- Opowiadanie: M.G.Zanadra - Oszukać przeznaczenie

Oszukać przeznaczenie

Kitt Buch “A love story”+ Staruszka szukająca libido w laboratorium rutyny.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Oszukać przeznaczenie

Miękkie uwypuklenia, zdobiące jego skórę, miały kolor wynaturzonego błękitu, najpewniej przez liczbę kłamstw, które całe życie z zimną krwią wypowiadał. Przemęczone bruzdy przy ustach drgały nerwowo, nie znosząc dłużej wyuczonej maniery. Od szczerych uśmiechów zmarszczki nie powstają! Nawet idealnie czarny płaszcz kłócił się z białymi włosami i choć Lavaro przekonywał, że jego wygląd jest oznaką wytworności i elegancji, to w rzeczywistości wiódł życie zwyczajnie pozbawione barw. A najciszej spędzał wieczory, bo kto samotnemu opowiedzieć miał o dniu minionym? 

Dawniej błysk jego ciemnych oczu przykuwał spojrzenia pięknych dziewcząt. Subtelny dotyk wzniecał ogień w rozżarzonych młodością ciałach, a smak ust podsycał pragnienia, składając obietnicę upojnej nocy. Jednak z czasem kobiety zaczął razić jego pożądliwy wzrok, choć przecież ten sam, co przed laty. Muśnięcie skóry, choćby najczulsze, mroziło kropelki potu, oblekając lodowym malowidłem całe ciało niczym szron szybę, a gwałtem złożony pocałunek momentalnie gnił na ustach, powodując mdłości. 

Lavaro z desperacji zszedł poniżej norm wszelakich, skomląc obleśnie do nastoletnich uszu rzekome prawdy o doświadczeniu i słodyczy dojrzałych owoców. Tak, żałosnego minął zmierzch, schodzący – dla odmiany pełnoprawnie – pod osiemnasty stopień horyzontu, po przekroczeniu którego kończy się czas, a wraz z nim wszystkie szanse na ukazanie ludzkiej przyzwoitości. 

 – Chodź! – rzekła spokojnie, stojąc nad łóżkiem Lavaro. 

 – Jeszcze nie! – odkrzyknął w panice, a ciało zasłonił poduszką, drżąc przy tym nie wiadomo czy z lęku, czy ze starości. 

Zimna twarz rozmówczyni zdawała się nieco ocieplić dzięki ledwie widocznemu uśmiechowi, jaki od wieków pojawiał się u niej po okrzykach zaskoczenia tych, co myśleli, że mają jeszcze czas. Słaby wzrok mężczyzny zwiódł go na moment, bo księżycowy poblask na ostrzu wziął za często wywoływany w młodości błysk zauroczenia w oczach, więc pośpiesznie rozpoczął dowodzić sofizmatu. 

 – Wybacz, pani! – wyjąkał. – Nie powinienem, lecz nie mogę pozostać obojętny wobec twego powabu – bełkotał roztrzęsiony. – Czar, jaki jeszcze przez chwilę unosi się w powietrzu po każdym twym wdzięcznym ruchu, nadaje naszemu spotkaniu nuty niesamowitości. 

Głęboki kaptur kobiety przechylił się lekko w prawo, zastygając jakby w zastanowieniu wraz z już przecinającą powietrze kosą. 

 – Z rozkoszą oddam swe ciało w twoje zgrabne dłonie, choć jeśli w swej dobroci zechcesz uczynić mnie wyznawcą magicznej wytworności, która po wyrwaniu z mej piersi duszy, nakazała jej pokłonić się tobie, służę uniżenie – mamrotał zlękniony, pokornie klęcząc. 

W głowie Kostuchy pozornie przyjemne słowa ociekały śluzem krętactwa, a nazwanie rozkładającego się od wieków ciała powabnym uznała za obelgę. Urażona postanowiła ukarać bezczelnego człowieka, którego charakter przejrzawszy, brzydziła się wielce, a przecież znosiła obecność pełzających larw na gnijącym korpusie. 

 – Niepotrzebny mi sługa, ale rozumiem, że nieśpieszno ci umierać, tylko dlaczego miałoby mnie to obchodzić? 

 – Pani! – zaczął Lavaro, wietrząc szansę na ocalenie. – Wokół ciebie tyle krzywd i cierpienia, a ty znosisz to dzielnie z niespotykaną już dzisiaj gracją. Jednak widzę, że tuż pod tym ciężkim płaszczem kryje się ktoś, kto potrzebuje ciepła, wsparcia i może nawet intymnego typu bezsenności? – Obdarzył kobietę powłóczystym spojrzeniem i wykrzywił twarz, siląc się na zalotny uśmiech. 

Stropiona Śmierć wpatrywała się w Lavaro, który przeczesawszy siwy kosmyk znad lewego w stronę prawego ucha, wyciągnął trzęsącą się dłoń, złapał rąbek rękawa kobiety i przyciągnął ją na rozgrzane łoże. Lecz nagle, zamiast wpaść w jego objęcia, oboje wylądowali na łodzi bez wioseł, która mimo braku gondoliera, płynęła w stronę nieznanego lądu. Wokół nich unosiła się lekka mgiełka, znikająca pod powierzchnią wody, której lustro – nieforsowalna bariera – zdradzało obecność twarzy wykrzywionych z udręczenia niczym ta z obrazu Muncha. 

 – To Styks? – zapytał zdezorientowany. 

 – Flegeton – odparła. 

 – A więc Hades! 

Już w milczeniu dopłynęli do brzegu, gdzie ich oczom ukazał się biały budynek o dużych oknach, przez które wyglądały pąki białych kwiatów zwisające z gałęzi perełkowca japońskiego. Po przekroczeniu progu laboratorium, Lavaro dostrzegł także rutę zwyczajną oraz grykę. Na żółtej łące oświetlonej ciepłym światłem ułożyła się Kostucha. Ssąc poszarzałego szpona, nęciła nagle speszonego kochanka. 

