- Opowiadanie: vrchamps - Defragmentacja lustra

Defragmentacja lustra

Wrzucam ciekawe opowiadanie. Mam nadzieję, że się spodoba. 

Dziękuję betujacym:) młaaaa

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Krokus

Oceny

Defragmentacja lustra

Chłopiec otworzył oczy. Nie wiedział jak długo spał i czy rzeczywiście zasnął, a może po prostu mrugnął? Ale to wystarczyło by krajobraz się zmienił. Zniknęły pola pszenicy i kukurydzy oraz przypadkowo rozsiane domy, a zastąpił je las. Słońce uchodziło za horyzont, zaciągając za sobą ciemną kurtynę nocy.

– Gdzieś tu musi być… – przerwał policjant, nie chcąc przegapić skrętu. – Jest, dojeżdżamy.

Radiowóz zwolnił wyraźnie i zjechał z asfaltówki. Droga stała się wyboista i z minuty na minutę coraz bardziej uciążliwa. Chłopiec zauważył między drzewami drgające, pomarańczowe światło, próbujące przedostać się przez gęstwinę mijanych drzew.

Kilka minut później kierowca zahamował gwałtownie, wzbijając tumany pyłu, oświetlone jaskrawym światłem reflektorów.

– To jest to miejsce? – spytał Franciszek na widok drewnianego domu.

– Tak… twoja babcia zna wszystkie szczegóły.

– Jakie szczegóły? O czym panowie mówią?

– Cierpliwości, zaraz się wszystkiego dowiesz. – Kierowca wysiadł i kiwnął do partnera, aby do niego dołączył.

Po chwili mundurowi stali już na słabo oświetlonej werandzie. Jeden z nich zapukał kilkukrotnie. Drzwi uchyliły się nieznacznie, a po krótkiej wymianie zdań, zostały otwarte na oścież. Między mężczyznami stanęła drobna kobieta. Twarz staruszki przypominała woskową maskę, nieudolnie odwzorowującą zwiotczałą i pomarszczoną skórę. Uśmiechnęła się sztucznie, zerkając w stronę radiowozu, a potem znowu posmutniała, wysłuchując, co mieli do powiedzenia funkcjonariusze.

Chłopiec przypatrywał się tej scenie z obojętną ciekawością, jakby oglądał film przyrodniczy, a nie rozmowę mającą zaważyć na jego losie.

W końcu jeden z policjantów podszedł do radiowozu.

– Chodź młody, twoja babcia się tobą zaopiekuje.

 

*

 

Franek, jakby nieobecny, rozejrzał się po kuchni. Wszędzie widział drewniane meble. Na półkach spoczywały garnki, moździerze, młynki do pieprzu i kawy, puszki z radosnymi, kolorowymi obrazkami śmiejących się dzieci. Nad piecykiem suszyły się zioła i grzyby, a ich zapach roznosił się po całym domu.

Kobieta wskazała krzesło przy stole.

– Chcesz herbaty?

– Nie, dziękuję. Wolałbym w końcu zrozumieć, co ja tu robię.

Babcia westchnęła. Zdjęła z piecyka gwiżdżący czajnik i przesunęła go w chłodniejsze miejsce, opóźniając moment wyjawienia prawdy o tym, co zaszło.

– Wiem, że wiele lat nie mieliśmy kontaktu, ale od tej chwili jesteśmy zdani tylko na siebie. Posłuchaj… – Usiadła po przeciwległej stronie stołu. – Był wypadek, w którym uczestniczył samochód twoich rodziców.

– Co z nimi? – spytał chłopiec drżącym głosem, nieprzygotowany do tego, co zaraz usłyszy.

– Oboje nie żyją. – Oczy babci zaszkliły się, ale pozostały skupione. Z bólem serca obserwowała, jak zareaguje chłopiec.

Franek zwiesił głowę i zamknął oczy. Rozpoczęła się niekończąca gonitwa myśli. Niektóre pojawiały się znienacka, tylko po to, by ulecieć po chwili w nieznanym kierunku, a ich miejsce zajmowały kolejne – nieproszone, niepotrzebne. Nie potrafił tego zatrzymać, ani uporządkować. Pierwszy raz w życiu poznał, jak smakuje rozpacz. Był już tylko pustym naczyniem, którego być może nigdy nie uda się napełnić.

– Zamieszkasz ze mną, a ja wszystkiego cię nauczę. Zajmę się tobą – kontynuowała

babcia, widząc, że młodzieniec nie jest chętny do rozmowy. – Choć pokażę ci twój pokój.

Zaprowadziła go na poddasze.

– To twój nowy dom – oznajmiła.

– Mógłbym zostać sam? – zapytał rozdygotanym głosem.

– Dobrze. Wołaj, jeśli będziesz czegoś potrzebować.

Zrzucił plecak na ziemię i w ubraniu upadł na kanapę, jak rażony piorunem. Rozmyślał przez jakiś czas, a potem po jego skroniach popłynęły łzy.

 

*

 

Z początku dni zlewały się ze sobą. Franek wykonywał drobne prace domowe, ale większość czasu spędzał w pokoju, leżąc na łóżku. Czasem spoglądał przez okrągłe okienko na las. Im dłużej to trwało, tym bardziej pragnął poznać okolicę.

– Mógłbym wyjść? – zapytał pewnego dnia przy śniadaniu.

– Dokąd? – Zaskoczona babcia spojrzała przez okno, widząc, że chłopiec utkwił wzrok w kołyszących się koronach drzew.

Odłożyła umytą patelnię i uśmiechnęła się pod nosem. Następnie kiwnęła głową w stronę wyjścia.

– Tylko nie odchodź za daleko, miej dom zawsze w zasięgu wzroku i wróć niedługo.

– Dobrze.

Kiedy złapał klamkę i uchylił drzwi, poczuł małą iskierkę radości. Wyobraził sobie, że to może być nowy początek, że jest w stanie poradzić sobie z emocjami, które od czasu tragedii ciągnęły go na dno.

Szedł wydeptaną ścieżką, minął stos drwa na opał i wbitą w pień zardzewiałą siekierę. Następnie przeszedł obok zarośniętej mchem piwniczki. Za jakiś czas kilka metrów przed nim wyrosła ściana lasu. Znalazł odpowiednie miejsce – wolne od gęstej roślinności i wszedł do boru. Suche patyki i szyszki trzaskały pod butami Franka, a ten pomyślał, że to miłe zaproszenie.

Mijały kolejne minuty wędrówki. Chłopiec miał na uwadze słowa, by nie tracić kontaktu wzrokowego z chatą. Poruszał się więc dookoła domostwa w takiej odległości, aby nie złamać tej zasady.

Kiedy podjął decyzję o powrocie, usłyszał w oddali cichy płacz. Dochodził z głębi lasu, tak przynajmniej mu się wydawało. Nie mógł jednak dostrzec nic więcej niż tylko drzewa obrośnięte mchem i wielkie paprocie oraz inne rośliny, których nazw nie znał. Ktoś najwyraźniej potrzebował pomocy, Franek musiał zobaczyć, o co chodzi.

– Dobrze. – Spojrzał przez ramię na widoczny jeszcze dom, a potem odwrócił głowę nasłuchując płaczu. – Zrobię tylko kilka kroków, to nie może być daleko. – Dodał sobie otuchy.

Rzeczywiście, szloch był coraz głośniejszy. Franek przystanął na chwilę. Był pewien, że ktoś kryje się za drzewem, na które patrzył. Zrobił w jego kierunku krok, ale stopa uderzyła o coś twardego, tak że o mało się nie przewrócił. Spojrzał pod nogi myśląc, że to korzeń, ale zobaczył tylko własne adidasy i ich odbicie w szkle. Właśnie wtedy płacz nagle się urwał.

Na ściółce leżało bokiem staromodne lustro częściowo oparte o drzewo. Chłopiec cofnął się zdziwiony, następnie pochylił, aż w końcu ukląkł na kolana. Zobaczył swoje odbicie, jednak coś mu nie pasowało. Kiedy przyjrzał się własnej twarzy, zauważył spływające po policzkach łzy. Nie dowierzając w to, co widzi, powoli uniósł dłonie i przetarł suchą skórę pod oczami. Jego odzwierciedlenie zrobiło to samo i tak samo zdziwiło się, kiedy zobaczyło mokre palce.

Było jeszcze coś, wszystko to, co odbite w zwierciadle miało pąsową barwę. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale rzeczywistość w lustrze wydawała się gęściejsza, jakby była wypełniona nieznaną substancją.

 

*

 

Babcia przygotowywała rosół, kiedy do chałupy wbiegł Franek. Nie pozostało to bez uwagi, gdyż chłopiec narobił dużo hałasu: zrzucił buty, z których każdy poturlał się w inny kąt, potrącił miotłę opartą o wieszak, a wbiegając po schodach, stracił równowagę i upadł, zjechał trzy stopnie, po czym wstał i ponownie ruszył na górę.

– Coś się stało?! – krzyknęła kobieta, ale odpowiedział jej tylko odgłos zatrzaskiwanych drzwi do pokoju.

Chłopiec wskoczył na łóżko. Próbował zrozumieć czego był świadkiem.

– To musiało być przywidzenie – stwierdził półgłosem.

Po tych słowach rozległo się pukanie do drzwi.

– Tak? – zawołał, jak to często robił w domu siedząc przed komputerem, kiedy mama zwracała mu uwagę na późną godzinę.

– Można wejść! – wykrzyknął, gdy nikt nie odpowiedział.

Klamka poruszyła się, a drzwi lekko uchyliły.

– Zejdziesz kochany na rosołek? – spytała babcia, nie wchodząc do środka.

– Tak, już idę.

Kiedy siedzieli przy stole, kobieta nie odzywała się przez pewien czas. Pasowało to Frankowi, który wiedząc, jak dziwnie wyglądał jego powrót do domu, chciał uniknąć krępujących pytań – nie lubił kłamać. A gdyby powiedział prawdę, o tym czego doświadczył w lesie, babcia mogłaby uznać go za wariata.

Błądził wzrokiem po kuchennych meblach, unikając kontaktu wzrokowego z babcią, aż w końcu zauważył pewien szczegół, którego wcześniej nie widział. W wolnym miejscu na ścianie spostrzegł prostokątny kształt, zdecydowanie ciemniejszy niż wyblakła brązowa farba, którą pomalowane było pomieszczenie.

– Jak było na spacerze, Franuś? – spytała babcia, wybijając chłopca z zamyślenia.

– Dobrze.

– Tylko tyle? – zdziwiła się kobieta, a młodzieniec spojrzał na widoczny prostokąt i znowu się zamyślił. – Hallo?! – podniosła głos i stuknęła kilka razy łyżką o talerz. – Ja tu jestem?

– Tak? tak… Co to za kształt? – spytał chłopiec wymijająco i wskazał na ścianę.

– Jaki kształt? – Staruszka spojrzała w miejsce, o którym mówił Franciszek. – Było zbyt drogocenne, dobrze je ukryłam – zakończyła tajemniczo.

– Babciu? – Nazwał ją tak po raz pierwszy odkąd zjawił się w chacie. – Czy tu wisiało kiedyś lustro?

 

*

 

Miał sen, że siedzi przy oknie w swoim pokoju i spogląda na las. W pewnym momencie zza drzew wyszedł chłopiec, który zaczął biec w stronę chaty. Zatrzymał się kilka metrów przed domem. Podniósł powoli do góry głowę i zaczął machać na powitanie. Franka ogarnął niepokój, gdyż w niespodziewanym gościu zobaczył samego siebie. Następnie przybysz odwrócił się i pobiegł z powrotem w gęstwinę. Przed ścianą lasu potknął się, a Franek usłyszał jego płacz.

Kiedy otworzył oczy, dochodziło jeszcze do niego to łkanie, ale w niedługim czasie rozpłynęło się w porannej ciszy. Podszedł do okna. Pomyślał, iż nadal śni. Niebo miało czerwony odcień i przypominało barwą to, co widział poprzedniego dnia w odbiciu lustra. Wiele z drzew było powalonych, a las wyraźnie się przerzedził.

– Śniadanie! – poinformowała stojąca za drzwiami babcia, po czym nacisnęła klamkę i weszła do pokoju.

Ona też wyglądała inaczej. Siwe włosy wyraźnie rzadsze. Mdłe źrenice podkreślone napuchniętą i posiniałą skórą, wierciły się nerwowo szukając miejsca, na którym wzrok mógłby wypocząć.

– Czemu babcia kuleje? – spytał, kiedy schodził za nią po schodach, a chwilę potem poczuł nieprzyjemny zapach.

– Usiądź i zjedz coś proszę. – Kaszlnęła w dłoń. Potem potarła palcami o fartuch i z powrotem złapała za poręcz, ignorując ciekawość wnuczka.

Chłopiec spojrzał na zastawiony stół i zrozumiał, że smród ciągnący się za kobietą, mógł pochodzić, od przyrządzonej potrawy.

– Jajecznica? – zapytał, spoglądając na kleistą papkę.

– Tak, siadaj. – Wskazała na krzesło. – Dzisiaj też wychodzisz?

Franciszek nie miał zamiaru nigdzie wychodzić, zwłaszcza po tak dziwnym śnie. Ale widząc, jakie zmiany zaszły w okolicy i w samej babci, postanowił dowiedzieć się czegoś więcej.

– Tak babciu, wychodzę, to piękna okolica. – Chciał brzmieć przekonująco.

Wstał od stołu.

– Ale nie zjadłeś praktycznie nic – zmartwiła się staruszka.

– Nie ma czasu do stracenia – odpowiedział, stojąc przy drzwiach i szybko włożył buty.

– Tylko nie odchodź za daleko i pamiętaj, by mieć dom w zasięgu wzroku.

 

*

 

Franek omijał przez pewien czas miejsce, w którym leżało lustro. Czuł mętlik i na poważnie zastanawiał się czy to, co widział ostatnio, nie powstało czasem tylko w jego głowie. Miał obawy, że śmierć rodziców wywołała w nim niepożądane skutki uboczne.

W końcu wziął się w garść, podbudował morale splunięciem na ziemię i ruszył sprawdzić czy lustro naprawdę istnieje.

Szedł przed siebie, poznał zejście do płytkiego wąwozu i stanął w miejscu, gdzie świeżo zwalone drzewo zagradzało ścieżkę. Przechodząc nad konarem, ułamał jedną z gałązek, przez co niefortunnie zadrapał się na przedramieniu.

–Jesteś tam? – Franciszek usłyszał własny głos. – Słyszę cię, proszę nie odchodź, chcę tylko porozmawiać.

Strach działa różnie; niektórym nakazuje odwrót, innych pcha dalej ku tajemnicy. Zaszczepia w nas myśl, że mimo niepokoju i trwogi, chcemy przekonać się na własnej skórze, czy było warto poznać odpowiedzi na powstające w głowie pytania.

Franek zrobił kilka kroków i znalazł się przy zwierciadle. Ukląkł. Chłopiec w lustrze powtarzał jego ruchy z minimalnym opóźnieniem.

– Nasza babcia chce mnie zabić – stwierdziło odbicie. – Ty też na nią uważaj.

– Ja? Czemu?

– A jej zachowanie nie jest dziwnie? – wtrąciło odbicie.

Franek przypomniał sobie to, co działo się w chacie. Pewne rzeczy uznał za niewytłumaczalne, ale żeby podejrzewać staruszkę o takie plany?

– Z moją babcią jest wszystko w porządku – stwierdził, chcąc ukryć to, czego sam nie był pewien.

– Mimo wszystko uważaj – przestrzegło zwierciadło.

– Franuś! Franuś! – nawoływała kobieta.

Chłopiec zostawił lustro za plecami i wyszedł z wąwozu. Rozejrzał się, wiedział, że to ona, ale nigdzie jej nie widział. Zrobił kilkanaście kroków w stronę domu, aż w końcu ją zobaczył. Ramię i siwe włosy wystawały zza stojącego nieopodal drzewa.

Kobieta wychyliła nieznacznie głowę, a potem ponownie się schowała.

– Co tu robisz? – Głos kobiety brzmiał jakoś inaczej, jakby struny głosowe zwiotczały, a Franek nie miał do końca pewności czy to jeszcze babcia.

– Ja tylko tu spaceruje – odpowiedział chłopiec i uniósł but, pokazując błoto pod podeszwą.

– Chodź już do domu. Martwiłam się o ciebie.

Wtedy wyszła zza drzewa i pokracznie ruszyła w stronę chaty. Nie spoglądała za siebie, ale co kilka kroków powtarzała jedno słowo.

– Idziesz?

Franek szedł, ale nic nie odpowiadał. Myślał o tym, co usłyszał od własnego odbicia.

 

*

 

Dom zmienił się przez ten czas i popadł w ruinę, jak gdyby chłopiec powrócił tu po kilku latach. Dach opadł bardziej na jedną stronę, co spowodowało jego pęknięcie i powstanie szczeliny w poszyciu. Obramowania okien zarosły mchem. Drzwi ledwo wisiały na jednym z zawiasów.

Kobieta weszła do środka. Chłopiec odwrócił się plecami do budynku, próbując rozważyć czy ucieczka wchodzi w grę. W tym właśnie momencie zobaczył pojedyncze, przewracające się drzewa, które swym ciężarem z impetem łamały kolejne. Nad czarnym lasem pioruny głucho zaczęły rozświetlać czerwone niebo.

Świat się rozpada – pomyślał, już wiedział, że nie ma dokąd uciec, więc wszedł do domu.

– Wnusiu… zaczekaj – odezwała się niespodziewanie babcia, kiedy był już na schodach i gestem wskazała na ciemne, prostokątne miejsce. – Zobacz. – Miałeś rację.

Franciszek zszedł i spojrzał w prawo. Na ścianie wisiała drewniana rama, z której wystawały pojedyncze ostre kawałki stłuczonego zwierciadła.

Spojrzał z powrotem na babcię, ale ta zdawała się być nagle nieobecna. Opierała się jedną ręką o krzesło. Dłoń pod wpływem ciężaru uwydatniła niebieskosine żyły, a przezroczysta starcza skóra wyglądała, jakby miała zaraz popękać w wielu miejscach. Kobieta pochyliła się nad stołem i palcami wolnej dłoni zaczęła zbierać okruchy. W pewnym momencie straciła równowagę i rąbnęła o stół. Jęknęła, a potem podniosła nienaturalnie, wyrzucając do tyłu najpierw ręce, a potem prostując resztę ciała. Z czoła starej, broczyła czarna gęsta substancja.

– To nic, zagoi się wnusiu. Idź do siebie.

Wpadł do pokoju i zaryglował drzwi, podkładając pod klamkę krzesło. Poczuł się odrobinę bezpieczniej.

 

*

 

Następnego dnia nie był budzony wołaniem na śniadanie. Nie słyszał też krzątającej się babci. Podszedł więc do drzwi i zbliżył ucho, chcąc wybadać, co jakieś szmery. Potem odsunął krzesło i powoli nacisnął klamkę, kiedy spojrzał przez szparę zobaczył drzemiącą w korytarzu na krześle kobietę. Przeraził się, a jego serce zaczęło bić szybciej. Staruszka nagle otworzyła oczy. Patrzyła na wprost, by po chwili skierować wzrok na Franka.

– Wychodzisz gdzieś? – spytała, bujając się do przodu i do tyłu, jakby miała zaraz wstać.

– Ja, ja … tylko… chciałem iść pospacerować – stwierdził, wiedząc, że dotąd babcia jeszcze ani razu tego nie zabroniła.

– Dobrze, idź, ale nie budź mnie więcej.

Franek przeszedł po cichu, o mało nie nastąpiwszy kobiecie na gołą stopę wysuniętą spod zielonej, podartej sukni. Zszedł powoli po skrzypiących schodach. Spojrzał na wiszące na ścianie zdruzgotane lustro, którego kolejne części pojawiały się systematycznie po powrotach z lasu.

Kiedy stanął w progu zrozumiał, że potrzeba mu będzie odwagi. Okolica była innym miejscem – po lesie nie było praktycznie śladu. Ostały się tylko pojedyncze drzewa.

Nagle coś mignęło (pąsowa wiązka światła), kiedy obracał głowę, rozglądając się z rozterką. Czy to nie z miejsca, gdzie…? tak, to tam, lustro odbija światło czerwonego słońca – pomyślał i ruszył przed siebie.

Gdy dotarł na miejsce, chłopiec już tam był, walił pięściami w popękane zwierciadło, na skutek czego oderwało się kilka kawałków szkła, a świat po drugiej stronie stał się mało wyraźny.

– Próbowała mnie zabić, rozumiesz? Kiedy wrócę, załatwię ją.

– Z moją też nie jest najlepiej. – Franciszek przypomniał sobie jej dziwaczne zachowanie. – To się dzieje od czasu, gdy się poznaliśmy, ona… wszystko jest inaczej.

– Zróbmy to dzisiaj.

– Co takiego?

– Musimy uderzyć z wyprzedzeniem – zaproponował chłopiec z odbicia.

– Nie wiem czy to dobry pomysł. – Franek usiadł na ziemi i popadł w zamyślenie. – Wiesz, jej zachowanie jest bardzo dziwaczne, ale nie wygląda, jakby chciała mi zrobić krzywdę.

– U mnie też tak było, ale przyjdzie moment, w którym zrozumiesz zagrożenie – powiedział zagadkowo bliźniak Franciszka. – Nie wiem, jak cię przekonać, byś nie czekał do tego czasu. Cicho, słyszysz?

– Co słyszę? – Zdziwił się Franek.

– Idzie tu, zabijmy ją, zanim ona zabije nas. Może wtedy będziemy wolni. – Chłopiec po drugiej stronie odbiegł kawałek, ale wrócił na chwilę. – Widzimy się jutro, przyjdź.

– Wnusiu! – Usłyszał stłumiony głos dochodzący z lustra, następnie ten sam kilkadziesiąt metrów za plecami. – Wnusiu!

Jego odbicie uciekło i zniknęło za powalonymi drzewami.

– Co ty tu robisz? – zapytała, spoglądając na oparte o drzewo, częściowo stłuczone lustro. – Zostaw ten śmieć, w domku mamy ładniejsze. – Podeszła bliżej i drewnianą laską stłukła resztę szkła.

– Przestań, co ty wyprawiasz? – Franek poczuł w sobie pokłady agresji, chciał zatrzymać babcię, ale nie zdołał. – Miałem się z nim tu jutro spotkać.

– Odsuń się, gówniarzu, nie masz czego tu szukać!

A potem znowu szedł za babcią. Nie potrafił się od niej uwolnić, sprzeciwić lub uciec, jakby wszystko to, co go otacza było tylko snem. Snem, z którego nie można się wcześniej wybudzić. Snem, który trzeba przeczekać. Wtedy postanowił, że gdy dotrą do domu, zrobi to, co doradził jego lustrzany przyjaciel.

 

*

 

Chałupa nie wyglądała na miejsce, w którym można byłoby bezpiecznie przebywać, a co dopiero mieszkać. Połowa domu zawaliła się, a część, która jeszcze stała, wyglądała na opuszczoną od wielu lat. Mimo to starucha nie zatrzymywała się, jakby dla niej wszystko było na swoim miejscu.

Zardzewiałe zawiasy już dawno nie trzymały drzwi, ich szczątki leżały na ziemi. Cały dom pochłaniała roślinność.

– Nie dotykaj niczego bez pytania – zakazała babcia.

A czego niby mam dotykać? Wszystko zarośnięte, spróchniałe i zeżarte przez rdzę oraz korniki – pojawiła się myśl.

– A do lustra nawet nie podchodź – kontynuowała, wyrywając jakieś zielsko spomiędzy desek.

Franek, całkowicie pochłonięty widokiem ledwo stojącego domu, zapomniał na chwilę o lustrze. A jednak tam było, ono jedyne, teraz odbudowane i jakby nietknięte przez upływ czasu. Podszedł stając przed szkłem i uśmiechnął się do własnego odbicia. Po chwili odbity chłopiec odszedł i zniknął na moment za ramą. Franciszek podszedł bliżej, by obserwować, zdarzenia w zwierciadle. Widział samego siebie, jak podchodzi do kobiety i popycha ją tak, że babcia upada za stół. Franek oparł dłonie na drewnianej ramie lustra. Wyglądał, jakby zaciekawiony stał przy zamkniętym oknie, próbując obserwować szamotaninę toczącą się na zewnątrz domu.

Nagle poczuł ciepło na poliku. Cieniutką kreskę krótkotrwałego podrażnienia. Przykrył policzek dłonią, a potem na jej powierzchni zobaczył krew.

– Mówiłam gnojku, żebyś nie dotykał mojego lustra. – Starucha trzymała stary, zardzewiały nóż i zamachnęła się ponownie.

Chłopiec zrobił unik pod jej ręką i uderzył z impetem barkiem w brzuch kobiety. Leciwy stół roztrzaskał się pod ich ciężarem. Franek poczuł ukłucie na plecach. Natychmiast zareagował; wyrwał z uścisku i przetoczył na bok. W zasięgu ręki zobaczył nogę od zdewastowanego stołu, chwycił ją i zamachnął się z mocą, jaką potrafi włożyć w ten ruch piętnastolatek. Drewniana pałka trafiła prosto w szczękę, wyłamując ją, a kobieta bezwładnie zwaliła się na plecy. Przez chwilę walczyła o życie, próbując łapać ostatnie hausty powietrza. Franciszek stał nad babcią, próbując zrozumieć na co patrzy. Dał sobie czas i czekał, aż wszystko się uspokoi.

Przypomniał sobie o lustrze, ciekawił go wynik walki toczącej się za barierą zwierciadła. Pragnął zobaczyć w nim swoje odbicie. Podszedł do lustra ciężko oddychając. Przybliżył do ściany, wspierając się na niej. Wychylił powoli głowę zza drewnianej ramy, jakby to miało pomóc oswoić się z własnym odbiciem.

Najpierw zobaczył długie, lepkie, siwe włosy, trochę krwi na czole i zapuchnięte oko. Potem jej nos i sine, popękane usta. Odskoczył do tyłu, omal nie przewracając się o zwalone deski.

– Co z nim zrobiłaś?! – krzyknął Franek.

Baba rozglądała się przez dłuższą chwilę, a następnie zbliżyła się do szkła.

– Mój wnusio tylko śpi. O tam. Chciałbyś ze mną poczekać, aż ponownie otworzy oczy?

 

Epilog

 

– Chciałbym wierzyć drodzy państwo, że serce Jezusa ocaliło go przed wiecznym potępieniem. Jednak Kościół mówi jasno, co dzieje się z duszami samobójców czy morderców. Miejcie jednak nadzieję, bo miłosierdzie Boga jest nieskończone. – Ksiądz przerwał na chwilę i spojrzał na małżeństwo, które ze łzami w oczach i trzymając się za ręce, wysłuchiwało monologu. – Mamy przykłady mistyków (uznanych przez Watykan), którzy obdarzeni łaską rozmawiania z duszami czyśćcowymi, opisywali ich relacje z miejsca, w którym przebywają. Jest to najczęściej stan duszy uwiezionej tam, gdzie popełniła ona grzech decydujący o własnym losie.

Kobieta rozpłakała się, siedzący obok mężczyzna przytulił żonę.

– Czy… jeżeli Franciszek tam trafił, to bardzo cierpi? – spytała matka, wycierając jednocześnie nos w chusteczkę.

– Najprawdopodobniej to, co zrobił babci, a potem sobie, będzie trwać do momentu, aż zacznie rozumieć, gdzie się znajduje i dlaczego tam trafił, ale on sam musi to odkryć. Kiedy poczuje żal, będzie mu łatwiej. – Kapłan poprawił się w fotelu. – Czy wiecie dlaczego zabił pana matkę?

– Pojechał tam tylko na kilka dni. Nasza rodzina była pokłócona z mamą. Tylko Franuś chciał jej wybaczyć.

– Można wiedzieć z jakiego powodu wynikły niesnaski? – spytał, wiedząc, że próbuje wchodzić na niepewny grunt.

Małżeństwo milczało przez chwilę, a potem mężczyzna kiwnął głową dając zgodę na wyjawienie tajemnicy.

– Chodzi o stare, drogocenne, antyczne lustro, którego sprzedaż mogłaby uratować życie naszego syna.

– Uratować Franciszka? – spytał ksiądz, który trochę się już pogubił.

– Franciszek miał brata bliźniaka, to jego życie mogły uratować pieniądze ze sprzedaży lustra. – Wtrącił mężczyzna, a potem zwiesił głowę.

– Więc… być może, państwa syn wcale nie chciał pogodzić się z babcią. Może chciał pomścić brata.

Nastała cisza, ksiądz wstał i podszedł przejrzeć się w lustrze. Poprawił koloratkę.

– Czy po tej tragedii odzyskali państwo rodzinny przedmiot? – Oczy księdza błysnęły tajemniczo.

– Lustro zostało rozbite w wyniku wypadków, jakie miały miejsce w domu mamy. Policja zwróciła nam tylko zabytkową ramę – odpowiedział nieufnie ojciec Franciszka.

– No nic, tak jak wspominałem, pogrzeb bez nabożeństwa. – Ksiądz rozłożył ręce, a potem potarł je o siebie.

Zrezygnowani rodzice bliźniaków wstali z sofy i skierowali się do wyjścia.

– Przepraszam! – Duchowny zaczepił ich gdy znikali za drzwiami. – Może to trochę niestosowne, ale czy mogliby państwo jeszcze raz zastanowić się nad sprzedażą tej zabytkowej ramy? Kolekcjonuję różne antyki i z chęcią odkupiłbym ten zniszczony przedmiot.

Koniec

Komentarze

Bardzo ciekawa historia. Bez zbędnych dłużyzn i przyjemną ilością dziwaczności. Brakowało mi jedynie kilka słów wyjaśnienia dlaczego księdzu tak zależało na lustrze. Odnoszę wrażenie że kolekcjonowanie antyków nie jest jego jedynym hobby.

Dzięki Hakoręki. Kontynuacja mogłaby być jeszcze bardziej tajemnicza:)

Hej, przeczytałem, poniżej komentarz. Uwagi odnośnie interpunkcji potraktuj raczej jako sugestie :)

– Zamieszkasz ze mną, a ja wszystkiego cię nauczę. Zajmę się tobą – kontynuowała

babcia, widząc, że młodzieniec nie jest chętny do rozmowy. – Choć pokażę ci twój pokój.

Za jakieś czas kilka metrów przed nim wyrosła ściana lasu. Znalazł odpowiednie miejsce – wolne od gęstej roślinności i wszedł do boru. Suche patyki i szyszki trzaskały pod jego butami Franka, a ten chłopiec pomyślał, że to miłe zaproszenie.

Proponowałbym przeredagować drugie zdanie :)

 

Rzeczywiście, sSzloch był coraz głośniejszy. Franek przystanął na chwilę,. Bbył pewien, że ktoś kryje się za drzewem, na które patrzył.

– Coś się stało?! – krzyknęła kobieta, ale odpowiedział jej tylko odgłos zatrzaskiwanych drzwi do pokoju.

– Zejdziesz, kochany, na rosołek? – spytała babcia, nie wchodząc do środka.

– Tylko tyle? – zdziwiła się kobieta, a młodzieniec spojrzał na widoczny prostokąt i znowu się zamyślił. – Hallo?! – podniosła głos i stuknęła kilka razy łyżką o talerz. – Ja tu jestem?

– Tak? tTak… Co to za kształt? – spytał chłopiec wymijająco i wskazał na ścianę.

– Babciu? – Nazwał ją tak po raz pierwszy, odkąd zjawił się w chacie. – Czy tu wisiało kiedyś lustro?

Kiedy otworzył oczy, dochodziło jeszcze do niego to łkanie, ale po niedługim czasie rozpłynęło się w porannej ciszy.

Czuł mętlik w głowie i na poważnie zastanawiał się czy to, co widział ostatnio, nie powstało czasem tylko w jego głowie. Miał obawy, że śmierć rodziców wywołała w nim niepożądane skutki uboczne.

Szedł przed siebie., pPoznał zejście do płytkiego wąwozu i stanął w miejscu, gdzie świeżo zwalone drzewo zagradzało ścieżkę. Przechodząc nad konarem, ułamał jedną z gałązek, przez co niefortunnie zadrapał się na przedramieniu.

– A jej zachowanie nie jest dziwnie? – wtrąciło odbicie.

Przy użyciu słowa “wtrąciło”, spodziewałbym się rozmówca przerwał bohaterowi, który nie dokończył swojej wypowiedzi. Tutaj zdanie Franka wydaje się być zamknięte, może lepiej zamienić to na co innego, np. “stwierdził”, lub “powiedział”?

 

– Mimo wszystko uważaj – przestrzegło zwierciadło.

Jeżeli to jest celowy zabieg i zwierciadło jest magicznym artefaktem obdarzonym świadomością, lub czymś w jej rodzaju (nie jestem w stanie ocenić tego w miejscu w tekście, w którym jestem), to jest OK. Jeżeli nie – to zmieniłbym na “przestrzegł chłopiec w zwierciadle.”

 

Świat się rozpada – pomyślał., już wiedział, że nie ma dokąd uciec, więc wszedł do domu.

Usunąłbym drugą część zdania, jak dla mnie trochę zbyt szybko wydaje się odkrywać zakończenie.

 

Wpadł do pokoju i zaryglował drzwi, podkładając pod klamkę krzesło. Poczuł się odrobinę bezpieczniej.

Twardziel z tego Franka, ja bym… pofajdał spodnie po takiej akcji :)

 

Franek przeszedł po cichu, o mało nie nastąpiwszy kobiecie na gołą stopę wysuniętą spod zielonej, podartej sukni. Zszedł powoli po skrzypiących schodach. Spojrzał na wiszące na ścianie zdruzgotane lustro, którego kolejne części pojawiały się systematycznie po powrotach z lasu.

Jak dla mnie to trochę pojawia się z nikąd – lustro pojawia się kilka scen wcześniej i widać tylko jakieś fragmenty, to nie jest tak, że po kolei pokazujesz po jednym kawałku po każdej eskapadzie, chyba że ja czegoś nie ogarnąłem.

 

– Nie dotykaj niczego bez pytania.zZakazała babcia.

A czego niby mam dotykać? Wszystko zarośnięte, spróchniałe i zeżarte przez rdzę oraz korniki – pojawiła się myśl.

Nie jestem pewien, czy to poprawny zapis myśli bohatera, ale ja sam mam z tym problem :)

 

Nagle poczuł ciepło na policzku. Cieniutką kreskę krótkotrwałego podrażnienia. Przykrył policzek dłonią, a potem na jej powierzchni zobaczył krew.

Franciszek stał nad babcią, próbując zrozumieć na co patrzy. Dał sobie czas i czekał, aż wszystko się uspokoi.

Przydałoby się słowo opisujące jego emocje w tej chwili, bo po tym opisie, to wydaje się być zwyczajnym psycholem (w sensie, jeżeli ma być – ok, ale słowo wyjaśnienia pomogłoby zbudować postać).

 

– Co z nim zrobiłaś?! – krzyknął Franek.

– Mój wnusio tylko śpi., oO tam. Chciałbyś ze mną poczekać, aż ponownie otworzy oczy?

– Chciałbym wierzyć drodzy państwo, że serce Jezusa ocaliło go przed wiecznym potępieniem. Jednak Kościół mówi jasno, co dzieje się z duszami samobójców czy morderców.

Akurat z wybaczaniem mordercom Kościół nie ma najmniejszego problemu ;)

 

 

Opowiadanie zdecydowanie zasługuje na tag “Weird Fiction”. Czytło mi się z dużą przyjmnością, fabuła jest wciągająca, a twist zaskakujący. Udało Ci się zbudować fajny, ciekawy świat i klimat, a Twoja wizja czyśćca jest naprawdę niesamowita. Podobnie jak Hakoręki liczę na to, że rozbudujesz ten świat kolejnymi opowiadaniami.

 

Bardzo podoba mi się początek – opis podróży samochodem, który jakoś automatycznie nasunął mi skojarzenie z teleportacją. W lekturze przeszkadzało mi słowo “Franek”, pada co chwilę i trochę mnie to wybijało z rytmu. Może warto użyć gdzieniegdzie innych określeń na głównego bohatera (bo np. pełną formą imienia też się posłużyłeś, ale tylko raz)?

 

W mojej opinii, zbyt uboga jest warstwa opisowa, przez co opowiadanie jest dla mnie mało plastyczne i zdaje się trochę pędzić przez fabułę, zamiast ją rozwijać (nie dotyczy samej końcówki). Np. nie odnotowałem w tekście w jakim wieku jest główny bohater (pada w ostatniej scenie, ja cały czas widziałem oczyma wyobraźni dziecko – 8-9 lat), ani nie ogarnąłem jego opisu.

 

Jak dla mnie, zbyt szybki i za mało zniuansowany jest rozwój relacji Franka z odbiciem. Przez pierwsze 2-3 sceny odbicie gada do Franka coś, w co ten nieszczególnie chyba wierzy, a na pewno temu nie ufa. Potem siada przed zwierciadłem jak Harry w Kamieniu Filozoficznym i dyskutuje jego plany i podejrzenia. Przydałaby się wcześniej jakaś bardziej szczera rozmowa dwojga, jakiś osobisty detal, współczucie, rodząca się nić zaufania.

 

Ogółem bardzo fajny tekst, który przeczytałem z nieskrywaną satysfakcją i który pozostawił mi odpowiednią porcję niedosytu, unikając jednocześnie nieprzyjemnego posmaku niepozamykanych wątków :)

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

Dzięki za łapankę i dające do myślenia uwagi;)

Nie ma za co i mam nadzieję, że uwagi okażą się przydatne :)

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

Intrygująca historia, acz – jak na mój gust – zostawiasz zbyt wiele niedopowiedzeń. Kim jest ksiądz, dlaczego policjanci na początku mówią o śmierci rodziców, a na końcu tylko oni żyją itp.

Mnie też zaskoczyło, że bohater ma aż piętnaście lat; wcześniej wyglądał na młodszego.

Choć pokażę ci twój pokój.

Sprawdź w słowniku, co znaczy “choć”. Możesz się zdziwić.

Babska logika rządzi!

Dzięki Finkla :) sprawdzę:)jeśli chodzi o księdza jest porostu furtka do ewentualnej kontynuacji, tutaj nie musi być super ważny i nic takiego się nie stanie jeśli kontynuacja nie powstanie. Martwi rodzice to rzeczywistość czyśćca nie realnego swiata:) pozdrawiam

Cześć, Vr!

 

To ja, Twój piątkowy dyżurny!

aż w końcu ukląkł na kolana.

a da się inaczej, niż na kolana?

Spojrzał na wiszące na ścianie zdruzgotane lustro, którego kolejne części pojawiały się systematycznie po powrotach z lasu.

To zdanie jest złe – wieczorem widział ramę i kilka fragmentów lustra. Teraz jest ranek, w międzyczasie nie był w lesie, a dostaję informację, że “kolejne części pojawiały się po powrotach z lasu” – przecież od wczorajszego wieczora on ani razu nie wrócił z lasu, a tu taka informacja. Przeoczyłem jakiś przeskok czasu? Skąd takie wnioski?

Jest tu kilka bardzo fajnych motywów, ale też kilka rzeczy, które się nie kleją.

Na początku Franka zawożą do babci policjanci – jest tu kilka rzeczy, które są dziwne i nienaturalne. Po całej lekturze stają się jeszcze dziwniejsze i niewyjaśnione.

Ksiądz pewnie coś wie o lustrze, ale w zasadzie nie wiadomo co.

Co do rozwiązania “zagadki”, to jestem trochę rozbity. Osobiście miałem wielką nadzieję na nieco inne rozwiązanie – otóż chłopiec z lustra jest tym złym, który próbuje namówić Franka, żeby zabić babcię. Przyznam, że do momentu, gdy następuje rozwiązanie tej wątpliwości, nie wiedziałem, która z postaci mówi prawdę – to Ci się udało. Natomiast ostatecznie ta postać, która od początku zachowywała się podejrzanie, jest tą złą – dla mnie trochę to za proste.

No i dlaczego tak się starzeje i marnieje? No i dlaczego pierwszym ciosem noża nie poszła w tętnicę szyjną, tylko zrobiła cięcie na policzku. Miała czas i spokój. Najgorszy antagonista ever.

Zostawiłeś sporo niewiadomych, czego nie brałbym jeszcze za wadę w tym gatunku, ale nasuwa się sporo wątpliwości przy lekturze. Nie mniej jednak uważam, że jest to całkiem solidny tekst, a powyższe uwagi w większości są jednak subiektywne.

Pozdrówka!

 

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

hej krokusie

 

To zdanie jest złe – wieczorem widział ramę i kilka fragmentów lustra. Teraz jest ranek, w międzyczasie nie był w lesie, a dostaję informację, że “kolejne części pojawiały się po powrotach z lasu” – przecież od wczorajszego wieczora on ani razu nie wrócił z lasu, a tu taka informacja. Przeoczyłem jakiś przeskok czasu? Skąd takie wnioski?

Wydaje mi się, że nic nie przeoczyłeś bo przecież ranek też jest po powrocie z lasu, może przez noc pojawiło się kilka, kolejnych kawałków szkła:)

Na początku Franka zawożą do babci policjanci – jest tu kilka rzeczy, które są dziwne i nienaturalne. Po całej lekturze stają się jeszcze dziwniejsze i niewyjaśnione.

Czemu niewyjaśnione, przecież to czyściec on za życia zamordował babcię – dlatego w czyśćcu pojawiają się policjanci, rzeczywistości mieszają się ze sobą.

 

Ksiądz pewnie coś wie o lustrze, ale w zasadzie nie wiadomo co.

Zapytaj się sam siebie, czy naprawdę chciałbyś wiedzieć co go łączy z lustrem, czy tak może zostać.:)

 

Co do rozwiązania “zagadki”, to jestem trochę rozbity. Osobiście miałem wielką nadzieję na nieco inne rozwiązanie – otóż chłopiec z lustra jest tym złym, który próbuje namówić Franka, żeby zabić babcię. Przyznam, że do momentu, gdy następuje rozwiązanie tej wątpliwości, nie wiedziałem, która z postaci mówi prawdę – to Ci się udało. Natomiast ostatecznie ta postać, która od początku zachowywała się podejrzanie, jest tą złą – dla mnie trochę to za proste.

Dla mnie dość skomplikowane :D

 

No i dlaczego tak się starzeje i marnieje? No i dlaczego pierwszym ciosem noża nie poszła w tętnicę szyjną, tylko zrobiła cięcie na policzku. Miała czas i spokój. Najgorszy antagonista ever

Wszystko się starzeje i marnieje, to podpowiedź, że czas spędzony w czyśćcu może być bardzo długi, za nim sami zauważymy gdzie się znajdujemy. Może babcia mogła by trafić w tętnice, ale właściwie po co? W tym miejscu się cierpi a nie umiera:) inne rozwiązanie może być takie, że ona jak cały świat też się rozpadała, gorszy zakres ruchów, trzęsące ręce. :)

 

Dzięki za wnikliwą analizę tekstu, mam nadzieje, że choć trochę zaspokoiłem twoje wątpliwości. Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka