- Opowiadanie: tomaszg - Przybieżeli do Betlejem… pa-ste-rze!

Przybieżeli do Betlejem… pa-ste-rze!

Nowa przedmowa:

Licha stajenka / Horror

 

Stara przedmowa:

W jednym wątku konkursowym jest  jedno zdanie o anonimach (czyli można), w drugim o tym, żeby wpisywać tu słowa kluczowe (czyli anonim nie ma sensu).

Mam nadzieję, że nie zrobię nic złego, jeśli zrobię małego psikusa i podam słowa kluczowe około 24 grudnia (wcześniej, jeśli twórcy konkursu wyrażą prośbę w komentarzu). A może ktoś zgadnie i poda pod tekstem?

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Użytkownicy, Użytkownicy II

Oceny

Przybieżeli do Betlejem… pa-ste-rze!

Jego głowa była wielkości melona, a szpony dwa razy dłuższe niż tipsy przeciętnych kobiet. Człowiek-nieczłowiek stał pochylony, lekko się chwiejąc. Nie mrugał oczami, a we wzroku miał coś, co mocno hipnotyzowało. Poza tym był bardzo podobny do ludzi, no może poza jednym. Stwór nie wydawał żadnego dźwięku, nic, co przypominałoby zwykłą, normalną mowę.

On komunikował się w zupełnie inny sposób. Głowę Mikołaja zalały obrazy wielu planet, dotkniętych licznymi plagami. Mężczyzna oglądał agonię trójnożnych, człekokształtnych, pająkowatych i innych dziwnych stworzeń, włączając w to małe latające dywany i miniroboty.

To było nie do zniesienia. Złapał się za głowę i zaczął krzyczeć. Czuł, że jego mózg przegrzewa się i puchnie. Ból spowodował, że rozpłakał się jak małe, zagubione dziecko. Upadł, zaczął kwilić i zwinął się w kłębek.

Tamten dopadł go, gdy był całkiem bezbronny. Mikołaj poczuł, że coś mu wstrzyknął, a potem zaczął łamać kości i wyrywać fragmenty ciała. Dopiero wtedy zemdlał.

 

***

 

Pierwsze, co zarejestrował, był widok znienawidzonego, metalowego sufitu.

– Światło.

W środku zrobiło się całkiem jasno. Mężczyzna nie przebywał już w świecie z koszmarów. Leżał w niewielkiej, ciasnej puszce, na którą skazany był przez osiem ostatnich lat. Ciężko oddychał, i drżały mu ręce. Podniósł lewą dłoń, ale bardzo powoli, z namysłem, zupełnie, jakby się dziwił, że wciąż ją ma. Ostrożnie otarł spocone czoło. Chciał wstać, gdy usłyszał pukanie do drzwi, które chwilę później, zgodnie z nową, świecką tradycją, zmieniło się w walenie pięścią.

– Ojcze, otwórz. – Mikołaj uznał, że jest gotów i chce to mieć poza sobą.

Drzwi odsunęły się z cichym szumem.

– Krzyczałeś, aż wszystkich pobudziłeś. Co ty sobie, kurwa, myślisz? – Marek wparował w slipkach, wkurzony jak diabli. – Sta-a-ry, bierz coś na uspokojenie, napij się, zwal sobie czy co tam chcesz, ale na litość boską, daj nam trochę żyć.

– To wyrzućcie mnie do lewiatana.

– Bez takich. Załoga musi być jak palce jednej ręki. Jak jesteś niewyspany, to się na wszystkich odbija. Muszą ciebie poprawiać. Też są zmęczeni.

– Jasne.

– Nie pyskuj. Ja mówię poważnie. Dałeś nam popić i popalić. Spać nie możemy.

– No już dobra, dobra, przyjąłem do wiadomości. Wezmę pigułki.

– Ja myślę.

Marek wycofał się, a Mikołaj wstał, zażył narkotyk i zasnął jak dziecko. Do rana nie miał żadnych snów.

 

***

 

– Yellow alert! All personel, yellow alert! Yellow alert!

Brał prysznic, gdy usłyszał sygnał żółtego alarmu. Zadziałały odruchy. Natychmiast zakręcił wodę i, jeszcze mokry, zaczął się wbijać w kombinezon chłodzący. Zajęło to mu piętnaście sekund, co zarejestrował z zawodową precyzją. Nie zaprzątał sobie głowy wyłączaniem sprzętu, tylko wybiegł na korytarz i ruszył w kierunku mostka, gdzie znajdowały się kapsuły.

– Co jest?! – krzyknął do Marii, która wyskoczyła od siebie z mokrymi włosami i ręcznikiem w ręku.

– Nie mam zielonego pojęcia.

Na mostku zastali bladego Wojtka, który stał przed starym i krzyczał coś o potworach.

– Młody, ładownia numer pięć. Co tam jest? – Kapitan podjął decyzję, żeby uruchomić cały system, pomimo że to groziło pożarem z przewodów. – I wyłącz ten cholerny alarm. Głowa mi pęka.

