- Opowiadanie: morgan_blues - Kryptonim VROC

Kryptonim VROC

Witam, oto przedstawiam Państwu moje pierwsze opowiadanie. Zapewne będzie odebrane, jako złe i tragiczne, ale od czegoś trzeba zacząć. Pozdrawiam czytelników i dziękuję jednocześnie za przeczytanie jak i za ocenę w komentarzach. Za wszelką aktywność czytelników serdecznie dziękuję:-)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Kryptonim VROC

KRYPTONIM “Wroc”

 

– Czy wzięłam wszystko? – myślała, patrząc na otwarte jeszcze walizki. Podniosła ze stolika kartkę papieru, na której były zapisane rzeczy do zabrania. Przewertowała wzrokiem całą treść, którą zapisała. Wydawało się, że swoje ubrania ma już zabezpieczone. – Pozostały jeszcze jego rzeczy – pomyślała. – Kochanie, co tobie spakować?! – krzyknęła do Grześka znajdującego się w pokoju obok. W odpowiedzi usłyszała ciszę. Wiedziała już, co to oznacza. Jak zwykle o tej porze jej partner zaszył się w ich wspólnym biurze i słuchając swojej ulubionej muzyki, stukał w klawiaturę, aby wydobyć sens z liter układanych w wyrazy. Weszła do pokoju i zastała dokładnie taki obraz, jakiego się spodziewała.

-Kochanie? – zapytała, ale nie odpowiedział. Był w transie. Muzyka, jakiej słuchał, wydobywała rytmiczne melodie na zewnątrz. To były ostre brzmienia gitar elektrycznych połączonych z wiolonczelami i waltorniami, przy akompaniamencie perkusji. Nie przepadała za taką muzyką. On sam stukał w klawiaturę ulubionego laptopa jak wytrawny pianista, który zdobywa finały konkursów chopinowskich. Podeszła i dotknęła jego ramienia.

– Kochanie. – jej aksamitny głos wybudził go z hipnotycznego zamyślenia.

– Ale mnie przestraszyłaś – żachnął się zdejmując słuchawki z uszu. – Mówiłaś coś do mnie?

– Pytałam, co ci spakować, bo moje rzeczy są już w walizkach.

– Nie wiem jeszcze, pomyślę i rano przygotuję – odpowiedział uśmiechając się do niej w sposób jaki zawsze lubiła.

– Jak chcesz. To ja idę pod prysznic. – odchodząc kręciła biodrami zachęcając go do pójścia za nią.

– Idź, ja jeszcze trochę popracuję.

***

Następnego dnia przed wschodem słońca byli już w drodze, jadąc autostradą A2 w kierunku prowadzącym do Łodzi. Wyjechali wcześniej, aby, tak jak im rozsądek i doświadczenie podpowiadały, uniknąć porannych korków. W ciągu tygodnia zawsze jest to duży problem, gdyż wszyscy mieszkańcy zewnętrznego pierścienia stolicy próbują dostać się do centrum, gdzie zaczną wykonywać swoje obowiązki, aby przynieść do domu jałmużnę z firmy. Sami pracowali w centrum, dlatego też wiedzieli, czego się spodziewać po zaspanych kierowcach, którzy nie dość, że nie uważają na innych uczestników ruchu drogowego, to dodatkowo, nie zwracają uwagi na znaki informujące o dozwolonej prędkości. Mimo wszystko i tak natłok pojazdów był dość duży, patrząc na poranną godzinę.

- Gdzie ci wszyscy ludzie jadą? Przecież jest dopiero 5 rano – komentowała, patrząc na mijane pojazdy.

– Skarbie, zapewne część z nich jedzie do pracy, a może ktoś, tak jak my, jedzie na urlop.

– Może i tak. – przyznała mu rację. – Ale to i tak dziwne, żeby o tej porze był taki zgiełk.

– Takie są uroki życia w tym mieście. Przed Łodzią powinno się to zmienić. – miał przynajmniej taką nadzieję. Uśmiechnął się do niej, po czym kontynuował podróż.

– Może trochę zwolnij – stwierdziła, widząc, że prędkościomierz wskazywał na duże przekroczenie dozwolonej prędkości.

– Kochanie, zaufaj mi, jestem dobrym kierowcą.

– Ja w to nie wątpię, – powiedziała ze zrozumieniem w głosie. – Ale co powie na to wypożyczalnia? Albo w ekstremalnej sytuacji panowie z nieoznakowanego radiowozu?

– Wypożyczalnia nie śledzi przestrzegania dozwolonych prędkości.

– A drogówka?

– Wiem, jak odróżnić nieoznakowany patrol od zwykłych kierowców – odpowiedział z nutą satysfakcji w głosie.

– To powiedz jak? – dopytywała.

– Nieoznakowane beemki mają dodatkową antenę na dachu.

– Skąd to wiesz?

– Gdzieś czytałem o tym.

