- Opowiadanie: cezary_cezary - Przykra historia Jakuba Kowalskiego, czyli rzecz o niespełnionej miłości, diable i zasadności czytania umów

Przykra historia Jakuba Kowalskiego, czyli rzecz o niespełnionej miłości, diable i zasadności czytania umów

Tekst kon­kur­so­wy. Po­słu­gu­jąc się ter­mi­no­lo­gią ku­chen­ną po­sta­no­wi­łem do­ko­nać de­kon­struk­cji kla­sycz­ne­go opo­wia­da­nia zło­dziej­skie­go. Pewne ele­men­ty będą się jed­nak zga­dza­ły. Motyw kra­dzie­ży? – jest. Plan dzia­ła­nia? – jest. Żmud­ne przy­go­to­wa­nia, które trwa­ją znacz­nie dłu­żej niż sam akt kra­dzie­ży? – jest. No, to je­dzie­my ;)

 

Ser­decz­ne po­dzię­ko­wa­nia dla Be­tu­ją­cych: Am­bush, Bos­ma­na, Krara i Tar­ni­ny. Bez Wa­szych licz­nych i cel­nych uwag tekst wiele by stra­cił :)

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Przykra historia Jakuba Kowalskiego, czyli rzecz o niespełnionej miłości, diable i zasadności czytania umów

Maria Ra­dzi­wił­łów­na była fi­li­gra­no­wą dwu­dzie­sto­pię­cio­lat­ką o śnież­no­bia­łej kar­na­cji, krę­co­nych wło­sach ko­lo­ru cze­ko­la­dy i uj­mu­ją­cych sza­fi­ro­wych oczach. Ob­ci­słe dżin­sy pod­kre­śla­ły wy­jąt­ko­wo ape­tycz­ne krą­gło­ści. Do tego za­ło­ży­ła białą ko­szul­kę, tak do­pa­so­wa­ną, że mimo braku de­kol­tu, wy­obraź­nia nie miała już nic do ro­bo­ty. Ale ubiór to nie wszyst­ko. Coś w jej ge­stach i spo­so­bie bycia ota­cza­ło Marię aurą czy­ste­go wdzię­ku.

Tego dnia to wła­śnie Jakub był szczę­śliw­cem, któ­re­mu przy­padł za­szczyt za­bra­nia jej do olsz­tyń­skie­go Parku Cen­tral­ne­go i wspól­ne­go wy­le­gi­wa­nia się na tra­wie. Niby nic nad­zwy­czaj­ne­go, ale chło­pak czuł się tak, jakby zła­pał Pana Boga za nogi. Szcze­gól­nie, je­że­li uwzględ­nić jego nie­po­zor­ną apa­ry­cję i brak wy­raź­nej mu­sku­la­tu­ry, które nie po­ma­ga­ły w pró­bach za­im­po­no­wa­nia płci pięk­nej.

– Niebo wy­glą­da dzi­siaj na­praw­dę pięk­nie – po­wie­dzia­ła dziew­czy­na. Potem od­wró­ci­ła głowę i wy­cią­gnę­ła rękę do Ja­ku­ba. Ze sple­cio­ny­mi dłoń­mi, uśmiech­nię­ci, razem wpa­try­wa­li się w bez­chmur­ne niebo. Le­ni­wie i siel­sko mi­ja­ły ko­lej­ne mi­nu­ty.

Nie­spo­dzie­wa­nie błogą ciszę prze­rwa­ły od­gło­sy sza­mo­ta­ni­ny.

– Po­mo­cy! Zło­dziej ukradł mi to­reb­kę! – krzyk­nę­ła po­staw­na blon­dyn­ka.

Ubra­na była w wy­mię­tą suk­nię wie­czo­ro­wą i wy­so­kie szpil­ki, które mu­sia­ła po­rzu­cić, bo ru­szy­ła w po­ścig za za­kap­tu­rzo­nym męż­czy­zną. Jakub już się zry­wał, żeby bo­ha­ter­sko ru­szyć na pomoc, gdy usły­szał chi­chot. Spoj­rzał w kie­run­ku Marii.

– Czemu to cię śmie­szy? – za­py­tał.

– Bo wi­dzisz… Przy­po­mnia­ło mi się coś za­baw­ne­go. Ty­dzień temu byłam na spa­ce­rze z Krzyś­kiem. – Wi­dząc minę chło­pa­ka wy­ja­śni­ła. – Ko­le­ga, jesz­cze z pod­sta­wów­ki… O czym to ja?…

– Coś za­baw­ne­go… 

– Tak, wła­śnie. Byłam na spa­ce­rze z Krzyś­kiem i prze­cho­dzi­li­śmy obok sto­iska z kwia­ta­mi. I wy­obraź sobie, on ukradł dla mnie różę i razem ucie­kli­śmy. – Dziew­czy­na wy­da­wa­ła się wręcz pod­nie­co­na. – To było nie­zwy­kle zu­chwa­łe i ro­man­tycz­ne.

– Ja dla cie­bie mógł­bym ukraść nawet księ­życ! – rzu­cił pew­nie Jakub.

– Ha! Po­mysł wy­bor­ny, tylko oba­wiam się, że mało od­kryw­czy – od­po­wie­dzia­ła Maria.

– Jak to?

– Ano już było kilku ta­kich, co pró­bo­wa­li. Nie­któ­rym po­dob­no ta sztu­ka się nawet udała!

– Cho­le­ra. To może cho­ciaż gwiaz­dę z nieba? – Nie pod­da­wał się chło­pak.

– Przy­kro mi, to też nie brzmi zbyt ory­gi­nal­nie. Znam co naj­mniej kil­ka­na­ście udo­ku­men­to­wa­nych przy­pad­ków kra­dzie­ży gwiazd. – W tym miej­scu zro­bi­ła pauzę i spoj­rza­ła wy­zy­wa­ją­co na to­wa­rzy­sza. – Bę­dziesz się mu­siał bar­dziej po­sta­rać!

– W takim razie przy­rze­kam ci, że do­ko­nam naj­bar­dziej spek­ta­ku­lar­nej i ory­gi­nal­nej kra­dzie­ży w hi­sto­rii! – wy­krzyk­nął. – Przez wiele lat będą o niej pisać ga­ze­ty. Po­wsta­ną książ­ki. Za­pi­szę się na stałe w an­na­łach hi­sto­rii! Ta­kiej wła­śnie kra­dzie­ży do­ko­nam. Tylko… tylko chwi­lo­wo nie zdra­dzę ci jesz­cze, ja­kiej.

– Coś mi się zdaje, że po pro­stu nic mą­dre­go nie wy­my­śli­łeś – za­kpi­ła.

Chło­pak po­czuł, jak krew za­czę­ła pul­so­wać mu w ży­łach, po­licz­ki za­la­ła fala go­rą­ca. Miał wra­że­nie, że zo­stał wy­wo­ła­ny do ta­bli­cy i nie znał od­po­wie­dzi na py­ta­nie. Usza­mi wy­obraź­ni sły­szał nawet stłu­mio­ne śmie­chy do­cho­dzą­ce z głębi sali. Po chwi­li otrzą­snął się, spoj­rzał na Marię, ale zmi­laczał. To naj­pięk­niej­sza i naj­wspa­nial­sza dziew­czy­na w mie­ście, po­my­ślał. Muszę coś wy­my­ślić. Wresz­cie po­wie­dział:

– Czy­ta­łem ostat­nio Lo­ve­cra­fta i… – Za­uwa­żył, że to­wa­rzysz­ka przy­glą­da mu się z uprzej­mym znu­dze­niem. – Tego go­ścia od macek… Zna­czy się ogrom­nych, przed­wiecz­nych bóstw, które mogą znisz­czyć pla­ne­tę.

– Nie prze­pa­dam za ta­ki­mi kli­ma­ta­mi – ucię­ła. Wi­dząc za­sko­czo­ną minę chło­pa­ka, do­da­ła. – Tak, tak, pra­cu­ję w bi­blio­te­ce, ale nie ozna­cza to, że czy­tam wszyst­ko, jak leci. Po­wiem ci wię­cej, pół dnia spę­dzam do­słow­nie oto­czo­na książ­ka­mi, więc czę­sto po po­wro­cie do domu w ogóle nie chce mi się się­gać po książ­ki. Cza­sem wolę po­oglą­dać se­ria­le w te­le­wi­zji. 

– Ro­zu­miem… A byłaś kie­dyś na wieży ra­tu­sza? – Tak­tycz­nie zmie­nił temat.

– Tego w cen­trum? Nie, nie byłam.

– In­ne­go u nas nie… Zresz­tą, nie­waż­ne. W takim razie na na­stęp­ną rand­kę za­bio­rę cię wła­śnie na wieżę! Nie jest wy­so­ko, ale widok i tak fan­ta­stycz­ny.

– Na na­stęp­ną rand­kę? – od­po­wie­dzia­ła ze śmie­chem. – Nie­po­praw­ny z cie­bie opty­mi­sta, wiesz?

– Dla­cze­go?

– Bo z góry za­kła­dasz, że bę­dzie ko­lej­na.

Ja­ku­bo­wi do głowy nie wpa­dła żadna sen­sow­na ri­po­sta, więc przez na­stęp­nych kilka minut le­że­li w ciszy. 

– My­ślisz już o na­stęp­nej, a tym­cza­sem tu i teraz prze­ży­wam naj­lep­szą rand­kę w życiu – nagle po­wie­dzia­ła dziew­czy­na. – Do­słow­nie emo­cje jak na grzy­bach.

– To może prze­sta­nie­my już gapić w niebo i pój­dzie­my coś prze­ką­sić?

– Wiesz… Jakoś tak… No, nie jestem głodna. Chyba będę się jed­nak zbie­ra­ła do miesz­ka­nia…

– To w takim razie po­zwól, że cię od­pro­wa­dzę – przy­tom­nie za­ofe­ro­wał Jakub.

– Nie ma ta­kiej po­trze­by. Zresz­tą, zdaje się, że masz o czym my­śleć. Zu­chwa­ła kra­dzież, pa­mię­tasz jesz­cze? – Dziew­czy­na wsta­ła i ru­szy­ła przed sie­bie. Po kilku me­trach od­wró­ci­ła się i rzu­ci­ła je­dy­nie: – Było… ory­gi­nal­nie. Ko­niecz­nie mu­si­my to po­wtó­rzyć. Pa!

Jakub nic nie od­po­wie­dział. Przez jakiś czas leżał jesz­cze sa­mot­nie na ziemi i roz­my­ślał. Tar­ga­ły nim sprzecz­ne emo­cje. Przy­siadł, po czym wbił palce w glebę i wy­rwał kępkę trawy, a na­stęp­nie ci­snął nią przed sie­bie. Otwo­rzył usta, jakby chciał krzyk­nąć, ale po­wstrzy­mał się. Na jego twa­rzy po­ja­wił się uśmiech. Prze­cież dalej mam szan­sę na za­im­po­no­wa­nie Marii, po­my­ślał. Wszyst­ko, co muszę zro­bić, to wy­my­ślić od­po­wied­nio zu­chwa­łą kra­dzież. 

– Taki je­steś mądry, Krzy­siek? To po­staw się w mojej sy­tu­acji – krzyk­nął do słu­chaw­ki prze­cho­dzień. – Pa­lant – za­koń­czył roz­mo­wę i szyb­kim ru­chem scho­wał te­le­fon do kie­sze­ni.

Jakub przez chwi­lę wo­dził wzro­kiem za od­cho­dzą­cym męż­czy­zną. Po­staw się w mojej sy­tu­acji, po­wtó­rzył w my­ślach. Po­staw się w mojej sy­tu­acji, ge­nial­ne! A gdy­bym tak ukradł ją, a nie dla niej…

 

 

***

Chło­pak wie­dział już, co chce zro­bić, po­ja­wi­ło się zatem py­ta­nie, jak? In­spi­ra­cji po­sta­no­wił szu­kać w sztu­ce. Spę­dził całe po­po­łu­dnie, prze­szu­ku­jąc za­ka­mar­ki In­ter­ne­tu i przy­go­to­wał listę fil­mów, kla­sy­ków kina zło­dziej­skie­go, jak: Ocean’s Ele­ven, Va­bank, Prze­kręt, czy Go­rącz­ka. Po za­koń­czo­nym ma­ra­to­nie fil­mo­wym do­szedł do dwóch kon­struk­tyw­nych wnio­sków. Po pierw­sze, bra­ku­je mu ekipy gang­ste­rów i zło­dziei z praw­dzi­we­go zda­rze­nia. I po dru­gie, że za­brał się do te­ma­tu od nie­wła­ści­wej stro­ny, dzię­ki czemu je­dy­nie zmar­no­wał kilka dni. Prze­cież nie wła­mu­ję się do ja­kie­goś cho­ler­ne­go skarb­ca, po­my­ślał ze zło­ścią.

Nie­zra­żo­ny po­raż­ką, po­sta­no­wił roz­ry­so­wać moż­li­wie pre­cy­zyj­ny plan dzia­ła­nia. Po wielu go­dzi­nach wy­tę­żo­nej pracy umy­sło­wej stwo­rzył szkic, który pre­zen­to­wał się na­stę­pu­ją­co:

 

1. Na­uczyć się roz­kła­du dnia Marii, jej za­cho­wa­nia i na­wy­ków.

2. Wy­glą­dać jak Maria.

3. ???

4. Pro­fit. Ujaw­nić się przed Marią i zdo­być jej serce.

 

Nie­po­ko­iły go lekko znaki za­py­ta­nia w punk­cie trze­cim, ale póki co nie miał po­my­słu, jak je za­stą­pić sen­sow­ną tre­ścią. Jed­nak za naj­bar­dziej pro­ble­ma­tycz­ną w re­ali­za­cji uznał kwe­stię wy­glą­du. Nie mógł prze­cież zwy­czaj­nie za­ło­żyć ko­bie­ce­go ubra­nia i pe­ru­ki. Może jakaś bar­dzo re­ali­stycz­na maska?, po­my­ślał. Po chwi­li jed­nak skar­cił sam sie­bie. Maska może się od­kle­ić, a poza tym po­zo­sta­je kwe­stia róż­nych ga­ba­ry­tów i głosu. Cho­le­ra by to wzię­ła.

– Gdyby tylko ist­niał ma­gicz­ny elik­sir… – mruk­nął pod nosem.

 

Na ile Jakub się orien­to­wał, nie ist­nia­ły żadne ma­gicz­ne elik­si­ry. Skoro tak, jako je­dy­ne sen­sow­ne roz­wią­za­nie na­rzu­ca­ły się do­bro­dziej­stwa no­wo­cze­snej tech­ni­ki. Jako że stan fi­nan­sów, de­li­kat­nie mó­wiąc, był zły, nie mógł sobie po­zwo­lić na zakup sprzę­tu z naj­wyż­szej półki. Za­miast tego po­sta­no­wił nabyć wy­two­ry chiń­skiej myśli tech­nicz­nej. Za roz­sąd­ną cenę i, ma się ro­zu­mieć, z do­stęp­ny­mi ku­po­na­mi na dar­mo­wą prze­sył­kę. 

Kilka ty­go­dni póź­niej, gdy apa­ra­tu­ra do­tar­ła, Jakub prze­ko­nał się, że po­dej­rza­nie niska cena idzie w parze z fa­tal­ną ja­ko­ścią. Po nie­ca­łej go­dzi­nie te­stów zro­zu­miał osta­tecz­nie, że oto kupił ster­tę złomu. Sfru­stro­wa­ny nie­po­wo­dze­niem za­de­cy­do­wał, że czas się napić.

 

***

Nie­opo­dal „Sta­re­go Bro­wa­ru” spo­tkał Krzyś­ka, który z ocho­tą do­trzy­mał mu to­wa­rzy­stwa.

– Daj spo­kój, taki szajs te chi­no­le robią, że się w pale nie mie­ści. Wy­bu­li­łem kasy jak lodu, cze­ka­łem bi­tych kilka ty­go­dni, a to ba­dzie­wie nie na­da­je się nawet do pod­glą­da­nia babci – żalił się przy­ja­cie­lo­wi Jakub.

– Po­cze­kaj, ale dla­cze­go ty wła­ści­wie chcesz śle­dzić Ma­ryś­kę?

– Marię…

– No mówię wła­śnie, Marię.

– Taka tam, obiet­ni­ca… W sumie głu­po­ta, niby mógł­bym się wy­co­fać, ona pew­nie nawet już nie pa­mię­ta. No, ale dla mnie to spra­wa ho­no­ro­wa – wy­ja­śnił Jakub.

– Oke­j – skwitował Krzysiek, przeciągając sylaby. Po­cią­gnął so­lid­ny łyk świe­żo wa­rzo­ne­go piwa. – Ro­zu­miem, że żad­nych szcze­gó­łów od cie­bie nie do­sta­nę?

– No dobra – wes­tchnął – obie­ca­łem jej, że do­ko­nam naj­bar­dziej spek­ta­ku­lar­nej kra­dzie­ży w dzie­jach ludz­ko­ści. Ona tego jesz­cze nie wie, ale po­sta­no­wi­łem, że łupem bę­dzie ona. Coś w ro­dza­ju kra­dzie­ży toż­sa­mo­ści, tylko bar­dziej do­słow­nie.

– To żeś wy­my­ślił… Nie mo­głeś zwy­czaj­nie ukraść dla niej księ­ży­ca czy cze­goś w tym stylu?

– Co wy wszy­scy z tymi księ­ży­ca­mi! – żach­nął się Jakub. Po chwi­li kon­ty­nu­ował. – To już za­kle­pa­ne, nie­ste­ty.

Przez dłuż­szą chwi­lę przy­ja­cie­le nie od­zy­wa­li się ani sło­wem. Trzy­ma­jąc w ręku kufel, Krzy­siek ude­rzał mia­ro­wo kciu­kiem w gra­we­ro­wa­ne logo pi­wiar­ni. Zmarsz­czył czoło i wpa­try­wał się w obraz na ścia­nie przed­sta­wia­ją­cy dia­bła spo­ży­wa­ją­ce­go al­ko­hol. Wresz­cie po­wie­dział z wa­ha­niem:

– Chyba jest spo­sób, ale to może być nie­bez­piecz­ne…

– Co masz na myśli?

