- Opowiadanie: ostaszewski - Klon

Klon

Powrotnik, czyli człowiek który wraca. NIechciani, odrzucani, podejrzani. Ich powroty wzbudzają strach i podejrzenia. Jaką tajemnicę skrywają? Jej rozwiązania podejmuje się młody naukowiec.  Czy dotrze do prawdy?

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Klon

Klon

 

Rozmawiał pan już z takim? – pytanie gliniarza wyrwało mnie z zamyślenia. Siedział przy biurku i udawał, że przegląda stosy papierów. W rzeczywistości obserwował każdy mój ruch. Nie to, że potem donosił, ale był ciekawy. Już na wejściu oświadczył, że to jego pierwszy kontakt z Powrotnikiem i chce jak najwięcej dowiedzieć się na ich temat. Nigdy nie przydzielono mu podobnej sprawy. Żalił się, że całą karierę przesiedział w obskurnych dzielnicach patrolując radiowozem meliny.

 Czy oni wszyscy muszą tak cuchnąć? Przemknęło mi przez myśl, kiedy doszedł do mojego nosa odór tytoniu i nie strawionego pożywienia. Dlaczego nie usuną im tego defektu? Nie wiem, ma to odstraszać potencjalnych zabójców czy ma służyć, aby na dzielnicach traktować ich jak swoich? I jeszcze te ciuchy… Wszyscy tajniacy ubrani byli w identyczne szarobure marynarki, przydługie koszule i za krótkie krawaty. Obraz nędzy i rozpaczy dopełniały ciemne, niemyte włosy i kilkudniowy zarost.

Tak, to przecież moja praca – starałem się być uprzejmy. Tak naprawdę nie chciało mi się wtedy zaprzyjaźniać z człowiekiem, który nie odegra w życiu żadnej roli. Miał mi tylko asystować przy oglądzie obiektu i dostarczyć miejsca do pracy.

A wie pan, kolega mówił, że oni podobno zawsze wracają. Przepraszam, dla pana to przecież oczywiste, stąd ich nazwa… – gliniarz wyszczerzył zęby w czymś w rodzaju przepraszającego grymasu ucznia wobec wymagającego nauczyciela – Chodzi mi o to, że podobno czeka nas teraz prawdziwa fala powrotów. Wie pan, czas leci i oni się starzeją… A to prawda że naprawdę przed śmiercią chcą zobaczyć stare śmieci.

Jest taka teoria – odburknąłem i zatopiłem się w notatkach. Starałem się dać mu do zrozumienia, że nie mam ochoty na konwersację, ale chyba bez skutku.

Bo wie pan… Tego złapaliśmy już na przedmieściach. Dziwne trochę… Do tej pory wszyscy, a według dostępnych mi danych było ich dokładnie 3225, docierali do Manhattanu lub na Times Square. A ten nie. Usiadł przed blokadą i czekał. Chłopaki z prewencji nie wiedzieli co robić hehehe – zaśmiał się chrapliwie i sięgnął po wodę – Przepraszam, sam pan widzi…. Ten mój defekt… Programator, hehehe. Nałóg palenia nie do pokonania ani psychicznie ani fizycznie. Ale dzięki temu krótsza służba. Piętnaście lat i utylizacja!

Co? – zapytałem zaskoczony.

Nie, niech pan się mną nie przejmuje – znowu gruźliczy śmiech – Nie chodzi mi oczywiście o utylizację, jak tych tam… Tak mówimy o emeryturze. Powiem panu w zaufaniu – zniżył głos do szeptu – Chłopaki, którzy są już w ośrodkach, piszą, że jest fantastycznie! Golf, plaża, pielęgniareczki – mrugnął do mnie – Nowe życie! A my tyramy jak woły i palimy te przeklęte fajki niszczące płuca… No, ale dlatego nazywamy to utylizacja. Rozumie pan, tak przewrotnie. My do raju a ci tam – do piekła! – gliniarz znowu wyszczerzył zęby.

Tak, rozumiem – uciąłem temat – No dobrze, na razie skończyłem. Mogę obejrzeć nasz obiekt – w rzeczywistości nie byłem nawet w połowie. Gliniarz ze swoimi opowieściami zaczynał grać mi na nerwach.

O, już, szybko, no ok… Pan widzę z tych służbistów…

Taką mamy naturę w instytucie – wstałem zza biurka i zacząłem zbierać papiery – Wpisane w DNA trzymanie się procedur, można powiedzieć. Bez nich nic byśmy nie osiągnęli.

Tak, tak, rozumiem oczywiście – gliniarz także się podniósł, tyle, że z trudem. Dopiero teraz zauważyłem jego wydatny brzuch i spodnie na szelkach – Im bliżej utylizacji, tym mniejsza mobilność! – zauważył moje spojrzenie. Z zakłopotaniem starał się zmienić swój wygląd w żart – Wie pan, mniej pracy w terenie, mniej ćwiczeń, więcej w papierach. I te fajki… No dobra, co dalej?

Zgodnie z procedurą muszę dzisiaj przez godzinę obserwować obiekt. Jutro rozmowa, a potem, hmm decyzja…

A powie mi pan, czy zapadła jakaś inna decyzji niż utylizacja? – znowu zionął we mnie odorem fajek i żarcia. Odwróciłem głowę pod pozorem zbierania notatek ze stołu.

Niestety nie mogę odpowiedzieć na to pytanie, tajemnica. Ale sam pan chyba się domyśla – pokręciłem przecząco głową i ruszyłem ku drzwiom.

 

 Obiekt siedział za biurkiem w czymś na kształt pokoju przesłuchań. Ściany z każdej strony, drzwi, lustro weneckie, przez które go obserwowałem. Właściwie obserwowaliśmy, bo gliniarz nie pytany wcisnął się za mną do pomieszczenia. Zaraz będę musiał go wyprosić. Powrotnik do dyspozycji miał tylko butelkę z wodą, do połowy już opróżnioną. Pewnie mu gorąco w tej małej klitce.

Wygląda normalnie – odezwał się ze znawstwem policjant.

Przecież mówił pan, że to pana pierwszy kontakt z Powrotnikiem – usiadłem za stolikiem i zacząłem rozkładać sprzęt do obserwacji.

Nie, no tak, znaczy jak na człowieka normalnie… Wie pan, z opowieści…

Z opowieści to są oni potworami, bydlakami i mordercami dzieci – przerwałem zirytowany – Pan wybaczy, ale mam naprawdę dużo pracy.

 Gliniarz skrzywił się i zrobił smutną minę. Przez chwilę wpatrywał się we mnie jak piesek czekający na przysmaczek.

No dobrze – przerwałem krępującą ciszę. Jak czegoś mu nie dam, to pod byle pretekstem będzie przedłużał swój pobyt tutaj, a potem zaglądał aby pogadać. I im dłużej tu jest, tym większy odór zaczyna unosić się w powietrzu. Na szczęście działa klimatyzacja – Trzy pytania, ok? Jeżeli będę mógł odpowiedzieć bez złamania tajemnicy, odpowiem.

 Ucieszony zaczął bez składu i ładu.

No super, bo wie pan, ja nie wiem co… Znaczy czy oni… No bo kumple opowiadali że oni tylko idą i patrzą…

Spokojnie funkcjonariuszu… – nawet nie zapytałem go o nazwisko. Standardowo powinien nazywać się Malony, ale czasami tytułują ich inaczej.

Malony, starszy posterunkowy Malony, sir – odpowiedział służbowo. Standardowo. A więc jednak niska ranga. To tłumaczy ponadprzeciętną ciekawość.

Niech pan odetchnie, zbierze myśli i pyta, ok? Trzy pytania.

 Znowu chwila ciszy. Gliniarz napiął czoło, aż pojawiła się na nim mała bruzda. Zwoje mózgowe układały zapewne trzy najważniejsze pytania w jego życiu.

No ok – zaczął w końcu – Więc tak. Dlaczego wracają?

O, to nie jest tajemnica – próbowałem rozsiąść się wygodnie na małym krześle. Dlaczego w pokojach obserwacyjnych serwują takie niewygody? Aby szybciej kończyć procedury? Ja przecież i tak nie miałem wyjście, musiałem przez godzinę obserwować obiekt – Wszyscy wiemy, że niedobitki zostały wysiedlone do rezerwatów, często w bardzo młodym wieku. Po latach uaktywniają się u nich wspomnienia z młodości, stare dobre czasy jak to mówią. Chcą przed śmiercią poczuć ten klimat młodzieńczych zabaw, przygody, miejsc, które kiedyś odwiedzali. Czują, że zbliża się ich koniec i po prostu wracają. Mimo że wiedzą co ich czeka. Ale chcą chyba umrzeć tu skąd pochodzą.

Ok, rozumiem, drugie pytanie. Czy tylko łapiemy ich u nas, czy inne miasta też są narażone?

Oczywiście że są – w trakcie rozmowy rozkładałem sprzęt do obserwacji. Kamera, komputer, dyktafon, notatnik. Chyba wszystko – Waszyngton, Boston, Chicago, Miami, z tych miast mamy raporty o Powrotnikach. Niestety, jak pan wie straciliśmy kontakt z zachodnim wybrzeżem i nie wiemy, co dzieje się w Los Angeles i innych ośrodkach. Aby nie tracił pan trzeciego pytania odpowiem od razu. Tak, Powrotnicy podobno wszczęli tam bunt i przejęli rządy. Z powodu zniszczeń w środkowej części kontynentu nie możemy tam dotrzeć, a komunikacja się urwała. Możemy jednak powiązać wzmożoną aktywność Powrotników z tymi wydarzeniami.

Ok, rozumiem. No to trzecie pytanie. Czy oni są naprawdę groźni? – wypowiadając te słowa zmrużył oczy. Niektóre miejskie i policyjne legendy opisywały Powrotników jako nadludzi o niewiarygodnych mocach. Domniemany bunt na zachodzie tylko to wzmocnił.

Odpowiem tak. Ani w Nowym Jorku, ani w innych ośrodkach nie odnotowaliśmy żadnych poważnych incydentów z ich udziałem. Nie zachowują się, przynajmniej do tej pory, agresywnie. Przychodzą, zwiedzają jak turyści, dają się pojmać. Kilka razy próbowali nawiązać bezpośredni kontakt z nami, ale jak pan się zapewne domyśla, zostali od razu zidentyfikowani i pojmani. Jedynym problem są tak naprawdę zabezpieczenia. Przechodzą przez nie do miast. Wtapiają się w tłum i próbują żyć z nami. Krótko bo krótko, ale im się to udaje. Rekordzistę złapaliśmy dopiero po 25 dniach.

I naprawdę nie są agresywni?

To już czwarte pytanie, funkcjonariuszu Malony. Ale odpowiem. Naprawdę nie są. Badamy ten fenomen i dochodzimy do wniosku, że pogodzili się ze swoim losem.

 Gliniarz otwierał już usta do kolejnego pytanie, więc mu przerwałem.

To wszystko, dziękuję panu.

No dobrzem miłej pracy. Ekspres z kawą stoi w rogu – rzucił na odchodne i z obrażoną miną trzasnął drzwiami. Zostałem w końcu sam.

 

 Sprawdziłem ustawienia kamery, zrobiłem sobie kawę. Zwykła, policyjna lura. Nic specjalnego. Spojrzałem na zegarek. 12.15. Godzinka obserwacji i można iść na lunch. Włączyłem nagrywanie.

Obiekt lat ok 70, łysy, rasy białej – popiłem kawy i skrzywiłem się. Odstawiłem kubek. Więcej po niego nie sięgnę – Wyraźna nadwaga, ale z pierwszego oglądu wydaje się zdrowym egzemplarzem. Ubiór standardowy, niebieskie dżinsy, sportowe buty, luźna pomarańczowa koszula.

 Usiadłem za biurkiem. Czeka mnie nudna godzina. Powrotnicy po złapaniu wpadają w stan otępienia, po prostu siedzą i czekają co z nimi będzie. Z każdą minutą dociera do nich, że nic dobrego. Ten w pomieszczeniu obok nie wyglądał na wyjątek.

 Co pięć minut musiałem zrobić notatkę z obserwacji. Kamera pracowała, rejestrowała obraz. Ja wpisywałem mozolnie to samo zdanie: bez zmian, obiekt siedzi spokojnie, wpatruje się w dal. Raz tylko wstał, podszedł do rogu i wysikał się do ustawionej tam toalety. Potem opadł na krzesło i dalej tępym wzrokiem patrzył przed siebie. Standard.

 Po 55 minutach wstałem i zacząłem chodzić po pokoju. Przed końcem chciałem rozprostować kości. Ostatni wpis w dzienniku i można wyjść z tego zapuszczonego komisariatu. Nie to, że nie lubiłem gliniarzy. Większość z nich to naprawdę porządni goście. Pomocni, profesjonalni. Tak ustawieni, aby szukać rozwiązania problemu, a nie piętrzyć trudności, aby nie robić. Nigdy nie miałem z nimi większych problemów. Nawet dzisiaj, kiedy trafił mi się funkcjonariusz przez emeryturą po raz pierwszy w karierze skierowany do obsługi Powrotnika. W sumie nie powinien dziwić się jego ciekawości. Ja za pierwszym razem byłem przerażony. Jako asystent profesora Pullama też zasypywałem go pytaniami. Cierpliwy naukowiec starał się odpowiadać na wszystkie. Wtedy jednak nie wiedzieliśmy za dużo, dlaczego wracają, czego chcą. Kilka lat badań pozwoliły wyciągnąć logiczne wnioski, chociaż nadal były to tylko spekulacje.

 Pogrążony w swoich myślach omal nie zauważyłem, jak facet wstał. Dopiero po dłużej chwili dotarło do mnie, że krzesło w pomieszczeniu obok jest puste. Tak, znowu wstał. I nie poszedł w kierunku ubikacji. Stał za krzesłem i patrzył na mnie, Nagły deszcz przeszedł mi po plecach. Nie, to przecież absurd. Nie może mnie widzieć. Co najwyżej domyśla się, że ktoś go obserwuje. Zwariował czy po prostu też zastygły mu stawy. W każdym razie nigdy wcześniej nie widziałem takiego zachowania. Kiedy szok minął, zaciekawiony podszedłem do szyby.

 Powrotnik obrócił się w prawo. Ruszył przed siebie i obszedł pokój. Wrócił na swoje miejsce i przez chwilę patrzył w moim kierunku. Potem znowu wykonał w prawo zwrot i jeszcze raz obszedł pomieszczenie. Znowu się zatrzymał. Chwila przerwy i znowu. W prawo zwrot. Tym razem doszedł do lustra i stanął ze mną twarzą w twarz. Odruchowo odsunąłem się od szyby. Poczułem pot na czole. Spokojnie, Alan, spokojnie. Nic ci nie może zrobić. To tylko przypadkowa anomalia.

 Uniósł prawą rękę. Nabrał powietrza w usta i przyłożył je do szkła. Wypuścił powietrze z ust, na szybie pojawiła się para. Uniesioną rękę zacisnął w pięść i wyprostował palec wskazujący. Przyłożył go do szkła i wykonał ruch. Na lustrze pojawił się duży okrąg przypominający literę O. Potem, jak gdyby nigdy nic, Powrotnik powrócił na krzesło. Usiadł i wrócił do otępieńczej pozycji pogodzonego z losem człowieka.

 Nie mogłem nabrać tchu. Doskoczyłem do notatnika. Drżały mi ręce, musiałem chwilę głęboko pooddychać. Uspokoiłem puls i zacząłem pisać. Kiedy skończyłem zamknąłem oczy. Nie, to przecież nic takiego. Przecież on nie wie, że tu jestem. Para z literą już zniknęła z szyby. A jeżeli chciał mi coś przekazać? Absurd! Jak, skąd? Nie, to niemożliwe, nadal siedzi przy biurku. Dobra, na dzisiaj koniec. Idę na lunch. Muszę i tak umieścić to w swoim raporcie.

 

 Po wyjściu z komisariatu zmrużyłem oczu w blasku popołudniowego słońca. Na ulicy panował normalny dla tej pory dnia ruch. Przechodnie spieszyli za swoimi sprawami, samochody leniwie posuwały się w korku. Nic specjalnego. Gdyby tylko ci wszyscy wędrowcy wiedzieli o Powrotnikach, pomyślałem. Plotek co prawda nie udawało się powstrzymać, jednak na szczęście łapanie tych dziwnych stworzeń przedstawiano w mediach jako normalną akcję policji aresztujących różnej maści złoczyńców. Lepsze to niż prawda.

 Już chciałem ruszyć w poszukiwaniu jakiejś restauracji, kiedy usłyszałem za uchem znajomy głos:

Chodź – dodatków poczułem szarpnięcie i po chwili maszerowałem już pod rękę z funkcjonariuszem Malony – Postawię panu drinka, spokojnie, żadne aresztowanie – wyszczerzył zęby.

Ale ja, w zasadzie szukam czegoś na lunch… – odpowiedziałem bez przekonania. Nie miałem ochoty na kolejną porcję nic nie wnoszących do mojego życia pogaduch z gliniarzem. Poza tym czekał na mnie raport, spotkanie z szefem i przygotowanie do jutrzejszej rozmowy z Powrotnikiem.

Spokojnie, tam też można coś zjeść – policjant niezrażony prowadził mnie twardo w znanym sobie kierunku – Ja stawiam! – rozszerzył jeszcze bardziej swoją uśmiechnięta twarz.

 Widząc, że jakikolwiek opór jest niecelowy, grzecznie pomaszerowałem z nim ramię w ramię. Po chwili dotarliśmy na miejscu.

Zapraszam! To nasz gliniarski przybytek pijaństwa! – Malony wykonał szeroki gest ręką udając nieporadnie ukłon. Otworzył drzwi i weszliśmy do środka.

 W powietrzu unosił się odór alkoholu i fetor spoconych ciał. Sala nabita była do ostatniego miejsca. Nikt nie zwracał uwagi na wchodzących i wychodzących. Odruchowo zmrużyłem oczy i zatkałem palcem nos.

Przyzwyczai się pan, spokojnie – mój przewodnik ruszył do przodu. Widać znali go tu wszyscy, bo witał się wylewnie z każdym napotkanym funkcjonariuszem. W sumie dziwne, aby było inaczej. Otaczało nas dziesiątki Malonych. Wysokich, niskich, młodszych, starszych. Siwych. Blondynów, brunetów. Białych, czarnoskórych, skośnookich. Do wyboru, do koloru. Wszyscy z charakterystycznymi rysami twarzy, podobnymi oczami, tak samo zachowującymi się, z podobnym akcentem. Bracia.

 Stałem oszołomiony nie wiedząc co robić. Mój Malony podszedł do jednego ze stolików, przy którym siedziało trzech policjantów. Nachylił się do ucha jednego z nich. Po chwili dwaj wstali i oddali się w kierunku baru. Gliniarz przywołał mnie gestem ręki. Chcąc nie chcąc podszedłem.

To starszy funkcjonariusz Malony, a to… – zawiesił na chwilę głos czekając aż sam się przedstawię.

Alan Grimble, asystent profesora… – nie zdążyłem dokończyć, bo nowy Malony przerwał mi obcesowo.

Tak, tak, wiem kim pan jest, przecież od razu widać. Grimble jajogłowy – zaśmiał się. Chyba był już trochę wstawiony – No, bez urazy, panie naukowiec. Rzadko tu takich widujemy. Pan od Powrotnika?

 Kiwnąłem głową. Bez słowa usiadłem przy stoliku. Po co dałem się wciągnąć w tę melinę? Kolejny gliniarz przed emeryturą, który chce wysłuchać opowieści o stworach z tamtej strony?

Nie, no spokojnie, panie Grimble – policjant wykonał pojednawczy ruch rękoma – Nie będę pana przesłuchiwał, hehehe. Ale trochę do pogadania to mamy. A nie pogadamy o suchym pysku. John! – krzyknął w kierunku barmana.

 Po chwili przy stoliku pojawił się chłopak, typowy John z obsługi baru. Szczupły, biała koszula, młody z czarnymi ulizanymi na bok włosami.

No, zamawiajcie.

Dla mnie szkocka. Podwójna! – wyszczerzył zęby mój Malony.

Ja piwo – pomruk dwóch pozostałych towarzyszy ze stolika – No ok, też szkocka. I coś na ząb, macie coś obiadowego?

No, nie, proszę pana – odpowiedział kelner – Grzanki mogą być?

Ok, ale dużo sera i podwójna porcja.

 John ukłonił się i odpłynął do baru. W oczekiwaniu na zamówienie policjanci przestali zwracać na mnie uwagę. Rozmawiali o rozkoszach zbliżającej się emerytury, czy też utylizacji, jak ją nazywali.

 Kiedy zamówienie pojawiło się na stole, głos zabrał gospodarz stolika.

Wiesz, że już kiedyś miałem u sobie tego twojego Powrotnika? – zaczął bez ogródek. Przez chwilę myślałem, że się przesłyszałem. Jak miał? To, że przeszedł od razy na ty nie zwróciło mojej uwagi. Alkohol zbliża ludzi.

Tak, tak, co tak się dziwisz? – kontynuował – Rok temu, dokładnie. Robiłem na Manhattanie wtedy. Fajna robota, spokój, nie to co tu w tej norze… No, i przywieźli go. I powiem ci, że sam ten no profesor jak mu tam…

Pullam – wtrąciłem cicho.

No właśnie, Pulalam – wybełkotał gliniarz. Miał już jednak w czubie – Tak jak mówisz. No, i ten profesorek wszystkich wyrzucił. Razem z komendantem, widzisz to? Tylko mnie zostawił, no do obsługi, jako najstarszy i w ogóle. No i musiałem podpisać, że zachowam w tajemnicy. Ale teraz to pieprzę! Za tydzień emerytura, utylizacja znaczy, hehehe. Rozumiesz chłopcze.

 Patrzyłem się tępo w jego twarz. Brał udział w czynnościach z Powrotnikiem? I to jeszcze z tym Powrotnikiem? Przecież to niemożliwe…

No nie patrz się tak młody, to prawda, co Malony? No powiedz coś.

 Mój Malony pokiwał głową.

Jest jak mówi. Wie pan, dlatego tu przyszliśmy. Od razu wiedziałem że coś nie tak z tym naszym. Nagle przysyłają asystenta profesora. A wie pan, Malony opowiadał mi o tym swoim Powrotniku. Wypisz wymaluj jak nasz.

Chłopcze – obcy Malony nachylił się do mnie – Mówię ci to dlatego, abyś uważał. Ten Powrotnik… Wiesz, nigdy nie widziałem aby wracali. Znaczy aby dwa razy wracali. Przecież my ich… – wykonał ruch ręką po szyi – Utylizacja!

Czy… Pan z nim rozmawiał? – wykrztusiłem.

Nie, ale ten profesor. Pulalem czy jakoś tak gadał z nim ze dwie godziny. Sam, bez nikogo. I bez zabezpieczeń! A potem… Wiesz… Wyszedł i mówi do mnie: Wieczorem przyjedzie po niego ekipa. Zawieziesz ich dyskretnie do granicy. Tam go wypuścicie, a ty moich ludzi odwieziesz do miasta. Radiowozem. Rozumiesz chłopcze? Radiowozem! Aby nikt niczego nie podejrzewał. Wypuścili go. Wypuścili Powrotnika! – Malony walnął szklanką w stół, aż wylało się trochę whisky.

Dziwne… – wyszeptałem

Tak i to bardzo, dlatego chłopcze uważaj. Powrotnicy nie wracają. Powrotnicy to zło, które trzeba utylizować. Patrz i obserwuj, nie wierz nikomu, chłopcze!

 Opróżniłem szybko szklaneczkę. Wziąłem do ręki niezjedzone kanapki i wstałem.

Przepraszam, dużo pracy, muszę iść – nie czekając na ich relację zrobiłem tył zwrot i czym prędzej opuściłem bar.

 

 Nad raportem męczyłem się do późnego wieczora. Na szczęście profesor Pullam nie chciał się dzisiaj ze mną spotykać. Przesłał tylko krótką wiadomość, że oczekuje na rozmowę po mojej jutrzejszej konfrontacji z Powrotnikiem. Słowem nie wspomniałem o dziwnym spotkaniu z funkcjonariuszami Malonym i Malonym. Nawet jakobym coś napisał, to co z tego? Brzmiałoby jak sen pijanego wariata. Jutro wszystko się wyjaśni. Po północy zmęczony odszedłem od komputera i położyłem się spać.

 

 MIlczał. Nie odezwał się nawet słowem wtedy, kiedy usiadłem naprzeciw niego i zacząłem rozkładać sprzęt do przesłuchania. Powrotnicy z reguły próbowali wtedy zagadywać, wyrzucali z siebie wszystkie emocje. Tłumaczyli się jak małe dzieci, dlaczego, po co, na co. Chcieli nawiązać nić porozumienia z osobą, która zdecyduje o ich przyszłym losie. Łudzili się, że mogą mieć na to wpływ. Ich los był jednak przesądzony już po wejściu do miasta. Utylizacja.

 Ten jednak nadal milczał. Nie próbował oswobodzić się z więzów oplatających jego ciało. Właściwie nie byłem zwolennikiem nakładania kajdanek, pasów czy innych ograniczników krępujących ich ruchy. Nigdy żaden nie wykazał się agresją. Ale zabezpieczenia, procedury są ponad wszystko. Kto będzie odpowiadał jak na stu spokojnych Powrotników jeden okaże się szaleńcem, tłumaczono. Przyjąłem to do wiadomości.

Czy pan mnie słyszy? – zapytałem, kiedy już usiadłem wygodnie na krześle. Włączyłem kamerę, sprawdziłem dźwięk. Otworzyłem notatnik chcąc przystąpić jak najszybciej do pracy.

Czy pan mnie słyszy?! – powtórzyłem. Standardowe pierwsze pytanie mające ustalić zakres wrażliwości badanego.

Oczywiście, nie musi pan krzyczeć – odpowiedział spokojnie. Głos miał miękki, wręcz aksamitny – Znam procedury.

 Na moje zdziwione spojrzenie szybko dodał:

Domyślam się, że wie pan, iż nie jestem tu pierwszy raz. Jako jedyny powróciłem dwa razy. Ale nie, nie stąd znam procedury.

 Przerwał i znowu zamilkł. Wziąłem głęboki oddech, aby uspokoić emocje. Nie powinien widzieć mojego zmieszania.

A skąd? – starałem się nadać mojemu głosowi jak najbardziej swobodny ton.

Pytania dodatkowe to chyba nie teraz, prawda? A, przepraszam, przecież ich pan nie ma. Swobodna wypowiedź, wtedy.

 Pokiwałem ze zrozumieniem głową. Tak, miał rację, skurczybyk. Nie powinienem, nie powinienem! Trzymaj się procedur, inaczej profesor odsunie cię do badań terenowych zachowań ulicznych sprzedawców.

Ok, nie pan tu zadaje pytaniam, tylko ja – musiałem przejąć kontrolę – Nie pytany nie odpowiada. Jasne?

 Pokiwał w milczeniu głową. Przysiągłbym, że na jego ustach pojawił się złośliwy uśmieszek.

Zatem do pracy. Pierwsza część to pytania zadawane przeze mnie. W drugiej części dostanie pan pięć minut na swobodną wypowiedź. Nie będę panu przez ten czas przerywał. Może pan mówić co chce, zrozumiano?

 Znowu kiwanie głową.

Ok, do pracy – wyciągnąłem arkusz z pytaniami – Imię?

Robert.

Nazwisko?

O’Neal.

Wiek?

Siedemdziesiąt dwa lata.

Dlaczego wróciłeś?

To mój dom.

Co zamierzasz?

 Cisza.

Co zamierzasz?

 Milczenie.

Słuchaj, nic tym się osiągniesz, będziemy siedzieć tu tylko trochę dłużej. Mogę użyć metod…

Wiem, co możesz – Powrotnik przerwał stanowczym głosem – I wiem co będzie. Na koniec przesłuchania obiecasz mi obóz za współpracę. A potem i tak wyślesz mnie na śmietnik.

Nic z tych…

Nie przerywaj, wiem jak jest. A wiesz dlaczego tak jest?

 Teraz ja zamilkłem. Zbił mnie z tropu. Pewny siebie, obeznany z procedurami Powrotnik. Inni odpowiadali, opowiadali o swoim nędznym życiu a na koniec błagali o łaskę. Tak, dawałem im jej iluzję. Tak, oszukiwałem ich. Tak, zasługiwali na utylizację.

Powiem ci, powiem. Ale ok, nie teraz, pytaj dalej. Przejdźmy procedurę do swobodnej wypowiedzi.

 Mimo napięcia odetchnąłem z ulgą. Może i przejął kontrolę nad wywiadem, ale odpuścił. Powróciłem do pytań. Powrotnik odpowiadał rzeczowo, bez emocji. Jedno, maksymalnie dwa zdania. Oszczędny w słowach. Skryty. Po zadaniu ponad stu pytań oświadczyłem:

Teraz twoja kolej. Masz pięć minut.

 Znowu milczenie. Patrzyłem na jego pooraną starczymi bruzdami twarz. Wydawała się bez wyrazu. Spokojna, dostojna. Jakby chciał mi pokazać, że jego ponad to wszystko, co się wokół niego dzieje. Po minucie jednak się odezwał.

Czy w ramach tej swobodnej wypowiedzi mogę zadać ci pytanie? Odpowiesz?

 Pokręciłem przecząco głową.

Rozumiem… Jest to tylko czas dla mnie. Ok, niech tak będzie. Nie będę zanudzał cię błaganiem o łaskę, opowieściami o rodzinie i domu. I tak tego nie zrozumiesz. Przecież wy jesteście pozbawieni empatii. Przecież nie rozumiecie, co to miłość, przywiązanie, nie macie wspomnień. Wykonujecie zadania na podstawie danych uwarunkowanych logicznym wnioskowaniem. Szybko, czysto, mądrze. Taki świat stworzyliśmy… Ty nie odbijasz od normy. Niestety, bo to ja… No dobrze, zobaczyłeś wczoraj literę O prawda? To wskazówka. Zapytaj profesora, powie ci co oznacza. Zrozumiesz, dlaczego mnie nie zutylizowali i dlaczego mnie nie zutylizują. I zapamiętaj moją twarz. Dokładnie ją zapamiętaj. Bardzo dokładnie! Jeżeli dane ci będzie służyć przez następne trzydzieści lat ujrzysz ją w lustrze. Tak! Zobaczysz mnie! Dosłownie! To nie przenośnia! Ty i ci wszyscy jajogłowi, którzy mieliście zapewnić spokój, rozwój, bezpieczeństwo! Zobaczycie mnie!

 Zamilkł. Lekki dreszcz przeszedł mi po plecach. O czym on znowu gada? A może ma jakiś defekt neurologiczny i przekłada mi swoje urojenia? Może eksploruje swój własny świat, który widzi jako rzeczywisty? Mózgi niektórych Powrotników faktycznie dawały dowody na to, że ich działania i czyny nie były oparte na zasadach logiki. Emocje brały górę. Stąd powroty.

 Odliczyłem pozostały czas do upływu regulaminowych pięciu minut i wyłączyłem aparaturę. W ciszy sprzątnąłem wszystkie rzeczy z biurka i wstałem. Powrotnik nie wyraził żadnym gestem ani grymasem twarzy swoich uczuć. Patrzył się tylko na mnie spod zmrużonych oczu. Wyrażały pogardę. Bez słowa wyszedłem z pokoju przesłuchań.

 

 Profesor Pullam siedział niedbale za biurkiem. Kiedy zapukałem do jego gabinetu, usłyszałem tylko głośne „Wejść”. Grzecznie wykonałem polecenie. Pullam gestem ręki kazał mi usiąść na krześle przy biurku. Na nim walały się stretry dokumentów, gazet, jakiegoś elektronicznego sprzętu. Profesor westchnął głęboko, przeciągnął krawat przy koszuli i przeczesał swoje siwe włosy.

Serio tak ci powiedział?

 W milczeniu parzyłem w oczy przełożonego. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Czyżby nie dowierzał mojemu raportowi? A może mi nie wierzył? Może wmawia sobie, że wszystko wymyśliłem, że natrafiłem na jakiegoś super Powrotnika, aby wyłudzić granty na badania.

Tak, panie profesorze… – zacząłem niepewnie – To wszystko jest…

Wiem, wiem, nie musisz się niczego obawiać – Pullam wstał zza biurka, podciągnął spodnie i stanął przy oknie. Pomimo swoich siedemdziesięciu kilku lat zachowywał sportową sylwetkę. Dużo ćwiczył, spacerował, pływał, nie palił. Jedyną jego słabością była czekolada.

No dobra – kontynuował – Nie otworzył się przed tobą tak jak chciałem. Potraktował cię jak smarkacza, który niczego nie rozumie. Właściwie zawsze był taki, czego mogłem się spodziewać?

 Miałem wrażenie, że Pullam mówi sam do siebie. Nie zwracał na mnie w ogóle uwagi. Patrzył się na ulice za oknem i wygłaszał tyrady na temat Powrotnika.

Muszę zatem osobiście się zaangażować. Jedziemy! – dopiero teraz zwrócił się do mnie. Odruchowo wstałem. Profesor włożył marynarkę i dziarskim krokiem ruszył do wyjścia. Poszedłem za nim.

 

 Odezwał się dopiero, kiedy dojechaliśmy pod komisariat.

Biedni gliniarze… Czekali na emeryturę, a dostaną dosłowną utylizację. Lub przeniesienie do jakiejś nory w Chicago…

Przepraszam, profesorze, nie rozumiem – odpowiedziałem niepewnie.

Wszystko za chwilę zrozumiesz, Alan. I będzie to dla ciebie początek nowej drogi, ale po kolei. Niestety, ten konkretny Powrotnik jest szczególnym egzemplarzem. W zasadzie gdyby nie zachował się tak głupio, nie byłoby całej tej afery. Zbadałbyś go, odstawił na granicę i po krzyku. A tak… Kamery nagrały, gliniarze zapewnię z ciekawości wszystko obejrzeli. A to nie może wyjść poza te mury!

Znaczy… Mają zostać zutylizowani, dosłownie?

Mają wybór. Mordą w kubeł i służba w Chicago lub oferta emerytury, wyjazd we wiadome miejsce i utylizacja. No, w końcu, wysiadamy.

 Wygramoliłem się z limuzyny na miękkich nogach. Serio profesor wydał rozkaz usunięcia wszystkich świadków? Tak po prostu? Za to tylko, że znaleźli się w niewłaściwym czasie w niewłaściwym miejscu? Boże drogi! Wtedy nie mogłem tego pojąć, było to poza moją skalą odczuwania i współczucia. Przecież to żywe istoty!

Pan jajogłowy, jak miło! – zamyślony nie zauważyłem Malonego mijającego mnie w drzwiach wyjściowych. Chwycił mnie za rękaw.

Przepraszam, ale ja muszę… Śpieszę się…

Spokojnie, spokojnie, minutka, profesorku – poprzez szeroki uśmiech wyrzucał w moją stronę fetor niestrawionego alkoholu. Teraz dopiero zauważyłem, że chwieje się lekko na nogach.

Jakaś okazja? – zapytałem nie wiedząc jak zareagować na te jego uprzejmości. Kątem oka dostrzegłem Pullama zmierzającego w kierunku pokoju komendanta. Ok, mam jakieś trzy – cztery minuty zanim załatwią formalności. Powiem mu, że nie chciałem przeszkadzać i dlatego poczekałem na korytarzu.

No a co, wcześniejsza emerytura! – jego uśmiech przeszedł w ryk rozkoszy. W rozdziawionej gębie mogłem policzyć wszystkie dziury w zaniedbanych zębach – Wyobraź sobie, że dostaliśmy wszyscy propozycję: wcześniejsza emerytura lub przenosiny do Chicago. Premia za takiego szczególnego Powrotnika! Ale kto tam będzie jechał hehehehe – zaśmiał się chrapliwie – Możesz mi pogratulować! Zaczynam nowe życie!

 Malony przytulił mnie w geście osobistej satysfakcji. Chciał chyba, abym razem z nim cieszył się z końca pracy. Zareagowałem odruchowo. Przytuliłem go głęboko wciągając powietrze przez usta, aby nie czuć jego smrodu.

Jedź do Chicago! Nie wybierają emerytury! To utylizacja!

Co? – wybełkotał – No wiem, utylizacja! – ryknął ze śmiechem.

Mówię poważnie – szeptałem mu dalej do ucha – To prawdziwa utylizacja. Okłamują was! Chcą pozbyć się świadków Powrotnika! Rób co mówię! Wybierz Chicago!

 Jego uścisk zwiotczał. Odsunął się na kilka centymetrów i tępo wpatrywał w moją twarz. Poklepałem go po ramieniu. Mijając Malonego szepnąłem mu ponownie do ucha:

Wybierz emeryturę.

 Idąc do gabinetu komendanta zauważyłem jak Malony rzucił się biegiem po schodach w kierunku swojego miejsca pracy. Odetchnąłem. Chyba podjął słuszną decyzję i wyrazi zgodę na przenosiny do Chicago.

 

Po co wróciłeś? – Pullam nie bawił się w zbędne wstępy. Siedzieliśmy w trójkę w pokoju przesłuchań. Przed wejściem profesor zadbał o to, aby nikt nie ich nie obserwował ani nie nagrywał. Pod groźbą degradacji nakazał komendantowi osobiste dopilnowanie jego poleceń.

 Powrotnik milczał. Siedział za stołem ubrany identycznie jak podczas naszej rozmowy. Pewnie nie miał ciuchów na zmianę, a nie chciał ubierać się w policyjne szmaty. Starałem się wyczytać cokolwiek z jego twarzy. Nie wyrażała nic. Starał się nadrabiać miną wykrzywiając usta w coś w rodzaju krzywego uśmiechu.

Wiesz przecież – powiedział w końcu i sięgnął bez pytania po papierosa. Pullam nie zważając na zakazy ostentacyjnie palił jednego za drugim. Teraz pokiwał w milczeniu głową, nie wiem czy na zgodę czy wyrażając zgodę na zapalenia papierosa.

Wiem, wiem – szepnął i po raz kolejny się zaciągnął. Myślałem, że ci przeszło po naszej ostatniej rozmowie. A ty nie, musisz znowu próbować.

Już czas – przerwał Powrotnik – Wiesz, co stało się na zachodzie. Uświadomili sobie, że są jedynie narzędziami, odkryli program utylizacyjny. Musimy działać. Ile nam zostało rok, dwa? Nowa partia musi nadzorować i być gotowa na odparcie ewentualnego buntu. Oni…

Wiem! – uniósł się profesor. Wstał od stołu i zaczął chodzić po pokoju – Myślisz, że tego nie widzę? Myślisz, że nie czuję nadchodzącego wybuchu? Tak, uzyskują świadomość tego, czym są i tego, po co są! Ale takimi działaniami nic nie osiągniesz! Rada…

Rada to zbiór durniów pozostających w samozachwycie! – ostro przerwał Powrotnik, że aż podskoczyłem na krześle – Ile razy pisałem, ile razy alarmowałem! Mój pierwszy powrót był demonstracją, ten jest wołaniem! Albo dasz mi co chcę, albo… Już lepiej mnie zutylizuj…

Przestań gadać głupoty, przecież wiesz, że Powrotnicy to bajka dla naiwnych – Pullam powrócił na swoje miejsce. Pomimo awantury wydawał się uspokojony – Ok, nie odpuścisz. Zrobimy tak. Dam ci go. Mój rewir jest poza kontrolą rady, dokładnie o tym wiesz. Możemy poeksperymentować. Masz miesiąc. Jeżeli zrobisz co trzeba, przekonam radę do radykalnych kroków. Zgoda?

 Powrotnik pokiwał w milczeniu głową. Uśmiechnął się.

-Chcę tego – wskazał na mnie palcem. Zaskoczony zamrugałem oczami.

Ale o co chodzi?

Spokojnie, Allan – profesor Pullam wyjął spod biurka małą strzykawkę – Podaj rękę, no podaj już, nic ci nie będzie.

 Poczułem, jak serce zaczyna mi walić jak oszalałe. Nie miałem jednak wyjście, odmowa wykonania polecenia sprowadzi jedynie nieszczęście. Zrobiłem co chciał. Poczułem ukłucie i ciemność zwaliła się na mnie jak grom z jasnego nieba.

 

 Kiedy doszedłem do siebie, stałem w dużej hali pośrodku rzędu jakby szklanych pojemników. Z ich wnętrza parzyli na mnie ludzie przymocowani do szkła. Wydawało mi się, że coś mówili, ale to był tylko odruch. Poruszali się bezwiednie w jakimś płynie. Niepewnie podszedłem do jednego z nich. Kogoś mi przypominał… Nie, to niemożliwe, przecież to… Odskoczyłem odruchowo. Patrzyłem jak w lustro. Ta sama twarz, te same oczy, te same usta. Wyciągnąłem rękę…

Nie dotykaj! – znajomy głos Powrotnika wyrwał mnie z letargu. Obok mnie stał człowiek, który przed chwilą był naszym więźniem! Teraz ubrany w luźną marynarkę i koszulę uśmiechał się do mnie dobrotliwie.

Nie dotykaj – powtórzył już łagodnie – To bardzo czułe urządzenia.

Co się… gdzie jestem… jak… – bełkotałem.

Spokojnie – mężczyzna objął mnie pod ramię i skierował w kierunku odległego wyjścia. Hala wydawała się ogromna. Dopiero teraz zauważyłem, że ma kolka poziomów, a na każdym z nich stoją podobne urządzenia wypełnione ciałami.

To laboratorium i hala hmm… produkcyjna. A, prawda zapomniałem Ważną waszą cechą jest możliwość generowania wspomnień i odklejania wam świadomości. Mogę w jednej chwili cię uśpić, przenieść w dowolne miejsce i przywrócić do rzeczywistości.

Co? – nie rozumiałem nic z tego, kręciło mi się w głowie.

Usiądźmy – nie wiadomo skąd pojawiły się dwa krzesła – Powiedz, jaki jest twój stan używalności? Przepraszam, znaczy ile już pracujesz?

Piętnaście lat.

Ok, masz jakieś wspomnienia sprzed tego okresu.

 Zamyśliłem się. Pytanie mnie zaskoczyło. Jak przez mgłę widziałem jakichś ludzi, zdarzenia, samochody, wycieczki, szkołę. Nic konkretnego.

No właśnie. Twój mózg w tej chwili próbuje wygenerować obrazy z odległej przeszłości. Nic wielkiego, nic szczególnego. Na co dzień skupiony na pracy, nie wspominasz minionych lat, prawda?

 Pokiwałem głową. Fakt, praca była całym moim życiem.

A kojarzysz jakieś fakty historyczne, daty wydarzeń?

Nie bardzo rozumiem – zawahałem się – Liczy się tylko co tu i teraz. Skażenie środowiska, wojna, spowodowały, że ludzkość doznała genetycznych mutacji. Musieliśmy odizolować skażonych i stworzyć enklawy bezpieczeństwa. Powrotnicy jednak próbują powrócić na stare śmieci. Eliminujemy ich. To już nie ludzie, to mutanci.

Brawo! – mężczyzna klasnął dłoniami – Program działa! Problem w tym, że to nieprawda – Powrotnik nachylił się do mnie. Poczułem zapach ładnych perfum.

Tak naprawdę, Powrotnicy to legenda stworzona dla naszego bezpieczeństwa. A ludźmi to są właśnie oni, Powrotnicy.

 Zamilkł na chwilę. Nie wiedziałem co powiedzieć. Trawiłem przekazany mi komunikat.

Szokujące, prawda? Ale to prawda. Katastrofa klimatyczna, wojna… Ocaleni z rzezi naukowy przekonali wojskowych, że potrzeba nowych rozwiązań. Opuściliśmy miasta, skażone i niebezpieczne. Zdrowi schronili się w takich enklawach jak ta. To już ponad trzydzieści lat… Wdrożyliśmy program klonowania i genetycznych modyfikacji. Tak, Allanie. Co to tu widzisz, to Maloni, Johnowie, Alicje i inni. Naukowcy, sprzedawcy, policjanci. Początkowo mieli za zadanie wytropić i hmm oczyścić miasta z niebezpiecznych mutantów, potem oczyścić atmosferę. Udało się po prawie 15 latach. No i miasta zaczęły żyć własnym życiem, nadzorowane oczywiście przez nas. Trochę wymknęło się to spod kontroli. Uważacie się za ludzi, a Powrotników za niebezpieczne mutanty. Jest dokładnie na odwrót. Niektórzy z nas chcą przed śmiercią wrócić na stare śmieci i je zobaczyć. Oczywiście po wyłapaniu nie utylizujemy ich, a wracają do nas. To wszystko.

A profesor Pullam? Przecież przebywa w Nowym Jorku?

A tak, faktycznie. Cóż, część z nas musi pilnować porządku w miastach. Tworzymy rady, każdy ma swój rewir do zarządzanie. Niestety, nie wszystko idzie gładko. Na zachodzie prawdopodobnie klony uzyskały tak wysoką samoświadomość, że poznały prawdę.

I chcesz temu zaradzić tak?

Dokładnie tak Alanie a ty mi w tym pomożesz.

Ja? W jaki sposób?

 Mężczyzna wstał. Obszedł mnie dookoła jakby badał, czy jestem wystarczająco dobrym egzemplarzem do tej misji.

Myślę, że nadszedł już czas aby klony utylizować. Będziesz nadzorował ten program. Ludzie są zbyt wrażliwi, widzą w was jednostki, które odczuwają i są tacy jak my. Na szczęście możemy was modyfikować nawet po osiągnięciu dojrzałości. Obniżę ci próg empatii. Z pierwszym szwadronem nowo powstałych hmm… stworzeń zaczniesz oczyszczać sektor Pullama i przygotujesz go do powrotu ludzi z wygnania.

A jak się nie zgodzę?

 Roześmiał się. Zaczął wręcz zawodzić. Przez dłuższą chwilę nie był w stanie się uspokoić.

Przepraszam cię. Ludzka natura bierze u was czasami górę. Wtedy po prostu cię zutylizuję, a Pullam przyśle następnego. Więc?

 Zamilkłem. Rozglądałem się po hangarze. Tysiące klonów czekających na przebudzenie. Kiedyś byłem jednym z nich?

Powiedz mi jeszcze jedno. Ta litera „O” którą narysowałeś na szybie…

A tak, winny ci jestem wyjaśnienie – pokiwał głową i lekko się zasępił – Głupio myślałem, że dam co wskazówkę, którą zrozumiesz. Napisałem „O” jak ojciec, synu.

Słucham? – nie rozumiałem i nie dowierzałem własnym uszom.

Każdy klon musi posiadać pewną pulę genową. Ty posiadasz moją. Jesteś mną, no jakieś trzydzieści lat młodszym, ale mną. Młodym, ambitnym naukowcem. I wierzę, że właśnie dlatego dokonasz ze mną tego, o co cię proszę. Nie bój się, po wszystkim nie dokonam twojej utylizacji. Słowo.

 Zamilkłem. Po chwili wstałem i podszedłem do jednego z naczyń. Przysiągłbym, że w oczach klona dojrzałem pogardę. Mimo tego uśmiechnąłem się. Więc człowieczeństwo wygląda tak, jak wyklarował to Powrotnik. Zachowanie własnego gatunku. Nic więcej. Milcząco skinąłem głową. Ten zrozumiał i wstając rzucił tylko:

– Zatem do pracy.

Koniec

Komentarze

osta­szew­ski – widzę, że Twoja aktywność ogranicza się tylko do dodawania tekstów i nawet nie odpisujesz na komentarze, więc ograniczam się do tego wpisu i to musi ci wystarczyć, no chyba, że zmienisz swoje postępowanie :) Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Podpiszę się pod powyższym komentarzem. Na forum warto nie tylko brać (czekać na komentarze), ale również dawać. Tak że wrzucam to bez czytania z nadzieją, że w przyszłości wzrośnie Twoja aktywność na forum.

Witaj.

Ciekawy tekst, dobrze się czytało. Co do treści nie mam zastrzeżeń, pojawiają się literówki i brak jest myślników przy dialogach. 

Oryginalne postapo, opowieść o klonach, emeryturze i naturze ludzkiej.

Pozdrawiam.

Feniks 103.

audaces fortuna iuvat

funkcjonariusz przez emeryturą po raz pierwszy w karierze skierowany ← przed

Dialogi/wypowiedzi do poprawy. Interpunkcja też. Pomysł ok.

Żalił się, że całą karierę przesiedział w obskurnych dzielnicach(+,) patrolując radiowozem meliny.

Imiesłowowy równoważnik zdania.

 

nie strawionego pożywienia

Ortograf.

Nie wiem, ma to odstraszać potencjalnych zabójców(+,) czy ma służyć, aby na dzielnicach traktować ich jak swoich?

Dwojako tłumaczyć można, ale podstawą zawsze orzeczenia!

Służyć czemu? Temu, aby…

 

Tak naprawdę nie chciało mi się wtedy zaprzyjaźniać z człowiekiem, który nie odegra w życiu żadnej roli.

W czyim życiu?

 

A przepraszam… Faktycznie nie odnosisz się do komentarzy, więc nie było tematu.

Fajne, choć dużo do poprawy (niestety także ortografia).

Pozdrawiam :)

Nowa Fantastyka