– Mimo to może zwolnij trochę – domagała się.

– Dobrze, skarbie, wyprzedzimy ten sznurek, który mamy przed sobą i zwolnię – uspokoił ją, po czym docisnął pedał gazu do podłogi. Automatyczna skrzynia biegów podwyższyła bieg, co zostało oznajmione delikatnym szarpnięciem, a wskaźnik prędkości poszybował w kierunku wartości 200. Kobieta spojrzała w boczną szybę i obserwowała w ciszy uciekającą coraz szybciej przestrzeń na zewnątrz. Jechali bardzo szybko, ale ufała swojemu kierowcy, bo wiedziała, że on nie narażałby ich zdrowia, gdyby nie był pewien, że zapanuje nad pojazdem.

Gdy minęli już wszystkie auta, które trzeba było wyprzedzić, zjechał na prawy pas i dostosował prędkość do ustawowych ograniczeń prędkości. Czekała ich długa podróż. Nie ma potrzeby narażać się na niebezpieczeństwo ani na kontrolę ze strony nieoznakowanego patrolu.

***

Przez dłuższy czas jechali w ciszy. On skupiony na drodze i obserwowaniu otoczenia we wszystkich lusterkach. Ona zaś obserwowała przemykające otoczenie w wygodnym, skórzanym fotelu z włączoną opcją masażu pleców. W tle przygrywały im utwory ogólnopolskiej stacji radiowej. W pewnym momencie odezwała się do niego z melancholią w głosie.

– Co myślisz, aby jako pierwsze odwiedzić Hydropolis?

– Od razu po przyjeździe? – patrzył cały czas na drogę wyprzedzając kolejny pojazd.

– A dlaczego nie?

– To ten kompleks od ekologii? – spojrzał na nią, a ona pokiwała głową. – Wydaje mi się, że powinniśmy najpierw pojechać do hotelu i się odświeżyć.

– Może masz rację. Myślałam, że od razu coś zwiedzimy.

– Zobaczymy jak dojedziemy.

W tej chwili w lusterku wstecznym zobaczył czarne auto z dodatkową anteną na dachu.

– Cholera – przeklął w myślach i mechanicznie spojrzał na prędkościomierz. Jechali przepisowe 140 kilometrów na godzinę, więc w porządku.

Nagle, gwałtownym manewrem podejrzane auto zjechało na lewy pas i w ciągu ułamka sekundy, a przynajmniej tak mu się wydawało, czarne BMW znalazło się przed nimi na prawym pasie. Przy klapie bagażnika zamigotały niebieskie neony. Tak samo na tylnej szybie. Dodatkowo tylna szyba zawierała interaktywny neon, który wyświetlił napis: „POLICJA, JEDŹ ZA MNĄ”.

– Cholera – teraz wypowiedział przekleństwo na głos.

– Co się stało? – zapytała wyrwana z zamyślenia.

– Policja chce nas skontrolować, a jechałem przepisowo.

Jechali za policją jeszcze kilometr, aż skręcili w zjazd prowadzący do zatoki przystankowej, przeznaczonej na miejsce odpoczynku kierowców ciężarówek. Wjechali na parking. Nieoznakowany radiowóz stanął w poprzek miejsc parkingowych. On zrobił to samo. W tym samym momencie dojechał do nich kolejny nieoznakowany pojazd marki BMW w barwie identycznej jak poprzedzający, jednak bez żadnych migających sygnalizatorów.

– Co się dzieje? – pomyślał lekko zakłopotany. Jechali przecież przepisowo.

Funkcjonariusz wysiadł z radiowozu. Z daleka wyglądał na około 40 lat. Robił wrażenie bardzo wysportowanego. Podszedł do przednich drzwi od strony kierowcy. Grzegorz uchylił szybę.

– Dzień dobry – zaczął mechanicznie mundurowy – komisarz Janusz Kurek, policja, poproszę dowód osobisty i prawo jazdy.

– Dzień dobry panie oficerze. Czy zrobiliśmy coś złego? – zapytał, dając dokumenty.

Policjant zignorował pytanie i zaczął przeglądać materiały.

– Pan Grzegorz Warecki – odczytał na głos nazwisko kierowcy. – A pani to kto? – dopytał.

– To moja żona Weronika – odpowiedział, uprzedzając swoją małżonkę.

– Dokąd państwo jadą? – zapytał funkcjonariusz.

– Jedziemy na urlop do Wrocławia.

– Na długo?

– Pięć dni.

-Dlaczego do Wrocławia, a nie na przykład nad morze czy w góry? – dopytywał oficer.

– Chcemy zwiedzić to miasto, tak po prostu – odpowiedział Grzegorz. – Czy to przestępstwo?

– Ładne auto, to państwa? – kontynuował mundurowy, nie zwracając uwagi na pytanie Grzegorza.

– Wypożyczone.

– Poproszę dokumenty wypożyczenia.

