­ści skrzy­dla­te­go czło­wie­ka.

– Nie, nie… Ja…

Cie­nie. Wszę­dzie cie­nie. Spa­lo­na zie­mia. I ucie­ka­ją­ce myśli. Tra­ci­łam kon­tro­lę nad opo­wia­da­niem.

– Każda Two­rzy­ciel­ka zmie­nia się w widmo… – Oj­ciec Je­ży­ny po­pa­trzył jej w oczy. – To cena, którą musi za­pła­cić za cię­żar two­rze­nia… Nigdy nie ko­rzy­sta­łaś z peł­nej mocy Bla­sku, więc nie czeka cię taki los.

Je­ży­na po­ru­sza­ła bez­gło­śnie usta­mi.

– Po­wiedz Ma­gno­lii to, co chcesz. – Straż­nik uśmiech­nął się, użył mocy wia­tru, Je­ży­na od­le­cia­ła kilka kro­ków dalej. – Je­stem go­to­wy.

Widmo spły­nę­ło na niego po­wo­li, jak prze­zna­cze­nie, któ­re­go nie był w sta­nie unik­nąć. Oto­czo­ny mlecz­ną mgłą za­sy­piał, coraz głę­biej i głę­biej.

Two­rzy­ciel­ka Dalia spra­wi­ła, że kiedy pło­nął, wciąż spał – uśmiech­nię­ty, nie­świa­do­my bólu, śmier­ci.

Je­ży­na pa­trzy­ła na strzę­py wi­ru­ją­ce na wie­trze, opa­da­ją­ce na wy­schnię­tą zie­mię. I tylko po­piół bo­le­śnie przy­po­mi­nał o stra­cie. Hi­sto­ria do­bie­gła końca.

– Nie za­po­mnisz – wy­szep­ta­ła jesz­cze Two­rzy­ciel­ka, od­sy­ła­jąc Je­ży­nę.

 

 

Po­dróż sióstr

 

– Widmo…

– Ale czemu w tej hi­sto­rii musi być widmo? – Ma­gno­lia zmarsz­czy­ła brwi.

– Po­słu­chaj do końca – mruk­nę­ła Je­ży­na. – I nie sta­waj przy krza­kach, harumi lubią jeść te białe kulki.

– Opo­wia­daj bez widma, co? – Ma­gno­lia po­pra­wi­ła ple­cak, uśmiech­nę­ła się przy­mil­nie. – Zaraz wie­czór, wolę coś we­sel­sze­go.

– Widmo nie za­wsze jest takie złe, jak my­ślisz. – Je­ży­na otar­ła pot z czoła. Szły już od dłuż­sze­go czasu, słoń­ce zni­ka­ło za drze­wa­mi.

– Widmo łapie i za­bi­ja Two­rzy­cie­li! – Ma­gno­lia wy­dę­ła wargi. Była niż­sza o głowę, młod­sza od sio­stry o pięć lat. – Jest złe i już!

– Każdy Two­rzy­ciel zmie­ni się na końcu swej drogi w widmo.

– To bzdu­ra!

– To hi­sto­ria. Mo­żesz w nią uwie­rzyć, ale nie mu­sisz.

Koniec

Komentarze

Tak mi się klikło i…

 Usuwasz początek?

^^

 Staliśmy pod łożem Dalii

To znaczy, pod spodem? Są maleńcy?

 Wyglądał apetycznie.

…? To niekoniecznie jest to, co człowiek myśli o koledze…

 Miał twarz przypominającą muffinkę.

Hmmm?

 Strażnik pierwszego stopnia, jak ożywiony kawałek papieru.

Ciut niejasne? To on jest papierowym/ciasteczkowym ludkiem, nie? Nie porównujesz go do papieru?

 Zrobił to całym ciałem, jakby miał w sobie moc wiatru.

…?

 Na pewno chcesz tu być?

Z lekka angielskie to.

 żałobnej tonacji, zapraszające do tańca, który będzie tym ostatnim

Żałobna tonacja jednak nie zaprasza do tańca, nawet danse macabre.

 Muzyka urwała się jak przy zerwanych strunach.

A może: Muzyka urwała się, jakby pękła struna.

 jak z historii o demonie

Może lepiej: jak w historii?

 Odgarnęłam włosy na bok.

"Na bok" zbędne.

dopiero wtedy tworzą nową osobę

Nie do końca wiem, o co chodzi?

 W jego głosie były dźwięki pustki.

Hmm? Może: W jego głosie dźwięczała pustka.

 byt poza wymiarem

Co to znaczy? https://sjp.pwn.pl/szukaj/wymiar.html

 poprawiłam kamizelkę na ramieniu, bo plecak za mocno uciskał skórę. Zerknęłam na duży dekolt. Ach, tak. Byłam w samym topie

Nie wiem, co ona ma na sobie. Kamizelka to odzienie może nie wierzchnie, ale zakładane na koszulę czy bluzkę. A z opisu wychodzi, że bohaterka jest w koszulce na ramiączkach. I czy plecak uciska skórę?

 W jego głosie zabrzmiały zbolałe nuty.

Hmm?

 Jego kolejna odpowiedź przypominała zachowawczą formułkę, jakby nie chciał zdradzać tego, co naprawdę uważa.

Pustosłowie.

 wolałem cię w jasnych włosach

Wolałem cię z jasnymi włosami.

 czerwona czapka bez możliwości zdjęcia

Naturalniej: czerwona czapka, której nie dało się zdjąć.

 Uderzenie wielkiej głowy w brzuch zgięło mnie w pół, poleciałam pod stołek przy toaletce

… matko, co tu się dzieje? XD "Wpół" – https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Kiedy-w-pol-a-kiedy-wpol;18619.html

 nie byłam do końca gotowa

"Do końca" można wyciąć.

 I będę tworzyć takie sytuacje, jakie mi pasują.

Ha, ha, gdybyż tak było ^^

 robal o pysku chińskiego żółwia i długich odnóżach zakończonych ostrymi pazurami, był

Nie stawiaj przecinka między podmiotem i orzeczeniem, nawet kiedy grupa podmiotu jest długaśna.

 W oczach poczułam ból gałęzi z kolcami

 Otarłam usta przegubem dłoni

Hmm. Niby można, ale częściej ociera się usta wierzchem dłoni.

 kwilącego w nieznanym nam języku

Kwilenie jest wokalizacją nieartykułowaną ;) nie może być w żadnym języku.

 jak groteskowy ludzik o słodkiej twarzy ciskającej gromy

"Ciskać gromy" to złościć się głośno i gwałtownie. Czy może to robić twarz? Ponadto taktyka "porównywania" czegoś do niego samego kojarzy się dość mocno z Pratchettem – nie wiem, czy to dla Ciebie korzystne.

 Rozszerzyłam oczy, nie wierząc w przywrócenie robala do rzeczywistości.

"Przywrócić do rzeczywistości" to tyle, co przywrócić do przytomności. Mogłoby być przywrócenie robala rzeczywistości. Poza tym rozdzieliłabym zdanie na dwa.

 Lubiłam tę moc.

Hmm.

 A może nie zaszkodzi zgłębić jej treści… zanim ją wymażesz.

Popieram.

 uleczyłaś swoje rany

Bardziej po polsku: uleczyłaś się z ran.

 Masz pojęcie, co zrabują?

Nacechowane stylistycznie – wygląda to jak pytanie retoryczne, którym nie jest.

 Nasz wzrost można właściwie porównać do dzieci chochlików

Błąd kategorialny – wzrost i dzieci nie należą do tej samej kategorii.

 wędrówka korytarzem po dywanie w różnobarwne wzory, dłużyła mi się

Przecinek między podmiotem a orzeczeniem. Sio.

 w ciszy i przy szeleście

To było cicho, czy był szelest?

 Obrazy na ścianach, zawieszone zbyt wysoko, w półmroku były ledwo widoczne.

Hmm. A może tylko dolne krawędzie ram majaczyły w mroku?

 Na moich oczach kształtowała się rzeczywistość, miałam pełną władzę nad bohaterką.

Hmmmmm.

 suknia przystrojona falbankami oraz różami, niemal dotykała

Znowu przecinek między podmiotem a orzeczeniem. Pamiętaj, zdanie powstaje, kiedy podmiot bardzo kocha orzeczenie i chce z nim zamieszkać :)

 rozkloszowana jak u królewny

Dlaczego rozkloszowane suknie mają wyróżniać akurat królewny?

 w tym zamku pokrytym pajęczynami?

Mmm, pokryty byłby z zewnątrz. A ciągle jesteśmy w środku.

 przybrać najbardziej wesołą minę

Czegoś tu brak. Najbardziej – z jakiej puli?

 próbuje dotrzeć do sedna tego, co zaplanowałam.

Błąd kategorialny: do sedna mojego planu.

 od nadmiaru pokazywania zębów

Od nadmiernego pokazywania, a lepiej: od ciągłego pokazywania.

 ty tu ładna się nie martw

Wtrącenie: ty tu, ładna, się nie martw.

kosmyk nachodzący na czoło

Kosmyk opadły na czoło. Kosmyk, który spadł na czoło.

 Uśmiechnęła się, a był to uśmiech, który od razu na mnie podziałał.

Hmm. Mam alergię na tę konstrukcję, ale tautologii nie unikniemy: Uśmiechnęła się, a jej uśmiech trafił mnie prosto w serce. (Pamiętaj, konkrety!)

 czarnych chłodnych oczu

Oczy mogą chłodno spoglądać, ale mają temperaturę 36,6 C.

 ściągnęła się jak maska

Dziwnie się to parsuje – czy maska może się ściągnać w tym samym sensie, co twarz?

 wycelował w nas palcem

Wycelował w nas palec.

 Na kościstej ręce tylko magia utrzymywała płaty gnijącej skóry.

Ooo, znam to zdanie ^^ (Oraz: fuuuj.)

 Dalia zrobiła krok w stronę kredensu, wzrostem przewyższała mężczyznę

Co ma jedno do drugiego?

 luźno rozpiętej

A może być sztywno rozpięta? Może luźno zwisać, bo jest rozpięta, tak.

 Spodnie sięgały mu odrobinę za kolana

Odsłaniając całe dobrodziejstwo inwentarza zombie?

 blat przypominał zwykłą sklejkę

A nie chodzi aby o to, że faktycznie był ze sklejki, tylko udawał szlachetne drewno? Może bohaterka potrafi to odróżnić? W końcu ma moc zmieniania rzeczywistości.

 Zamek wyglądał na zrabowany i wypełniony ponownie podróbkami.

"Zrabowany" to ukradziony, nie okradziony (to "obrabowany").

 czerwonosiwy dym wydostał się spod obrzydliwego palca niczym pocisk

Zdecydowanie niespójne. Dym wylatuje zupełnie inaczej od pocisku. I czerwono-siwy.

 wyczułam w płucach lodowate powietrze

Wyczułam?

 – Blask – wyznała Dalia.

Wyznała? https://wsjp.pl/haslo/podglad/2106/wyznac

 potarł wystającą brodę

Może: podbródek, będzie jaśniej.

 Od tej sekundy przenoszenia poczułam lekkie zawroty w głowie.

Hmm? Poczułam lekki zawrót głowy.

tuż przy ledwo dostrzegalnym moście prowadzącym na trakt

Most był ze szkła, czy co?

 Mgła przesłaniała widoki

Aaa, no, chyba że tak. Mgła przesłaniała widok. "Widoki" to pejzaże.

 pękniętą wieżę pokrywała cienka warstwa czarnego dymu

…?

 Wilgotne powietrze napływało do nosa.

Really? Opis dość chaotyczny i mało mnie przekonuje (mieliśmy ostatnio mgły, w których Kuba Rozpruwacz mógłby się schować).

 Był chłodny wieczór, rzeka pod nami szumiała.

Brak wynikania.

 Spokój rozdarł głośny tętent

Źle się to parsuje, odruchowo bierzemy za podmiot pierwszy rzeczownik w zdaniu, o ile nie jest w przypadku zależnym, a tu nie widać, że jest, bo biernik = mianownikowi.

 rżące konie wyłoniły się z mgły ciągnąc czarny powóz, gnały ku nam jak przy ataku

Chaotyczne, skaczesz między tajemniczą karocą i nieledwie rydwanem bóstwa zemsty.

 niespokojne, tupiące kopytami

Tupanie świadczy o niepokoju, nie?

 Przy rżeniu i chrapaniu koni rozbrzmiała muzyka.

?

 Drżałam jak zamarzający tulipan uwięziony w śnieżnej zaspie

Dalekosiężna metafora.

 zwęglony kamień

Jak chcesz zwęglić kamień? Osmalony może? Węglowo czarny? I co mają załamania do zwęglenia?

 Zaczęło poruszać nozdrzami jak rozjuszony byk.

…?

 wyjąkałam słabo

A można wyjąkać mocno?

Idziecie, kurduple?!

Nagły skok tonu – celowy?

 Strażnik rozprostował pogniecioną rękę

Ej, czyli on jednak ma obie ręce? Czy jedną? Czy… co się stało?

 frak zakończony kwiatowymi wzorami

Co to jest "wzór"? https://wsjp.pl/haslo/podglad/7361/wzor/4146825/desen

 więcej siwych włosów

Więcej niż?

 Będę martwić się na bieżąco.

Hmmmm.

 słynną, zatopioną lodziarnię

Bez przecinka.

 wciąż miał wzrok utkwiony w Ethanie

Spojrzenie, ale – hmm.

 Kiedy dowiemy się

Szyk: Kiedy się dowiemy.

 tego, co dotykał na ziemi

Tego, czego dotykał na ziemi.

 Istniały takie, w których hodowano harumich, były na wymarciu, czy toczyły wojny z krasnoludkami (jak u mnie).

Związek zgody – wygląda na to, że światy były na wymarciu. Istniały takie, w których hodowano harumich, w innych byli na wymarciu, w jeszcze innych toczyli wojny z krasnoludkami (jak u mnie).

 Miał coś takiego w tych borówkowych oczach, że chciałam wiedzieć, co się w nim kryje.

Hmmm. Niekonkretne to.

 trzymać mnie

Zamień szyk – enklityki i zaimki nie powinny być na miejscach akcentowanych.

kolejna odzież powędrowała

Kolejna sztuka odzieży. "Odzież" oznacza rodzaj rzeczy, ogół pewnej kategorii (jak pościel).

 W gorsecie Dalia przywodziła na myśl młodziutką dziewczynę, może siedemnastoletnią.

Skoro przywodziła na myśl, to znaczy, że nią nie była.

 I chociaż miała niemal białe policzki ze śladami różu, jej filigranowa figura dopiero teraz, oswobodzona z ogromnej sukni, była dostrzegalna.

Dziwne zdanie, chaotyczne.

 Ethan bez pytania posypał nas masolem, proszek zaczął przenikać przez ubrania.

Rym, przenikanie przez ubrania mało dotykalne – jakie to jest uczucie, kiedy masol kogoś impregnuje?

 Klif nie wydawał się za duży

Za duży do czego?

 lawendowy zapach zmieszany z jaśminem drapał w gardło

Hmm – dlaczego? Zapachy lawendy i jaśminu drapały w gardło.

 Trawa wypalona w kształcie półkola z literą „P” w środku.

Ale co trawa? Przydałoby się jednak orzeczenie.

 ku własnemu przerażeniu z dzieciństwa

? Dwie konstrukcje, jedna (przerażenie z dzieciństwa) niepoprawna, zderzone ze sobą.

 nadszarpniętego emocjami umysłu

… ? https://sjp.pwn.pl/szukaj/nadszarpni%C4%99ty.html

 bańki potrafiące stworzyć odpowiednią atmosferę

"Stworzyć atmosferę" można tylko w kontekście gościnności.

 składały je i tworzyły z nich coś na kształt płetwy

Składały je w coś na kształt płetwy.

 Wyjrzałam zza ramienia na port ellirów.

Wyjrzała przez ramię Dalii, obejrzała się przez własne, czy coś jeszcze innego?

 Każdy obiekt budził skojarzenie z muszlą

Kliniczne. Każdy budynek przypominał muszlę? (Z tej odległości pewnie i tak nie widzi mniejszych rzeczy.)

I były wysokie

Po co to "i"?

 stacjonowała cała formacja ellirów, w równym rzędzie, jak przy odprawie

To słowo odnosi się do przebywania gdzieś przez dłuższy czas.

 zasłoniętych maskującym czarem, prawie niewidocznym

Z budowy zdania wynika, że niewidoczny był czar.

 trąciła zbite w mokre pasma loki

Hmm.

 zagadałam tego

Zagadnęłam. Zagadać kogoś to tyle, co ględzić i nie pozwolić mu dojść do słowa.

 brzmiał jak powtórzone echo

Echo to powtórzenie, choć może o to Ci chodzi. Ale osoba nie może brzmieć – brzmi głos.

 mógłby okręcić mnie nim i udusić

Skąd ta obawa? Szyk: mógłby mnie nim okręcić i udusić.

 co trzymał oplątane kończyną

Hmm.

 na wodzie zostawał błękitny ślad

Przecież oni są pod wodą? Czyli ślad jest w wodzie, nie na powierzchni.

 ślad, rozpraszany

Nie lepiej: rozmywany?

przeszedł plamami

Hmmm.

 Ellir zatrzepotał skrzydłami, lecz pod wodą ten ruch był bardzo powolny.

Czyli właściwie nie był trzepotaniem.

 półkole i litera „P” rozbłysło niczym światło odbite od szkła

Co rozbłysło?

 piasek wytworzył istne tornado

… piasek? Jak piasek może "wytworzyć" wiatr?

 – To na nic – przyznał.

Czy na pewno przyznał? https://wsjp.pl/haslo/podglad/9630/przyznac

 nie jesteś jedyną mocą, która tu działa

Błąd kategorialny: nie tylko twoja moc tu działa.

 Le Kreme wydostane z ukrycia

Może: wydobyte? Nagle przypomniała mi się Katedra z "Galaktycznego druciarza"…

 Lodziarnia była pełna zadrapań i wgłębień.

… ?

 Prostokątny, zapadnięty budynek pokryty zielonym nalotem.

Pospieszny opis.

 W środku skłębiony, czerwony dym.  

Tu bez przecinka.

 pozostawiali za sobą koszmarny obraz

…?

 jak rzeźba: wyniosła, odległa, podatna na zło

Dlaczego rzeźba miałaby być podatna na zło?

 zło czające się w każdej drobinie

?

 Kolejne plamy zjawiły się na moich spodniach. Zerknęłam na Strażnika – u niego na ramionach.

Hmmm…

 prawie zaplątała się w jej włosy

Szyk, ale jak mogła się prawie zaplątać?

 moje serce stanęło

Anglicyzm.

 przenikały przez taflę

Hmmm, nooo… Powinno być przez taflę wody, ale w sumie innej tafli tu nie ma.

 słów, które zmienią historię

Może: słów, które zmieniłyby historię.

 Masole przestały działać.

Przestały – czy przestał? To jest proszek, substancja niepoliczalna, czyli nie pluralizujemy go (np. mąka, cukier). Wcześniej odmieniałaś go: masol, masolem; w rodzaju nijakim, i tak było dobrze. A teraz nagle liczba mnoga, nie wiem, skąd.

 światłami dla zagubionych

?

 zły omen, zapowiedź tego, co nieuniknione

Tym właśnie jest zły omen.

 lecz to na nic

Lecz nie zdało się to na nic.

 Wojsko ellirów pokonywała bariera nie do przedarcia.

Źle się parsuje to zdanie.

 Strach przyczajony w sercu wciąż tkwił tam jak bolesne sidło założone na stopę.

Poplątana metafora (a sideł się nie zakłada, gdyby można je było założyć, nie byłyby potrzebne).

motylowate

Brzmi jak nazwa taksonu.

 chwycił moją szyję

Anglicyzm: chwycił mnie za szyję.

 Zbite kolana

Kolana raczej obite.

 Rozczłonkowani ellirowie, jak owady w laboratorium.

Dwa różne obrazy – krwawej bitwy i beznamiętnego, instrumentalizującego wiwisekcjonowania. Oba paskudne, ale nie pasują ze sobą.

 Nie, rzeźni.

Lepiej: rzezi.

po wyjęciu z lodowatej wody za dzieciaka

Kolokwializm.

 Zerwał się wiatr chłostający mnie po mokrym ciele

Zerwał się wiatr, chłostał mnie po mokrym ciele. Imiesłów od "chłostać" brzmi: "chłoszczący". Ale bez imiesłowu brzmi lepiej.

 Wchłonęło zdolność zmieniania opowieści, powybijało niewinnych, uciekło, już przestało ścigać. Dostało, co chciało.

Dostało, czego chciało. Przestało ścigać – kogo?

 Na koniec półleżałam w przemoczonych ubraniach.

Cały akapit dość chaotyczny.

 – Nie umiem! – wyszlochałam. – Nic już nie umiem! Nie mam tego… tej mocy, ja… to nie działa!

Ano. Witajcie w naszej bajce.

 która wchłonęła mnie do środka

Która mnie wchłonęła. Nie może wchłonąć inaczej, tylko do środka.

 Grzbiet ellira był gumowaty

?

 motylowaty bezpiecznie odstawił nas na klif

To bym oddzieliła od poprzedniego zdania, nie łączy się.

 A może też mi ją zabrało…

Szyk zmienia sens: A może ją też mi zabrało…

Druga ręka poszybowała nad gałązki

… nie.

 Jak często pozwalałam tworzyć sobie łatwiejsze życie?

Pozwalałam sobie tworzyć; ale lepiej: Jak często ułatwiałam sobie życie?

 Płuca rozrywała mi nieznana dotąd siła.

Ksenomorf? XD

 zaczęły tak mi drżeć

Szyk: zaczęły mi tak drżeć.

 położyłam je na zimne uda

Lepiej: na zimnych udach.

 choć księżyc i ogień dodawały nocy blasku

?

 Zdjęłam top

Naprawdę nie może być koszulka? https://sjp.pwn.pl/slowniki/bluzka.html

 Poczułam mimowolne rumieńce na twarzy.

Rumienienie się jest reakcją odruchową – nie ma sensu tłumaczyć, że bezwolną, bo jest taka z definicji.

 Woda przykleiła moje ciało do skóry Dalii.

Może: Byłem przemoknięty, nie mogłem się odkleić od skóry Dalii.

 zajmował się taką magią na deser

?

 Trawa trochę szczypała mnie w skórę na tyłku.

Szczypała?

rozmowy z Diiu były jak balsam dla ich duszy

Skoro metafora, to metafora: rozmowy z Diiu balsamem dla ich duszy.

 Pokochał kogoś czy co?

Pokochał kogoś, czy co?

 z źdźbła

Ze źdźbła – to kwestia fonetyki.

 obraz uformował

Obraz nie może niczego uformować.

 jeżyny, w których mama mnie rodziła

Niewygodnie trochę :)

 huśtawka wciąż przywiązana do gałęzi bzu

A nie zawieszona po prostu? Bez jest kruchy, nie wieszałabym na nim huśtawki.

 Sięgnęłam po prawie suchą kamizelkę, położyłam na brzuchu.

Czemu ona kładzie sobie kamizelkę na brzuchu?

 mogli spotykać się

Szyk: mogli się spotykać.

 Musiał pierwszy raz widzieć

Pewnie pierwszy raz widział.

 Zakazał nawet odwiedzać

Zakazał mi.

 Pierwsze kilka razy tylko przenikałam

Hmm.

 Wybacz. Gadam o takich rzeczach, jakby miało cię to obchodzić…

Dziwna wypowiedź, mało naturalna.

 Zmieniłaś coś w noc, kiedy dostałaś list?

Zmieniłaś coś tej nocy, kiedy dostałaś list?

 Wiatr kichał morską bryzą

… wut? To chyba nie ma być śmieszny moment, a metafora jest śmieszna.

 sama jego obecność jest dla ellirów obrazą

Hmmm.

 Widmo żywi się ich błękitną krwią, atakuje w podniebnych trasach.

No, to chyba gorzej niż obrazą.

 widzieli, że planowało mnie zabić

C.t.: widzieli, że planuje mnie zabić. Nie wiem, czy użyłabym tego słowa.

 A ono polowało na mnie, bo próbowało cię chronić.

 Widmo nie chce, żebyś tu była, żebyś… ukradła Blask.

Skąd ten wniosek? Nic na to nie wskazywało.

 Blask Tworzenia to pełna moc, bez ograniczeń.

Nope. Mówi Ci to dyplom z filozofii :)

 Lecieliśmy w chłodnym świcie.

O chłodnym świcie.

 Porozumiewają się bezosobowo.

Co to znaczy?

 Widok, który mijaliśmy

Nie mija się widoku. Widok to nie przedmiot widzenia, ale rzecz dla nas, że tak Cię puszczę Kantem.

 napawał mnie lękiem i fascynacją

Zapewniasz.

 Przelecieliśmy nad przerzedzonym

Aliteracja.

 renifery o czerwonych, bogato zdobionych porożach

Poroże się nie pluralizuje.

 skorupa nie do wyleczenia

Niespójne.

 Ellir odstawił

Zostawił. Można kogoś odstawić dokądś, ale tu lepiej, żeby zostawił.

 między nicością a naturą

Zeschnięta ziemia nie jest nicością. Jest czymś.

 Taki prosty symbol tego, co umarło.

W jaki sposób mak symbolizuje umarłych? Nie mówię, że nie może. Nie mówię, że musi być znakiem ikonicznym. Ale… ?

 Jeśli ja mogę skakać po historiach, to… Chcę go powstrzymać. Nie pozwolę, żeby ktoś inny ukradł taką moc.

