- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Chimera

Chimera

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Chimera

Leżę i snuję obrzydliwe fantazje.

Woda z żeliwnej wanny wylałaby się, gdybym choćby drgnęła. Czysta, gdyż i ja taka jestem – nieskazitelna istota, calutka zanurzona, jedynie z twarzą na wierzchu niczym nenufar w zastygłym stawie. Zroszone policzki przeciął spazm złości, kiedy przypomniałam sobie ostatnią wiadomość od Marka. Rozchyliłam powieki i w lustrze wiszącym na suficie ujrzałam swe gniewne spojrzenie – zapowiedź kolejnego dramatu; kurtyna w górę. Będę jątrzyć, szczypać, dźgać, a wszystko po to, aby poczuł najdotkliwszy ból. Nauczy się, że za pewne zachowania płaci się cenę. Wytresuję go jak szczura w cyrku.

Kiedy wstaję, me cudowne ciało odbija się w lustrach. Cała łazienka jest upstrzona zwierciadłami, większymi i mniejszymi, w których mogę napawać się własną doskonałością. Gładka, kształtna, zasługuję na najlepsze traktowanie. Każdy by mnie chciał. Każdy wybaczy mi największe przewiny.

Po wysuszeniu ręcznikiem zabieram się za pielęgnację tego, co we mnie najlepsze. Najpierw stosuję różne kremy, nawilżające, ujędrniające, rozświetlające, niemalże z namaszczeniem wykonując smukłymi dłońmi półkoliste ruchy tu i tam. Och, ach, przechodzi mnie dreszcz rozkoszy, gdy palcami przejeżdżam tuż przy mej różowości, tej niebezpiecznej, wilgotniejącej, pachnącej miodem pułapce na samców.

Sarnie oczy nieruchomieją, bo właśnie przed jednym z luster robię im odpowiednią oprawę. Czarną, powabną niby pończochy, które wsunę przed wyjściem na spotkanie z Markiem.

Przez głowę przelatują mi obrazy. Jego niezadowolenia, kiedy powiedziałam, że powinien mnie traktować z większym szacunkiem. Smutnej minki, robionej ewidentnie po to, by mną manipulować, bym się podporządkowała, spełniała jego zachcianki, każdy najmniejszy kaprys ubrany w płaszczyk słów takich jak empatia, troska, zaufanie i przywiązanie. Egoista! Aż mnie skręca z nagłej wściekłości i drżącą dłonią rozmazuję tusz na policzku. Klnę w myślach na Marka, biorę głębszy oddech na uspokojenie i poprawiam. To dzieło sztuki, którym jestem.

Już umalowana i uczesana jak lalka Barbie, przed największym lustrem w salonie przymierzam kolejne kreacje. Nie tylko chcę wyglądać perfekcyjnie, pragnę również, by ubiór wyeksponował mój nastrój – seksualnie drapieżny i zarazem wyrażający dystans większy niż z Paryża do Grenlandii. Taką kobietą jestem, obfitującą w sprzeczności, w wewnętrzne konflikty, kontrasty siejące chaos w percepcji mężczyzn.

Wreszcie. Poza pończochami zakładam opinającą ciało mocno niczym boa dusiciel czerwoną sukienkę. Sięga tuż poniżej pośladków. Idealnie! Do tego narzucam na ramiona czarną kurteczkę, wskakuję w koturny – najświeższy nabytek – po czym opuszczam mieszkanie. Sunąc przez miasto, ściągam na siebie spojrzenia, głodne samców, oceniające zagrożenie samic.

Chwilę później powłóczysty ruch kibici przenoszę na kieliszek czerwonego wina. Chybotliwy w mej dłoni, na moment hipnotyzuje Marka. Zatrzymuje go w czasie, jakby był skarabeuszem. A przecież to tylko bezbronny robaczek. Spoglądam na talerz i uśmiecham się do niego. Czułki poruszają się w przepraszającym geście. Za brak zainteresowania moją osobą. Wybacz mi, że cię zdradziłem, zdaje się mówić. Za późno, mój drogi, myślę z triumfem, biorąc kęs leżącej obok niego ryby.

Fantazję rozwiewa silny podmuch wiatru. Szczelniej opinam się kurteczką i przyspieszam. Chcę się spóźnić, żeby dać mu nauczkę, lecz nie za bardzo. Jeszcze sobie pójdzie.

Przestaję zauważać, że ściągam na siebie uwagę innych ludzi. Nie obchodzi mnie to teraz, gdyż skupiam się na kolejnych wyobrażeniach tego, jak będzie wyglądać nasza karna randka. Snuję cudownie okrutne wizje.

Oto jedna z nich. Widzę Marka poważnie chorego, błagającego, żebym zamieszkała z nim i się biedactwem zaopiekowała. Upiwszy solidny łyk wina, odmawiam i tłumaczę, iż mam zaplanowany cały tydzień; wernisaże, spotkania, zakupy modowe, tete-a-tete z kolegą z pracy. Karmię się jego bólem. I wtedy kieliszek wypada mi z dłoni. Szkło tłucze się na podłodze, wino chlapie i bryzga.

Niespodziewanie znów jestem w łazience. Zatem nawet okres przygotowań do spotkania był mą fantazją. Tak naprawdę również on, Marek, ją stanowił. Znałam go z pracy, czasem się mijaliśmy, bywało, że wymieniliśmy zdanie lub dwa. On chciał nawiązać ze mną głębszy kontakt, lecz nie potrafiłam się otworzyć. Trzymałam go na dystans, zarazem jednak nie pozwalając urwać się z tej cienkiej nitki beznadziejnej zażyłości, wytworzonej z tych paru słów w miesiącu, paru spojrzeń słanych spod gęstych rzęs, kilku kokieteryjnych zaczepek w mediach społecznościowych.

Nie znałam go, lecz już nienawidziłam. Bezczelnie zaczął spotykać się z inną kobietą. Czułam, że mi się wymyka. Musiałam jakoś zakończyć więc mój związek. W głowie, symbolicznie, inaczej się już nie dało. Cały misterny plan runął w gruzach. A właściwie w lustrzanym szkle, które popękało i spadło do wanny, kiedy we wściekłości ryknęłam niczym harpia.

Koniec

Komentarze

Podoba mi się wielowymiarowość bohaterki, to że prezentujesz wszelkie nastroje i emocje.

Przyjemnie się czytało, natomiast twist, choć zaskakujący, trochę mnie mnie rozczarowało. Liczyłam, że coś się stanie. Czekałam na wyjaśnienie obecności luster wszędzie dokoła.

Przedstawienie relacji z Markiem, troszkę dla mnie za płytkie.

Fajnie opisane emocje i nastroje. Szkoda jednak, że to wszystko okazało się fantazją – to jest bardzo rozczarowujące :(

Bolesne zderzenie fantazji i rzeczywistości, szkoda że pozbawione fantastyki. Finał, niestety, zawodzi.

 

Cała ła­zien­ka jest upstrzo­na zwier­cia­dła­mi, więk­szy­mi i mniej­szy­mi, w któ­rych mogę na­pa­wać się wła­sną do­sko­na­ło­ścią. ->Obawiam się, że zwierciadła nie mogą upstrzyć łazienki.

Umiała wchodzić w lustra? W lustrze można się zobaczyć, ale w lustrze nie można się napawać.

Proponuję: Cała ła­zien­ka jest obwieszona zwier­cia­dła­mi, więk­szy­mi i mniej­szy­mi, dzięki którym mogę na­pa­wać się wła­sną do­sko­na­ło­ścią.

 

za­bie­ram się za pie­lę­gna­cję tego… → …za­bie­ram się do pielęgnacji tego…

 

Spo­glą­dam na ta­lerz i uśmie­cham się do niego. → Uśmiecha się do talerza?

 

Czuł­ki po­ru­sza­ją się w prze­pra­sza­ją­cym ge­ście. → Gesty wykonuje się rękami/ dłońmi, nie czułkami.

 

te­te-a-te­te z ko­le­gą z pracy. → …tête-à-tête z ko­le­gą z pracy.

 

Szkło tłu­cze się na pod­ło­dze, wino chla­pie i bry­zga.Chlapaćbryzgać to synonimy, znaczą to samo.

Cześć, Anonimie!

 

To ja, Twój piątkowy dyżurny!

W pierwszym akapicie wykorzystujesz wszystkie 3 czasy – trochę dezorientujące. Wyrzuciłby czas przeszły i to mogłoby się spiąć.

Za brak zainteresowania moją osobą. Wybacz mi, że cię zdradziłem, zdaje się mówić. Za późno, mój drogi, myślę z triumfem, biorąc kęs leżącej obok niego ryby.

Jest tu swego rodzaju dialog. Może nie klasyczny, więc wstrzymałbym się przed standardowym zapisem, ale powrzucałbym poszczególne “wypowiedzi” do nowych linijek – dla przejrzystości.

A po przeczytaniu trochę ciśnie mi się na usta “no i?”

Fajnie żarło z początku i nagle się okazuje, że to tylko fantazja. Ani tu fantastyki, ani wydarzeń, ot, sobie bohaterka powyobrażała trochę. Zawsze chcemy czytać o kimś, kto działa. Wyobrażać potrafimy sobie sami ;)

 

Pozdrówka!

Intrygujące przedstawienie bohaterki, zwłaszcza końcowa konfrontacja z rzeczywistością. Acz, jak słusznie zauważył Krokus – nie raz i nie dwa łatwo się pogubić przez rząglowanie czasami. Ale tekst na koniec trafia tam, gdzie trzeba.

Intrygujące przedstawienie bohaterki, zwłaszcza końcowa konfrontacja z rzeczywistością. Acz, jak słusznie zauważył Krokus – nie raz i nie dwa łatwo się pogubić przez rząglowanie czasami. Ale tekst na koniec trafia tam, gdzie trzeba.

Nowa Fantastyka