– Proszę.

– No, no, no. – zaczął policjant – ponad 400 koni w takiej beemce, po co panu tak szybkie auto? – skomentował.

– Lubię sportowe samochody – odpowiedział Grzegorz, nie ukrywając satysfakcji w głosie.

– Proszę wysiąść z auta. Pani również. – zarządził poważnym tonem funkcjonariusz.

– Ale dlaczego? – dopytywał kierowca.

– Proszę natychmiast wysiąść! – krzyknął policjant.

Nie wiedząc, dlaczego, oboje wysiedli z pojazdu. Janusz dodał, żeby ustawili się twarzą do drzwi i położyli ręce na dachu, a nogi w rozkroku. Ton głosu zatrzymującego sprawiał, że potraktowali polecenie z należytą powagą i wykonali, co im rozkazał. W tym momencie podeszło do nich dwóch innych policjantów, którzy wykonali gesty przeszukania. Małżeństwo tego nie widziało, ale oprawcy skinęli głowami w geście oznajmiającym, że zakończyli przeszukanie i oboje są „czyści”. W tym momencie Janusz oznajmił poważnym tonem: – Są państwo zatrzymani pod zarzutem kradzieży tego pojazdu. Zanim Grzegorz zdążył cokolwiek powiedzieć, policjant go przeszukujący złapał jego ręce i wykręcił do tyłu, zakładając kajdanki. Grzegorz poczuł zimny metal na skórze, który został silnie zatrzaśnięty. Weronice zrobili to samo.

– Zabrać ich! – krzyknął oficer Janusz.

– To nieporozumienie! – krzyknął Grzegorz, próbując wyszarpać się z rąk policjanta, który prowadził go do radiowozu znajdującego się przed ich autem.

– To nieprawda! –Weronika miotała się podnosząc głos prowadzona do radiowozu, który przyjechał jako drugi.

– Skarbie! – Grzegorz spojrzał w stronę żony.

– Zostawcie mnie! – wtórowała mu Weronika, szamocząc się cała w złości.

Funkcjonariusze przytrzymywali szarpiących się małżonków i bez zbędnego przejęcia wprowadzali ich do osobnych pojazdów. Po siłowym umieszczeniu ich na tylnych siedzeniach zostały im nałożone czarne worki na głowy. Od tej pory nic nie widzieli. Ktoś dodatkowo przyłożył im do twarzy materiał nasączony substancją o dziwnym zapachu. Nie minęła minuta, jak oboje przestali się miotać i grzecznie usnęli w swoich radiowozach.

***

Obudził go głośny warkot, przypominający odgłos pracującego silnika. Czuł chłód w powietrzu i zimno metalowego krzesła, na którym siedział. Ręce miał skute do tyłu kajdankami, tak jak zapamiętał podczas aresztowania. Poczuł, że na ustach znajdowała się taśma uniemożliwiająca jakiekolwiek porozumiewanie się. Otworzył oczy. Nie miał już worka na głowie, więc mógł się rozejrzeć. Znajdował się w czymś w rodzaju hali bądź magazynu. Puste, szare przestrzenie wskazywały, że jest to niezagospodarowana hala przemysłowa. Warkot, który go obudził, był silnikiem klimatyzacji. Przed sobą zobaczył w oddali drugie krzesło, na którym siedziała skrępowana jego żona. Jeszcze się nie obudziła. Tak samo jak on miała zaklejone usta, ręce skrępowane do tyłu i nogi przyklejone szarą taśmą do nóg krzesła. Wyglądała na zmęczoną. Mimo to nadal wyglądała atrakcyjnie. Jej długie, ciemne włosy zawsze mu się podobały, niezależnie od stanu, w jakim były. Zgrabne ciało bezwładnie opadało na krzesło. Głowę miała opuszczoną. Próbował obudzić ją pomrukami wydobywającymi się z krtani, lecz bezskutecznie. Próbował się wyswobodzić z więzów, lecz także nie przynosiło to efektu. Nagle usłyszał kroki. Kroki były pewne i stukały miarodajnie, roznosząc się echem w pustej przestrzeni. W tym momencie zaświeciły się wszystkie lampy dostępne w pomieszczeniu. Wcześniejsze punktowe światło nie raziło go tak jak teraz po zaświeceniu wszystkich lamp. Przymrużył oczy, ale zobaczył postać, która przyszła. Był to ten sam mężczyzna, który nakazał ich aresztować. Odezwał się do niego.

– Witaj, Grzegorzu. – jego głos był pełen powagi, ale i pewności siebie.

– Mmmh – wyszemrała ofiara.

– Wybacz, już zdejmuje ci knebel – mówiąc to, zerwał taśmę z jego twarzy. Zakładnik poczuł pieczenie. Skrzywił się, ale to nie przeszkodziło mu w skomentowaniu sytuacji.