– Ko­ja­rzysz tego chło­pa­ka z Włoch, co przy­je­chał kie­dyś w ra­mach wy­mia­ny? – Roz­mów­ca po­krę­cił głową. – No, Sal­ce­so­na… Na­praw­dę nie ko­ja­rzysz?

– Krzy­siek, o czym ty, za prze­pro­sze­niem, chrza­nisz? Ja­kie­go znowu Sal­ce­so­na?

– Gość tak na­praw­dę ma na imię Sa­lva­do­re, ale to za dłu­gie, więc wszy­scy mówią po pro­stu Sal. A, że ma pecha miesz­kać aku­rat w Pol­sce, to z Sala Ce­so­ne zro­bił się po pro­stu Sal­ce­son.

– Nie znam czło­wie­ka…

– Dobra, nie­waż­ne. Umó­wię cię z go­ściem, moż­li­we, że bę­dzie w sta­nie pomóc. Wyjdę na dwór, za­dzwo­nię i wrócę.

Kilka chwil póź­niej Krzy­siek rze­czy­wi­ście wró­cił. Szedł nie­na­tu­ral­nie wy­pro­sto­wa­ny, jakby brał udział w de­fi­la­dzie woj­sko­wej. Na twa­rzy go­ścił mu sze­ro­ki uśmiech.

– Masz spo­tka­nie z Sal­ce­so­nem, jesz­cze dzi­siaj o dwu­dzie­stej na sta­rym cmen­ta­rzu.

– Tym na Po­przecz­nej? – upew­nił się Jakub.

– Nie, tam się kręci zde­cy­do­wa­nie za dużo po­stron­nych osób. Na tym małym, nie­da­le­ko Dwor­ca Za­chod­nie­go.

– To tam w ogóle jest cmen­tarz?

– Taki stary, z dru­giej wojny świa­to­wej, chyba jesz­cze ra­dziec­ki – od­po­wie­dział Krzy­siek. – No i na tym cmen­ta­rzu, do­słow­nie na samym środ­ku, jest kryp­ta. Sta­wisz się o wy­bra­nej go­dzi­nie, uży­jesz zna­ku-sy­gna­łu i cię wpusz­czą. Plain and sim­ple…

– Zna­ku-sy­gna­łu? – zdzi­wił się jego roz­mów­ca. – Ja­kie­go znowu zna­ku-sy­gna­łu?

– No, za­stu­kasz w rytm tej przy­śpiew­ki ki­bi­cow­skiej…

– Że co? – elo­kwent­nie opo­wie­dział Jakub.

– No wiesz… Dwa szyb­kie ude­rze­nia, pauza, trzy szyb­kie, pauza, czte­ry szyb­kie, pauza i na ko­niec jesz­cze dwa szyb­kie…

– Nie mogę po pro­stu po­wie­dzieć, kim je­stem i po co przy­sze­dłem?

– Ty to je­steś praw­dzi­wy nu­dziarz, wiesz? Jak chcesz, to zrób po swo­je­mu, twoja spra­wa.

Roz­mów­cy opróż­ni­li jesz­cze po kuflu piwa, po czym, w wy­raź­nie lep­szych hu­mo­rach, po­sta­no­wi­li opu­ścić lokal. W nor­mal­nych wa­run­kach, idąc spo­koj­nym kro­kiem, po­wi­nien do­trzeć na miej­sce mak­sy­mal­nie w kwa­drans. Jakub spoj­rzał na ze­ga­rek. Cho­le­ra, ale się za­sie­dzie­li­śmy, po­my­ślał. Zo­sta­ło mi już tylko pięć minut do spo­tka­nia. Po­mi­mo braku czasu, po­sta­no­wił jesz­cze do­py­tać.

– A taaak wła­ści­wie to skąd znasz lu… ludzi… Jak ten cały Sal­ce­son?

– Mó­wi­łem prze­cież… Gość jest z wy­mia­ny. Z Włoch przy­je­chał…

– Wie­eeszzz co mam na myśli – od­po­wie­dział Jakub.

Jego przy­ja­ciel uśmiech­nął się dziw­nie, po czym po­wie­dział:

– Kie­dyś na im­pre­zie dość po­tęż­nie się schla­łem. W dro­dze do domu lekko zbo­czy­łem z trasy i… Zresz­tą, chyba nie chcę wda­wać się w szcze­gó­ły… Wy­star­czy po­wie­dzieć, że w Olsz­ty­nie po zmro­ku nie wszyst­ko jest takie, na jakie wy­glą­da w pierw­szej chwi­li.

– Czyli?

– Czyli wiele cię jesz­cze w życiu za­sko­czy – rzu­cił na od­chod­nym, po czym się od­da­lił.

 

***

Szyb­ki spa­cer w rześ­kiej at­mos­fe­rze, w po­łą­cze­niu ze stre­sem przed spo­tka­niem, sku­tecz­nie otrzeź­wi­ł Ja­ku­ba. Gdy do­tarł na miej­sce spo­tka­nia z Wło­chem, miał wra­że­nie, że jest naj­wy­żej lekko pod­chmie­lo­ny. Na cmen­ta­rzu bez więk­sze­go trudu od­na­lazł kryp­tę, cho­ciaż mu­siał oświe­tlać drogę te­le­fo­nem. Za­pu­kał w umó­wio­ny spo­sób. Od­po­wie­dzia­ło mu echo. Za­pu­kał po­now­nie, sku­tek był taki sam.

Ro­zej­rzał się po oko­li­cy. Cmen­tarz był stary i wy­raź­nie za­pusz­czo­ny. Mię­dzy gro­ba­mi za­le­ga­ło wy­mie­sza­ne z li­ść­mi błoto. Gdzie­nie­gdzie wa­la­ły się także reszt­ki po­tłu­czo­nych bu­te­lek po naj­roz­ma­it­szych al­ko­ho­lach. W za­się­gu wzro­ku Jakub nie do­strzegł choć­by po­je­dyn­cze­go za­pa­lo­ne­go zni­cza. Rzad­ko od­wie­dza­ne gro­bow­ce po­kry­te były za to mchem i roz­kła­da­ją­cy­mi się li­ść­mi.

Pod­szedł do naj­bliż­sze­go po­mni­ka, prze­tarł za­rdze­wia­łą i po­pę­ka­ną ta­bli­cę. Zde­cy­do­wa­nie był do­tknię­ty przez ząb czasu, po­zo­sta­ło­ści na­pi­sów wy­ka­li­gra­fo­wa­nych cy­ry­li­cą nie dały się od­czy­tać. 

Nagle za ple­ca­mi usły­szał szmer. Ob­ró­cił się w kie­run­ku, z któ­re­go do­cho­dził od­głos. Jego cia­łem wstrzą­snął dreszcz. Co do cho­le­ry?… Za­stygł w bez­ru­chu i na­słu­chi­wał. Wresz­cie na­mie­rzył źró­dło ha­ła­su. Oka­za­ła się nim nie­wiel­ka, ubra­na na czar­no po­czwa­ra, która prze­mie­rza­ła są­sied­nią alej­kę. Matko, co to w ogóle jest?, po­my­ślał. I dla­cze­go idzie w moim kie­run­ku? 

W pierw­szej re­ak­cji chciał krzyk­nąć, ale nie był w sta­nie wydać naj­cich­sze­go dźwię­ku. Wtem za ple­ca­mi usły­szał gło­śne skrzy­pie­nie. Jakub siłą woli zmu­sił się, żeby spoj­rzeć w kie­run­ku kryp­ty. Drzwi były otwar­te, a w wej­ściu stał niski męż­czy­zna o wą­tłej bu­do­wie i ciem­nej kar­na­cji. Ge­stem kazał Ja­ku­bo­wi wejść do środ­ka. Chło­pak bez dys­ku­sji wszedł. 

W świe­tle lampy miał oka­zję do­kład­niej przyj­rzeć się męż­czyź­nie. Jego broda była pe­dan­tycz­nie przy­strzy­żo­na. Na gło­wie ster­czał iro­kez po­sta­wio­ny na so­lid­nej dawce żelu do wło­sów. W uszach nosił kol­czy­ki wy­sa­dza­ne szla­chet­ny­mi ka­mie­nia­mi. Ręce wy­ta­tu­owa­ne miał wy­ra­za­mi za­pi­sa­ny­mi w ję­zy­ku wło­skim, a przy­naj­mniej tak się wy­da­wa­ło.

– Czy cie­bie do resz­ty po­gię­ło, stu­pi­do?!

– Ale…

– Ki­bol­ska can­zo­ne wy­stu­ki­wa­na po zmro­ku? Na ci­mi­te­ro? Zna­czy, na cmen­ta­rzu?

– Ale ja… – wy­ją­kał Jakub.

– Daj spo­kój, jaja sobie z cie­bie robię ba­star­do – roz­mów­ca wy­buch­nął grom­kim śmie­chem. – Sa­lva­do­re je­stem. – Wy­cią­gnął rękę w kie­run­ku chło­pa­ka. 

– Ja… Jakub. Co to było? Tam, na ze­wnątrz?

Twarz roz­mów­cy przy­bra­ła po­waż­ny wyraz.

– Za­gu­bio­na du­szycz­ka, ale w tym mo­men­cie nes­sun pro­ble­ma. Po­dob­no je­steś za­in­te­re­so­wa­ny kup­nem oc­chio ven­den­te?

– Czego? – od­po­wie­dział za­sko­czo­ny Jakub.

– Wi­dzą­ce­go oka, ale mu­sisz wie­dzieć, że ar­te­fak­ty z dru­giej stro­ny to nie gio­cat­to­li. To nie za­baw­ki.

– Słu­chaj, ja nie wiem, o czym wła­ści­wie mó­wisz. Po­trze­bu­ję sprzę­tu szpie­gow­skie­go. Za­mó­wi­łem już coś ta­kie­go przez In­ter­net, ale oka­za­ło się strasz­nym ba­dzie­wiem. Po­dob­no mo­żesz mi za­ła­twić urzą­dze­nie, które fak­tycz­nie dzia­ła. Tak czy nie?

Im­pa­zien­te… Nie­cier­pli­wy je­steś, to bar­dzo nie­do­brze… Ale si, mam urzą­dze­nie, które speł­nia kry­te­ria.

– To całe spo­glą­da­ją­ce śle­pie?

– Wi­dzą­ce. Oko – wy­ce­dził Sa­lva­do­re. – Devo ri­pe­te­re tutto? Czy wszyst­ko muszę po­wta­rzać?

– Niech ci bę­dzie. Jak wła­ści­wie takie oko dzia­ła? No i ile kosz­tu­je?

È sim­pli­ce! Przy­kła­dasz do czoła, za­my­kasz wła­sne oczy i już. Tutto chia­ro? – za­py­tał Włoch.

– A ile to bę­dzie mnie kosz­to­wa­ło? Z kasą ostat­nio kru­cho… – od­po­wie­dział py­ta­niem Jakub.

Cri­sto­fo­ro już wszyst­ko za cie­bie ure­gu­lo­wał.

– Kto?

– Twój amico, Krzy­siek.

 

***

Póź­nym wie­czo­rem Jakub do­tarł do miesz­ka­nia. W ręku dzier­żył pacz­kę z dziw­nym ar­te­fak­tem od Sal­ce­so­na. Był jed­no­cze­śnie pod­eks­cy­to­wa­ny i za­nie­po­ko­jo­ny, więc nie chciał cze­kać do rana. Otwo­rzył opa­ko­wa­nie i z pie­ty­zmem ujął w dło­nie por­ce­la­no­wą gałkę oczną. Wresz­cie mógł jej się przyj­rzeć z bli­ska. Tę­czów­ka miała wście­kle czer­wo­ny kolor, po­zo­sta­łą część oka wy­peł­nia­ła na­to­miast pa­ję­czy­na po­pę­ka­nych na­czy­nek. 

Po chwi­li w po­miesz­cze­niu zro­bi­ło się jakby zim­niej. Ja­ku­b po­czuł nagły po­wiew wia­tru, aż włosy na rę­kach sta­nę­ły mu dęba. Zo­sta­wi­łem uchy­lo­ne okno, czy ki dia­beł?, po­my­ślał. Szyb­ko spraw­dził okno. Było za­mknię­te.

– Dobra, to co mia­łem z tym zro­bić? Zdaje się, przy­ło­żyć do czoła i za­mknąć oczy – mruk­nął pod nosem.

Grunt pod jego sto­pa­mi za­wi­ro­wał, a przed ocza­mi po­sza­rza­ło. Nagle z pod­ło­gi wy­ro­sła nie­na­tu­ral­nych roz­mia­rów ręka, cała po­kry­ta bli­zna­mi. Czuł jak chwy­ta go za kost­kę i za­czy­na cią­gnąć w dół, pro­sto przez pod­ło­gę. Pró­bo­wał się uwol­nić. Szar­pał, kopał z ca­łych sił, jed­nak bez­sku­tecz­nie. Uczu­cie, które temu to­wa­rzy­szy­ło, przy­po­mi­na­ło prze­ci­ska­nie grejp­fru­ta przez sta­now­czo zbyt mały otwór. Nie wie­dział, jak długo trwa­ła kosz­mar­na po­dróż, ale osta­tecz­nie wy­padł przez sufit, pro­sto do ele­ganc­kie­go po­miesz­cze­nia.

Wszyst­ko uci­chło. Gdyby mógł pod­sko­czył­by z wra­że­nia i krzyk­nął na całe gar­dło. Oto bo­wiem znaj­do­wał się w sy­pial­ni Marii. Co wię­cej, le­wi­to­wał sobie w naj­lep­sze na wy­so­ko­ści ży­ran­do­la.

Po­cząt­ko­wa eu­fo­ria po chwi­li ustą­pi­ła miej­sca pa­ni­ce. Prze­cież ona mnie zo­ba­czy, je­stem skoń­czo­ny. Tym­cza­sem Maria, jak gdyby nigdy nic, sie­dzia­ła przy to­a­let­ce, za­ję­ta po­pra­wia­niem ma­ki­ja­żu. Nie­spo­dzie­wa­ne­go to­wa­rzy­sza zda­wa­ła się zu­peł­nie nie do­strze­gać. Jakub przy­bli­żył się na od­le­głość wy­cią­gnię­tej ręki, ale nie spo­wo­do­wa­ło to ze stro­ny dziew­czy­ny naj­mniej­szej re­ak­cji. Naj­wy­raź­niej je­stem nie­wi­dzial­ny, ele­ganc­ko.

Po chwi­li miał spo­sob­ność utwier­dzić się w tym prze­ko­na­niu. Do po­ko­ju we­szła druga dziew­czy­na. Sta­nę­ła tuż obok Ja­ku­ba, ale za­py­ta­ła tylko:

– Wie­czo­rem wy­cho­dzi­my ze zna­jo­my­mi do klubu, tro­chę się ro­ze­rwać. Może tym razem pój­dziesz z nami?

– Wy­bacz Anka, ale dzi­siaj nie dam rady. Może na­stęp­nym razem?

– No tak, u cie­bie za­wsze jest “na­stęp­nym razem”. Mar­nu­jesz naj­lep­sze lata życia, wiesz? – za­py­ta­ła, po czym, nie cze­ka­jąc na od­po­wiedź, wy­szła.

Naj­bliż­szą go­dzi­nę chło­pak spę­dził, upa­ja­jąc się każ­dym naj­mniej­szym ge­stem swej wy­bran­ki. Niby wie­dział, że po­wi­nien wy­ko­rzy­stać ten czas kon­struk­tyw­nie, na ob­ser­wa­cję i ana­li­zę, ale jakoś tak nie po­tra­fił się do tego zmu­sić. Na­tu­ral­nie ob­ser­wo­wał, ale wy­łącz­nie dla przy­jem­no­ści. Nagle po­czuł zna­jo­me za­wi­ro­wa­nia. Gdy kątem oka do­strzegł wy­ła­nia­ją­cą się z su­fi­tu dłoń, był przy­go­to­wa­ny. Mi­nę­ła chwi­la, a Jakub leżał na pod­ło­dze we wła­snym miesz­ka­niu. Cały był uma­za­ny wy­mio­ci­na­mi, ale się nie prze­jął. Ale czad, po­my­ślał je­dy­nie.

Ko­lej­ne dni spę­dził na rze­tel­nej pracy wy­wia­dow­czej. O róż­nych go­dzi­nach „łą­czył się” z Marią i ob­ser­wo­wał. Po po­wro­cie spo­rzą­dzał szcze­gó­ło­we no­tat­ki. W tym cza­sie do­szedł do dwóch fun­da­men­tal­nych wnio­sków w za­kre­sie tech­nicz­nej stro­ny ob­słu­gi oka. Po pierw­sze, środ­ki prze­ciw­wy­miot­ne były bez­u­ży­tecz­ne. Po­mi­mo za­ży­cia i tak obu­dził się oto­czo­ny tre­ścią żo­łąd­ko­wą. Przy oka­zji od­krył także, że po­waż­nym błę­dem jest roz­po­czy­na­nie ob­ser­wa­cji na czczo.

Po dru­gie, z nie­ukry­wa­nym smut­kiem, mu­siał od­pu­ścić sobie pod­glą­da­nie scen o cha­rak­te­rze nieco bar­dziej in­tym­nym. Jakub na wła­snej skó­rze i dość bo­le­śnie prze­ko­nał się, że jed­no­cze­sne ko­rzy­sta­nie z ar­te­fak­tu oraz mi­ni­mal­ne nawet pod­nie­ce­nie nie idą w parze. Gdy pierw­szy raz po­sta­no­wił „wejść” z Marią do ła­zien­ki, był pod­eks­cy­to­wa­ny. Fala przy­jem­ne­go cie­pła wy­do­sta­ją­ca się od dołu roz­le­wa­ła się po jego ciele, aż nagle po­czuł prze­szy­wa­ją­cy ból. Uczu­cie było nie do znie­sie­nia, więc wkrót­ce stra­cił przy­tom­ność, Gdy się ock­nął, zo­rien­to­wał się, że jest we wła­snym po­ko­ju. Wi­docz­nie osoba (demon?), która je pro­jek­to­wa­ła, nie była męż­czy­zną. Oko może i było wi­dzą­ce, ale pew­nych scen jed­nak nie chcia­ło wi­dzieć.