 – Czy ty mnie uwodzisz, czy dłubiesz w zębach? – zapytał zniesmaczony. 

 – Nie roztrząsaj tego! – odparła błagalnym tonem. 

Położył się obok, a ziemia wydała mu się dziwnie miękka. Rozpoczynając amory z dziwnie frywolną Kostuchą, podgryzł płatek jej ucha, lecz mimo wprawy i subtelności mężczyzny fragment skóry pozostał mu w ustach. Splunął, a Kostucha zaśmiała się wcale nie perliście. Rozbawiona usiadła mu na biodrach i ocierając się rytmicznie o wybrzuszenie w jego spodniach, szkoliła Lavaro, jak prawidłowo używać mikroskopu, który ni stąd, ni zowąd wyrósł mu na klatce piersiowej. 

 – Zaciśnij dłoń na okularze i przesuwaj w górę lub w dół, żeby złapać ostrość. 

 – Chyba nie tak się z tego korzysta – powątpiewał kochanek. 

Nie roztrząsaj tego, usłyszał ponownie, choć był pewien, że kobieta nie otwierała ust. Odchyliła głowę, rozkoszując się chwilą, a mężczyzna posłusznie szukał odpowiedniej ostrości w mikroskopie, na szkiełku którego wiła się larwa z biustu kochanki. Ciała rozgrzane do czerwoności stopiły się w jedno pragnienie, którego zwieńczeniem miało być długo wyczekiwane spełnienie. Stanowczo proszę, nie roztrząsaj tego, dobiegło śmiertelnika ciszej niż poprzednio, lecz pochłonięty rozkoszną chwilą zdawał się już tego nie słyszeć. Ciepła fala rozgrzała mu dłonie, spływając po nich niczym potok lawowy. Mężczyzna otworzył oczy, a rozanielonemu wzrokowi ukazały się ponure ściany jego sypialni. Spojrzał na miejsce, w którym uprzednio stała Śmierć, lecz nikogo tam nie było. 

 – Czyli to był sen! – powiedział zziajany i odetchnął z ulgą. 

 – Nie był!  

Gwałtownie odwrócił głowę, świdrując wzrokiem przeciwległą część pokoju, gdzie zniesmaczona Kostucha siedząc na komodzie, opierała głowę o kosę. 

 – Czyli co? Kochaliśmy się? – zapytał onieśmielony. 

 – Raczej marszczyłeś freda, a ja prosiłam o zaprzestanie! 

 – No, nie! Mówiłaś przecież… 

 – Nie roztrząsaj tego! – weszła mu w słowo. 

 – Noo, tak. – Poczerwieniał.

 – Żeby było jasne, wykorzystałeś właśnie ostatnie życzenie! Nie chcę oglądać tego ponownie! – syknęła z odrazą. 

Ześlizgnęła się z komody, rozmyślając, co poszło źle w próbie obrzydzenia śmiertelnikowi najdroższego i całe życie doskonalonego aktu. 

 – Zbieraj się, zboczku! – rozkazała stanowczo. 

Mężczyzna wytarł dłonie w płaszcz, po czym zdjął go, zwinął w kulkę i rzucił na łóżko. Starannie przeprasował dłońmi koszulę i poprawił szelki, jakby miało to zmienić wygląd wymiętego przez sen ubrania. Jeszcze zdążył odszukać w pościeli kaszkiet, bo nawet jego nie zdjął z głowy, zanim położył się uprzedniego wieczoru. 

Lavaro nakrył czapką łysinę i zerwał się do biegu, bo znalazł się nagle na środku ulicy. Pędził, ile sił w nogach, ale dwupiętrowy autokar zbliżał się do niego bezlitośnie. Mężczyzna zawył, wyciskając z siebie siódme poty, choć nawet nie ruszył z miejsca. Był pewien, że przebierał nogami najszybciej, jak tylko potrafił! Spojrzał w dół, a przejście dla pieszych rozciągnęło się przed nim niczym gumowa klawiatura fortepianu. Zrozpaczony zaczął machać rękoma do kierowcy, jednak pomimo starań Lavaro, pojazd nie zwalniał. Rozpędzony wjechał na zebrę, a śmiertelnik zamknął oczy i popuścił w spodnie. 

Po uniesieniu powiek odkrył jednak, że nic mu się nie stało. Powoli, choć niepewnie opuszczał ręce, rozglądając się dokoła. Autokar musiał przez niego przeniknąć! Nie było przecież szansy, żeby go wyminął. Dopiero po chwili mężczyzna poczuł ciepło między nogami, lecz odetchnął z ulgą, bo spostrzegł, że siedzi na grzbiecie ssaka z rodziny koniowatych. Podjechał na nim do Kostuchy, która stała przy słupie ogłoszeniowym na chodniku, unosząc brwi nad triumfalnym spojrzeniem. 

– Gdzie mnie zabierasz? – zapytał, schodząc z zebry. 

– Do parku. 

– To powinniśmy iść w drugą stronę – pouczył kobietę. 

– Nie sądzę – odparła, nie ruszając z miejsca. 