– Co tu się do cholery dzieje?! – krzyknął

– Dowiesz się w swoim czasie – powiedział Janusz ze stanowczością w głosie.

– Nie jesteś z policji – syknął ze złości.

– Teraz to chyba jasne, –W tym momencie Janusz spojrzał na Weronikę, która mimo hałasu nie wybudziła się z narkozy. Po chwili dodał: – Zabierzcie ją.

W tym momencie do miejsca ich spotkania przyszło dwóch mężczyzn, którzy posturą przypominali osoby, które widział podczas zakuwania w kajdanki. Twarze ich były ukryte pod kominiarkami. Chwycili z obu stron krzesło, na którym siedziała Weronika i wynieśli ją poza halę. Grzegorz podczas tego pokazu szarpał się na siedzisku i miotał w szale nerwów do momentu, aż dostał potężny cios w brzuch. Zrobiło mu się niedobrze od ciosu. Był odwodniony i głodny. Z jego ust wydostała się śliska maź w postaci flegmy. Podający się za oficera policji porywacz krzyknął w języku rosyjskim.

– Uspokój się, Grigorij.

– Skąd wiesz, jak się nazywam? – odpowiedział instynktownie w swoim ojczystym języku.

– O, dużo wiemy o tobie – mówił dalej oprawca po rosyjsku. – Naprawdę nazywasz się Grigorij Sumkin. Urodziłeś się w Moskwie. Jako dziecko wyjechałeś do Polski, aby zdobyć nasze obywatelstwo. Przed żoną udajesz zwykłego ekonomistę, który pisze powieści do szuflady, aby szlifować nasz język. Szacunek, że tak dobrze mówisz po polsku. Swoją drogą, jest to urocze. Ekonomista i pisarz, a może i ktoś jeszcze – oficer mówił spokojnie, ale z nutą powagi i sadyzmu w głosie. Uśmiechnął się i kontynuował. – Studiowałeś w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie i zdobyłeś wiele wyróżnień z tego powodu. Ale obaj wiemy, że twoi rodzice Wiera i Alieksei dogadali się ze służbami w Rosji, że będziesz ich zamrożonym szpiegiem, który wtapiając się w tłum, będzie obserwował nasze strategiczne instytucje, a kiedy przyjdzie na to czas, sprzeda informacje dalej. Z tego, co wiemy, to od dwóch lat już nie jesteś uśpiony. Czy tak? – zapytał oprawca.

– Wal się! – krzyknął Grigorij zachowując przy tym rosyjski akcent.

– Zła odpowiedź – syknął po polsku Janusz.

Zakładnik poczuł kolejny cios w brzuch. Kaszlnął i ostatkiem sił odpowiedział.

– Tak, jestem Rosjaninem – powiedział po polsku – Ale nigdy nie dogadałem się ze służbami. Rodzice uciekli do Polski, aby mnie chronić.

– Kłamiesz! – Warknął Janusz i wymierzył kolejny cios, tym razem w żebra, a potem kolejny raz w brzuch. – Gdy osiągnąłeś pełnoletność, zgłosili się do ciebie dwaj mężczyźni z firmy Economy Freedom, która zaproponowała ci współpracę w analizach różnego typu. Dzięki nim dostałeś pracę w tym miejscu, gdzie teraz pracujesz. Z jednej strony robisz analizy finansowe, a tak naprawdę szpiegujesz dla prywatnej firmy. Odkąd twoi rodzice przekroczyli granicę Polski, mamy was na oku – ton Janusza brzmiał złowrogo.

– Czego chcesz? – zapytał znowu w ojczystym języku, w tonie głosu dało się dostrzec ból i zaniepokojenie.

– Tylko, żebyś dla nas pracował.

– Wal się – ponowił po rosyjsku, ciężko dysząc.

– A chcesz, żeby twoja żona usłyszała, że szpiegujesz dla Rosjan i infiltrujesz nasze systemy?

– To bzdura! – krzyknął.

– Dość zabawy! – zawtórował Janusz. – Chcesz stracić żonę i zostać odesłany do Rosji z informacją, że zdradziłeś swój kraj dla Zachodu!? – kontynuował. – Rosyjska służba bezpieczeństwa na pewno się ucieszy z takiej informacji.

– To bzdura – syknął zakładnik.

W tym momencie Janusz wezwał swoich pomocników, aby przynieśli krzesło, na którym znajdowała się nadal nieprzytomna żona. Ci wykonali zadanie i chwilę potem znowu krzesło z Weroniką znajdowało się naprzeciwko sponiewieranego poprzez uderzenia Grigorjego. Janusz podszedł do niej, wyciągnął z kabury pistolet i wymierzył w jej skroń. Ona nadal nie odzyskała przytomności. Grigorij krzyknął w bezładzie. Janusz przeładował broń i już chciał nacisnąć spust, gdy Grigorij krzyknął po rosyjsku.