Za pierw­szym razem mógł to być przy­pa­dek, jed­nak już na­stęp­ne­go dnia prze­ko­nał się, że rze­czy­wi­ście ar­te­fakt jest wy­jąt­ko­wo pru­de­ryj­ny. Oso­bli­wa cecha, jak na urzą­dze­nie, które za­sad­ni­czo służy do pod­glą­da­nia in­nych. Dla chcą­ce­go, po­dob­no, nic trud­ne­go, więc może i chło­pak zna­la­zł­by jakąś me­to­dę na obej­ście spe­cy­ficz­nych za­bez­pie­czeń, ale osta­tecz­nie uznał, że na te spra­wy jesz­cze przyj­dzie pora.

W toku ko­lej­nych sesji ob­ser­wa­cyj­nych od­krył, nad czym ogrom­nie ubo­le­wał, że naj­wy­raź­niej Maria wcale nie pla­no­wa­ła na niego cze­kać. Zdaje się, że miała także w nosie czy Ja­ku­bo­wi rze­czy­wi­ście uda się do­ko­nać naj­efek­tyw­niej­szej kra­dzie­ży w hi­sto­rii. W za­sa­dzie nie byli parą. Ba! Od czasu pa­mięt­nej rand­ki w Parku Cen­tral­nym spo­tka­li się do­słow­nie dwa razy i do tego prze­lot­nie. Nie­mniej jed­nak fakt, że w każdą środę oraz pią­tek dziew­czy­na wy­cho­dzi­ła w to­wa­rzy­stwie męż­czy­zny, pra­wie za każ­dym razem in­ne­go, wy­da­wał się Ja­ku­bo­wi jakiś taki… nie­sto­sow­ny.

Chło­pak był jej za­cho­wa­niem roz­cza­ro­wa­ny. Przez myśl prze­szło mu nawet, żeby po­rzu­cić w cho­le­rę ten cały plan i za­po­mnieć o Marii.

Szczę­śli­wie, po­mi­mo re­gu­lar­nych spo­tkań z przed­sta­wi­cie­la­mi brzyd­szej płci, Maria nie była zbyt ak­tyw­na sek­su­al­nie. Jej rand­ki to­czy­ły się we­dług utar­te­go sche­ma­tu. Tro­chę prze­ko­ma­rza­nia się, tro­chę roz­bu­dze­nia po­żą­da­nia i na ko­niec jedno wiel­kie roz­cza­ro­wa­nie. Jakub do­szedł do wnio­sku, że dziew­czy­na po pro­stu lubi zwo­dzić na­pa­lo­nych sam­ców.

Jeden absz­ty­fi­kant zo­stał wpraw­dzie za­pro­szo­ny na her­ba­tę i cia­stecz­ka, ale – ku jego wiel­kie­mu roz­cza­ro­wa­niu i rów­nie wiel­kiej sa­tys­fak­cji Ja­ku­ba – na her­ba­cie i cia­stecz­kach wie­czór się za­koń­czył.

W toku ko­lej­nych ob­ser­wa­cji chło­pak do­szedł do wnio­sku, że roz­kład dnia Marii jest upo­rząd­ko­wa­ny jak nie­miec­ka linia pro­duk­cyj­na. Ostatecznie, po około dwóch miesiącach, chłopak uznał, że wie już dość na temat za­cho­wa­nia, ge­stów oraz spo­so­bu bycia Marii. Po­nad­to re­gu­lar­ne opróż­nia­nie żo­łąd­ka od­bi­ło się na wy­glą­dzie Ja­ku­ba. Zmar­niał, szcze­gól­nie na twa­rzy, która przy­bra­ła nie­na­tu­ral­nie blady kolor. Miał za­pad­nię­te po­licz­ki i wiecz­nie pod­krą­żo­ne oczy. Po­nad­to re­gu­lar­nie trzę­sły mu się dło­nie, jak w de­li­rium. Osta­tecz­nie uznał, że nad­szedł czas na po­pra­wę w kwe­stiach zdro­wot­nych oraz wdro­że­nie dal­szej czę­ści planu.

 

***

Świa­do­mość, że Maria wcale na niego nie czeka, zdję­ła z Ja­ku­ba pre­sję czasu. Tym­cza­sem mi­ja­ły ko­lej­ne ty­go­dnie, a wszel­kie próby roz­wią­za­nia pro­ble­mu ide­al­ne­go prze­bra­nia spa­li­ły na pa­new­ce. Kon­wen­cjo­nal­ne me­to­dy, czyli maski i tym po­dob­ne, wy­glą­da­ły dość ka­ry­ka­tu­ral­nie. Na­to­miast ope­ra­cje pla­stycz­ne oka­za­ły się zde­cy­do­wa­nie nie na jego port­fel.

No i znowu wra­ca­my do ma­gicz­nych elik­si­rów, po­my­ślał. W sumie, z okiem się udało, więc może i teraz bę­dzie do­brze. Jesz­cze kilka ty­go­dni wcze­śniej uznał­by kon­cep­cję ma­gicz­nych elik­si­rów i okul­ty­stycz­nych ar­te­fak­tów za sza­lo­ną. Ale od tego czasu zmie­ni­ło się wszyst­ko…

Chło­pak klął pod nosem, że nie wziął nu­me­ru te­le­fo­nu do Sal­ce­so­na. Jak się oka­za­ło, na­mia­ru na Krzyś­ka też nie miał. Dziw­na spra­wa, prze­cież je­ste­śmy naj­lep­szy­mi ko­le­ga­mi, po­my­ślał. Znamy się od… od… cho­le­ra, znamy się tak długo, że nawet nie pa­mię­tam, od kiedy do­kład­nie. Im dłu­żej za­głę­biał się w od­mę­ty wła­snej pa­mię­ci, tym bar­dziej do­cho­dził do wnio­sku, że wła­ści­wie to nie­wie­le wie o Krzyś­ku.

Z braku lep­sze­j kon­cep­cji po­now­nie wy­brał się na stary ra­dziec­ki cmen­tarz. Od­cze­kał cier­pli­wie, aż zaj­dzie słoń­ce, po czym pod­jął próbę otwar­cia ma­syw­nej, nad­gry­zio­nej zębem czasu bramy. Ta jed­nak ani drgnę­ła. Jakub na­tarł z ca­łych sił, ale nie przy­nio­sło to ocze­ki­wa­ne­go efek­tu. Za­czął go­rącz­ko­wo krą­żyć przed wej­ściem. Osta­tecz­nie zde­cy­do­wał, że wdra­pie się na ogro­dze­nie i tym spo­so­bem do­sta­nie się do środ­ka. Me­ta­lo­we szcze­ble płotu zwień­czo­ne były ostry­mi gro­ta­mi.

Gdy już sta­nął na ziemi za­uwa­żył, że brama z którą przed chwi­lą tak się mę­czył, jest uchy­lo­na. Co tu się do cięż­kiej cho­le­ry dzie­je?

Po chwi­li kro­czył dość pew­nie po­mię­dzy pod­nisz­czo­ny­mi po­mni­ka­mi, znał już drogę do kryp­ty.

Tak, jak się spo­dzie­wał, drzwi były za­mknię­te. Ude­rze­nia­mi pię­ści wy­stu­kał zna­jo­mą nutę pił­kar­ską, a na­stęp­nie wy­cze­ki­wał w na­pię­ciu. Wie­czór był chłod­ny, ale nagły poryw lo­do­wa­te­go wia­tru prze­szył Ja­ku­ba na wskroś. Po­czuł, jak kro­pel­ki potu ście­ka­ją mu po czole, a włosy na rę­kach sta­nę­ły na sztorc. Od­ru­cho­wo wstrzy­mał od­dech, sły­szał tylko bicie wła­sne­go serca.

Nic się jed­nak nie stało, więc spoj­rzał na ze­ga­rek. Mi­nę­ła już go­dzi­na? Jak to zle­cia­ło, po­my­ślał. Chyba le­piej wra­cać do miesz­ka­nia. Za­czął się od­da­lać od kryp­ty, gdy nagle sta­nął jak wryty. W od­le­gło­ści naj­wy­żej kil­ku­na­stu me­trów roz­legł się pa­skud­ny, opę­tań­czy śmiech. Przez ciało Ja­ku­ba prze­szedł dreszcz, tętno gwał­tow­nie pod­sko­czy­ło. Od­ru­cho­wo ze­rwał się w kie­run­ku bramy cmen­ta­rza. Biegł na zła­ma­nie karku i wpadł na po­pę­ka­ny na­gro­bek. Po­le­ciał jak długi na zie­mię, ude­rzył głową w reszt­ki mo­sięż­ne­go krzy­ża i stra­cił przy­tom­ność.

Obu­dził go cios wy­mie­rzo­ny otwar­tą dło­nią pro­sto w po­li­czek. Otwo­rzył sze­ro­ko oczy, bez­po­śred­nio przed nim ku­ca­ł zna­jo­my, eks­cen­trycz­ny Wło­ch.

Pro­ba­bil­men­te do­vre­sti scap­pa­re, finché ne hai la po­ssi­bi­lità! – po­wie­dział Sal­ce­son.

– C… Ccooo? – wy­mam­ro­tał prze­ra­żo­ny chło­pak.

– Le­piej ucie­kaj, póki jesz­cze masz szan­sę.

Jakub wstał, nogi miał jed­nak jak z waty. Chwiej­nym kro­kiem ru­szył w kie­run­ku bramy, ale Włoch za­stą­pił mu drogę. Wy­cią­gnął z kurt­ki nie­wiel­ki fla­ko­nik i podał chło­pa­ko­wi. 

– Bere! Pij!

– Co to jest?

Me­di­ci­na­le – od­po­wie­dział, po czym wrę­czył roz­mów­cy zwi­tek pa­pie­ru. – Jakub, vat­te­ne da qui! Ucie­kaj!

Chło­pak do­biegł do bramy, prze­kro­czył ją i nie za­trzy­my­wał się. Tego wie­czo­ra ze­ga­rek spor­to­wy za­re­je­stro­wał re­kor­do­wy czas na dy­stan­sie pię­ciu ki­lo­me­trów.

Jakub był zmę­czo­ny, brud­ny i po­obi­ja­ny, ale żywy. Tak wła­ści­wie nie wie­dział, dla­cze­go ucie­kał, ale miał pew­ność, że była to de­cy­zja słusz­na. Wy­cią­gnął z kie­sze­ni wy­mię­ty ka­wa­łek pa­pie­ru. Na jego twa­rzy, pierw­szy raz w tym dniu, ma­lo­wał się uśmiech. Zgod­nie z tre­ścią kart­ki był umó­wio­ny na spo­tka­nie. Z dia­błem, we wła­snej oso­bie.

 

***

Jakub sta­wił się w umó­wio­nym miej­scu i cza­sie. Lokal za­adap­to­wa­ny na piz­ze­rię był wręcz klau­stro­fo­bicz­nie mały. Jego wnę­trze bar­dziej przy­po­mi­na­ło bar mlecz­ny z głę­bo­kie­go pe­ere­lu, niż no­wo­cze­sną knajp­ę. Pod­ło­gę wy­ło­żo­no sza­ry­mi płyt­kami, ścia­ny po­ma­lo­wa­no na biało i ozdo­bio­no po­je­dyn­czy­mi ob­ra­za­mi. Poza tym stan­dar­do­we, czar­ne sto­li­ki i białe pla­sti­ko­we krze­sła. Chło­pak za­mó­wił małą „dia­vo­lę” i usiadł przy sto­li­ku. 

Cze­ka­jąc, raz po raz za­kła­dał nogę na nogę, potem ją zdej­mo­wał i znów, od po­cząt­ku. Zużył też więk­szość pa­pie­ro­wych ser­we­tek, zwi­ja­jąc je w ru­lo­ni­ki i rwąc. Co chwi­lę zer­kał ner­wo­wo w kie­run­ku drzwi wej­ścio­wych.

Nagle noz­drza Ja­ku­ba po­ra­ził smród nie­wia­do­me­go po­cho­dze­nia. Przy­po­mi­nał odór zgni­łych jaj. Siar­ka, po­my­ślał. Od­wró­cił głowę. W kłę­bach dymu do knajp­ki wszedł wła­śnie rosły męż­czy­zna. Ubra­ny był w czer­wo­ny, do­pa­so­wa­ny gar­ni­tur, na nosie miał oku­la­ry prze­ciw­sło­necz­ne typu „avia­tor”. Lewy nad­gar­stek osob­ni­ka zdo­bił ogrom­ny ze­ga­rek na zło­tej bran­so­le­cie. Złoty był także ma­syw­ny łań­cuch zwi­sa­ją­cy z jego szyi. Bra­ko­wa­ło jed­nak­że rogów, co, mó­wiąc oględ­nie, roz­cza­ro­wa­ło Ja­ku­ba.

No­wo­przy­by­ły przy­siadł się do sto­li­ka.

– Jakub Ko­wal­ski? – za­py­tał ofi­cjal­nym tonem.

– Tak – po­twier­dził chło­pak. – A pan to za­pew­ne Me­fi­sto­fe­les?

– Zga­dza się, ale mów mi Krzysz­tof. Mój czło­wiek, Sa­lva­do­re, prze­ka­zał mi, że masz do mnie in­te­res. To praw­da?

– To Sal­ce­son pra­cu­je dla pana? – za­py­tał, ale nie do­cze­kał się od­po­wie­dzi.

– In­te­res?… – przy­po­mniał dia­beł.

– Mhm… – wy­mam­ro­tał spe­szo­ny. – Prze­pra­szam, że do­py­tu­ję, ale… Pan jest praw­dzi­wym dia­błem?

– Masz ja­kieś wąt­pli­wo­ści? – od­po­wie­dział wy­słan­nik pie­kieł. W jego oczach za­mi­go­ta­ły pło­mie­nie. Buch­nę­ło żarem, jakby ktoś otwo­rzył na oścież piec hut­ni­czy. Jakub in­stynk­tow­nie za­sło­nił twarz rę­ka­mi.

– Nie, nie, żad­nych wąt­pli­wo­ści… Po pro­stu je­stem tro­chę zdzi­wio­ny. Za­wsze wy­obra­ża­łem sobie dia­bła jako wiel­kie­go po­two­ra z ro­ga­mi. A pan wy­glą­da cał­kiem nor­mal­nie.

– Rogi mu­sia­łem scho­wać, za bar­dzo rzu­ca­ły się w oczy.

Jakub w od­po­wie­dzi je­dy­nie ob­rzu­cił wzro­kiem oso­bli­wy ubiór roz­mów­cy, ale nic nie po­wie­dział. Ode­zwał się za to dia­beł:

– Słu­chaj, czło­wie­ku, nie mam ca­łe­go dnia. Skoro masz spra­wę, to mów szyb­ko i nie mar­nuj dłu­żej mo­je­go czasu.

– Pew­nie, więc jest taka spra­wa… Po­trze­bu­ję za­mie­nić się na jakiś czas w dziew­czy­nę… – pół­szep­tem po­wie­dział Jakub.

Wy­słan­nik pie­kieł uniósł brew i wy­trzesz­czył oczy. Po chwi­li wy­buch­nął ser­decz­nym śmie­chem.

– A, to takie figle ci w gło­wie… – po­wie­dział roz­ba­wio­ny.

– To zu­peł­nie nie tak! – żach­nął się Jakub. – Cho­dzi mi o kon­kret­ną dziew­czy­nę, chcę jej za­im­po­no­wać naj­zu­chwal­szą kra­dzie­żą w hi­sto­rii.

– Chyba nie na­dą­żam – od­po­wie­dział dia­beł, w dal­szym ciągu uśmie­chał się sze­ro­ko.

– Chcę się za­mie­nić w dziew­czy­nę, żeby ukraść ją samą! – Chło­pak był wy­raź­nie dumny ze swo­je­go po­my­słu.

– W sen­sie… Masz na myśli kra­dzież toż­sa­mo­ści?

– Coś w tym ro­dza­ju – od­po­wie­dział. – To po­mo­że mi pan?

– Da się zro­bić. – Dia­beł uśmiech­nął się pa­skud­nie. – Tylko bę­dzie­my mu­sie­li spi­sać umowę o dzie­ło. Mam zna­jo­me­go praw­ni­ka, do­słow­nie za ro­giem.

– Umowę o dzie­ło? Chyba ra­czej cy­ro­graf? – przy­tom­nie za­py­tał Jakub.

– Cy­ro­gra­fy prze­szły do la­mu­sa od czasu… Byłeś kie­dyś w Kra­ko­wie?

– W pod­sta­wów­ce, na wy­ciecz­ce szkol­nej. A co?

– Tak tylko pytam. No, w każ­dym razie od in­cy­den­tu z nie­ja­kim Twar­dow­skim nie spi­su­je­my już cy­ro­gra­fów. Nor­mal­na umowa, za wy­na­gro­dze­niem i bez żad­nych krucz­ków praw­nych.

– A ile to mnie bę­dzie kosz­to­wa­ło?

– Okrą­gły ty­siąc zło­tych, z góry. Jak się na­zy­wa ta dziew­czy­na?

– Ra­dzi­wił­łów­na – dum­nie od­po­wie­dział chło­pak.

Pie­kiel­ny przed­się­bior­ca aż się za­krztu­sił.

– Bar­ba­ra?

– Nie, Maria. Dla­cze­go pan pyta?

– Znowu przy­po­mniał mi się Twar­dow­ski. To był do­pie­ro prze­ciw­nik… – roz­ma­rzył się dia­beł.

– Je­że­li można, to mam kilka pytań. – Krzysz­tof kiw­nął głową, więc Jakub kon­ty­nu­ował. – In­te­re­su­je mnie ter­min re­ali­za­cji. I tech­nicz­nie, jak ta cała prze­mia­na się od­bę­dzie? 

– Do­cie­kli­wy klient, lubię ta­kich. Re­ali­za­cja to bę­dzie… No, ja­kieś trzy dni od pod­pi­sa­nia umowy. Do­sta­niesz strzy­kaw­kę z esen­cją wy­bran­ki. Po za­apli­ko­wa­niu do krwio­obie­gu na­tych­miast przy­bie­rzesz jej po­stać. Nawet naj­bliż­sza ro­dzi­na się nie po­ka­pu­je, że to nie ona.

W tym mo­men­cie roz­mo­wę prze­rwa­ła kel­ner­ka, która przy­nio­sła za­mó­wio­ną przez Ja­ku­ba małą „dia­vo­lę”. Dia­beł uśmiech­nął się w od­po­wie­dzi, po czym jed­nym gry­zem zjadł całą.

– No, szko­da czasu. Chodź­my pod­pi­sać umowę i bę­dziesz mógł re­ali­zo­wać cały ten swój plan.

Kon­tra­hen­ci opu­ści­li knaj­pę, po czym ru­szy­li w kie­run­ku kan­ce­la­rii praw­nej. Całą drogę szli w mil­cze­niu, ale Ja­ku­bo­wi to od­po­wia­da­ło. W gło­wie kłę­bi­ły mu się roz­ma­ite, głów­nie nie­po­ko­ją­ce, myśli. Teraz już nie mogę się wy­co­fać, po­my­ślał.

– Je­ste­śmy na miej­scu, wchodź pierw­szy – po­wie­dział po chwi­li dia­beł.

Prze­kro­czy­li próg kan­ce­la­rii. W środ­ku cze­kał już na nich praw­nik, który wstał, żeby się przy­wi­tać.

– Witaj, Krzysz­to­fie. – Ski­nął głową, po czym skie­ro­wał się w stro­nę Ja­ku­ba. – Pan Ko­wal­ski, jak mnie­mam? Bar­dzo mi miło, Mi­chał sześć-sześć-sześć, bar­dzo mi miło.

Jakub spoj­rzał na praw­ni­ka z kon­ster­na­cją.

– Dzień dobry, tak… Prze­pra­szam, ale chyba nie do­sły­sza­łem pań­skie­go na­zwi­ska…

– Pro­szę się nie przej­mo­wać, sześć-sześć-sześć. – Z ust praw­ni­ka po­now­nie nie wy­do­by­ło się nor­mal­ne na­zwi­sko.

Ja chyba tracę rozum, po­my­ślał chło­pak, ale nie do­py­ty­wał po­now­nie. Mi­chał ge­stem wska­zał na salę kon­fe­ren­cyj­ną. Za­sie­dli przy ogrom­nym okrą­głym stole. Druki umowy oraz wiecz­ne pióra cze­ka­ły już przy­go­to­wa­ne.

– Ze­chce­cie, pa­no­wie, za­po­znać się z tre­ścią do­ku­men­tów? – za­py­tał Mi­chał.

– A niby po co? – wark­nął w od­po­wie­dzi dia­beł.

– Nie ma ta­kiej po­trze­by. Prze­cież po­zna­łem już wa­run­ki – dodał pew­nie Jakub.

Po pod­pi­sa­niu wszyst­kich do­ku­men­tów dia­beł uśmiech­nął się pa­skud­nie. Praw­nik kiwał głową.

Wie­czo­rem Jakub sie­dział w swoim łóżku i wpa­try­wał się z uśmie­chem w treść do­ku­men­tu. No, to dzia­ła­my. Na­krył się koł­drą i mo­men­tal­nie od­pły­nął w ob­ję­cia Mor­fe­usza.

 

***

Po upły­wie równo trzech dni od pod­pi­sa­nia umowy w miesz­ka­niu Ja­ku­ba za­dzwo­nił do­mo­fon. Chło­pak pod­niósł słu­chaw­kę.

– Dzień dobry, ku­rier De-Vau-Es. Mam prze­sył­kę dla pana Ko­wal­skie­go.

– Już, już otwie­ram! – od­po­wie­dział.

Kwa­drans póź­niej chło­pak sie­dział na pod­ło­dze w to­a­le­cie i wpa­try­wał się nie­spo­koj­nie w strzy­kaw­kę z na­ma­lo­wa­nym pen­ta­gra­mem. Był jed­no­cze­śnie prze­ra­żo­ny, ale i pod­eks­cy­to­wa­ny. Po­nad­to drę­czy­ło go nie­od­par­te wra­że­nie, że o czymś za­po­mniał.

W przy­pły­wie ad­re­na­li­ny chwy­cił strzy­kaw­kę, wbił ją sobie w udo i na­ci­snął. Jego cia­łem wstrzą­snął dreszcz, po chwi­li ko­lej­ny. Kilka ude­rzeń serca póź­niej wił się po pod­ło­dze ła­zien­ki. Pró­bo­wał krzy­czeć, ale z jego ust nie wy­do­by­wał się żaden dźwięk. Za­miast słów po­le­cia­ła piana zmie­sza­na z krwią. Ude­rzył głową w ścia­nę, przed ocza­mi mu po­czer­nia­ło.

Przy­tom­ność od­zy­skał do­pie­ro na­stęp­ne­go dnia. Mo­men­tal­nie po­czuł, że coś się zmie­ni­ło. Z tru­dem sta­nął na no­gach i oparł­szy się o umy­wal­kę, spoj­rzał w lu­stro. Od­ru­cho­wo cof­nął się i krzyk­nął, z od­bi­cia spo­glą­da­ła na niego obca twarz. Była obry­zga­na krwią, ale zde­cy­do­wa­nie na­le­ża­ła do Marii.

Chło­pak spoj­rzał w dół, resz­ta ciała także była ko­bie­ca. Brud­na, spo­co­na, ale z całą pew­no­ścią ko­bie­ca. Ja­ku­ba prze­szła fala obrzy­dze­nia, któ­rej zu­peł­nie się po sobie nie spo­dzie­wał. Muszę do­pro­wa­dzić się do po­rząd­ku, po­my­ślał.

Na­stęp­ną go­dzi­nę spę­dził pod prysz­ni­cem. Szo­ro­wał się do­kład­nie, jakby chciał się obe­drzeć ze skóry. Szcze­gól­ną uwagę po­świę­cił hi­gie­nie czę­ści in­tym­nych, ale, ku wła­sne­mu zdzi­wie­niu, nie było w tym ani krzty ero­tycz­ne­go na­pię­cia. Wie­lo­let­nie fan­ta­zje, które po­wsta­ły jesz­cze w okre­sie doj­rze­wa­nia, naj­wy­raź­niej nie wy­trzy­ma­ły bru­tal­ne­go zde­rze­nia z rze­czy­wi­sto­ścią.

Po ką­pie­li znów przej­rzał się w lu­strze. Prysz­nic po­zwo­lił na po­zby­cie się resz­tek krwi i wy­mio­cin, ale chło­pak prze­ko­nał się, że ciało czy­ste nie­ko­niecz­nie ozna­cza ciało wła­ści­we. Przy­bra­nie po­sta­ci Marii sta­no­wi­ło klu­czo­wy ele­ment planu, ale chło­pak zu­peł­nie nie był w sta­nie za­ak­cep­to­wać no­we­go wy­glą­du. We­wnętrz­ny kon­flikt ducha z ma­te­rią przy­brał na sile. Niby wy­glą­dał jak ko­bie­ta, ale zde­cy­do­wa­nie czuł się męż­czy­zną.

Stał tak przed lu­strem przez dłuż­szą chwi­lę. Zro­bił gry­mas. Nie wy­trzy­mał­bym tego zbyt długo. Do­brze, że za­mia­na po­sta­ci nie jest trwa… Mo­men­tal­nie za­marł, w mig pojął, gdzie tkwi­ła luka w jego pla­nie. Wie­dział, jaki po­peł­nił błąd. Rzu­cił się bie­giem przez miesz­ka­nie i chwy­cił druk umowy.

Go­rącz­ko­wo prze­rzu­cał stro­ny i stu­dio­wał ko­lej­ne pa­ra­gra­fy, ko­lej­ne ustę­py, ko­lej­ne punk­ty. Wresz­cie od­na­lazł miej­sce, któ­re­go szu­kał.

– Przyj­mu­ją­cy za­mó­wie­nie oświad­cza, że zmia­na wy­glą­du, spo­wo­do­wa­na apli­ka­cją przed­mio­tu umowy, ma cha­rak­ter per­ma­nent­ny. Wszel­kie próby cof­nię­cia pro­ce­su za­ma­wia­ją­cy wy­ko­nu­je na wła­sne ry­zy­ko i od­po­wie­dzial­ność. – Ła­mią­cym się gło­sem prze­czy­tał Jakub.

Krew na­pły­nę­ła mu do twa­rzy. Za­czął ner­wo­wo krę­cić się po miesz­ka­niu, bez wy­raź­ne­go celu. Raz przy­spie­szał kroku, by za chwi­lę snuć się po­wo­li. Wresz­cie sta­nął i spu­ścił głowę. Za­ci­snął pię­ści, aż zbie­la­ły, stał tak przez do­brych kilka chwil. Wresz­cie spoj­rzał w sufit i zawył jak umę­czo­ne zwie­rzę. Rzu­cił się w kie­run­ku ścia­ny i kil­ku­krot­nie ude­rzył w nią gołą pię­ścią. Na pal­cach po­ja­wi­ły się struż­ki krwi. Chwi­lę póź­niej chło­pak zwy­mio­to­wał, padł na pod­ło­gę i po­now­nie ze­mdlał.

Cały ko­lej­ny dzień spę­dził na pod­ło­dze, za­wi­nię­ty w koc. Wie­dział, że schrza­nił spra­wę. Stop­nio­wo oswa­jał się z tą nie­po­ko­ją­cą myślą. Teraz już na­praw­dę nie ma od­wro­tu, po­my­ślał zre­zy­gno­wa­ny. Rów­nie do­brze mogę do­koń­czyć plan. Osta­tecz­nie, co in­ne­go mi po­zo­sta­ło?

Dźwi­gnął się z pod­ło­gi i pod­szedł do biur­ka. Le­ża­ła na nim po­mię­ta kart­ka, na któ­rej za­pi­sał sche­mat planu dzia­ła­nia, który spo­rzą­dził ledwo kilka ty­go­dni wcze­śniej. Teraz już wie­dział, co po­win­no zna­leźć się w miej­scu zna­ków za­py­ta­nia. Wró­cić do nor­mal­nej po­sta­ci.

Z gorz­kich prze­my­śleń wy­rwał go sy­gnał wia­do­mo­ści przy­cho­dzą­cej. Numer był za­strze­żo­ny, ale nadaw­ca po­sta­no­wił się przed­sta­wić. Na ekra­nie smart­fo­na wid­nia­ło: "Zmia­ny po­tra­fią być bo­le­sne, mi di­spia­ce. Ale po­ra­dzisz sobie, più fede!  Sa­lva­do­re".

 

***

Osta­tecz­nie Jakub uznał, że za­pla­no­wa­ną kra­dzież zre­ali­zu­je. Miał już ze­bra­ne wszyst­kie ele­men­ty ukła­dan­ki. Po­zwo­lił sobie także na odro­bi­nę opty­mi­zmu. Skoro w umo­wie jest na­pi­sa­ne, że próby cof­nię­cia prze­mia­ny wy­ko­nu­ję na wła­sne ry­zy­ko, to zna­czy, że jakiś spo­sób ist­nie­je, po­my­ślał.

Po­sta­no­wił prze­pro­wa­dzić pierw­szą próbę in­te­rak­cji w nowym ciele, gdy zo­rien­to­wał się, że nie po­my­ślał jesz­cze o jed­nej rze­czy. Dość pro­za­icz­nej, wy­pa­da dodać. Nie miał żad­nych ubrań Marii. Spoj­rzał na ze­ga­rek, do­cho­dzi­ła dwu­na­sta. Praw­dzi­wa dziew­czy­na była w tym cza­sie w pracy, to do­brze. Jakub nie miał klu­czy, ale przy­po­mniał sobie, że o tej porze jej współ­lo­ka­tor­ka za­zwy­czaj prze­by­wa w miesz­ka­niu.

Chło­pak ubrał się w po­śpie­chu i wy­szedł na ulicę. Gdy do­tarł na miej­sce, na­ci­snął dzwo­nek i mo­dlił się w duchu, żeby się udało. Ner­wo­wo prze­stę­po­wał z nogi na nogę. Nagle drzwi się otwo­rzy­ły. Anna po­cząt­ko­wo chcia­ła coś po­wie­dzieć, ale spoj­rza­ła tylko na Ja­ku­ba i par­sk­nę­ła śmie­chem.

– A ty co? Z ro­bo­ty cię wy­wa­li­li? – za­py­ta­ła. – I co to za nowa sty­li­za­cja? Pla­nu­jesz wypad na ustaw­kę ki­bo­li?

– Nie, mam prze­rwę. Wy­la­łam kawę na ubra­nie, ko­le­ga z pracy miał aku­rat dresy na si­łow­nię, to po­ży­czy­łam… Oczy­wi­ście do­pie­ro po dro­dze przy­po­mnia­łam sobie, że klu­cze zo­sta­ły w szaf­ce w pracy… Zresz­tą nie­waż­ne, prze­pu­ścisz mnie wresz­cie? Sto­imy w wej­ściu.

– Ty. Po­ży­czy­łaś. Ciu­chy? – od­po­wie­dzia­ła zdu­mio­na Anna.

– Tak, wiem, nie­praw­do­po­dob­ne – po­wie­dział Ja­kub-Ma­ria i za­śmiał się ner­wo­wo. – To jak bę­dzie? Prze­pu­ścisz mnie wresz­cie?

– Ja… Jasne! Prze­pra­szam, ale cią­gle nie mogę się otrzą­snąć.

Chwi­lę póź­niej świe­żo upie­czo­ny dop­pel­gan­ger bu­szo­wał w szaf­kach i ner­wo­wo pa­ko­wał ubra­nia do torby po­dróż­nej. Za­marł, gdy w drzwiach sta­nę­ła Anna.

– Wy­bie­rasz się gdzieś? – za­py­ta­ła.

– Moż­li­we, jesz­cze nie zde­cy­do­wałem. – Od­chrząk­nął po­spiesz­nie. – Jesz­cze nie zde­cy­do­wałam. Chcę być go­to­wa, tak na w razie czego – od­po­wie­dział.

– Dziw­nie się dzi­siaj za­cho­wu­jesz, je­steś jakaś nie­swo­ja. Mogę ci jakoś pomóc? – za­py­ta­ła współ­lo­ka­tor­ka.

Mam na­dzie­ję, że nie będę mu­siał zro­bić jej krzyw­dy, po­my­ślał. Na głos po­wie­dział jed­nak coś in­ne­go.

– Tak, po pro­stu mam gor­szy dzień. Nie ma czym się przej­mo­wać. – Dla pod­kre­śle­nia pró­bo­wał za­chi­cho­tać, ale wy­szło to jakoś nie­na­tu­ral­nie i ner­wo­wo.

– Ja­aaasna spra­wa. W razie czego wiesz, że na mnie za­wsze mo­żesz li­czyć, praw­da? – od­po­wie­dzia­ła ze zro­zu­mie­niem Anna. – Idę do skle­pu, wziąć ci coś?

– Nie trze­ba, dzię­ki.

Do­koń­czył pa­ko­wa­nie, ro­zej­rzał się po po­ko­ju, po czym za­klął pa­skud­nie. Cho­le­ra, prze­cież jak za­bio­rę po­ło­wę ciu­chów, to Maria się po­ka­pu­je, że coś jest nie tak. Je­stem de­bi­lem, po­my­ślał przy­tom­nie. Więk­szość ubrań odło­żył na miej­sce i z kil­ko­ma wy­bra­ny­mi rze­cza­mi wy­mknął się z miesz­ka­nia.

 

***

Przez ko­lej­ne dni Jakub coraz śmie­lej wcie­lał się w rolę dziew­czy­ny. Kon­tak­to­wał się ze zna­jo­my­mi Marii i ob­ser­wo­wał ich re­ak­cje. Ani razu nie do­strzegł, żad­nych nie­po­ko­ją­cych sy­gna­łów. Re­gu­lar­nie za­czął też od­wie­dzać ulu­bio­ne miej­sca dziew­czy­ny. Re­zul­ta­ty po­dej­mo­wa­nych prób były wię­cej niż za­do­wa­la­ją­ce. Po­mi­mo bo­le­snych skut­ków ubocz­nych ko­rzy­stał też re­gu­lar­nie z do­bro­dziejstw wi­dzą­ce­go oka. Zbyt wcze­śnie było jesz­cze na spo­tka­nie twa­rzą w twarz z praw­dzi­wą Marią.

Gdy pew­ne­go dnia za­dzwo­ni­ła do pracy, że źle się czuje i nie da rady przy­je­chać, Jakub po­sta­no­wił wy­ko­rzy­stać oka­zję. Do­tarł do Bi­blio­te­ki Wo­je­wódz­kiej i wy­tłu­ma­czył prze­ło­żo­nej, że po­ran­ne złe sa­mo­po­czu­cie oka­za­ło się je­dy­nie fał­szy­wym alar­mem. Nie była to pierw­sza tego typu sy­tu­acja, więc wy­tłu­ma­cze­nie zo­sta­ło przy­ję­te bez za­strze­żeń. Przez na­stęp­ne osiem go­dzin snuł się po bi­blio­te­ce, uda­jąc, że pra­cu­je. Kor­ci­ło go, żeby tro­chę po­czy­tać, ale wie­dział, że wzbu­dzi­ło­by to po­dej­rze­nia.  Boże, nudno to było oglą­dać przez oko, ale fak­tycz­nie spę­dzić tu cały dzień, po­my­ślał. I to bez czy­ta­nia! Jak ona w ogóle to wy­trzy­mu­je?