– Fascynujące. – Marek, nawigator i technik pierwszej klasy, po chwili patrzył na obraz z kamer, na którym widać było falowanie korytarza, co w samo w sobie było niemożliwe, bo stali nie robiono przecież z gumy.

– Temperatura? Promieniowanie? Spójność kadłuba?

– W normie.

– Czy możemy odciąć całą sekcję?

– Dobrze pan wie, że nie. Klamry nie działają. Trzeba było nie żydzić w stoczni.

– Nie ucz ojca dzieci robić.

Nagle statkiem mocno szarpnęło. Pokład wpadł w ostre, niekontrolowane wibracje. Wstrząsy powtórzyły się kilka razy, a ludzie na mostku robili, co tylko możliwe, żeby nie upaść.

– Kapitanie, ojciec nie reaguje. – Marek zaczął szybko stukać w klawiaturę. – Wytycza nowy kurs. Nagrzewa silniki. Zmniejsza ciśnienie chłodziwa.

– Kurwa! Kurwa! Kurwa! Wiedziałem! – Mikołaj uderzył pięścią w stół.

– Spokojnie. – Stary położył mu dłoń na ramieniu. – Gdzie lecimy?

– Nie uwierzy pan. Opuszczamy Pegaza. Kurs do układu zero jeden.

– Nie wierzę. Odcięcie reaktora?

– Już próbowałem.

– Zrzut awaryjny?

– Nie działa. Jesteśmy tylko pasażerami na tej łajbie. Odcięło nas w środkowej i tylnej sekcji. Nie mamy czujników ani kamer.

– Poślij kino.

– Aj, aj, sir. – Mężczyzna odepchnął się rękami i przejechał fotelem do sąsiedniego stanowiska. – Już.

Czwórka na mostku zaczęła wpatrywać się w ekran, na którym widać było obraz z niewielkiego drona, sterowanego joystickiem z konsoli. Aparat powoli przemierzał korytarze statku, będące kręgosłupem łączącym część mieszkalną z maszynownią. Pod nimi znajdowały się ogromne zestawy kontenerów, zestawianych w mniejsze lub większe sekcje w zależności od potrzeb. Całość była odległa mniej więcej pięćdziesiąt metrów od mostka, umieszczonego z kabinami w przedniej części. W środku było teraz całkiem ciemno, zupełnie jakby siadło zasilanie, ale im to nie robiło różnicy, bo mieli podczerwień i noktowizję.

– Iiii! – Maria zapiszczała i zasłoniła usta, gdy w ciemności zobaczyli błyszczące ślepia.

Marek zatrzymał kino, i po chwili ruszył dalej, ale o wiele ostrożniej i wolniej. Na ekranie dało się zauważyć więcej szczegółów, i w końcu dotarło do nich, że widzą sylwetki humanoidów, którzy wydają się rozglądać i badać sytuację.

– To wygląda jak… starożytni pasterze. – Kapitan zrozumiał, że stwory są bardzo podobne do ludzi.

Kilka sekund później na ekranie pojawił się sam szum.

– Cholera. – Marek zaczął stukać w klawiaturę i analizować nagranie klatka po klatce. – Houston, mamy problem.

– Co robią?

– Właściwie nic. Ale to nie jest nasz problem.

– Wyślij drugie kino.

– Pan nie rozumie. Ten sprzęt może przetrwać małą Hiroszimę. Jeden z zasrańców nas zauważył, wyciągnął drewnianą laskę i strzelił. A potem jest ciemność. To cholernie szybki drań. Nagrywamy dwieście klatek na sekundę, a on zmieścił się w trzech.

– Domniemaną drewnianą laskę. Nie wiemy, co to za dziadostwo.

– Laska wujka Palpatine. – Mikołaj rzucił bez zastanowienia.

– On miał od tego ręce. To bardziej miecz Luke czy różdżka Pottera.

– Albo kostur kapłanów Ori.

– A może laska Mojżesza? – Mikołaj zaśmiał się nerwowo. – I czeka nas siedem plag z Egiptu?

– Dlaczego myślisz, że to coś z Biblii? – Kapitan przyjął to na poważnie.

– Wystarczy spojrzeć na tych gości. Takich samych widziałem na holo.

– A ja już wiem wszystko. – Niespodziewanie odezwała się Maria, której znudziło się układanie włosów. – To są trzej królowie i pasterze. Popatrzcie na turbany.

– To co robimy?

– Odcięcie dziobu i zwiad. – Kapitan podjął decyzję. – Wiemy, że to coś nie lubi elektroniki. Idziemy dwójkami. Trzeba obadać sytuację.

– Ochotnicy. Ty, ty i ty. – Marek parsknął śmiechem. – Nie na to się pisałem.

– Trzecia zasada zaboru mówi „dzisiaj jest dobry dzień, żeby umrzeć”. Wiesz dobrze, jaka jest kolejność.