Stali tak jeszcze przez chwilę, nie zamieniając ze sobą słowa. Niespokojny mężczyzna rozglądał się wokół, szukając drogi ucieczki. Rozpoznawał okolicę, choć przypominała tę sprzed trzydziestu lat. Sklepowe szyldy nad witrynami nie były neonowe, a kamieniczka na rogu została rozebrana po pożarze, więc nie powinna rzucać cienia, z którego wyłoniła się podfruwajka o rozmazanej twarzy. To na jej widok Śmierć się ożywiła i lekko trzymając kosę kciukiem oraz palcem serdecznym, wsunęła ostrze pod podeszwę buta dziewczyny, ciągnąc za obcas. Bosa stopa uderzyła o chodnik, z trudem zapobiegając upadkowi rozpędzonego ciała, by po chwili wsunąć się ponownie w zgubiony pantofelek. Wtedy zaskoczona młódka podskoczyła, bo tuż przed nią roztrzaskała się ciężka gliniana donica, która wypadła z trzeciego piętra. Natychmiast do cudem ocalonej podbiegł człowiek z wózkiem dziecięcym i przytulił mocno kobietę. W oczach obserwującego zdarzenie Lavaro oboje byli zbyt niedorośli na pchanie słodkiego ciężaru, lecz śmiertelnik tylko syknął cicho z dezaprobatą. 

– Możemy iść – powiedziała Kostucha. 

Podeszła do słupa z ogłoszeniami i wyszukała na nim plakat z informacją o festynie w parku. Pociągnęła kciukiem i palcem serdecznym za róg ze zdjęciem rabaty, a ta wylała się na chodnik, tworząc swoisty mostek. Śmierć wniknęła w trójwymiarowy obrazek i machnęła ręką, pośpieszając Lavaro. 

– Użyj kciuka i palca serdecznego! – krzyknęła z plakatu. 

Mężczyzna posłusznie wykonał polecenie i kwietnym portalem przedostał się do parku. Tam, wąskimi alejkami przechadzali się szarzy ludzie, których niewyraźne twarze nie zdradzały zainteresowania ani nagle ukazującym się Lavaro, ani gnijącą kobietą w czarnym płaszczu. 

– Po co mnie tu zaciągnęłaś? 

– Nie poznajesz? 

– Parku? – Skrzywił się. – Przechodzę tędy kilka razy dziennie! 

– Nie parku, Emilii. 

Dopiero po tych słowach mężczyzna ujrzał jedyną osobę, której twarz nie była rozmazana, a ubrania szare. Pod drzewem o połamanych gałęziach siedziała na kocu kobieta w czerwonej sukience. 

– Co to za Emilia? – zdziwił się. 

– Pomyśl. 

Lavaro przyglądał się uważnie, ale nie mógł sobie przypomnieć, kim była nieznajoma. Nagle pojawił się przy niej mężczyzna. Uśmiechając się nonszalancko, pochwalił urodę kobiety, udając przy tym brak zainteresowania jej osobą. Wysyłane przez fircyka sprzeczne sygnały zaintrygowały ją na tyle, że zapragnęła zgłębić jego tajemnice, przez co szybko wpadła w sidła donżuana w młodszej postaci. 

 

 

– Aparatka! – ucieszył się Lavaro, bo rozpoznając siebie, skojarzył, kim jest dziewczyna. 

– Skąd ten pseudonim? – dopytała Śmierć. 

– Urocza dziewczyna! Emilia, tak? Miała szeroki uśmiech i cudowne dołeczki w policzkach, a na zębach aparat, którego strasznie się wstydziła. 

– Skoro była taka urocza, to dlaczego ją porzuciłeś? 

– To był tylko krótki epizod! Poza tym nie masz pojęcia, ile włosów mi wyrwała! 

– Trzeba było uprawiać klasyczny seks! – ironizowała Kostucha. 

– Z głowy! – Uśmiechnął się. – Wyrwała mi włosy z głowy! Aparat na jej zębach nie miał z tym nic wspólnego, Świntucho! – Zaśmiał się głośniej. – Ciągle zatapiała palce w moją, wtedy jeszcze bujną, czuprynę! Kleiła się do mnie jak lep, a hormony niemal buchały jej z oczu! Dobrze, że zawsze byłem na to odporny. Łatwa zdobycz! Myślałem, że będzie mnie nachodzić. Na szczęście szybko zrozumiała, że to nic poważnego. 

– Czyli nie wiesz, że w dniu, w którym ją zostawiłeś, miała wypadek i została sparaliżowana? 

– No. – Podrapał się po głowie. – To rozwiązała się kwestia braku n a c h o d z e n i a. – Próbował ukryć uśmiech. 

– Wiesz, Lavaro… 

– Wiem! – przerwał stanowczo. – Niestety mnie to nie rusza! 

Kostucha osłupiała. 

– Lepiej powiedz, co mam zrobić, żebyś o mnie zapomniała jeszcze na kilka lat – dodał. 

– Ty już nic nie możesz zrobić, nie rozumiesz? 

– To ty nie rozumiesz! Potrafię każdej kobiecie dać to, czego pragnie! 

Śmierć odwróciła się, szukając wzrokiem kolejnego portalu, lecz natrafiła tylko na tę samą parę, którą spotkali przy słupie z ogłoszeniami. Kostucha powiodła tęsknym wzrokiem za wózkiem, w którym spało kilkumiesięczne dziecko, jednak z marzycielskiego transu wyrwało ją nagłe parsknięcie. 

– Klasyk! 

– Nie rozumiem – odparła, otrząsając się z rozmyślań. 

– Jasne! – skwitował. – Lepiej daj już spokój z tą szopką! 

– Idziemy! – rzuciła beznamiętnie.

– Nie! Rozumiem, co próbujesz zrobić, ale to się nie uda! – tłumaczył drwiącym tonem. 

– To twoja próba! Jeśli się nie powiedzie, twoja strata! Idziemy! – warknęła. 

– Niech zgadnę! – zaczął lekceważąco. – Pójdziemy do kolejnych dwóch miejsc, żebyś mogła mi pokazać zło, które niby wyrządziłem. Mnie to nie wzruszy i co? Pójdę do piekła? 

– Najpewniej! – Pokiwała głową. 