– Zostaw ją! Zgoda. Pomogę – wykrztusił z siebie, po czym zemdlał.

***

Gdy otworzył oczy, znajdował się w łóżku. Obok niego spała jego żona. Rozejrzał się dookoła. Pokój, w którym się znajdował, był przestronny i schludny. Na szafce obok łóżka leżała ulotka z napisem Great Polonia. Znał tę nazwę. Oznaczała hotel we Wrocławiu na jednej z wysp na Odrze. Pamiętał, że sprawdzając miejsca noclegu omijał to miejsce. Gdy szukał kwatery do spania, to rozglądał się za lokalizacjami dużo mniej prestiżowymi niż ten hotel. Nie zależało mu na mieszkaniu bezpośrednio w okolicy Starego Miasta. Po to wynajął auto, aby móc wszędzie dojechać. Nie wiedział, jak się tutaj znalazł. Miał dziwne przeczucie, że śniło mu się, że był zakładnikiem w opuszczonej hali i grożono jego żonie. Popatrzył na nią. Spała smacznie z wyrazem twarzy sugerującym błogi sen, bez problemów.

– Kochanie? – dotknął jej ramienia, próbując obudzić. Nie reagowała. Zaczął mocniej potrząsać ramieniem. W końcu otworzyła oczy.

– Gdzie jesteśmy? – zapytała, znajdując się jeszcze w półśnie.

– W hotelu – odpowiedział mąż. W tym momencie Weronika szerzej otworzyła oczy i usiadła na łóżku w tempie osoby, którą obudził koszmar.

– Co się stało?

– Nie wiem – odpowiedział Grzegorz. – Co pamiętasz?

– Kontrolę policji przed Łodzią. – odparła, ziewając.

– No właśnie, a jesteśmy w hotelu we Wrocławiu – zwrócił uwagę.

Weronika poderwała się na równe nogi, jakby na środku łóżka, na którym spali, rozniecił się ogień.

– Jak to się stało? – zapytała już w pełni obudzona.

– Nie wiem – odpowiedział jej ukochany. – Musimy to zweryfikować –Żona pokiwała głową, nie wydając żadnego dźwięku.

– Ogarnij się, ja pójdę do recepcji zorientować się w temacie – powiedział. Gdy Weronika próbowała się otrząsnąć z tego, co usłyszała, on szybko się ubrał w rzeczy leżące obok łóżka i wyszedł z pokoju. Korytarz prowadzący do recepcji utwierdził go w przekonaniu, że jest to porządny hotel. Recepcja znajdowała się w centralnej części holu. Na obecnej zmianie obsługiwała atrakcyjna, młoda dziewczyna.

– Warta grzechu– pomyślał przyglądając się jej wdziękom. Podczas gdy schodził do recepcji, przy ladzie stał już nieznajomy mężczyzna. Z jego perspektywy wyglądał dość znajomo, ale nie potrafił przypomnieć sobie, skąd może go znać. Petent szepnął coś pani i odwrócił się do niego.  Nieoczekiwanie rozpoczął rozmowę.

– Witaj, Grzegorzu! – powiedział nieznajomy.

– Czy my się znamy? – zapytał.

– Spokojnie Grigorij, nie stresuj się tak – odpowiedział nieznajomy w języku rosyjskim.

– Skąd znasz to imię? – zapytał zaskoczony płynną ruszczyzną. Głoski brzmiały miękko i leniwie.

– Już to przerabialiśmy, także odpuść. – kontynuował nieznajomy.

Nagle Grzegorz oprzytomniał i wróciło wspomnienie z dnia poprzedniego. W jednej chwili wszystkie emocje związane z ich porwaniem powróciły jak piorun uderzający w zdrowe drzewo.

– Ty jesteś Janusz! – krzyknął, – To nie był sen?! – mówił nadal po rosyjsku, próbując zrozumieć, co się właśnie dzieje.

– Obiecałeś pracować dla nas – mówił Janusz spokojnym, ale stanowczym głosem. Po czym dodał: – Teraz pójdziesz ze mną, bo mam dla ciebie robotę.

– A jeśli odmówię? – był coraz bardziej roztrzęsiony.

– Ten hotel, jak i cała wyspa należą do moich znajomych – odpowiedział nieznajomy. – Zdajesz sobie sprawę, że twojej żonie nie stanie się krzywda, dopóki będziesz grzeczny?

– Jak jej wytłumaczę zniknięcie? – zapytał skołowany.

– O to już my zadbamy. Twoja żona będzie miała mnóstwo atrakcji związanych ze zgłoszeniem dziwnego zakwaterowania. Nasza policja potrafi uprzykrzyć życie przyjezdnym.

– Co to za praca? – zapytał.

– Wszystkiego dowiesz się na miejscu. Idziemy – Janusz zwrócił się do kobiety w recepcji. – Proszę przynieść najlepsze danie do pokoju 404. I – dodał po chwili namysłu – gdy Weronika przyjdzie do pani, proszę powiedzieć, że Grzegorz kazał przekazać, że idzie zgłosić kradzież auta.

***

Do miejsca spotkania nie było daleko. Biuro Janusza znajdowało się w piwnicy hotelu, w którym obudził się Grigorij. Drzwi wejściowe chronione były zabezpieczeniami podobnymi do tych, jakie widział w filmach z Jamesem Bondem. Autoryzacja za pomocą skanu siatkówki oka i głosu chroniła główne, stalowe drzwi. Janusz dokonał weryfikacji tożsamości, po czym drzwi można było swobodnie otworzyć. Weszli do środka. Wewnątrz biuro przypominało średniej wielkości serwerownię z wieloma komputerami. Na wielu ekranach przyczepionych do ścian dostrzegł otoczenie hotelu oraz pokoju 404, w którym znajdowała się jego żona. Widział, że szykuje się do wyjścia. Malowała się w pośpiechu. Widział, że targają nią emocje. Rozumiał ją, ale wiedział też, że on ma na sobie jeszcze większe brzemię. Presja, jaka na nim ciążyła wydawała się trudniejsza niż cokolwiek mogło na to wskazywać. Przy komputerach siedziało pięć osób. Był przekonany, że wszystkie przewijały się w jego śnie, który okazał się rzeczywistością.

– Cały czas nas obserwujecie? – syknął.

– Znamy się na swojej robocie – podniósł z dumą głowę oprawca.

– Powie mi pan w końcu, z jakiego powodu jest cała ta szopka?

– Usiądź, proszę – Janusz wskazał na krzesło przy pustym biurku. Sam usiadł obok.

– Dowiedzieliśmy się… – zaczął Janusz, gdy Grigorij zasiadał na wskazanym przez niego krześle. – Z zaufanych źródeł, że dyktator twojego kraju w najbliższym miesiącu zaatakuje Ukrainę. Uważa, że prezydent nie ma predyspozycji, żeby się bronić. Nie znamy dokładnego terminu, ale spodziewamy się tego w okolicy końca najbliższego miesiąca.

– To niemożliwe! – krzyknął Grigorij, otwierając szerzej oczy.

– A jednak, to jest bardziej niż pewne – Po czym kontynuował. – Wiemy też, że to będzie dopiero początek wojny na większą skalę. Dotarliśmy do materiałów sugerujących, że tu we Wrocławiu są rozlokowane głowice jądrowe, które Rosja umieściła w tym mieście jeszcze za czasów Układu Warszawskiego. Tylko nie wiemy, gdzie się znajdują.

– Do czego ja jestem wam potrzebny? – pytał coraz bardziej zdziwiony.

– Jesteś jednym z najlepszych specjalistów w swojej dziedzinie, który posługuje się językiem rosyjskim. Chcielibyśmy, abyś pomógł nam uzyskać informacje, gdzie znajdują się rzekome głowice.

– Ale w jaki sposób miałbym to zrobić? – dopytywał.

– Mamy rozpracowany system firm powiązanych z kapitałem rosyjskim, znamy ich topologię sieci. Rozpracowywaliśmy to wszystko od momentu wejścia do NATO. Chciałbym, abyś pomógł nam wskazać miejsca, gdzie możemy dostać się do firm, które ci wskażemy. Podejrzewamy, że jedna z firm posiada informacje, które nas interesują.

– To długo potrwa. Jak wyjaśnicie mojej żonie, co się dzieje? – żachnął się bez cienia nostalgii.

– Grzeczniej! – usłyszał. – Nie bez powodu współpracujemy z lokalnymi organami prawa, aby wszystko wydawało się na przypadek.

– Nie uda się wam jej przekonać! – oburzył się.

– Ty to zrobisz – Janusz mówił spokojnie i pewny swojej racji. – Długo zajmą wam procedury udowodnienia, że sami nie ukradliście wypożyczonego auta – uśmiechnął się, co przyprawiło Grzegorza o dreszcze.

– A jak nie zgodzę się, aby to zrobić?

– To będziecie mieć piękny pochówek na koszt państwa – Janusz mrugnął do niego okiem.

***

Mimo wielu dyskusji Grzegorz przystąpił do pracy. Nadal nie wiedział, z kim ma do czynienia. Oficjalnie Janusz mówił, że są tajną komórką policji, ale nie do końca w to wierzył. Jednocześnie był pełen podziwu dla pracy, jaką ci ludzie wykonali. We Wrocławiu funkcjonowało kilkanaście firm z kapitałem, który, nie bezpośrednio, wskazywał pochodzenie rosyjskie. Od małych firm zajmujących się handlem materiałami budowlanymi, poprzez firmy pośredniczące w handlu z Zachodem, na filii banku kończąc. Na pierwszy rzut oka nic nie wskazywało na powiązania któregokolwiek komponentu z Moskwą, jednak po wykonaniu bardzo głębokiej analizy ślad rosyjski pojawiał się, wskazując na działanie tamtejszych służb specjalnych. Grigorij miał do dyspozycji zespół pięciu innych specjalistów od przełamywania zabezpieczeń ze strony technicznej oraz sekretarkę Janusza, która koniec końców bardzo dobrze znała język docelowy i orientowała się w sytuacji. Weronika natomiast, szukając zrozumienia w organach ścigania powoli eksplorowała coraz to nowe zakątki miasta. Począwszy od kompleksu wysp na Odrze, próbując odnaleźć kolejne filie komisariatów wrocławskiej policji, zwiedzała nowe zabytki i przeszła pieszo prawie całe Stare Miasto. Grigorij natomiast w tym czasie analizował możliwości wejścia i analizy każdej z firm. Jego zespół pisał autorskie skrypty i złośliwe oprogramowanie, które służyło do głębszej penetracji sieci przeciwnika, a sekretarka analizowała pozyskane dokumenty i kierowała działania na nowe tory. Przełomowym momentem okazało się uzyskanie dostępu do skrzynki pocztowej prezesa filii banku, który udzielał pożyczek niskooprocentowanych podmiotom ze Wschodu, odkrył to Grigorij. Prezes był fanem swojej sekretarki, która interesowała się różnego rodzaju biżuterią. Wystarczyło wysłać jej spreparowaną wiadomość email z ofertą promocyjną na złote kolczyki i w sposób kreatywny spowodować, że kobieta wejdzie w odnośnik prowadzący do strony internetowej łudząco przypominającej znany jej sklep, aby mieć dostęp do jej komputera. Następnie podszywając się pod sekretarkę prezesa ekipa wysłała ofierze wiadomość z zainfekowaną paczką danych sugerującą na zdjęcia jego sekretarki w skąpej bieliźnie. Chłop nic nie podejrzewając, wprowadził wirus do swojego komputera, a Grigorij miał już dostęp do całości informacji, jakie posiadał prezes. Materiały pozyskane z jego sprzętu były bardzo interesujące. Wskazywały, że Prezes i wysoki rangą przedstawiciel firmy RosAtomRu to dobrzy koledzy od kieliszka, którzy na boku wyprowadzają duże sumy z obu firm, działając pod przykrywką sfabrykowanych inwestycji. Następnie okazało się, że przedstawiciel RosAtomRu służbową korespondencję prowadził przez ogólnodostępny serwer serwisu Rambler. Dostęp do niego nie był problemem, ponieważ zespół Grigorija znał wiele podatności bezpieczeństwa, które z uwagi na ogrom prac nigdy nie zostały poprawione. Mając dostęp do komputera człowieka z firmy RosAtomRu udało się uzyskać informacje z serwera, który służył za archiwizowanie korespondencji i przechowywanie danych. Grigorij natrafił tam na dokumenty datowane na okres między końcem drugiej wojny światowej a upadkiem Związku Radzieckiego.

– Doskonała robota. To jest to czego szukaliśmy – nie krył radości Janusz. – Resztą zajmie się już nasz zespół. Jesteście wolni.

Po wszystkim Janusz i Grigorij uścisnęli sobie dłonie i obiecali nigdy więcej się nie spotkać. Po tym zdarzeniu okazało się, że anonimowy dostawca pizzy odnalazł ich rzekomo skradziony pojazd. Wszystko zostało wyprostowane, więc małżeństwo korzystając z uroków miasta, postanowiło jeszcze raz, tym razem wspólnie, zwiedzić wszystkie atrakcje, jakie wcześniej sobie zaplanowali.

***

Gdy wyszła spod prysznica on nadal był skupiony na pisaniu.

– Misiu, dlaczego ty jeszcze nie w łóżku? – Wyglądała teraz jak rusałka na brzegu jeziora nęcąca swoimi wdziękami przyszłą ofiarę. Tym razem już nie miał słuchawek na uszach, dlatego od razu zauważył, jak przyszła do niego.

– Już, kochanie, właśnie skończyłem pisać– docenił jej wdzięki i od razu wstał od komputera.

– O czym tym razem będzie opowiadanie? – jej włosy pachniały jego ulubionym szamponem, a ciało przyciągało do siebie.

– Sama zobaczysz. Dam ci do poczytania w samolocie.

Wstał od komputera z satysfakcją dobrze wykonanej pracy. – Wiesz – powiedział do żony – Wrocław to całkiem przyjemne miasto. Może wybierzemy się tam w któryś weekend?

– Pewnie – uśmiechnęła się do niego. – Kocham cię.

– Ja ciebie też – odpowiedział – a teraz chodź do łóżka.

KONIEC

Koniec

Komentarze

Usterki dostrzeżone na początku tekstu – źle zapisujesz myśli i dialogi. Morganie_blues, sugeruję abyś raz jeszcze przeczytał opowiadanie i spróbował poprawić zapis myśli i dialogi.

 

– Czy wzięłam wszystko? – myślała, patrząc na otwarte jeszcze walizki. → Przed myśleniem nie stawia się półpauzy.

Proponuję: Czy wzięłam wszystko? – myślała, patrząc na otwarte jeszcze walizki. Lub: „Czy wzięłam wszystko?” – myślała, patrząc na otwarte jeszcze walizki.

Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów

 

– Pozostały jeszcze jego rzeczy – pomyślała. – Kochanie, co tobie spakować?! – krzyknęła do Grześka znajdującego się w pokoju obok. W odpowiedzi usłyszała ciszę. → Dialogu nie zapisujemy z myśleniem, zapisujemy go w nowym wierszu. Narracji nie zapisujemy z didaskaliami. Winno być:

Pozostały jeszcze jego rzeczy – pomyślała.

– Kochanie, co tobie spakować?! – krzyknęła do Grześka znajdującego się w pokoju obok.

W odpowiedzi usłyszała ciszę.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

-Kochanie? – zapytała, ale nie odpowiedział. → Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza: Kochanie? – zapytała, ale nie odpowiedział.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej 

Z technicznych spraw, ktoś jeszcze się pojawi i na pewno napisze ci co i jak ;) Ja na początek rzuciłbym okiem na zaimek – jego, bo jest go dużo, a można by się go pozbyć z tekstu :). 

 

Samo opowiadanie dość ciekawe, z agentem obcego państwa wykorzystanym przez Janusza ;).

Więc pomysł na pewno na plus. Zastanowiłbym się nad skróceniem tekstu, bo dużo jest opisów jazdy, które nie są raczej pasjonujące i też nic nie wprowadzają do fabuły. Podobnie jest z dialogami, dużo jest gatki o tym, co czytelnik już wie. Gdzieś kiedyś usłyszałem taką poradę – każdy dialog powinien pchać akcję do przodu lub odkrywać coś o bohaterach. Tego w opowiadaniu brakuje. 

 

Pozdrawiam :) 

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dziękuję za komentarze:-) Następne teksty na pewno oprę o Wasze sugestie:-) Pozdrawiam.

To miło, że chcesz lepiej pisać przyszłe teksty, ale też wielka szkoda, że nie masz zamiaru poprawić tego opowiadania – źle czyta się tekst z błędami i usterkami, a nawet można Cię podejrzewać o lekceważenie czytelników.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przykro mi, że tak uważasz, ale to nie jest lekceważenie czytelnika ani zamiar zaprzestania poprawek. Wydawało mi się, że jak już coś się tu opublikuje to nie ma możliwości poprawiania, a jedynie rozmowa o ewentualnych błędach.

Morganie, tekst można edytować. Poprawiać jest bardzo wskazane. Pewnie przyda się Tobie poradnik Drakainy: Portal dla żółtodziobów.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Uczulam na różnicę pomiędzy “który” a “jaki”

Imiesłowowy równoważnik zdania (-ący, -wszy, -łszy) zawsze prosi o przecinek.

Po kropce wymagana jest duża litera w zapisie dialogów (regulatrzy przesłała Ci ściągę).

Przesunięcie (cofnięcie) przecinka musisz sobie powtórzyć przy okazji kolejnego tekstu.

Mieszasz czasy.

Uśmiechnął się do niej, po czym kontynuował podróż.

Co mówi nam to zdanie? Że przystanął, żeby się do niej uśmiechnąć, po czym włączył się do ruchu? – Trzeba zastanowić się nad sensem niektórych sformułowań, bo nieco komiczny obraz się z nich wyłania.

 

Ja w to nie wątpię, – powiedziała ze zrozumieniem w głosie. – Ale co powie na to wypożyczalnia? Albo w ekstremalnej sytuacji panowie z nieoznakowanego radiowozu?

Przecinek i myślnik – musisz powtórzyć funkcje, jakie pełnią w zdaniu i kiedy się ich używa. A w ostatnie zdanie (które warto połączyć z poprzednim) chyba wplotłeś wtrącenie, więc powinno znaleźć się pomiędzy przecinkami. → zależy, co chciałeś przekazać.

 

Do powtórzenia masz także zasadę pisowni “nie” z czym łącznie a z czym osobno…

W kilku miejscach masz błędy wynikające z połączeń części różnych wyrażeń → kontaminacje.

 

W zasadzie nie wiem, jak ocenić to opowiadanie. Błędy przytłaczają, a brak chęci ich poprawy uniemożliwia pomoc, bo po co mam to wypisywać, jeśli nie naniesiesz poprawek? Starałam Ci się wskazać kilka zagadnień, które należy sobie przypomnieć. Mam nadzieję, że Ci to pomoże przy następnym tekście → trzymam kciuki!

Pozdrawiam :D.

Nowa Fantastyka