Po­mi­mo środ­ków ostroż­no­ści, które po­dej­mo­wał Jakub, nie udało się unik­nąć kom­pli­ka­cji. Ot, na przy­kład, pod­czas co­dzien­nych za­ku­pów, poza ar­ty­ku­ła­mi spo­żyw­czy­mi pierw­szej po­trze­by, w ko­szy­ku zna­la­zła się także bu­tel­ka wódki. Do­pie­ro lu­stru­ją­ce spoj­rze­nie star­szej eks­pe­dient­ki uświa­do­mi­ło Ja­ku­bowi, że coś jed­nak jest nie tak.

– To do kuch­ni… Dzi­siaj smażę fa­wor­ki. – Nie­pew­nie pró­bo­wał się uspra­wie­dli­wić. Ka­sjer­ka po­now­nie ba­daw­czo wle­pi­ła w niego wzrok. Wresz­cie ski­nę­ła głową.

Zgrzyt po­ja­wił się kilka go­dzin póź­niej. Pech chciał, że praw­dzi­wa Maria także po­szła do skle­pu i na­tra­fi­ła na tę samą eks­pe­dient­kę. Jakub ob­ser­wo­wał całą sy­tu­ację za po­śred­nic­twem wi­dzą­ce­go oka.

– Ko­lej­ne za­ku­py dzi­siaj – za­py­ta­ła zza lady ko­bie­ta. – Jak się udały fa­wor­ki?

– Jak to ko­lej­ne… O ja­kich fa­wor­kach pani mówi?

– Tak wła­śnie my­śla­łam… Taka młoda i już pro­blem z al­ko­ho­lem… Co za czasy…

– Co też pani mi tu in­sy­nu­uje! – krzyk­nę­ła obu­rzo­na dziew­czy­na.

– Spo­koj­nie, nie robi mi tu scen.

Ale Maria nie do­koń­czy­ła za­ku­pów ani prze­dziw­nej kon­wer­sa­cji. Za­miast tego po­spiesz­nie wy­bie­gła ze skle­pu.

Bieda w tym, że nie pierw­szy raz się to zda­rzy­ło. Od pew­ne­go czasu Jakub re­gu­lar­nie był świad­kiem roz­mów, w któ­rych dziew­czy­nie za­rzu­ca­no wy­po­wia­da­nie słów, któ­rych zde­cy­do­wa­nie nie po­wie­dzia­ła oraz prze­by­wa­nie w miej­scach, w któ­rych na pewno nie by­wa­ła. Wi­dział, że z dnia na dzień Maria staje się bar­dziej ner­wo­wa. Muszę się z nią wresz­cie skon­fron­to­wać, jesz­cze tro­chę i na­ba­wi się pa­ra­noi, albo cze­goś gor­sze­go, po­my­ślał.

Pew­ne­go dnia chło­pak przy­glą­dał się, jak Maria od­kry­wa, że z­gi­nę­ło jej tro­chę ubrań. Po­cząt­ko­wo za wi­no­waj­cę zo­sta­ła uzna­na współ­lo­ka­tor­ka.

To nie­ele­ganc­ko, po­ży­czać ubra­nia i nawet nie za­py­tać o po­zwo­le­nie.

– Słu­cham? Jakie znowu ubra­nia? – za­py­ta­ła Anna.

– Dwie bluz­ki, dżin­sy i su­kien­ka, nie uda­waj greka!

– Może sama je za­bra­łaś? Tego dnia, gdy za­la­łaś się kawą w pracy.

– Jaką kawą? O czym ty w ogóle mó­wisz?

– A mó­wi­łam ci, że je­steś jakaś nie­swo­ja… Wiesz, nie zro­zum tego źle, ale… Nie my­śla­łaś o sko­rzy­sta­niu z po­ra­dy spe­cja­li­sty? Ostat­nio dziw­nie się za­cho­wu­jesz.

– Ale… – Pró­bo­wa­ła bro­nić się Maria. Prze­rwał jej dzwo­nek te­le­fo­nu. Wzię­ła urzą­dze­nie do ręki. Numer roz­mów­cy był za­strze­żo­ny, mimo to ode­bra­ła.

– Słu­cham?

– Masz wra­że­nie, że osza­la­łaś? Spo­tkaj­my się za go­dzi­nę na wieży ra­tu­sza, to wszyst­ko zro­zu­miesz – od­po­wie­dział jej nie­zna­jo­my męski głos.

– Kto mówi? – za­py­ta­ła.

– Za go­dzi­nę. Wieża ra­tu­sza. – Roz­mów­ca się roz­łą­czył. Maria spoj­rza­ła w kie­run­ku współ­lo­ka­tor­ki.

– Po­roz­ma­wia­my kiedy in­dziej, ja… Muszę coś pil­nie za­ła­twić na mie­ście – po­wie­dzia­ła.

– Jak sobie chcesz. – Anna wzru­szy­ła ra­mio­na­mi i wy­szła.

Jakub ob­ser­wo­wał, jak dziew­czy­na za­ma­wia Ubera. Po chwi­li otrzy­ma­ła wia­do­mość tek­sto­wą. „Twój kie­row­ca, Krzysz­tof, przy­je­dzie w ciągu pię­ciu minut. Wy­pa­truj czar­nej wołgi”.

Dziew­czy­na cze­ka­ła przed blo­kiem. Gdy po­jazd się po­ja­wił, bez słowa wsia­dła.

 

Tym­cza­sem Jakub, który roz­po­znał głos w słu­chaw­ce Marii, za­koń­czył ob­ser­wa­cję. Za­dzwo­nił dia­beł, a to ozna­cza kło­po­ty, po­my­ślał. Muszę do­trzeć na wieżę zanim coś jej się sta­nie. Po­spiesz­nie do­pro­wa­dził się do po­rząd­ku, po czym ru­szył w kie­run­ku ra­tu­sza.

 

Prze­kro­czył próg, w środ­ku było za­sta­na­wia­ją­co pusto. Nor­mal­nie o tej porze są tutaj tłumy, o co tu cho­dzi?, po­my­śla­ł. Nie miał jed­nak czasu na głęb­sze roz­wa­ża­nia, Maria mu­sia­ła być już na miej­scu. Ru­szy­ł scho­da­mi w stro­nę wieży, ko­lej­ne stop­nie po­ko­ny­wał wiel­ki­mi su­sa­mi. Pchnął drzwi i zaraz spo­strzegł dziew­czy­nę sto­ją­cą na środ­ku po­miesz­cze­nia. Po dia­ble nie było ani śladu. Pod­szedł bli­żej. Maria z prze­ra­że­nia aż pod­sko­czy­ła. Oto bo­wiem zo­ba­czy­ła… sie­bie samą.

Jakub po­sta­no­wił im­pro­wi­zo­wać. Dam radę, po­my­ślał.

– Cie­szę się, że na mnie za­cze­ka­łaś, ko­cha­na – po­wie­dział.

– Ale jak… O co tutaj cho­dzi?! – krzyk­nę­ła prze­ra­żo­na Maria.

– Na­praw­dę mnie nie po­zna­jesz? A to za­baw­ne! No, za­sta­nów się, pro­szę.

– Kim ty je­steś?!

– Ty na­praw­dę już o wszyst­kim za­po­mnia­łaś, nie­ład­nie. Obie­ca­łam… Obie­ca­łem ci naj­bar­dziej zu­chwa­łą kra­dzież w hi­sto­rii ludz­ko­ści i oto je­stem. Ukra­dłem cie­bie! – od­po­wie­dział dop­pel­gan­ger.

– Naj­bar­dziej zu­chwa­łą kra­dzież… Cze­kaj… Ja… Jakub? Jakim cudem?… Jak ty?…

– Mniej­sza o szcze­gó­ły, ale mu­sisz sama przy­znać, że je­steś pod wra­że­niem. Praw­da?

– Ja… To nie­moż­li­we… Jaka znowu kra­dzież? O czym ty w ogóle mó­wisz – wy­bu­chnęła Maria.

– Tak po praw­dzie, to zu­peł­nie mnie nie dziwi, że nie pa­mię­tasz. To wszyst­ko… To była dla cie­bie tylko za­ba­wa, co nie? Lu­bisz tak igrać z uczu­cia­mi in­nych? – Twarz Ja­ku­ba przy­bra­ła ka­mien­ny wyraz.

– Prze­cież to jest nie­moż­li­we!

– Nie­moż­li­we to jest roz­bu­dza­nie w czło­wie­ku na­dziei i ga­sze­nie jej, ni­czym peta na ziemi. – Chło­pak splu­nął pod nogi. – Po­my­śleć, że był taki czas, że chcia­łem dla cie­bie ukraść księ­życ, gwiaz­dy, co­kol­wiek sobie wy­ma­rzy­łaś.

– O czym ty… – Nie zdą­ży­ła do końca wy­ar­ty­ku­ło­wać myśli.

– Gar­dzę tobą! – krzyk­nął Jakub. – Nie, to za mało po­wie­dzia­ne, ja się tobą brzy­dzę!

Ty? Ty gar­dzisz, mną? – za­py­ta­ła wstrzą­śnię­ta.

– Nawet sobie nie zda­jesz spra­wy, co mu­sia­łem prze­żyć, żeby się tutaj zna­leźć… – od­po­wie­dział.

– Co ty mu­sia­łeś prze­żyć? A po­my­śla­łeś o mnie? Mi­ja­ją ko­lej­ne ty­go­dnie, ja od­cho­dzę od zmy­słów, bo je­stem prze­ko­na­na, że wa­riu­ję. A wszyst­ko oka­zu­je się ja­kimś pod­łym żar­tem… I to ty gar­dzisz mną? Je­steś psy­cho­pa­tą, nikim wię­cej!

Jakub po­czuł, jak krew pul­su­je mu w ży­łach. Ocza­mi wy­obraź­ni wi­dział swoje żmud­ne pla­no­wa­nie, nie­zli­czo­ne kon­wul­sje i wy­mio­ty, uciecz­kę przez opę­ta­ny cmen­tarz. Niespodziewanie usłyszał szorstki głos, rezonujący w głowie. “To ona jest wszystkiemu winna. Musi zostać ukarana”. Zu­peł­nie nie kon­tro­lo­wał od­ru­chów, jakby obcy byt przejął kontrolę nad jego ciałem. W jednej chwili puściły wszelkie hamulce i rzu­cił się z wście­kło­ścią na Marię. Prawą ręką chwy­cił ją za gar­dło i za­czął dusić, lewa ręka spo­czę­ła na ustach dziew­czy­ny.

Po­cząt­ko­wo pró­bo­wa­ła się bro­nić, usi­ło­wa­ła gryźć i kopać, ale nie przy­no­si­ło to żad­ne­go efek­tu. Naj­wy­raź­niej nikt nie sły­szał walki roz­gry­wa­ją­cej się w po­miesz­cze­niu, bo­wiem drzwi po­zo­sta­wa­ły za­mknię­te. Żadna pomoc nie nad­cho­dzi­ła. Maria wiła się w mę­czar­niach, ale za nic nie po­tra­fi­ła się uwol­nić. Ko­lej­ne se­kun­dy mi­ja­ły nie­zno­śnie, a ruchy dziew­czy­ny były coraz słab­sze. W końcu zu­peł­nie usta­ły.

Jakub spojrzał na dziewczynę i od­sko­czył jak opa­rzo­ny. Od­dy­chał głę­bo­ko, nie mógł zła­pać rów­no­wa­gi. Gdy tro­chę do­szedł do sie­bie, pod­szedł do le­żą­cych na ziemi zwłok i upadł na ko­la­na. Za­czął szlo­chać. 

Boże… Dlaczego to zrobiłem? Co się ze mną stało? Jestem po­two­rem, po­my­ślał zroz­pa­czo­ny.

W tym mo­men­cie po­czuł jesz­cze coś in­ne­go. Jak grom z ja­sne­go nieba ude­rzy­ło go to, co po­wi­nien do­strzec już dużo wcze­śniej. Prze­cież, tak na­praw­dę, nie znam żad­ne­go Krzyś­ka. 

Rze­ko­my przy­ja­ciel po­ja­wił się w życiu Jakuba nagle, ale nie przez przy­pa­dek. Jakże do­god­nie się to zło­ży­ło, po­my­ślał. Za­klął pod nosem i za­ci­snął pię­ści. Wstał i przez dłuż­szą chwi­lę krą­żył do­oko­ła zwłok Marii. Z jego ust wy­do­by­wa­ły się po­je­dyn­cze słowa, same nie­cen­zu­ral­ne. Nagle usły­szał ja­kieś po­ru­sze­nie. Ktoś nad­cho­dzi, po­my­ślał. Ostat­ni raz spoj­rzał na bez­wład­nie le­żą­ce ciało dziew­czy­ny. Drzwi do pomieszczenia otworzyły się, w progu stanął diabeł. Uśmiech malował mu się na twarzy.

– Witam serde…

Ale Jakub nie słuchał, bez słowa ruszył w kie­run­ku okna, otwo­rzył je, po czym wy­sko­czył. Wysłannik piekieł nawet nie próbował jakkolwiek zareagować. Zamiast tego chichotał pod nosem.

 

Tymczasem na chod­ni­ku, przy zma­sa­kro­wa­nych zwło­kach mło­dej dziew­czy­ny ze­brał się tłum ga­piów.

 

EPI­LOG

Krzy­siek sie­dział w kan­ce­la­rii Mi­cha­ła i razem z praw­ni­kiem ra­czy­li się wy­bor­ną, trzy­dzie­sto­let­nią whi­sky.

– Nie wiem, czy o tym sły­sza­łeś… – po­wie­dział nie­spo­dzie­wa­nie dia­beł. – Ale ostat­nio na wieży ra­tu­sza miała miej­sce cie­ka­wa hi­sto­ria. Wy­obraź sobie, że pewna dziew­czy­na udu­si­ła samą sie­bie, a potem jesz­cze po­peł­ni­ła sa­mo­bój­stwo, ska­cząc przez okno. Pysz­na hi­sto­ria.

– Coś tam mi się obiło o uszy. Przy­kro, ale co zro­bić? – za­py­tał fi­lo­zo­ficz­nie praw­nik.

– W sumie to nic – od­po­wie­dział przy­tom­nie dia­beł. – Druga spra­wa, że dziw­ne akcje na wieży ra­tu­szo­wej za­czy­na­ją być taką waszą olsz­tyń­ską tra­dy­cją.

– Nawet nie za­czy­naj…

W od­po­wie­dzi Krzysz­tof je­dy­nie za­chi­cho­tał. Nagle roz­le­gło się gło­śne ude­rze­nie w drzwi kan­ce­la­rii. Po chwi­li do środ­ka wtar­gnął Sal­ce­son. Był cały czer­wo­ny na twa­rzy i drża­ły mu ręce.

– Oszu­ka­łeś mnie, cazzo! – krzyk­nął wście­kły Włoch. – Tym razem miało być ina­czej. Nie było mowy o żad­nych mar­twych ra­gaz­ze!

– Uzna­łem, że w życiu po­trze­ba wię­cej dra­ma­ty­zmu, więc anek­so­wa­łem po­sta­no­wie­nia kon­trak­tu. – Wi­dząc zdzi­wie­nie na twa­rzy roz­mów­cy, dodał. – Jed­no­stron­nie i za­ocz­nie.

– Qu­esto non è ac­cet­ta­bi­le! Tak być nie może!

– I co z tym zro­bisz? – Dia­beł był wy­raź­nie roz­ba­wio­ny wy­bu­chem Wło­cha.

– Jesz­cze zo­ba­czysz! Mi ven­di­cherò! – Nie cze­ka­jąc na od­po­wiedź, wy­biegł z po­miesz­cze­nia.

– Co mi wła­śnie przy­po­mnia­ło… Mamy remis, panie Twar­dow­ski, ha! – Krzysz­tof spoj­rzał w górę i uśmiech­nął się pa­skud­nie. 

– Za­baw­na po­stać, ten Sa­lva­do­re – sko­men­to­wał Mi­chał. – Zanim nam tak bru­tal­nie prze­rwa­no, mó­wi­łeś, zdaje się, coś o zwło­kach dziew­czy­ny?

– Tak, tak. No i w związ­ku z tą całą hi­sto­rią, po­my­śla­łem, że strasz­nie mi na rękę, że lu­dzie nie czy­ta­ją umów, które pod­pi­su­ją.

– Cze­kaj, czyli to był ten cały… jak mu tam było?

– Ko­wal­ski. Jakub Ko­wal­ski. Ten sam. – Dia­beł aż się roz­pro­mie­nił.

– No, ale z two­jej stro­ny kon­trakt zo­stał wy­peł­nio­ny, tak że wszyst­ko w po­rząd­ku. Nikt się nie może przy­cze­pić – od­po­wie­dział Mi­chał.

– Lubię to twoje prag­ma­tycz­ne, praw­ni­cze, po­dej­ście do życia – po­chwa­lił roz­mów­cę dia­beł.

– Już ty mi nie mydl oczu. Ufam, że na wy­peł­nie­niu umowy tym razem po­prze­sta­łeś? – Wi­dząc minę roz­mów­cy, który wła­śnie zło­żył usta w dziu­bek i spo­glą­dał w sufit, je­dy­nie wes­tchnął gło­śno.

– Może kilka razy za­in­ter­we­nio­wa­łem to tu, to tam… O ludz­kim życiu nie może de­cy­do­wać przy­pa­dek. Dzięki temu, że nie przyglądałem się biernie, mamy martwą Radziwiłłównę i jeszcze esencję ciała chłopaka, w sam raz na kolejne zlecenie. Same pozytywy. Ro­zu­miem, że w razie nie­spo­dzie­wa­nych kom­pli­ka­cji… to wszystko zo­sta­je mię­dzy nami?

– Ty się nigdy nie zmie­nisz… – Po­now­nie wes­tchnął praw­nik. – Ale tak, wszyst­ko jest ob­ję­te ta­jem­ni­cą za­wo­do­wą.

 

 

Koniec

Komentarze

Wyraziłem dużo uwag w becie, ale muszę powiedzieć, że w mojej opinii to jest bardzo przyjemny, niepozbawiony warstwy humorystycznej tekst przedstawiający oryginalny pomysł i ciekawie pozwalający odkryć czytelnikowi historię.

