- Opowiadanie: Bardjaskier - Żołnierze fortuny: Śnieg i krew

Żołnierze fortuny: Śnieg i krew

Hej 

Opowiadanie miało iść na Obłędnie ale się nie nadaje ;).  Jest to też pierwsze opowiadanie z cyklu 

Żołnierze fortuny. Są to pozostałości po dawnym pomyśle na książkę fantasy, z której postanowiłem zostawić świat i kilka postaci :). 

 

Za betę dziękuję: EDWARD PITOWSKI, OSTAM i dzięki za uwagi co do Obłędni – mieliście rację :)  

 

Miłej lektury :)

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Finkla, krar85, Krokus, Użytkownicy IV

Oceny

Żołnierze fortuny: Śnieg i krew

Bez­kre­sna biel za­mar­z­nię­te­go morza. Błę­kit lo­dow­ca, po­ma­rańcz brył skrzą­cych się w po­ran­nym słoń­cu. Tań­czą­ce dro­bin­ki śnie­gu uno­szo­ne przez wiatr.

Moja matka py­ta­ła mnie: Kim bę­dziesz, Lan­dorf, gdy do­ro­śniesz?

Od­po­wia­da­łem: Zdo­byw­cą ma­mu­siu, jak Ce­sarz Goelz.

A ona krę­ci­ła z po­li­to­wa­niem głową i od­po­wia­da­ła: Śnij dalej o pa­pie­ro­wych do­mach i bu­dy­nio­wych la­sach.

Chciał­bym móc jej po­wie­dzieć, że je wy­śni­łem. Opo­wie­dzieć o wsiach bia­lut­kich, jak kart­ki pa­pie­ru. I pię­trzą­cych się czapach śnie­gu na drze­wach. Moich bu­dy­nio­wych la­sach. Chciał­bym, lecz matka już nie żyje, po­grze­ba­na gdzieś na Ne­kar­skiej ziemi. A ja nie mam z kim dzie­lić za­chwy­tu nad lo­do­wym pięk­nem. Gdyż dla Mer­sów kra­jo­braz ten sta­no­wi co­dzien­ność. Na wyspę Isoya do­tar­łem po za­mar­z­nię­tym morzu. Li­cząc, że do­łą­czę do lo­kal­ne­go kon­flik­tu i za­cią­gnę się po jed­nej ze stron. Ale przy­by­łem za późno. Nie ma nic bar­dziej roz­cza­ro­wu­ją­ce­go dla na­jem­ni­ka, niż nagły pokój. Zima sza­la­ła na pół­no­cy i utkną­łem w go­spo­dzie we wsi Grun­dlas.

 

*

– Agnes.

– Tak, tato?

– Idź do sto­do­ły i daj jeść zwie­rzę­tom.

– Do­brze tato.

– Za­bierz czap­kę. Na dwo­rze wciąż pró­szy.

Dziew­czyn­ka upcha­ła pod fu­trza­ną czap­ką zło­ci­ste włosy, za­bra­ła rę­ka­wicz­ki, wia­dro i wy­szła na po­dwór­ko. Wiel­kie płat­ki śnie­gu za­sy­py­wa­ły oko­li­cę. Była cie­ka­wa, czy syn są­sia­dów też pra­cu­je, lecz na próż­no sta­ra­ła się w śnie­ży­cy doj­rzeć farmę. Lu­bi­ła spę­dzać z nim czas, a wie­czo­ra­mi my­śla­ła o jego nie­bie­skich oczach i ma­rzy­ła, że kie­dyś oj­ciec wyda ją za chło­pa­ka. Wes­tchnę­ła cicho i ru­szy­ła przez biały całun, cią­gnąc za sobą wia­dro. Sto­do­ła ma­ja­czy­ła w śnież­nej za­wie­ru­sze. Gdy Agnes do­tar­ła do drzwi, jej po­licz­ki zmar­z­ły, a nos szczy­pał od mrozu. Nim we­szła do środ­ka przez wy­ją­cą za­wie­ru­chę, usły­sza­ła jęk. Spoj­rza­ła w stro­nę ogro­dze­nia, za któ­rym wiatr tar­gał lasem. Jęk do­cho­dził zza płotu. Odło­ży­ła wia­dro i ru­szy­ła, prze­cze­su­jąc wzro­kiem biały puch. Ni­czym nie­zmą­co­na biel okry­wa­ła wszyst­ko do­oko­ła. Dźwięk był coraz gło­śniej­szy. Roz­po­zna­ła psi sko­wyt. Przy­po­mnia­ła sobie, że suka są­sia­dów oszcze­ni­ła się. Zła­pa­ła za ogro­dze­nie i prze­szła na drugą stro­nę.

– Mały, gdzie je­steś! – za­wo­ła­ła.

Lecz pisk ucichł. W od­da­li szu­miał las. Wiel­kie płat­ki spły­wa­ją­ce z ciem­ne­go nieba le­pi­ły się do ubra­nia. Chcia­ła za­wró­cić, gdy doj­rza­ła w śnie­gu, osa­dzo­ne bli­sko sie­bie żółte śle­pia. Pa­trzy­ły wprost na nią. To nie był oczy szcze­nię­cia. Śnieg zsu­nął się z ma­syw­ne­go ciel­ska, po­kry­te­go bia­łym fu­trem. Dziew­czy­na krzyk­nę­ła. Krót­ko. Roz­pacz­li­wie.

 

*

– Sły­sza­łeś?

– Nie.

– To brzmia­ło jak krzyk. Gdzie jest Agnes?

– W sto­do­le. Za­cze­kaj pójdę do niej.

Bjorn wy­szedł na śnieg. Na po­dwó­rzu było cicho.

– Agnes! – za­wo­łał.

Las za­szu­miał nie­spo­koj­nie. Spoj­rzał w stro­nę drzew. W bez­kre­snej bieli doj­rzał czer­wień. Bjorn pu­ścił się przez po­dwór­ko.

– Agnes!

 

*

Lan­dorf od­sta­wił miskę z resz­tą gu­la­szu i za­czął na­bi­jać fajkę. Go­spo­darz cał­kiem za­po­mniał o piwie na­jem­ni­ka. W to­wa­rzy­stwie trzech chło­pów, przy­słu­chi­wał się opo­wie­ści drwa­la.

– Zna­lazł tylko rę­ka­wicz­kę z dło­nią córki.

– Które to już dziec­ko? – za­py­tał wą­sa­ty go­spo­darz.

– Czwar­te – po­wie­dział jeden z chło­pów.

Lan­dorf od­pa­lił fajkę od świe­cy. Wy­pu­ścił dym, spo­glą­da­jąc w ko­mi­nek. Uważ­nie przy­słu­chi­wał się roz­mo­wie.

– Co na to wło­darz? – za­py­tał go­spo­da­rza.

– Roz­pa­cza po stra­cie syna – po­wie­dział chłop w li­siej cza­pie. – Zgi­nął wo­ju­jąc z Fry­ga­mi.

– Mu­si­cie zgło­sić się do Gu­staw­so­na, od­po­wia­da w końcu za tę zie­mię – po­wie­dział drwal.

– On teraz ukła­da się z po­ko­na­nym wro­giem, nie w gło­wie mu pro­ble­my wsi – po­wie­dział go­spo­darz, a chło­pi mu przy­tak­nę­li.

– A pró­bo­wa­li­ście utłuc wilka? – do­py­ty­wał drwal.

– Po każ­dym ataku lu­dzie się zbie­ra­ją, ale be­stia ma białe futro i nie spo­sób ją wy­pa­trzeć, a śnieg za­sy­pu­je wszyst­kie ślady – po­wie­dział chłop w cza­pie.

– Wilk… – za­czął drwal.

– Be­stia – wark­nął chłop w cza­pie.

Drwal uśmiech­nął się drwią­co, ale na wie­śnia­ku nie zro­bi­ło to wra­że­nia i cią­gnął dalej:

– Be­stia pod­cho­dzi za­wsze w cza­sie śnie­ży­cy, wabi dzie­ci, wy­cią­ga z go­spo­darstw, czai się przy za­gro­dach, a nawet pod­cho­dzi do do­mostw i drapie w okien­ni­ce. Męż­czyzn unika. To be­stia, wilki się tak nie za­cho­wu­ją.

– Czy ten wasz wło­darz za­pła­ci za tę be­stię? – za­py­tał Lan­dorf z sil­nym ne­kar­skim ak­cen­tem.

Mer­so­wie spoj­rze­li na na­jem­ni­ka o czar­nej bro­dzie, ciem­nych oczach i w skó­rza­nym czep­cu na gło­wie, spo­koj­nie wy­pusz­cza­ją­ce­go dym.

– Z pew­no­ścią – po­wie­dział go­spo­darz.

 

*

Karl­son pa­trzył, jak synek bawi się z sio­strą na śnie­gu. Nie po­tra­fił pojąć zasad oso­bli­wej gry. Przy­pusz­czał, że po­le­ga na ła­pa­niu płat­ków śnie­gu ję­zy­kiem. Jed­no­cze­śnie z nie­po­ko­jem spo­glą­dał na biały kra­jo­braz od linii drzew, po za­mar­z­nię­te je­zio­ro. Dzie­ci za­czę­ły się gonić, co rusz prze­wra­ca­jąc w śnież­ne zaspy. Gdy syn od­biegł nieco dalej, wy­ma­chu­jąc pa­ty­kiem w kształ­cie mie­cza, Karl­son do­strzegł ruch nad je­zio­rem. Jed­no­li­ta dotąd biel po­ru­szy­ła się. Karl­son otwo­rzył drzwi i za­wo­łał:

– Inge, przy­nieś koł­czan i łuk!

– Dzie­ci…! – za­czę­ła żona.

– Słu­chaj, co mówię, ko­bie­to!

Inge pod­bie­gła z bro­nią. Mąż za­ło­żył koł­czan, nie spusz­cza­jąc wzro­ku z miej­sca, gdzie, jak mu się zda­wa­ło, stała be­stia.

– Wi­dzisz Inge? – Wska­zał drugą stro­nę je­zio­ra. – Wi­dzisz to drze­wo?

Żona z nie­po­ko­jem wo­dzi­ła spoj­rze­niem za dzieć­mi.

– Ko­bie­to, wi­dzisz!?

– Widzę zwa­lo­ne drze­wo!

– Spójrz obok, patrz do­kład­nie.

Inge jęk­nę­ła z prze­ra­że­nia, gdyż biel po­ru­szy­ła się.

– Pędź do są­sia­dów, niech się zbio­rą lu­dzie i idą w tamtą stro­nę.

 

*

Karl­son, roz­ka­zał dzie­ciom, by we­szły do domu. Wi­dząc, że chło­pi ru­szy­li w stro­nę je­zio­ra, na­ło­żył strza­łę na cię­ci­wę i szyb­kim kro­kiem po­szedł ku za­mar­z­nię­tej wo­dzie.

 

*

– Orsa? Wi­dzisz, co robią?

– Nie. Są za da­le­ko.

– Orsa? My­ślisz, że za­bi­ją be­stię?

– Nie wiem, ale chcia­ła­bym to zo­ba­czyć. Eeike?

– Tak.

– Idziesz ze mną?

Chło­piec uśmiech­nął się i wy­szli na plac.

Nie­mal cała wieś prze­mie­rza­ła je­zio­ro.

– Chyba mają trop – po­wie­dzia­ła Orsa.

– Zo­bacz, bie­gną do lasu! – krzyk­nął Eeike.

– Chodź. – Orsa zła­pa­ła brata za dłoń i pod­bie­gli do ogro­dze­nia.

Sze­ścio­let­nia dziew­czyn­ka dźwi­gnę­ła młod­sze­go bra­cisz­ka, by mógł sta­nąć na belce i przy­trzy­mać się płotu. Orsa sta­nę­ła obok niego.

– Za­trzy­ma­li się – po­wie­dzia­ła.

– Chyba roz­ma­wia­ją – za­uwa­żył Eeike.

– Be­stia mu­sia­ła uciec do lasu.

– My­ślisz, że za nią pójdą? – za­py­tał bra­ci­szek

– Pew­nie tak, chodź­my do domu – po­wie­dzia­ła Orsa.

Ze­szła z ogro­dze­nia i po­mo­gła bratu, pod­trzy­mu­ją­ce go, by nie upadł. Eeike spoj­rzał na sio­strę. Od­dy­cha­ła szyb­ko, wy­pusz­cza­jąc ob­ło­ki pary. Po­wie­ki Orsy roz­sze­rzy­ły się, pa­trzy­ła w stro­nę sto­do­ły. Eeike ob­ró­cił głowę. Biały wilk sie­dział na śnie­gu, nie­mal zle­wa­jąc się z po­dwór­kiem. Gdy pod­niósł zad i ru­szył w ich stro­nę, dziew­czy­na pu­ści­ła brata.

– Orsa! – krzyk­nął Eeike przez łzy za od­bie­ga­ją­cą sio­strą.

 

*

Lan­dorf ob­szedł do­kład­nie każdą wieś i osadę. Na­tra­fił na licz­ne wil­cze tropy, jed­nak żaden z nich nie wska­zy­wał, by to wła­śnie te zwie­rzę­ta pod­cho­dzi­ły do ludz­kich sie­dzib. Nie­da­le­ko za­mar­z­nię­te­go je­zio­ra zna­lazł ślady wa­ta­hy. Tro­pił ją więk­szość dnia, tylko po to, by prze­ko­nać się, że w sta­dzie nie było ani jed­ne­go wilka o bia­łym fu­trze. Zre­zy­gno­wa­ny wró­cił do go­spo­dy.

– Jak idzie po­lo­wa­nie? – za­py­tał w progu go­spo­darz.

– Mie­li­ście rację. Albo sypie i nic nie można zna­leźć lub wpa­dam na nie­wła­ści­we zwie­rzę­ta. – Lan­dorf strzep­nął fu­tro, zrzu­ca­jąc śnieg i pod­szedł do ko­min­ka.

– Lu­dzie już tego pró­bo­wa­li. Ca­ły­mi dnia­mi cho­dzi­li po la­sach, strze­la­jąc do każ­de­go na­po­tka­ne­go wilka. Wszyst­ko na nic. – Go­spo­darz pod­szedł i podał Ne­kar­czy­ko­wi miskę zupy.

– Można by wy­sta­wić przy­nę­tę – za­pro­po­no­wał Lan­dorf.

– A znasz kogoś, kto zgo­dzi się na­ra­żać wła­sne dziec­ko?

– Mie­li­ście rację, chyba nic tu po mnie – wark­nął Lan­dorf sia­da­jąc do stołu.

– Nie­ko­niecz­nie, jest pewna osoba, u któ­rej z pew­no­ścią mo­żesz się cze­goś do­wie­dzieć.

– Gadaj wprost.

– Blek­k­sprut.

Lan­dorf odstawił drew­nia­ną miskę i spoj­rzał na go­spo­da­rza.

– My­śla­łem, że Mer­so­wie je wy­tę­pi­li?

– Nie wszyst­kie – po­wie­dział go­spo­darz – w tych stro­nach da­rzo­no je sza­cun­kiem, ale i bano się ich. A tylko nie­licz­ni ko­rzy­sta­li z ich usług. Gdy za­czę­ła się na­gon­ka na wiedź­my, my o na­szych po­sta­no­wi­li­śmy za­po­mnieć, ale po­dob­no nadal tu są.

– Czemu się ich lę­ka­no?

– Blek­k­sprut widzi prze­szłość i przy­szłość, można za­py­tać ją o co­kol­wiek, jed­nak za­wsze na ko­niec zdra­dza od­wie­dza­ją­cym, jak i gdzie skoń­czą. Taka jest cena jej prze­po­wied­ni.

– My­ślisz, że mi po­mo­że?

– Z pew­no­ścią, jeśli niestrasz­ne ci twoje prze­zna­cze­nie.

– Strasz­ne? Pa­pie­ro­we domy i bu­dy­nio­we lasy? Nie, go­spo­da­rzu, je­stem na­jem­ni­kiem i do­brze wiem, jaki czeka mnie los.

 

*

Orsa za­trza­snę­ła drzwi sto­do­ły. Wtedy usły­sza­ła płacz Eeike, a po chwi­li prze­raź­li­wy pisk. Od­głos bu­ci­ków na śnie­gu. W na­stęp­nej chwi­li urwa­ny wrzask. Chrup­nię­cie. Mla­ska­nie, a po­przez te od­gło­sy – płacz, cichy, roz­pacz­li­wy, urwa­ny. Usia­dła na kle­pi­sku, za­sła­nia­jąc dłoń­mi oczy i wrza­snę­ła z ca­łych siły, by za­głu­szyć od­gło­sy z placu. Gdy bra­kło jej tchu, z dworu do­bie­gał je­dy­nie świst wia­tru. Na czwo­ra­ka po­de­szła do ścia­ny i spoj­rza­ła przez szpa­rę w de­skach. Zo­ba­czy­ła bucik w ka­łu­ży krwi. Za­gry­zła wargi i po­dą­ży­ła za krwa­wym śla­dem w śnie­gu, cią­gną­cy się wzdłuż sto­do­ły. Po­de­szła do ko­lej­nej szpa­ry, spoj­rza­ła. Eeike leżał przed domem. Usły­sza­ła huk, gdy coś na­par­ło na drzwi sto­do­ły. Ode­rwa­ła się od ścia­ny. Deski za­trzesz­cza­ły pod na­po­rem ma­syw­ne­go ciel­ska, usły­sza­ła dra­pa­nie pa­zu­rów o drew­no. Stary pod­nisz­czo­ny sko­bel za­trzesz­czał. Łapy wilka zje­cha­ły po drzwiach.

Wszyst­ko uci­chło. Po lewej biały kształt mi­gnął mię­dzy de­ska­mi. Usły­sza­ła, jak śnieg trzesz­czy pod ła­pa­mi be­stii. A gdzieś z tyłu sto­do­ły wę­sze­nie tuż przy ziemi. Ob­ró­ci­ła się i zo­ba­czy­ła pysk mię­dzy kle­pi­skiem a de­ska­mi. Be­stia znów ru­szy­ła, teraz z po­wro­tem w stro­nę drzwi. Łapy znów na­pie­ra­ły na wej­ście. Cała fra­mu­ga za­trzę­sła się. Zo­ba­czy­ła, jak sko­bel upada na kle­pi­sko. Drzwi skrzyp­nę­ły, gdy wiel­ki biały łeb wsu­nął się do środ­ka.

 

*

Lan­dorf stał z chło­pem w cza­pie z li­sie­go futra. Nie pod­cho­dzi­li do wsi. La­ment Karl­so­na nad stra­co­ny­mi dzieć­mi był aż nadto sły­szal­ny tam gdzie stali, a ślady krwi na tyle wi­docz­ne, by wie­dzie­li, co się wy­da­rzy­ło.

– To się musi skoń­czyć.

– Więc za­pro­wadź mnie do Blek­k­sprut – po­wie­dział Lan­dorf.

– Wska­żę ci je­zio­ro, to wszyst­ko. Dalej bę­dziesz mu­siał sobie ra­dzić sam.

– Do­brze. – Uwagę Lan­dor­fa przy­kuł mło­dzie­niec w bo­bro­wym fu­trze, o spię­tych ja­snych wło­sach, trzy­ma­ją­cy się, tak samo jak na­jem­ni­ka, w pew­nej od­le­gło­ści od wsi. – A ten, co to za jeden?

– Pa­choł syna wło­da­rza. Kjell

– Może wło­darz w końcu się za­in­te­re­so­wał sy­tu­acją?

– Nic mi o tym nie wia­do­mo. – Chłop po­gła­dził rudy wąs. – Ale na miej­scu Kjel­la trzy­mał­bym się jak naj­da­lej od cha­łup. Do­pó­ki be­stia gra­su­je, lu­dzie będą mieć za złe wło­da­rzo­wi śmierć ich dzia­tek.

Lan­dorf przy­glą­dał się pa­cho­ło­wi, którego twa­rzy wyrażała nie­zwy­kłe­ prze­ję­cie, jakby to jego wła­sne dzie­ci mieli we wsi cho­wać.

 

*

Chłop zo­sta­wił Lan­dor­fa na brze­gu je­zio­ra, po tym jak upew­nił się, że na­jem­nik bę­dzie wie­dział jak wró­cić. Trzci­ny, po­kry­te war­stwą lodu, gęsto po­ra­sta­ły oko­li­ce. Lan­dorf przy po­mo­cy to­po­ra przedarł się przez za­ro­śla i wy­szedł na ob­sy­pa­ną śnie­giem taflę. Zo­ba­czył drew­nia­ną chatę, zbu­do­wa­ną z gru­bych beli, krytą strze­chą. Ru­szył ku niej. Szyb­ko też za­uwa­żył, że śnieg jest po­zna­czo­ny licz­ny­mi śla­da­mi płóz. Schro­nie­nie Blek­k­sprut oka­za­ło się so­lid­nie wy­ko­na­ne, a wnę­trze utrzy­ma­ne w wy­jąt­ko­wej czy­sto­ści. Spo­dzie­wał się ra­czej za­stać sza­łas na­wie­dzo­nej masz­ka­ry, a tym­cza­sem chata wyglądała le­piej niż go­spo­da, w któ­rej sy­piał. Uwagę na­jem­ni­ka zwró­ci­ła drew­nia­na po­kry­wa w cen­tral­nej czę­ści domu. Uniósł ją, od­kry­wa­jąc spo­rych roz­mia­rów prze­rę­bel, znacz­nie więk­szy niż te po­trzeb­ne do ło­wie­nia ryb. Usły­szał na ze­wnątrz trzesz­czą­cy śnieg. Wy­szedł z chaty. Od stro­ny ota­cza­ją­ce­go je­zio­ro lasu zbli­ża­ły się sanie, po­py­cha­ne przez wy­so­kie­go mło­dzień­ca. Na sa­niach sie­dzia­ła ko­bie­ta o wieku trud­nym do od­gad­nię­cia. Lan­dorf za­pa­lił fajkę i cze­kał. Sanie za­trzy­ma­ły się przed na­jem­ni­kiem. Ko­bie­ta była nie­zwy­kle blada, wpa­try­wa­ła się w przy­by­sza ja­sno­nie­bie­ski­mi ocza­mi spod nie­na­tu­ral­nie du­że­go czoła, o dziw­nym zde­for­mo­wa­ny kształ­cie. Futra, któ­ry­mi była okry­ta, fa­lo­wa­ły, jakby nie­spo­koj­nie prze­bie­ra­ła no­ga­mi. Mło­dzie­niec o sko­śnych oczach wy­glą­dał na cał­ko­wi­cie skre­ty­nia­łe­go, męt­nym wzro­kiem wpa­try­wał się gdzieś w dal.

– Na­zy­wam się Lan­dorf.

– Witaj na­jem­ni­ku – od­po­wie­dzia­ła Blek­k­spru­ty. – Po co mnie od­wie­dzasz?

– We wsi giną dzie­ci, po­że­ra­ne przez roz­sza­la­łe zwie­rzę. Nie spo­sób wy­tro­pić be­stii. Przy­sze­dłem po pomoc.

– Znasz cenę?

Lan­dorf ścią­gnął torbę na rze­mie­niu i rzu­cił pod sanie.

– To część ceny.

– Tak wiem, lecz mną się nie przej­muj, je­stem świa­dom two­ich pro­roctw.

– Do­brze, zatem nie trać­my czasu.

Blek­k­sprut po­gła­dzi­ła dłoń idio­ty, a ten pod­szedł i ścią­gnął futra. Pod nimi długa suk­nia fa­lo­wa­ła od od­nó­ży przy­po­mi­na­ją­cy macki. Lan­dorf nic nie po­wie­dział, lecz dłoń po­ło­żył na to­por­ku, gdy wpa­try­wał się w wi­ją­ce od­nó­ża. A każda macka okry­ta weł­nia­ną pończochą, zda­wa­ła się po­ru­szać nie­za­leż­nie od sie­bie. Chło­pak pod­niósł Blek­k­sprut, a ona ob­ję­ła go ra­mio­na­mi. Oczy wiedź­my zmęt­nia­ły, głowę od­chy­li­ła, a od­nó­ża za­fa­lo­wa­ły w jed­nym ryt­mie.

– To nie zwie­rzę stoi za mor­dem dzie­ci z Grun­dlas, a ludz­ka pod­łość i okru­cień­stwo. – Ciało Blek­k­sprut za­trzę­sło się, a chło­pak zła­pał ją moc­niej, by nie spa­dła targana konwulsjami. – Zwie­rzę żyło wśród ludzi, choć nie­na­wi­dzi czło­wie­czej ręki. Wkrót­ce też rzuci się na więk­szą zdo­bycz, wtedy szu­kaj krwi na śnie­gu, do­pro­wa­dzi cię do leża be­stii.

Od­nó­ża Blek­k­sprut zwi­sa­ły bez­wład­nie, a ko­bie­ta po­ma­łu unio­sła głowę.

– Wtedy też znaj­dziesz wilka i czło­wie­ka.

– Skąd pew­ność, że wilk nie za­szy­je się w lesie, by zdech­nąć?

– Wszy­scy po­trze­bu­je­my bli­sko­ści – po­wie­dzia­ła Blek­k­sprut i po­ło­ży­ła głowę na ra­mie­niu chło­pa­ka, gła­dząc go dło­nią po po­licz­ku. – Wszy­scy po­trze­bu­je­my czuć się bez­piecz­nie. Ranny wilk umknie w miej­sce, które do­brze zna, tam gdzie ktoś się nim za­opie­ku­je.

Lan­dorf skło­nił się krót­ko.

– To nie wszyst­ko, na­jem­ni­ku. Gdy lat minie na­ście, a ty za­po­mnisz już o wo­jacz­ce, roz­mo­wa z obcym o faj­cze­niu za­koń­czy twoją drogę na tym świe­cie.

Lan­dorf uśmiech­nął się, trzy­ma­jąc fajkę w zę­bach. Blek­k­sprut spoj­rza­ła mu w oczy, od­ga­du­jąc myśli na­jem­ni­ka.

– Pa­pie­ro­we domy i bu­dy­nio­we lasy – wy­po­wie­dzia­ła na głos myśli Lan­dor­fa.

Na­jem­nik spo­waż­niał i czym prę­dzej ru­szył ku brze­go­wi, nie oglą­da­jąc się za sie­bie.

 

*

Haidi dzię­ko­wa­ła Jot­tu­no­wi, że długo nie mogła zajść w ciążę. Wie­dzia­ła, że nie znio­sła­by stra­ty dziec­ka. A już sama roz­pacz na twa­rzach ko­biet z Grun­dlas była dla niej wy­star­cza­ją­co bo­le­sna. Mąż po­cząt­ko­wo miał o to żal do Haidi, ale i on zmie­nił zda­nie po ostat­nich wy­da­rze­niach we wsi. A teraz, gdy oznaj­mi­ła mu, że Jot­tun po­bło­go­sła­wi ich dziec­kiem, Dorf oto­czył ją tro­ską, o jaką nigdy by go nie po­dej­rze­wa­ła. Była w czwar­tym mie­sią­cu, a choć Dorf robił wszyst­ko, by Haidi się nie prze­mę­cza­ła, to i tak część pracy w go­spo­dar­stwie spa­da­ła na nią. Tego ranka po­szli nad je­zio­ro. Dorf wy­rą­bał dwa prze­rę­ble, by mogli zła­pać nieco ryb. Haidi za­nu­rzy­ła ob­cią­żo­ną linę z ha­czy­ka­mi. Ujęła w dło­nie gruby kij i ob­ser­wo­wa­ła je­zio­ro. Dorf nieco dalej, z sie­kie­rą na ko­la­nach, nie spusz­czał Haidi z oka. Choć be­stia ata­ko­wa­ła tylko dzie­ci, ko­bie­ta czuła się pew­niej, wie­dząc, że mąż nad nią czuwa. Śnieg de­li­kat­nie pró­szył. Ko­bie­ta, ob­ser­wu­jąc linię drzew, my­śla­ła o imie­niu dla dziec­ka. Brała pod uwagę je­dy­nie mę­skie, gdyż czuła w głębi serca, że Jot­tun da im syna. Linka szarp­nę­ła, Haidi sko­czy­ła ku prze­rę­bli. Zła­pa­ła za sznu­rek i po­cią­gnę­ła. To mu­sia­ło być coś du­że­go, bo wy­cią­ga­nie szło jej z naj­więk­szym tru­dem, a ryba wal­czy­ła za­wzię­cie.

– Dorf! Dorf! Mam!

Dorf nie od­po­wie­dział. Spoj­rza­ła z ukosa. Wiel­ki biały wilk szar­pał gar­dło jej męża. Za­mar­ła, pusz­cza­jąc linkę. Wciąż na czwo­ra­ka się­gnę­ła po kij. Łzy od mrozu pa­li­ły po­licz­ki, lecz z ca­łych sił po­wstrzy­ma­ła szloch. Wilk sta­nął z za­krwa­wio­nym py­skiem nad cia­łem. Czer­wo­ne kro­ple spły­wa­ły po fu­trze, ka­piąc na śnieg. Wsta­ła, a zwie­rzę rzu­ci­ło się ku niej. Haidi nie ucie­ka­ła, wie­dzia­ła, że musi bro­nić dziec­ka. Sta­nę­ła na sze­ro­ko roz­sta­wio­nych no­gach i wy­cią­gnę­ła przed sie­bie kij. Be­stia za­trzy­ma­ła się tuż przy niej. Za­czę­ła krą­żyć. Ręce ko­bie­ty dy­go­ta­ły, a gar­dło ści­skał strach. Mimo grozy pró­bo­wa­ła krzyk­nąć, lecz głos le­d­wie wy­do­by­wał się z jej ust. Wilk skró­cił dy­stans, wtedy wrza­snę­ła, a krzyk roz­brzmiał w oko­li­cy. Zwie­rzę cof­nę­ło się, nie­pew­ne co robić. Wtedy od stro­ny chaty Karl­so­na usły­sza­ła krzy­ki męż­czyzn. Od­wró­ci­ła głowę by upew­nić się, że pomoc nad­cho­dzi. Wilk sko­czył. Kły wbił w pierś. Haidi po­czu­ła szarp­nię­cie i padła w śnieg. Prze­raź­li­wy ból prze­szył jej ciało, gdy be­stia szar­pa­ła je kłami. Haidi za­mach­nę­ła się kijem w wil­czy pysk. Zwie­rzę od­sko­czy­ło. Nim Haidi zdą­ży­ła się pod­nieść, be­stia za­ata­ko­wa­ła brzuch. Ko­bie­ta wrza­snę­ła prze­raź­li­wie i wsa­dzi­ła dłoń w roz­war­te szczę­ki wilka. Zwie­rzę wbiło zęby. Szar­piąc ramię, za­czę­ło cią­gnąć ko­bie­tę po śnie­gu. Haidi nie miała sił krzy­czeć, ból wy­ry­wa­ne­go barku ze stawu cał­ko­wi­cie ją obezwładnił. I nagle wszyst­ko się uspo­ko­iło. Pod­nio­sła głowę i spoj­rza­ła wzdłuż ręki za ucie­ka­ją­cy wil­kiem ze strza­łą w boku. Rana po od­gry­zio­nej dłoni krwa­wi­ła, szyb­ko bar­wiąc śnieg. Ktoś ob­ró­cił ją na plecy. Męż­czyź­ni krzy­cze­li, część po­bie­gła za umy­ka­ją­cym wil­kiem. Haidi pu­ści­ła kij i zdro­wą ręką zła­pa­ła za brzuch. Nie li­czy­ło się nic, prócz tego, że oca­li­ła dziec­ko.

 

*

Kjell sie­dział w go­spo­dzie. A ze­bra­ni tam chło­pi z Grun­dlas uważ­nie słu­cha­li, co też pi­ja­ny pa­choł wy­ga­du­je do go­spo­da­rza. Miny ich były su­ro­we, a pię­ści za­ci­skał się, im dłu­żej Kjell mówił.

– Syn wło­da­rza ru­szał wraz ludź­mi Gu­staw­so­na na Fygów. Chciał za­brać ze sobą zwie­rzę. Cóż było zro­bić, kiedy bydle ni­ko­go nie chcia­ło słu­chać, może poza Perem. Pan tak je mę­czył, że zdzi­cza­ło zu­peł­nie. Szcze­rzy­ło kły. Gów­niarz uwi­dział sobie, że za­bie­rze wilka na wojnę, wy­obra­żasz sobie?

– Kjell, wy­star­czy już, wra­caj do wło­da­rza, nie wiesz, co mó­wisz – po­wie­dział z po­waż­ną miną go­spo­darz.

– Nim pa­nicz wy­je­chał, kazał mi za­strze­lić wilka. Nic już wię­cej nie dało się zro­bić. Za­bra­łem kuszę i sta­ną­łem przed klat­ką. I spu­dło­wa­łem. Czemu wtedy nie po­sze­dłem po ko­lej­ny bełt, nie wiem. Zła­pa­łem za ło­pa­tę. Otwar­łem klat­kę, a bydle wpa­dło na mnie. Nim zdą­ży­łem co­kol­wiek zro­bić, wilk uciekł do lasu.

– Do­brze Kjell, wy­star­czy już tej hi­sto­rii, zbie­raj się.

– Co mo­głem zro­bić, gonić po lesie? My­śla­łem, że zdech­nie gdzieś z głodu. Skąd mo­głem wie­dzieć, że bę­dzie po­lo­wać…

– Dosyć! – wrza­snął go­spo­darz i ude­rzył pię­ścią w blat.

Kjell pod­niósł się i za­to­czył. Wie­śnia­cy pa­trzy­li na niego nie­na­wist­nie. 

– Może masz rację, może trze­ba mi wra­cać.

Kjell za­rzu­cił futro i chwiej­nym kro­kiem ru­szył do wyj­ścia. Chwi­lę po tym, jak opu­ścił go­spo­dę, po­ja­wił się drwal. Mówił o ataku be­stii na Haidi i Dorfa. O tym, że be­stia wy­rwa­ła dziec­ko z brzu­cha ko­bie­ty. Chło­pi ze­bra­li się, część ru­szy­ła do wsi, a kilku za Kjel­lem.

 

*

Lan­dorf nie zwa­żał na wrza­wę we wsi. Cała uwagę po­świę­cał na tro­pie­nie. Już wcze­śniej za­uwa­żył, że wśród śla­dów po­zo­sta­wio­nych przez wilki, jedne za­wsze od­bie­ga­ły od tych, które zo­sta­wia­ła wa­ta­ha. Po­sta­no­wił je od­na­leźć. Z kuszą w rę­kach przy­sta­wał mię­dzy drze­wa­mi i badał do­kład­nie każdy trop. Śnie­ży­ca się wzma­ga­ła i wie­dział, że nie ma za dużo czasu, nim puch za­trze wszyst­kie ślady. Zna­lazł trop sa­mot­ne­go wilka, a tuż obok niego po­zo­sta­wio­ne w śnie­gu kro­ple krwi.

 

*

Kjell, pchnię­ty, padł w śnieg. Zaraz któ­ryś z wie­śnia­ków zła­pał go i po­sta­wił na równe nogi. Pa­choł ob­dar­ty z odzie­nia, przez miesz­kań­ców Grun­dlas, le­d­wie prze­bie­rał bo­sy­mi sto­pa­mi w śnie­gu. Ciało miał po­si­nia­czo­ne, le­d­wie wi­dział przez za­le­wa­ją­cą mu oczy krew.

 

*

Lan­dorf wszedł na nie­wiel­kie wznie­sie­nie, tam wśród drzew od­na­lazł chatę. Z ko­mi­na uno­sił się dym. Minął ją i ze szczy­tu spoj­rzał na go­spo­dar­stwo wło­da­rza. W dole kłę­bi­li się wie­śnia­cy z po­chod­nia­mi w dło­niach. Na­jem­nik roz­po­znał też na­gie­go pa­choł­ka, pcha­ne­go przed tłu­mem. Lan­dorf ru­szył do chaty. Otwo­rzył drzwi i zaj­rzał do środ­ka.

Wilk pod­niósł łeb, szcze­rząc kły, męż­czy­zna po­gła­skał zwie­rzę.

– Spo­kój – po­wie­dział ła­god­nie, lecz sta­now­czo.

Był star­szy od Lan­dor­fa, już o siwej bro­dzie i dłu­gich, bia­łych wło­sach. Twarz miał su­ro­wą i ogo­rza­łą od zim­ne­go wia­tru. W cha­cie było pełno futer, a na ścia­nach wi­sia­ły po­ro­ża. Na­jem­ni­ka jed­nak naj­bar­dziej za­in­te­re­so­wa­ła długa pika na dziki tuż przy męż­czyź­nie.

– Wej­dziesz? Cie­pło ucie­ka – po­wie­dział męż­czy­zna.

– Ra­czej nie, nie za­ba­wię też długo.

Męż­czy­zna spoj­rzał na pikę, na­stęp­nie na na­jem­ni­ka i po­wie­dział:

– Gdy zna­la­złem szcze­nię, trze­ba było je zabić na miej­scu, ale po­my­śla­łem sobie, że jako le­śni­czy wło­da­rza, spra­wię pre­zent jego sy­no­wi. Tak też uczy­ni­łem. A kto mógł prze­wi­dzieć, jak tam na dole będą je trak­to­wać. Gdy­bym wie­dział, zaraz bym je zabił.

– Teraz to już nie ma zna­cze­nia – po­wie­dział Lan­dorf, uno­sząc kuszę.

– Naj­gor­sze były dzie­ci, dźga­ły wilka pa­ty­ka­mi, sy­pa­ły mu ziemi do je­dze­nia. Gdy Kjell po­wie­dział mi, że wilk uciekł, wy­tro­pi­łem go i chcia­łem zabić. Ale nie mo­głem, przez sześć lat pie­kła, które zgo­to­wa­łem temu zwie­rzę­ciu, zwy­czaj­nie nie mo­głem.

– Ty jeden o niego dba­łeś? – za­py­tał na­jem­nik.

– Tak, i może dla­te­go zwie­rzę do mnie wra­ca­ło. A może do domu wło­da­rza. Tego nie wiem. Ale wiem jedno, to nie­spra­wie­dli­we by zwie­rzę miało od­po­wia­dać za zbrod­nie ludzi.

Męż­czy­zna sko­czył ku pice. Lan­dorf wy­strze­lił. Bełt minął le­śni­cze­go o włos i tra­fił wilka w gar­dło.

Per ryk­nął jak niedź­wiedź i ru­szył na Lan­dor­fa. Na­jem­nik spraw­nie od­sko­czył i scho­wał się na ze­wnątrz. Le­śni­czy wy­padł na śnieg i od­wró­cił się. Lan­dorf od­rzu­cił kuszę i wy­cią­gnął topór o dłu­gim sty­li­sku. Le­śni­czy ru­szył łu­kiem, na­jem­nik po­szedł za Perem. Le­śni­czy zro­bił wypad i pchnął włócz­nią. Na­jem­nik zwin­nie od­sko­czył. Per nagle sko­czył w stro­nę na­jem­ni­ka, wy­pro­wa­dził ko­lej­ne pchnię­cia. Lan­dorf spraw­nie od­bi­jał grot włócz­ni, cze­ka­jąc aż star­szy męż­czy­zna opad­nie z sił, a gdy le­śni­czy opu­ścił broń, na­jem­nik skró­cił dy­stans i wbił ostrze to­po­ra po­mię­dzy szyję a oboj­czyk Pera. Le­śni­czy za­krztu­sił się krwią. Lan­dorf wy­szarp­nął ostrze i pod­szedł zo­ba­czyć co się dzie­je z go­spo­dar­stwem wło­da­rza. Po­zwa­la­jąc le­śni­cze­mu sko­nać w sa­mot­no­ści. Ze szczy­tu wzgó­rza Lan­dorf ob­ser­wo­wał, jak pło­nie sto­do­ła i dom, na po­dwó­rzu za­uwa­żył kilka ciał, w tym i na­gie­go pa­cho­ła.

– Domy z pa­pie­ru i bu­dy­nio­we lasy – wy­szep­tał, przy­po­mi­na­jąc sobie wy­rocz­nię. – Po­sta­ram się o nich pa­mię­tać, Blek­k­sprut, za lat na­ście.

Koniec

Komentarze

 

 

Mapka dal lepszego rozeznania, będzie się pojawiać pod każdym tekstem z cyklu. Ale nie rozliczajcie mnie z niej za bardzo to na razie szkic ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Cześć! Naprawdę ciekawe opowiadanie Ci wyszło. Bardzo klimatyczne i wciągające, przeczytałem praktycznie jednym tchem. W trakcie lektury miałem lekkie skojarzenia z Wiedźminem i Meekhańskim Pograniczem, a dla mnie to duży plus. Zdecydowanie czekam na dalsze historie z wykreowanego przez Ciebie świata.

 

Mapka sympatyczna, trochę walaszkowana. Widać, że dałeś z siebie całe 30% :)

 

Minimalny zgrzyt miałem z samym zakończeniem. Bełt trafił wilka w gardło, więc szans na przeżycie nie miał. Nie mniej zdziwiło mnie, że Landorf po walce z leśniczym nie podszedł jeszcze do zwierzaka żeby się upewnić, że na pewno zdechł. Ostatecznie bestia, wokół której kręci się historia, zostaje zabita jednym strzałem i tyle o niej :)

 

Znalazłem też dwie literówki :)

pokonany wrogiem

pokonanym 

 

Wilki podniósł łeb

Wilk

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Hej 

cezary_cezary

 

Dzięki za przeczytanie i komentarz. Super, że opowiadanie się podobało :). Jeśli chodzi o Meekhańskim Pograniczem to coś mi świta, ale w sadze chyba nie było o tym zbyt dużo ;), a w grę nie grałem :). Mapa mam nadzieję jeszcze ulegnie zmianie ;). Dzięki za wyłapanie literówek – poprawione :). 

 

Pozdrawiam :)  

 

P.S. Jeśli chodzi o nawiązania to cała historia jest inspirowana pewnymi prawdziwymi wydarzeniami i cieszę się, że to nie rzuca się w oczy ( betujący też nie wyłapali tego :)) tym bardziej fajnie, że udało mi się całą historię tak zmodyfikować, że nawiązania są niewidoczne :). A może ktoś jeszcze to wyłapie? Kto wie :)? 

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

a w grę nie grałem :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

frown

I piętrzących się szczapach śniegu na drzewach. 

 utknąłem w gospodzie we wsie Grundlas

Stodoła majaczyła we śnieżnej zawierusze

krzyknął Eekie

Haidy nie miała sił

Wilk skoczył. Kły wbiły w pierś

to i tak cześć pracy

A każda macka okryta wełnianymi rajtuzami, zdawała się poruszać niezależnie od siebie.

To mnie pokonało…

wink

 

 

 

 

 

dum spiro spero

Hej 

Fascynator

Dzięki za komentarz i łapankę :) “szczapach” no tu to zaszalałem :D. 

 

A każda macka okryta wełnianymi rajtuzami, zdawała się poruszać niezależnie od siebie.

To mnie pokonało…”

 

A szkoda bo już nie dużo zostało ;) 

 

Dzięki i pozdrawiam :) 

 

 

 

cezary_cezary

 

 

A tak Sapciu coś tam palnął o graczach :D A to ja nie grałem bo mam słabego kompa i za dużo dzieci ;) A chętnie bym zagrał bo słyszałem, że gierka jest spoko :) 

 

Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Witaj Bardzie,

Fajne opowiadanie. Lubię takie klimaty, więc od razu się wciągnąłem i zainteresowaniem doczytałem do końca. Ponarzekałbym, że za krótko, ale skoro będą kolejne epizody, to spokojnie poczekam :)

 

“cała historia jest inspirowana pewnymi prawdziwymi wydarzeniami” – Wydaje mi się, że chodzi o Bestię z Gévaudan.

Hej czeke – dzięki za przeczytanie i komentarz, fajnie, że historia ci się podobała :). To nie ta historia, ta działa się w Szwecji ;), ale Bestię z Gévaudan też znam. Mam nadzieję, że inne opowiadania z cyklu też będą ci się podobać, choć nie gwarantuje, że będą w podobnym klimacie :) Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Cóż, że ze Szwecji :)

Jak do tej pory, wszystkie twoje opowiadania, które czytałem, podobały mi się, więc myślę, że bez problemu zniosę “zmiany klimatyczne” :)

 

:) kurcze miło coś takiego przeczytać, postaram się by tak zostało :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Taka historia fantasy. Niezupełnie klasyczna (bardziej czerpie z Sapka niż z Tolkiena), osadzona w mroźnym klimacie. Faktycznie, czuć powiew skandynawski.

Z fantastyką nie szarżujesz – właściwie wszystko oprócz wieszczki mogło się zdarzyć. Interesująca cena za usługę. Taka dojrzała, nie z bajek dla dzieci.

Czytało się przyjemnie, chociaż zostały Ci jakieś drobne usterki – zdaje się, że literówki, czasem powtórzenia.

Babska logika rządzi!

Hej 

Finkla

 

Dzięki za przeczytanie i komentarz, no i za klika :D 

 

Faktycznie to co sobie wymyśliłem to raczej mieszanka epok, gdzie rasowo jest raczej jednolicie – bo są głównie ludzie, ale nie zawsze tacy ludzcy jak by mogło się wydawać ;). Ale nie będę nic zdradzał w kolejnych częściach postaram się stopniowo odkrywać świat i jego mieszkańców :). Fantastyki jednak może być mało, bo będzie to raczej dodatek do historii i świata ;). Błędy postaram się wytropić i usunąć :). 

Fajnie, że opowiadanie się podobało :) Pozdrawiam :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Cześć!

 

Budząca emocje, dosyć klasyczna opowieść w stylu heroic fantasy w realiach mroźnej północy. Może z racji potwora, z którym zmaga się bohater, co i raz przypominało mi się Braterstwo wilków (choć twoja opowieść porusza nieco inny temat). Dosyć dużo miejsca poświęciłeś na budzące emocje sceny, kiedy bestia poluje i zabija. Znacznie mniej już na pokazanie bohatera, o którym wiemy niewiele. Jako pierwsze z cyklu przechodzi, jako samodzielne opko imho nie do końca. Ogólnie pierwsze 2/3 historii zdecydowanie lepsze, końcówka fabularnie i warsztatowo trochę słabsza.

Rozmowa z leśniczym wypadła nieco sztucznie i patetycznie. Z jednej strony człowiek zdolny do miłości i refleksji, z drugiej gotowy wybaczać pupilowi, że ten co i raz dzieci morduje, bo go jak był szczeniakiem dzieci dręczyły. Jakoś tego nie kupuję, nie w kraju, gdzie ludzie co dzień zmagają się z przyrodą.

Z rzeczy edycyjnych, w końcówce zauważyłem co nieco (jakby pierwsze 2/3 przeszły przez łapankę i betę a końcówka już nie):

Uwagę Landorfa przykuł młodzieniec w bobrowym futrze, o spiętych jasnych włosach, trzymający się, tak samo jak najemnika, w pewnej odległości od wsi.

Coś jest nie tak z tym zdaniem.

wpatrywała się w przybysza jasnoniebieskimi oczami spod nienaturalnie dużego czole, o dziwnym zdeformowany kształcie.

Z tym również.

Haidi nie miała sił krzyczeć, ból wyrywanego barku że stawu całkowicie ją ogłuszył.

Szyk. Ból nie ogłusza.

Cała uwagę poświęcał na tropienie. → Całą uwagę poświęcał na tropienie.

Najemnik sprawnie odskoczył i schował na zewnątrz. → Najemnik sprawnie odskoczył i uciekł na zewnątrz.

Może tak lepiej.

Pozwalając leśniczemu skonać w samotności. → Pozwolił leśniczemu skonać w samotności.

 

2P dla Ciebie: Pozdrawiam i Polecam do biblioteki (za klimat i emocje w pierwszej części, i za niezły motyw z wieszczką, który dobrze przygotowuje na nadchodzące wydarzenia)!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Hej 

krar85

 

Dzięki za przeczytanie, komentarz i klika :)

 

Wszystkie uwagi zbieram i wykorzystam przeciwko Tobie … Ehhh znaczy się by poprawić warsztat ;). Fajnie, że opowiadanie się podobało i postaram się by kolejne już były dopracowane w 100% :) 

 

Pozdrawiam :)

 

P.S. Popracuje nad wymienionymi zdaniami :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Cześć, Bardzie!

 

To ja, Twój piątkowy dyżurny!

Landorf zapalił fajkę

Jak? Albo czym?

Stanęła na szeroko rozstawionych nogach i wyciągnęła przed siebie kij.

Kij. Ta bestia wystraszyła się kija? Lata temu na podwórku śmiertelną bronią był kij z kupą, ale tu nic o fekaliach nie wspominasz.

Widzę, że przedstawiłeś dźganie patykami, jako traumę zwierzęcia, ale wciąż… To brzmi po prostu niewiarygodnie w kontekście wściekłej bestii.

Tekst ma lepsze i gorsze strony. Z tych gorszych wskazałbym przede wszystkim uproszczenia w kontekście szerokiego świata. Miałem przy tym trudności w odnalezieniu się w krainie. Raz jesteśmy w jednym miejscu, innym razem w drugim. I to wszystko zlewa się w jedno.

Najemnik, który decyduje się zapłacić cenę wyroczni też mnie zastanawia. To niezbyt naturalne dla najemnika. Powinien się kierować przede wszystkim pieniędzmi, ewentualnie jakimś kodeksem honorowym, a ten nagle zgadza się zapłacić dość sporą osobistą cenę, żeby tylko dostać pracę. Dlaczego po prostu nie wrócił tam, skąd przybył?

Na plus to, że całość ma może i nie najnowszą, ale uniwersalną prawdę. Miałeś konkretny plan na opko i krok po korku go zrealizowałeś. Sceny kolejno się łączą i mają sens. Rozumiem, że pierwsza część jest tą pozostałością po koncepcie na obłędnię – nie jestem przekonany, czy jest potrzebna.

W ogóle trochę się bałem, że to tekst na obłędnię, bo raczej nie jestem pozytywnie nastawiony do tekstów, które mają takie założenia. Tutaj tego nie czuć i trochę mi ulżyło, że nie błądziłeś gdzieś w sennych marzeniach.

 

Pozdrawiam!

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Krokus – dziękuję za przeczytanie, komentarz i klika :). Pomysł był już od dawna, a Obłędnia była impulsem do napisania opowiadania, więc może faktycznie wątki z obrazem są trochę na wyrost :). Generalnie dziękuję za wszystkie uwagi, choć nie mam pomysłu jak się do nich odnieść :). Ale postaram się z nich wynieść coś dla przyszłych tekstów i miło mi znowu widzieć Twój komentarz pod kolejnym opowiadaniem :) Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardziejaskrze, bywały już opowiadania o podobnej tematyce i zdarzało mi się czytać o najemnikach zwalczających bestie pożerające mieszkańców wiosek, ale nie przypominam sobie historii dziejącej się na bardzo dalekiej północy w czasie mroźnej i śnieżnej zimy.

Mimo że wiało chłodem z tej opowieści, czytało się ja całkiem nieźle, a mogło być jeszcze lepiej, gdyby tylko wykonanie było lepsze.

 

gdy doj­rza­ła w śnie­gu, bli­sko sie­bie, osa­dzo­ne żółte śle­pia. → Nie bardzo wiem, jak ślepia mogą być osadzone blisko kogoś.

A może miało być: …gdy doj­rza­ła w śnie­gu, osa­dzo­ne blisko siebie żółte śle­pia.

 

pod­cho­dzi do do­mostw i za­glą­da przez okien­ni­ce. → Obawiam się, że przez okiennice nie można zajrzeć do izby.

 

– Czy ten wasz wło­darz za­pła­ci za tę be­stie? → Literówka.

 

z sil­nym Ne­kar­skim ak­cen­tem. → …z sil­nym ne­kar­skim ak­cen­tem.

 

Mer­so­wie spoj­rze­li na na­jem­ni­ka o czar­nej bro­dzie, ciem­nych oczach i skó­rza­nym czep­cu na gło­wie… → Czy najemnik na pewno był o skórzanym czepcu na głowie?

A może miało być: Mer­so­wie spoj­rze­li na na­jem­ni­ka o czar­nej bro­dzie, ciem­nych oczach i w skó­rza­nym czep­cu na gło­wie

 

z nie­po­ko­jem spo­glą­dał w biały kra­jo­braz… → …z nie­po­ko­jem spo­glą­dał na biały kra­jo­braz… Lub: …z nie­po­ko­jem wpatrywał się w biały kra­jo­braz

 

Lan­dorf strzep­nął fu­trem, zrzu­ca­jąc śnieg… → Lan­dorf strzep­nął fu­tro, zrzu­ca­jąc śnieg

 

Lan­dorf odło­żył drew­nia­ną miskę… → Raczej: Lan­dorf odsunął/ odstawił drew­nia­ną miskę

 

– Z pew­no­ścią, jeśli nie strasz­ne ci twoje prze­zna­cze­nie.– Z pew­no­ścią, jeśli niestrasz­ne ci twoje prze­zna­cze­nie.

 

Lan­dorf przy­glą­dał się pa­cho­ło­wi, który zdra­dzał na twa­rzy wyraz nie­zwy­kłe­go prze­ję­cia… → Lan­dorf przy­glą­dał się pa­cho­ło­wi, którego twarz wyrażała nie­zwy­kłe­ prze­ję­cie

 

wnę­trze utrzy­ma­ne w wy­jąt­ko­wej czy­sto­ści. Spo­dzie­wał się ra­czej za­stać sza­łas na­wie­dzo­nej masz­ka­ry, a tym­cza­sem chata utrzy­ma­na była… → Czy to celowe powtórzenie?

Proponuję w drugim zdaniu: …a tym­cza­sem chata wyglądała lepiej

 

spod nie­na­tu­ral­nie du­że­go czole… → …spod nie­na­tu­ral­nie du­że­go czoła

 

wy­glą­dał na cał­ko­wi­cie skre­ty­nia­łe­go, z męt­nym wzro­kiem wpa­try­wał się… → Coś się tutaj przyplątało.

 

A każda macka okry­ta weł­nia­ny­mi raj­stopami… → Obawiam się, że w czasach tego opowiadania jeszcze nie noszono rajstop.

 

chło­pak zła­pał ją moc­niej, by nie spa­dła wy­gi­na­na od tor­sji. → Nie wspomniałeś, że Blek­k­sprut wymiotowała.

 

Ko­bie­ta, ob­ser­wu­jąc linie drzew… → Literówka.

 

Ko­bie­ta wrza­sne­ła prze­raź­li­wie… → Literówka.

 

ból wy­ry­wa­ne­go barku że stawu cał­ko­wi­cie ją ogłu­szył. → Nie wydaje mi się, aby ból ogłuszał.

Proponuję: …ból barku wy­ry­wa­ne­go ze stawu cał­ko­wi­cie ją obezwładnił.

 

bydle ni­ko­go nie chcia­ło słu­chać, można poza Perem. → Pewnie miało być: …bydle ni­ko­go nie chcia­ło słu­chać, może poza Perem.

 

Chło­pi ze­bra­li się, cześć ru­szy­ła do wsi… → Literówka.

 

szcze­rząc kły, lecz męż­czy­zna przy nim po­gła­skał zwie­rzę.

– Spo­kój – po­wie­dział ła­god­nie, lecz sta­now­czo. → Czy to celowe powtórzenie?

Może w pierwszym zdaniu: …szcze­rząc kły, ale męż­czy­zna przy nim po­gła­skał zwie­rzę.

 

Na­jem­nik spraw­nie od­sko­czył i scho­wał na ze­wnątrz. → Co schował na zewnątrz? A może miało być: Na­jem­nik spraw­nie od­sko­czył i scho­wał się na ze­wnątrz.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej 

regulatorzy

 

Dziękuję za przeczytanie tekstu i komentarz oraz wyłapanie błędów :)

 

No i się zrobiło trochę problemów :D 

 

“…podchodzi do domostw i zagląda przez okiennice. → Obawiam się, że przez okiennice nie można zajrzeć do izby. – drapie “ 

 

Tu zmieniłem na drapało w okiennice – i chyba wychodzi lepiej :) 

 

“A każda macka okryta wełnianymi rajstopami… → Obawiam się, że w czasach tego opowiadania jeszcze nie noszono rajstop.”

 

Nieszczęsne rajstopy, rajtuzy i inne dziwne ciuchy ;) – Zmieniłem na pończochy, ale tu mam problem bo wydaje mi się, że każda okryta w wełnianą pończochę, ale sam już nie wiem :)

 

chłopak złapał ją mocniej, by nie spadła wyginana od torsji. → Nie wspomniałeś, że Blekksprut wymiotowała

 

Bardziej chodziło mi, że ruch który wykonywała przypominał torsje, ale faktycznie zmieniłem na drgawki :) 

 

Poprawione i mam nadzieję, że błędy nie popsuły Ci lektury :)

 

Pozdrawiam :) 

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Tu zmie­ni­łem na dra­pa­ło w okien­ni­ce – i chyba wy­cho­dzi le­piej :) 

Nie tylko lepiej, ale wręcz prawdopodobnie. ;)

 

Zmie­ni­łem na poń­czo­chy, ale tu mam pro­blem bo wy­da­je mi się, że każda okry­ta w weł­nia­ną poń­czo­chę, ale sam już nie wiem :)

Proponuję: A każda macka okry­ta wełnianą pończochą

Okrywamy czymś, nie w coś.

 

Bar­dziej cho­dzi­ło mi, że ruch który wy­ko­ny­wa­ła przy­po­mi­nał tor­sje, ale fak­tycz­nie zmie­ni­łem na drgaw­ki :) 

Twoje zdanie nadal nie brzmi najlepiej. Nie wydaje mi się, aby można się wyginać od drgawek.

Proponuję: …chłopak złapał ją mocniej, by nie spadła targana konwulsjami.

 

Po­pra­wio­ne i mam na­dzie­ję, że błędy nie po­psu­ły Ci lek­tu­ry :)

Nie, Bardziejaskrze, usterki nie zepsuły mi lektury, ale wciąż żywię nadzieję, że kolejne opowiadania będą napisane coraz lepiej. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy 

 

Super wszystkie wątpliwości językowe rozwiane i poprawione :). 

 

“Nie, Bardziejaskrze, usterki nie zepsuły mi lektury, ale wciąż żywię nadzieję, że kolejne opowiadania będą napisane coraz lepiej. :)”

 

Też mam taką nadzieję :) 

 

Dziękuję i pozdrawiam :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardzo proszę, Bardziejaskrze. I do następnego opowiadania. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Do następnego i jak zawsze będzie mi miło widzieć Twój komentarz :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Postaram się nie zawieść Twoich oczekiwań. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć. Bardzo fajne opowiadanie napisałeś :) Podobał mi się ten skandynawski klimat i budowanie napięcia poprzez kolejne ataki bestii.

Niestety, jak dla mnie trochę za bardzo “skakałeś” z postaciami. Jeden fragment przedstawiony z perspektywy najemnika, potem kolejny z perspektywy kogoś innego itd. Wprowadza to za dużo chaosu w opowiadaniu. Moim skromnym zdaniem powinno być mniej takiego podziału, a każdy fragment z perspektywy danej postaci mógłby być dłuższy. 

Historia trzymała w napięciu przez większość czasu, ale końcówka trochę zawodzi :( Czekałem na epicką walkę z bestią, a ta od razu ginie. Po za tym, mam wrażenie, jakbyś przesadnie spieszył się zakończeniem. 

Podsumowując, podobało mi się, ale można by to jeszcze dopracować. 

Pozdrawiam :)

Hej 

Adam Huzar

 

Dzięki za przeczytanie i komentarz :) Wszystko co Ci się podobało cieszy mnie, a najbardziej klimat którym udało mi się zwrócić Twoją uwagę :) 

 

Jeśli chodzi o to co się nie podobało to są to uwagi które często słyszę :). Ale jestem upartym masochistą, który nie lubi finałowych starć, a lubi dużą ilość postaci i przedstawianie historii z różnych perspektyw ;). Muszę przyznać, że częściej się to nie podoba niż podoba, ale na razie próbuję z taką formą, kto wie może kiedyś wyjdzie albo zacznę pisać bardziej przystępne opowiadania :) 

 

Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Hej Bardzie!

 

Wracam po becie i portalowej przerwie z bardziej fabularnym komentarzem. Podobało mi się, że jako czytelnik mogłem przewidywać poczynania wilka, przez co napięcie rosło w oczekiwaniu na katastrofę, ale jednocześnie całość nie była na tyle przewidywalna, żebym się w którymkolwiek momencie nudził. Dodatkowy plus za efekt “co u licha” przy wilku wygryzającym dziecko, książkom ostatnio udaje się to bardzo rzadko.

 

Trochę szkoda, że wszystkich informacji o historii wilka dowiadujemy się w nieco info-dumpowy sposób. Mi osobiście nie przeszkadzały też zmiany perspektywy, ale nie licząc chwilowej użyteczności dla przedstawienia fabuły nie było w nich żadnego zauważalnego klucza, więc umiem sobie wyobrazić, dlaczego ktoś mógłby się pogubić.

 

– Pachoł syna włodarza. Kjell

Jeszcze brakło kropki, może chochlik portalowy ukradł przy edycji.

 

Klikam i pozdrawiam :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Hej 

 

ostam

 

Wielkie dzięki za klika i komentarz :). Z wszystkim się zgadzam i postaram się wykorzystać w przyszłych tekstach :). Chwilowo też nie mam czasu na portal ale obawiam się, że bardziej aktywny będę najszybciej po nowym roku :/. Ale oczywiście będę starał się czytać i komentować w wolnej chwili :). 

 

Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Nowa Fantastyka