– Dogadajmy się! Z pewnością jest coś, co mogę dla ciebie zrobić, a ty w zamian o mnie zapomnisz! 

– Nie możesz nic zrobić – westchnęła już zmęczona. 

– Rozumiem! Zasady! Pewnie każdego, kto nie godzi się stąd odejść musisz przeprowadzić przez próby. Nie męczy cię to? Zaklęta w rutynie snujesz się po świecie. Niedoceniona. Zniewolona płaszczem i kosą. Zawsze stawiając się na wezwanie, gdy wybije czyjaś godzina! I co z tego masz? – mamił nieustępliwie. 

– Nieśmiertelność – skwitowała.

– No, tak! Ale jakim kosztem? Nawet nie masz czasu, by spełniać swoje pragnienia! 

– Przez ciebie mam go jeszcze mniej! Pośpiesz się albo już teraz machnę ostrzem! 

Lavaro pokiwał głową pobłażliwie, po czym podbiegł do znajomej pary z wózkiem, która akurat przebiegała przez przejście dla pieszych. Złapał kciukiem i palcem serdecznym za gondolę z dzieckiem i przytrzymał ją, a spanikowany ojciec szarpał za rączkę wózka, próbując umknąć przed wracającym autokarem, który wcześniej przeniknął przez Lavaro. Śmierć wytrzeszczyła oczy i rzuciła się w kierunku ulicy, lecz autobus pędził zbyt szybko. Uderzył w wózek, a śmiertelnik wyciągnął z niego maleńką duszę i ułożył w ramionach Kostuchy. 

– Wiesz dobrze, że tego chcesz! Żyj! Ciesz się! – powiedział z szelmowskim uśmiechem, będąc pewnym, że dobił targu. 

Oszołomiona Śmierć tkwiła w bezruchu, tuląc do siebie duszyczkę i patrząc, jak rozkosznie się ślini. A kiedy w końcu oprzytomniała i uniosła wzrok, mina jej zrzedła, bo Lavaro zniknął, a wraz z nim jej kosa i czarny płaszcz. Zaskoczona i naga, więc pełna wstydu, rzuciła się do ucieczki.

Koniec

Komentarze

Bardzo śmiałe i oryginalne rozwinięcie motywów, które i w wersji tekstowej i graficznej były moim zdaniem dość niewdzięczne. No i ciekawe podejście do bardzo klasycznego tematu. Styl i składnia pierwszej części są nieco ryzykowne, ale chyba rozumiem intencje. Niemniej, w niektórych obrazowaniach można się zgubić, lub zacząć się zastanawiać, czy to tylko tak na pokaz, czy coś jednak autorce przyświecało smiley.

 

Teraz drobiazgi:

O to:

przez które wyglądały pąki białych kwiatów zwisających z gałęzi perełkowca japońskiego.

 

Może lepiej brzmiało by tak:

przez które wyglądały zwisające z gałęzi pąki białych kwiatów perełkowca japońskiego.

?

 

A tu podmioty i dopełnienia zgrzytają i jest trochę więcej takich miejsc (ale są inni, co lepiej niż ja wyłapują takie rzeczy):

 

Zrozpaczony zaczął machać rękoma do kierowcy, jednak pomimo starań, pojazd nie zwalniał. Rozpędzony wjechał na zebrę, a Lavaro zamknął oczy i popuścił w spodnie.

 

 po czym podbiegł do znajomej pary z wózkiem, która akurat przebiegała przez przejście dla pieszych.

W komentarzach robię literówki.

Hej! Muszę przyznać, ze podczas lektury Twojego opowiadania mój zmysł estetyczny przeszedł prawdziwy szok. Czytam początek i myślę sobie: ale fajnie językowo to jest napisane, jakbym czytal baśń. A tu nagle atakujesz czytelnika marszczeniem freda i zboczkami…. nieladnie… ale bardzo mi sie to podobalo ;) Gombrowicz bylby dumny z takiego rozbicia formy ;)

 

Historia była absurdalna, jak to w konkursie, ale wciągająca. Szkoda tylko, że na koniec Śmierć dala się zrobić w konia ;) 

 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Nan, dla mnie ten motyw był najbardziej wdzięczny, choć muszę przyznać, że taka forma jest mi całkowicie obca, więc bardziej postawiłam na zabawę, niż poważne podejście do tematu. Chciałam tekst dopracować bardziej, ale zaskoczyła mnie proza życia, a termin gonił. Poprawki wdrożyłam i dziękuję za wyłapanie. Bardzo mi miło Cię tu widzieć :)

 

cezary_cezary, cieszę się, że Ci się podobało! Gombrowicz nie słynął z pochwał (z tego, co pamiętam), więc o jego dumie i tak bym się nie dowiedziała, ale miło mi, że tak “mówisz”. A co do zakończenia… Wydaje mi się ono jedynym słusznym przy tej formie. Dziękuję ślicznie za komentarz :)

Fajnie dopasowałaś obraz do hasła. ;)

 

Narracja stylizowana na dawną, momentami coś mi zgrzytało, może też nie jestem zwyczajna do tego typu narracji, bo wybija mnie z rytmu czytania i wrzuca w taką melancholijną opowieść jakby wbrew woli.

 

kosmyk znad lewego w stronę prawego ucha,

Chyba lepiej: znad lewego ucha

Ta dalsza część dziwnie wygląda, kierunek raczej mało ważny.

 

Opisy i dialogi są trochę takie… niewprawne, ale może to wynikać z mojego braku oczytania starodawną literaturą. Po prostu ciężko mi czytać. Za to pomysł doceniam bawet bardzo: były amant i łamacz niewieścich serc, na starość nic się nie zmienił (i tylko ciało dało mu w kość i nie pozwoliło na wieczne zaloty), nawet Śmierć chce poderwać. XD Kurczę, gdyby opisać to w formie komediowej, byłoby pewnie zabawniej. :D

 

Tak od momentu pojawienia się w laboratorium, znika ta początkowa narracja, więc nie wiem w sumie, po co ona była. ;p

 

Gdzieś w tekście migały mi „kobieta”, „mężczyzna”, jeszcze na tego mężczyznę mogę przymknąć oko, ale śmierć jako „kobieta” tak dziwnie brzmi.

 

Opowiadanie trochę przypomina mi inne, tylko nie pamiętam, które, ale było właśnie coś takiego, że podrywacz po śmierci dowiedział się… Zaraz, o, „Kara większa”, tam był taki motyw. ;)

 

Na plus, że nie kończy się wielkim nawróceniem, ale ogólnie tak niewiele się dzieje i mało wyjaśnia, a końcówka w sumie nietypowa, ale trochę z niczego.

 

Zaskoczona i naga, więc pełna wstydu

A czemu nagość = wstyd? I to u śmierci? Może po prostu bez tego „więc”.

 

Poza tym – hm, na pewno pomysł był bardzo ciekawy (a samo uwodzenie Śmierci plus scena w laboratorium – mogłyby brać udział w konkursie Jima xd), ale wykonanie do mnie średnio trafiło. I Śmierć jak na mój gust zbyt ludzka, prosta, naiwna.

 

Za to bardzo fajnie poradziłaś sobie z podejściem do konkursu – absurdy jako element świata to dla mnie fajna odskocznia, a dodatkowo mieliśmy też absurdy niczym senne majaki. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Hej, Ananke!

Miło Cię widzieć ;).

Nie mogę się dopatrzeć, gdzie narracja jest stylizowana na dawną, a potrzebna/przydatna była, i owszem. W końcu to dreamlike style. Kary Większej nie czytałam, więc nie mogę tekstów porównać ;). Do końcówki (znów moim zdaniem) prowadzi cały tekst, a dlaczego nagość, to wstyd? Bo znalezienie się nago w miejscu publicznym/w tłumie ludzi jest jednym z najpopularniejszych koszmarów (podobno).

Cieszę się, że mimo wszystko coś Ci się spodobało. Robimy postępy :D.

Pozdrawiam,

MGZ.

Na początku mam takie wrażenie, chyba nie tylko ja. ;) A co do dreamlike style – ja to bardziej odebrałam jako świat, nie styl, ale w sumie ciekawe podejście. :)

 

dlaczego nagość, to wstyd? Bo znalezienie się nago w miejscu publicznym/w tłumie ludzi jest jednym z najpopularniejszych koszmarów (podobno)

Możliwe, choć mamy do czynienia ze Śmiercią, więc tak bym ją rozpatrywała w innym kontekście, w końcu nie obowiązują jej nasze ziemskie prawa i w sumie… przed kim na Ziemi miałaby się wstydzić?

Pozdrawiam,

Ananke

 

P.S. Zapomniałam wspomnieć o fajnym zakończeniu. Oczywiście można uznać, że bohater zabił siebie jako dziecko (i w ten sposób zniknął też w teraźniejszości), przez co Śmierć została odarta z godności wykonywanego zawodu. Z drugiej strony – nie piszesz wprost i to jest najlepsze, bo można sobie pogdybać na zasadzie: bohater zabił dziecko na warcie Śmierci, więc ktoś z góry ją zdetronizował, pozbawił stanowiska i na to stanowisko wsadził bohatera, który zdołał oszukać śmierć – i to podwójnie. :D No i jego podejście do zamiany ról – to dobicie targu, jakby celowo został kolejną Śmiercią, zawsze można to wszystko powiązać. ;)

Z tego, co piszesz nieśmiało wyłania się moja intencja, ale dla mnie interpretacja jest piękna, bo każdy ma swoją, więc nic więcej nie zdradzam ;)

Miło mi, że powróciłaś do tekstu i szukałaś czegoś pod warstwą tekstową. Jak mówią mądrzejsi ode mnie: fabuła jest tłem dla przekazu :D.

Interesujący sposób na wykiwanie Śmierci, chociaż bohater był tak odstręczający, że wcale mu nie kibicowałam. Ech, do czego to doszło, żeby się opowiadać po stronie Kostuchy…

Co do niewspółczesnego stylu – niby nie ma archaicznych słów, ale zdania na początku jakoś skojarzyły mi się z dziewiętnastowieczną powieścią – rozbudowane, opisujesz wiele detali…

Babska logika rządzi!

ale dla mnie interpretacja jest piękna, bo każdy ma swoją, więc nic więcej nie zdradzam ;)

Dokładnie, każdy może po swojemu odczytać tekst, dlatego ja lubię takie niedopowiedziane zakończenia. :)

Finklo, cieszę się, że tekst Cię zainteresował :). Bohater spełnia swe zadanie, skoro trudno z nim sympatyzować, a Kostuchę zgubiła rutyna ;). Jeśli wstęp przywodzi na myśl powieść dziewiętnastowieczną, to nawet ciekawe i mnie cieszy, bo ten okres był jednym z bardziej interesujących. Dziękuję. Za klika także.

 

Ananke,

zgadzam się, choć rozszerzę nieco tę myśl, bo dla mnie nie tylko niedopowiedzenia w zakończeniach są gratką, ale wszystkie momenty pozostawiające pole do dowolnej interpretacji :D.

Mnie się wydaje, że wtedy wykazywali tendencje do przeładowywania powieści niepotrzebnymi szczegółami, ale co człowiek, to gust.

Babska logika rządzi!