Ale ktokolwiek, czy Ethan konkretnie? Jakie są właściwie jej motywy?

 chwyciłam ostrożnie długie palce

Szyk: ostrożnie chwyciłam długie palce.

 które mogło nas zmienić

?

 podjęłam, pocierając

Aliteracja.

 Ciemne chmury płynące po niebie, bezlitosne, niemające zamiaru zapłakać nad wyschniętą krainą.

A dlaczego miałyby? Melodramat.

 Nie mogę nic ujawnić.

Niczego.

 który zaczyna rozmowę o tożsamości, może nieopatrznie rzec dwa słowa za dużo

Mętnawe.

 Muzyka skrzypiec tym razem rozbrzmiała jak sfałszowana

Muzyka nie może być sfałszowana, tylko fałszywa. I jeśli brzmi fałszywie, to taka jest – muzyka jest nieoddzielna od swojego brzmienia.

 grana przez istotę o połamanych palcach

Dlaczego?

 biegliśmy, bez obracania się, do Wygasłego Miasta

A może: biegliśmy, nie oglądając się, do Wygasłego Miasta.

 odskoczyłam w bok, wciąż trzymając papierową rękę

Mmm. Urwaną? :(

 Każda myśl zmieniająca rzeczywistość, zostawała sparaliżowana przed jej uformowaniem.

Każda myśl, która miała zmienić rzeczywistość, zamierała nieuformowana.

wokół nas

Zbędne.

 zasłonił mnie ciałem

Zasłonił mnie własnym ciałem.

 Spróbował odepchnąć zmorę powietrzem.

Hmm. Podmuchem?

 Muzyka przypominała dzikie szarpanie strun, bolesne dla uszu.

Kliniczne, a scena ma być pełna napięcia.

 Biała mgła unosząca się wokół widma, zaczęła otaczać Strażnika.

Przecinek między podmiotem a orzeczeniem.

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Obcięło się. Ojej.

 Uciec, oby dalej

Uciec, byle dalej.

 Łomot serca spowalniał czas, w którym nie potrafiłam zareagować.

…?

 białoszarym dymie, coraz ściślej przylegającym do papierowego ciała

To znaczy? Co tu się dzieje?

 W szalonym amoku pędziłam jak jeszcze nigdy, za plecami mając rozwścieczone widmo.

Nie pisz na pół gwizdka: Gnałam jak nigdy, ścigana przez rozwścieczone widmo.

jak niedokończone postacie, w komiksie

Bez przecinka.

 Brakuje drzwi, okien, czasami wszystkiego

A co jest, skoro niczego nie ma?

 bez pamięci, ledwo rozpoczęci

Rym.

 Każda kwestia w tym komiksie jest ciężka, depresyjna, często patetyczna.

Hmm. Dla porządku: https://sjp.pwn.pl/szukaj/patetyczny.html

 straciliśmy własną niepowtarzalność

Jak?

 Czuję głównie lekkość; ale nie taką przyjemną, to raczej pozbawienie ciała, oderwanie od normalności.

Hmmmm.

 I staliśmy się inni pod względem wzrostu. Nie jesteśmy niczym chochliki, teraz pasujemy do reszty.

Przedłużasz.

 nieudolnie naniesione zmarszczki

Narysowane, ale naniesione?

 Trudno tu o zwykły ruch. Coś nami steruje, nie pozwala na swobodę.

?

 Dłuższe stanie może być niebezpieczne.

Mało naturalne.

 przerywa milczenie

Uuu, nie cierpię tego sformułowania.

 projekty trawiają

Już zapomniałam, że on nie wymawia "f"…

 Są bolesną stratą czasu.

Hmm?

 Prawie wpadam na szkice głów dwójki dzieci nad kamieniem, wrośniętych w otoczenie.

Rym, ale zdanie ogólnie surrealistyczne.

 Mostu nie ma.

Jakiego mostu? Mola?

 gładki dekolt ściśnięty gorsetem, otulony suknią z koronkami

Dziwny opis.

 staje przed wodą

Staje nad wodą.

w patetycznej sypialni umysłów twórców

…?

 szepcze Dalia do mojego ucha

Szepcze mi do ucha Dalia.

 ujmują moją brodę

Ujmują mnie pod brodę.

 formują się niczym projekt

Co to jest projekt? https://sjp.pwn.pl/szukaj/projekt.html

 który w rozpaczliwej walce próbuje podnieść głowę przyciśniętą do szarego podłoża

Hmmm.

 mamrota pod nosem zaklęcie

Mamrocze. https://wsjp.pl/haslo/podglad/11654/mamrotac

 Srebrne światło wydostaje się z papierowego ciała

Jak larwa cthulhu z zezwłoku matki? XD Sorki, ale – chodzi o konotacje.

 palący podmuch obejmuje mu ciało

I znowu – konotacje. Jednocześnie go palisz i pieścisz.

 Trwa to dłuższą chwilę.

Zbędne.

 Dalia głaska mój policzek

Lepiej: Dalia głaszcze mnie po policzku.

zbolałymi wargami

? https://wsjp.pl/haslo/podglad/100348/zbolaly

 zamarzam wyzuta z mocy

Zamarzam, wyzuta z mocy.

 bardziej zimna

Zimniejsza.

 pojawia się, kiedy ktoś jest naszym wrogiem

Ale tak w ogóle, czy ktoś w pobliżu?

 Podnoszę się na czworaka

Na czworaki.

 pięści są zbyt słabe

?

 W nosie czuję ból

Dlaczego mielibyśmy się szczególnie interesować jej nosem? Bo na to wskazuje szyk.

 jestem jak żywa rana pozbawiona tlenu

…? Melodramat.

 płynie zapomnianym rytmem

Niespójne.

 Wygasłe Miasto upomina się o każdą zmianę; nie pozwala jej rozkwitnąć.

?

 To melodia odciskająca piętno na moim sercu.

Teraz odciskająca, czy melodia, która już kiedyś odcisnęła to piętno?

 Widmo węszy, choć dwuwymiarowe, z mgłą przypominającą sztuczną folię.

Węszy – z mgłą? I nigdy nie widziałam, żeby folia rosła na drzewach :)

 Nie potrafię wstać.

Nie mogę – to stan tymczasowy.

 bez linii okalających osoby

Te linie nazywają się kontury.

 padam twarzą na szary pył

Padam twarzą w szary pył.

 Moje ciało coraz szybciej ulega przemianie w dwuwymiarowe.

Niezgrabne: Moje ciało coraz szybciej się spłaszcza.

 Włosy spływają na jej dekolt

Włosy spływają jej na dekolt.

 Co z tymi opowieściami o nadludzkich zdolnościach w krytycznych sytuacjach?

Cokolwiek kliniczne.

 Leżałam do połowy przeniesiona przez granicę.

? Ona leży w poprzek granicy?

 czuć przed nich strach

Przed nim, ale uprość: przestałam się go bać.

 Zastygłam, porażona myślą. Ellirowie chcieli mnie zabić, widmo musiało to wyczuć…

Hmm. "Musiało" to anglicyzm, ale poza tym.

 Język przylegał do gardła

Hmmm… jak?

 Nachyliłam głowę nad spodenki

Bardzo dziwnie to brzmi.

 w karku mi coś strzeliło. Poczułam piasek i muł w ustach

Szyk: w karku coś mi strzeliło. Poczułam w ustach piasek i muł.

 się rozlały

Jak raz "się" można by dać po czasowniku…

 Podobno dostają misję, dzięki której mogą odpokutować swoje przewinienia.

Nie było dotąd mowy o przewinieniach. A szyk wskazuje, że była.

 ujęłam za dłoń.

Ujmuje się czyjąś dłoń: ujęłam dłoń.

 za pomocą umowy

?

 wyjawi tożsamość

Wyjawi swoją tożsamość.

 Tam obecna Twierdza wykonała dla mnie nowe ciało.

A jest jakaś dawna Twierdza? I lepiej: zrobiła.

 nie sam wragment.

Nie tylko wragment. Fragmenty nie są samodzielne.

 Pozwolić na posiadanie mocy.

Hmm.

 Boleśnie wykręciłam kark.

?

 białej mgle, której z każdą chwilą przybywało

Mgła raczej gęstniała.

 gniecący się

Gniotący się. https://wsjp.pl/haslo/podglad/34342/gniesc/4967013/sukienke

 namiastka ostatniego pożegnania

Melodramat. To jest pożegnanie.

 pozwoliła mu na sen

Hmmm.

 tak złe

Takie złe.

 Szły już dłuższy czas

Może: od dłuższego czasu?

 Każdy Tworzyciel na końcu swej drogi staje się widmem.

A w sumie dlaczego?

 

Porządna dawka surrealizmu, to na pewno. I z uczucia płynąca. Ale fabuła rozwija się jakoś tak… beznamiętnie. Jasne, uczuć jako takich jest tu ho, ho i trochę, ale to są rozterki protagonistki, a reszta postaci i świata zdała mi się papierowa. Trudno uchwycić jakąś nić przewodnią. Coś tam niby było na początku, ale potem zanikło. Powiązania przyczynowe są słabe. Ogólnie wyszło bardzo onirycznie.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Łał, Tarnino! 

Nie czytałam, ale zerknęłam na długość i mam nadzieję, że dziś odpiszę, bo chcę na bieżąco, a kusi, żeby już czytać. :D 

Ale dziękuję już tak na zapas, gdybym z wrażenia zapomniała przy odpisywaniu. :) 

Nie ma sprawy ^^

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej!

 

 

Mogę świętować, dostałam wspaniały komentarz od Tarniny. 

 

Będę odpisywać w częściach, bo już naniosłam poprawki z tego komentarza. Reszta musi poczekać do jutra. :)

Dla przejrzystości, kiedy dodaję dwa cytaty, Twój pogrubiam.

 

To znaczy, pod spodem? Są maleńcy?

Tak, dalej to jest wyjaśnione (ich wzrost), na początku uznałam, że dam tylko wskazówkę, bo skoro stali pod łożem – czytelnik domyśli się, że są mali. Ale może niekoniecznie jest to takie proste. :P

 

…? To niekoniecznie jest to, co człowiek myśli o koledze…

Kurczę, myślałam, że muffinkowa głowa wygląda apetyczne. XD Ale okej, jestem zbyt łasa na muffinki. :D

 

 

Miał twarz przypominającą muffinkę.

Hmmm?

Twarz jak muffinka, ale z dodatkami, które są sprzeczne z rolą muffinki, raczej nikt nie daje babeczkom oczu, ust itd. ;)

 

Ciut niejasne? To on jest papierowym/ciasteczkowym ludkiem, nie? Nie porównujesz go do papieru?

To jest papierowy ludek, który wygląda jak ciastko… Za tekstem, zdanie wcześniej:

choć dwuwymiarowy, płaski niczym obrazek wycięty z bajki.

Czy chodziło Ci o wycięcie tego porównania do papieru, skoro mamy informację, że jest płaski? Z drugiej strony, jeśli to wytnę, nie będzie informacji o tym, z jakiego jest „tworzywa”, a to coś w rodzaju papieru.

 

Zrobił to całym ciałem, jakby miał w sobie moc wiatru.

…?

Hm, może…

Z całego ciała Strażnika wydostał się podmuch wiatr, trafił we mnie, aż poleciałam w najbardziej zakurzone miejsce.

 

Na pewno chcesz tu być?

Z lekka angielskie to.

Kurczę, ja tak mówię. :( Najczęściej w takiej wersji: „Na pewno nie chcesz tu być?”. Ale z angielskim niewiele mam wspólnego. ;p Nie mam pojęcia, co tu zmienić.

 

Żałobna tonacja jednak nie zaprasza do tańca, nawet danse macabre.

Racja. XD Co ja wymyśliłam z tym danse macabre. XD

 

A może: Muzyka urwała się, jakby pękła struna.

Taak!

 

Może lepiej: jak w historii?

A będzie dalej poprawnie w tym kontekście? To zdania z tekstu:

Pachniał nowo otwartą książką, taką prosto z księgarni, jak z historii o demonie mieszkającym na przeklętej półce. Ostatnio właśnie tam zmieniałam fabułę.

A teraz, gdyby zmienić tę literę…

Pachniał (…) jak z historii o demonie gdzie (…) zmieniałam fabułę.

Pachniał (…) jak w historii o demonie gdzie (…) zmieniałam fabułę.

 

"Na bok" zbędne.

Racja.

 

Wycinają was z magicznych przedmiotów i dopiero wtedy tworzą nową osobę? 

Nie do końca wiem, o co chodzi?

Chodzi o to, czy powstał jak Pinokio z ożywionego kawałka drewna (czyli już myślał, istniał przed zostaniem wystruganym chłopcem), czy też (jak sugeruje Jeżyna) był zwykłym przedmiotem, do którego wlali duszę.

Tak będzie bardziej czytelnie: Tworzą was z magicznych przedmiotów, w które wlewają dusze? Czy jesteście tacy od urodzenia?  

 

Hmm? Może: W jego głosie dźwięczała pustka.

Dzięki. :)

 

Co to znaczy?

To znaczy, że przeholowałam z porównaniem, ale już poprawione. :D

 

Nie wiem, co ona ma na sobie. Kamizelka to odzienie może nie wierzchnie, ale zakładane na koszulę czy bluzkę. A z opisu wychodzi, że bohaterka jest w koszulce na ramiączkach. I czy plecak uciska skórę?

Opis jest do kitu, już poprawiam. ;) Wersja trochę mniej do kitu. XD

Poprawiłam zaplątane ramiączko czarnego topu. Strażnik odwrócił głowę. Zerknęłam na duży dekolt. Ach, tak. Miałam odkryty brzuch i rozpiętą kamizelkę. Do tego krótkie spodenki (i zgrabne uda), czerwone trzewiki…

 

W jego głosie zabrzmiały zbolałe nuty.

Hmm?

Poprawione na:

– Wiesz, że to słyszę? – zapytał zażenowany.

 

Pustosłowie.

Wywalone. :D

 

Wolałem cię z jasnymi włosami.

Wszelkie kosmetyczne poprawki, z którymi się zgadzam – nie będą ujęte, żeby nie produkować więcej tekstu. :) Ale za każdą uwagę dziękuję z całego serca. heart

 

… matko, co tu się dzieje? XD "Wpół"

Brak spacji, no źle się działo. XD Niby człowiek czyta, a nie widzi…

 

Nie stawiaj przecinka między podmiotem i orzeczeniem, nawet kiedy grupa podmiotu jest długaśna.

Chyba odruchowo, żeby wziąć oddech. XD To niepoprawne, wiem, ale ta pauza tam pasuje. Bez niej czytanie to udręka, więc muszę zmienić scenę, żeby czytało się łatwiej, może:

Biały, galaretowaty robal był teraz do połowy widzialny, w połowie wymazany. Poruszał żółwim pyskiem i skrobał podłogę ostrymi pazurami.

Pan Gąsienica może już być spokojny.

 

"Ciskać gromy" to złościć się głośno i gwałtownie. Czy może to robić twarz?

Nie sądzę, zresztą całe to zdanie wywaliłam w kosmos, bo było bez sensu. XD

 

"Przywrócić do rzeczywistości" to tyle, co przywrócić do przytomności. Mogłoby być przywrócenie robala rzeczywistości. Poza tym rozdzieliłabym zdanie na dwa.

O, no racja, choć tam w ogóle coś jest nie tak… Na razie wersja próbna, pomyślę jeszcze nad tym „z powrotem”. I dwoma „się”.

– Dość! Harumi to część świata. Naszego świata. Mogą istnieć w opowiadaniach.

I wtedy odwłok robala zmaterializował się z powrotem. Charcząc i sunąc pod łóżko, harumi ani razu się nie obejrzał.

Rozszerzyłam oczy.

– Nie wiedziałam, że potraficie tworzyć.

 

A może nie zaszkodzi zgłębić jej treści… zanim ją wymażesz.

Popieram.

XD

Tarnino, ale w takim razie może wrzuć nam swoje opowiadania, zanim je wyrzucisz? :)

 

Masz pojęcie, co zrabują?

Nacechowane stylistycznie – wygląda to jak pytanie retoryczne, którym nie jest.

Aa, czyli „Wiesz, co zrabują?” brzmi lepiej?

 

Nasz wzrost można właściwie porównać do dzieci chochlików

Błąd kategorialny – wzrost i dzieci nie należą do tej samej kategorii.

Ale jak zostawię polną myszkę… to nie będzie błędem? Bo wygląda podobnie.

 

To było cicho, czy był szelest?

No, powinno być milczenie, więc zmieniam, dzięki. ;)

 

 

 Obrazy na ścianach, zawieszone zbyt wysoko, w półmroku były ledwo widoczne.

A może tylko dolne krawędzie ram majaczyły w mroku?

Aliteracja. XD

Dodam „obrazów” i będzie git. Bo ramy mogą być od luster, więc słowo „obrazy” powinno być okej. Dzięki. ;)

 

Na moich oczach kształtowała się rzeczywistość, miałam pełną władzę nad bohaterką.

Hmmmmm.

A gdybym tak wymyśliła, że…

Dalia przypomniała sobie o czymś naprawdę ważnym i w pośpiechu wróciła na górę.

Zdanie podsumowane dużą ilością „m” w słowie „hm” – usunięte!

 

Znowu przecinek między podmiotem a orzeczeniem. Pamiętaj, zdanie powstaje, kiedy podmiot bardzo kocha orzeczenie i chce z nim zamieszkać :)

Będę się pilnować. :) Jestem chyba zbyt wielką fanką przecinków, wchodzą mi na głowę. XD

 

Dlaczego rozkloszowane suknie mają wyróżniać akurat królewny?

Skrót myślowy, Jeżynie skojarzyło się to z królewną. Jest zamek, piękna kobieta, rozkloszowana suknia – takie skojarzenie.

A jeśli usunąć tekst „rozkloszowana jak u królewny” i zdanie dalej dać…

Co taka piękna kobieta robiła w zamku pełnym pajęczyn? Była przeklętą królewną?

 

Czegoś tu brak. Najbardziej – z jakiej puli?

To zdanie jest i tak toporne, więc zmieniłam na proste:

– Słucham? – Pomachałam jej wesoło.

 

Hmm. Mam alergię na tę konstrukcję, ale tautologii nie unikniemy: Uśmiechnęła się, a jej uśmiech trafił mnie prosto w serce. (Pamiętaj, konkrety!)

Ale to mi w ogóle nie pasuje. XD

Źle brzmi. Może pomyślę, jak zmienić oryginał, ale na trafianie prosto w serce ja mam z kolei uczulenie. Poza tym… uśmiech, który trafia, i to w serce? XD

 

Oczy mogą chłodno spoglądać, ale mają temperaturę 36,6 C.

Mój błąd. Tylko przy wydłużeniu zdanie już traci. Hmmm…

I choć nie obejmował czarnych, chłodno spoglądających oczu, niepasujących do tej drobnej, filigranowej kobiety, nie potrafiłam myśleć o niczym innym.

 

ściągnęła się jak maska

Dziwnie się to parsuje – czy maska może się ściągnać w tym samym sensie, co twarz?

Ethan skrzywił wargi, jego pociągła, wychudła twarz była jak maska.

:D

 

Dalia zrobiła krok w stronę kredensu, wzrostem przewyższała mężczyznę

Co ma jedno do drugiego?

Tylko tyle, że próbowałam nieumiejętnie przekazać, że Ethan jest niski, a Dalia góruje, ale dynamizm tam umiera, więc wywalone.

 

Odsłaniając całe dobrodziejstwo inwentarza zombie?

Tylko ręce miał takie, dlatego nosił rękawiczki. :D

 

A nie chodzi aby o to, że faktycznie był ze sklejki, tylko udawał szlachetne drewno? Może bohaterka potrafi to odróżnić? W końcu ma moc zmieniania rzeczywistości.

Bohaterka potrafi, ale autorka zapodziała gdzieś rozum i się zagubiła. XD

 

"Zrabowany" to ukradziony, nie okradziony (to "obrabowany").

To może lepiej ograbiony, skoro już i tak zmieniam bzdurkę. :)

 

Zdecydowanie niespójne. Dym wylatuje zupełnie inaczej od pocisku.

Hm, źle to ujęłam.

Ethan poruszył ręką, czerwono-siwy dym wydostał się spod obrzydliwego palca z prędkością pocisku.

 

 

C.D.N.

smiley

Tarnino, ale w takim razie może wrzuć nam swoje opowiadania, zanim je wyrzucisz? :

Popieram! Czekamy z moim alter ego niecierpliwie…

 

 

cheeky

dum spiro spero

 pękniętą wieżę pokrywała cienka warstwa czarnego dymu

…?

nad pękniętą wieżą unosiła się cienka warstwa czarnego dymu

 

 Wilgotne powietrze napływało do nosa.

Really? Opis dość chaotyczny i mało mnie przekonuje (mieliśmy ostatnio mgły, w których Kuba Rozpruwacz mógłby się schować).

Zaznaczę ten fragment, jak skończę poprawiać całość, wrócę do opisu. W dużej mierze cięłam właśnie opisy i mogą wyglądać jak takie poszatkowane. A druga sprawa – słaba jestem w opisach, co widać. :P Pozostaje mi tylko starać się bardziej. :)

 

 Był chłodny wieczór, rzeka pod nami szumiała.

Brak wynikania.

A czemu ma wynikać jedno z drugiego?

 

 

 Spokój rozdarł głośny tętent

Źle się to parsuje, odruchowo bierzemy za podmiot pierwszy rzeczownik w zdaniu, o ile nie jest w przypadku zależnym, a tu nie widać, że jest, bo biernik = mianownikowi.

 rżące konie wyłoniły się z mgły ciągnąc czarny powóz, gnały ku nam jak przy ataku

Chaotyczne, skaczesz między tajemniczą karocą i nieledwie rydwanem bóstwa zemsty.

 niespokojne, tupiące kopytami

Tupanie świadczy o niepokoju, nie?

Rżące konie wyłoniły się z mgły ciągnąc czarny powóz. Zahamowały tuż przy Dalii, która próbowała pogłaskać pysk siwego ogiera. Parskające zwierzęta tupały, jedno stanęło dęba.

 

Jak chcesz zwęglić kamień? Osmalony może? Węglowo czarny? I co mają załamania do zwęglenia?

Nade mną unosiła się czarna, łysa czaszka – twarz wykonana z grafitu, bez ust i oczu, pełna wypustek, chropowatości, przypominająca węgiel.

 

 Zaczęło poruszać nozdrzami jak rozjuszony byk.

…?

Że z tym bykiem to przebykowałam? XD Usunęłam tę część, choć zastanawiam się, czy nadal jest takie obrazowe?

 

Strażnik rozprostował pogniecioną rękę

Ej, czyli on jednak ma obie ręce? Czy jedną? Czy… co się stało?

Ma jedną, to była pozostałość po tym, jak złapał ją za rękę drugą dłonią po ataku widma, ale usunęłam to już po publikacji i nie zauważyłam tego zdania, dzięki. :) Poprawione. :)

 

 

 frak zakończony kwiatowymi wzorami

Co to jest "wzór"? https://wsjp.pl/haslo/podglad/7361/wzor/4146825/desen

Mi chodziło o to, że na samym dole fraka miał wyszyte kwiaty. XD

Dziś był ubrany w czarny, wytworny frak z kwiatami wyszytymi na dole.

 

więcej siwych włosów

Więcej niż?

Niż ostatnio. Trzeba dodawać, jakieś oczywiste mi się wydaje, ale dodam, jeśli inaczej to błąd.

Ale można też tak:

Miał cienie pod oczami, ziemistą cerę, od poprzedniego spotkania przybyło mu siwych włosów.

 

 Będę martwić się na bieżąco.

Hmmmm.

Hm?

 

 słynną, zatopioną lodziarnię

Bez przecinka.

Ale czy każda słynna lodziarnia jest zatopiona?

Czy lodziarnie dzielimy na słynne i zatopione? Bo się gubię…

 

 wciąż miał wzrok utkwiony w Ethanie

Spojrzenie, ale – hmm.

Usunęłam, bo zapychało, ale…

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Utkwic-wzrok;21497.html

 

 Kiedy dowiemy się

Szyk: Kiedy się dowiemy.

Zostawiam pierwszą wersję, to dialog, a w tej wersji brzmi mi lepiej. ;)

 

 trzymać mnie

Zamień szyk – enklityki i zaimki nie powinny być na miejscach akcentowanych.

Ale tu po prostu usunęłam bez sensu takie długie zdanie. XD

– Będziesz trzymać bransoletę.

 

Skoro przywodziła na myśl, to znaczy, że nią nie była.

No nie, bo to kobieta, która ma więcej lat. ;) Ale w takim ubiorze wydaje się młodsza. ;)

 

 I chociaż miała niemal białe policzki ze śladami różu, jej filigranowa figura dopiero teraz, oswobodzona z ogromnej sukni, była dostrzegalna.

Dziwne zdanie, chaotyczne.

Racja, pomyślę nad zmianą na spokojnie po ogarnięciu reszty.

 

 Ethan bez pytania posypał nas masolem, proszek zaczął przenikać przez ubrania.

Rym, przenikanie przez ubrania mało dotykalne – jakie to jest uczucie, kiedy masol kogoś impregnuje?

Ethan bez pytania posypał nas przezroczystym masolem, który łaskotał skórę.

 

 

Klif nie wydawał się za duży

Za duży do czego?

Lepiej brzmi: Klif nie był za duży?

 

 lawendowy zapach zmieszany z jaśminem drapał w gardło

Hmm – dlaczego?

Jak mocno się nawdycha to w gardle coś drapie, ale może tylko ja tak mam i stąd skojarzenie. XD A Jeżyna jest mała, ten zapach odczuwa mocniej. Nie zdarzyło Ci się kiedyś przejść obok kogoś mocno wyperfumowanego i aż się zakrztusić? Ja kiedyś musiałam zmieniać stół od bilarda, bo stół obok dziewczyna miała takie perfumy, że szło się udusić, a drapanie w gardle – masakra.