 

Dodaję klika :)

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

Cześć Bosmanie! Mi wypada raz jeszcze podziękować za betę i za wszystkie trafne spostrzeżenia, którymi się ze mną podzieliłeś w jej trakcie :)

 

Dzięki serdeczne także za powyższy komentarz i klika, to daje motywację do dalszego pisania :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Hej

Niestety, do mnie zupełnie nie trafiło. Z pewnością ładnie napisane, przy tej ilości betujących (w tym Tarninie) błędy raczej nie miały szans się pojawić, przynajmniej ja nic nie znalazłem. Pomysł z kradzieżą osoby może niezbyt oryginalny, bo – jak wspomniane w tekście – to praktycznie kradzież tożsamości, ale nadal daje pole do popisu. Czego więc zabrakło?

Napięcia. Tekst uważam za zdecydowanie zbyt długi jak na ilość wydarzeń. Część opisów i dialogów można by skrócić bez żadnej szkody dla fabuły. Postacie nadal wychodzą dość płaskie, szczególnie Maria. Najgorzej jednak odebrałem zakończenie. Przez cały tekst odnosiłem wrażenie, że piszesz humorystyczną lekką opowieść. Nie, nie trafił do mnie humor, ale nigdy tego nie biorę za wadę – każdy ma inny i nie sposób trafić w gusta wszystkich. W każdym razie dostałem coś w rodzaju komedii pomyłek, a na koniec walnąłeś mnie w twarz morderstwem i samobójstwem. Eee? Zresztą skoro bohater uważał Marię za rozkapryszoną i arogancką łamaczkę męskich serc, po cholerę się w nią przemieniał? Po cholerę gadał tak do niej na koniec, próbując jej zaimponować? Co chciał osiągnąć? Wkurza się, że nie doceniła jego starań, ale przecież on już ich nie chciał. Pogubiłem się w motywacji bohatera podczas tej rozmowy.

Nie wiem, gdzie tu była dekonstrukcja opowiadania złodziejskiego. Masz cel, masz plan, masz wykonanie. Nie dostałem twistów, prócz morderstwa, ale akurat ten uważam za mało spójny z resztą tekstu.

Wybacz, że tak marudzę, ale negatywny odbiór to też jakaś informacja zwrotna ;)

Pozdrawiam i powodzenia w konkursie

Cześć Zanaisie!

 

Dziękuję za odwiedziny I Twój komentarz. Pozostaje mi mieć nadzieję, że pomimo negatywnego odbioru lektura nie była dla Ciebie drogą przez mękę. 

 

Scena z morderstwem jest wypadkową kilku czynników. Z jednej strony wielotygodniowe przygotowania i towarzyszące im niedogodności zdrowotne, z drugiej stres związany z sięganiem po niekonwencjonalne rozwiązania od niekonwencjonalnych dostawców… i wreszcie, ingerencja diabła. Stałe pracuję nad warsztatem żeby lepiej oddawać obrazy sytuacji, które mam w głowie, ale nie zawsze to wychodzi ;)

 

Wybacz, że tak marudzę, ale negatywny odbiór to też jakaś informacja zwrotna ;)

Za to akurat jestem wdzięczny. Jak miałbym się rozwijać bez chociażby odrobiny konstruktywnej krytyki? ;)

 

 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Jak miałbym się rozwijać bez chociażby odrobiny konstruktywnej krytyki? ;)

devil

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć, Cezary!

 

Na początku trochę się zatrzymywałem.

Po pierwsze, primo, dałeś tam ze 2 nudne (miała, była) opisy.

Po drugie, primo, cofnąłem się do tagów i szukałem “absurd”. Już scena, gdzie Jakub widzi, że ktoś kradnie torebkę trąci absurdem i dalej taki poziom absurdalnych sytuacji się przewija. Nie jest to zarzut – po prostu w takiej konwencji pisałeś i ok, choć trochę mnie to zdziwiło.

W sumie wydarzeń może nie było jakoś dużo, ale powtykałeś tam jakieś dodatkowe rzeczy (jak np. uciekanie po cmentarzu), które dodały znaków, nie wpłynęły na przebieg kradzieży – miały zbudować klimat, ale utracili na tym bohaterowie.

Od początku wiadomo było, że wygra Diabeł, ale… mało ugrał. 1000 zł? Miałem nadzieję, że na wieży ratuszowej dojdzie do jakiegoś twistu, który sprawi, że Diabeł (bo to ona tak na prawdę miał jakiś spójny plan) okaże się podwójnie/potrójnie wygranym i wszystkim zagra na nosie.

Zgodzę się z Zanaisem, że obie śmierci łamią konwencję.

Na niczym się nie potykałem, technikalia weszły spoko, więc możesz kupić betującym coś do smażenia faworków.

Jak już przeszło pierwsze zdziwienie, lektura była przyjemna, lekka – może bez fajerwerków, ale jako lektura pod kocykiem, przy dźwięku kominka (z głośników) – całkiem ok.

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Krokusie!

 

Dziękuję za wizytę, komentarz i klika :) Pomimo zgrzytów cieszę się, że ostatecznie oceniasz opowiadanie jako przyjemne :)

 

Po pierwsze, primo, dałeś tam ze 2 nudne (miała, była) opisy.

Z opisami mam jeszcze problem. Najpierw nie było ich prawie wcale, po uwagach betujących dodałem opisów całą masę (tekst urósł o jakieś kilkanaście tysięcy znaków przy okazji) i chyba trochę przesadziłem :)

Od początku wiadomo było, że wygra Diabeł, ale… mało ugrał. 1000 zł? Miałem nadzieję, że na wieży ratuszowej dojdzie do jakiegoś twistu, który sprawi, że Diabeł (bo to ona tak na prawdę miał jakiś spójny plan) okaże się podwójnie/potrójnie wygranym i wszystkim zagra na nosie.

Ujmę to w ten sposób. Maria nieprzypadkowo nazywa się Radziwiłłówna, nieprzypadkowo też diabeł w epilogu wspomina o remisie z panem Twardowskim. Ten tysiąc złotych wynagrodzenia jest bez znaczenia. Z dobrego źródła wiem, że dla diabła wygraną jest cierpienie i śmierć :P

 

Zgodzę się z Zanaisem, że obie śmierci łamią konwencję.

Od pierwszej sceny na cmentarzu lekka konwencja zaczyna skręcać w kierunku grozy, Jakub zaczyna też cierpieć wskutek korzystania z okultyzmu. Samobójstwo jest konsekwencją morderstwa Marii (którego zresztą Jakub nie planował, ale wyszło). Cóż, wezmę sobie Twoje uwagi do serca i w przyszłych tekstach postaram się tworzyć bardziej spójne teksty (chyba, że okaże się, iż moja natura mi na to nie pozwala :P).

 

Raz jeszcze dzięki! :)

 

 

 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Cezary, miałeś pomysł na nietypową kradzież, ale cóż…

Opisałeś historię Jakuba w sposób, który mnie mocno znużył, by nie rzec znudził. Nie pojmuję zachowania chłopaka, który wie, że dla Marii jest w zasadzie nikim, ale brnie w sytuację, która nie może skończyć się dla niego dobrze. Tu nie chodzi o udowodnienie czegoś dziewczynie, która w ogóle nie pamięta o deklaracji Jakuba, a o zaspokojenie własnej ambicji. I nie uwierzę w żadne poczucie honoru i chęć doprowadzenia do końca osobliwego przyrzeczenia. A dramatyczny finał sprawy był do przewidzenia – przeczuwałam, że to nie skończy się dobrze.

Do opowieści wplotłeś nieco magii i trochę mocy piekielnych, ale nie dostrzegłam tu ani odrobiny fantasy.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

Ubra­na była w wy­mię­tą suk­nię wie­czo­ro­wą. Na no­gach miała dłu­gie szpil­ki… → Czy dookreślenie jest konieczne – czy mogła mieć szpilki nie na nogach? Czy szpilki na pewno były długie, czy może wysokie?

Proponuję: Ubra­na była w wy­mię­tą suk­nię wie­czo­ro­wą i wysokie szpil­ki

 

spoj­rzał na Marię, ale zmi­la­czał. → Ale co zrobił???

A może miało być: …spoj­rzał na Marię, ale zmi­l­czał.

 

prze­ży­wam naj­lep­szą rand­kę w życiu– nagle po­wie­dzia­ła dziew­czy­na. → Brak spacji przed półpauzą.

 

A kuch­nia azja­tyc­ka? – za­pro­po­no­wał w ge­ście re­zy­gna­cji Jakub. → Gesty wykonuje się rękami/ dłońmi, nie mówieniem.

Proponuję: A kuch­nia azja­tyc­ka? – za­pro­po­no­wał w wyrazie re­zy­gna­cji Jakub.

 

wbił palce w glebę i wy­rwał kępek trawy, a na­stęp­nie ci­snął nim przed sie­bie. Kępka jest rodzaju żeńskiego, więc: …wbił palce w glebę i wy­rwał kępkę trawy, a na­stęp­nie ci­snął nią przed sie­bie.

 

Otwo­rzył buzię, jakby chciał krzyk­nąć… → Buzię mają dzieci.

Proponuję: Otwo­rzył usta, jakby chciał krzyk­nąć

 

Nie mógł prze­cież zwy­czaj­nie za­ło­żyć ko­bie­cych ubrań i pe­ru­ki.Nie mógł prze­cież zwy­czaj­nie za­ło­żyć kobiecego ubrania i pe­ru­ki.

Ubrania wiszą w szafie, leżą na półkach i w szufladach. Odzież, którą ktoś wkłada to ubranie.

 

 – Co masz na myśli?. → Po pytajniku nie stawia się kropki.

 

nie wszyst­ko jest takim, na jakie wy­glą­da w pierw­szej chwi­li. → …nie wszyst­ko jest takie, na jakie wy­glą­da w pierw­szej chwi­li.

 

nie był w sta­nie wydać naj­mniej­sze­go dźwię­ku. → …nie był w sta­nie wydać najcich­sze­go dźwię­ku.

 

żeby spoj­rzeć w kie­run­ku Kryp­ty. → Dlaczego wielka litera?

 

W świe­tle lampy miał oka­zję do­kład­niej przyj­rzeć się męż­czyź­nie. Miał pe­dan­tycz­nie przy­strzy­żo­ną brodę. Na gło­wie ster­czał iro­kez po­sta­wio­ny na kon­kret­nej dawce żelu do wło­sów. W uszach miał kol­czy­ki wy­sa­dza­ne szla­chet­ny­mi ka­mie­nia­mi. Ręce wy­ta­tu­owa­ne miał wy­ra­za­mi… → Miałoza. Konkretna dawka – ile to?

 

po­wi­nien wy­ko­rzy­stać ten czas kon­struk­tyw­nie, na ob­ser­wa­cji i ana­li­zie… → …po­wi­nien wy­ko­rzy­stać ten czas kon­struk­tyw­nie, na ob­ser­wa­cję i ana­li­zę

 

z dol­nych czę­ści ciała roz­le­wa­ła się po jego ciele… → Nie brzmi to najlepiej.

 

– A pan to zapewne Belzebub?

– Zgadza się… → W dalszej rozmowie Jakuba z diabłem, tez drugi wspomina swoje kontakty z Twardowskim. Tylko o ile mnie pamięć nie myli, Twardowski miał okoliczność z Mefistofelesem, nie z Belzebubem.

 

Z tru­dem sta­nął na no­gach i oparł­szy się o zlew, spoj­rzał w lu­stro.Z tru­dem sta­nął na no­gach i oparł­szy się o umywalkę, spoj­rzał w lu­stro.

Zlew montuje się w kuchni, nie w łazience.

 

w od­bi­ciu spo­glą­da­ła na niego obca twarz. → …z odbicia spo­glą­da­ła na niego obca twarz.

 

Zro­bił gry­mas na twa­rzy. → Czy dookreślenie jest konieczne? Czy grymas mógł pojawić się w innym miejscu.

 

stał tak przed do­brych kilka chwil. → Literówka.

 

poza ar­ty­ku­ła­mi spo­żyw­czy­mi pierw­szej po­trze­by, w ko­szy­ku zna­la­zła się także bu­tel­ka wódki. Do­pie­ro lu­stru­ją­ce spoj­rze­nie star­szej eks­pe­dient­ki uświa­do­mi­ło Ja­ku­ba, że coś jed­nak jest nie tak.

– To do kuch­ni… Dzi­siaj smażę fa­wor­ki. – Nie­pew­nie pró­bo­wał się uspra­wie­dli­wić.spoj­rze­nie star­szej eks­pe­dient­ki uświa­do­mi­ło Ja­ku­bowi

Nie rozumiem sytuacji – od kiedy dorosła kobieta musi się tłumaczyć ekspedientce, dlaczego kupuje wódkę.

 

Jakub ob­ser­wo­wał, jak dziew­czy­na za­ma­wia ubera.Jakub ob­ser­wo­wał, jak dziew­czy­na za­ma­wia Ubera.

 

Prze­kro­czył drzwi wej­ścio­we… → Można przekroczyć próg, ale obawiam się, że drzwi przekroczyć nie można.

 

Prawą ręką chwy­cił za gar­dło i za­czął dusić… → Drugi zaimek jest zbędny.

 

– Ko­wal­ski. Jakub Ko­wal­ski. Ten sam. – dia­beł aż się roz­pro­mie­nił.– Ko­wal­ski. Jakub Ko­wal­ski. Ten sam. – Dia­beł aż się roz­pro­mie­nił.

 

– No, ale z two­jej stro­ny kon­trakt zo­stał wy­peł­nio­ny, także wszyst­ko w po­rząd­ku.– No, ale z two­jej stro­ny kon­trakt zo­stał wy­peł­nio­ny, tak że wszyst­ko w po­rząd­ku.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj Regulatorzy!

 

Jak zawsze dziękuję za łapankę, wszystkie wskazane przez Ciebie niedociągnięcia poprawiłem. Jestem także wdzięczny za krytykę. Jeżeli zdecyduję się napisać kolejny tekst to postaram się, żeby był bardziej dopracowany w kwestii fabuły.

 

W dalszej rozmowie Jakuba z diabłem, tez drugi wspomina swoje kontakty z Twardowskim. Tylko o ile mnie pamięć nie myli, Twardowski miał okoliczność z Mefistofelesem, nie z Belzebubem.

Fakt! Poprawiłem imię diabełka.

 

Nie rozumiem sytuacji – od kiedy dorosła kobieta musi się tłumaczyć ekspedientce, dlaczego kupuje wódkę.

To jest mały, osiedlowy sklep. Sprzedawczyni zna Marię. Jej zdziwienie wynika z faktu, że butelka wódki to nie jest coś, co dziewczyna normalnie kupuje.

 

 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Bardzo proszę, Cezary. Cieszę się, że uznałeś uwagi za przydatne i wyrażam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będa coraz ciekawsze i znacznie lepiej napisane. :)

 

To jest mały, osiedlowy sklep. Sprzedawczyni zna Marię. Jej zdziwienie wynika z faktu, że butelka wódki to nie jest coś, co dziewczyna normalnie kupuje.

Ja również kupuję w małym sklepiku obok bloku, ale nie wyobrażam sobie, aby eskpedientka komentowała moje zakupy i bym czuła się w obowiązku tłumaczyć, dlaczego kupuję wódkę.

A tak na marginesie – do faworków używa się spirytusu, nie wódki. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej!

Widząc, kto betował, jestem spokojna o błędy w tekście. :D

 

I rzeczywiście, na razie nic po drodze człowiek nie znajduje. :) Więc przejdę do treści. Chłopak, dziewczyna, park, sytuacja z kradzieżą torebki, rozmowa i nagle wyzwanie. Całkiem fajnie przeszedłeś do tego etapu. Teraz to jestem ciekawa, co takiego Jakub wymyśli, żeby zaimponować Marii.

 

To postaw się mojej sytuacji

Uciekło „w”.

 

Na etapie wymyślania kradzieży, tekst ma dość wolne tempo i zaczyna nużyć. Kiedy Jakub uznaje, że spektakularna będzie kradzież Marii, ten pomysł w sumie też już był, ludzi porywa się dość często. Ich tożsamości też. Więc nic odkrywczego. ;p

 

No i pojawienie się kolegi w pubie, polecenie Salcesona, trochę się obawiam, czy nie będzie to dość typowa historia, w której Salceson kradnie Marię i po drodze są różne perypetie. Edycja po całości: na szczęście nie, dzięki wielkie!

Rozmowa z Włochem za to bardzo na plus, klimat na cmentarzu też ciemny, mroczny, a jednocześnie trochę zabawny przez te wstawki po włosku.

Oko do podglądania jak najbardziej fantastyczne, trochę jedynie na minus, że kolega za nie zapłacił, bo mimo że pachnie czarną magią – no to jest naprawdę dobre. Edycja po całości: teraz nie dziwi, że „kolega” zapłacił, skoro żadnego kolegi nie było, bardzo fajnie to wyjaśniłeś. ;)

 

Trochę za długo trwały te obserwacje. Jak na razie najciekawsze jest samo oko i to, jakie będą skutki uboczne korzystania z niego. O ile będą, ale liczę na to. Sama Maria jest nudna i mimo że miała taka być – no przez to opowiadanie mnie nuży.

 

Znamy się od… od… cholera, znamy się

O, fajnie, że z tym Krzyśkiem może coś niekoniecznie tak, teraz mnie zaintrygowałeś. ;)

 

Opowiadanie się rozkręciło, scena na cmentarzu wciągająca.

 

I ogólnie od takiego młodzieżowego uganiania się za dziewczyną, przeszedłeś do zabawnej rozmowy z diabłem i do właściwej akcji.

 

cały ten swój plan,

Kropka, nie przecinek.

 

Za to bardzo, bardzo fajnie opisana przemiana w Marię i ten dość negatywny wydźwięk. Naprawdę świetnie uchwyciłeś obrzydzenie i tę niepewność bohatera.

 

ma charakter permanentny

Uch. No, to się porobiło.