Niepotrzebnymi z naszej perspektywy, ale często posiadającymi ukryte znaczenia/odniesienia, co nie zmienia faktu, że najczęściej męczącymi współczesnego czytelnika, tak. Z drugiej strony każda innowacja/świeży pomysł należało ukryć przed wielkim plagiatorem tamtych czasów, więc być może pisano teksty ciekawsze, bo pozbawione owych szczegółów, ale do szuflady? wink

Mam nadzieję, że moje opisy nie zdążają aż tak zmęczyć cheeky.

No. Czasy się zmieniają, ludzie się zmieniają. W erze Wikipedii encyklopedyczne opisy w książkach o Tomku wyglądają groteskowo.

U Ciebie nie było źle, w końcu dałam klika, prawda?

Babska logika rządzi!

U Ciebie nie było źle, w końcu dałam klika, prawda?

Można też dać pomimo czegoś, ale po wyłudzeniu potwierdzenia, że to nie ten przypadek ponownie odczuwam satysfakcję z klika ;).

Hej,

 

Miękkie uwypuklenia, zdobiące jego skórę, miały kolor wynaturzonego błękitu, najpewniej przez ilości kłamstw, które całe życie z zimną krwią wypowiadał.

Kłamstwa są policzalnym rzeczownikiem, więc powinna być liczba, nie ilość. 

 

Mam te same uwagi co przedpiścy, stylizacja językowa pierwszej części skojarzyła mi się ze starszymi lekturami, nie ukrywam, że na tym etapie prawie odpadłam, bo nie jest to mój język i trudno mi było dobrnąć dalej. 

 

Druga część przyjemniejsza w odbiorze, wydaje mi się też ciekawsza mimo wszystko. 

Jakbyś kiedyś potrzeba satysfakcji, to daj znać, powtórzę po raz kolejny. ;-)

Babska logika rządzi!

OldGuard, poprawione! Dzięki :).

Rozumiem, że nie do każdego trafi taki zabieg, który też często może przywołać szkolne wspomnienia (nie zawsze miłe). Zaryzykowałam i wyszło na to, że zerwanie z tą formą tekst podratowało. Dobrze, że ostatecznie coś zaciekawiło :D.

 

Finklo, w gorszych momentach napiszę :).

Zgadzam się z przedpiścami, że to opowiadanie cechuje niewiarygodna różnorodność klimatyczna.

Są kawałki nostalgiczne i prostackie. Całość niewątpliwie obłędna i czyta się dobrze. Bohater obrzydliwy, ale zakończenie mnie powaliło. Tylko dziecka szkoda;(

Lożanka bezprenumeratowa

Tylko dziecka szkoda

Miło Cię widzieć, Ambush. Może to był nasz odpowiednik Voldemorta i dzięki temu uniknęliśmy “Bitwy o Hogwart”? Nigdy nie wiadomo… Cieszę się, że było obłędnie :D

Troszeczkę męczyłem się w początkowych akapitach i wydawały mi się bardziej baśniowe lub starodawne niż reszta tekstu. Choć być może nadaje to opowiadaniu charakter jakiegoś oniryzmu. Potem tempo się rozkręca i narracja wydała się bardziej współczesna.

Na plus że w relatywnie krótkiej historii udało Ci się stworzyć całkiem obrzydliwego bohatera.

Drugi plus to z pewnością ciekawe ujęcie jakie proponujesz na oszukanie śmierci i przeznaczenia. Choć wydaje mi się że trochę za łatwo mu poszło. Choć z drugiej strony może wcale aż tak często nikt nie próbuje uwieść kostuchy, więc dała się podejść :)

Końcówka mnie trochę zszokowała i chyba nie do końca ją zrozumiałem. Bo o ile mógłbym zrozumieć wymianę duszy na duszę to nie wiem czemu przy okazji śmierć straciła swoje artefakty. Lavaro je ukradł wykorzystując zamieszanie?

 

Pozdrawiam i powodzenia w konkursie!

Cześć!

 

Zaszalałaś, ciekawe i pogmatwane opowiadanie. Sen miesza się z jawą, relacja nieco specyficznych bohaterów grozi wybuchem, nie sposób przewidzieć, dokąd to zmierza. Zdecydowanie obłęd i pewna forma logiki snu. Pomysłowo wykorzystałaś obraz, jak i hasło, tworząc coś nie do końca banalnego. Bywa śmiesznie (jeśli ktoś lubi taki humor, ja – w takich tekstach – lubię):

 – Czyli co? Kochaliśmy się? – zapytał onieśmielony. 

 – Raczej marszczyłeś freda, a ja prosiłam o zaprzestanie!

;-)

– To był tylko krótki epizod! Poza tym nie masz pojęcia, ile włosów mi wyrwała! 

– Trzeba było uprawiać klasyczny seks! – ironizowała Kostucha. 

;-) ;-) ;-) Zacna riposta.

 

Końcówka zmierza w stronę problemów większego kalibru, a pani z kosą też jest tu postacią na scenie a nie bóstwem. Udany zwrot akcji i w dodatku dobrze przygotowany. Dobry pomysł z tymi palcami, detal, a robi robotę. I potem taki pan-śmierć-erotoman, brrr. Toż to pod bizarro podchodzi.

Bardzo podobał mi się plastyczny początek, choć bohater nieco odrzucał, to szybko mogłem zobaczyć świat z jego perspektywy. Udane wprowadzenie postaci. Niewiele wspominasz o samej śmierci, ale taka zdawkowość i niejednoznaczność pasuje do mitycznej postaci. Świetnie wypadła też scena z doniczką, z której ruszają w drogę kwietnym portalem. I to jest fantastyka, takie podróże przyjemnie się czyta.