 

 bańki potrafiące stworzyć odpowiednią atmosferę

"Stworzyć atmosferę" można tylko w kontekście gościnności.

 

Hm, to jak określić… No dobra, może tak będzie bardziej przejrzyście.

Siekhi to magiczne bańki stworzone w całości z magii. Lecz przy dłuższym locie magia wygasa, siekha znika na zawsze.

Hej, Tarnino, magia Twojego komentarza już na mnie wpływa. Odruchowo postawiłam przecinek po “bańki”, ale w porę usunęłam. Dzięki. :) Ratujesz moją duszę zaprzedaną niepotrzebnym przecinkom.

 

 

 Każdy obiekt budził skojarzenie z muszlą

Kliniczne. Każdy budynek przypominał muszlę? (Z tej odległości pewnie i tak nie widzi mniejszych rzeczy.)

Pomyślę nad tym, dzięki. ;)

 

I były wysokie

Po co to "i"?

Wywalone. XD

 

 trąciła zbite w mokre pasma loki

Hmm.

Hm,

trąciła loki zbite w mokre pasma?

 

 brzmiał jak powtórzone echo

Echo to powtórzenie, choć może o to Ci chodzi. Ale osoba nie może brzmieć – brzmi głos.

Chodzi o to, że słychać tak jakby ciągle echo…

 

– Pytanie. – Głos ellira brzmiał jak zapętlone echo.

 

 

 co trzymał oplątane kończyną

Hmm.

Giętkie kończyny. XD

 

przeszedł plamami

Hmmm.

No, hm, hm, muszę pomyśleć, jak zgrabniej to ująć. ;)

 

I chyba tyle, bo i tak jestem codziennie nieprzytomna. ;p

 

C.D.N.

Nie ma opcji, dzięki której zapisywałabym kopie robocze komentarza? Tak tylko pytam, bo przy ciągłym cytowaniu wygodniej pisać od razu tutaj, a nie w notatce i wklejać.

 

 

 

 

Fascynatorze, co tu robisz? :D

Podoba mi się pomysł na powiązanie kradzieży z pisaniem. Może oddala się od fantasy w stronę rozważań metafizycznych, ale za to wypada oryginalnie na tle konkursowym.

Słabo do mnie trafia oniryzm, momentami trudno było załapać, co się dzieje i dlaczego. No, miałam problem ze zrozumieniem reguł rządzących Twoim światem.

Historia rodzinny gra na emocjach. Ma to swój urok, acz w takich sytuacjach niekiedy podejrzewam szantaż emocjonalny.

Dlaczego mamrota i głaska, a nie mamrocze i głaszcze?

Babska logika rządzi!

Fascynatorze, co tu robisz? :D

Dyskretnie chłonę klimaty i nastroje całego portalu…smiley

 

dum spiro spero

Mogę świętować, dostałam wspaniały komentarz od Tarniny.

heart

 Tak, dalej to jest wyjaśnione (ich wzrost), na początku uznałam, że dam tylko wskazówkę, bo skoro stali pod łożem – czytelnik domyśli się, że są mali. Ale może niekoniecznie jest to takie proste. :P

Nie ma problema – troszeczkę mylące na początku, ale nie tak, żeby się człowiek nie połapał.

 Kurczę, myślałam, że muffinkowa głowa wygląda apetyczne. XD

Może i wygląda, ale kolega nie jest spożywczy XD

 dodatkami, które są sprzeczne z rolą muffinki, raczej nikt nie daje babeczkom oczu, ust itd. ;)

… rolą muffinki?

 Czy chodziło Ci o wycięcie tego porównania do papieru, skoro mamy informację, że jest płaski? Z drugiej strony, jeśli to wytnę, nie będzie informacji o tym, z jakiego jest „tworzywa”, a to coś w rodzaju papieru.

Papierowość jest w tekście umocowana, tylko po co ta ciastkowość?

 Z całego ciała Strażnika wydostał się podmuch wiatr

Wydostał się? Nie bardzo… o co konkretnie chodzi?

 Kurczę, ja tak mówię. :( Najczęściej w takiej wersji: „Na pewno nie chcesz tu być?”. Ale z angielskim niewiele mam wspólnego. ;p Nie mam pojęcia, co tu zmienić.

A o co chodziło?

 Taak!

yes

 Pachniał (…) jak w historii o demonie gdzie (…) zmieniałam fabułę.

Tak dobrze, tylko daj przecinek przed "gdzie".

 Tak będzie bardziej czytelnie: Tworzą was z magicznych przedmiotów, w które wlewają dusze? Czy jesteście tacy od urodzenia?  

Dużo bardziej czytelnie, tylko "tworzą" zamieniłabym na "robią", bo tworzy się z nicości.

 Poprawiłam zaplątane ramiączko czarnego topu. Strażnik odwrócił głowę. Zerknęłam na duży dekolt. Ach, tak. Miałam odkryty brzuch i rozpiętą kamizelkę. Do tego krótkie spodenki (i zgrabne uda), czerwone trzewiki…

Lepiej, choć dekolt trochę z sufitu :)

 – Wiesz, że to słyszę? – zapytał zażenowany.

yes

 Biały, galaretowaty robal był teraz do połowy widzialny, w połowie wymazany. Poruszał żółwim pyskiem i skrobał podłogę ostrymi pazurami.

Dobrze jest ^^ Musiałabym tylko zerknąć, jak to gra w rytmie.

Na razie wersja próbna, pomyślę jeszcze nad tym „z powrotem”. I dwoma „się”.

Najwyżej wpadnę jeszcze potem :)

 Tarnino, ale w takim razie może wrzuć nam swoje opowiadania, zanim je wyrzucisz? :)

Mam niezwykle chytry plan, ale na razie sza :)

 Aa, czyli „Wiesz, co zrabują?” brzmi lepiej?

To dalej wygląda na pytanie retoryczne.

 Ale jak zostawię polną myszkę… to nie będzie błędem? Bo wygląda podobnie.

Będzie. Wzrost możesz porównywać do wzrostu (długości etc.).

 Aliteracja. XD

… a, kurczę >< (:D)

 Zdanie podsumowane dużą ilością „m” w słowie „hm” – usunięte!

XD

 Co taka piękna kobieta robiła w zamku pełnym pajęczyn? Była przeklętą królewną?

Ładnie.

 Źle brzmi. Może pomyślę, jak zmienić oryginał, ale na trafianie prosto w serce ja mam z kolei uczulenie. Poza tym… uśmiech, który trafia, i to w serce? XD

Mnie to też nie pasowało, ale nic lepszego akurat nie mogłam wymyślić. Pod prysznicem Cię olśni ;)

 I choć nie obejmował czarnych, chłodno spoglądających oczu, niepasujących do tej drobnej, filigranowej kobiety, nie potrafiłam myśleć o niczym innym.

No, nie, niezbyt to zgrabne. Hmm.

 Ethan skrzywił wargi, jego pociągła, wychudła twarz była jak maska.

Ale w jakim sensie była jak maska? Sztuczna, nieruchoma?

 Tylko ręce miał takie, dlatego nosił rękawiczki. :D

Ciekawe. A jak go to napadło?

 To może lepiej ograbiony, skoro już i tak zmieniam bzdurkę. :)

O, i tak będzie grało.

 czerwono-siwy dym wydostał się spod obrzydliwego palca z prędkością pocisku

Ale dym z pociskiem trudno porównać, naprawdę.

 Popieram! Czekamy z moim alter ego niecierpliwie…

 nad pękniętą wieżą unosiła się cienka warstwa czarnego dymu

Dalej nie wiem, co tu się dzieje. Jak to wygląda?

 A druga sprawa – słaba jestem w opisach, co widać. :P Pozostaje mi tylko starać się bardziej. :)

Trzeba ćwiczyć :)

 A czemu ma wynikać jedno z drugiego?

Zwykle w jednym zdaniu dajemy rzeczy, które jakoś się łączą – niekoniecznie wynikają jedna z drugiej, ale jakoś się łączą.

 Rżące konie wyłoniły się z mgły ciągnąc czarny powóz. Zahamowały tuż przy Dalii, która próbowała pogłaskać pysk siwego ogiera. Parskające zwierzęta tupały, jedno stanęło dęba.

Spokojniej, choć ucierpiał rytm. Wróć do tych zdań później.

 Nade mną unosiła się czarna, łysa czaszka – twarz wykonana z grafitu, bez ust i oczu, pełna wypustek, chropowatości, przypominająca węgiel.

Wytnij "wykonana" i będzie idealnie.

 Że z tym bykiem to przebykowałam? XD

Jakoś tak z byka spadł :)

 Dziś był ubrany w czarny, wytworny frak z kwiatami wyszytymi na dole.

Może reg będzie wiedziała, jak się nazywa dół fraka, bo ja nie wiem :) ale jest lepiej.

 Miał cienie pod oczami, ziemistą cerę, od poprzedniego spotkania przybyło mu siwych włosów.

O wiele lepiej.

 Ale czy każda słynna lodziarnia jest zatopiona?

Nie. Lodziarni nie dzielimy na słynne i zatopione, to jest zupełnie co innego – chodzi o to, że określniki nie są sobie równoważne, a są tylko dwa, więc przecinek nie poprawia czytelności. Zob. tutaj: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/przecinek-miedzy-przymiotnikami;13827.html Lodziarnia jest słynna i zatopiona – możemy to potraktować jako "rzeczownik" [zatopiona lodziarnia] określony przymiotnikiem "słynna".

 Spojrzenie, ale – hmm.

Usunęłam, bo zapychało, ale…

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Utkwic-wzrok;21497.html

Kurczę, tak często widzę "wzrok" tam, gdzie powinno być "Spojrzenie", że chyba się uwarunkowałam jak pies Pawłowa. Dammit. Dzięki, będę uważać.

 Zostawiam pierwszą wersję, to dialog, a w tej wersji brzmi mi lepiej. ;)

Nie wiem, nie znam nikogo, kto by tak mówił. Z drugiej strony, znam ogólnie mało ludzi i wszyscy oni są nienormalni :)

 Ale tu po prostu usunęłam bez sensu takie długie zdanie. XD

I to też jest rozwiązanie :)

 Ethan bez pytania posypał nas przezroczystym masolem, który łaskotał skórę.

Lepiej.

 Lepiej brzmi: Klif nie był za duży?

A może nie był specjalnie wysoki?

Nie zdarzyło Ci się kiedyś przejść obok kogoś mocno wyperfumowanego i aż się zakrztusić?

Aż tak, to nie, ale ja wiecznie mam katar :) Czyli chodziło Ci nie o to, że przyjemne zapachy są jednocześnie nieprzyjemne, tylko o to, że zapachy są tak intensywne, że aż gryzą drogi oddechowe? W takim razie brakuje wskazania na tę intensywność.

 Siekhi to magiczne bańki stworzone w całości z magii.

Nope :) Co powiesz na to: Siekhi to bańki złożone w całości z magii.

 trąciła loki zbite w mokre pasma?

Hmmm, no nie wiem. Jakieś to "zbite" nie z tej bajki…

 Chodzi o to, że słychać tak jakby ciągle echo…

Hmmm. No, to może tak: Głos ellira odbijał się echami ech?

 Giętkie kończyny. XD

Maaackiiii XD

 Nie ma opcji, dzięki której zapisywałabym kopie robocze komentarza? Tak tylko pytam, bo przy ciągłym cytowaniu wygodniej pisać od razu tutaj, a nie w notatce i wklejać.

Niestety. Ale kiedy przybędą Czterej Admini Apokalipsy i nastąpi Nowy, Lepszy Portal, to może…

 Dlaczego mamrota i głaska, a nie mamrocze i głaszcze?

Okazuje się, że "głaska" jest dopuszczalne, choć jak dla mnie dziwne. Ale, żeby nie było, że dyktator ze mnie, to pominęłam :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A z komentarzami – można skopiować sobie komentarz, z którym dyskutujesz, do okienka na swój komentarz i tam już wycinać i odpowiadać.

Babska logika rządzi!

Intensywne zapachy :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A z komentarzami – można skopiować sobie komentarz, z którym dyskutujesz, do okienka na swój komentarz i tam już wycinać i odpowiadać.

 

Finklo, wiem, ale mi chodzi o takie odpisywanie na raty z telefonu. ;) Znajduję pięć minut – odpisuję, mam chwilkę – coś dopiszę. Na komentarz Tarniny nie mam jak odpisać w całości od razu, więc przy braku dostępu do komputera… Cóż, zostają notatki w telefonie, a potem wklejanie tu i zaznaczanie cytatów. Kopie robocze komentarza byłyby wybawieniem. :D

P.S. Dziękuję za komentarz, odpiszę już na spokojnie po skończeniu tego dla Tarniny. :) 

 

Tarnino, powoli idę do przodu w odpisywaniu, ale trochę to trwa, bo poprawiam od razu tekst. ;) I chcę wrzucić dłuższą część – planuję dojechać do robotów, które chcą mnie dopaść. XD

 

Fascynatorze – człowiek myśli, że na luzie sobie z kimś pisze, a tu się okazuje, że jest stale obserwowany. XD

smiley

Fascynatorze – człowiek myśli, że na luzie sobie z kimś pisze 

Heh, nie da się wyalienować z rozentuzjazmowanego tłumu w publicznym miejscu… Taki los.

wink

dum spiro spero

Pierwsza opowieść jest o Strażnikach, których Twierdza skazuj, bo łamią zasady.

Chyba skazuje?

 

co ja tu w ogóle robię, tak nie znajdę ojca…

A to nie powinna być myśl?

 

Niesamowita opowieść i niesamowite światy, bo przecież nie jeden.

Zachwyciła mnie wielowymiarowość opowiadania. Bałam się, że nie uda Ci się tego spiąć, ale jednak sukces;)

Super, że oni wszyscy są wielowymiarowi (no może poza strażnikiem), nie ma zła dobra, jest szarość.

Cudowne jest opisywanie za pomocą tak wielu zmysłów, melodie, zapachy, elementy widoczne i te niewidoczne, wpływ otoczenia na bohaterów. Wszystko to jest niesamowite i nie pozwala się oderwać.

No i sam pomysł wejścia w opowiadanie, żeby dokonać w nim zmian i to, że nie zawsze te zmiany są możliwe. No, bajka!

Razem z bohaterami pływała, fruwałam, więc oczywiście jestem na TAK

 

Lożanka bezprenumeratowa

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, część druga, do robotów, które po mnie idą. :D

 

 

Przed nami półkole i litera „P” rozbłysło niczym światło odbite od szkła, piasek wytworzył istne tornado, prawie mnie zdmuchnęło, więc znowu objęłam bransoletę.

 półkole i litera „P” rozbłysło niczym światło odbite od szkła

Co rozbłysło?

 piasek wytworzył istne tornado

… piasek? Jak piasek może "wytworzyć" wiatr?

rozbłysły niczym światło odbite od szkła. Nieznana siła wypchnęła z dna wirujący piasek, więc mocniej chwyciłam bransoletę.

 

Przy okazji – muszę nadrobić trochę pozycji od Dicka. ;)

 

 

Lodziarnia była pełna zadrapań i wgłębień.

… ?

Prostokątny, zapadnięty budynek pokryty zielonym nalotem.

Pospieszny opis.

 

Przysiądę do tego na spokojnie, bo teraz mam pustkę w głowie. :)

 pozostawiali za sobą koszmarny obraz

…?

Pozbyłam się, zostało proste:

Wszystko, czego dotykali bogowie, było piękne. Czym zawinił bóg, który bawił się incognito w sprzedawcę lodów?

Zastanawiam się tylko, czy dać w miejsce “bóg” – “ten”?

 

jak rzeźba: wyniosła, odległa, podatna na zło

Dlaczego rzeźba miałaby być podatna na zło?

Była jak rzeźba: wyniosła, odległa. W jej oczach, utkwionych we wnętrzu kawiarni, ujrzałam zimno, które mnie zmroziło, jakby zło tego miejsca przejmowało duszę Dalii.

 

Kolejne plamy zjawiły się na moich spodniach. Zerknęłam na Strażnika – u niego na ramionach.

 

Hmmm…

 

No, wiem, muszę to zgrabniej ująć. ;)

Może…

W kilku miejscach spodnie przeszły mi wodą. U Strażnika zaczęły nasiąkać ramiona. 

 

prawie zaplątała się w jej włosy

 

Szyk, ale jak mogła się prawie zaplątać?

 

A można prawie na kogoś wpaść, prawie się przewrócić? Zastosowałam podobną zasadę, może błędnie, ale kiedy coś leci prosto w nasze włosy, ale tylko o nie haczy, a nie się w nie zaplątuje – o taką sytuację mi chodziło. Czy to nadal błąd? ;)

 

Moje serce stanęło.

Anglicyzm.

Ok, to:

Moje serce przeszył bolesny skurcz.

 

Hmmm, nooo… Powinno być przez taflę wody, ale w sumie innej tafli tu nie ma.

 

No dlatego pominęłam, bo było logiczne, że chodzi o taflę wody. ;) Ale jeśli jest to błąd – będę zmieniać.

 

 

Zmienią

 

Zmieniłyby historię.

 

A nie psuje dynamizmu? Czy zmienią jest niepoprawne?

 

 Masole przestały działać.

Przestały – czy przestał? To jest proszek, substancja niepoliczalna, czyli nie pluralizujemy go (np. mąka, cukier). Wcześniej odmieniałaś go: masol, masolem; w rodzaju nijakim, i tak było dobrze. A teraz nagle liczba mnoga, nie wiem, skąd.

 

Nie wiem, przeoczenie, już zmienione. :D Tarnino, nie zawsze coś ma sens, po prostu autorzy mogą się pomylić i jeśli zdarzyłoby mi się napisać: „Strażnika” zamiast „Strażnik” to nie oznacza, że nagle postanowiłam zmienić pisownię słowa, ale nie zauważyłam, że jest błąd. :D Ślepota pospolita. XD

 

 Wojsko ellirów pokonywała bariera nie do przedarcia.

Źle się parsuje to zdanie.

To zdanie jest bez sensu, w ogóle trzeba zmienić. XD Na razie usunę, zostawię do przemyślenia na później. ;)

 

Strach przyczajony w sercu wciąż tkwił tam jak bolesne sidło założone na stopę.

Poplątana metafora (a sideł się nie zakłada, gdyby można je było założyć, nie byłyby potrzebne).

 

Czasami człowiek nie może uwierzyć w bzdury, które wymyśli. XD Tak więc…

Płynęłam sztywno, ze strachem w sercu, z trudnością ruszałam rękami.

 

motylowate

Brzmi jak nazwa taksonu.

XD

chwycił moją szyję

Anglicyzm: chwycił mnie za szyję.

Dzięki, nie wiedziałam. :)

 

Rozczłonkowani ellirowie, jak owady w laboratorium.

Dwa różne obrazy – krwawej bitwy i beznamiętnego, instrumentalizującego wiwisekcjonowania. Oba paskudne, ale nie pasują ze sobą.

No to na razie dam do poprzedniego zdania, o ile nie wymyślę nic lepszego. ;)

Skały zbryzgane niebieską, fosforyzującą krwią rozczłonkowanych ellirów.

 

 Grzbiet ellira był gumowaty

?

Grzbiet ellira był miękki, jak z gumy.

 

Płuca rozrywała mi nieznana dotąd siła.

 

Ksenomorf? XD

 

XD

W płucach czułam bolesny ucisk.

 

choć księżyc i ogień dodawały nocy blasku

?

Zmieniłam od razu cały akapit. :D

Było już ciemno, księżyc i ogień rozświetlały polanę, na której siedzieliśmy. Tuż obok wystawał pień drzewa osłaniający ognisko przed wiatrem od morza. Otaczały nas krzaki porzeczek i małe, żółte kwiaty rozchodnika.

 

Naprawdę nie może być koszulka?

Top:

 

Koszulka:

 

 

Taka niewielka różnica, ale jednak jest. ;)

 

zajmował się taką magią na deser

?

Ethan jest czarnoksiężnikiem. Czarna magia to całe jego życie.

 

rozmowy z Diiu były jak balsam dla ich duszy

Skoro metafora, to metafora: rozmowy z Diiu balsamem dla ich duszy.

Może tak, ale jednak dałabym tam “były”, lepiej brzmi. ;)

 

 jeżyny, w których mama mnie rodziła

Niewygodnie trochę :)

Wygodniejsza wersja:

jeżyny, przy których mama mnie rodziła

 

 huśtawka wciąż przywiązana do gałęzi bzu

A nie zawieszona po prostu? Bez jest kruchy, nie wieszałabym na nim huśtawki.

 

Szukałam mniejszych krzewów, bo bohaterowie są mali jak myszki, więc taka huśtawka mogłaby na bzie się utrzymać. ;)

 

Czemu ona kładzie sobie kamizelkę na brzuchu?

 

Bo jest w bieliźnie. XD

 

Pierwsze kilka razy tylko przenikałam

Hmm.

Pierwsze kilka razy tylko wchodziłam

 

Wybacz. Gadam o takich rzeczach, jakby miało cię to obchodzić…

Dziwna wypowiedź, mało naturalna.

Może postawię na: Zresztą, co cię to obchodzi…

 

 sama jego obecność jest dla ellirów obrazą

Hmmm.

 Widmo żywi się ich błękitną krwią, atakuje w podniebnych trasach.

No, to chyba gorzej niż obrazą.

 

:D

A mogłam prosto:

Sprowadziłaś pod wodę widmo, które żywi się ich błękitną krwią,

(Ale nie, po co, lepiej utrudniać życie xD)

 

 widzieli, że planowało mnie zabić

C.t.: widzieli, że planuje mnie zabić. Nie wiem, czy użyłabym tego słowa.

Zmiana na: I do tej pory nie wiem, czemu mnie tropiło.

 

 Widmo nie chce, żebyś tu była, żebyś… ukradła Blask.

Skąd ten wniosek? Nic na to nie wskazywało.

Bo to słowa Strażnika, który chce pociągnąć rozmowę w kierunku kradzieży Blasku, żeby zaprowadzić Jeżynę do Wygasłego Miasta. Więc w tym momencie nie ma to może sensu, ale na koniec ma. ;)

 

Chyba że jest tak niezrozumiale, że lepiej dopisać wypowiedź Strażnika, że widmo chciało zabrać Jeżynę z opowiadania?

 

Blask Tworzenia to pełna moc, bez ograniczeń.

Nope. Mówi Ci to dyplom z filozofii :)

? :D

 

 Porozumiewają się bezosobowo.

Co to znaczy?

Usunęłam, bo sam brak imion wystarczy. ;) No wiesz, delfiny też się porozumiewają, ale nie mają imion. ;)

 

Widok, który mijaliśmy

 

Krajobraz

 

 napawał mnie lękiem i fascynacją

Zapewniasz.

Hm… nie wiem, jak nie zapewnić. XD

 

 Przelecieliśmy nad przerzedzonym

Aliteracja.

 

A co z “n” w środku? XD

 

 renifery o czerwonych, bogato zdobionych porożach

Poroże się nie pluralizuje.

 

Ale że…

renifery o czerwonym, bogato zdobionym porożu

?

Kurczę, wygląda jakby wszystkie renifery miały jedno czerwone poroże. XD

Ale skoro tak jest poprawnie…

 

 Taki prosty symbol tego, co umarło.

W jaki sposób mak symbolizuje umarłych? Nie mówię, że nie może. Nie mówię, że musi być znakiem ikonicznym. Ale… ?

Za bardzo się zapędziłam. XD

 

 

Stare: Ellir zostawił nas tuż przy ostatniej żywej roślinie rosnącej przy granicy między szarą skorupą a naturą. Czerwony, rozkołysany mak.

Nowe: Ellir zostawił nas obok ostatniej żywej rośliny rosnącej przy granicy między szarą skorupą a naturą – fioletowej, rozkołysanej krwawnicy.

 

 Jeśli ja mogę skakać po historiach, to… Chcę go powstrzymać. Nie pozwolę, żeby ktoś inny ukradł taką moc.

Ale ktokolwiek, czy Ethan konkretnie? Jakie są właściwie jej motywy?

Myślałam, że są oczywiste, ale na myśleniu się u mnie kończy. XD Okej, więc tak:

– (…) Po co mu Blask Tworzenia? Mówiłeś, że to… czarnoksiężnik?

– Tak. Z taką mocą może być niebezpieczny nawet dla twojego świata.

– Wiem. Dlatego tu jestem. Nie pozwolę, żeby ukradł Blask.  

 

które mogło nas zmienić

?

 

Kiedy wchodzą do miasta – zmieniają się w szkice. Jeżyna kilka akapitów wcześniej mówi: To legenda, bajka opowiadana dzieciom na dobranoc…

Zna miasto i wie, że może ich zmienić w te szkice, nie chciałam tego wyjaśniać na tym etapie. ;)

 

który zaczyna rozmowę o tożsamości, może nieopatrznie rzec dwa słowa za dużo

Mętnawe.

Hm… Ale co? Ślepawa jestem. XD

 

Muzyka skrzypiec tym razem rozbrzmiała jak sfałszowana

Muzyka nie może być sfałszowana, tylko fałszywa. I jeśli brzmi fałszywie, to taka jest – muzyka jest nieoddzielna od swojego brzmienia.

Ale zdanie “Muzyka skrzypiec tym razem fałszywa” też źle brzmi. :(

 grana przez istotę o połamanych palcach

Dlaczego?

Takie skojarzenie, przenośnia z tego świata, u nas mówi się, że ktoś śpiewa, jakby słoń nadepnął mu na ucho. Tu można grać jak istota o połamanych palcach. :)

 

Wracając, może w ogóle się pozbędę tej fałszowanej muzyki (xd) i scalę:

Muzyka skrzypiec brzmiała jak grana przez istotę o połamanych palcach.