– Wiem, kapitanie. Wszyscy wiemy. Nie musi pan mówić. Proponuję otworzyć zbrojownię i przygotować, co tylko się da.

– Zgoda. Zbiórka na mostku za piętnaście minut.

 

***

 

– Mniej więcej za godzinę miniemy Saturna. – Marek otarł spocone czoło i smętnie spojrzał na szybko zmontowany miotacz ognia, który leżał na stole. – Odcięli nas od łączności i nawigacji. Siada podtrzymywanie życia. Żeby coś zrobić, musimy przejść do rdzenia. Wszyscy wiemy, że są tylko trzy kanały.

– Cztery.

– Michi, nie zaczynaj. Nasze skafandry można o kant dupy potłuc. Boże, ile ja bym dał, żeby dorwać tego śmieszka, który nazwał to pudło Nostromo.

– No co ty? Fajnie jest. Duszno i parno. Będzie zabawa, będzie się działo. – Mikołaj, ubrany w spodnie moro i podkoszulek, spojrzał łakomie na Marię, która pokazała środkowy palec, zaciągnął się papierosem i wrócił do inspekcji karabinu Gatlinga, potocznie zwanego małym Waterloo.

– Zgaś to. Jeszcze nas spalisz.

– Ty tak na poważnie? Odmawiasz ostatniego fajka w życiu?

– Nie pierdol głupot. – Marek wyjął mu papierosa, rzucił go na podłogę i zgasił butem. – Wyjdziemy z tego. Jeszcze się będziesz śmiał.

– Chyba nogami do przodu. Jako inkubatory dla obcych skurwieli.

– Trzeba było nie zbierać fantów.

– Jakoś nikt nie pomyślał, że „Obcy” to dokument.

– Przestańcie się kłócić i zachowywać jak pizdy. – Maria odwróciła się, żeby zmienić przepocone ubranie. – Idziecie, robicie, co trzeba, i cieszymy się z premii. Proponuję normalnie, potem głównym kanałem, a jak nie, to przez poboczne. Siusiu, paciorek i w drogę. Wymarsz za dziesięć minut.

– A ty? Dlaczego nie idziesz? Za kogo ty się masz, laska?

– Za kogoś, kto skopie twój gruby, spasiony tyłek.

– Kapitanie, tak nie można. – Marek zwrócił się do pierwszego po Bogu. – Nie na to się pisałem, żeby korporacyjna sucz ustawiała mnie do pionu.

– Nie ja tu rządzę. – Stary wzruszył ramionami. – Panienka powołała się na trzy trzy a.

– Cholerni korporaści. – Marek wycedził przez zęby.

– Jedziemy na jednym wózku. – Maria uśmiechnęła się złośliwie. – Wszyscy są odpowiedzialni, zgodnie z kontraktem.

– Dobro wspólne, zarządzane z tylnego siedzenia przez równych i równiejszych.

– Słyszałam. Brać noktowizory, i ruszać tyłki. Bóg z wami, chuj w dupę, krzyżyk na drogę, i takie tam. Nie mamy całego dnia.

– Tak jest. Trudne sprawy rozwiązujemy przed śniadaniem. Za wszystko inne zapłacisz kartą Mastercard.

– A z czego to?

– Z jakiejś bardzo starej reklamy.

 

***

 

– Mogła nas przelecieć i wysłać po dobroci. Każdy by jej jadł z ręki. I na co nam to było? – Marek narzekał dobre dziesięć minut, ale zamilkł, gdy Mikołaj zatrzymał się, podniósł rękę i oznajmił z drżeniem w głosie:

– Chyba coś widziałem.

– Cycki Marii, z naciskiem na chyba.

– Zamknij się w końcu.

– Jak myślisz? Wrócimy?

– Nie wiem. Też się boję. A teraz chodź.

– Jakby co, strzel mi w łeb.

– OK.

Ruszyli, ale w pełnej ciszy, skupieni i zajęci swoimi myślami.

– Przerabiają cały statek. – Mikołaj pierwszy wszedł do kambuza, który nie wyglądał jak pomieszczenie w transportowcu klasy alfa, tylko jak pokręcona chatka z horrorów. – I co tu robi ten kot?

– Błeeee, co to w ogóle jest? – Marek dotknął pajęczyn, które ciągnęły się przy glinianym kociołku, stojącym centralnie na stole, na płonących drwach, które nie wydzielały żadnego ciepła. – Nie próżnowali ci trzej królowie. Czego oni tu w ogóle chcą?

– Ten smród to chyba ze ścian. – Mikołaj pociągnął nosem.

– I wilgoć.

– Wilgoć też. To ektoplazma. – Mężczyzna odsunął się od ściany i odskoczył jak oparzony, wpadając na krzesła.

– Co jest?

– Déjà vu. Ten kot był przy wejściu, a potem przeszedł na środek. Mrugnąłem oczami, i znowu jest w drzwiach.

– Wszystkie koty są czarne.

– Na psa urok. – Mikołaj splunął na ziemię. – Nam tu egzorcysty i księdza trzeba.

– Nie marudź.

– Kontakt! – Mikołaj uruchomił działko, gdy od strony luku zobaczył postacie znane z kino, które miały kluczyki do nakręcania i poruszały się jak zabawki.

Pociski wchodziły w nie jak w masło, nie wywołując jednak większych uszkodzeń. Nie pomógł nawet miotacz, i po chwili wszystko płonęło, tylko nie stwory, które parły do przodu, wyglądając jak żywe pochodnie.

– Wyłączyły gaśnice!

– Pole siłowe!

– Wycofujemy się!

Mężczyźni zaczęli poruszać się w stronę dziobu, wzajemnie osłaniając tyły.

– Wracamy!

– Wpuście nas!

W końcu dotarli do łącznika, będącego na granicy modułów.

– Ojcze, śluza!

– Kurwa, otwierać!

Walili w drzwi, ale nie dawało to żadnego rezultatu.

– Wiedziałem! – Mikołaj odrzucił działko i zaczął majstrować przy zamku z boku.

– Nie mogę cię wpuścić. – Nagle usłyszeli w słuchawkach głos komputera. – Mikołaj, co ty robisz? Opór jest daremny. Czy chcesz usłyszeć piosenkę? Daisy… Daisy… Raz-dwa-trzy. Daisy… Daisy…

– Mam. – Między skrzydłami drzwi pojawiła się szpara, nad którą z drugiej strony pracował Wojtek z kapitanem.

– Zbuntował się!

– Wiemy. Zupełnie nas odciął.

– Gdyby tak można było cofnąć czas – westchnął Marek, po chwili bezpiecznie stojąc za grubymi, stalowymi drzwiami. – Może jednak przejdziemy się w kombinezonach?

 

***

 

– Jakie jest prawdopodobieństwo, że statek natrafi na obcą planetę, na niej na dekoracje świąteczne, a te okażą się żądnymi krwi kosmitami? – Marek rozejrzał się po mostku, szukając zrozumienia w załodze, zebranej przy stole nawigacyjnym.

– Nie atakują nas, tylko bronią swojego terytorium, a to jest ogromna różnica.

– Szkoda, że całe Nostromo jest ich terytorium.

– Nie całe, tylko trzy czwarte. I nic nie wzięło się z powietrza. To ludzie ludziom zgotowali ten los.

– Właśnie. Skąd się tam wzięli?

– A bo ja wiem? Może to jedna z wypraw, o których nie usłyszymy na lekcjach historii?

– Najprędzej obcy, którzy zbudowali bazę, żeby wyglądała jak nasza.

– Wiedziałem! Wiedziałem! Wiedziałem! Grubas z brzuchem, w czerwonej czapce, ten przy śluzie, od razu wydał się podejrzany.

– I teraz się mści za to, że go rozstrzelałeś. Jasne.

– Nie chciałem źle.

– Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane.

– Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Gówno się rozlało. – Kapitan był bardzo konkretny. – Zastanówmy się, co można zrobić.

– Jak trwoga, to do Boga – zauważył Mikołaj.

– To moja wina. – Maria odstawiła lampkę wina. – Powinnam coś powiedzieć, gdy zobaczyłam stajenkę.

– To co teraz, szefowo?

– A bo ja wiem? – Kobieta podrapała się po głowie. – Nie odezwaliśmy się do rodziców na Marsie. Mogą nas zniszczyć. Żeby tak chociaż dać im znać, że tu są żywi ludzie. Jakieś pomysły? Każdy pomysł się liczy.

– I chuj strzelił silną, niezależną babkę – dodał Marek. – Weźmy kapsuły. Nadajmy ogólny jeden.

– Potraktują nas jak zakażonych.

– No to prom.

– Trzeba do niego przejść, geniuszu jeden. – Marek strzelił Mikołaja w głowę.

– No co? Przecież każdy pomysł się liczy. – Ten zaczął masować bolące miejsce.

– A może po prostu dać im spokój? – Kapitan skończył nabijanie fajki. – Niech to pudło leci i robi co chce.

– Myśli pan, że to przyjście mesjasza? Ale dlaczego naszym kosztem?

– Sami się wprosiliśmy.

– To co nam pozostało?

– Modlitwa.

– Ale ja nie jestem Żydem.

– Nikt nie jest doskonały.

– A ja bym zrobił z dziobu kapsułę – odezwał się milczący dotąd Wojtek. – Rozwalmy środek. Polecimy do przodu, a oni w kosmos, wypierdki mamucie.

– „Event Horizon”?

– A jak myślisz?

 

***

 

„Nostromo”, transportowiec pierwszej klasy, największa jednostka w konstelacji Vegi, szedł protonowym ciągiem przez środek gwiazdozbioru. Czterech członków załogi śniło w swoich kabinach, tymczasem obok nich działy się bardzo dziwne rzeczy.

– Nasz syn będzie zadowolony. – Józef spojrzał na Maryję, a potem dotknął zatopionego w żywicy mężczyznę, który wydawał się spać, od czasu do czasu krzycząc i wpadając w drgawki. – Tłuści, soczyści i pełni energii.

– Tylko ona się liczy. – Maryja wskazała na kabinę obok, gdzie w podobnym półśnie trwała kobieta. – Będzie najlepszą ze wszystkich Ew. Wyda zdrowe, silne potomstwo. A wiesz, co jest najgorsze?

– No co?

– Już czterdziesty drugi raz próbują się ratować.

– I właśnie dlatego bardzo lubię ludzi. Ciągle nas czymś nowym zaskakują. Tak w ogóle to czterdzieści dwa jest jakby znajome. Nie przypomina ci to czegoś?

– Hmmm, wakacje?

Koniec

Komentarze

On komunikował się w zupełnie inny sposób.

Według mnie on jest zbędny.

 

 

Obrazoburcze, zabawne, chamskie, wciągające.

Czytałam na zasadzie permanentnych zagubień i radosnych odkryć.

Jako autora obstawiałałabym kogoś z zespołu piszącego do Kalendarza rok temu, albo dwa opko o operacji kalekiego chłopca.

Lożanka bezprenumeratowa

Hej 

Anonimie namieszałeś w tym opowiadaniu, tak jak w tagach :P. Co cię podkusiło by wrzucić opowiadanie jako horror? No chociaż, też może być – od biedy ;)

 

Opowiadanie składa się z powiedzonek i znanych marek oraz wulgaryzmów :D. Ale jest dowcipne i trzyma niezłe tempo akcji, więc nie nudziłem się :). Miła i przyjemna lektura choć może nie dla wszystkich ;)

 

Pozdrawiam :)

P.S. A też na koniec wrzucę jedno powiedzonko a raczej cytat :P “Nie drwij z cudzej religiiani to ładne, ani grzeczneani… bezpieczne”. ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Zagubieni na pasterce + Space Opera

 

Nie bardzo wiem, o czym to jest, ale czytało się wartko.

 

Powodzenia w konkursie. Pozdrawiam.

smiley

Dobre! Trzyma poziom abstrakcji i tempo…heh.

Dwie drobnostki:

– Myśli pan, że to przyjście mesjasza? Ale dlaczego naszym kosztem?

– Sami się wprosiliśmy.

– To co nam pozostało?

– Modlitwa.

– Ale ja jestem Żydem.

Mesjasza

A druga – Żydzi też się modlą więc protest nie na miejscu, albo trzeba go doprecyzować…

 

dum spiro spero

Czasami jak mi zostanie rosół z niedzieli to robię taką zupę, do której wrzucam różne ostatki z lodówki i zakamarków spiżarki. Kalafior, por, seler do tego dosypuję trochę kaszy manny, bulgur itp. To opowiadanie mi przypomina taką zupę, całkiem smaczną zresztą ;) Niemniej, Ty Anonimie przesadziłeś chyba trochę z liczbą składników i trudno w tej plątaninie smaków zrozumieć… o czym to jest (przynajmniej mi angel).

 

Zgadzam się, że tempo jest fajne i ogólnie bez nudy przeleciałem przez te opowiadanie.

 

Bóg z wami, chuj w dupę, krzyżyk na drogę, i takie tam.

XDD +1

Też chciałem zauważyć, że jak dotąd tylko jedna osoba wybrała space operę, więc, no… ;)

,,Mało poprawne politycznie” to chyba najlepsze podsumowanie. Dla mnie było bardziej męczące niż zabawne. Kawalkada brzydkich słów, popkulturowych nawiązań i, że tak się wyrażę, odważnych żartów to troszeczkę za mało, żeby zrobić coś ciekawego. :(

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Cóż, nie przemówiło do mnie, za to zmordowało, jak nie przymierzając przygotowanie dwunastu potraw.

 

a szpo­ny dwa razy więk­sze niż tipsy prze­cięt­nych ko­biet. → …a szpo­ny dwa razy dłuższe niż tipsy prze­cięt­nych ko­biet.

 

Głowę Mi­ko­ła­ja za­la­ły ob­ra­zy pla­net, które do­tknę­ły licz­ne plagi. → Czy dobrze rozumiem, że planety dotknęły licznych plag?

 

włą­cza­jąc w to małe, la­ta­ją­ce dy­wa­ny i mini ro­bo­ty. → …włą­cza­jąc w to małe la­ta­ją­ce dy­wa­ny i miniro­bo­ty.

 

Pierw­sze, co za­re­je­stro­wał, był widok znie­na­wi­dzo­ne­go, me­ta­lo­we­go su­fi­tu. Cięż­ko od­dy­chał. → Sufit oddychał???

Pierw­sze, co za­re­je­stro­wał, to widok znie­na­wi­dzo­ne­go, me­ta­lo­we­go su­fi­tu.

 

– Co jest?! – Krzyk­nął do Marii… → – Co jest?! – krzyk­nął do Marii

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

Wstrzą­sy po­wtó­rzy­ły się kilka razy, a lu­dzie na most­ku trzy­ma­li, żeby nie upaść. → Co trzymali ludzie, żeby nie upaść?

 

Pod nimi znaj­do­wa­ły się ogrom­ne ze­sta­wy kon­te­ne­rów, ze­sta­wia­nych w za­leż­no­ści… → Nie brzmi to najlepiej.

 

W środ­ku było teraz zu­peł­nie ciem­no, zu­peł­nie jakby sia­dło za­si­la­nie… → Czy to celowe powtórzenie?

 

– Marek wyjął mu pa­pie­ro­sa i zga­sił go butem. → Czy dobrze rozumiem, że zgasił butem palącego?

 

Co oni tu w ogóle chcą?Czego oni tu w ogóle chcą? Lub: Co oni tu w ogóle robią?

 

Gru­bas z brzu­chem w czer­wo­nej czap­ce, ten przy ślu­zie… → Czy dobrze rozumiem, że grubas miał brzuch w czerwonej czapce?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Za komentarze dziękuję, kilka usterek poprawiono (też dziękuję), natomiast… zastanawia mnie pewna niekonsekwencja:

Gdy Hollywood w swoim filmie puścił żarcik o religii, to wszystko OK; ale jak się pojawiło nawiązanie do tegoż żarciku w 2023, to już nie OK.

Czy tak czy inaczej, sami chcieliście ;) i pojawiła się wersja bardziej nawiązująca do oryginału.

Pytanie retoryczne: ileż to autor (autorka?) może mieć lat, że wspomina takie “niepoprawne” filmy?

 

Cześć Anonimie! 

 

Obawiam się, że opowiadanie zupełnie do mnie nie trafiło. Pierwszy raz przeczytałem je wczoraj i nie zrozumiałem kompletnie o czym właściwie to jest. Ale byłem zmęczony, więc przed skomentowaniem przeczytałem po raz drugi, już dzisiaj. I dalej nie mam bladego pojęcia, ocb.

 

Jest masa nawiązań do popkultury, parafraz, niepotrzebnych wulgaryzmów i niezbyt pasujących do kontekstu żartów. Czyli w sumie coś na wzór family guy od 10 sezonu w górę ;) Niestety, nie mój klimat.

 

Powodzenia!

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Sorki, że piszę dopiero teraz (ofc dałbym znać od razu, gdyby coś było nie tak;)) – nie ma problemu z anonimowością i zwłoką w podaniu prezentów. Jedynie Kwiatuszek (Krokus) się zarzeka, że nie będzie czytał bez prezentów, więc wpadnie później – ale to pewnie mała różnica dla Ciebie, czy zrobi to teraz, czy za miesiąc;)

 

Ponieważ przeczytałem, wrzucam obrazek jurorski. Komentarz po wynikach:P

Слава Україні!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Cześć,

 

Przyznam szczerze, że dość dziwne, wręcz osobliwe jest to połączenie świąteczno-religijnych wierzeń/skojarzeń z kosmicznym horrorem. Oczywiste odniesienie do filmu “Obcy – ósmy pasażer Nostromo” przypada mi do gustu, bo lubię tego klasyka Sci-fi. Momentami jest bardzo zabawnie, aczkolwiek (przynajmniej na początku) trochę chaotycznie. Pewnie nie każdemu też spodoba się spora liczba wulgaryzmów. Bardzo sprawnie napisane, zwłaszcza dialogi i sceny kiedy akcja przyspiesza. Powodzenia w konkursie i pozdrawiam.

Bogiem a prawdą nie zrozumiałam, przeczytałam komentarze, ale to też niewiele pomogło. Może dlatego, że jestem bardziej książkowa niż filmowa, a na dodatek nie lubię horrorów, więc Obcego nawet nie próbowałam oglądać. Technicznie nieźle, ale nic więcej nie jestem w stanie napisać.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dziwne połaczenie stylu i tematyki. Chyba nie do końca zrozumiał, a z komentarzy wnoszę, że nie tylko ja. Parę rzeczy bardoz mi zazgrzytało:

 

"szpony dwa razy dłuższe niż tipsy przeciętnych kobiet. " – Jakiej długości mają tipsy "przeciętne kobiety"? A może przeciętne kobiety nie noszą tipsów? Czy istnieją przeciętne kobiety? Czy mężczyzna nie może mieć tipsów? Tyle pytań, a odpowiedzi brak!!!

 

Człowiek-nieczłowiek, Mikołaj, Mężczyzna – ile osób występuje w pierwszym akapicie?

 

"Aj, aj, sir. " – jeśli tak to chyba: "Aj, aj, ser." ;)

 

"Starożytni pasterze" jak się okazuje nosili turbany, w moje poczucie humoru to nie trafia, ale … może kwestia gustu.

 

 

W komentarzach robię literówki.

Przeczytałem i trochę się w tym opowiadaniu pogubiłem. Nie rozumiałem, co się dzieje. Dopiero pod koniec coś tam zajarzyłem. Nie powiem, że bawiłem się źle bo było nawet dobrze, ale raczej widziałem strzępy obrazów niż historię. Lubię taki styl prowadzenia opowieści, urywki i liczne niedopowiedzenia. Ale w tym przypadku po prostu nie załapałem. 

 

Pozdrawiam

Kto wie? >;

Zakręcone. :) Czasami nawet za bardzo. Ale czytało się szybko, akcja pędziła, co uważam, że jest bardzo na plus. Rozumiem, że to im się wszystko śniło?

„Nostromo”, transportowiec pierwszej klasy, największa jednostka w konstelacji Vegi, szedł protonowym ciągiem przez środek gwiazdozbioru.

Gwiazda Vega znajduje się w konstelacji Lutni… wcześniej piszesz, że mijają Pegaza. I znalazłam też informację, że za godzinę miną Saturna. Teraz pytanie, czy są na terenie naszego układu planetarnego, na co wskazywałby Saturn, czy Lutni, czy Pegaza… i czy Saturn nie wyklucza jednak rejsu przez środek gwiazdozbioru, który jest jednak (jakikolwiek) zbiorem dalekich gwiazd widzianych i opisanych kiedyś z Ziemi… Trochę się czepiam, ale może ktoś (autor?) się lepiej zna i mi wyjaśni? :)

 

No i w końcowej scenie Maryja i Józef wskazywaliby jednak na Jezusa, a tu pojawia się nam Adam i Ewa, plus jakieś elementy ludzi jako potencjalnej wieczerzy, co sprawia, że człowiek gubi się w domysłach… Ale może o to chodziło. Hmmm. 

Myślę, że gdyby nieco uspokoić ilość niejasności, byłoby czytelniej i lektura byłaby przyjemniejsza. Choć i tak całkiem spoko. :)

Pozdrawiam świątecznie! :) 

Hej!

 

Komentarz na bieżąco. :)

 

tipsy przeciętnych kobiet

Hm, jakoś mi to nie pasuje, czemu przeciętnych kobiet? Czy istnieje wyznacznik między tipsami kobiet przeciętnych a nieprzeciętnych? I mierzony jest w centymetrach, milimetrach? Ja bym stawiała raczej na inne porównanie, to z tipsami kojarzy się mało groźnie, tipsy są też cienkie, eleganckie. Chyba nie o takie skojarzenia chodziło?

 

Za to dalsza część klimatyczna, zaczyna się prawdziwy horror, te wspomnienia z planet, a później jeszcze łamanie kości, brrr…! Sugestywnie opisane, podoba mi się.

 

Ciężko oddychał, i drżały mu

Bez przecienka

 

Wrzucasz nas na statek, zmieniasz perspektywę… Co tu się dzieję? :D Fajnie, wciągnęłam się. :)

 

usłyszał sygnał żółtego alarmu

Linijka wyżej mamy, że jest żółty alarm, nie ma sensu tego powtarzać.

 

Laska wujka Palpatine.

Z tego, co kojarzę, odmiana Palpatine'a.

 

Luke – Luke'a

 

Poza tym – przyjemna rozmowa o uniwersach. :) Jedynie bohaterowie mi się rozmywają, jest ich kilku, żaden aż tak bardzo się nie wyróżnia. Szkoda.

 

korporaści. – Marek wycedził przez zęby.

korporaści – wycedził Marek przez zęby.

 

 

Szpikujesz tekst sporą dawką dobrze znanych wyrażeń, przez co bohaterowie nie mają za bardzo swoich kwestii. Może o to chodziło, nie wiem, ale wyszło bardziej jak taki skecz w kosmosie. Cały pomysł jest raczej poszatkowany i nie do końca go zrozumiałam. A jestem z tych, co lubią dziwne, często niezrozumiałe historie. Tutaj zabrakło mi więcej wyrazistości.

 

Pozdrawiam,

Ananke

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Strasznie dużo różnych elementów, nawiązań, powiedzonek. Nie do końca do mnie trafia, ale nie czytało się źle ;)

Przynoszę radość :)

Dzień dybry,

 

To bardziej miecz Luke czy różdżka Pottera.

→ To bardziej miecz Luke’a czy różdżka Pottera.

 

– Trzecia zasada zaboru mówi „dzisiaj jest dobry dzień, żeby umrzeć”.

Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że pisownia powinna wyglądać tak:

→ – Trzecia zasada zaboru mówi: „Dzisiaj jest dobry dzień, żeby umrzeć”.

 

Marek zwrócił się do pierwszego po Bogu.

Czyli kogo?

 

Bóg z wami, chuj w dupę, krzyżyk na drogę, i takie tam.

Hahaha, leżę :D

 

Trudne sprawy rozwiązujemy przed śniadaniem. Za wszystko inne zapłacisz kartą Mastercard.

Leżę po raz drugi :P

 

gdy od strony luku zobaczył postacie znane z kino

Literówka.

 

Wpuście nas!

Tu też.

 

– Trzeba do niego przejść, geniuszu jeden. – Marek strzelił Mikołaja w głowę.

Ponieważ wcześniej było dużo broni i strzelania, zamieniłabym tutaj strzelił na inne słowo, by nie było niedomówień. Np. walnął.

 

Tak w ogóle to czterdzieści dwa jest jakby znajome. Nie przypomina ci to czegoś?

– Hmmm, wakacje?

Kuurczę, tak bardzo żałuję, że nie skumałam końcówki, bo coś czuję, że jest epicka! Wytłumaczysz mi? ;p

 

Ogólnie wrażenia z czytania odniosłam baardzo pozytywne :) Pięknie posługujesz się językiem, a przekleństwa nie raziły, wręcz przeciwnie, bardzo mnie bawiły :)

Ja klikam!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Cześć, Tomaszu!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Nie jestem przekonany do horroru – bliżej temu do absurdu, czy nawet groteski. Licha stajenka występuje w ilościach śladowych. Same Święta… hmm… pomysł jest oparty na Bożym Narodzeniu, więc na pewno zaliczone.

Pogubiłem się w wydarzeniach. Nawrzucałeś do barszczyku chyba zbyt dużo i to zdecydowanie nie pomogło. Bohaterowie scharakteryzowani w zasadzie tylko imionami, samo miejsce akcji też nie powaliło.

Pod kątem technicznym jest całkiem przyzwoicie, choć nie bez zgrzytów.

Gdzieś pod tym nawałem różnych różności tli się naprawdę fajny zamysł, aż szkoda, że nie mógł porządnie wybrzmieć. Może zabrakło większego limitu.

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć!

Niestety, tekst nie bardzo przypadł mi do gustu. Zacznę od początku – już w pierwszym zdaniu walisz niezbyt przyjemnym i nie wnoszącym nic do fabuły stereotypem między oczy. Zestawione z postacią kobiecą, której rolą jest (a) piszczeć, (b) rozstawiać wszystkich po kątach w sposób daleki od miłego, (c) ostatecznie przyznać się do porażki, robi to na mnie raczej kiepskie wrażenie.

Bohaterowie generalnie moim zdaniem nie mają charakterów, a w dodatku mylą się ze sobą – w pierwszej scenie na mostku używasz mnóstwa zamienników imion, takich jak stary, kapitan czy ojciec, a ja, jako czytelnik, nie wiem, z którymi imionami wiążą się niektóre z tych określeń, co tylko wzmaga chaos.

Podobnie sprawa ma się z fabułą. Rozumiem, że chciałeś ujawniać kolejne elementy wydarzeń stopniowo, ale w mojej głowie nie złożyły się one przesadnie w spójną całość. Mamy opętany statek, koszmary jednego z bohaterów i jego „wiedziałem!” przy pierwszym ataku, co nie doczekało się żadnej puenty, atak kosmitów-nakręcanych pasterzy, tajemniczą rzecz, którą wniesiono na statek, ale o której wspomina się tylko raz, jakieś wspomnienie o świętym Mikołaju… no dużo tego i nie robiło na mnie wrażenia spójnego. Realnie nie wiem, co się wydarzyło i dlaczego.

Jest tu sporo fajnych nawiązań do popkultury, filmów, reklam i tak dalej, ale równocześnie w sytuacji, w której statek jest atakowany, jakoś nie widzę jego załogi zastanawiającej się, czy kosmici wyglądają bardziej jak Harry Potter, czy postaci biblijne. I nie był to jedyny niezbyt realistyczny w moich oczach element – w pewnym momencie pada „Wiemy, że to coś nie lubi elektroniki.”, a ja nie wiem, skąd wiemy. Przecież kosmici właśnie wleźli na statek z pewnością napakowany elektroniką po sam kurek. Podobnie niewiarygodne wydało mi się, że „największa jednostka w konstelacji” ma czteroosobową załogę.

Tak więc niestety, ale chaotyczność tekstu, niejasna fabuła, w której urywały się wątki i niezbyt zarysowane postaci, złożyły się na kiepski odbiór tekstu. Jego najmocniejszą stroną były nawiązania do kultury, dobrze wplecione w opowieść (poza jednym przypadkiem wspomnianym wyżej). Dzięki za udział w konkursie!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

No niezbyt podeszło. Za dużo chyba zostało Ci w głowie i ciężko zrozumieć coś, poza główną myślą:/ Więcej opisów, może nawet bardziej łopatologicznych, ale wyjaśniających na tyle, żeby ogarniać co się dzieje.

Masz też dużo dialogów – nie wypadają tak źle, ale bardzo ciężko rozróżnić bohaterów. Generalnie nie za bardzo połapałem się, o co w tekście chodziło:/

Слава Україні!

Nowa Fantastyka