 

3P dla Ciebie: Pozdrawiam, Powodzenia w konkursie i Polecam do biblioteki!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Edwardzie, miałam świadomość, że początek może stanowić pewną niedogodność dla części czytelników, ale jednak postanowiłam zaszaleć. Tak, to miało wprowadzić pewien oniryzm, ale także być odbiciem quasi-wyrafinowania, którym szczycił się bohater posługujący się w kilku pierwszych wypowiedziach językiem raczej niespotykanym. Dopiero później z niego rezygnuje, bo widzi, że podstarzałe sposoby nie działają.

Lavaro w moim zamyśle nie dokonał wymiany dusz, a oszukał (tu okradł) Śmierć, bo tak zwykł postępować z kobietami. Omamić, zając czymś i nawet pozornie uszczęśliwić i zniknąć, a przy tym, po uzyskaniu informacji, że kosa i płaszcz dają nieśmiertelność, skorzystać z okazji.

Kostuchę zgubiła rutyna i może zmęczenie.

Dzięki za wizytę i podzielenie się wątpliwościami. Cieszę się też, że są plusy :)

Pozdrawiam :D

krarze, Twój komentarz umknął mojej uwadze, nie wiem jak to możliwe, ale już to naprawiam. Bardzo się cieszę z tego, co napisałeś. Już zaczynałam wątpić, czy mój zamysł miał sens. Ryzykowna narracja na początku i mało subtelny humor były moją największą bolączką, ale jeśli znalazło to chociaż jednego odbiorcę, to mi ulżyło. Nie opisywałam Śmierci, bo uznałam, że to niepotrzebne. Nikomu nie jest obca, więc po co?

Dziękuję za wizytę, komentarz i punkt. Najbardziej jednak za ostatnie zdanie.

Pozdrawiam :D

Najbardziej podobał mi się początek. Styl trochę archaiczny, ale wciągnął. Potem miałem wrażenie, że się nim znudziłaś. A może przypomniało Ci się, że piszesz na Obłędnie i postanowiłaś podkręcić akcję? Zaczęło się więcej dziać, dodatkowo pojawił się humor, jakieś mrugnięcia okiem do czytelnika. Wybiło mnie to z rytmu. Potem czekałem już tylko na koniec.

Zastanawiam się, czy zmiana stylu, to celowy zabieg, a może była jakaś przerwa w pisaniu opowiadania?

Ogólnie dobrze się czytało. 

 

Pozdrawiam

AP, jesteś jedną z nielicznych osób, której spodobał się początek XD. Cieszę się, że do kogoś jeszcze taki styl trafia, bo zaczynałam się zastanawiać, czy to miało sens. Tak, pisałam tekst z przerwami, ale nie z tego powodu nastąpiła zmiana narracji. Początek miał wprowadzić bohatera w sposób niejako oniryczny. Chciałam też zabawić się formą, bo ten konkurs zabawy wręcz wymaga, więc pojawiły mi się w głowie: surrealizm, oniryzm, bizarro (?) i rozbicie spójności tekstu → właśnie to wszystko kojarzy mi się ze snem.

Fajnie, że czytało się dobrze :D. Dzięki za wizytę i komentarz :)

M.G.Zanadro, dziękuję za wyjaśnienia. Przemawiają do mnie.

 

Nominuję do biblioteki. Pozdrawiam i powodzenia.

AP, cieszy mnie to.

Dziękuję za nominację, bardzo mi miło ;).

Dzień dybry,

 

Jejku, przeczytałam Staruszka szukająca libido w laboratorium uryny ;p

 

A najciszej spędzał wieczory, bo kto samotnemu opowiedzieć miał o dniu minionym? 

Podoba mi się to zdanie. To naprawdę ładne zdanie.

 

Dawniej błysk jego ciemnych oczu przykuwał spojrzenia pięknych dziewcząt. Subtelny dotyk wzniecał ogień w rozżarzonych młodością ciałach, a smak ust podsycał pragnienia, składając obietnicę upojnej nocy. Jednak z czasem kobiety zaczął razić jego pożądliwy wzrok, choć przecież ten sam, co przed laty. Muśnięcie skóry, choćby najczulsze, mroziło kropelki potu, oblekając lodowym malowidłem całe ciało niczym szron szybę, a gwałtem złożony pocałunek momentalnie gnił na ustach, powodując mdłości. 

Ojej i ten fragment jaki piękny! Ucz mnie, Mistrzu.

 

– Chodź! – rzekła spokojnie, stojąc nad łóżkiem Lavaro. 

Trochę mi się gryzie wykrzyknik ze słowem spokojnie. Skoro powiedziała to spokojnie, to raczej nie krzyknęła…?

 

Był pewien, że przebierał nogami najszybciej, jak tylko potrafił!

Tu też mi nie pasuje wykrzyknik.

 

Uśmiechając się nonszalancko, pochwalił urodę kobiety, udając przy tym brak zainteresowania jej osobą.

Hm. A jest to możliwe? Przecież jak stwierdzamy, że ktoś jest atrakcyjny, nie obdarzamy jednocześnie tej osoby zainteresowaniem?

 

 

Piękne. Wszystko mi się spodobało: styl, pomysł na rozwinięcie motywów, postaci. Poleciłabym do Biblioteki, gdyby nie to, że już się w jej nie znajduje :) Pozdrawiam serdecznie!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Jejku, przeczytałam Staruszka szukająca libido w laboratorium uryny

Tego nie umiałabym ugryźć… xD

 

– Chodź! – rzekła spokojnie, stojąc nad łóżkiem Lavaro. 

 

Trochę mi się gryzie wykrzyknik ze słowem spokojnie. Skoro powiedziała to spokojnie, to raczej nie krzyknęła…?

Wykrzyknik to nie tylko krzyk. Tutaj to bardziej: Proszę o ciszę!, ale takie w przedszkolu, stanowcze acz spokojne albo: Mógłbyś w końcu mi to oddać!, ma formę zdania oznajmującego, ale jest poleceniem.

 

Był pewien, że przebierał nogami najszybciej, jak tylko potrafił!

 

Tu też mi nie pasuje wykrzyknik.

Tu to stwierdzenie ze szczególnym naciskiem.

 

Uśmiechając się nonszalancko, pochwalił urodę kobiety, udając przy tym brak zainteresowania jej osobą.

 

Hm. A jest to możliwe? Przecież jak stwierdzamy, że ktoś jest atrakcyjny, nie obdarzamy jednocześnie tej osoby zainteresowaniem?

Niestety. To najprymitywniejsza forma manipulacji.

 

Pewnie masz rację i można by to zmienić, ale też nie wiem czy to błędy. A nawet wydaje mi się, że nie. Ale bardzo się cieszę, że znalazłaś tu coś dla siebie, że się podobało, a momentami było piękne. Niezmiernie mi miło! Dziękuję :D

Bardzo podobała mi się w tym opowiadaniu zmiana stylu – z początkowego, który mnie przyciągnął, przykuł do tekstu, zaintrygował (dużo przymiotników, bezkompromiosowość w pokazywaniu szczegółów), w coraz bardziej oszczędny a zarazem odjechany. Gdybym miał wybierać, który z tych styli mi się bardziej podoba – to ten pierwszy, ale najbardziej jak wspomniałem – podobała mi się zmiana.

Sam lubię pisać operując zmianą sposobu przekazu, pewną niespójnością stylistyczną tekstu – więc w utworze czułem się jak w domu, tym bardziej, że ćwierć wieku temu pisałem o romansie Śmierci ze śmiertelnikiem i z początku wydawało mi się, że to pójdzie w tę stronę. Na szczęście – nie poszło.

Zastanowiło mnie, czemu Śmierć ratuje młodą matkę przed doniczką. To daje jej bardzo ludzki rys.

Ogólnie, oboje bohaterowie wyszli Ci pełnokrwiści (choć bardziej chyba właśnie te krwi pozbawione, rozpadające się zwłoki, jak odmalowałaś swoją Cichą).

Finkla pisała:

 

“bohater był tak odstręczający, że wcale mu nie kibicowałam”

 

a ja Lavaro kibicowałem, mimo że go nie lubiłem. Może dlatego, że pod pewnymi względami przypominał mi samego siebie (dlatego go nie lubiłem i dlatego mu jednocześnie kibicowałem).

Tak więc bohatera stworzyłaś umiejętnie – nie da się go lubić, ale da się mu kibicować – budzi obrzydzenie, przez kontrast – Śmierć wydaje się przy nim bardziej ludzka.

 

Tekst jako całość wywiera pozytywne wrażenie. A ze względu na elementy erotyczne z pewnością miałby szanse nie tylko w Obłędni, ale i w zgoła innym konkursie ;-)

 

Podobnie jak HollyHell91 poleciłbym do biblio, ale już nie trzeba :)

 

pozdrawiam

entropia nigdy nie maleje

Zastanowiło mnie, czemu Śmierć ratuje młodą matkę przed doniczką. To daje jej bardzo ludzki rys.

Ten ludzki rys musiał zostać zaznaczony, żeby mogła pragnąć dziecka, co też pokazuje (mam nadzieję) zmęczenie rutyną, w której przyszło jej żyć. Pragnienie czegoś więcej, nieuwaga i brak czujności doprowadziły do zakończenia. A pasowało mi to także (chodzi o morderczą doniczkę) w kontekście Śmierci jako Strażniczki Czasu – to nie był czas tej dziewczyny, Śmierć nie dostała na nią “zlecenia” i to tyle. Nie było przypadku. Umierał ten, kto umrzeć miał, a co będzie teraz? Strach myśleć…

 

 

Wypunktowałeś niemal wszystko, co próbowałam zawrzeć i cieszę się, że zostało to rozkodowane w właśnie taki sposób. Sprawiłeś mi przyjemność tym komentarzem i wprowadziłeś w pozytywny nastrój, czego najpewniej zabrakło mi przy pisaniu tekstu na zgoła inny konkurs. A wtedy pozostaje już tylko wrzucić trupa do szafy. Nic na siłę ;)

Dzięki za komentarz, czas i chęci :D.

Super. Czułam, że nas bohater odwali jakiś numer, bo miał spore doświadczenie w uwodzeniu kobiet, ale takiego zakończenia nie przewidziałam. Nie kibicowałam bohaterowi, ale przyznaję, że byłam bardzo ciekawa, co też śmierć dla niego wymyśliła. Nie przewidziałam, ze on mógł coś wymyślić dla pani śmierci. 

Nova, czyli udało mi się Ciebie zaciekawić, a przy tym nie zdradzić zakończenia, więc dwa punkty sobie przyznaję! Miło mi, że poświęcony na lekturę czas nie okazał się być straconym, a że trudno jest kibicować bohaterowi, przyznaję. Wyszedł jakiś taki oślizgły.

Dziękuję za odwiedziny :).

Szczerze mówiąc pani kostucha i jej nadgniłe ucho również nie wygląda apetycznie. Czyżby rutyna ją nadżarła?

Nova, myślę, że to jednak skutek nadgryzienia zębem czasu xD.

Ależ perwersyjne masz sny ;) Seks że Śmiercią, flirt Tanatosa z Erosem to w sumie ciekawa kombinacja. Obraz fajnie wkomponowany, logika senna się pojawia. Jest całkiem nieźle, choć się nie uśmiałem :)

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Dziękuję, fanthomasie.

Skoro jest nieźle, to git ;D.

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Anet, bardzo mi miło :) 

Absurdalny horror albo horrorowy absurd i dlatego wciągający. :)

Nowa Fantastyka