 

 Muzyka przypominała dzikie szarpanie strun, bolesne dla uszu.

Kliniczne, a scena ma być pełna napięcia.

Muzyka przypominała dzikie szarpanie strun. 

 

Czy nadal kliniczne? XD

 

Na przecinki jedna rada… Krzyczeć, bić, może się nauczę kiedyś. :D

 

 

 

 

 

P.S. Finklo, Ambush, Fascynatorze, muszę chwilowo wyłączać, więc odpiszę później. :)

rozbłysły niczym światło odbite od szkła. Nieznana siła wypchnęła z dna wirujący piasek, więc mocniej chwyciłam bransoletę

yes

 muszę nadrobić trochę pozycji od Dicka. ;)

Witamy w wariatkowie :D

 Wszystko, czego dotykali bogowie, było piękne. Czym zawinił bóg, który bawił się incognito w sprzedawcę lodów?

Elegancko.

 Zastanawiam się tylko, czy dać w miejsce “bóg” – “ten”?

Nie musisz. Tak, jak jest, jest bardziej wzniośle, co pasuje do motywu bogów.

 W kilku miejscach spodnie przeszły mi wodą. U Strażnika zaczęły nasiąkać ramiona.

Ciągle hmm. Strażnikowi, ale poza tym… hmm.

 Zastosowałam podobną zasadę, może błędnie, ale kiedy coś leci prosto w nasze włosy, ale tylko o nie haczy, a nie się w nie zaplątuje – o taką sytuację mi chodziło.

Hmmmmm. W dialogu chyba nawet bym nie zwróciła uwagi, ale w opisie przydałoby się to trochę bardziej opisać.

 Ale jeśli jest to błąd – będę zmieniać.

Myślę, że może zostać.

 A nie psuje dynamizmu? Czy zmienią jest niepoprawne?

"Zmienią" jest niepoprawne. Całe zdanie:

 W umyśle brakowało słów, które zmienią historię.

I tak – tych słów nie ma. Skoro ich nie ma, to nic nie zrobią – zrobiłyby, gdyby były. Więc musisz zastosować tryb przypuszczający.

 nie zawsze coś ma sens, po prostu autorzy mogą się pomylić

XD Wiem. Przypuszczałam, że się pomyliłaś, ale nie mogłam tego wiedzieć na pewno, nie? ;)

 Skały zbryzgane niebieską, fosforyzującą krwią rozczłonkowanych ellirów.

yes

 Grzbiet ellira był miękki, jak z gumy.

Guma bywa i twarda…

 Zmieniłam od razu cały akapit. :D

OK ^^

 Taka niewielka różnica, ale jednak jest. ;)

A koszulka to nie ogólniejsza nazwa po prostu?

 Ethan jest czarnoksiężnikiem. Czarna magia to całe jego życie.

Dobra, ale to ma do deseru?

 Może tak, ale jednak dałabym tam “były”, lepiej brzmi. ;)

Bo ja to nie mogę się pomylić? XD

 Szukałam mniejszych krzewów, bo bohaterowie są mali jak myszki, więc taka huśtawka mogłaby na bzie się utrzymać. ;)

Aaaa, prawda. Ale krzaki bzu akurat są dość spore :)

 Może postawię na: Zresztą, co cię to obchodzi…

Może…

 Ale nie, po co, lepiej utrudniać życie xD

Where is the fun in that? XD

 Bo to słowa Strażnika, który chce pociągnąć rozmowę w kierunku kradzieży Blasku, żeby zaprowadzić Jeżynę do Wygasłego Miasta. Więc w tym momencie nie ma to może sensu, ale na koniec ma. ;)

No, tak, bo on wie.

lepiej dopisać wypowiedź Strażnika, że widmo chciało zabrać Jeżynę z opowiadania?

A jak byś chciała to rozwiązać?

 ? :D

Taki wtręcik :)

 No wiesz, delfiny też się porozumiewają, ale nie mają imion. ;)

A skąd wiesz, że nie mają? XD

 Hm… nie wiem, jak nie zapewnić. XD

Opisać, jak się czuła, a nie to nazywać, proste.

 A co z “n” w środku? XD

Rymom nie przeszkadza, aliteracjom (które są jak rymy, tylko na początku słowa) też nie ^^

 Kurczę, wygląda jakby wszystkie renifery miały jedno czerwone poroże. XD

W sumie tak i tak jest dziwnie…

 fioletowej, rozkołysanej krwawnicy

Nie chodzi o to, że musi być określony gatunek kwiatka, po prostu ten symbol nie ma umocowania w tekście.

 na myśleniu się u mnie kończy. XD

Oj, niektórzy w ogóle nie myślą XD

 Zna miasto i wie, że może ich zmienić w te szkice, nie chciałam tego wyjaśniać na tym etapie. ;)

Ale to wyraźnie coś wskazuje, a skoro nie wiadomo, co, wychodzi myląco.

 Hm… Ale co? Ślepawa jestem. XD

No, jakieś takie… argh, za zimno, żeby myśleć :)

 Ale zdanie “Muzyka skrzypiec tym razem fałszywa” też źle brzmi. :(

Okropnie brzmi. Hmm. Może tak: Tym razem skrzypce zagrały fałszywe nuty?

u nas mówi się, że ktoś śpiewa, jakby słoń nadepnął mu na ucho. Tu można grać jak istota o połamanych palcach. :)

Tylko ten słoń jest tak absurdalny, że nie grozi mu konkretyzacja, a połamanym palcom grozi.

 Czy nadal kliniczne? XD

Błąd kategorialny ^^ Sama nie wiem, jak to poprawić…

 Na przecinki jedna rada… Krzyczeć, bić, może się nauczę kiedyś. :D

Tak, nasłać Balroga XD

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, to już będzie całość komentarza. :D Później będę odpisywać na nowsze komentarze. :)

 

 Łomot serca spowalniał czas, w którym nie potrafiłam zareagować.

…?

XD

Nie potrafiłam się ruszyć.

 

białoszarym dymie, coraz ściślej przylegającym do papierowego ciała

To znaczy? Co tu się dzieje?

Strażnik próbował wyskoczyć z dymnego kręgu, ale niewidzialna siła trzymała go w miejscu.

 

Brakuje drzwi, okien, czasami wszystkiego

A co jest, skoro niczego nie ma?

Same budynki, bez drzwi, okien. :D No ale… jak dodam czasami obu tych rzeczy to źle brzmi. Może bardziej ta:

 

Brakuje drzwi, okien, czasami dachów. Istnieją też same bryły, których przeznaczenia nie rozumiem.

 

 bez pamięci, ledwo rozpoczęci

Rym.

ledwo zarysowani

 

Każda kwestia w tym komiksie jest ciężka, depresyjna, często patetyczna.

Hmm. Dla porządku: https://sjp.pwn.pl/szukaj/patetyczny.html

No bo to takie pełne powagi teksty.

To Wygasłe Miasto, tu nikt ci nie pomoże.

 

 

 straciliśmy własną niepowtarzalność

Jak?

Stając się szkicem? XD

 Czuję głównie lekkość; ale nie taką przyjemną, to raczej pozbawienie ciała, oderwanie od normalności.

Hmmmm.

Hm, no trudno mi wymyślić teraz nowy, bardziej plastyczny opis zostania dwuwymiarowym, więc może do tego wrócę. :D

 

 I staliśmy się inni pod względem wzrostu. Nie jesteśmy niczym chochliki, teraz pasujemy do reszty.

Przedłużasz.

To jest istotne (wzrost) przy spotkaniu z Dalią. Ale może spróbuję dać to gdzieś indziej… Hm…

My też przypominamy tych ludzi, nawet wzrostem. I straciliśmy własną niepowtarzalność.

 

A tamto usunęłam. ;)

 

Trudno tu o zwykły ruch. Coś nami steruje, nie pozwala na swobodę.

?

Coś popycha ich w odpowiednim kierunku, prosto ku centrum, to moc tworzenia Strażnika, ale Jeżyna o tym nie wie. ;) Chodzi o to, że sterując ruchem szybko docierają do centrum.

 

 Dłuższe stanie może być niebezpieczne.

Mało naturalne.

Miasto może nas pochłonąć.

 

przerywa milczenie

Uuu, nie cierpię tego sformułowania.

:D

– To cena, którą płaci każdy tworzący historię. Patrz – Strażnik wskazuje smoka bez łap. Tuż obok rycerz macha mieczem.

 

Są bolesną stratą czasu.

Hmm?

 

A czym mają być projekty, które nie zostały skończone? ;)

 

 Prawie wpadam na szkice głów dwójki dzieci nad kamieniem, wrośniętych w otoczenie.

Rym, ale zdanie ogólnie surrealistyczne.

Surrealistyczne jak Wygasłe Miasto. ;)

Co do rymu:

Prawie wpadam na szkice głów dwójki dzieci wrośniętych w otoczenie, są nad płaskim głazem, pewnie mieli na nim siedzieć.

 

gładki dekolt ściśnięty gorsetem, otulony suknią z koronkami

Dziwny opis.

Włosy luźno puszczone na dekolt, talia ściśnięta gorsetem, otulona suknią z koronkami.

 

w patetycznej sypialni umysłów twórców

…?

Ale przyda się wyjaśnienie czy po prostu źle brzmi?

 

 który w rozpaczliwej walce próbuje podnieść głowę przyciśniętą do szarego podłoża

Hmmm.

Hm, no tak, trzeba prościej. Prościej, Ananke, nie komplikuj sobie życie

Na lądzie Ethan przygniata głowę Strażnika do szarej ziemi.

 

 mamrota pod nosem zaklęcie

Mamrocze. https://wsjp.pl/haslo/podglad/11654/mamrotac

Niby wiem, ale zawsze się mylę. XD

A to dlatego, że mi to źle brzmi. W pierwszej wersji kalałam tekst “szeptam”, po jednym czytaniu wyłapałam i zmieniałam, ale… wersja szeptam (mimo że błędna) lepiej mi brzmi niż poprawne szepczę.

Dzięki za mamrotanie, poprawione. ;)

 

 Srebrne światło wydostaje się z papierowego ciała

Jak larwa cthulhu z zezwłoku matki? XD Sorki, ale – chodzi o konotacje.

:D

Srebrne światło sączy się z papierowego ciała.

 

palący podmuch obejmuje mu ciało

I znowu – konotacje. Jednocześnie go palisz i pieścisz.

Cała ja. :D

Ethan wrzeszczy, kiedy palący podmuch trawi jego ciało.

 

zbolałymi wargami

? https://wsjp.pl/haslo/podglad/100348/zbolaly

mówię spierzchniętymi wargami

 

 jestem jak żywa rana pozbawiona tlenu

…? Melodramat.

Zostawiam, bo w tej sytuacji bohaterkę może ponieść. ;)

 

 płynie zapomnianym rytmem

Niespójne.

Niespójne z…? To świat, w którym mamy do czynienia z dawnymi opowiadaniami, które nigdy nie będą skończone.

 

Wygasłe Miasto upomina się o każdą zmianę; nie pozwala jej rozkwitnąć.

?

Wcześniej jest informacja o tym, że zmiany, których dokonała Jeżyna (błękitne niebo, jezioro) wracają do dawnych, szarych barw.

 

To melodia odciskająca piętno na moim sercu.

Teraz odciskająca, czy melodia, która już kiedyś odcisnęła to piętno?

To melodia, która odcisnęła piętno na moim sercu.

 

Widmo węszy, choć dwuwymiarowe, z mgłą przypominającą sztuczną folię.

Węszy – z mgłą? I nigdy nie widziałam, żeby folia rosła na drzewach :)

Zdanie jest do kitu, ale skąd wzięłaś te drzewa? :D

Zrobiłam tak, że wcześniej wspomniałam o wymiarze:

I wtedy widzę wielki, ciemnosiwy kształt – jednowymiarowy.

A z widmem skróciłam:

Widmo węszy. Czeka.

 

 bez linii okalających osoby

Te linie nazywają się kontury.

To jeden z tych momentów, kiedy człowiekowi brakuje słowa i wymyśla bzdury. XD

 

 Leżałam do połowy przeniesiona przez granicę.

? Ona leży w poprzek granicy?

 Leżałam w połowie przeniesiona przez granicę.

 

 Język przylegał do gardła

Hmmm… jak?

Nachyliłam głowę nad spodenki

Bardzo dziwnie to brzmi.

Więc połączone:

Język bolał – suchość w ustach, brak śliny. Dotknęłam wargami spodenek, w karku coś mi strzeliło.

 

Podobno dostają misję, dzięki której mogą odpokutować swoje przewinienia.

Nie było dotąd mowy o przewinieniach. A szyk wskazuje, że była.

Pamiętajmy, że Jeżyna czytała książkę “Legendy Twierdzy”, w której są opowieści o Strażnikach, stąd na początku wiedziała o pewnych zasadach, które ich obowiązują.

 

za pomocą umowy

?

Bardziej czytelna wersja?

Zanim wkroczyłaś do pierwszego opowiadania, zdołałem odszukać Dalię i zawrzeć z nią umowę. Obiecałem, że zwabię cię tutaj, jeśli pomoże mi wykraść ci przez sen część twojej mocy.

 

Pozwolić na posiadanie mocy.

Hmm.

Chciała, żebyś dostała moc.

 

Boleśnie wykręciłam kark.

?

– To jest… – Spojrzałam w górę. – To nie może być…

 

 

 namiastka ostatniego pożegnania

Melodramat. To jest pożegnanie.

Ta namiastka pożegnania była wszystkim, co dostaliśmy.

Taka wersja jakoś mi pasuje. :D

 

 pozwoliła mu na sen

Hmmm.

Dobra, było tak:

Dalia, Tworzycielka, pozwoliła mu na sen, z którego nie zbudziłby go żaden ból. Kiedy płonął, wciąż spał, uśmiechnięty, nieświadomy śmierci.

A będzie tak:

Tworzycielka Dalia sprawiła, że kiedy płonął, wciąż spał – uśmiechnięty, nieświadomy bólu, śmierci.

 

Każdy Tworzyciel na końcu swej drogi staje się widmem.

A w sumie dlaczego?

A dlaczego feniks, który umiera, zmienia się w popiół, a później odradza? Dlaczego troll, na którego zaświeci słońce, zmienia się w kamień? I tak dalej… :)

 

 

Ale fabuła rozwija się jakoś tak… beznamiętnie. Jasne, uczuć jako takich jest tu ho, ho i trochę, ale to są rozterki protagonistki, a reszta postaci i świata zdała mi się papierowa.

Na to nic nie poradzę. :D Strażnik tak naprawdę jest bardzo zachowawczy i jako ojciec Jeżyny nie może być tak do końca sobą, więc stąd pewnie wynika jego papierowość. Widmo to widmo, głównie tropi. Ethana było mało, więc to mój błąd, mogłam zrobić z nim więcej scen. Chyba najbardziej ucierpiała Dalia, no nie zdążyłam jej za wiele ukazać. Z drugiej strony ona też grała kogoś, kim nie jest. Przy pierwszym spotkaniu dobrze udaje, że nie ma pojęcia, kim są goście w zamku. ;) Oprócz Ethana wszyscy odgrywali pewne role.

 

Trudno uchwycić jakąś nić przewodnią.

Tu już nic nie poradzę, skupiłam się na tym, że Jeżyna wskakuje do nieznanej historii, rusza na podróż po magiczny artefakt, a na koniec okazuje się, że to był podstęp i to właśnie jej kradną moc. ;)

 

Coś tam niby było na początku, ale potem zanikło. Powiązania przyczynowe są słabe. Ogólnie wyszło bardzo onirycznie.

W sensie które powiązania są słabe, tzn. co się słabo łączy? ;)

Wygasłe Miasto miało być takim onirycznym zakończeniem, reszta – hm, nie wiem, nie miałam tego na celu, więc jeśli tak wyszło, no nic – nie wyszło. :D

 

Poza tym – ufff! Odpisałam na cały komentarz, teraz poprawię błędy wyłapane do tego momentu. :D

 

I z całego serca dziękuję za wskazania wszystkich błędów.

 

 

Jeśli wpadniesz do Szczecina – zapraszam na kawę/herbatę. :D

 

Napracowałaś się tak, że brak mi słów. Arigatou gozaimasu! I to nie tylko tak, że dzięki temu poprawię opowiadanie – w przyszłości będę mogła zaglądać do tych porad i zerkać, czy nie popełniam znowu tych samych błędów. A to najważniejsze. :)

 

 

Jesteś super! :D

 

Nie potrafiłam się ruszyć.

Keep It Simple? :D

 Strażnik próbował wyskoczyć z dymnego kręgu, ale niewidzialna siła trzymała go w miejscu.

… nie wpadłabym na to.

 Istnieją też same bryły, których przeznaczenia nie rozumiem.

…?

 No bo to takie pełne powagi teksty.

Na wszelki wypadek wkleiłam, nie uwierzysz, jakie dziwne pomysły ludzie mają ;)

 Stając się szkicem? XD

A szkic nie może być niepowtarzalny?

 My też przypominamy tych ludzi, nawet wzrostem. I straciliśmy własną niepowtarzalność.

Dużo ładniej ^^

 Coś popycha ich w odpowiednim kierunku, prosto ku centrum, to moc tworzenia Strażnika, ale Jeżyna o tym nie wie. ;) Chodzi o to, że sterując ruchem szybko docierają do centrum.

Hmmmmmm…

 – To cena, którą płaci każdy tworzący historię. Patrz – Strażnik wskazuje smoka bez łap. Tuż obok rycerz macha mieczem.

yes

 A czym mają być projekty, które nie zostały skończone? ;)

A, to zależy od nastroju autora ;)

 Surrealistyczne jak Wygasłe Miasto. ;)

Prawda, prawda.

 pewnie mieli na nim siedzieć

Dzieci miały na nim siedzieć. Rodzaje gramatyczne po coś są ;)

 Ale przyda się wyjaśnienie czy po prostu źle brzmi?

Nie mam pojęcia, o co tu chodziło.

 Na lądzie Ethan przygniata głowę Strażnika do szarej ziemi.

OK.

 lepiej mi brzmi niż poprawne szepczę

Może dlatego, że mamroczę, szepczę, głaszczę są trochę szeleszczące.

 Srebrne światło sączy się z papierowego ciała.

Ładnie ^^

 Ethan wrzeszczy, kiedy palący podmuch trawi jego ciało.

Muahahaha :)

 Niespójne z…? To świat, w którym mamy do czynienia z dawnymi opowiadaniami, które nigdy nie będą skończone.

Niespójne wewnętrznie – czy rytm płynie?

 Wcześniej jest informacja o tym, że zmiany, których dokonała Jeżyna (błękitne niebo, jezioro) wracają do dawnych, szarych barw.

Jakoś tego nie połączyłam…

 Zdanie jest do kitu, ale skąd wzięłaś te drzewa? :D

Folia jest sztuczna – "sztuczna folia" to pleonazm ^^

 To jeden z tych momentów, kiedy człowiekowi brakuje słowa i wymyśla bzdury. XD

Bywa :D

Leżałam w połowie przeniesiona przez granicę.

Zawrót głowy…

 Pamiętajmy, że Jeżyna czytała książkę “Legendy Twierdzy”, w której są opowieści o Strażnikach, stąd na początku wiedziała o pewnych zasadach, które ich obowiązują.

Ona tak, ale my – nie.

 Zanim wkroczyłaś do pierwszego opowiadania, zdołałem odszukać Dalię i zawrzeć z nią umowę. Obiecałem, że zwabię cię tutaj, jeśli pomoże mi wykraść ci przez sen część twojej mocy.

O wiele zgrabniej.

 Taka wersja jakoś mi pasuje. :D

No, nie uduszę Cię za to devil

 Tworzycielka Dalia sprawiła, że kiedy płonął, wciąż spał – uśmiechnięty, nieświadomy bólu, śmierci.

Hmmm…

 A dlaczego feniks, który umiera, zmienia się w popiół, a później odradza? Dlaczego troll, na którego zaświeci słońce, zmienia się w kamień? I tak dalej… :)

Na początku można dać coś bez uzasadnienia, ale na końcu już mniej. (Glum, glum).

 Strażnik tak naprawdę jest bardzo zachowawczy i jako ojciec Jeżyny nie może być tak do końca sobą, więc stąd pewnie wynika jego papierowość.

Akurat Strażnik chyba był najmniej papierowy :) choć zrobiony z papieru.

 Oprócz Ethana wszyscy odgrywali pewne role.

Ale mieliśmy jak się tego domyślić?

 W sensie które powiązania są słabe, tzn. co się słabo łączy? ;)

W sensie – tekst jest mocno epizodyczny, kolejne etapy wędrówki nie zależą od siebie nawzajem.

 I to nie tylko tak, że dzięki temu poprawię opowiadanie – w przyszłości będę mogła zaglądać do tych porad i zerkać, czy nie popełniam znowu tych samych błędów. A to najważniejsze. :)

I to jest dobre podejście!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, odpisujesz tak ekspresowo, że pozostaje mi uwierzyć, że w końcu znalazłaś TARDIS. :)

 

Odpisuję w kolejności, więc teraz czas na zaległe komentarze. :D Do Twoich oczywiście wrócę. :)

 

 

 

Finkla

Może oddala się od fantasy w stronę rozważań metafizycznych, ale za to wypada oryginalnie na tle konkursowym.

Dziękuję. :) W pierwotnej części planowałam kraść czas, ale przypomniał mi się film “Wyścig z czasem” i… poszłam w innym kierunku. ;)

 

Słabo do mnie trafia oniryzm, momentami trudno było załapać, co się dzieje i dlaczego.

Kurczę, trochę się bałam, że tekst nasiąka łopatologią, ale jak widać wciąż mam problem z przedstawianiem historii zrozumiale. ;p No nic, muszę nad tym pracować. ;)

No, miałam problem ze zrozumieniem reguł rządzących Twoim światem.

A których reguł? :)

 

Ma to swój urok, acz w takich sytuacjach niekiedy podejrzewam szantaż emocjonalny.

Tak, dobrze podejrzewasz. :) Ojciec, który stracił żonę, ukrywał córki przed światem, to na pewno jest chore (nieważne jak bardzo kochasz). Poza tym – Jeżyna dostała Blask i miała do niego prawo, a czy on miał prawo ten Blask odebrać? Czy dziewczyna, która jest żołnierzem i planuje wziąć udział w misji samobójczej, a jej samolot zostaje zepsuty przez ojca – powinna być wdzięczna? A może nie, skoro tego chciała? Starałam się, żeby ojciec nie był krystaliczną postacią, w końcu uknuł tę intrygę za plecami córki. ;) Czym jest widmo – nie wiemy i o to chodzi, żeby Jeżyna do końca życia nie wiedziała, czy śmierć ojca i utrata Blasku były dobrym pomysłem.

Dlaczego mamrota i głaska, a nie mamrocze i głaszcze?

Poprawione, ale ogólnie mam z tym problem, źle mi brzmią szeleszczące (jak nazwała je Tarnina) końcówki. XD

 

 

 

Fascynator

Heh, nie da się wyalienować z rozentuzjazmowanego tłumu w publicznym miejscu… Taki los.

Jak już pochłoniesz te wszystkie nastroje – poczytaj opowiadanie. :D

 

 

 

 

Ambush

Chyba skazuje?

Poprawione, dzięki. :) Czytam ja, Tarnina, Finkla, ale jak widać – im więcej osób patrzy, tym więcej można zobaczyć. :D

 

A to nie powinna być myśl?

Oddzieliłam, dziękuję, będzie czytelniej. ;)

 

Bałam się, że nie uda Ci się tego spiąć, ale jednak sukces;)

Super, cieszę się, że tak myślisz. :)

 

Super, że oni wszyscy są wielowymiarowi (no może poza strażnikiem), nie ma zła dobra, jest szarość.

Starałam się. :) Lubię szarość.

 

A jak już jesteśmy przy szarości… Przypomniałam sobie ten kawałek:

https://www.youtube.com/watch?v=b3VJ18NcYqc

 

No i sam pomysł wejścia w opowiadanie, żeby dokonać w nim zmian i to, że nie zawsze te zmiany są możliwe. No, bajka!

Dziękuję za komentarz, bardzo mi miło. heart Pomysł taki w moim stylu, skakanie po światach, dziwne sytuacje, trochę magii, tym bardziej mogę odetchnąć, że przypadł do gustu, bo dość często słyszę, że piszę zbyt nietypowo i absurdalnie. ;)

 

 

Pozdrawiam Was wszystkich i dziękuję za przeczytanie. :)

A których reguł? :)

Hmmm. Trudno powiedzieć, trochę czasu już upłynęło. Ale na przykład Strażnik – czego pilnuje i przed kim? Jakie są jego zadania i jakimi środkami dysponuje? Czym jest ten stwór, którego bohaterka bała się na początku i którego rodzaju chciała się całkiem pozbyć? Jak to jest z tymi przedmiotami dotkniętymi przez bogów? Czy bohaterka wchodzi do jakiegoś opowiadania i tam miesza, czy tworzy własne?

Babska logika rządzi!

Jak już pochłoniesz te wszystkie nastroje – poczytaj opowiadanie. :D

smiley Od tego zawsze zaczynam…

dum spiro spero

Tarnino, teraz czas na część drugą. :D

 

… rolą muffinki?

Zadanie do spełnienia: bycie zjedzonym. XD

 

Papierowość jest w tekście umocowana, tylko po co ta ciastkowość?

No bo wygląda jak ciastko namalowane na papierze, ale apetyczność usunęłam. ;)

 

Z całego ciała Strażnika wydostał się podmuch wiatr

Wydostał się? Nie bardzo… o co konkretnie chodzi?

Chodzi o to, że ta moc wiatru wydobywa się z całego ciała, a nie tylko z ręki, jak to zazwyczaj ma miejsce przy takich zdolnościach. Całe ciało produkuje podmuch, jakby było wielkim wiatrakiem. XD

 

A o co chodziło?

O: Na pewno chcesz tu być?

 

 Pachniał (…) jak w historii o demonie gdzie (…) zmieniałam fabułę.

Tak dobrze, tylko daj przecinek przed "gdzie".

Ale nie wydaje Ci się, że zmiana tej litery powoduje wrażenie, że Strażnik był w tej historii o demonie?

 

Lepiej, choć dekolt trochę z sufitu :)

To może do zdania z topem dodam: “obcisłego” i wtedy dekolt wywalę. ;)

Poprawiłam zaplątane ramiączko czarnego, obcisłego topu.

 

 

Najwyżej wpadnę jeszcze potem :)

Mając na uwadze usuwanie “się” – oto zmiana:

I wtedy odwłok robala zmaterializował się z powrotem. Charcząc i plując, harumi uciekł pod łóżko.

 

Mam niezwykle chytry plan, ale na razie sza :)

Fascynator już tu wszystko sprawdza, nie mamy pewności, czy nie przekaże dalej. XD No ale i tak czekamy. :)

 

 

Aa, czyli „Wiesz, co zrabują?” brzmi lepiej?

To dalej wygląda na pytanie retoryczne.

 

No to nie wiem, dla mnie to wygląda jak zwykłe pytanie (jasne, może być też retoryczne, ale nie musi ;)).

 

Będzie. Wzrost możesz porównywać do wzrostu (długości etc.).

A tak:

Byliśmy wielkości polnej myszki.

 

 

Mnie to też nie pasowało, ale nic lepszego akurat nie mogłam wymyślić. Pod prysznicem Cię olśni ;)

 

“ I choć nie obejmował czarnych, chłodno spoglądających oczu, niepasujących do tej drobnej, filigranowej kobiety, nie potrafiłam myśleć o niczym innym.”

 

No, nie, niezbyt to zgrabne. Hmm.

No to…

Uśmiechnęła się w taki sposób, że poczułam dreszcze na plecach.

Wyciągnęła rękę w naszą stronę, a kiedy dotknęłam jej skóry, otoczył mnie intensywny zapach lawendy i jaśminu. – Urocza jesteś.

– Prowadź do Ethana – powiedział chłodno Strażnik.

– Oczywiście. – Dalia oblizała usta, uniosła mnie, przez chwilę patrzyłyśmy sobie w oczy, mogłam dostrzec drobne piegi na jasnej karnacji. Miała ciemne tęczówki niemal zlewające się w jedno ze źrenicami. Czułam, że jest w niej chłód, który maskowała uśmiechem.

 

Ethan skrzywił wargi, jego pociągła, wychudła twarz była jak maska.

Ale w jakim sensie była jak maska? Sztuczna, nieruchoma?

No dobra, może lepiej w tym kierunku:

wychudła twarz była blada jak u wampira.

 

 Tylko ręce miał takie, dlatego nosił rękawiczki. :D

Ciekawe. A jak go to napadło?

Nie ma w tekście wyjaśnienia, a takie to ważne? :D

 

Ale dym z pociskiem trudno porównać, naprawdę.

Okej, usuwam. :D

 

nad pękniętą wieżą unosiła się cienka warstwa czarnego dymu

Dalej nie wiem, co tu się dzieje. Jak to wygląda?

Dym nad wieżą, hm, nie wiem, zrobić sam dym?

nad pękniętą wieżą unosił się czarny dym

 

A druga sprawa – słaba jestem w opisach, co widać. :P Pozostaje mi tylko starać się bardziej. :)

Trzeba ćwiczyć :)

I czytać, a ostatnio czytam książki, w których nie ma takich opisów. ;p

 

Spokojniej, choć ucierpiał rytm. Wróć do tych zdań później.

Chyba za dnia, wtedy świeży umysł. :)

 

Nie. Lodziarni nie dzielimy na słynne i zatopione, to jest zupełnie co innego – chodzi o to, że określniki nie są sobie równoważne, a są tylko dwa, więc przecinek nie poprawia czytelności. Zob. tutaj: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/przecinek-miedzy-przymiotnikami;13827.html Lodziarnia jest słynna i zatopiona – możemy to potraktować jako "rzeczownik" [zatopiona lodziarnia] określony przymiotnikiem "słynna".

Dzięki, rozjaśniasz mi drogę. :D

 

Kurczę, tak często widzę "wzrok" tam, gdzie powinno być "Spojrzenie", że chyba się uwarunkowałam jak pies Pawłowa. Dammit. Dzięki, będę uważać.

heart

 

Reszta już jutro, bo mój dług snu się powiększa…

 

 

Finklo, jutro odpiszę szczegółowo. :)

 

Fascynatorze, ale nie widziałam komentarza, choć może jestem ślepa. ;p

Tarnino, odpisujesz tak ekspresowo, że pozostaje mi uwierzyć, że w końcu znalazłaś TARDIS. :)

Po prostu czekam na Godota, to sobie chociaż coś porobię pożytecznego :)

 im więcej osób patrzy, tym więcej można zobaczyć. :D

Tak :)

 Zadanie do spełnienia: bycie zjedzonym. XD

Trudne zadanie :D

 Chodzi o to, że ta moc wiatru wydobywa się z całego ciała, a nie tylko z ręki, jak to zazwyczaj ma miejsce przy takich zdolnościach. Całe ciało produkuje podmuch, jakby było wielkim wiatrakiem. XD

Hooo… jak to opisać porządnie…

 Ale nie wydaje Ci się, że zmiana tej litery powoduje wrażenie, że Strażnik był w tej historii o demonie?

Nie, dlaczego?

 I wtedy odwłok robala zmaterializował się z powrotem. Charcząc i plując, harumi uciekł pod łóżko.

yes

 Fascynator już tu wszystko sprawdza, nie mamy pewności, czy nie przekaże dalej. XD

Podrzucimy mu jakąś zmyłę ;)

 No to nie wiem, dla mnie to wygląda jak zwykłe pytanie (jasne, może być też retoryczne, ale nie musi ;)).

Kwestia kontekstu.

 Byliśmy wielkości polnej myszki.

O. I wszystko gra.

 Czułam, że jest w niej chłód, który maskowała uśmiechem.

Może lepiej: maskuje, bo c.t., chociaż…

 wychudła twarz była blada jak u wampira.

A, i teraz jasne.

 Nie ma w tekście wyjaśnienia, a takie to ważne? :D

Niby nie…

 nad pękniętą wieżą unosił się czarny dym

Prosto i zgrabnie ^^

a ostatnio czytam książki, w których nie ma takich opisów. ;p

Jakie, znaczy?

TARDIS zawiezie życzenia kolorowych snów do wczorajszego wieczora :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

wink

 Chodzi o to, że ta moc wiatru wydobywa się z całego ciała, a nie tylko z ręki, jak to zazwyczaj ma miejsce przy takich zdolnościach. Całe ciało produkuje podmuch, jakby było wielkim wiatrakiem. XD

Hooo… jak to opisać porządnie…

Może poprosić o pomoc władcę Eolii?… Ideologicznie blisko a i sama Eolia mobilna bardzo.

 

PS

 Fascynator już tu wszystko sprawdza, nie mamy pewności, czy nie przekaże dalej. XD

Podrzucimy mu jakąś zmyłę ;)

A ja zrewanżuję się Pożeraczem Czasu, którego tu (czasu – nie pożeracza) zużywa się multum – ku

chwale literatury ale kosztem (wiadomo) pracy zawodowej oraz życia prywatnego…heh wink

https://youtu.be/pHO1JTNPPOU?si=brTF1ja4udc2im8S

 

 

dum spiro spero

Finklo, odpowiem na początku tekstem, żeby zobaczyć, jak to tam wygląda (bo jedno to moje wyobrażenie, a drugie to informacje zawarte w opowiadaniu). ;)

 

Ale na przykład Strażnik – czego pilnuje i przed kim?

Cytaty:

A papierowi muszą powstrzymać przed dokonaniem zmian, więc jest za późno.

 

Dostałem zadanie schwytania cię, zanim wejdziesz do tej historii.

 

Słowem wyjaśnienia: Pilnuje, żeby nie dokonywać zmian w historii, bo Tworzyciele potrafią tworzyć, ale że to wielka moc, no to potrafią też zmieniać, a zmieniają często nie swoje historie, a to już jest zakazane. I masz racje, w tekście nie ma tego za bardzo wprost opisanego, może przydałoby się z jedno zdanie więcej, żeby było czytelniej. ;) Pomyślę nad tym, dzięki. :)

 

Jakie są jego zadania i jakimi środkami dysponuje?

To w sumie podobne, co wcześniej:

 

Dostałem zadanie schwytania cię, zanim wejdziesz do tej historii.

 

Miał ją przejąć, zanim zacznie tu mieszać. No ale…

 

– Celowo nie zdążyłem. Od początku planowałem doprowadzić cię do tego miejsca…

 

Odnośnie środków – to masz rację, tego nie ma ujętego, bo papierowi zgarniają jeszcze przed zmianami.

 

Czym jest ten stwór, którego bohaterka bała się na początku i którego rodzaju chciała się całkiem pozbyć?

Twoja mama… Miodunka nie zmarła z powodu choroby. Została wybrana. Nie mogła odmówić. Miała moc, ty też… ty też…

 

będzie próbowała cię stąd zabrać. Chciała, żebyś dostała moc.

 

– To jest… – Spojrzałam w górę. – To nie może być…

(…)

– Czeka. Zawsze miała cierpliwość.

 

Każda Tworzycielka zmienia się w widmo… – Ojciec Jeżyny popatrzył jej w oczy. – To cena, którą musi zapłacić za ciężar tworzenia…

 

– Każdy Tworzyciel zmieni się na końcu swej drogi w widmo.

 

Cóż, skoro mama była Tworzycielką i zmieniła się w widmo, no to widmo jest matką Jeżyny, ale już jako widmo niewiele w niej cech ludzkich. Trochę jak nasze duchy, które po latach wariują i przypominają tylko strzęp tego, kim byli za życia. ;)

Nie chciałam tak wprost napisać: Twoja matka była Tworzycielką, ale jeśli trudno to rozszyfrować pomyślę nad zmianą. ;)

 

 Jak to jest z tymi przedmiotami dotkniętymi przez bogów?

Cytat:

Wyklęty bóg za karę staje się poddany ludziom, mogą za pomocą tego, czego dotykał na ziemi, zmusić go do zdradzenia różnych tajemnic.

 

Czyli: jeśli Diiu prowadził lodziarnię i oni tam zeszli na dno morza, żeby wziąć łyżkę, której używał, za pomocą tego przedmiotu mogli go przywołać. ;) Oczywiście dalej jest:

– Ale trzeba użyć zaklęcia przejmowania kontroli. (…) Bóg musi przyjść na każde wezwanie, lecz tylko utalentowany mistrz zdoła wydobyć z jego umysłu przydatne informacje.

 

 

Czy bohaterka wchodzi do jakiegoś opowiadania i tam miesza, czy tworzy własne?

Wchodzi do jakiegoś, tu za tekstem:

Dalia i kradzież (Blasku Tworzenia.

Przy czym Blask Tworzenia jest zamazany, ale z fabuły dowiadujemy się, że o niego chodzi. ;)

 

Już na początku Jeżyna usuwa fragmenty opowiadania, nadpisując własne:

– Usuwasz początek?

– Strażnik? – Zacisnęłam pięści.

– Wałszujesz historię.

 

Dalej mówi:

Nie, to moja opowieść, ukradłam ją…

Bo przejmując czyjeś opowiadanie, zmieniając całkiem fabułę, staje się już nasze.

 

– Weszłaś w opowiadanie bez znajomości wabuły?

– No. – Wzruszyłam ramionami. – Kartki były wyrwane. Poza tym i tak przejmę całą historię, po co znać jej prawdziwy przebieg? 

– Tak myślisz? A może nie zaszkodzi zgłębić jej treści… zanim ją wymażesz.

 

Tu jeszcze pytanie Strażnika:

– Zmieniać światy w opowiadaniach, żeby kiedyś zrobić to samo ze swoim?

 

A na koniec:

– Zostawiłeś na stole książkę z tym opowiadaniem – wyszeptałam. – Otwartą, na komodzie mamy… Zamalowałeś część tytułu… Wiedziałeś, że tu wejdę, że zacznę używać mocy… Jakie było oryginalne opowiadanie?

– Dalia znajdowała cię dopiero po latach, przy kolejnej wizycie w Wygasłym Mieście.

 

Więc oryginalnie opowiadanie „Dalia i kradzież Blasku Tworzenia” przebiegało zupełnie inaczej. No wiesz, to jakby wejść do książki „Drużyna Pierścienia” i przy spotkaniu Gandalfa z Frodem wprowadzić orła, który ich zabierze do Mordoru, żeby tam wrzucili pierścień. :D

 

 

Na resztę komentarzy później. :D

No tak, sporo rzeczy wyjaśnia się pod koniec, ale w trakcie męczyło mnie niezrozumienie…

Po autorskiej egzegezie wygląda o wiele klarowniej.

Babska logika rządzi!

Finklo – aaa, o to chodzi, no na początku nie chciałam za wiele zdradzać. :D Może faktycznie za bardzo trzymałam wszystkie rozwiązania zagadek do końca, następnym razem pomyślę nad stopniowaniem wyjaśnień. :)

 

Fascynator

Może poprosić o pomoc władcę Eolii?… Ideologicznie blisko a i sama Eolia mobilna bardzo.

Trzeba poprosić o pomoc mój mózg, ale się przegrzał. XD

 

A ja zrewanżuję się Pożeraczem Czasu, którego tu (czasu – nie pożeracza) zużywa się multum – ku

chwale literatury ale kosztem (wiadomo) pracy zawodowej oraz życia prywatnego…heh wink

Oj, tak, pożarty czas nie wróci.

Ten pasikonikosmok wygląda przerażająco. :O

Poza tym zegar nadaje się do steampunku. :D

 

 

Tarnina

 

 

Nie wiem, nie znam nikogo, kto by tak mówił. Z drugiej strony, znam ogólnie mało ludzi i wszyscy oni są nienormalni :)

 

Może ja znam przez to, że pracowałam w różnych miejscach i ludzie naprawdę dziwnie mówią. XD 

Mój dziadek mówił „No to siem ruszamy do domu” – o sobie samym, kiedy wychodził. XD Babcia uczy moją córkę “1 ,2 ,3 ,4 – to są moje litery”, a tam oryginalnie jest “numery”. XD No ale ja sama robię takie błędy, że mogłabym zapełnić całe ściany. :D

 

Może reg będzie wiedziała, jak się nazywa dół fraka, bo ja nie wiem :) ale jest lepiej.

Frak ma chyba poły, ale nie wiem, czy na pewno. 

 

Klif nie był specjalnie wysoki

Oo, no i pięknie. :) 

 

Aż tak, to nie, ale ja wiecznie mam katar :) 

Jakbym miała wieczny katar – byłoby po mnie. Przy katarze wysusza mi się gardło i nie mogę oddychać, przez co prawie nie śpię w nocy. 

Czyli chodziło Ci nie o to, że przyjemne zapachy są jednocześnie nieprzyjemne, tylko o to, że zapachy są tak intensywne, że aż gryzą drogi oddechowe? W takim razie brakuje wskazania na tę intensywność.

Hm, uznałam, że lawenda i jaśmin mają tak intensywne zapachy, że o tej intensywności nie muszę wspominać. XD No ale racja, ktoś może nie wiedzieć, jak intensywnie pachnie lawenda, więc:

intensywny zapach lawendy i jaśminu aż drapał w gardło

 

Nope :) Co powiesz na to: Siekhi to bańki złożone w całości z magii.

Przez ślepotę nie zauważyłam powtórzenia magii. XD Teraz jest super. :D

 

trąciła loki zbite w mokre pasma?

Hmmm, no nie wiem. Jakieś to "zbite" nie z tej bajki…

W sumie… można uprościć: 

trąciła mokre loki

 

Chodzi o to, że słychać tak jakby ciągle echo…

Hmmm. No, to może tak: Głos ellira odbijał się echami ech?

Kurczę, nie brzmi to za dobrze. XD Zostawię na razie pętlę i pomyślę, może coś się uda lepszego wymyślić. ;p

 

Giętkie kończyny. XD

Maaackiiii XD

Bardziej…

 

Nie ma opcji, dzięki której zapisywałabym kopie robocze komentarza? Tak tylko pytam, bo przy ciągłym cytowaniu wygodniej pisać od razu tutaj, a nie w notatce i wklejać.

Niestety. Ale kiedy przybędą Czterej Admini Apokalipsy i nastąpi Nowy, Lepszy Portal, to może…

Czyli nigdy. XD

 

 

W kilku miejscach spodnie przeszły mi wodą. U Strażnika zaczęły nasiąkać ramiona.

Ciągle hmm. Strażnikowi, ale poza tym… hmm.

Na razie nie wpadłam na nic mniej „hm” . XD

 

Hmmmmm. W dialogu chyba nawet bym nie zwróciła uwagi, ale w opisie przydałoby się to trochę bardziej opisać.

Hm… Może tak:

Ethan wynurzył się pierwszy, podciągnął na skałach, my chwilę po nim. Dalia wzięła głęboki oddech. Spojrzałam w niebo. Czarna czaszka, teraz wielkości nietoperza, spadła na Dalię ze świstem i w ostatniej chwili wyminęła głowę, zahaczając kosmyk włosów, który zniknął przy głośnym krzyku Dalii.

 

"Zmienią" jest niepoprawne.

Okej, już widzę różnicę, dzięki. :)

 

Przypuszczałam, że się pomyliłaś, ale nie mogłam tego wiedzieć na pewno, nie? ;)

Oída oudén eidṓs :D

 

Grzbiet ellira był miękki, jak z gumy.

Guma bywa i twarda…

Hm…

Grzbiet ellira był elastyczny, przyjemnie miękki, podskakiwał w locie.

 

Taka niewielka różnica, ale jednak jest. ;)

A koszulka to nie ogólniejsza nazwa po prostu?

No nie, top to bardziej takie coś imitującego stanik. ;) Myślę, że czytelnik słysząc „koszulka” czy „top” – wyobrazi to sobie inaczej, dlatego nie chciałam używać koszulki dla zmyłki. ;)

 

Ethan jest czarnoksiężnikiem. Czarna magia to całe jego życie.

Dobra, ale to ma do deseru?

Ale to właśnie nowe zdanie, w którym nie ma deseru. XD (Chyba byłam głodna, kiedy to pisałam. XD)

Ale żeby czarną magię połączyć z deserem… No trzeba być bardzo głodnym. :D

 

Stara wersja:

Ethan to czarnoksiężnik, zajmował się taką magią na deser.

Nowa wersja:

Ethan jest czarnoksiężnikiem. Czarna magia to całe jego życie.

Ale deseru już nie będzie… :(

 

Bo ja to nie mogę się pomylić? XD

Ale nie mogłam na pewno wiedzieć, że się pomyliłaś. XD

 

Ale krzaki bzu akurat są dość spore :)

Ale niskie. :D

 

Ale nie, po co, lepiej utrudniać życie xD

Where is the fun in that? XD

XD

 

lepiej dopisać wypowiedź Strażnika, że widmo chciało zabrać Jeżynę z opowiadania?

A jak byś chciała to rozwiązać?

Okej, dam więcej wyjaśnień. XD

 

– Może. Wiem tylko, że jego mgła zabiera z tej historii lub zabija. Na początku błędnie zakładałem to drugie, ale teraz wiem, że widmo tropi cię, bo nie chce, żebyś ze mną poszła, znalazła Blask. Jeśli otoczy cię mgła, znikniesz z tego świata. I nie dostaniesz drugiej szansy na znalezienie Blasku.

 

A skąd wiesz, że nie mają? XD

Mają imiona, ale nie takie, jak my. XD U delfinów imiona to gwizdy, w sumie ciekawe. :D

 

Opisać, jak się czuła, a nie to nazywać, proste.

To proste, ale jak się ma pustkę w głowie – to już nie. XD Wrócę do tego. :)

 

fioletowej, rozkołysanej krwawnicy

Nie chodzi o to, że musi być określony gatunek kwiatka, po prostu ten symbol nie ma umocowania w tekście.

Tak, ale już nie ma słowa symbol, a kwiatka zmieniłam, bo 1. lepsza nazwa, 2. aliteracja. XD

 

Oj, niektórzy w ogóle nie myślą XD

To też ja, z przerwami na przebłyski myśli. XD

 

 Zna miasto i wie, że może ich zmienić w te szkice, nie chciałam tego wyjaśniać na tym etapie. ;)

Ale to wyraźnie coś wskazuje, a skoro nie wiadomo, co, wychodzi myląco.

Hm, można uznać, że po prostu zmieni ich ta przygoda. ;)

 

No, jakieś takie… argh, za zimno, żeby myśleć :)

Umysł zaśnieżony. XD

 

Może tak: Tym razem skrzypce zagrały fałszywe nuty?

Ale to jest zbyt… łagodne.

 

Tylko ten słoń jest tak absurdalny, że nie grozi mu konkretyzacja, a połamanym palcom grozi.

A, o to chodziło, ale połamane palce też są dość absurdalne, przecież nie można grać z połamanymi palcami. ;)

 

Błąd kategorialny ^^ Sama nie wiem, jak to poprawić…

Aj, dobra, to usuwam to szarpanie. :P

 

Tak, nasłać Balroga XD

heart

Jest w drodze. :D

 

Nie potrafiłam się ruszyć.

Keep It Simple? :D

W sensie: wywalić? XD

 

 Istnieją też same bryły, których przeznaczenia nie rozumiem.

…?

 

 

Na wszelki wypadek wkleiłam, nie uwierzysz, jakie dziwne pomysły ludzie mają ;)

Ja uwierzę we wszystko. :D

 

A szkic nie może być niepowtarzalny?

Może. Ale tam jest: “I straciliśmy własną niepowtarzalność.”, co ma wskazywać na to, że są tak podobni do szkiców, bardziej komiksowi, naszkicowani. ;)

 

A, to zależy od nastroju autora ;)

Może dostaną (niedokończone projekty) nowe życie i znikną z Miasta. :)

 

Dzieci miały na nim siedzieć. Rodzaje gramatyczne po coś są ;)

Mój brak ogarnięcia kiedyś mnie wykończy. XD

 

 

P.S. Już blisko końca. :D

Ananke, ale nie zmieniaj tekstu ani tym bardziej stylu pod mnie jedną. Poczekaj na lepszą próbę, może większości się tak podoba.

Babska logika rządzi!

Finklo, ja mam z tym ogólnie problem, że czasami (często?) piszę niezrozumiale. XD

Tego tekstu i tak nie zmieniam, mówiłam, że tak na przyszłość muszę trochę bardziej stopniować te zagadki, bo faktycznie wszystkie wyjaśnienia są na koniec, a może przydałoby się coś w środku. :) 

Cześć, Ananke!

 

Całkiem przyjemna lektura. Opowiadanie przypomniało mi fakultet z postmodernizmu i graficzne nowele z ich samoświadomym protagonistą, który dobrze wie, iż jest częścią opowieści. Skojarzyło mi się także z Atramentowym Sercem i tamtejszą mechaniką wpływania na napisaną historię – a także z misją ratowania rodziny. Niekończąca się historia też przychodzi na myśl, głównie z powodu zła tropiącego bohaterkę i Blasku, który posiada.

Wyklęty bóg za karę staje się poddany ludziom, mogą za pomocą tego, czego dotykał na ziemi, zmusić go do zdradzenia różnych tajemnic.

Bardzo ciekawe.

 

Ładne, oniryczne światotwórstwo, chociażby urzekły mnie elliry. Bardzo zmysłowe – smaki, zapachy, dźwięki gry na skrzypcach. Przyroda ładnie współgra z tym surrealistycznym światem baniek, papieru i popiołu. Światotwórstwo jest tutaj także dosłowne – stworzone światy umierają, porzucone. Dość oryginalne podejście, duży plus.

 

Podoba mi się swoboda narracji – głównie dzięki świetnemu wykorzystaniu narracji pierwszoosobowej – i stworzona dzięki temu dynamika między bohaterami. Jeżyna myśli o ellirze niemającym imienia, Strażnik wyjaśnia na głos, dlaczego tak jest.

 

Istota o połamanych palcach grająca na skrzypcach jest wizją, która zostanie ze mną na dłużej. Tak samo naszkicowany świat na dnie szuflady.

 

Dobry zwrot w roli antagonisty. Niby nie najwymyślniejszy, jednak wcale nie oczekiwałam tego podczas lektury – pasowało to, co się wydarzyło. Ogólnie, mam wrażenie, że historia prezentuje się najlepiej od onirycznej właśnie strony, niekoniecznie fabularnej – fabuła jest tutaj dość bajkowym questem zastąpienia matki w osobliwej roli Tworzyciela – natomiast pojawia się wiele elementów fantastycznych, które wyróżniają się spomiędzy gęstwiny konceptów i chaosu myśli protagonistki.

Usta z lukru rozlały się, zanikły. Pozostała cienka kreska. Jedno borówkowe oko było zgniecione. Rodzynki z głowy powypadały.

Dobrze napisane, a zarazem tworzące ładny nawias.

 

Pozdrawiam i powodzenia w konkursie!

 

na początku nie chciałam za wiele zdradzać. :D

To kwestia równowagi – nie można za dużo zdradzić, bo będzie nudno, ale nie można za mało, bo będzie niezrozumiale.

 Frak ma chyba poły, ale nie wiem, czy na pewno.

Możliwe. Ja się tam na modzie nie znam :)

Maaackiiii XD

Bardziej…

^^

 Czarna czaszka, teraz wielkości nietoperza, spadła na Dalię ze świstem i w ostatniej chwili wyminęła głowę, zahaczając kosmyk włosów, który zniknął przy głośnym krzyku Dalii.

O, to jest to. Troszkę aliteruje, ale nie mam pojęcia, jak to odaliterować. Łasica konieczna?

 Grzbiet ellira był elastyczny, przyjemnie miękki, podskakiwał w locie.

Podskakiwał? :)

 Myślę, że czytelnik słysząc „koszulka” czy „top” – wyobrazi to sobie inaczej, dlatego nie chciałam używać koszulki dla zmyłki. ;)

Hmmm, może i tak.

 Chyba byłam głodna, kiedy to pisałam. XD

Polecam migdały do pisania ^^ I ciastka owsiane.

 Ethan jest czarnoksiężnikiem. Czarna magia to całe jego życie.

yes

 Ale deseru już nie będzie… :(

Buu :)

 Ale nie mogłam na pewno wiedzieć, że się pomyliłaś. XD

https://instantrimshot.com/index.php?sound=rimshot&play=true

 Wiem tylko, że jego mgła zabiera z tej historii lub zabija. Na początku błędnie zakładałem to drugie, ale teraz wiem, że widmo tropi cię, bo nie chce, żebyś ze mną poszła, znalazła Blask. Jeśli otoczy cię mgła, znikniesz z tego świata. I nie dostaniesz drugiej szansy na znalezienie Blasku.

Mhm. Jest jaśniej.

 Mają imiona, ale nie takie, jak my. XD U delfinów imiona to gwizdy, w sumie ciekawe. :D

Polecam: https://www.gutenberg.org/ebooks/18137 ;)

 Tak, ale już nie ma słowa symbol, a kwiatka zmieniłam, bo 1. lepsza nazwa, 2. aliteracja. XD

A, OK ^^

 Hm, można uznać, że po prostu zmieni ich ta przygoda. ;)

Hmm, niby tak.

 Umysł zaśnieżony. XD

Zmrożony. Na deser :)

 A, o to chodziło, ale połamane palce też są dość absurdalne, przecież nie można grać z połamanymi palcami. ;)

Ale ogólnie można mieć połamane palce. A słoń, kiedy nadepnie na ucho, wywołuje skutki mało zabawne ;)

 Ale tam jest: “I straciliśmy własną niepowtarzalność.”, co ma wskazywać na to, że są tak podobni do szkiców, bardziej komiksowi, naszkicowani. ;)

Hmmmm.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino :)

 

Może dlatego, że mamroczę, szepczę, głaszczę są trochę szeleszczące.

Może, dla mnie brzmią sztucznie. XD Ale są poprawne, więc wiadomo – stosować trzeba. ;p

 

Niespójne wewnętrznie – czy rytm płynie?

No nie, ale czas też nie płynie, a tak mówimy. ;)

Było takie powiedzenie: Wszystko płynie własnym rytmem. ;)

 

Jakoś tego nie połączyłam…

Kurczę, myślałam, że jak jest dwa zdania wcześniej – da się połączyć. Może za mało wyraźnie… Hm…

Dodałam jeszcze jedną informację, może będzie łatwiej skojarzyć:

Drzewa obumierają, ich zielone gałęzie zanikają.

 

Folia jest sztuczna – "sztuczna folia" to pleonazm ^^

Haha, no nie skojarzyłam, folii nie ma. :D

 

Leżałam w połowie przeniesiona przez granicę.

Zawrót głowy…

Leżałam na granicy.

Czemu proste rozwiązania przychodzą tylko wtedy, gdy śpimy więcej niż 4 godziny? XD

 

Ona tak, ale my – nie.

Ale to jest na początku:

Pierwsza opowieść jest o Strażnikach, których Twierdza skazuje, bo łamią zasady. A papierowi muszą powstrzymać przed dokonaniem zmian, więc jest za późno.

Może pomyślę, czy nie dodać zdania przypominającego pod koniec. ;)

 

No, nie uduszę Cię za to

Dzięki. heart

 

Tworzycielka Dalia sprawiła, że kiedy płonął, wciąż spał – uśmiechnięty, nieświadomy bólu, śmierci.

Hmmm…

Ale że mało zrozumiałe? Czy coś źle brzmi?

 

A dlaczego feniks, który umiera, zmienia się w popiół, a później odradza? Dlaczego troll, na którego zaświeci słońce, zmienia się w kamień? I tak dalej… :)

Na początku można dać coś bez uzasadnienia, ale na końcu już mniej. (Glum, glum).

Hm, ale trolle zmieniające się w kamień w „Hobbicie” nie mają uzasadnienia, po prostu się zmieniają i tyle. Pewne reguły rządzące światem są i trudno z nimi walczyć. :D W tekście jest jedno (powiedzmy) uzasadnienie, zaraz poszukam.

O, to:

– Każda Tworzycielka zmienia się w widmo… – Ojciec Jeżyny popatrzył jej w oczy. – To cena, którą musi zapłacić za ciężar tworzenia…

 

Akurat Strażnik chyba był najmniej papierowy :) choć zrobiony z papieru.

No to się cieszę, że coś tam wyszło. :D

 

Ale mieliśmy jak się tego domyślić?

Nie domyślamy się, na koniec jesteśmy zdziwieni, że Strażnik i Dalia są kimś innym, podobnie jak widmo. ;)

 

W sensie – tekst jest mocno epizodyczny, kolejne etapy wędrówki nie zależą od siebie nawzajem.

Jeżyna wchodzi do opowiadania, postanawia zmienić fabułę. Spotyka Strażnika.

Skutek: Zgoda na poznanie historii, na spotkanie z Dalią.

Spotkanie z Dalią – propozycja pomocy.

Skutek: bohaterowie wybierają się do Ethana.

Ethan mówi, że chcą szukać Blasku.

Skutek: ruszają na wyprawę.

Jadą powozem na klif. Rozmawiają o przeklętym bogu, muszą znaleźć coś, czego dotykał.

Skutek: nurkują w morzu, żeby odnaleźć zatopioną lodziarnię.

Znajdują lodziarnię, przywołują boga.

Skutek: Wiedzą, że Blasku trzeba szukać w Wygasłym Mieście.

Jeżyna dowiaduje się, że Blask to moc tworzenia i zmieniania światów.

Skutek: Postanawia ruszyć za Ethanem, żeby przeszkodzić mu w zdobyciu Blasku.

Lot do Wygasłego Miasta, wkroczenie tam.

Skutek: Jeżyna traci ojca, zostaje jej zabrany Blask, ale wie, że nie zmieni się w widmo.

 

Myślę, że każdy etap wędrówki zależał od siebie i wybory, które podejmowali bohaterowie, były ściśle związane z tym, co działo się w trakcie drogi.

 

Jasne, może słabo to u mnie zagrało, zwłaszcza że było sporo momentów trudnych, niezrozumiałych, świat nie należał do prostych fantasy, gdzie bohater wyrusza ukraść skarb i odhaczamy karczmę, góry, lasy, a w jeziorze mamy skrzynię ze złotem. :D

 

W przyszłości postaram się pisać przejrzyściej (czy to u mnie możliwe? XD), żeby mniej było zastanawiania się nad tekstem w trakcie czytania. Spróbuję przełamać wewnętrzny opór przed podawaniem większej ilości informacji, bo wciąż się tego uczę. Często coś jest dla mnie rażącą łopatologią i nie wrzucam, a okazuje się, że dla innych to zwyczajna, potrzebna informacja. ;p

 

To kwestia równowagi – nie można za dużo zdradzić, bo będzie nudno, ale nie można za mało, bo będzie niezrozumiale.

Będę pamiętała na przyszłość, gdybym pisała od nowa – odkrycie tożsamości widma wyszłoby wcześniej. Ale w tym tekście już nic nie zmieniam, muszę przy kolejnym opku stopniować zagadki. ;)

 

Możliwe. Ja się tam na modzie nie znam :)

Ja też nie, tyle co sobie poczytałam i poszukałam w necie przed pisaniem. XD

 

Czarna czaszka

Trochę aliteruje

W sumie… Można dać prościej.

Widmo

Łasica? XD

 

Podskakiwał? :)

Podskakiwaliśmy w locie. :)

 

Polecam migdały do pisania ^^ I ciastka owsiane.

No właśnie jestem fanką pistacji, ale z nimi sporo zabawy. XD Owsiane ciastka sama robię, jakoś nie miałam czasu za bardzo, muszę przygotować. :)

 

Polecam: https://www.gutenberg.org/ebooks/18137 ;)

Tyle do czytania. :D

 

Ale ogólnie można mieć połamane palce. A słoń, kiedy nadepnie na ucho, wywołuje skutki mało zabawne ;)

No słoń na ucho nie nadepnie, bo ucho przy głowie = zmiażdżona czaszka. XD

A muzyka to już trochę taka abstrakcja, przy której można mieć różne skojarzenia. ;)

 

I straciliśmy własną niepowtarzalność.

Hmm…

Dobra, jak wciąż tak źle brzmi to wywalam. XD W sumie dalej mamy wyjaśnienia co do wyglądu, więc w sumie to i tak zdanie-zapychacz. ;)

 

Po prostu czekam na Godota, to sobie chociaż coś porobię pożytecznego :)

heart

 

Hooo… jak to opisać porządnie…

No nie? XD

 

Ale nie wydaje Ci się, że zmiana tej litery powoduje wrażenie, że Strażnik był w tej historii o demonie?

Nie, dlaczego?

Kurczę, dla mnie tak to wygląda, no nie wiem jak to wyjaśnić xd.

 

Podrzucimy mu jakąś zmyłę ;)

Podrzucimy go do innego opowiadania. XD

 

Kwestia kontekstu.

Hm, może, ale jak rozmawiają dwie osoby i jedna jednak odpowiada – to już mniej retorycznie wygląda. ;)

 

Może lepiej: maskuje, bo c.t., chociaż…

Hm, chyba lepiej…

 

a ostatnio czytam książki, w których nie ma takich opisów. ;p

Jakie, znaczy?

Historyczne albo językowe. XD Muszę poszukać czegoś bardziej fabularnego. :)

 

TARDIS zawiezie życzenia kolorowych snów do wczorajszego wieczora :)

Dzięki, ale śniło mi się morderstwo dziewczynki w pociągu, a w dodatku byłam w pętli czasowej i musiałam odnaleźć sprawcę. Obudziłam się z poczuciem porażki. Do tej pory nie wiem, kto za tym stał…

 

 

 

Cześć, Żongler!

 

Opowiadanie przypomniało mi fakultet z postmodernizmu i graficzne nowele

A człowiekowi wydaje się, że pisze baśń. XD

 

O, skądś kojarzyłam tytuł i wyszło, że oglądałam siedem lat temu „Atramentowe serce”. ;) Z takich nietypowych narracji kojarzę jeszcze „Przypadek Harolda Cricka”, ale zarówno Atramentowe jak i Przypadek są bardziej familijne. ;) Za to na pewno świetny surrealizm jest w „Być jak John Malkovich”. :)

Jestem fanką wszelkich nietypowych filmów. ;)

 

Hm, może bardziej niż w Neverending story poszłam w Errementari.

Piękna baśń z elementami grozy, ale to nie horror, gatunek na filmwebie został tam dodany tylko po to, żeby szukający horrorów dawali słabe oceny, bo nie jest straszny. :p Opowieść o próbie odkupienia, słabościach i demonach, które są w ludzkich duszach. Poruszająca.

 

Cieszę się, że światotwórstwo przypadło do gustu. :)

 

Niby nie najwymyślniejszy, jednak wcale nie oczekiwałam tego podczas lektury – pasowało to, co się wydarzyło.

 

Taki miałam cel. :) Trochę bałam się, czy nie będzie za szybko wiadomo kim jest Strażnik, ale to chyba przez to, że ja wiedziałam. ;)

 

Ogólnie, mam wrażenie, że historia prezentuje się najlepiej od onirycznej właśnie strony, niekoniecznie fabularnej – fabuła jest tutaj dość bajkowym questem zastąpienia matki w osobliwej roli Tworzyciela

 

Co do fabuły – gdyby obedrzeć ją z umiejętności tworzenia i mieszania w światach…

Jeżyna przybywa do zamku, przeżywa atak harumiego, Strażnik odgania od niej widmo. Spotykają Dalię, razem idą do Ethana, decydują się pomóc w kradzieży Blasku. Uciekają przed widmem, jadą powozem nad morze, gdzie wskakują, szukają śladów po lodziarni. Jeżynę atakują elliry, ściga ją widmo, które ostatecznie wyrzuca ją na skały. Rozmowa przy ognisku ze Strażnikiem, ukazanie mocy malowania w ogniu, podróż na grzbiecie ellira. Pościg widma. Wejście do Wygasłego Miasta, szukanie centrum, zdrada Dalii i Ethana. Kradzież Blasku. Spotkanie widma, holowanie Strażnika, poznanie prawdy, śmierć ojca Jeżyny.

Mimo wszystko fabularnie trochę się działo, nie wrzuciłam całej akcji do Wygasłego Miasta. :D

 

Pozdrawiam i powodzenia w konkursie!

Dziękuję i nawzajem! :)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Ale są poprawne, więc wiadomo – stosować trzeba. ;p

Wszystko można obejść ^^

 ale czas też nie płynie, a tak mówimy. ;)

To metafora konceptualna, raczej starsza od współczesnej polszczyzny (po angielsku też funkcjonuje, o innych językach się nie wypowiadam, ale podejrzewam, że przynajmniej w europejskich może) – a rytm płynąć nie może. Rytm to takie bum-bum-bum :)

 Czemu proste rozwiązania przychodzą tylko wtedy, gdy śpimy więcej niż 4 godziny? XD

A żebym to ja wiedziała… :D

 Ale to jest na początku:

Trochę jest, ale czy to konkretnie?

 Dzięki. heart

Muahahha :)

 Ale że mało zrozumiałe? Czy coś źle brzmi?

Brzmi trochę dziwnie.

 ale trolle zmieniające się w kamień w „Hobbicie” nie mają uzasadnienia, po prostu się zmieniają i tyle

Prawda, choć zasadniczo chodzi o to, że Gandalf przychodzi i wszystkich ratuje.

 Pewne reguły rządzące światem są i trudno z nimi walczyć. :D

Ano tak. Może doprecyzuję to uzasadnienie – chodzi o to, żeby na podstawie znanych sobie reguł rządzących światem czytelnik mógł wyjaśnić, co się dzieje. Czyli ogólne reguły powinien dostać na początku (nie w formie wykładu).

 Nie domyślamy się, na koniec jesteśmy zdziwieni, że Strażnik i Dalia są kimś innym, podobnie jak widmo. ;)

:D

 Myślę, że każdy etap wędrówki zależał od siebie i wybory, które podejmowali bohaterowie, były ściśle związane z tym, co działo się w trakcie drogi.

Hmmm. Ale jak zależał? Trochę to przypomina "Niekończącą się opowieść" albo "Podróż Wędrowca do Świtu" z kolejnymi wyspami, które bohaterowie odwiedzają i płyną dalej. Kolejne etapy wędrówki następują po sobie, nie byłoby następnego bez poprzedniego, ale jednak powiązane są słabo.

 Często coś jest dla mnie rażącą łopatologią i nie wrzucam, a okazuje się, że dla innych to zwyczajna, potrzebna informacja. ;p

Beta :) Beta pomaga.

 A muzyka to już trochę taka abstrakcja, przy której można mieć różne skojarzenia. ;)

Prawda ^^

 No nie? XD

Eeeech… :)

 Podrzucimy go do innego opowiadania. XD

A-ha! :)

 Hm, może, ale jak rozmawiają dwie osoby i jedna jednak odpowiada – to już mniej retorycznie wygląda. ;)

https://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/RhetoricalQuestionBlunder ^^

 Historyczne albo językowe. XD Muszę poszukać czegoś bardziej fabularnego. :)

Aaaa, chyba że tak :)

 Dzięki, ale śniło mi się morderstwo dziewczynki w pociągu, a w dodatku byłam w pętli czasowej i musiałam odnaleźć sprawcę. Obudziłam się z poczuciem porażki. Do tej pory nie wiem, kto za tym stał…

OK, materiał na tekst :3

 oglądałam siedem lat temu „Atramentowe serce”. ;)

A widziałaś może gdzieś książkę? Chodzę po księgarniach i nigdzie nie mają :(

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Jest jeszcze na Allegro, sprawdzałem.

cool

dum spiro spero

Cześć Ananke!

 

zakończyłem właśnie drugie podejście do opowiadania. Oryginalnie miałem przeczytać zaraz po publikacji, ale zobaczyłem, że pojawiła się Tarnina, więc postanowiłem poczekać na zmiany :)

Za najmocniejszą stronę Twojego tekstu uważam koncepcję kradzieży wewnątrz opowiadania. Jest oryginalna i naprawdę dobrze zrealizowana. 

 

Podczas czytania zdarzały się fragmenty, w których miałem wrażenie lektury traktatu filozoficznego (metafizycznego?), ale napisanego w znacznie przystępniejszy sposób. Podobało mi się to, w ostatecznym rozrachunku dodało dodatkowej głębi całemu tekstowi.

 

Na marginesie, to już kolejny tekst "złodziejski", który częściowo pasowałby też do "obłędni". Oniryczny klimat jest mocno widoczny w opowiadaniu. Odnoszę wrażenie, że organizatorzy tego drugiego konkursu na zawsze odmienili forum :)

 

Pozdrawiam i uciekam klikać.

 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Tarnina

 

Wszystko można obejść ^^

Można, ale jakieś zasady też muszą być. :D

 

a rytm płynąć nie może. Rytm to takie bum-bum-bum :)

Ale u mnie jest właśnie taka inspiracja tym hasłem:

Wszystko płynie własnym rytmem.

Wszytko płynie zapomnianym rytmem.

;)

 

Trochę jest, ale czy to konkretnie?

Hm, tam w sumie jest słowo “podobno”, więc taki tryb przypuszczający, ale pomyślę jeszcze nad fragmentem. Bardziej chodziło o to, że Jeżyna, czytając książkę, coś tam już wiedziała o Strażnikach. ;)

 

Brzmi trochę dziwnie.

Hm, no to mam problem, bo mi na razie nie brzmi dziwnie, ale może wrócę za jakiś czas ze świeższym spojrzeniem. :D

 

Prawda, choć zasadniczo chodzi o to, że Gandalf przychodzi i wszystkich ratuje.

Ale gdyby nie słońce zmieniające w kamienie – nie wiadomo, czy tak łatwo by uratował. A tak to przyszedł o świcie na gotowe, ew. trochę przyspieszył nadejście świtu. XD

 

Czyli ogólne reguły powinien dostać na początku (nie w formie wykładu).

To tak, ale czasami pewne reguły wyjawione na początku – psują niespodziankę. Jasne, wiem, że u mnie było tego zbyt mało, brakuje mi wyczucia w oddzielaniu łopatologii od potrzebnych informacji, które nie pozwolą się czytelnikowi pogubić. Będę z tym walczyć. :D

 

Hmmm. Ale jak zależał?

Zależał od tego, o czym rozmawiali i co planowali. ;)

 

Kolejne etapy wędrówki następują po sobie, nie byłoby następnego bez poprzedniego, ale jednak powiązane są słabo.

Okej, to już inny zarzut, bo wcześniej pisałaś, że

kolejne etapy wędrówki nie zależą od siebie nawzajem.

To, że powiązania są słabe – cóż, no nie widzę tego, tzn. nie widzę sposobu, w jaki miałyby być lepsze. Skoro dla Ciebie są słabo powiązane – pozostaje mi tylko zaakceptować odmienną opinię. ;)

 

Beta :) Beta pomaga.

Tu już bałam się, że nie zdążę, bo jednak ten konkurs ma specyficzne wymagania. ;p

 

Eeeech… :)

Czasami są fragmenty, przy których można się głowić, a i tak nie przychodzi na myśl nic lepszego. ;p Wtedy jedyna rada to zapisać sobie i wrócić po pewnym czasie. ;)

 

https://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/RhetoricalQuestionBlunder ^^

Dzięki, ale ja w tym pytaniu (Wiesz, co zrabują?) nie wyczuwam retoryczności. XD

 

OK, materiał na tekst :3

Sen jak co noc. XD

 

A widziałaś może gdzieś książkę? Chodzę po księgarniach i nigdzie nie mają :(

Niestety nie, ale może w bibliotece? Muszę sama zajrzeć do mojej. ;)

 

 

 

Fascynator

Jest jeszcze na Allegro, sprawdzałem.

Ja mam tyle książek, że musiałabym najpierw przeczytać, żeby kupić coś droższego. ;)

 

 

 

Cześć, Cezary!

 

zobaczyłem, że pojawiła się Tarnina, więc postanowiłem poczekać na zmiany :)

Dobrze zrobiłeś, opowiadanie na pewno sporo zyskało i stało się bardziej przejrzyste. :)

 

uważam koncepcję kradzieży wewnątrz opowiadania. Jest oryginalna i naprawdę dobrze zrealizowana. 

Dzięki. heart Właściwie od tego wyszłam, w głowie powstała myśl: Co można ukraść, żeby było nietypowo? Może… opowiadanie? Dobra, niech kradną. XD

 

wrażenie lektury traktatu filozoficznego (metafizycznego?), ale napisanego w znacznie przystępniejszy sposób.

Kurczę, a ja myślę, że piszę tak prosto. XD

 

Na marginesie, to już kolejny tekst "złodziejski", który częściowo pasowałby też do "obłędni".

W moim przypadku to chyba kwestia lubowania się w takich onirycznych klimatach. Ale muszę kiedyś w ramach eksperymentu pobawić się w inne teksty. ;)

 

Dziękuję za komentarz i klika, pozdrawiam. :)

Można, ale jakieś zasady też muszą być. :D

Pewnie, ale nie o tym mówię – wszystko na się powiedzieć na rozmaite sposoby. Jeśli jakieś słowo Ci nie brzmi, spróbuj pokombinować, żeby go uniknąć.

 Ale u mnie jest właśnie taka inspiracja tym hasłem:

Hmmmm. :)

 To tak, ale czasami pewne reguły wyjawione na początku – psują niespodziankę.

Nie, nie reguły, ale ich następstwa. A czasem uzasadnienia. Powiedzmy, masz w opowiadaniu wynalazcę. Wynalazca od początku zna prawa termodynamiki – ale silnik udaje mu się dopiero na koniec. Przykład mało udany, ale jakaś taka dzisiaj jestem :)

 brakuje mi wyczucia w oddzielaniu łopatologii od potrzebnych informacji

To kwestia wprawy heart

 To, że powiązania są słabe – cóż, no nie widzę tego, tzn. nie widzę sposobu, w jaki miałyby być lepsze.

Hmm, w tym tekście chyba faktycznie trudno byłoby – epizodyczność jest jego istotą. Ale tak w ogóle można.

ten konkurs ma specyficzne wymagania. ;p

Oj, tam :)

 Czasami są fragmenty, przy których można się głowić, a i tak nie przychodzi na myśl nic lepszego. ;p Wtedy jedyna rada to zapisać sobie i wrócić po pewnym czasie. ;)

Otóż to ^^

 Sen jak co noc. XD

Hmm. Nudne mam sny :)

 Kurczę, a ja myślę, że piszę tak prosto. XD

Traktaty filozoficzne mają bardzo różny poziom zrozumiałości :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

O, skądś kojarzyłam tytuł i wyszło, że oglądałam siedem lat temu „Atramentowe serce”. ;)

 

 

Film jest bardzo luźno inspirowany książką i w porównaniu do niej, tragicznie rozczarowujący (mnie przynajmniej). Polecam całą atramentową trylogię wszystkim fanom mrocznych baśni, szczególnie że po ponad dekadzie przerwy ma pojawić się czwarta część :>

 

Errementari

Z tego co widzę, jest nawet na Netlixie, także będzie oglądane.

Tarnina

 

Pewnie, ale nie o tym mówię – wszystko na się powiedzieć na rozmaite sposoby. Jeśli jakieś słowo Ci nie brzmi, spróbuj pokombinować, żeby go uniknąć.

Aa, no wiem, wiem, zazwyczaj tak robię, ale przy głaszcze to miałam jeszcze do wyboru gładzi, ale też mi nie brzmiało. ;p A wszelkie dotyka czy inne już nie pasowały. ;)

 

Ale u mnie jest właśnie taka inspiracja tym hasłem:

Hmmmm. :)

:D

 

Nie, nie reguły, ale ich następstwa. A czasem uzasadnienia. Powiedzmy, masz w opowiadaniu wynalazcę. Wynalazca od początku zna prawa termodynamiki – ale silnik udaje mu się dopiero na koniec. Przykład mało udany, ale jakaś taka dzisiaj jestem :)

No tak, ale wynalazca jest ze znanego świata, a tworząc nowy świat i nowe reguły – już trochę trudniej. XD Bo ja wiem, o co chodzi, ale nie zawsze to wychodzi (rym XD).

 

To kwestia wprawy heart

I zmiany sposobu myślenia. :D Bo ja mam tak nie tylko przy swoich tekstach, zdarza się, że coś czytam/oglądam i nie brakuje mi wyjaśnień, a już np. Mąż czy znajomi twierdzą, że „ale co, czemu?”, chyba wolę niedopowiedzenia i przez to nie przeszkadzają mi za bardzo w tekstach (oczywiście nie zawsze i wszędzie ;p), no i u siebie robię podobnie.

Następnym razem spróbuję nie pisać na ostatnią chwilę i zgłoszę się na betę. :D

 

Hmm, w tym tekście chyba faktycznie trudno byłoby – epizodyczność jest jego istotą. Ale tak w ogóle można.

No wiem, że można, można wszystko, napisać: romans Strażnika z Jeżyną, horror z Jeżyną i zabijającym ją widmem – no ale nie w tym tekście, bo nie ma to racji bytu. XD Każdy tekst ma jakieś tam swoje prawa i w obrębie tych praw można coś zrobić lepiej lub gorzej. ;)

 

ten konkurs ma specyficzne wymagania. ;p

Oj, tam :)

No raczej wrzucanie w ostatni dzień jest średnim pomysłem, chyba że betowały 3-4 osoby. ;p

 

Hmm. Nudne mam sny :)

Może nie pamiętasz tych ciekawych?

 

Traktaty filozoficzne mają bardzo różny poziom zrozumiałości :)

To racja. ;)

 

 

Żongler

 

Film jest bardzo luźno inspirowany książką i w porównaniu do niej, tragicznie rozczarowujący (mnie przynajmniej).

Nie czytałam książki, a film był oznaczony jako familijny i tak do niego podeszłam – jak do filmu dla dzieci. ;) Ale skoro to mroczna baśń – muszę poczytać. :D

 

Jeszcze z takich mrocznych klimatów polecam Ciemny Kryształ: Czas buntu.

Przy czym (!) raczej nie warto oglądać Ciemego Kryształu z 1982, bo między tym serialem a starym filmem jest przepaść. Film to bajka, brakuje pogłębienia świata, bohaterów, w serialu (nie licząc końca, który ze względu na wykasowanie był jaki był) jest taki mrok, że ja byłam w szoku. Włączyliśmy z mężem jako coś luźnego do oglądania raz dziennie, a wciągnęliśmy na raz, bez odrywania się. To miało dość niskie oznaczenie, dziecku bym nie puściła, bo sama zakryłam oczy na dwóch scenach. XD

 

https://www.youtube.com/watch?v=zSV42j8lccg

 

Postać Szambelana – coś wspaniałego!

 

 

zazwyczaj tak robię, ale przy głaszcze to miałam jeszcze do wyboru gładzi, ale też mi nie brzmiało. ;p A wszelkie dotyka czy inne już nie pasowały. ;)

Zamiana jednego słowa na synonim to wcale nie jest jedyny sposób ;)

 Ale u mnie jest właśnie taka inspiracja tym hasłem:

To wielce inspirujące hasło XD

 tworząc nowy świat i nowe reguły – już trochę trudniej. XD

 Bo ja wiem, o co chodzi, ale nie zawsze to wychodzi (rym XD)

Ale czasami człowiek musi :)

chyba wolę niedopowiedzenia i przez to nie przeszkadzają mi za bardzo w tekstach

Są różne rodzaje niedopowiedzeń ^^

 Każdy tekst ma jakieś tam swoje prawa i w obrębie tych praw można coś zrobić lepiej lub gorzej. ;)

Prawda, prawda.

 Może nie pamiętasz tych ciekawych?

Ulubiona_emotka_Baila

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Łomatko! Co za tekst! Sądzę, że mój odbiór tego opowiadania jest idealnym odzwierciedleniem jego niejednoznacznego charakteru. Bo z jednej strony czytało się dobrze i wciągało, ale z drugiej strony gubiłem się, a miejscami nawet męczyłem.

Świetny pomysł – i bardzo ciekawie zrealizowany – z wejściem do opowiadania w celu namieszania wewnątrz. Bardzo mi się podobało przedstawienie postaci – niejednoznaczne, nie czarno-białe. Pozwalasz czytelnikowi odebrać te uniwersum za pomocą różnych zmysłów, a to nieczęsto się zdarza i bardzo mi przypadło do gustu. Koncept ellirów bardzo ciekawy, jak i całe światotwórstwo. Otoczka niesamowitości i onirycznej metafizyki pozwalała zanurzyć się w tekście i sobie przez niego brnąć. 

Z drugiej strony było tu mnóstwo mętnej wody, która powodowała zmęczenie. Były momenty, w których czułem się przytłoczony nadmiarem przemyśleń. Po przeczytaniu niektórych dialogów musiałem się cofnąć i ponownie je przeanalizować, bo zdarzyło mi się pogubić w tym kto i kiedy mówił.

Mimo tych zarzutów to jest nadal jeden z fajniejszych tekstów, jakie ostatnimi czasy czytałem na portalu. Dzięki wielkie za przyjemną lekturę!

XXI century is a fucking failure!

Tarnina

 

Zamiana jednego słowa na synonim to wcale nie jest jedyny sposób ;)

Kiedy chcesz napisać, że ktoś głaszcze inną osobę po twarzy – no nie wiem, nie zamierzałam obchodzić tego tematu w jakiś dziwny sposób. XD Po prostu nic nie przychodziło do głowy. ;)

 

To wielce inspirujące hasło XD

Trzeba tworzyć nowe hasła. XD

 

Ale czasami człowiek musi :)

:)

 

Są różne rodzaje niedopowiedzeń ^^

I różne odbiory niedopowiedzeń. :) Nie miałaś tak nigdy, że usatysfakcjonowana lekturą odkrywałaś komentarze od ludzi, którzy uznali opowiadanie za niezrozumiałe? Albo w momencie, gdy nie rozumiesz – komentujący pisali, że wszystko jasne? :)

 

 

 

Cześć, Caern!

Bo z jednej strony czytało się dobrze i wciągało, ale z drugiej strony gubiłem się, a miejscami nawet męczyłem.

Naprawdę myślałam, że wrzucam dość prosty tekst… Ale po komentarzach widzę, że się pomyliłam, co nie powinno dziwić w moim przypadku. ;p Następnym razem spróbuję zdążyć z betą. ;)

 

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, przejdę do drugiej części:

Z drugiej strony było tu mnóstwo mętnej wody, która powodowała zmęczenie. Były momenty, w których czułem się przytłoczony nadmiarem przemyśleń.

A kojarzysz, które momenty, żebym mogła sobie do nich wrócić? ;)

 

Po przeczytaniu niektórych dialogów musiałem się cofnąć i ponownie je przeanalizować, bo zdarzyło mi się pogubić w tym kto i kiedy mówił.

Hm… A starałam się, żeby nie było zbyt wielu bohaterów, no właśnie ze względu na nietypową narrację, ale widocznie i tak coś nie poszło. ;)

 

Mimo tych zarzutów to jest nadal jeden z fajniejszych tekstów, jakie ostatnimi czasy czytałem na portalu. Dzięki wielkie za przyjemną lekturę!

Dziękuję bardzo, cieszy mnie, że mimo tych mętnych momentów tekst dał też dużo radości. :)

no nie wiem, nie zamierzałam obchodzić tego tematu w jakiś dziwny sposób

Oj tam, zaraz dziwny :)

 Trzeba tworzyć nowe hasła. XD

Est mihi cura futuri. (Nie, serio, ale nie o Ciebie chodzi.)

 Nie miałaś tak nigdy, że usatysfakcjonowana lekturą odkrywałaś komentarze od ludzi, którzy uznali opowiadanie za niezrozumiałe? Albo w momencie, gdy nie rozumiesz – komentujący pisali, że wszystko jasne? :)

Miałam, pewnie. Ale niezrozumiałość i niedopowiedzenie to też nie to samo. Chyba…

 onirycznej metafizyki

Argh, na jutro tysiąc razy: metafizyka jest to wiedza o bycie jako o bycie. Wrr. ><

 A starałam się, żeby nie było zbyt wielu bohaterów, no właśnie ze względu na nietypową narrację, ale widocznie i tak coś nie poszło. ;)

Może ich być mało, ale to nie znaczy, że będzie jasno.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No cóż, Ananke, mogę podziwiać Twoją wyobraźnię, bogactwo opisów i niebanalne przeżycia równie nietuzinkowych bohaterów, ale też muszę wyznać, że dość wcześnie opowiadanie zaczęło mnie nużyć. Trochę się gubiłam, bo nie bardzo umiałam załapać, co tam się dzieje i dlaczego. Pewnie dlatego, że nie przepadam za historiami przypominającymi sen, w którym zdarzają się przypadki, które w prawdziwym życiu nie mogłyby mieć miejsca. Przyjmuję do wiadomości, że to fantastyka, ale nic nie poradzę, że zupełnie nie w moim guście.

 

Spodnie się­ga­ły mu odro­bi­nę za ko­la­na i były do­pa­so­wa­ne moc­niej niż moje. → A może: Spodnie się­ga­ły mu odro­bi­nę za ko­la­na i były do­pa­so­wa­ne bardziej niż moje.

 

Ubrał rę­ka­wicz­kę. → W co ubrał rękawiczkę???!!!

Rękawiczki można włożyć, wciągnąć, przywdziać, oblec nimi dłonie, ale rękawiczek, tak jak żadnej odzieży, nie można ubrać!!!

Za ubieranie rękawiczek grozi sroga kara – trzy godziny klęczenia na grochu, w kącie, z twarzą zwróconą ku ścianie i z rękami w górze!

 

wy­twor­ny frak z kwia­ta­mi wy­szy­ty­mi na dole. → Na dole czego?

A może miało być: …wy­twor­ny frak z kwia­ta­mi wy­szy­ty­mi na połach.

Choć frak pokryty haftami, moim zdaniem, nie jest ubiorem wytwornym, raczej pretensjonalnym.

 

po­zo­stał wy­pa­lo­ny ślad… Na­ghi­sza.

Po tym sło­wie za­pa­dła cisza. → Czy to celowy rym?

 

– Zdej­mij ubra­nia na wszel­ki wy­pa­dek.– Zdej­mij ubra­nie na wszel­ki wy­pa­dek.

Ubrania wiszą w szafie, leżą na półkach i w szufladach. Odzież, którą mamy na sobie to ubranie.

 

– Wska­zu­ją drogę za­gu­bio­nym przy sztor­mie.– Wska­zu­ją drogę za­gu­bio­nym w czasie/ podczas sztormu.

 

Po­czu­łam wil­goć na pra­wym rę­ka­wie, który prze­szedł pla­ma­mi. → Co to znaczy, że rękaw przeszedł plamami?

A może miało być: Po­czu­łam wil­goć na pra­wym rę­ka­wie, na którym pojawiły się plamy.

 

Przy no­gaw­kach spodnie prze­szły mi wodą. → Przy nogawkach, czyli gdzie?

A może: Nogawki spodni chłonęły wodę.

 

Ethan wy­nu­rzył się pierw­szy, pod­cią­gnął na ska­łach, my chwi­lę po nim. → Co Ethan podciągnął na skałach?

Proponuję: Ethan wypłynął pierw­szy, pod­cią­gnął się na ska­łach, my chwi­lę po nim.

 

… pu­ści­łam. → Zbędna spacja po wielokropku.

 

trzę­są­ca się go­rzej niż po wy­ję­ciu z lo­do­wa­tej wody. → …trzę­są­ca się bardziej niż po wy­ję­ciu z lo­do­wa­tej wody.

 

– … suche ubra­nia… → Zbędna spacja po pierwszym wielokropku.

 

– Nic już nie umiem! Nie mam tego… tej mocy, ja… to nie dzia­ła! Spójrz na nich! – mach­nę­łam ręką.– Nic już nie umiem! Nie mam tego… tej mocy, ja… to nie dzia­ła! Spójrz na nich! – Mach­nę­łam ręką.

 

Zer­k­nę­łam na suche ga­łę­zie uło­żo­ne w mały sto­sik. → Zbędne dookreślenie – stosik jest mały z definicji.

 

Było już ciem­no, księ­życ i ogień roz­świe­tla­ły po­la­nę, na któ­rej sie­dzie­li­śmy. → Polana to niezadrzewione miejsce w lesie, a tu, mam wrażenie, rzecz rozgrywa się klifie – skąd tam las i polana?

 

Moja dawna huś­taw­ka wciąż za­wie­szo­na na ga­łę­zi bzu. → Obawiam się, że gałąź bzu złamałaby się pod ciężarem huśtawki i huśtającej się Jeżyny.

 

Każda kwe­stia w tym ko­mik­sie jest cięż­ka, de­pre­syj­na, czę­sto pa­te­tycz­na. → Czy kwestia może być ciężka?

Proponuję: Każda kwe­stia w tym ko­mik­sie jest poważna/ przytłaczająca/ przykra, de­pre­syj­na, czę­sto pa­te­tycz­na.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html

 

 – Czemu tutaj….? → Po wielokropku nie stawia się kropki. Przed pytajnikiem też się jej nie stawia.

 

pia­sek osia­da na ubra­niach, skó­rze. → …pia­sek osia­da na ubra­niu, skó­rze.

 

I nie sta­waj przy krza­kach, te białe kulki lubią jeść ha­ru­mi. → Czy dobrze rozumiem, że białe kulki lubiły zjadać harumi?

A może miało być: I nie sta­waj przy krza­kach, harumi lubią jeść te białe kulki.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Miło Cię widzieć, Reg. :) Przeczuwałam, że opowiadanie nie będzie w Twoim guście, więc tym bardziej cieszę się, że dotrwałaś do końca lektury, mimo znużenia. ;)

 

które w prawdziwym życiu nie mogłyby mieć miejsca. Przyjmuję do wiadomości, że to fantastyka

Taak, poszłam bardziej w stronę historii w historii. :)  Chciałam pobawić się w trochę inną kradzież, a przy tym skradłam Ci czas na mniej satysfakcjonującą lekturę, cóż – tak też bywa w życiu. ;)

 

Rękawiczki można włożyć, wciągnąć, przywdziać, oblec nimi dłonie, ale rękawiczek, tak jak żadnej odzieży, nie można ubrać!!!

Te regionalizmy chyba nigdy mnie nie opuszczą. Muszę pilnować, żeby nie miały wstępu do opowiadania. A jeszcze teraz córka mała i moja mama z babcią cały czas: “Ubierz spodnie, ubierz bluzkę, jak ładnie ubrała buty”, człowiek słucha tego za często. ;p

 

Za ubieranie rękawiczek grozi sroga kara – trzy godziny klęczenia na grochu, w kącie, z twarzą zwróconą ku ścianie i z rękami w górze!

Niestety, jestem przeciwnikiem kar. :D

Zamiast trzech godzin klęczenia na grochu – zrobię ciasto, może być? :) I dam napis nad kuchenką: Włożyć rękawiczki, żeby włożyć ciasto do piekarnika.

Może zapamiętam, kto wie?

 

Choć frak pokryty haftami, moim zdaniem, nie jest ubiorem wytwornym, raczej pretensjonalnym.

Usunęłam przy okazji “wytworny”. ;)

 

Polana to niezadrzewione miejsce w lesie, a tu, mam wrażenie, rzecz rozgrywa się klifie – skąd tam las i polana?

Pomyślę nad tym. ;)

 

Obawiam się, że gałąź bzu złamałaby się pod ciężarem huśtawki i huśtającej się Jeżyny.

Ale Jeżyna jest bardzo mała i lekka, w jej świecie też niczym polna mysz, bo to krasnoludek. ;)

 

Po wielokropku nie stawia się kropki. Przed pytajnikiem też się jej nie stawia.

Niedopatrzenie. ;)

 

Czy dobrze rozumiem, że białe kulki lubiły zjadać harumi?

Jeśli kulki są magiczne… Oczywiście żartuję, mój błąd, poprawiony. :D

 

Wszystko inne poprawiłam, bardzo dziękuję za wskazanie błędów, wspaniała moc wskazówek. heart

 

Ananke, niezmiernie się cieszę, że uznałaś uwagi za przydatne. :)

 

Nie­ste­ty, je­stem prze­ciw­ni­kiem kar. :D

Wszelkich kar? A czy pootwierałabyś więzienia…?

Ciasto możesz upiec, ale to nie będzie kara, jeno przyjemność. Natomiast napis nad piekarnikiem jest dobrym pomysłem! ;)

I mam nadzieję, że uda Ci się zapanować nad przyzwyczajeniem do regionalizmów.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Twoje uwagi zawsze przydatne. :) 

 

Wszelkich kar? A czy pootwierałabyś więzienia…?

Chodziło o kary za błędy w opowiadaniach. :D

 

Ciasto możesz upiec, ale to nie będzie kara, jeno przyjemność. 

No tak, w ramach zadośćuczynienia wypadałoby zaprosić na ciasto. :) 

 

I mam nadzieję, że uda Ci się zapanować nad przyzwyczajeniem do regionalizmów.

Będę się starać. :) 

Twoje uwagi zawsze przydatne. :) 

Dziekuję! :D

 

Chodziło o kary za błędy w opowiadaniach. :D

OK, rozumiem, więzień nie otwieramy. ;)

 

No tak, w ramach zadośćuczynienia wypadałoby zaprosić na ciasto. :) 

Może kiedyś nadarzy się sposobność. ;)

 

Będę się starać. :) 

Życzę skutecznych i owocnych starań. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Kurczaczki, tyle przegapiłam? :(

No tak, w ramach zadośćuczynienia wypadałoby zaprosić na ciasto. :) 

Kiedyś widziałam ciasto z cyferkami (cyferki były wycięte z jabłek i włożone do ciasta, więc w sumie to była szarlotka, ale co tam), tutaj przydałoby się ciasto z literkami :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Kurczaczki, tyle przegapiłam? :(

Tarnino, ale ile dostrzegłaś! Nikt tak nie potrafi! ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Astygmatyzm… :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Astygmatyzm sprawia, że potrafisz?

Czy to znaczy, że mnie zdarza się coś wypatrzeć z racji usunięcia zaćmy i postępującego wieku…? ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

OK, rozumiem, więzień nie otwieramy. ;)

Na pewno nie, ale można napisać takie opowiadanie. :D

 

Może kiedyś nadarzy się sposobność. ;)

Byłoby miło. :)

 

Życzę skutecznych i owocnych starań. ;)

Dziękuję!

 

 

Kurczaczki, tyle przegapiłam? :(

Tarnino, po jest nas tu więcej, żeby każdy wniósł nowe uwagi :) Ty i tak dałaś z siebie wszystko. :)

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć, Anan­ke :)

Nie typowa opowieść i taka też kradzież. Surrealistyczny, chaotyczny (dla mnie ciut aż za bardzo) i oryginalny obraz z ciekawym światotwórstwem. Dialogi pchają opowieść z zawrotną prędkością, aż się kilka razy pogubiłam ;D Nie mniej jednak fajna lektura.

Ananke, muszę przyznać, że jesteś konsekwentą osobą. Wytykasz u innych zbytnie opisywanie lub streszczanie wydarzeń, czyli coś, czego sama unikasz. Czy przydałoby się trochę więcej wyjaśnień w tym tekście? Nie stwierdzę na pewno, ale z pewnością opowiadanie ma dość wysoki próg wejścia i dopiero dość późno człowiek zaczyna pojmowąć, kim jest bohaterka i dlaczego tak postępuje. Świat jest bardzo ciekawy, niektóre obrazy zostają w pamięci na długo, ale trochę traci tym, że tak mało wiemy o prawach, rządzących rzeczywistością. Sama historia, kolejne zwroty akcji i zakończenie jest dobre i dostarcza satysfakcji z lektury.

Cześć, Kasjopejatales

w pierwotnej wersji opowiadanie było bardziej zakręcone, ale po przeczytaniu sporo zmieniłam i widzę, że dobrze, skoro nadal można się trochę zagubić. :D

 

Zygfrydzie, mam nadzieję, że pomogę forumowiczom ograniczyć streszczenia, a komentarze od czytelników pomogą mi pisać w bardziej przystępny, jasny sposób. Taka wymiana doświadczeń jest bardzo cenna. :)

 

traci tym, że tak mało wiemy o prawach, rządzących rzeczywistością

Prawach, na podstawie których można wejść do opowiadań? Czy prawach świata, który odwiedziła Jeżyna? 

Powracam zameldować, że obejrzałam Errementari, i misię. Jak na mroczną bajkę i wizję piekła było w porządku, ale najbardziej urzekł mnie ludowy klimat i język baskijski. Fajnie, że słabością wielkich złych diabołów jest nerwica natręctw i soczewica ;)

Ciemny kryształ dodałam do kolejki.

A ja melduję, że wypożyczyłam dziś „Atramentowe serce”, było w bibliotece pod domem. :) 

Ale pewnie czytać zacznę jutro wieczorem, dziś dwa kolejne złodziejskie planuję, chyba jedno Twoje w kolejności wypada. :D

Tak, ten język w filmie dodaje smaczku. :) 

Ciemny kryształ to fantasy, jakich brakuje na rynku, więc dla mnie było pełne świeżości. Jeśli z czymś Ci się skojarzy – daj znać, bo ja poluję na takie produkcje. :) 

wypożyczyłam dziś „Atramentowe serce”, było w bibliotece pod domem. :) 

heart

Na razie zerknęłam na Kryształ, już samo lalkarstwo jest przerażające :D Postaci kojarzą mi się póki co z komiksami van Hamme’a & Rosińskiego, ale wyłącznie z powodu wyglądu. Ty czytaj Złodziejskie, ja będę oglądać ;)

Prawach, na podstawie których można wejść do opowiadań? Czy prawach świata, który odwiedziła Jeżyna? 

Raczej to pierwsze, choć myślę, że oba te zagadanienia się łączą – skoro weszła do jakiegoś świata, to to wchodzenie też staje się zagadnienem z tego świata? Chyba zaczynam bełkotać :)

Żongler

Narracja w “Atramentowym” jest z punktu widzenia 12-latki, więc zastanawiam się, czy tak będzie całą książkę? ;)

 

Na razie zerknęłam na Kryształ, już samo lalkarstwo jest przerażające :D

I też takie nietypowe, w świecie, gdzie większość filmów to sztuczne efekty. :)

 

Poza tym Skeksowie są nie tylko mroczni-źli-straszni, jak to bywa w filmach fantasy, gdzie zło to zło i tyle, ale też intrygują. :)

 

z komiksami van Hamme’a & Rosińskiego

No graficznie jest naprawdę tak nietypowo. :)

 

 

zygfryd89

skoro weszła do jakiegoś świata, to to wchodzenie też staje się zagadnienem z tego świata? Chyba zaczynam bełkotać :)

A, czyli sam mechanizm tej magii, dzięki której można przenieść się do świata, coś jak działanie magicznego teleportu w fantasy. :) Okej, to tak: właściwie nie planowałam tego tłumaczyć, bo uznałam, że to element świata, który taki jest i wędrowanie po historiach dla bohaterki staje się na tym etapie już normą (bo minął miesiąc). Ale masz rację, może za mało to nakreśliłam pod kątem czytelników, muszę przyjrzeć się tekstowi i pomyśleć, czy można gdzieś tam jedno-dwa zdania dopisać, żeby trochę to rozjaśnić. :)

Cześć, Ananke!

 

Jestem prostym człowiekiem – jeśli postać aktywnie tworzy opowiadanie, w którym występuje, zakładam, że jedyną osobą, która ogarnia te zawiłości, jest autor. Ten zabieg zawsze powoduje, że zawieszenie niewiary się aktywuje, ale musiałem je utrzymywać na wysokim poziomie przez długi czas i to niestety trochę mnie znużyło.

Do tego sam konkurs wymusza powstanie intrygi, a intrygi same w sobie potrafią nieźle zamotać. Nie mogę powiedzieć, że wyszłaś z tego starcia na tarczy, ale z pewnością trochę Ci się ten pawęż wyszczerbił.

Za największy plus opowiadania uznaję widmo. W całej, nieco baśniowej otoczce, dodaje klimatu, jednocześnie przez większość tekstu robi za tego złego, który jak wkracza na scenę, to wiadomo, że jest źle.

Narracja na końcu zmieniła się w trzecioosobową i ma to bardzo fajne uzasadnienie w fabule. Zresztą w samym tekście umiejętnie z niej korzystałaś lekko naginając na potrzeby konwencji.

Światotwórczo jest tu sporo baśniowego klimatu, łącznie z tymi ciemniejszymi odcieniami baśni. Bardzo ładnie namalowałaś obrazy, wykorzystując wiele zmysłów, choć przyznam, że w połączeniu z trudnościami w odbiorze, które wymieniłem wcześniej, musiałem się mocno skupiać przy czytaniu, żeby to mogło się uformować w mojej głowie.

No i na koniec Wygasłe Miasto. Kurczę, jestem tu rozdarty, bo sama koncepcja i przedstawienie takiej wizji wyszły świetnie, to pojawia się na tym etapie tekstu, gdzie byłem już na tyle skonfundowany, że jego magia troszkę się rozwiała.

I tak jest chyba z całym tym tekstem – jestem rozdarty, bo był dla mnie bardzo wymagający i nie wychodzę z niego w pełni usatysfakcjonowany, a jednocześnie mam wrażenie, że jest to tekst z bardzo przemyślanym pomysłem, z niebanalnym podejściem i w wielu miejscach bardzo umiejętnie napisany.

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Krokusie!

 

zawieszenie niewiary się aktywuje, ale musiałem je utrzymywać na wysokim poziomie przez długi czas i to niestety trochę mnie znużyło.

Też jestem prostym człowiekiem, więc nie wiem, jakie zawieszenie niewiary? :)

 

które wymieniłem wcześniej, musiałem się mocno skupiać przy czytaniu, żeby to mogło się uformować w mojej głowie.

Hm, a gdyby opowiadanie miało standardową narrację, w sensie: Jeżyna przenosi się do świata, którego nie zna (i po prostu szuka tu ojca), byłoby łatwiej czytać?

 

I tak jest chyba z całym tym tekstem – jestem rozdarty, bo był dla mnie bardzo wymagający

Kurczę, muszę serio nad tym pracować, bo wiele osób pisze, że tekst był trudny, a ja tego nie zauważyłam przy pisaniu i wręcz uznałam, że jak na mnie to mamy dość prosty tekst. :P

Dziękuję za wszystkie uwagi i za to, że mimo wszystko coś też się podobało. :)

Będę pracować nad prostszym przedstawianiem świata. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Cześć, Ananke!

Chętnie się zgodzę, że lektura była trudna w odbiorze, ale i intrygująca. Ostatnio trochę myślałem nad uniwersum, w którym dałoby się wnikać do fabuł i je modyfikować, więc zdecydowanie miałem chęć wniknąć pod tym względem w mechanikę Twojego świata. Nie sądzę jednak, abym w pełni zrozumiał reguły, które nim w Twoim zamyśle rządzą. Być może nie jest to temat na wymiar opowiadania, być może trzeba powieści lub wręcz cyklu (myślę tutaj trochę o Świecie Dysku, ale bardziej o Thursday Next Fforde’a), aby dobrze opisać prawa takiej “bibliofizyki” i nie przytłoczyć akcji światotwórstwem.

Tutaj dało się jakoś nadążyć za rozwojem akcji, choć podana w komentarzu tabelka przyczynowo-skutkowa może w tym bardzo pomóc. Kłopot raczej w tym, że niektóre wątki pojawiały się jakby znikąd, nie mając wyraźnego osadzenia we wcześniejszych wydarzeniach czy naturze świata przedstawionego (zagubiony bóg, lodziarnia). A wreszcie zupełnie nie wybrzmiała zdrada (?) Dalii, nie wydała mi się istotnym emocjonalnie momentem. Pewnie dlatego, że fabuła i tak niejako “toczyła się sama”, bohaterom brakuje wyraźnych dążeń ani też nie da się przewidzieć, co ostatecznie będzie dla nich korzystne.

Mimo tych ewentualnych niedociągnięć jest tutaj przecież jakaś zajmująca, przewrotna myśl – Jeżyna poszukuje mocy tworzenia, nie wiedząc, że ją już ma, i przez to ją traci – ale okazuje się, iż może to dobrze, bo inaczej musiałaby zmienić się potem w widmo. Mógłbym to zrozumieć jako naukę, że prawdziwa kreatywność musi pochodzić z wnętrza i zrozumienia, a nie ze sztucznych środków pomocy – i w ten sposób Blask Tworzenia stałby się nawet metaforą uzależnień wśród artystów, choć moim pierwszym skojarzeniem była raczej gwiazda ewoluująca w czarną dziurę. Muszę jeszcze to wszystko przemyśleć.

Pozdrawiam ślimaczo!

Cześć, Ślimaku!

Pięknie dziękuję za wnikliwy komentarz. :)

Fakt, że lektura będzie trudna – dowiedziałam się po publikacji, więc nic poradzić nie mogłam. Brakuje mi wyczucia w rozpoznaniu, co dla czytelników jest łatwe w przyswajaniu, a co trudne, ale myślę, że po tym tekście sporo się nauczyłam. :)

 

Ostatnio trochę myślałem nad uniwersum, w którym dałoby się wnikać do fabuł i je modyfikować

Brakuje mi takich tekstów i sięgnęłam po “Atramentowe serce” polecone przez Żonglerkę, choć akurat nie byłam odpowiednim odbiorcą. Pozycja młodzieżowa, przez co niekoniecznie poruszała tematy, które mnie ciekawiły. Mimo to czytałam z przyjemnością. ;)

 

Nie sądzę jednak, abym w pełni zrozumiał reguły, które nim w Twoim zamyśle rządzą

Rozumiem, podeszłam do tematu bardziej konkursowo – przygody, kradzież, a działanie przenoszenia do świata było czymś, co Jeżyna zna i traktuje jako nietypową moc. Trochę jak magia, która działa, ale w sumie jak działa, co sprawia, że mamy ją lub nie mamy?

Tutaj też – Jeżyna otwiera książkę i czyta, skupia się na tekście i przenika do niego, a świat z opowiadania okazuje się prawdziwy. Czy jest prawdziwy jako jedna z alternatywnych rzeczywistości? Czy po prostu od zawsze istniał? Nie chciałam udzielać na to odpowiedzi, żeby czytelnik sam mógł nad tym pomyśleć.

Po czasie widzę, że wielu to ciekawiło i na pewno przy ponownym pisaniu podeszłabym do tekstu trochę inaczej, zagłębiając się bardziej w te umiejętności. To wymagałoby ponownego rozpisania historii, skrócenia pewnych wątków na rzecz innych.

 

Być może nie jest to temat na wymiar opowiadania, być może trzeba powieści lub wręcz cyklu (myślę tutaj trochę o Świecie Dysku, ale bardziej o Thursday Next Fforde’a), aby dobrze opisać prawa takiej “bibliofizyki” i nie przytłoczyć akcji światotwórstwem.

Świat Dysku znam, ale książek Fforde’a nie i chętnie nadrobię lekturę. :)

Myślę, że u siebie miałam pewien wybór: więcej akcji, miejsc lub wyjaśnień mechaniki świata. Stawiałam na to pierwsze, ale kto wie, jak wyszłoby to drugie. ;)

 

Kłopot raczej w tym, że niektóre wątki pojawiały się jakby znikąd, nie mając wyraźnego osadzenia we wcześniejszych wydarzeniach czy naturze świata przedstawionego (zagubiony bóg, lodziarnia).

W pewnym sensie mamy tu dwa wątki: Jeżyny i Strażnika oraz Dalii i Ethana, którzy są z tego świata, znają go i mają swoje cele, w tym właśnie wytropienie boga poprzez odnalezienie lodziarni. Brak wątku poszukiwań boga, który ma doprowadzić do znalezienia tytułowego Blasku – załamałby całe opowiadanie. Nie popłynęliby pod wodę, nie rozdzielili się przy pojawieniu widma.

 

Chciałam też pobawić się w coś innego. Zazwyczaj w opowiadaniach odhaczamy pewne punkty i mamy pewność, w jakim kierunku zmierza historia. Tutaj czytelnik spodziewający się przywołania boga, miał zostać zaskoczony tym, że jednak Jeżyny przy tym nie ma i wszystko toczy się inaczej. Wiem, że to ryzykowny zabieg i podjęłam go akurat ze świadomością, że narobi zamieszania. Ale lubię eksperymenty, przy czym wiem, że eksperymenty nie zawsze się udają. :)

 

A wreszcie zupełnie nie wybrzmiała zdrada (?) Dalii, nie wydała mi się istotnym emocjonalnie momentem.

To nie była zdrada, więc nie miała wybrzmieć. ;) Dalia jest tu kimś, kto od początku wie, że dostanie Blask, bo zawarła umowę z ojcem Jeżyny (Strażnikiem). Nie dałam jej większej roli, bo w sumie nie planowałam, że ten wątek ma być istotny. Po czasie widzę, że może pójście w tym kierunku byłoby lepsze i ciekawsze. Ale mądry Polak po szkodzie… :D

Może po konkursie pobawię się w operację na fabule. ;)

 

Mógłbym to zrozumieć jako naukę, że prawdziwa kreatywność musi pochodzić z wnętrza i zrozumienia, a nie ze sztucznych środków pomocy – i w ten sposób Blask Tworzenia stałby się nawet metaforą uzależnień wśród artystów, choć moim pierwszym skojarzeniem była raczej gwiazda ewoluująca w czarną dziurę. Muszę jeszcze to wszystko przemyśleć.

Dziękuję za moc przemyśleń. :)

Chciałam też pokazać, że czasami robimy coś dla drugiej osoby wbrew jej woli – ojciec Jeżyny doprowadził do kradzieży Blasku córki, a co ona za to zyskała? Śmierć ojca, która pewnie będzie jej ciążyła, brak mocy, która była dla niej czymś wyjątkowym. Nie zmieni się w widmo, ale czy zmiana w widmo musi być czymś złym? Czy posiadanie mocy tworzenia (talentu) jest ważniejsze od spokojnego życia? Czy warto mieć wyjątkowy talent, nawet jeśli przypłacimy to nieznaną ceną?

 

Pozdrawiam serdecznie,

Ananke

Przeczytałem. Powodzenia. :)

No, nie mogę do końca powiedzieć, że zrozumiałam, ale przynajmniej spróbuję…

Jeżyna jest bohaterką opowieści i wie o tym. Jej mama zmarła, a tata postanowił ruszył szukać opowieści, w której mogliby być razem. Przynajmniej tak uważa Jeżyna. A ponieważ i on zaginął, Jeżyna rusza jego śladem. Po drodze prześladuje ją widmo, które okazuje się jej matką i spotyka strażnika, który na koniec okazuje się jej ojcem. Właściwie cała jej wiedza o jej rodzinie okazuje się fałszywa. Mama nie umarła, tylko jako osoba obdarzona Blaskiem zmieniła się w widmo, a ojciec nie poszedł jej szukać, tylko przygotował intrygę, która miała doprowadzić do odebrania blasku Jeżynie. Bo choć Jeżyna myślała, że potrafi tylko zmieniać istniejące opowieści, w istocie miała talent do ich tworzenia, a to oznacza, że w którymś momencie też zmieniłaby się w widmo, czemu ojciec chciał zapobiec. Nie jestem pewna, czy ojciec był strażnikiem od początku. Chyba nie, bo strażnicy przecież nie żyją, czy też nim się stał. Może coś przegapiłam, ale nie wiem, w jaki sposób się nim stał.

I to jest jedna warstwa opka. Druga, to opowieść o pisaniu i tu powiem szczerze jest trudniej. Jeżyna potrafi zmieniać opowiadania. Mam tu mocne skojarzenia z redaktorem, albo betą. I jest w tym niezła, ale jest też sfrustrowana, bo widzi historie, które mogłyby być lepsze, ale nie może ingerować w przebieg fabuły (strażnik). Wie, że potrafiłaby zmienić napisaną historię na lepszą, ale jednocześnie nie dostrzega w sobie talentu (blasku) do tworzenia własnych historii. To prowadzi do coraz większej frustracji i wypalenia (wygasłe miasto). I właśnie w tym momencie zdaje sobie sprawę, że mogłaby pisać, ale zaprzepaściła swój talent. Widmo będzie tu pewnie jakimś przedstawieniem zwykłego życia (rachunki do zapłacenia i takie tam).

Problem w tym, że te dwie warstwy nie do końca do siebie pasują. A przy tym jest tu mnóstwo dodatkowych wątków. Jeżyna jest krasnoludką (no, malutka jest), Dalia człowiekiem (większa, ważniejsza). Dalia może być kimś komu się udało i komu Jeżyna zazdrości. Może czuje się wykorzystana. Ethana to już w ogóle nie rozumiem. Jeżyna wie, że jest bohaterką opowieści. Czy to ma sugerować, że wszyscy jesteśmy? Są jeszcze gorzkie słowa (choć nie bohaterki)

Tchórz ze mnie…

I stwierdzenie ojca/strażnika, o którym to się w ogóle można rozpisać ;)

Pisz opowiadania, Jeżynko. Może w taki sposób zaleczysz ranę po skradzionym Blasku.

I w tym momencie zaczynam dochodzić do wniosku, że tu musi być trzecia warstwa, mocno osobista, na tyle mocno, że nie znając autorki nie potrafię jej zrozumieć. Warstwa, która wcale nie musi dotyczyć pisania, choć oczywiście może. I to wydaje mi się największą wadą opka.

Czytało się nieźle, mimo że ciągle gubiłam się w Twoim świecie. Wprowadzasz tak dużo surrealistycznych obrazów, że opko wymaga pełnego skupienia, a i tak czytelnik ciągle coś przegapia. Natomiast jest to niewątpliwie czytelnicza przygoda, taka wyprawa w poszukiwaniu zrozumienia i to sprawiło mi sporo frajdy. Jednak na koniec nie mogę powiedzieć, że zrozumiałam. Dotarłam do końca drogi, przeżyłam wiele przygód, ale mam poczucie, że one w żaden sposób mnie nie zmieniły, nie mogły, bo nie do końca rozumiałam, co się właściwie dzieje.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Misiu, dziękuję za komentarz, mam nadzieję, że choć trochę się podobało. :)

 

Irko, zrozumiałaś. :D Nawet więcej niż ja, ale o tym za chwilę. :D

 

Jeżyna jest bohaterką opowieści i wie o tym.

W pewnym sensie każda opowieść może być prawdziwa, prowadzić do innego świata. Być może Twój Kevin też istnieje w innej linii czasowej, w innym świecie. Chciałam pokazać, że każde opowiadanie może być prawdą.

 

Nie jestem pewna, czy ojciec był strażnikiem od początku. Chyba nie, bo strażnicy przecież nie żyją, czy też nim się stał. Może coś przegapiłam, ale nie wiem, w jaki sposób się nim stał.

O, to ciekawe, bo zakładałam, że ojciec stał się Strażnikiem za karę – bo wykradł część Blasku, co też zawarłam tutaj:

Za kradzież części Blasku zostałem wrzucony do Wygasłego Miasta. Tam Twierdza zrobiła dla mnie nowe ciało. Dostałem zadanie schwytania cię, zanim wejdziesz do tej historii.

 

Przy czym tu też była taka wzmianka:

(…) papierowi Strażnicy (…) nie żyją (…) to stróże historii, pilnują fabuły, żeby mogła płynąć własnym rytmem. Tropią tych, którzy chcą zmieniać wykreowany świat. (…) Podobno dostają misję, dzięki której mogą odpokutować swoje przewinienia. Albo zostaną spaleni.

 

A tu ojciec mówił coś takiego, co miało trochę zdradzić czytelnikowi, że skoro nie można mówić o tożsamości, to jakaś tożsamość musi być.

A każdy Strażnik, który zaczyna rozmowę o tożsamości, może nieopatrznie rzec dwa słowa za dużo. Za zdradzenie sekretu tego, kim jesteśmy, grozi nam śmierć.

 

Ale Twoje przemyślenia też są dobre i ciekawe, bo w tekście wprost nie zawarłam tego, czy ojciec Jeżyny był kimś w rodzaju Strażnika już wcześniej. ;) Dla mnie – nie, bo stał się nim za karę i ostatecznie za niewykonanie misji został spalony. Ale inna interpretacja też byłaby fajna. ;)

 

Druga, to opowieść o pisaniu i tu powiem szczerze jest trudniej.

Szczerze – nie pisałam z myślą o drugiej warstwie, więc dlatego to się pewnie tak rozjeżdża. Nie miałam pomysłu na opowiadanie z dwoma warstwami, chciałam, żeby to była dość prosta historia, bo po Obłędni miałam chęć na coś bez wielu odniesień. Ale… hm, wszelkie nawiązania do pisania po prostu tam są, bardziej jako smaczki, po które można sięgnąć, choć nie trzeba.

 

Mam tu mocne skojarzenia z redaktorem, albo betą.

Oo, nawet na to nie wpadłam. :D Cieszy mnie, że opowiadanie żyje własnym życiem. heart

 

Wie, że potrafiłaby zmienić napisaną historię na lepszą, ale jednocześnie nie dostrzega w sobie talentu (blasku) do tworzenia własnych historii. To prowadzi do coraz większej frustracji i wypalenia (wygasłe miasto). I właśnie w tym momencie zdaje sobie sprawę, że mogłaby pisać, ale zaprzepaściła swój talent. Widmo będzie tu pewnie jakimś przedstawieniem zwykłego życia (rachunki do zapłacenia i takie tam).

Kurczę, jaka ciekawa interpretacja. :) Widmo jako rachunki – to mnie najbardziej zadziwiło. :D

 

Problem w tym, że te dwie warstwy nie do końca do siebie pasują.

No bo ja naprawdę nie planowałam dwóch oddzielnych warstw… Chciałam, żeby skupić się na fabule, a te przemyślenia odnośnie pisania przychodziły dodatkowo, jako taki bonus, nad którym można, ale nie trzeba, pomyśleć.

Ostatecznie wiem, że opowiadanie okazało się jednak zbyt poplątane. XD

 

Czy to ma sugerować, że wszyscy jesteśmy?

Tak. :)

 

I w tym momencie zaczynam dochodzić do wniosku, że tu musi być trzecia warstwa, mocno osobista, na tyle mocno, że nie znając autorki nie potrafię jej zrozumieć. Warstwa, która wcale nie musi dotyczyć pisania, choć oczywiście może. I to wydaje mi się największą wadą opka.

 

I stwierdzenie ojca/strażnika, o którym to się w ogóle można rozpisać ;)

Pisz opowiadania, Jeżynko. Może w taki sposób zaleczysz ranę po skradzionym Blasku.

 

Kurczę, no nie pomyślałabym, że może tu być tyle warstw. :) Po prostu chciałam, żeby ten fragment pokazał, że nawet nie mając Blasku, Jeżyna może skupić się na czymś, co sprawi, że będzie mogła dalej tworzyć, nawet przez bardziej przyziemne pisanie. To miało pokazać, że ojciec chce na koniec jakoś ją pocieszyć, dać cel podobny do tego, który miała. Nie planowałam tu ukrytego przesłania, no chyba że uniwersalne: jeśli robimy coś wielkiego i to tracimy, czemu nie robić czegoś podobnego, choć mniej ważnego?

 

Wprowadzasz tak dużo surrealistycznych obrazów, że opko wymaga pełnego skupienia, a i tak czytelnik ciągle coś przegapia.

Kurczę, no wiem, może nieświadomie przelewam swoje marzenia, bo co czytam – zawsze jest dość zwyczajnie, bohaterowie to ludzie, w wodzie mamy syreny, złe widmo na koniec zostaje zabite… A ja mam jednak chęć na coś odbiegającego od schematu. Ale chyba za wiele razy odbiegłam. :)

 

nie mogły, bo nie do końca rozumiałam, co się właściwie dzieje.

Hm, z komentarza wynika, że wszystko zrozumiałaś, ale rozumiem poczucie zagubienia i przytłoczenia. Na przyszłość spróbuję trochę pobawić się w lżejszą historię. :)

 

Dziękuję za komentarz i pracochłonną analizę. :)

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Witam Jurorkę, jaki niesamowity obrazek! 

Cześć!

 

Tekst jest zdecydowanie nietuzinowy. Od samego początku pokazujesz, że fantazji wlałaś tu sporo i to bogactwo objawia się regularnie do samego końca. Początkowo miałem nawet wrażenie, że jest tego za dużo, ale szybko się jakoś odnalazłem i dzielnie płynąłem dalej. Bo choć czytało się nieźle, to w pierwszej połowie tekstu wszystko dział się dosyć powoli, a pytań raczej przybywało niż ubywało, przez co momentami miałem wrażenie przepełnienia, którego kulminacją było miasta. Chylę czoła za świetny pomysł, tu wreszcie wątki zaczęły się łączyć, a atmosfera szarości wypadła naprawdę nieźle. Tu pierwszy raz dopiero zacząłem mieć wrażenie, że cała historia będzie swego rodzaju przenośnią czy odbiciem relacji rodzinnych, co całkiem mi się spodobało, bo zacząłem bardziej zwracać uwagę na wydźwięk i symbolikę, niż spójność całości i znaczenie drogi.

Spisek ojca, by ratować córkę przed jej własną mocą i odejściem ku… tworzeniu. Naprawdę ciekawie sobie to wymyśliłaś. Zakręcone, nasycone, pełne konkretnych zwrotów akcji i mocno nieprzewidywalne. Potrzebuję chwil czasu, by się jeszcze nad tym tekstem zastanowić, bo wyróżnia się – póki co – na tle reszty złodziejskich tekstów, które wciąż telepią mi się po głowie.

 

Z rzeczy edycyjnych:

cały Blask Tworzenia, nie tylko wragment.

literówka

 

Tyle póki co.

 

2P dl Ciebie: Pozdrawiam i Powodzenia w konkursie!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć! 

Wybacz opóźnienie, ale już się zbieram do odpowiedzi. :) Dziękuję za tak dobrą opinię, cieszę się, że ostatecznie przypadło do gustu, mimo początkowego przepełnienia. :) 

 

Zakręcone, nasycone, pełne konkretnych zwrotów akcji i mocno nieprzewidywalne

To chyba największy komplement, o to głównie chodziło w opowiadaniu, żeby nie dało się przewidzieć, co tam na koniec zaserwuję. Skoro to wyszło – to najważniejsze. :D

 

wyróżnia się – póki co – na tle reszty złodziejskich tekstów, które wciąż telepią mi się po głowie.

To też duży komplement, zwłaszcza że chciałam postawić na trochę coś innego przy okazji złodziejskiej historii. :) 

 

Literówka – akurat nie, bo bohater nie wymawiał „f”. :p

 

Pozdrawiam serdecznie i nawzajem – powodzenia! 

To chyba największy komplement, o to głównie chodziło w opowiadaniu, żeby nie dało się przewidzieć, co tam na koniec zaserwuję. Skoro to wyszło – to najważniejsze. :D

To zdecydowanie wyszło, natomiast zabrakło (imho, bynajmniej nie sugeruję, że jest to łatwe) momentu, kiedy cała ta różnorodność złożyłaby się w jedną całość. Wątek rodzinny trochę do tego aspiruje, ale spora część drogi – mam wrażenie – pozostaje częścią drogi. Zabrakło jakiejś symboliki, drugiego dna (ja przynajmniej strasznie lubię takie smaczki w miodnych tekstach, kiedy widać, że autor przedstawia pewien spójny obraz).

Literówka – akurat nie, bo bohater nie wymawiał „f”. :p

Kurcze, nie zauważyłem (widać już na tyle płynąłem z historią na tym etapie)

 

Pozdrawiam i jeszcze raz gratuluje naprawdę udanego tekstu!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Wątek rodzinny trochę do tego aspiruje, ale spora część drogi – mam wrażenie – pozostaje częścią drogi. Zabrakło jakiejś symboliki, drugiego dna

Już po czasie, kiedy tekst poleżał, zdałam sobie sprawę, co musiałabym pozmieniać i co chciałabym zmienić, więc może kiedyś wrócę do tekstu, żeby się nad nim poznęcać poprawić, ale to oczywiście już po konkursie. Teraz żadnych fabularnych zmian nie nanoszę, ale no – przydałoby się w przyszłości. :)

 

Dziękuję! :)

Ananke! Wybacz trochę spóźniony komentarz piórkowy, ale miałem ambicję trochę lepiej przemyśleć tu swoją odpowiedź – a ostatecznie i tak nie zrobiłem tego tak dobrze, jak bym chciał.

Generalnie muszę więc powiedzieć, że z jakiegoś powodu ciężko mi się to czytało i choć nie jestem w stanie wskazać dokładnych przyczyn, to intuicja podpowiada mi, że to coś w narracji mnie uwierało. Na pewno miałem wrażenie, że brakuje Ci opisów widma na początku, a także, że narracja jest prowadzona nieco chaotycznie. Wrzucenie czytelnika w sam środek akcji to chyba jakoś stosowany często motyw, ale ja się prawdę mówiąc pogubiłem:D

Dalej też chyba dużo rzeczy nie jest jakoś przesadnie wyjaśnianych i tego chyba trochę brakuje. Tak pod końcowe pokazanie się ojca, jak i twist z Dalią – oba wydają mi się nie do końca przygotowane.

Tekst nadrabia pomysłami – zarówno głównym, jak i wymalowanym na końcu obrazem Wygasłego Miasta, a także przesłaniem (uwaga: nie odczytałem go niestety, ale skutecznie udało mi się przejrzeć inne komentarze). Niemniej mi to się gdzieś wszystko zgubiło pod warstwą narracyjną i ukrytymi historiami, a być może i gorszą formą dnia/miesiąca – dlatego poważniej traktowałbym na Twoim miejscu resztę komentarzy, a mój bardziej jako wrażenia czytelnicze, niż poważną analizę.

Слава Україні!

 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Golodhu, wybaczam, ja też nie zauważyłam, że coś tu się dodało, musiałam przegapić jak było na głównej i tak nie zaglądałam pod swoje opowiadania. ;) A po drodze miesiąc przepłynął…

 

Z pogubieniem nie Ty jeden, sporo czytelników miało problem, żeby się nie pogubić, jakaś mniejszość nadążyła. :D Opisy widma chciałam tak stonować, bo pierwszy opis był dla bohaterki taki właśnie chaotyczny – dojrzała coś w ciemności, bez twarzy, jakiś strzęp mgły… Ale strach przesłonił takie patrzenie dla dostrzegania szczegółów. ;)

Co do narracji – no to już muszę się zgodzić, że wrzuciłam w środek, nie lubię rozwlekania i budowania 10 stron opisów co może się wydarzyć. XD Ale wiem, że łatwo przeholować i rozumiem, że tu mogłam przeholować i za mało wprowadzać. ;)

 

No mogłam trochę lepiej rozplanować, ale opowiadanie miało liczyć 35 tys. znaków, a ostatecznie wyszło… jak wyszło, sporo świata chciałam pokazać i dopiero później mnie olśniło, że za dużo tego, że trzeba się hamować. To też było takie eksperymentalne opowiadanie, bo chciałam napisać na złodziei dłuższy, zakończony tekst, dość prosty, ale – hm… Moja definicja prostych tekstów znacząco się różni od Czytelników. :D Przynajmniej wiem nad czym pracować. :)

 

Myślę, że każdy komentarz to głównie przemyślenia, a to najbardziej cenne, więc dziękuję za komentarz i za wszystkie uwagi, biorę do serca i poprawię się. :D

 

Pozdrawiam,

Ananake

 

 

Gravel – oo, jak ładnie przemyślany obrazek. :) Pozdrawiam Jurorkę. ;)

Ja z tych zagubionych w akcji, w sumie przez większość czasu nie wiedziałam, o co chodzi, więc nieco mi się dłużyło, ale czytało się całkiem przyjemnie :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka