- Opowiadanie: Pkapka - Bestiariusz - HENRYK

Bestiariusz - HENRYK

Kolejna postać z Bestiariusza –  przed Państwem Henryk. 

Bestiariusz to projekt, które rozpoczęłyśmy w długie, pandemiczne wieczory. Zamknięte – każda w swoim domu – stworzyłyśmy księgę Stworzeń, które pomogły nam przetrwać i nie zwariować. Moja przyjaciółka podsyłała mi narysowane przez siebie postaci, a ja pisałam do nich krótkie opowiadania. Założyłam sobie, że historia musi się zmieścić na jednej stronie a4. 

Teraz uznałyśmy, że czas wypuścić je w świat :) 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Bestiariusz - HENRYK

 

Gromada: Skrzydłowce

Gatunek: Jednohumorniak Zielonoskrzydły

Imię: Henryk 

 

Zaczęło się jakiś tydzień wcześniej, od mrowienia w dużym palcu lewej stopy. Zignorował je, bo nie było szczególnie dokuczliwe, a poza tym szybko minęło. Dwa dni później, gdy kładł się spać, poczuł, że zaczyna łaskotać go ciało. Najdziwniejsze było to, że łaskotało od środka. Tak, jakby w żołądku i jelitach maszerowały dwie armie mrówek, które nie mogą się zdecydować, w którym miejscu rozegrać decydującą bitwę.

Henryk najpierw niespokojnie ruszał nogami, potem zaczął się wiercić, a po chwili wił się na swojej połowie łóżka, jęcząc cicho w poduszkę. Żona podniosła oczy znad książki.

– Zaparzę ci ziółek – powiedziała po prostu.

Tego ranka wiedział już na pewno – zmieniał się. Jednohumorniaki zielonoskrzydłe, gatunek, do którego należał, tak miały. Nie powinien się więc dziwić; raz na kilka, a czasami nawet kilkadziesiąt lat, zmieniał im się nastrój. Na długo. Było to bardzo wygodne i jednohumorniaki bardzo to sobie ceniły. Zmienność, nagłe popadanie z jednego stanu w drugi, humorzastość były im całkowicie obce. Wiadomo było, że jak ktoś jest wesołkiem, to dobry humor i skłonność do psikusów nie opuszczą go przez lata.

A jak należy do rozsądnych i statecznych, to taki, jaki był wczoraj będzie i dziś, i jutro i za miesiąc na pewno też.

Henryk był do tej pory optymistą, zdecydowanie częściej patrzącym wprzód, niż wspominającym minione lata. Szefowie bardzo cenili tę cechę. To dzięki niej konstruowane przez niego skomplikowane maszyny do dalekich obserwacji Czasów Nadchodzących nie miały sobie równych.

A teraz się zmieniał. Nie wiedział jeszcze jak. I co spowodowało ten proces.

Zaczął robić rzeczy, które wcześniej nie przychodziły mu do głowy. Na przykład leżał na plecach w trawie i obserwował, jak wiatr fruwa między liśćmi brzozy. Zachwycało go, jak migoczą w świetle słońca. Godzinami mógł przeglądać stare fotografie, na których jego Mała Wera była naprawdę mała i noszenie jej nie sprawiało mu żadnego wysiłku. Wspominał dawne czasy. Moment, gdy siedział, szlifując okular nowego teleskopu i dowiedział się, że będzie miał córkę. Delikatny szum, który powstawał, gdy ruszała się we wnętrzu swojej skorupki. Dzień, w którym pojawiła się na świecie.

Wszystkie te wspomnienia sprawiały mu nieopisaną radość. Zawsze jednak dochodził do chwili, po której niczego dalej nie mógł sobie przypomnieć. Pamiętał rysę na okularze, która powstała przez nieuwagę po tym, jak żona powiedziała mu o Małej Werze. I że następne dni spędził szlifując soczewkę pieczołowicie, aby się jej pozbyć. Ale co było potem? Tego nie mógł sobie przypomnieć. Albo szum. Słyszał go, przykładając ucho do ogrzewanej przez żonę skorupki. A co działo się później?

Gdy czegoś nie pamiętał, zamęczał pytaniami żonę. Ta najpierw cierpliwie odpowiadała, przyglądając mu się podejrzliwie. No jak to, pracowałeś. Poleciałeś, konferencji było wtedy mnóstwo, Czasy Nadchodzące nadchodziły szybciej niż wychodziło wam z obliczeń. A potem nie chciała go już słuchać. Zaczęła odganiać się od Henryka jak od natrętnej muchy. Aż wreszcie wysłała go do Milczącej Ewy.

Henryk początkowo się ociągał. Czuł, co go tam spotka. Nie chciał dopuścić do siebie tej myśli, ale ona kąsała uporczywie: wiesz, wiesz, wiesz, co napisze Ewa. W pewien piątkowy wieczór, gdy poczuł, że sam już siebie nie zniesie ani chwili dłużej, pofrunął na Skraj, do małej chatki.

– Henryku, żal, żal lat utraconych. I nostalgia – przeczytał nabazgrane na małym liściu kluzji.

 

Koniec

Komentarze

Hej 

Może jestem w błędzie, ale wydaje mi się, że bestiariusz ( po dwóch pierwszych okazach ;)) ma na celu zobrazować nastroje, uczucia, cechy ludzkie, które gdzieś nami miotają, a na które nie mamy czasem wpływu :). Niczym dziwne stworu, które zakradły się do naszego wnętrza:). 

 

A jeśli chodzi o HENRYKA to znak kilku takich, a dzięki szortowi już wiem jak ich sklasyfikować ;). 

 

Pozdrawiam :)

 

P.S. Kolejny świetny rysunek :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dziękujemy, bardzo!!!

Dla mnie to było zupełnie nowe doświadczenie – oprócz kilu opowiadań w odległych czasach, nigdy nie pisałam czegoś podobnego. Pracuje w słowie i ze słowem całe zawodowe życie, ale raczej opisuję rzeczywistość, a nie skomplikowane życie wewnętrzne innych stworzeń. A tu jeszcze mam rysunek typa i muszę się zorientować, kim on w ogóle jest! No i na dodatek musi się ze mną zgodzić współmatka, która go (lub ją) narysowała…

 

Każdą interpretację kupuję. A Henryków też paru znam ;)

Miło, że wpadłaś z Heńkiem na mój dyżur. Nie jest tak zabawny jak poprzedni kolega, ale skłania do rozważań o związkach i ludzkiej naturze.

ładnie się uzupełniacie z ilustratorką.

Lożanka bezprenumeratowa

Pięknie napisane. Głębokie i nastrojowe. Wachlarz uczuć i skomplikowana relacja ze swoim własnym życiem.

Pozdrawiam!

Bardzo sympatyczna lektura – pomysłowy, ładnie napisany tekst ze świetną ilustracją, intrygujący i refleksyjny w warstwie treściowej. Podobało mi się,

ninedin.home.blog

Ambush, chalbarczyk, ninedin – dziękujemy!

E no, bardzo ładny szorciak. I pomysł świetny!

A obrazek to już w ogóle mnie ujął. Ja tu widzę, właśnie, nostalgię za czasami przeminionymi, taki kryzys wieku średniego czy też późniejszy, w którym człowiek spogląda w przeszłość i widzi rzeczy, które go ominęły.

A se kliknę do biblioteki ^^

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Dopiero co odwiedzałam Ente, a tu, ku mojej uciesze, od razu kolejny stwór ^^

Bardzo fajnie wybrzmiewa melancholia w tej historii. Jest nastrojowo i ciekawie. Patrząc na oblicze Henryka po przeczytaniu tekstu ma się go ochotę wręcz przytulić albo chociaż poklepać życzliwie po skrzydle.

Podoba mi się wasza współpraca w ogóle – pomysłowo bardzo i widać, że wasze wizje na ten projekt są spójne. Twoja przyjaciółka umie w kredki! Klimatyczne, piękne rysunki. Mam nadzieję, że dużo jeszcze macie tych bestii tam : >

Pkapko, zastanawiam się, dlaczego katalog Waszych osobliwych postaci nazwałyście bestiariuszem, podczas gdy ani Ente, ani Henryk, choć są dość osobliwi, bestii w niczym nie przypominają.

Bardzo podobają mi się ilustracje.

Wykonanie mogłoby być nieco lepsze.

 

zde­cy­do­wa­nie czę­ściej pa­trzą­cym wprzód… → …zde­cy­do­wa­nie czę­ściej pa­trzą­cym w przód

Sprawdź znaczenie słowa wprzód.

 

Za­czął robić rze­czy, które wcze­śniej nie przy­cho­dzi­ły mu do głowy. → W jaki sposób rzeczy przychodzą do głowy?

A może: Za­czął robić rze­czy, o których wcześniej w ogóle nie myślał.

 

i no­sze­nie jej nie spra­wia­ło mu żad­ne­go wy­sił­ku. → Raczej: …i no­sze­nie jej nie wymagało żad­ne­go wy­sił­ku. Lub: …i no­sze­nie jej nie spra­wia­ło mu żad­ne­go trudu.

 

Za­czę­ła od­ga­niać się od Hen­ry­ka jak od na­tręt­nej muchy. → Obawiam się, że nie można odganiać się od kogoś.

Proponuję: Za­czę­ła oga­niać się od Hen­ry­ka jak od na­tręt­nej muchy. Lub: Za­czę­ła od­ga­niać Hen­ry­ka jak natrętną muchę.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dobry wieczór!

 

Puściłem sobie jakieś straszliwe chopinowskie dźwięki z radia. Opowiadanie jest dość wesołe, ale taka muzyka nadała mu więcej dramaturgii w moim odczuciu. Chociaż nadal było wesoło, więc prawdopodobnie tekst jest stylowo ubarwiony na tyle, że nie jest w stanie komuś napsuć humoru.

 

Postać nie jest chyba człowiekiem, ale z racji dość ludzkich sytuacji byłem ciągle przekonany, że ktoś dość bliski człowieczeństwu przemienia się. Ciekawie wygląda to jajko, którym się opiekują i nieuchronna ucieczka, która stoi nieco w przeciwieństwie do potrzeby opieki. Cóż, bywają takie stworzenia. Zjadają się czasem nawet nawzajem. Taki odlatujący ptasio-podobny mężczyzna kojarzy mi się nieodzownie z tym co pisał Brunon Schulz w swojej twórczości.

 

Kilka rzeczy mi wpadło w oko:

 

Czasy Nadchodzące nadchodziły szybciej niż wychodziło wam z obliczeń.

Trochę dużo tutaj tych wychodków :)

 

I że następne dni spędził szlifując soczewkę pieczołowicie, aby się jej pozbyć.

Zrozumiałem, że szlifując usiłował zatrzeć rysę, ale ze zdania wynika jakby chciał tak pieczołowicie szlifować, by zlikwidować samą soczewkę. Chyba nie chciał sabotować swojej własnej pracy?

 

– Henryku, żal, żal lat utraconych. I nostalgia – przeczytał nabazgrane na małym liściu kluzji.

Jest to dość specyficzne potoczne wyrażenie. Trudno stwierdzić precyzyjnie jaką funkcję pełni owo “nabazgrane”. Brzmi jakby brakowało czegoś, co zostało nabazgrane. Nie do końca czuję jakby rolę brakującego tutaj wyrazu np. “słowa” – “nabazgrane słowa” wypełniał tekst poprzedzający didaskalia.

 

Poza tym jest klimat, jakiś niepokój. Tekst też mnie uniósł, jak bym miał odlecieć z ptaszyskami. Ma kilka usterek w zdaniach, które można poprawić. Brakuje mi też nieco więcej wyjaśnienia kwestii istotnych, np. “Czasy Nadchodzące”, “Skraj” pisany wielką literą, ale nie dający się w pełni odczytać jako nazwa własna (nie wiem czy to skraj pisany wielką przez przypadek, czy jakaś kraina). Być może jest to wyjaśnione w serii, o której wspominasz, ale tutaj owe Czasy Nadchodzące wydają się być ważnym nawiązaniem, ale same w sobie nie wnoszą wystarczająco dużo do tekstu. Fajnie się czyta, jest pociągająco, ale po dłuższym namyśle sądzę, że jeśli jest to diament, to lekko nieoszlifowany :).

 

 

To drugi Wasz tekst, który czytałem i oglądałem z przyjemnością. :)

Cześć!

 

Niby takie beztroskie i pogodne, ale gdzieś w głębi czai się melancholia, gotowa pożreć czytelnika. Zacny sposób walki z pandemią, bardzo obrazowo (nie mylić z obrazkiem) przedstawiłaś bohatera. Ilustracja dobrze dopełnia całości. Żal utraconych lat… gdzie był, co robił, goniąc czasy nadchodzące? Bardzo nastrojowe opowiadanie, udana – jak dla mnie – alegoria dorosłości i całego tego zabiegania, przez które czas coraz bardziej przecieka.

 

Pozdrawiam i wysyłam do biblioteki

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Dziękujemy za Wasze opinie i zdania :) 

 

Te historyjki nie są częścią większej całości. Są po prostu kawałkami o postaciach, które pozwoliły mi się opisać – oraz jakiś trudny czy ciekawy moment w ich życiach.

Wszyscy i wszystkie powiedzieli dokładnie tyle, ile chcieli, a ja nie mogłam być za bardzo wścibska i wypytywać. Czułam, że wtedy w ogóle zamilkną. 

Nie mam pojęcia, czym są Czasy Nadchodzące, ani gdzie leży Skraj – to wie tylko Henryk i inny postaci, żyjące w jego świecie. 

 

Te historyjki to małe impresje, bez wielkich ambicji. Jeśli miło się je czyta, a na dodatek coś poruszają – to cudnie. O to chodziło. 

Tak, rzeczywiście miło się czyta te “małe impresje, bez wielkich ambicji” ;-)

Obie z koleżanką tworzycie postacie barwne, dające do myślenia.

A mi się bardzo spodobała konkluzja na małym liściu kluzji.

entropia nigdy nie maleje

Fajne, przyjemnie się czytało. Ile charakterystyk utworzyłaś/utworzyłyście do tej pory?

Nowa Fantastyka