- Opowiadanie: Ananke - Proxima Centuri – moja nagość w basenie odkryta [18+]

Proxima Centuri – moja nagość w basenie odkryta [18+]

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Proxima Centuri – moja nagość w basenie odkryta [18+]

Zwykły dzień…

– Oddaj!

Ten krzyk jest przesiąknięty bólem utraty na zawsze.

– To moja lalka! Moja! Mamo, mamo!

Człowiek ma jakieś prawa, a dziecko żadnych. Pozostaje tylko dziki ryk jak u zwierzęcia, to wycie, które rozchodzi się przez salon z prędkością światła. Twarz dziewczynki z bladej nabiera czerwonych barw, łagodne rysy przez agresywną zmianę tworzą karykaturalną postać.

Dwie osoby szarpią lalkę, aż wyrywają jej nogi.

I obudziłem się zlany potem, a to Lilka wrzeszczy mi nad uchem.

– Igor zabrał moją lalkę!

Wstałem mechanicznie, wpadłem do pokoju syna, pochwyciłem ukochaną zabawkę Lilki leżącą na biurku.

– Zabrudziła mi piłkę w ogrodzie i nie chce umyć! – Igor siedział rozwalony na krześle, grube brwi miał zmarszczone i prawie zetknięte. Wyglądał niechlujnie, nie zmył czekolady znad ust.

Spojrzałem na niego zimno, bo bez kapci byłem, od podłogi ciągnęło, wracałem do sypialni w biegu. Piłka! Czym jest piłka, kiedy lalka dla dziewczynki to drugie ja – to jak własna dusza, z którą można porozmawiać.

Do pracy musiałem iść na pieszo, bo auto przestało latać, a w korkach stać mi się nie chciało. Szedłem obok sznura samochodów, czasami robiąc uniki przed spadającymi pojazdami. Wszystko się psuje, ale po co robić testy, lepiej wprowadzić super latające wozy, niech ludzie się cieszą przed wyborami.

W mieście reklamy-skoczki, jedna nachalnie wyskoczyła mi prosto przed nosem. Pyk!

– Chcę zostać gwiazdą, ale nie byle jaką – mówiła dziewczynka, taki aniołek, o złotych loczkach poskręcanych tuż przy buźce przypudrowanej bez litości.

Hologram mnie przewyższał, przez co postać tego dziecka wydawała się absurdalnie duża. Za dziewczynką stało lustro. W odbiciu był chłopiec z rozmazaną twarzą – ostrzyżony prawie na łyso, anemiczny jakiś, w luźnych ciuchach, wychuchany jak panienka.

– Jesteś żałosnym odmieńcem – powiedziała dziewczynka i to z taką nienawiścią, że nawet chciałem sprawdzić, co to za film, ale reklama zgasła. Pyk! Kolejna reklama, z latająco-pływającym autem. Uciekłem z drogi na trawę.

W pracy prześladowała mnie buzia tej dziewczynki, może trochę podobnej do mojej córki, ale dziwnie sztucznej, dorosłej, tak strasznej niczym lalka na wystawie. Może to komputerowy wizerunek, nieprawda, może ta dziewczynka…

BIIIP!

Wykrywacz myśli zawisł nade mną jak wyrok. Nie zauważyłem go. Cholera.

– Myślenie o dziewczynkach podczas projektowania aktorek porno: zwolnienie.

Wyleciałem oknem, prosto na targ z pomidorami. To był hologram, stłukłem tyłek o chodnik, a babka ze sztucznymi ustami wgryzała się w pomidora jak w jabłko. Jęczała, gdy sok spłynął w zagłębienie między piersiami. Reklama przecieru.

Stałem jak ostatni kretyn, czując się gorzej niż w momencie upadku mojej firmy pożyczającej ludzkie roboty na studniówkę. Było gorzej niż w poczekalni do in vitro, kiedy żona ściskała mnie za rękę, a ja wstydziłem się, że to z mojej winy tu jesteśmy i pytałem, czy na pewno nie chce mnie rzucić.

Było gorzej niż jak kilka lat temu padło biuro publicznego plotkowania, a ja razem z nim, upadałem po trochu, zbyt samotny w domu pełnym kotków, wiecznego płaczu dzieci, narzekania żony. Bo mogłem przewidzieć, szukać czegoś innego.

I co teraz? Wrócić do domu? Chciałem płakać, ale łzy były we mnie zamarznięte. Wyjąłem telefon, poprawiłem włosy, wstąpiłem do sklepu po batonika na pocieszenie. Dojrzałem szampon w promocji, więc kupiłem.

PYK!

– Potrzebujesz gotówki? – Uśmiechnięta kobieta, one zawsze mają uśmiech. Robiłem takie usta gwiazdom porno, kuszące i rozciągnięte. – Skarbie, eksperymentalna zmiana czeka właśnie na ciebie.

Zgłosiłem się.

Płacili dużo, a że czytam mało – poszedłem. W sumie pobiegłem, bo uznałem, że im szybciej, tym lepiej, a jak spotkam żonę to mi odradzi. Zostaniemy bez kasy i z jej zapewnieniami o tym, jak należy słuchać żon.

Podpisałem wszystko nagi, bo ubrania kazali zdjąć przed wejściem i spalili je na ognisku, gdzie piekli kiełbaski. Może bym zjadł jedną, ale takich mięsnych nie tykam, jestem pro wege i lubię kalafiory. Nie zabijam zwierząt, nie jem tych już zabitych.

Wchodziłem po schodach, coraz bardziej zziębnięty, bo długie te schody zrobili, w dodatku bez barierek. W połowie drogi zauważyłem, że na ziemi leżą martwe ciała; nie dawały mi spokoju w dalszej trasie. Zrobiłem jedyną słuszną rzecz, żeby nie zerkać w dół: wywaliłem okulary.

Dotarłem na szczyt i od razu wciągnęli mnie do sauny, gdzie dali do podpisania dwie strony umowy i dwadzieścia cztery załączniki. Nie miałem okularów, a głupio tak pytać nagich ludzi w saunie, czy nie przeczytają mi tego podczas odpoczynku.

Podpisałem.

I tak zrobili ze mnie karła.

Bo jakiś bogacz chciał pogadać z takim karłem i wrzucić na Insta, że jest pierwszym, co odkrył gadającego karła. Nagrał ten swój film i pożegnał się, nawet kulturalny był.

Okazało się, że przemiana z powrotem w człowieka kosztuje tak dużo, że mnie nie stać. Poleciałem na taras z tyłu domu.

– Robią nabory lotu w kosmos – przywitała mnie żona. Pachniała pomarańczami, w ręku trzymała kubek z czekoladą. Ale zapach! Myślałem, że gwiazdy nie czują. Człowiek uczy się całe życie. Gwiazdy czują bardziej, całym globem, aż do jądra. – Słyszysz?

– Co?

– Trzeba zrobić wywiad.

– I co?

– Co, i co? Znasz inne słowa? – Żona była wykończona po całym dniu z dziećmi, więc zmarszczyła brwi, gotowa wszcząć kłótnię za każdą pierdołę. Milczałem dyplomatycznie. Upiła łyk czekolady, łypnęła na mnie znad parującej filiżanki. Zgarbiła ramiona, oblizała usta. Głupio jej, że tak naskoczyła. – Może cię wezmą – dodała łagodnie. – No… wytrzymasz w kosmosie, więc nie wydadzą funduszy na statek, a kasę… przekażą ci do zmiany w człowieka.

– Nie dziwi cię, że tak wyglądam?

– Nie, widziałam film na Insta.

– Poznałaś mnie? – Lewitowałem w naszym ogrodzie. Wyglądałem jak czerwony karzeł, taka kula światła z bordowym poblaskiem, bardzo jasna w środku. – Jak?

– Czy istnieje inny debil, który dałby się zamienić w karła? Dżizas, Aron, to jasne, że poznałam cię po głosie!

– A, tak.

– Idź na zapisy, studiowałeś dziennikarstwo, lubisz czytać fantastykę, jesteś gadającą gwiazdą… Wezmą cię.

I wzięli mnie, na stole, z zaskoczenia. Badania długo trwały, bo sprawdzali czy mam szansę przeżyć w kosmosie. Na koniec wszedł wesoły profesor. Miał brodę okręconą wokół szyi jak szalik i okulary na pół twarzy.

– Jutro wylot!

– Ale… Co? Jak? Gdzie?

– Do gwiazd! Wywiad zrobisz z Proximą Centuri – staniesz się człowiekiem! Takim, jakim byłeś!

Jak mówił to krzyczał, bo może uznał, że jestem głuchy, skoro nie mam uszu. Albo przez ten kieliszek, co trzymał w ręce. Ale mu zazdrościłem! Tych rąk. I tego kieliszka.

– Polać? – I bez pytania chlupnął mi flaszką prosto w centrum mojego jestestwa.

Poczułem lekkość gwiazd, kosmiczną błogość, problemy i pytania zostawiłem za sobą. Leciałem do żony, do znanych narzekań i gorących ust.

– Co ty robisz w basenie? – Żona, której imienia zapomniałem (stałem się gwiazdą, one chyba mają inne rzeczy na globie), wyglądała na tak małą i nieistotną, że nagle zapragnąłem połączenia ze wszechświatem. Wiesz, tego swobodnego lotu wśród innych gwiazd, podobnych do mnie. – ARON!

Krzyk żony można usłyszeć nawet z umysłem w kosmosie. Gwarantuję.

– Skąd ten basen? – Bo serio, nie pamiętałem, że mamy basen. Pracowałem jako projektant holograficznych kobiet do porno… Dom był stary, ogród duży i zaniedbany.

– Zbudowali go jak usłyszałam, ile dostałeś kasy za przemianę w karła… Zawsze chciałam basen. – Żona podeszła bliżej, pogłaskała moje światło. – Wiem, że spłacimy kredyt jak zrobisz ten wywiad. Dla ciebie to będzie proste jak bułka z mleczną drogą.

– Jutro odlatuję.

– Och… – Żona, ten nic nie znaczący pył, nagle weszła na mnie, we mnie, sam nie wiem gdzie, bo byłem okrągłą kulą, nie planetą, po prostu skupiskiem gazów. Ale czułem ją w każdym zakamarku rozproszonego jestestwa. Nawet bez ciała potrafiłem odkryć przyjemność pulsującą w głębi, wydostającą się ze światłem na zewnątrz.

Jeszcze – mówiły rozgrzane uda. – Jeszcze – mówiły rozchylone usta. – Jeszcze – mówiła sperlona potem skóra.

Rozumiałem żonę bez słów. To było doznanie porównywalne do orgazmu. Mojego, jej, naszego, karła… Sam nie wiem, czy ten seks miał ze mną coś wspólnego. Może zacząłem istnieć jako dwie istoty, z których jedna stanowiła odległą część umysłu, a druga, skąpana w basenie i lśniącej spermie, zadowalała żonę światłem.

Tak to wyglądało. Sąsiedzi już nie wpadną do nas na herbatkę, ci spod piątki całowali krzyż i dzwonili na policję. A ta rodzinka z bandą dzieciaków zazdrościła nam szczęścia. Nie zauważyłem ich w oknach, ale widziałem w świetle odbitym w mojej duszy.

Tymczasem żona jęknęła i wyszła ze mnie, całkiem naga i z włosami mokrymi jak po saunie parowej. Miała trochę za grube uda i boczki od tych wszystkich eklerów, które jadła na trzecie śniadanie, ale ja byłem teraz całkiem zaokrąglony, więc nie narzekałem.

– Weź mnie…

– Znowu?

– … ze sobą.

Takie prośby żony są najgorszymi ze wszystkich, które znam. Nie chcesz jej zabierać w szaloną podróż dziwniejszą niż marzenia w nudnym życiu, a jednocześnie – jak tylko zobaczy cień zawahania, zagrozi rozwodem i przestanie piec najbardziej czekoladowe brownie na świecie. A jak tu rezygnować z brownie?!

Moja potrzeba wyruszenia w podróż jako wolna gwiazda walczyła z dawnym uzależnieniem od nieziemskiego brownie. Tego z chrupiącymi orzeszkami prażonymi na patelni… Z gęstym karmelem, ze zbitym, czekoladowym spodem. Z polewą rozpływającą się w ustach jak nagroda po ciężkim dniu projektowania cycków.

– Lećmy.

Czasami trzeba się zgodzić. Dla brownie.

Moja naga żona wróciła do mnie, a ja wyszeptałem (albo chciałem wyszeptać, dźwięki to coś, co wciąż jest dla karłów niezbadaną tajemnicą):

– Trzymaj się, bo świta.

Słońce właśnie oznajmiło, że nadszedł następny dzień.

– Śpij, kochana – mówiłem spokojnym, usypiającym głosem – ja polecę tak szybko, że nie poczuję twojego balastu. Pogadamy już w kosmosie.

I wystartowałem, udając najlepsze chęci, robiąc dobre gazy do złej gry, a podniecenie żony przeciekało przeze mnie w mocno azotowym powietrzu.

Jeśli myślisz, że kaprysy żony (na przykład basen w ogrodzie na niekorzystny kredyt) są tylko po to, żeby przyprawić o zawał, spieszę z pocieszeniem. Prawda, którą poznałem dopiero jako czerwony karzeł, głosiła, że kaprysy mają moc ratowania wolności. Tak. Zrzuciłem żonę do basenu, który w tajemnicy budowali niewidzialni ludzie, bo mogłem. Bo byłem gwiazdą i wspomniałem coś sprytnie, że mogę nie wyczuć balastu. No dobra, wiem, że za ten balast mi się oberwie jak wrócę, ale teraz?

Teraz – witaj, przygodo!

Leciałem. Wolny, wielki, spełniony, świecący. Miałem świat w tyle. Gdyby nie basen, musiałbym dzielić podróż z żoną, a jej pewnie byłoby zaraz chłodno i musiałaby wrócić po płaszcz. I torebkę. Dwie walizki, buty na zmianę. Pół domu na moim globie, a ja natargałem się w życiu wystarczająco, choć nie byłem za silny. Taki sobie jestem, chudszy niż moi koledzy, co poradzę. Nie każdy ma czas na siłkę albo rąbanie drewna.

Zostawiłem ziemskie marudzenia za orbitą, w jasności poranka witając księżyc. Opuściłem planetę, tak po prostu, pierwszy raz. Zanurzony w ciszy kosmosu, pokonywałem lęki. Wieczorem nie sprawdzę gazów w domu, a dzieciaki pewnie włączą dla zabawy. Albo żona zapomni, dom się spali, wszyscy spłoną… I jeszcze drzwi wejściowe, no na bank nie zamkną na noc… Ale może łatwiej będzie im uciec, gdyby gazy wybuchły.

Myślenie o rodzinie jest tak stresujące, że nie zauważyłem drogi mlecznej. Wleciałem w nią z radosnym piskiem, ale niczego nie słyszałem, bo w kosmosie musi być cicho. Planety i gwiazdy rozmawiają ponad ludzkim słuchem.

Co tam, Saturn?

Nie pytaj, Uran. Pierścienie mnie cisną. Chcę poznać Ziemię, a ona taka niedostępna…

Nie podsłuchiwałem. Każdy ma swoje problemy. Planety też. Nie dziwiło mnie, że Ziemia nie odpowiadała, zalana nieustannym szumem zaśmiecających ją idiotów. Wiem, jak to jest mieć wewnątrz siebie sztuczne materiały. Czy ktoś próbował? Zasypać się tym całym akrylowym gównem, rozgrzanym plastikiem, ubabranymi resztkami jedzenia – i żyć bez możliwości oddechu. Przechodzi ochota na randki. Każdy konsumpcyjny świr powinien zostać skazany na opuszczenie Ziemi za zmarnowanie jej życia uczuciowego.

I ja też, przyznaję. Ten papierek po batoniku, co nie trafił do kosza, kiedy miałem dziesięć lat… Wcześniejszego okresu nie pamiętam, bo matka mnie posłała do kliniki wymazywania pamięci. Robią to przy wyprowadzkach, żeby dzieci nie tęskniły za przyjaciółmi. Po co mają uciekać z domów czy coś. Ale pamiętam jeszcze te gumy do żucia, wypluwane gdzie popadnie. I fajki, teraz bardziej żałuję, że rzucałem kiepy na trawę niż tego, że paliłem. Przyspieszyłem zawstydzony, bo nieprzebrany strumień moich myśli mógł dotrzeć do Ziemi. Po co mi jej smutne spojrzenia?

Daleko do Proximy Centuri? – pomyślałem, znużony podróżą.

Centauri – zagrzmiał głos oddalony ode mnie o tysiące kilometrów. Coś w tym głosie było mocno niepokojącego. To jak zmieszać syk węża z jęczącą kobietą.

Profesor mówił Centuri…

Bo był pijany.

Skąd wiesz, że…

Niewychowany karle, doskonale wiem, jak się nazywam.

I wtedy przybyłem do niej, do Proximy Centauri, żałując tego wszystkiego. Bo wiesz, przygoda miała być nieziemska, a ja taki wolny i zadowolony leciałem na wywiad życia, wszechświata… A tu patrzę – zrzęda. I to stara. Jak tu z taką gadać, skoro na wstępie mnie obraża?

Profesor… Ja…

Wszelkie tłumaczenie zastygło w moim zamarzającym umyśle. Proxima była wielka, odpychająca, miała pomarszczone światła, które docierały do mnie w taki oślizgły sposób, ciężko to zrozumieć, kiedy nie jest się gwiazdą. Czułem obrzydzenie, wstyd i lodowatą złość.

Ale to była ostatnia szansa na pieniądze, żeby wrócić do bycia człowiekiem.

Wybacz, Proximo Ce…

Planeto Proximo!

Ale… Proxima…

Co, że tylko gwiazda? Myślisz, że twój profesor zagląda w dusze? Ja się CZUJĘ planetą! I nie obchodzi mnie, że gdzieś na peryferiach kosmosu, ktoś nazywa mnie gwiazdą.

Tak… Tak, to… Ma planeta rację. Uczucia są najważniejsze.

Nie uczucia, a MOJE uczucia, karle.

Tak jej nie lubiłem, że zmuszałem myśli do formowania. To gorsze niż mówienie.

Planeto Proximo Centauri, proszę, zrób ze mną wywiad.

Pomyliłem się. Cholera, niby tylko gramatyka, a wszystko zmienia. Mściwa, wielka, pomarszczona Centauria! Co zrobiła? Oczywiście zadrwiła ze mnie:

Zrobię. Kim jesteś i kiedy odejdziesz?

Ja… Ja chciałem…

Tak, mam gadane, ale zacinam się, kiedy nie trzeba. Przy niej byłem gorzej niż karłem – kosmicznym śmieciem.

Ja z tobą przeprowadzę wywiad, ale ty ze mną – zapomnij, niewychowany odmieńcu.

I ze złośliwym chichotem, zrzuciła mnie w głąb siebie.

 Leciałem. Spadałem. Światła oślepiały, mgła oblepiała glob, zrobiło się cicho, ciepło, wilgotno, jak w środku gwiazdy, która chciała być planetą.

Wszędzie rozkołysany, groźny las. I ja rozrywający te gałęzie, taranujący wierzchołki, intruz w szklanej kuli. Bo to tak wyglądało. Okrągła szyba, na dole sztuczny mech, niby rzeźby w tle, ale też nieprawdziwe. Jak zabawka na święta, u nas dla dzieci takie się robi. Tylko tu nie padał śnieg. No, mniejsza.

Pośrodku kobieta albo dziewczyna, trudno określić wiek, taka blada i porcelanowa. W sukni, ale sztywnej, w kapeluszu przyczepionym tak słabo, że z tyłu widać grudę kleju. I bez stóp. Bo suknia długa, do ziemi, a za nią trawa, żeby jak człowiek zajrzy – to nie miał jak dostrzec, że tych stóp brakuje.

I człowiek zajrzał, a ja zamarłem. Byłem gwiazdą – tak, gwiazdą! Świeciłem w tym… no… nie wiem, czy to ma nazwę. Kula wodna czy śnieżna (ale moja wersja bez śniegu). Może ozdobna lampka, taka pierdoła, moja żona lubi kupować czasami…

Myśli mi zamarzły. Żona.

Ten człowiek to żona. ŻONA JEST CZŁOWIEKIEM.

I zagląda tu, patrzy… Nie, odchodzi! Nie widzi mnie? Zaraz… Kula, światło, lampka… Czyta!

Świeciłem jak ostatni kretyn żonie do książki! Tym się stałem, ozdobą (choć użyteczną), drobnym dodatkiem (ale miłym), popierdółką (chyba z przeceny, ale wyglądała znajomo).

Przez szkło usłyszałem głosy, rozmyte i nieprzyjemnie chropowate.

– Mamooo! Bachorzyca mi zabrała telefon!

– Oszaleję z wami!

Żona wstała. W ręku trzymała poradnik „Jak nie zwariować z dziećmi i mężem?”. Kto jej to kupił? Patrzyłem jak do sypialni wbiegł Igor, a za nim Lilka, byli tak wielcy, a ja mały, odległy. Zawsze gdzieś tam jestem z boku, nie mam czasu na ich kłótnie, zabawy, wspólny śmiech.

– Też chcę taki! – krzyczała Lilka, a Igor tylko zaciskał pięści. Miał siedem lat, kiedy tak urósł? I ta Lilka, włosy długie, a ledwo cztery latka skończyła. Gwiazdy mają więcej czułości niż ludzie. A może po prostu przenikające mnie światło wywoływało te łzy wzruszenia. Normalnie nie zawsze starcza mi dnia na myślenie, a co dopiero płacz.

– Każdy napisze trzy wiersze.

– Nieee… – Lilka wywróciła oczami.

– Znowu?

Żona pokazała im drzwi. Wyszli jakoś tak bliżej siebie, może Lilka postanowiła oddać telefon Igorowi, żeby napisał za nią wiersz. Taki sposób żona miała na dzieci.

Patrzyłem na nią, kiedy siadała na łóżku. Była zmęczona, przez szybę zniekształcona i raz za chuda, raz za gruba. Kot wlazł na stolik, pacnął kulę łapą i zrzucił.

TRRRACH!

Rozbiłem się i wzleciałem, uwolniony od szklanej kopuły. A blada kobieta upadła, bez tych nóg taka biedna, nieporadna.

– Pomóc? – Zawisłem nad nią. Świat istniał gdzieś ponad nami, kiedy kobieta z uśmiechem wyciągnęła rękę w moim kierunku.

– Jestem Proxima.

– A jak dalej? – Wchłonąłem ją, przyjąłem, gdzieś w tym wszystkim poczułem blade uda między moim jądrem.

– Centuri.

– Kim jesteś? – W sypialni zgasło światło, zostaliśmy we dwoje.

– Tobą.

– Eem… Jesteś kobietą, a ja mężczyzną.

– Jesteś karłem, a ja ozdobą. Jesteś gwiazdą, a ja lalką. Jestem tobą, a ty mną.

Wtedy pomyślałem o profesorze, który mówił, że wywiad zrobi ze mnie człowieka.

– Od kiedy jesteś mną? – brnąłem, bo jak wywiad to wywiad.

– Od zawsze.

– Nie przypominam sobie.

– A pamiętasz tamtą noc w listopadzie?

– Jaką…?

– Patrz.

Zadrżałem. Nie mogłem złapać powietrza, bo z każdym oddechem natłok wspomnień napływał do umysłu, przygniatając swoim ciężarem. Byłem niczym pijak, który wlewa sobie alkohol do gardła, niby nie chcąc, a nie potrafiąc przestać.

Miliony wspomnień żerowały na mnie jak pasożyty, powoli zaczynając nabierać właściwych sobie majaków przeszłości. Już nie paliły żywym ogniem, nie odciskały śladów na powierzchni, nie wywoływały drgawek. Zapadały się we mnie, wchłaniały, stanowiły jedność z umysłem.

– Co czułaś, kiedy cię przemienili? – Pytanie dochodziło do mnie jak z odległego wszechświata.

 

Moje światło gaśnie. Jestem cicho. Nie wiem, co mówić. Pamięć wiruje.

 

– Bałaś się?

– Ja… – Światło. Pamięć. Pogrzebana kobiecość. I to zimno, które przenika na wskroś. – Chyba… chyba nie czułem strachu, tylko złość.

– Na kogo?

– Na rodziców. – To pamiętam. Wygrzebywanie wspomnień boli, ale jako gwiazda nie wstydzę się łez, są jak deszcz. – I nie złość, bardziej wściekłość.

– A program? Rząd?

– Co ja mogłem… Legalne eksperymenty przegłosowane, nikt nie strajkował, dzieci mało się rodziło… Byłem trzecią dziewczynką, w dodatku bliźniaczką… A rząd wprowadził przepis, że nie można mieć więcej niż dwie córki. Skończyłem… skończyłam osiem lat, kiedy ustawa weszła w życie.

– Co pamiętasz z dzieciństwa?

– Siostry. Puder mamy… suknię, makijaż… Wszystko po to, żeby udawać dorosłą, żeby mnie nie zabrali. Dorosły ma prawa, dziecko nie ma.

– Co najbardziej lubiłaś, jako dziewczynka?

– Gwiazdkę. To… wiesz… zdrobnienie. Byłem taki mały… mała! Wybacz, przyzwyczajenie. Nazywały mnie gwiazdką. Chciałem być prawdziwą gwiazdą. Marzyłem o tym.

– A teraz?

Milczałem. Proxima była naga, czułem to, a jej nagość była moją i miała bolesny smak wspomnień.

– Dlaczego z błędem? – zapytałem, bo nie potrafiłem dłużej wchłaniać obrazów przeszłości, które mi oferowała.  

– Ostatnie wypracowanie w szkole. „Kim chcesz zostać, kiedy dorośniesz?”, napisałaś: „Gwiazdą, ale nie byle jaką, np. taką co się nazywa Proxima Centuri”. Pani wiedziała, co cię czeka, nie poprawiła ci żadnego błędu, dała piątkę z litości.

Ciemność zalał blask z korytarza. Wrzask żony, odgłos miękkich łap – i koniec. Nie zauważyłem zębów. Poczułem język. Z tym kotem zawsze było coś nie tak. Zżarł mnie złośliwie, pewnie za to, że kiedyś zabrałem jego rybę. Zgasłem jako gwiazda, moje światło zniknęło, Proxima rozpłynęła się w ciemności, bo nie czułem już jej ciężaru. Myślałem, że umieram, ale znalazłem przejście w kocim jelicie. Czarne dziury w kotach są pożyteczne. Można z nich korzystać, kiedy nadejdzie potrzeba.

I znowu kosmos, a ja wisiałem w przestrzeni jako karzeł. Nade mną górowała Proxima Centauri.

Wiem, dlaczego tak mnie nie znosisz… – zacząłem, ale przerwała od razu.

Wynocha, odmieńcze!

Jestem tobą, ale z przeszłości. Będę tobą, jeśli nie zmienię się w człowieka.

Ty… – Rozbłysła czerwonym światłem.

– Ej, ej, czekaj! – Wielka łapa wychynęła z nicości, złapała mnie jak piłkę i wyjęła, aż mi tchu zabrakło. Z tyłu była makieta kosmosu. Trzymał mnie profesor. – Mówiłem – czknął – że trzeba wywiadu, co? – Mrugnął do mnie, zaniósł na stół. Para, zapach wódki, zimno, ciepło, przyjemne łaskotanie…

Wciągnąłem oddech jako człowiek.

– No, tera się napije jak porządny obywatel, co? – Profesor wcisnął mi kieliszek do ręki.

Wypiłem, bo pod presją robię wszystko. I nienawidzę rządu, a jak znajdzie się ktoś, kto doniesie, nie wiem, co ze mną zrobią. Alkohol trzeba pić. Takie są prawa w konstytucji. Wybiegłem przez sauny nagi, znów za bardzo ludzki.

Na schodach spotkałem matkę. Była starsza, pomarszczona, tak mi było jej żal, że poczułem wstręt do siebie za te myśli, za ten brak nienawiści.

– Teraz wiesz? – Matka podała mi różowe śpioszki. – Rozumiesz, że nie miałam wyboru?

Wybór. To słowo, którego unikam. Zeskoczyłem ze schodów. Uratowałaś mnie, żono, bo wpadłem do twojego basenu. Myślałem – kaprys, głupota. A jednak ratunek.

– Nago się kąpiesz? – zapytała sąsiadka z lornetką, całując krzyż. – Wstydu nie masz!

A mi było wszystko jedno. Wstyd, nie wstyd, życie, sekrety, wywiady, bycie karłem…

– Zdrapka zbiła lampkę z twojego dzieciństwa. – Żona stanęła na kafelkach. – Coś ją opętało, głupi kocur… Tamta figurka się zbiła, żarówka przepadła… Ale jest kuferek. Mówiłeś, że to na tajemnice, jakie miałeś z siostrami, tak?

Sięgam po kuferek. Tam jest wszystko – każde moje wspomnienie, którego musiałem się pozbyć w klinice, każdy fragment duszy przeszłości.

– Chodź. – Chlapię wodą, żona zdejmuje szlafrok, wchodzi do basenu.

Stoimy nago, sąsiedzi patrzą, otwieram kuferek.

Wychodzi z niego dziewczynka, ma rozmytą twarz, jakby ktoś nałożył na nią filtr. To jesteś ty, to jest lalka, to gwiazdka, to jestem dawny ja. Sąsiedzi nieruchomieją. Powietrze zastyga. Woda jest jak lód, żona patrzy niczym woskowa figura.

– Opowiedz mi historię – mówisz. – Jak dawniej.

– Nie potrafię.

– Opowiedz coś o sobie. Wiesz, że zachowam wszystkie tajemnice. Niech to będzie zwykły dzień, od snu aż po przebudzenie.

Zwykły dzień…

Koniec

Komentarze

Świetnie napisane. Każda kolejna scena surrealistyczna, ale jakby to była tylko fasada, pod którą czuć realne życie. Problemy z sobą, ze swoim miejscem w społeczeństwie, relacje z dziećmi i żoną odarte z naiwności. Dziwaczne sytuacje, ale wszystko na poważnie, na smutno. Kilka myśli z pozoru absurdalnych, ale które dopadają chyba każdego. “I fajki, teraz bardziej żałuję, że rzucałem kiepy na trawę niż tego, że paliłem.”

Klikam, życzę powodzenia i pozdrawiam.

O coś takiego mi właśnie chodziło. Bardzo dobry tekst. Ciekawe, że nawet elementy biografii autora obrazu tutaj wplotłaś.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

AP

Dziękuję. :) No początkowo miało być typowo humorystyczne, ale nie umiem w humor aż tak bardzo. Nie byłabym sobą, gdybym nie dodała tych smutnych części. 

 

Fanthomas

Dziękuję. ;) Przyznaję szczerze, że nie byłam tego świadoma i wynikało to z pewnej dyskusji na fantastyce, ale teraz zajrzałam do biografii autora i faktycznie fajnie się to łączy. :) 

Bardzo dobrze napisany tekst konkursowy. Logika snu w pełnej krasie, odwołania do hasła i obrazu zrealizowane aż nadto. Trudno tu na coś narzekać, doskonała robota. Chyba najlepszy tekst z dotychczas wrzuconych.

Mimo, że to nie są do końca moje klimaty, daję klika bibliotecznego.

Gratuluję i powodzenia w konkursie. 

Ach to już ostatni tekst z Obłędnii, który czytam, bo raz, że opowiadania są dla mnie niezrozumiałe, a dwa, że widzę iż inni nie mają problemu ze zrozumieniem treści, więc to chyba konkurs nie dla mnie :) Anan­ke – zgadzam się, że czytało się fajnie i powodzenia w konkursie :) Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardzo dobre opowiadanie. Odpowiednia dawka humoru i absurdu. Czytało mi się niezwykle płynnie. Brawo ;)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Trudne, smutne, ale jakie dobre!

Spodziewaj się niespodziewanego

Silver

Chyba najlepszy tekst z dotychczas wrzuconych.

Dziękuję.

 

Trudno tu na coś narzekać

Ale weź mi skrytykuj choć trochę, żebym miała co poprawiać. ;p

 

Mimo, że to nie są do końca moje klimaty

A klimaty nie Twoje z powodu…? Bo jestem ciekawa. ;)

 

 

Bardjaskier

Ach to już ostatni tekst z Obłędnii, który czytam

O, załapałam się. :D

 

 

Bardjaskier

opowiadania są dla mnie niezrozumiałe

Logika snu ma to do siebie, że nie wszystko jest zrozumiałe. I chyba też o to chodzi, o taką mnogość interpretacji, która daje sporą swobodę czytelnikowi. ;)

 

 

Cezary

Dziękuję. Trochę się martwiłam o ten humor, bo mam specyficzny, ale skoro zagrało to – ufff :)

 

 

NaNa

Trudne, smutne, ale jakie dobre!

Dziękuję. :)

Ale weź mi skrytykuj choć trochę, żebym miała co poprawiać. ;p

Nie ma sprawy. Żarty z gazami nie do końca pasowały mi do reszty tekstu. Głównie dlatego, że nastawiłem się na klimaty oniryczne, a nie ironiczne :)

 

A klimaty nie Twoje z powodu…? Bo jestem ciekawa. ;)

Preferuję teksty, gdzie podstawowe zależności przyczynowo skutkowe są zachowane, a klimat dziwnego snu/absurdu jest wprowadzany poprzez jeden lub kilka elementów fantastycznych.

U Ciebie ta typowa “logika snu” jest zachowana, a właściwie “odtworzona” z natury – w każdym razie mnie się często zdarza tak śnić, ale miewam też sny bardziej spójne, bliższe życiu i teksty oparte na tych drugich są mi po prostu bliższe.

Chyba podobny “zawiech” miałem u Krara – też bardzo dobry tekst, ale konkursową logikę snu widziałbym w nieco innym wydaniu. I to naprawdę nie jest jakiś zarzut, kwestia osobistych preferencji.

 

Nie ma sprawy.

Dziękuję. heart

 

Żarty z gazami nie do końca pasowały mi do reszty tekstu.

Właśnie tak zastanawiałam się, czy nie jest tego za dużo, zostawiłam tylko jeden żart, więc chyba do przełknięcia. ;) Dzięki. :)

 

podstawowe zależności przyczynowo skutkowe są zachowane

Tzn. mniej absurdu?

 

bardziej spójne, bliższe życiu i teksty oparte na tych drugich są mi po prostu bliższe.

Ja poszłam bardziej w obłędnie, którą wplotłam w logikę snu.

 

ale konkursową logikę snu widziałbym w nieco innym wydaniu.

O, widzisz, logika snu to takie przewrotne hasło. Sny często są nielogiczne. I owszem, mogą mieć logiczne prawa, ale często nie mają i to właśnie jest takie fascynujące.

 

I to naprawdę nie jest jakiś zarzut, kwestia osobistych preferencji.

Wiem, wiem. :)

 

Opowiadanie ma dwie części, pierwsza lekka i zabawna, tu bohater jest ofiarą komedii sytuacyjnej, jest tym, któremu się przydarzają różne rzeczy. Jego relacja z żoną jest ciepła i bliska. Naprawdę przyjemny tekst. Druga część całkowicie odmienna w nastroju, poważna i melodramatyczna, fabularnie poszatkowana.

Jak dla mnie dwie różne części burzą spójność całości. Ale przeczytałam z zainteresowaniem i niezmiernie spodobał mi się lot karła w kosmosie :)

Zgłaszam do biblioteki i pozdrawiam!

Dzień dobry Ananke.

 

Czytam Twój tekst i widzę, że on odlatuje z każdym zdaniem. I chyba o to właśnie chodziło. Jest świat, ciekawe koncepcje, dosyć oryginalne zestawienia (a nawet kontrowersyjne). Czyta się dobrze i momentami mi latał po głowie Philip K. Dick i konkretna rzecz Nasi przyjaciele z Frolixa 8 czy Trzy stygmaty Palmera Eldritcha. Może przeczytałem tylko dwie książki w życiu i stąd skojarzenia, kto wie :).

 

Treść zachęca do poznawania i przyznam, że od momentu największego kosmicznego odlotu opowiadania, straciłem skupienie. To wynika z mojego problemu, ale mimo tego problemu ze skupieniem, nagle mnie ta treść przykuła ponownie i sobie pomyślałem “O cholera, muszę jeszcze raz przeczytać i się skupić”. Także wrócę przeczytać dokładniej, ale już widzę sens zgłoszenia co najmniej do biblioteki.

 

Kilka rzeczy mnie zastanowiło:

 

Czym jest piłka, kiedy lalka dla dziewczynki to drugie ja – to jak własna dusza, z którą można porozmawiać.

Może ma to uzasadnienie w dalszej części tekstu, ale zdziwiło mnie skąd taki skrajny pogląd u bohatera czy narratora. To zdecydowanie jest sąd/opinia, a nie prawda ogólna. W pierwszej kolejności nasunęło mi się, że to zdanie jest autorskim wtrąceniem, a dopiero w drugiej kolejności, że jest to opinia bohatera lub jakiejś osoby wypowiadającej się.

 

Wszystko się psuje, ale po co robić testy, lepiej wprowadzić super latające wozy, niech ludzie się cieszą przed wyborami.

Ten fragment wydaje się być charakterystyczny dla luźnej komentatorskiej wypowiedzi dziennikarskiej. Oczywiście postaci występujące w opowiadaniu mogą mieć takie przemyślenia, natomiast moje przemyślenie było takie, że jest to autorski wtręt z potoku myśli :)

 

Podpisałem wszystko nagi, bo ubrania kazali zdjąć przed wejściem i spalili je na ognisku, gdzie piekli kiełbaski. Może bym zjadł jedną, ale takich mięsnych nie tykam, jestem pro wege i lubię kalafiory.

Te kiełbaski mnie tu kłują jak łóżko fakira ze zbyt małą ilością gwoździ. Nie pasują do tekstu i wydaje mi się, że tutaj po prostu z rozpędu się pojawiły na zasadzie skojarzeń, wsparte pisarskim flow, uciekającym ze smyczy. Już same kiełbaski odleciały, a dopisek o kalafiorach i wege to już trochę paliwo rakietowe dla odlotu.

 

Pewnie więcej mógłbym takich rzeczy wycisnąć z tekstu, ale są to stosunkowo subiektywne uwagi, związane ze spójnością estetyczną tekstu (językowo, obrazowo). To raczej kwestia doskonałości, niż dobra. Tekst jest fajny i czytelny :).

 

 

No fajne nawet bardzo.

 

Może na początku ciężko było w tekst wejść ale potem zassał i nie puścił. Co ciekawe nie dajesz żadnych przerywników to właściwie jeden długi ciąg niespotykanych i mocno nieoczywistych wydarzeń, który mimo wszystko się broni.

 

Podczas czytania miałem wrażenie chodzenia po linie gdzie momentami traciłem równowagę i miałem wrażenia że zaraz polecę w odmęty jakiegoś totalnego absurdu i chaosu ale jakoś zawsze sprowadzałaś mnie z powrotem na linę, choć to była już inna lina :) Ale w sumie mi to nie przeszkadzało a nawet wręcz przeciwnie :)

 

Napisane do jakiegoś stopnia brawurowo bo dokonujesz zabiegów stylistycznych, które mogą być nieco ryzykowne ale one Ci wychodzą płynnie i dobrze.

I mimo wszystkich tych niesamowitości dalej opowiadanie przypomina jakieś znajome obrazy, wydarzenia (choć może tylko ich odpryski) tak że nie czułem się totalnie zagubiony :).

 

Ogólnie bardzo zacna lektura wiec klikam.

 

EDIT: zapomniałem wspomnieć o jednym drobnym zgrzycie bo to zdanie mi trochę dziwnie zabrzmiało:

Uśmiechnięta kobieta, one zawsze mają uśmiech

 

Pozdrawiam i powodzenia w konkursie!

Cześć!

 

Z początku śmieszyło, potem przeszło w rewię gierek mężowo-żonowych, by w końcu uderzyć w poważniejsze tematy. Nie do końca skumałem, czy mamy przez cały czas tego samego bohatera, bo zwłaszcza w końcówce zapachniało Dickiem, ale przecież (chyba) tak miało być. Przyznam, że w tej końcówce, to zacząłem się już nieco gubić i parłem naprzód siłą rozpędu, ale całość bardzo mi się spodobała. Świat wciąż się zmienia, postacie również, jedynie bohater dzielnie brnie przed siebie mimo braku zrozumienia sytuacji (Żona kazała, więc…). Czysta logika snu ;-)

Przeskoków jest tak dużo, że nie ma co przywiązywać się do miejsca i od razu robi się lepiej.

W sam raz na Obłędnię, nieźle napisane i zdecydowanie zakręcone.

 

3P dla Ciebie: Pozdrawiam, Powodzenia w konkursie i Polecam do biblio!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Chalbarczyk

Jak dla mnie dwie różne części burzą spójność całości.

Rozumiem. Z mojej strony był to celowy zabieg – pokazać, że w miarę jak bohater zbliżał się do rozwiązania zagadki, nadciągały coraz mroczniejsze chmury. Jeśli w Twoim odczuciu to nie wyszło – no nic, postaram się następnym razem bardziej. :)

Ale przeczytałam z zainteresowaniem i niezmiernie spodobał mi się lot karła w kosmosie :)

Cieszy mnie, że tekst i tak się podobał. ;)

Pozdrawiam!

 

 

Vacter

Hej :)

Czytam Twój tekst i widzę, że on odlatuje z każdym zdaniem.

Widzę, że nie tylko teksty były pisane w konwencji dreamlike, bo czytać też można jak we śnie. :)

 

Nasi przyjaciele z Frolixa 8 czy Trzy stygmaty Palmera Eldritcha.

O, muszę nadrobić, bo tego akurat nie znam. ;)

 

Także wrócę przeczytać dokładniej

To zapraszam. :D

 

Może ma to uzasadnienie w dalszej części tekstu, ale zdziwiło mnie skąd taki skrajny pogląd u bohatera czy narratora. To zdecydowanie jest sąd/opinia, a nie prawda ogólna.

Ten pogląd wynika z życia bohatera, tylko nie wiem, czy mam pisać, bo w końcu do końca doczytałeś?

 

 Ten fragment wydaje się być charakterystyczny dla luźnej komentatorskiej wypowiedzi dziennikarskiej. Oczywiście postaci występujące w opowiadaniu mogą mieć takie przemyślenia, natomiast moje przemyślenie było takie, że jest to autorski wtręt z potoku myśli :)

Czyli studia gdzieś tam się za mną ciągną? ;) Hm, ogólnie ten bohater jest bardziej taki marudny, trochę tam lubi ponarzekać, a że styl ma taki – ciężko mi coś poradzić. Musiałabym pomyśleć nad tym. ;)

 

Nie pasują do tekstu i wydaje mi się, że tutaj po prostu z rozpędu się pojawiły na zasadzie skojarzeń, wsparte pisarskim flow, uciekającym ze smyczy. Już same kiełbaski odleciały, a dopisek o kalafiorach i wege to już trochę paliwo rakietowe dla odlotu.

A czemu kiełbasek nie mogli piec na ognisku? XD To trochę taka scena absurdu, jak we śnie, kiedy idziemy ulicą, bo chcemy wejść do sklepu, a ktoś robi jajecznicę na masce auta – niby dziwne, ale nie zastanawia nas to, idziemy dalej, bo śnimy, bo przecież chcemy wejść do sklepu. Samo to, że lubi kalafiory i jest wege wynika z faktu, że narracja nie jest zwykłą pierwszoosobową (bo wtedy racja, to nie ma sensu), narracja to snucie opowieści, poniekąd opowiadanie historii-monologu drugiej osobie, a przy tym takie wtrącenia (wg mnie) mają rację bytu. ;)

 

Tekst jest fajny i czytelny :).

O, skoro czytelny to dobrze, początkowo bałam się, że czytelnicy uznają „nic nie rozumiem”. ;)

 

Dzięki za komentarz i przemyślenia, pozdrawiam!

 

 

 

Edward Pitowski

Może na początku ciężko było w tekst wejść ale potem zassał i nie puścił.

O, jak fajnie czytać takie różne opinie, gdzie wyżej ktoś pisał, że początek bardziej przyjemny, a druga połowa już mniej. ;)

Co ciekawe nie dajesz żadnych przerywników to właściwie jeden długi ciąg niespotykanych i mocno nieoczywistych wydarzeń, który mimo wszystko się broni.

To taki jeden, długi sen, bez przerywników, sen za snem. :D

 

Napisane do jakiegoś stopnia brawurowo bo dokonujesz zabiegów stylistycznych, które mogą być nieco ryzykowne ale one Ci wychodzą płynnie i dobrze.

Łał, dzięki za komentarz i bardzo miło, że ryzyko mi się opłaciło. :)

 

EDIT: zapomniałem wspomnieć o jednym drobnym zgrzycie bo to zdanie mi trochę dziwnie zabrzmiało:

Uśmiechnięta kobieta, one zawsze mają uśmiech

Hm, chodziło mi o to, że te kobiety z reklam zawsze są uśmiechnięte. Nie wybrzmiało to tak?

 

Dziękuję i pozdrawiam!

 

 

 

 

Krar

Cześć!

Nie do końca skumałem, czy mamy przez cały czas tego samego bohatera, bo zwłaszcza w końcówce zapachniało Dickiem, ale przecież (chyba) tak miało być.

Na koniec wszystko się wyjaśnia, tam w rozmowie z Centurią od pytania, co czuł, kiedy go przemienili. :)

W sam raz na Obłędnię, nieźle napisane i zdecydowanie zakręcone.

Dziękuję za komentarz i za podsumowanie. Miało być trochę jak w snach, więc chyba w miarę wyszło. :D A gdzieś tam jeszcze chciałam, żeby tekst przedstawiał coś więcej. ;)

 

Pozdrawiam!

Dzień dobry, przeczytałam z zainteresowaniem, choć gdzieś od połowy opowieść zaczęło mi się nieco dłużyć. Niemniej, całość bardzo sprawnie napisana. Wizja przyszłości zatopiona w absurdzie interesująca. Pozdrawiam,

Logika snu wywiodła mnie trochę poza granice mojej strefy komfortu. Ale niektóre rzeczy doceniam (dwuznaczność karła na przykład).

Podziwiam wyobraźnię. Po raz kolejny stwierdzam, że moje sny są strasznie logiczne i właściwie nudne. Że na początku snu miałam dwie pary butów, a później jakoś się zapodziały i szłam boso. Gdzie mi tam do wywiadu z gwiazdą…

Babska logika rządzi!

Łał, jestem pod wrażeniem, dla mnie najlepszy do tej pory tekst, ale nie przeczytałam jeszcze wszystkich, czytam w kolejności ich wystawienia. Brawo. Nie sprawdziłam też czy jest już w bibliotece czy nie, ale jeśli nie, to dam kliczka. 

Baska.Szczepanowska – cieszę się, że dotrwałaś do końca. :)

 

Finklo, moje sny są za to zbyt dziwne. XD Odnośnie butów, śniłam niedawno, że jestem w wielkim sklepie z butami, a tam była impreza, przy stole kolega z liceum, który cały czas opowiadał jeden żart jak robot. Podeszłam do miejsca z moim imieniem, ale przeniosło mnie do lasu razem z całą imprezą. Patrzę – a ludzie przy stole to kukły bez twarzy. W drzwiach (choć ścian już nie było) stoi Myszka Minnie i zachęca do kupowania butów, które wiszą na drzewach. Oglądam buty, a las się zapada, tworzy wielką kołdrę, więc łapię kapcie do spania i przykrywam się kołdrą z lasu. Więcej nie pamiętam. :D

 

 

Łał, jestem pod wrażeniem, dla mnie najlepszy do tej pory tekst, ale nie przeczytałam jeszcze wszystkich, czytam w kolejności ich wystawienia.

Nova – dziękuję. :) Też czytam w kolejności wystawienia, konkurs jest świetny, jeśli chodzi o różne spojrzenia na absurdalne wydarzenia.

Hej,

 

pod moim opkiem napisałaś, że jest jednym z najnormalniejszych. Teraz to czuję, zwłaszcza w kontraście do Twojego :P Ja ze swoim dość logicznym umysłem mam trudności w poruszaniu się po absurdach, a tutaj jest ich sporo.

 

I żadne z powyższych nie jest zarzutem, wprost przeciwnie – podziwiam wyobraźnię i umiejętność stworzenia z tego zgrabnej całości – wymagało to zarówno dobrej techniki (a tekst napisany jest bdb), jak i kreatywności. To naprawdę imponujące, że potrafisz stworzyć coś takiego ze swobodą i lekkością.

 

I chociaż czytanie tekstów na “Obłędnię” jest dla mnie wyzwaniem, bo nie są to opka, po które normalnie bym sięgnęła, jest coś nowego w tym doswiadczeniu :P

 

Hej!

 

Teraz to czuję, zwłaszcza w kontraście do Twojego :P

XD

 

Dziękuję za komentarz. ;) Myślę, że takie konkursy pokazują, jak się fajnie różnimy właśnie w kontekście tego podejścia do tworzenia tekstów w obrębie jednego gatunku. Przy zwyczajnych konkursach różnice są bardziej płynne i mniej dostrzegalne. A tutaj – no co tekst to inne podejście, zupełnie inny rodzaj szaleństwa. :D

 

Na pewno na koniec postaram się podsumować wszystkie teksty, a jak starczy mi czasu, pobawię się w różne zestawienia. :)

Bardzo inteligentny erotyk astropsychogonadalny. Płeć bohatera / pohaterki fika parę kozłów, klimat snu nie pozwala uporządkować znaczeń, co jest przeszłością, co przyszłością, kto, gdzie i kiedy, która gwiazda jest tylko wspomnieniem, a która ozdobą, kto chciał basen, a kto skąpał się w międzygwiezdnym promieniowaniu…

Mamy tu do czynienia z przepływem emocji bardzo silnym – jeśli damy się mu porwać, nieważnym staje się absurdalność pewnych zestawień – całość ma kształt terapii, gdzie przez odmęty dzieciństwa, zmianę płci, amnezję – za sprawą marzeń, przygód sennych i alkoholowego zamroczenia – dochodzimy do jakiejś koncepcji jedni, do kulisto-sferycznej pełni, choć czasem pustej, czasem skarlałej – jednak oddziałującej mocno, bo poruszającej ogólnoludzkie nuty.

 

Wybór. To słowo, którego unikam.

 

Mógłbym cytować wiele tekstów z tego dzieła, ale wybrałem tylko to.

Wybory męczą, kosztują, są trudne. Uciekamy od tych trudności – o wiele łatwiej jest żyć na automacie. Nie zastanawiać się, nie zagłębiać – prześlizgiwać po powierzchni.

Autorka tutaj jednak nam nie odpuszcza, nie prześlizguje się po powierzchni – w warstwie bezpośredniej mamy sen, w którym poszczególne obrazy wynikają ze sobą na zasadzie emocjonalnej a nie logicznej – ale głębiej jest pytanie o sens i o to, czy ten wybór, który mamy, jest rzeczywiście naszym wyborem? Czy to rodzice nas ukształtowali? A ich – ich rodzice? Czy teraz, gdy są starzy i schorowani – mamy prawo mieć do nich pretensje o to, że zmienili nam płeć wbrew woli? Zresztą o jakiej można mówić woli, skoro mieliśmy osiem lat?

Mam wrażenie, że utwór jest prawdziwy, zadzwiająco prawdziwy, jak na tekst tak mocno stojący absurdami.

Wspomniane tu było:

 

fanthomas

Ciekawe, że nawet elementy biografii autora obrazu tutaj wplotłaś.

 

A ja mam wrażenie, że autorka musiała czerpać też ze skarbca własnej autobiografii, by uczynić utwór tak mocno prawdziwym (oczywiście, wcale tak być nie musiało, może tu wystarczył dar obserwacji, bardzo szczegółowej, wnikliwej obserwacji rzeczywistości).

Humor – również absurdalny – ale do mnie dociera.

 

Całość – pomysł, fabułę, wykonanie – oceniam bardzo wysoko.

 

Kliknąłbym, ale już naklikane.

entropia nigdy nie maleje

Tak ładnie napisałeś o moim opowiadaniu, że nie wiem, co odpisać. :) 

 

Lubię trudne wybory w tekstach, czy to pisząc o nich sama, czy to czytając u innych – to coś takiego, co zostaje w nas, naznacza, nie pozwala zapomnieć. Bo nigdy nie mamy pewności. I nie istnieje (na razie?) cofanie w czasie. 

 

zasadzie emocjonalnej a nie logicznej

Bo ja z logiką mam niewiele wspólnego, a z forum wiem, że jestem emocjoholikiem. 

 

Mam wrażenie, że utwór jest prawdziwy, zadzwiająco prawdziwy, jak na tekst tak mocno stojący absurdami.

Dziękuję za ten rozbudowany komentarz. I bardzo cieszy mnie, że gdzieś pod tymi utkanymi przeze mnie absurdami, dałeś radę wyłowić moje przesłania i myśli, które dość luźno porozrzucane po tekście, łączą się w całość. 

 

A ja mam wrażenie, że autorka musiała czerpać też ze skarbca własnej autobiografii,

Zazwyczaj staram się, żeby bohaterowie byli ode mnie różni, żeby ich życie nie łączyło się z moim, żeby ich lęki/pragnienia, nie były tożsame. A skoro wyszło naturalnie – to dla mnie miły komplement. :) 

 

Humor mam specyficzny, więc fajnie, że trafiał. :D

 

Dziękuję za tak wnikliwy komentarz, 

pozdrawiam serdecznie, 

Ananke

Pozytywy w komentarzu jak najbardziej zasłużone, zresztą – wiele rzeczy pominąłem – jak na przykład wątki ekologiczne – bo utwór jest bogaty, można by go rozkładać na części pierwsze.

Sporo rodzynek tam wrzuciłaś :D

 

Pozdrawiam równie serdecznie,

Jim

entropia nigdy nie maleje

Różne rzeczy się tam znalazły, można powiedzieć, że jest jak sernik z rodzynkami. :D 

 

Co do ekologii, nadchodzi popularne święto i kolejne tony plastiku… 

Po pierwsze cudownie szalony tytuł, który stanowi ciekawą zapowiedź tego, co czeka czytelnika dalej. A dalej to już zupełne szaleństwo, koleś zamieniony w karła, gwiazda, która czuje się planetą, szybowanie po kosmosie i podsłuchiwanie rozmów Saturna i Urana… Muszę przyznać, że masz świetne pomysły. Opisy mi się również podobały, sprawnie się posługujesz słowami. Wydarzenia w tekście czasami wydawały mi się losowe, ale ostatecznie tekst złożył się w jedną całość, logiczną na swój sposób. Podobało się!

Ciekawy obraz, zastanawiałam się czy dama chowa sekrety, czy przeciwnie, wyciągając je wyciągając je z sekretnego kuferka. Może je pośpiesznie wykrada?

 

O, teraz już wiem! XD Bardzo mi się podobało, pomysł, klimat i całość fajnie poprowadzona, w tym, refleksje bohatera, które popychają akcje. To wydaje się takie naturalne w surrealiźmie, absurdzie, logice snu i obłędni. A, tajemnice wywiadu i kontrwywiadu zostały odkryte. :-)) Kupiło mnie naturalne wyjaśnienie odnoszące się do obrazu i hasła. Odjechane, lecz oczywiste. 

Opko zdecydowanie piórkowe z jednym mankamentem – wymagałoby ciut wygładzenia pod kątem: technicznym, tj, redakcyjnym, kilka przykładów podałam poniżej oraz przyjrzenia się, które z "gadżetów" niezbyt wiele wnoszą do całości, aby nie przytłaczać ich liczbą, gdyż miejscami się to zdarza.

 

Drobiazgi:

,rozchodzi się na salon z prędkością światła.

przez?

,Dwie osoby szarpią za lalkę, aż wyrywają jej nogi

Chyba "szarpać kogo/coś"? Gdyby sformułowanie było w dialogu lub myślach bohatera – ok, lecz pojawia się w narracji. Narrację prowadzisz w czasie teraźniejszym, wysycasz refleksjami prowadzonymi na bieżąco przez postać, jednakże jest tam również trzeci pkt widzenia, narratorski.

,Uśmiechnięta kobieta, one zawsze mają uśmiech. Robiłem takie gwiazdom porno, kuszące i rozciągnięte.

Tu chyba jakiś kiks z odmianą. Odnosisz do uśmiechu, ust czy gwiazd porno?

 

Powodzenia w konkursie. Dla mnie, najlepsze opko do tej pory w konkursie.

pzd srd :-)

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Po pierwsze cudownie szalony tytuł, który stanowi ciekawą zapowiedź tego, co czeka czytelnika dalej. 

Sonato,

dopiero później przypomniałam sobie, że znaczek +18 może trochę zmylić i sprawić, że nie każdy zajrzy, bojąc się zbyt perwersyjnego opowiadania. XD

Dziękuję za komentarz, cieszę się, że opowiadanie było na tyle szalone, żeby zaciekawić i na tyle zrozumiałe, żeby te wszystkie przypadkowe momenty połączyły się w całość. :)

 

 

 

Asylum,

Ciekawy obraz, zastanawiałam się czy dama chowa sekrety, czy przeciwnie, wyciągając je wyciągając je z sekretnego kuferka. Może je pośpiesznie wykrada?

O widzisz, interpretacja jest też w tytule, bo to “Keeping secrets”. :D

 

wymagałoby ciut wygładzenia pod kątem: technicznym, tj, redakcyjnym

Muszę jeszcze raz przeczytać, żeby trochę wyłapać. ;)

 

A, tajemnice wywiadu i kontrwywiadu zostały odkryte. :-))

To super, że wszystko się wyjaśniło, bo gdzieś tam mignęło mi, że nie każdy zrozumiał, więc początkowo trochę obawiałam się, że może być zbyt zakręcone, jak to u mnie. :D

 

Dziękuję za komentarz, błędy poprawię od razu (o ile portal pozwoli, bo ostatnio mam coś pecha…). , Bardzo miło, że wskazałaś błędy. heart Jedynie zastanawiam się z tym salonem, przez salon czy po salonie? Jak ten dźwięk może się rozchodzić? Zmieniłam na Twoją wersję, ale jeszcze się tak zastanawiam… :) Mówi się, że dźwięk niesie się po wodzie, więc może po salonie też będzie okej? Czy już nie? 

 

Edycja: błędy oczywiście poprawiłam. :) 

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję, Anet. :) Cieszę się, że nie przytłoczyło. :)

Leżało w kolejce, bo teksty z “Obłędni” są za trudne dla mnie, nawet gdy czytają się łatwo jak Twój. Muszę mieć długie przerwy między nimi. Jeżeli Twój tekst jest zmyślony na potrzeby konkursu, to myślę, że nigdy Cię nie doścignę, nawet nie będę próbował. Jeżeli jest odbiciem snów, to tym bardziej, bo nic takiego mi się nie śniło, żeby napisać o tym. :)

Wiem coś o tym, wszystkie przeczytałam i to w dość bliskim odstępie, w pewnym momencie można dostać kręćka. :D

Dziękuję za przybycie i komentarz. :) 

Tekst jest zmyślony na konkurs, ale sny też mam dość dziwne. :) 

Najdziwniejszy jest sen, w którym jesteśmy wszyscy.

Ktokolwiek nas śni, chciałbym wiedzieć, kiedy się wreszcie przebudzi z tego koszmaru?

entropia nigdy nie maleje

Jak to mówili: La vida es sueno… Albo jakoś tak, bo pamięć może zawodzić. ;) 

Wszystko zależy, jaki to gatunek. :) 

 

Nowa Fantastyka