 

Momentami te podglądanie Marii mnie męczyło, podobnie jak wcielanie się w nią i dość pospieszne opisy tego, jak to wyglądało, zwłaszcza że jej życie za ciekawe nie jest. ;p Ale za to bawiły mnie dialogi, w których Maria wychodzi na dziwaczkę, np. w sklepie Jakub kupił wódkę, a później przyszła Maria i dostała reprymendę, że pije. Albo to z ciuchami, dobre.

 

Rzekomy przyjaciel pojawił się w jego życiu nagle, ale nie przez przypadek. Jakże dogodnie się to złożyło, pomyślał. Zaklął

Podmiot uciekł.

 

Hm, sama końcówka może i jest do przyjęcia, bo bohater sam zaczynał wariować w ciele kobiecym, w dodatku te wszystkie przygotowania stały się jego obsesją, ale zabrakło mi w tekście pokazania tego, jak on wariuje, jak nie ma swojego życia. I jak jest samotny. Zabrakło mi większej motywacji do zabicia, może też wpływu tej czarnej magii? I zabrakło mi jego odcięcia się od całej sytuacji. Czy naprawdę nie wolałby się wycofać, odnaleźć własne ciało? Naciągane to brnięcie w końcową scenę.

 

Wyobraź sobie, że pewna dziewczyna udusiła samą siebie, a potem jeszcze popełniła samobójstwo, skacząc przez okno. Pyszna historia.

Wyborny czarny humor.

 

Ogólnie sam twist wypada dość nieźle, choć mógł być lepszy, np. to ktoś inny mógł dokonać kradzieży ciała Jakuba poprzez to, że Jakub stał się Marią, choćby jakiś bezdomny co zawarł pakt z diabłem, że chce mieć życie normalnego chłopaka i diabeł mu je daje, bo Jakub i tak jest w ciele Marii.

To tylko luźny pomysł, nie wskazówka, chodzi o to, że zakończenie naprawdę mogłoby mieć większe uderzenie. :)

 

 Przez wybór bohaterów, tło (nasza zwykła rzeczywistość plus bonus w postaci diabła i kilku artefaktów), nie ma tu dla mnie nic szczególnie odkrywczego. Gdyby historia miała miejsce w trochę innym świecie, bardziej Twoim, to na pewno zyskałaby ciekawszego rysu. A tak to mamy zwykłą, nudną Marię (i wciąż nie wyjaśniło się, skąd brała tych amantów ;p), no i zwykłego Jakuba, a oboje zostali wplątani w historię pomyłek, która ma tragiczne zakończenie. I za bardzo nie widać tutaj tej kradzieży stulecia, bo w sumie nikt o niej nie słyszał, a tożsamość to kradli już wiele razy.

 

Za to czytało mi się w sumie całkiem nieźle, choć były fragmenty nudniejsze i może warto się im przyjrzeć, coś zmienić, wyciąć. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Cześć Ananke! 

 

Dziękuję serdecznie za odwiedziny i za obszerny komentarz. Fajnie, że są elementy, które Ci się spodobały :)

 

Uciekło „w”.

Dzięki! Poprawione.

 

Na etapie wymyślania kradzieży, tekst ma dość wolne tempo i zaczyna nużyć. Kiedy Jakub uznaje, że spektakularna będzie kradzież Marii, ten pomysł w sumie też już był, ludzi porywa się dość często. Ich tożsamości też. Więc nic odkrywczego. ;p

Oryginalnie było z kolei zbyt szybko i wypełniając lukę trochę przesadziłem. Przyjrzę się w wolnej chwili czy czegoś rzeczywiście nie wywalić :)

 

Kropka, nie przecinek.

Ogarnięte :)

 

Za to bardzo, bardzo fajnie opisana przemiana w Marię i ten dość negatywny wydźwięk. Naprawdę świetnie uchwyciłeś obrzydzenie i tę niepewność bohatera.

Dziękuję, takie słowa bardzo budują :)

 

Momentami te podglądanie Marii mnie męczyło, podobnie jak wcielanie się w nią i dość pospieszne opisy tego, jak to wyglądało, zwłaszcza że jej życie za ciekawe nie jest.

Znowu, kwestia zachowania odpowiedniego balansu. Mam z tym jeszcze problem.

 

Hm, sama końcówka może i jest do przyjęcia, bo bohater sam zaczynał wariować w ciele kobiecym, w dodatku te wszystkie przygotowania stały się jego obsesją, ale zabrakło mi w tekście pokazania tego, jak on wariuje, jak nie ma swojego życia. I jak jest samotny. Zabrakło mi większej motywacji do zabicia, może też wpływu tej czarnej magii? I zabrakło mi jego odcięcia się od całej sytuacji. Czy naprawdę nie wolałby się wycofać, odnaleźć własne ciało? Naciągane to brnięcie w końcową scenę.

Nie chcę na tym etapie gruntownie przerabiać opowiadania, ale ten trop brzmi intrygująco. Minimalnie przerobiłem scenę na wieży. Wydaje mi się, że powinna teraz wypaść bardziej wiarygodnie (w znaczeniu: do zabójstwa Jakuba ostatecznie popchnęła ingerencja “głosu” w głowie, w sumie wiadomego pochodzenia).

 

Ogólnie sam twist wypada dość nieźle, choć mógł być lepszy, np. to ktoś inny mógł dokonać kradzieży ciała Jakuba poprzez to, że Jakub stał się Marią, choćby jakiś bezdomny co zawarł pakt z diabłem, że chce mieć życie normalnego chłopaka i diabeł mu je daje, bo Jakub i tak jest w ciele Marii.

To tylko luźny pomysł, nie wskazówka, chodzi o to, że zakończenie naprawdę mogłoby mieć większe uderzenie. :)

Wow, rewelacyjny pomysł! Szkoda, że sam na to nie wpadłem :) Na przyszłość postaram się tworzyć bardziej skomplikowane intrygi :) 

 

EDIT 3: Twój pomysł wdarł mi się do głowy i nie chce puścić :P Dodałem jedno zdanie w epilogu :)

 

 Przez wybór bohaterów, tło (nasza zwykła rzeczywistość plus bonus w postaci diabła i kilku artefaktów), nie ma tu dla mnie nic szczególnie odkrywczego. Gdyby historia miała miejsce w trochę innym świecie, bardziej Twoim, to na pewno zyskałaby ciekawszego rysu. A tak to mamy zwykłą, nudną Marię (i wciąż nie wyjaśniło się, skąd brała tych amantów ;p), no i zwykłego Jakuba, a oboje zostali wplątani w historię pomyłek, która ma tragiczne zakończenie. I za bardzo nie widać tutaj tej kradzieży stulecia, bo w sumie nikt o niej nie słyszał, a tożsamość to kradli już wiele razy.

Marię celowo nakreśliłem, jako dość nudną. W założeniu miała być przedmiotem kradzieży, a nie istotną postacią. Trochę przekombinowałem :P

 

Za to czytało mi się w sumie całkiem nieźle, choć były fragmenty nudniejsze i może warto się im przyjrzeć, coś zmienić, wyciąć. ;)

W wolnej chwili zrewiduję tekst ;)

 

Edit: usunąłem z pierwszej sceny fragment, w którym Jakub proponował Marii jedzenie na mieście. W sumie zbyt wiele to nie wnosiło.. 

Edit 2: usunąłem też opis dnia Marii, najnudniejszy fragment z sesji podglądania ;)

 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Cześć!

 

Miałem jeszcze wpaść na becie, ale nim zdążyłem trafiło do poczekalni.

Trochę powtórzę opinię z bety, ale też nie do końca, bo tekst ewoluował nieco i postaram się skupić na wersji finalnej. Primo, podoba mi się setting całości, bo wychowywałem się w Olsztynie i jak czytałem, to trochę wspomnień wróciło (przez co też trudniej mi będzie patrzeć przez nie-różowe okulary). Skróciłeś całość do mniej niż 50k znaków, to dobrze (łatwiej ściągnąć czytelników).

Wyszły zdecydowanie pomysł oraz humor, który dodaje całości uroku. Dobrze pokazałeś perspektywę zauroczonego człowieka, nieco zbyt sztampowo jego wybrankę serca, ale bez tego zakończenie trochę by się nie kleiło. To może być jeden z tych tekstów, który bardziej przypadnie do gustu mężczyznom niż kobietom, bo w bohaterce naprawdę trudno znaleźć coś pozytywnego.

Salceson wrócił i wszystko złożyło się w jedną, spójną całość. Nadal przeszkadza nieco dosyć sprawne pokonywanie przeciwności, ale zakończenie stawia całość w nieco innym świetle. Kto z diabłem się układa… Nie mniej jednak czytelnicy lubią zwroty akcji, emocje czy stan zagrożenia, a tego trochę tu brakowało, zwłaszcza że tekst jest długi i jest na czym budować.

Tyle póki co z mojej strony. Jeszcze wpadnę jutro (jak życie nie przytłoczy)

 

3P dla Ciebie: Pozdrawiam, Powodzenia w konkursie i Polecam do biblioteki.

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Witaj Krarze!

 

Przede wszystkim raz jeszcze dziękuję Ci za betę, naprawdę bardzo mi pomogłeś. Dziękuję też za komentarz i klika :)

 

Nadal przeszkadza nieco dosyć sprawne pokonywanie przeciwności, ale zakończenie stawia całość w nieco innym świetle. Kto z diabłem się układa…

Jeszcze przed nakreśleniem pierwszego akapitu miałem założenie żeby ten tekst był inny od pozostałych. To zawsze jest ryzykowne. Zgodzę się, że Jakub znajduje błyskawiczne rozwiązania wszelkich problemów, ale czy wychodzi na tym dobrze? Jedynie diabeł wydaje się być zadowolony od początku do końca… ;)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Hej 

cezary_cezary

 

Opowiadanie zbudowałeś na dość często powtarzanych schematach. Diabeł, cyrograf ( a nie przepraszam umowa o dzieło :D ), chłop w babę się zamienia, chęć zaimponowania dziewczynie. Ale wszystko zgrabnie jest połączone, a do tego mi osobiście nie przeszkadza odsmażany kotlet, byleby był ciekawie podany ;).

 

Opowiadanie jest dowcipne i to jest mocna strona. Wydaje mi się, że dobrze zrobiłeś idąc w lekką formę, bo zbyt dużo powagi w tym opowiadaniu mogło by nie zadziałać. No dobra, końcówka jest może lekko tragiczna. Ale mamy jeszcze epilogo, który wraca do zabawnej formy opowiadania. 

 

No i należało się Marii a i Jakuba jakoś mi nie żal. Bohaterowie, którzy przypadli mi go gustu przeżyli więc jak dla mnie nawet znalazło się szczęśliwe zakończenie :). 

 

Gdzieś w komentarzu mignęło mi, czy tekst wpisuję się w tematykę konkursu? Mi się wydaje, że tak. Cała historia zaczyna się od planowania kradzieży, najpierw księżyca następnie gwiazd aż do dziwnego planu Jakuba :). I całe opowiadanie kręci się wokół właśnie planu Jakuba, więc moim zdaniem nie odbiegasz o tematu konkursowego nawet na chwilę, choć pochodzi do niego dość oryginalnie :). 

 

Dorzucam klika i pozdrawiam :) 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Cześć Bardzie!

 

Miło mi, że zawitałeś, a opowiadanie Ci się spodobało :) Serdeczne dzięki także za klika :)

 

Opowiadanie jest dowcipne i to jest mocna strona. Wydaje mi się, że dobrze zrobiłeś idąc w lekką formę, bo zbyt dużo powagi w tym opowiadaniu mogło by nie zadziałać.

Generalnie założeniem było odpowiednie zbalansowanie komedii i grozy. W oryginalnej wersji opowiadania znacznie większy nacisk kładłem na elementy humorystyczne, ale po uwagach Czcigodnych Betujących podjąłem próbę wypośrodkowania. Najwyraźniej wyszło optymalnie, co mnie ogromnie cieszy :)

 

Bohaterowie, którzy przypadli mi go gustu przeżyli więc jak dla mnie nawet znalazło się szczęśliwe zakończenie :)

No diabeł musiał przeżyć :)

 

I całe opowiadanie kręci się wokół właśnie planu Jakuba, więc moim zdaniem nie odbiegasz o tematu konkursowego nawet na chwilę, choć pochodzi do niego dość oryginalnie :).

Podobnie jak w odpowiedzi na komentarz Krara: takie miałem założenie od samego początku :) Cieszy mnie, że znajdują się czytelnicy, którym taka forma przypadła do gustu :)

 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Khaire!

 

Przeczytałem za jednym zamachem, co musi oznaczać, że przy swojej długości opowiadanie trzyma poziom :) Tym niemniej te zmiany nastroju i żonglerka gatunkami, o których ci już wspominano, powodowały więcej zamętu niż dobrego. Widzę tu sporo fajnych elementów, jak choćby świetnie pomyślany i klimatycznie opisany artefakt, charakterystycznie wykreowana postać Włocha, parę celnych i nawet zabawnych opisów tu i tam. A obok nich z kolei sporo niewiele wnoszących dialogów i scen (Czym miały być te tajemnicze strachy na cmentarzu? Przed czym uciekał główny bohater? Czemu to właściwie miało służyć?), a najbardziej szkoda diabła, którego intryga okazała się raczej grubymi nićmi szyta. Myślę, że można tu było naprawdę mocniej pokombinować.

Tak nawiasem, kiedy Jakub zdecydował się ukraść ją (Marię) w końcówce wstępu, wcale nie było dla mnie jasne, że zamierza ukraść jej tożsamość. Zrozumiałem, że planuje porwanie. Stąd planowanie w kolejnych fragmentach zmiany wyglądu było dla mnie cokolwiek niejasne… No, chyba że to był zamierzony efekt.

 

Pozdrawiam,

D_D

Twój głos jest miodem... dla uszu

Hej Duago_Derisme!

 

Miło mi, że zawitałeś i pozostawiłeś komentarz :)

 

Przeczytałem za jednym zamachem, co musi oznaczać, że przy swojej długości opowiadanie trzyma poziom :)

W ostatecznym rozrachunku to jest chyba najważniejsze, dziękuję za taką opinię :)

 

Tym niemniej te zmiany nastroju i żonglerka gatunkami, o których ci już wspominano, powodowały więcej zamętu niż dobrego.

To już taka moja przywara. Choćbym nie wiem jak się starał, zawsze mi się podprogowo wciśnie absurd… Nigdy wcześniej nie pisałem tak długiego tekstu i lekki rozstrzał pomiędzy poszczególnymi scenami faktycznie istnieje.

 

Czym miały być te tajemnicze strachy na cmentarzu? Przed czym uciekał główny bohater? Czemu to właściwie miało służyć?

Scena miała zasadniczo pokazać, że nie można sobie ot tak hasać po cmentarzu :) A przed czym konkretnie uciekał Jakub? On tego nie wiedział, więc skąd mam to wiedzieć ja? ;]

 

Tak nawiasem, kiedy Jakub zdecydował się ukraść ją (Marię) w końcówce wstępu, wcale nie było dla mnie jasne, że zamierza ukraść jej tożsamość. Zrozumiałem, że planuje porwanie. Stąd planowanie w kolejnych fragmentach zmiany wyglądu było dla mnie cokolwiek niejasne… No, chyba że to był zamierzony efekt.

To rzeczywiście może być początkowo nie do końca jasne. Z drugiej strony, już w następnej scenie pojawia się (dosłownie) plan działania i krótkie wyjaśnienie.

 

Raz jeszcze dzięki za komentarz, pozdrawiam! :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Cześć ponownie!

Jeszcze tak mi przyszło do głowy, że masz takie długie, rozpoznawalne tytuły, bo pamiętam z Obłędni. :D

 

Nie chcę na tym etapie gruntownie przerabiać opowiadania, ale ten trop brzmi intrygująco.

To zrozumiałe, w końcu Twoje opowiadanie i sam uznasz, co najlepiej Ci w nim będzie pasowało. :) Ja tak sobie rzucam luźne uwagi. ;)

 

Minimalnie przerobiłem scenę na wieży. Wydaje mi się, że powinna teraz wypaść bardziej wiarygodnie (w znaczeniu: do zabójstwa Jakuba ostatecznie popchnęła ingerencja “głosu” w głowie, w sumie wiadomego pochodzenia).

 Przy obstawieniu zabójstwa, głos wydaje się najbezpieczniejszy, tzn. zmiana jest drobna, ale czytelnik może poczuć różnicę, choć oczywiście można to zgonić na wygodę (no wiesz, dodajesz głos i masz z głowy). W innym przypadku trzeba by trochę pokombinować, żeby to zabójstwo wyszło bardziej prawdopodobnie, ale wiadomo – limit i już też całość szłaby w inną stronę. ;)

 

Szkoda, że sam na to nie wpadłem :)

Też bym pewnie nie wpadła, pisząc opowiadanie. To już tak jest, że jak piszemy swoje to pewne rozwiązania przychodzą z opóźnieniem/nie bierzemy ich pod uwagę, bo mamy to jedno gotowe. To chyba działa na podobnej zasadzie do rozmowy na żywo: zapominamy coś powiedzieć, a w domu nagle tysiące celnych ripost przychodzi do głowy. :D

 

EDIT 3: Twój pomysł wdarł mi się do głowy i nie chce puścić :P Dodałem jedno zdanie w epilogu :)

To zerknę na epilog. :D

 

Rzekomy przyjaciel pojawił się w Jakuba nagle, ale nie przez przypadek.

Przy okazji, takie coś rzuciło mi się w oczy, wydaje mi się, że wcześniej było tu „w życiu Jakuba”, może przy poprawianiu coś uciekło.

 

Marię celowo nakreśliłem, jako dość nudną. W założeniu miała być przedmiotem kradzieży, a nie istotną postacią. Trochę przekombinowałem :P

Ogólnie domyślałam się, że miała to być taka zwykła dziewczyna, co się bawi chłopakami, ale przez to, że jest taka nijaka, ciężko jej współczuć, a to nam zabija dramatyzm. ;)

 

Edit: usunąłem z pierwszej sceny fragment, w którym Jakub proponował Marii jedzenie na mieście. W sumie zbyt wiele to nie wnosiło..

Edit 2: usunąłem też opis dnia Marii, najnudniejszy fragment z sesji podglądania ;)

O, myślę, że w weekend jeszcze na spokojnie przeczytam drugi raz, ciekawe jak teraz wybrzmi tekst. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Hej! ;)

Jeszcze tak mi przyszło do głowy, że masz takie długie, rozpoznawalne tytuły, bo pamiętam z Obłędni. :D

Koncepcja takich właśnie tytułów pojawiła mi się przy okazji opowiadania o fast fo­odach. Spodobało mi się takie charakterystyczne oznaczanie własnej twórczości, więc tak już zostało… ;)

 

choć oczywiście można to zgonić na wygodę (no wiesz, dodajesz głos i masz z głowy)

Wybrałem bezpieczne rozwiązanie ponieważ wydawało mi się sensowne i nie wymagało zbyt dużej ingerencji w fabułę. Gruntowne przebudowanie sceny spowodowałoby konieczność większych zmian w całości.

 

Przy okazji, takie coś rzuciło mi się w oczy, wydaje mi się, że wcześniej było tu „w życiu Jakuba”, może przy poprawianiu coś uciekło

Aj, rzeczywiście. Poprawione ;)

 

ciężko jej współczuć, a to nam zabija dramatyzm. ;)

Prawda. to jest kwestia do poprawy na przyszłość :) A poki co pozostaje współczuć Jakubowi i dopingować diabłu? ;)

 

O, myślę, że w weekend jeszcze na spokojnie przeczytam drugi raz, ciekawe jak teraz wybrzmi tekst. ;)

Oczywiście, zapraszam;)

 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Tytuły rozpoznawalne i się wyróżniają. :) 

 

W weekend chorowałam, więc nie udało się poczytać, teraz na szczęście dałam radę. ;) 

Co mi się rzuciło w oczy przy ponownej lekturze – ten Krzysiek właśnie, tu Maria była z nim na spacerze, może już z diabłem? :) 

I dodatkowo kolejna poszlaka – ten przechodzień wołający do Krzyśka, podpowiadający pomysł. 

I znowu mamy spotkanie z Krzyśkiem, fajnie to wybrzmiewa. ;) Znając zakończenie, tak się teraz zastanawiam, czemu nie dałeś żadnych poszlak odnośnie Krzyśka, funkcjonuje nawet u narratora jako przyjaciel, więc jak to działało, hm? Skoro go nie znał, to był tylko diabeł, to jak to zrobił? 

 

W trakcie obserwacji Marii przez Jakuba, sporo jest streszczeń. To oczywiście już zakończone opowiadanie, ale na przyszłość może warto zamiast streszczeń, pokazać jedną scenę z innym chłopakiem? ;) 

 

Jeszcze tak na koniec, trochę za mało ma diabeł z tej umowy, tzn. ten tysiąc to tak symbolicznie, dla zabawy, ale nie wiemy, czym jest esencja, może gdyby o tym było więcej, wygrana diabła byłaby bardziej widowiskowa. ;) 

 

Co do wpółczucia Jakubowi – hm, sam to nakręcił, może i młody i głupi, ale jednak sporo w tym jego winy. I dobrze, bo ja lubię jak nie jest czarno-biało, nie jak bohater jest dobry i biedny, a każdy wokół chce mu dokopać. Tutaj mamy to wyważone, także na plus. ;) 

 

Pozdrawiam, 

Ananke

Witaj ponownie Ananke :)

 

Co mi się rzuciło w oczy przy ponownej lekturze – ten Krzysiek właśnie, tu Maria była z nim na spacerze, może już z diabłem? :) 

I dodatkowo kolejna poszlaka – ten przechodzień wołający do Krzyśka, podpowiadający pomysł. 

I znowu mamy spotkanie z Krzyśkiem, fajnie to wybrzmiewa. ;) Znając zakończenie, tak się teraz zastanawiam, czemu nie dałeś żadnych poszlak odnośnie Krzyśka, funkcjonuje nawet u narratora jako przyjaciel, więc jak to działało, hm? Skoro go nie znał, to był tylko diabeł, to jak to zrobił? 

Narrator wie tyle, ile Jakub, więc także dał się zrobić w konia :) Przez opowiadanie wielokrotnie przewijają się różne “Krzyśki”. I tak, zawsze jest to diabeł, chociaż bohaterowie nie zdają sobie z tego sprawy. A co do poszlak, chciałem żeby przez nagromadzenie tych “Krzyśków” czytelnik sam sobie w głowie poukładał, że coś jest nie tak. Szczególnie wobec wyznania diabła, które ma miejsce w epilogu (że interweniował to tu, to tam…)

 

To oczywiście już zakończone opowiadanie, ale na przyszłość może warto zamiast streszczeń, pokazać jedną scenę z innym chłopakiem? ;) 

Nie chciałem aż tak zbaczać z tematu. Z drugiej strony jest zasygnalizowana historia z poczęstunkiem herbatą, więc… :P

 

Jeszcze tak na koniec, trochę za mało ma diabeł z tej umowy, tzn. ten tysiąc to tak symbolicznie, dla zabawy, ale nie wiemy, czym jest esencja, może gdyby o tym było więcej, wygrana diabła byłaby bardziej widowiskowa. ;) 

Krzysiek ma jeszcze zamordowaną Radziwiłłównę, co powoduje symboliczny “remis” z Twardowskim :P A poza tym, jak to diabeł, radość z siania zniszczenia i śmierci… :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Narrator wie tyle, ile Jakub, więc także dał się zrobić w konia :)

No cóż – diabeł tkwi w szczegółach, jak to mówią. :D

 

Z drugiej strony jest zasygnalizowana historia z poczęstunkiem herbatą, więc… :P

Właśnie wiem, dlatego fajnie by było taką scenę zobaczyć. :)

 

A poza tym, jak to diabeł, radość z siania zniszczenia i śmierci… :)

To tak, ale u Ciebie to taki elegancki diabeł, który dobija interesów. :)

 

To tak, ale u Ciebie to taki elegancki diabeł, który dobija interesów. :)

Z dobrego źródła wiem, że to tylko pozory ;) Poza tym zarówno Krzysiek jak i Salceson nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Może jeszcze o nich napiszę. Kiedyś, w przyszłości;)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Cześć cezary_cezary

 

Ależ się uśmiałem!!! Bardzo humorystyczna opowieść. Ciekawych pomysłów co niemiara. Zakończenie super. Jest twist. Niespodziewane zakończenie.

 

Nie mam nic do krytyki, jakoś nic nie widzę co mógłbym skrytykować…

Powodzenia w konkursie !!!!

 

Pozdrawiam! :)

Jestem niepełnosprawny...

Hej Dawidzie!

 

Dziękuję za odwiedziny i bardzo miły komentarz:) Cieszę się, że moje opowiadanie przypadlo Ci do gustu ;)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Początek całkiem ciekawy, choć trochę mnie zmylił – myślałam, że to będzie świat niby realny, ale trochę bizarro, w którym jednak jakieś elementy fantastyczne są możliwe i wszyscy o nich wiedzą, nikt się nie dziwi (wzmianki o kradzieży księżyca itp.), tymczasem w dalszej części tekstu odniosłam wrażenie, że jednak dla bohaterów te wszystkie fantastyczne rzeczy są dziwne. Nie jest to jakaś wada tekstu, a raczej moje przemyślenie. Generalnie całość mi się podobała, była wciągająca i czytało się rozrywkowo, ale końcówka trochę mnie rozczarowała, bo myślałam, że cała historia doprowadzi do jakiegoś finału ciekawszego niż zakończenie życia dwójki głównych bohaterów. 

Trochę też nie mogłam uwierzyć w motywacje głównego bohatera, dlaczego to wszystko robił, w końcu nawet Marii nie kochał, a jednak opisywanemu zadaniu poświęcał większość wolnego czasu (dziwne, że miał czas, nie chodził na studia, do pracy?). Mimo to myślę, że jest to dobry tekst, napisany też całkiem nieźle, zatem dorzucam do Biblioteki. 

Cześć Sonato!

 

Dziękuję za odwiedziny, komentarz I klika :) Miło mi, że pomimo pewnych niedociągnięć tekst Ci się spodobał.

 

Z tą kradzieżą księżyca na początku to takie przechwałki że strony Jakuba i szydercza odpowiedź Marii. Istnienie elementów fantastycznych zdecydowanie nie jest dla zwykłych ludzi rzeczą oczywistą.

 

Co do motywacji. Na początku Jakub był dziewczyną zauroczony, więc się zawziął. Później nie było już odwrotu. O normalnych zajęciach chłopaka nie pisałem, ponieważ nie wydawało mi się to zbyt istotne dla historii, którą chciałem przedstawić. Możliwe, że założyłem błędnie.

 

Osobiście uważam też, że prawdziwie głównym bohaterem jest diabeł. Z jego perspektywy śmierć Marii to małe zwycięstwo, a zgon Jakuba sympatyczny bonus :)

 

Pozdrawiam serdecznie :)

 

 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Cześć, cezary. Nie lubię słodzenia, więc nie będę słodzić. Mam wrażenie, że twój tekst to satyra obecnego świata, w dodatku mało odkrywcza. Podśmiechujki z płytkich dziewcząt, chińskiego szajsu, strasznego cmentarza, umowy z diabołem i stereotypowych Italiano są ok, jeśli stanowią część nieoczywistej, głębszej treści. Tymczasem… Narzekanie sfrustrowanego swoimi niepowodzeniami bohatera-podglądacza, który zawiera umowę z szatanem wyłącznie po to, żeby powiedzieć swojej niedoszłej fantazji, iż nią gardzi… to nieco przerost treści nad formą. Trochę, cytując Marię, emocje jak na grzybach. Wydaje mi się że najbardziej śmiałą fantastyką w tekście jest założenie, że praca w bibliotece publicznej wiąże się ze snuciem się między półkami z książkami przez osiem godzin pracy.

 

Plus za nieszablonowe podejście do kradzieży. Czytało się ok.

 

Z kwestii technicznych:

„okeeej – skwitował Krzysiek” należałoby przedstawić zgoła inaczej, nie zapisem, a opisem: dodając chociażby „skwitował, przeciągając sylaby” – inaczej każdą nacechowaną emocjonalnie wypowiedź postaci należałoby zapisywać w wymyślny sposób, a co za tym idzie, każdy dialog wyglądałby dziwacznie.

 

Skoro jegomość był ubrany na czarno, jak bohater dostrzegł jego wytatuowane ręce? Chyba że miałeś na myśli dłonie?

 

Pozdrawiam!

Żonglerka! Długo Cię nie było heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć Żonglerko!

 

Miło mi, że zawitałaś pod skromne progi mojego opowiadania. Dziękuję Ci serdecznie za opinię, konstruktywną krytykę przyjmuję z wdzięcznością. Na przyszłość obiecuję poprawę :)

 

Odnośnie motywacji Jakuba, jak pisałem w poprzednich komentarzach, na niego mniej lub bardziej bezpośrednio wpływ wywiera diabeł. Cały “plan” od początku miał służyć wyłącznie Krzyśkowi, który podejmował różne interwencje.

 

„okeeej – skwitował Krzysiek” należałoby przedstawić zgoła inaczej, nie zapisem, a opisem: dodając chociażby „skwitował, przeciągając sylaby”

Słusznie! Poprawiłem.

 

Skoro jegomość był ubrany na czarno, jak bohater dostrzegł jego wytatuowane ręce? Chyba że miałeś na myśli dłonie?

Ubrana na czarno była zjawa, która sobie śmigała po cmentarzu. O ubiorze Salcesona nie pisałem :) Druga sprawa, że mógł mieć na sobie bezrękawnik, to też pozwalałoby dostrzec tatuaże na rękach.

 

Raz jeszcze dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam!

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Żonglerka! Długo Cię nie było heart

Długo. Ale jestem. Witam serdecznie po przerwie.

 

Cezary, bardzo się cieszę, że nie zraziłam Cię komentarzem. Z przemyśleń następnego dnia, Twój tekst i jego koncepcja kojarzy mi się z opowiadaniem “Piaskun” E.T.A Hoffmanna, o tragicznej miłości bohatera do… hmm, lalki ;) Jeśli nie znasz, nie będę spojlerować zakończenia, lecz tam również coś z hukiem roztrzaskuje się o bruk.

Twój tekst i jego koncepcja kojarzy mi się z opowiadaniem “Piaskun” E.T.A Hoffmanna, o tragicznej miłości bohatera do… hmm, lalki ;) Jeśli nie znasz, nie będę spojlerować zakończenia, lecz tam również coś z hukiem roztrzaskuje się o bruk.

Nie znam, ale chętnie przeczytam. Tym samym kolejna pozycja ląduje na kupce wstydu :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Tym samym kolejna pozycja ląduje na kupce wstydu :)

Wstydzisz się, że czytasz, czy że nie masz czasu na robienie tego, co byś chciał? :P Głupia nazwa, kupka wstydu. Nie wstyd nie wiedzieć, wstyd nie chcieć się nauczyć. (Ja też nie czytałam.)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Wstydzisz się, że czytasz, czy że nie masz czasu na robienie tego, co byś chciał? :P Głupia nazwa, kupka wstydu. Nie wstyd nie wiedzieć, wstyd nie chcieć się nauczyć. (Ja też nie czytałam.)

Kupka wstydu to zbiorcze określenie na pozycje, które czekają już zbyt długo na nadrobienie (tyczy się książek oraz gier), a które już zdążyłem kupić ;)

 

Co do ilości czytanych przeze mnie książek to myślę, że wyrabiam roczną normę dla połowy osiedla :) A poważnie już, to staram się przynajmniej godzinę dziennie przeznaczyć na beletrystykę. Czasami jest to dłużej, o ile dzieciaki i Żona wcześnie zasną ;) I pomimo tej całej regularności mam w tym momencie około 50 książek na regale/kindlu, które grzecznie czekają w kolejce… A ciągle coś dokupuję…

 

 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Tyle książek, tak mało czasu… (albo tak dużo trzeba marnować na głupoty)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zwyczajnie doba jest zbyt krótka, ot co ;)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Wracam z opóźnieniem i widzę, że opowiadanie już w bibliotece. Gratuluję.

Opowiadanie było dla mnie ciut za długie. Misterne przygotowania do kradzieży, praca wywiadowcza jak dla mnie nieco się dłużyły.

Za to pomysł kradzieży jest super, bo myślę, że do końca konkursu będzie unikalny.

Podobają mi się włoskie i diabelskie klimaty, nie wiem jakie są Twoje kontakty z Italią, ale brzmi to bardzo wiarygodnie, jak Ojciec Chrzestny;)

Pomieszanie romansu i horroru wyszło intrygująco jaki horrmans;)

Zarzutem mogłoby być o to, że Maria wydaje się nudna i kompletnie nie pociągająca, ale z drugiej strony kto może sądzić zakochanych. Ludzie dobieraja się według tak przedziwnych kluczy, że nie można tego ogarniać umysłem.

Lożanka bezprenumeratowa

Zwyczajnie doba jest zbyt krótka, ot co ;)

Dajcie TARDIS!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej Ambush!

 

W pierwszej kolejności chciałbym Ci podziękować za betę, niezmiennie Twoje wskazówki okazały się naprawdę wartościowe :) 

 

Wracam z opóźnieniem i widzę, że opowiadanie już w bibliotece. Gratuluję.

Dzięki :)

 

Opowiadanie było dla mnie ciut za długie. Misterne przygotowania do kradzieży, praca wywiadowcza jak dla mnie nieco się dłużyły.

To jest niestety konsekwencja tego, że tekst zaplanowany na jakieś 35k znaków rozrósł się do 50k. Muszę w przyszłości popracować nad bardziej efektywnym wypełnianiem świata przedstawionego :)

 

Podobają mi się włoskie i diabelskie klimaty, nie wiem jakie są Twoje kontakty z Italią, ale brzmi to bardzo wiarygodnie, jak Ojciec Chrzestny;)

Zaliczyłem jeden semestr studiów we Włoszech w ramach wymiany :P No i kilka razy zdarzyło mi się zawitać w Italii czysto rekreacyjnie :)

 

Zarzutem mogłoby być o to, że Maria wydaje się nudna i kompletnie nie pociągająca, ale z drugiej strony kto może sądzić zakochanych. Ludzie dobieraja się według tak przedziwnych kluczy, że nie można tego ogarniać umysłem.

Marię celowo nakreśliłem jako nudną, żeby nie kradła show. Z drugiej strony, po komentarzach widzę, że przesadziłem w drugą stronę :P Cóż, nauczka na przyszłość :)

 

Raz jeszcze dzięki za betę i odwiedziny! :)

 

Tarnino

 

Dajcie TARDIS!

Próbowałem ostatnio obejrzeć odcinki Doktora na Disney+, ale chyba bez znajomości wcześniejszych epizodów jest to pozbawione sensu :P

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

chyba bez znajomości wcześniejszych epizodów jest to pozbawione sensu :P

Wręcz przeciwnie, od ok. połowy kadencji Stephena Moffata tego się już nie da oglądać XD A wcześniej musisz wiedzieć tyle, że jest sobie Doktor, zbuntowany Władca Czasu, który gwizdnął TARDIS i telepie się po wszechświecie, ratując planety i zasadniczo nieźle się bawiąc :D

Mniej więcej tak: https://www.deviantart.com/blizarro/art/REBEL-TIME-LORD-436275402 :3

A, i od czasu do czasu aktor rzuca tę robotę i Doktor regeneruje: https://www.deviantart.com/caycowa/art/Doctor-Who-How-I-died-279157048

O: https://www.deviantart.com/caycowa/art/Doctor-Who-The-Best-Dressed-162820742

XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Witam szanowną przedstawicielkę Jury ;)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Przeczytałem. Powodzenia. :)

Verus

 

Witam :)

 

Koalo

 

Bardzo mi miło :) Dzięki!

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Cześć, Anet! Dziękuję za wizytę. Miło mi, że opowiadanie Ci się spodobało;)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Nowa Fantastyka