- Opowiadanie: cezary_cezary - Zaserwujemy ich panu wyjątkowo

Zaserwujemy ich panu wyjątkowo

To już mój drugi tekst w przeciągu dwóch dni. Tym razem coś spontanicznego, napisanego w godzinę pod wpływem koncepcji, która mi się pojawiła w drodze do pracy. Tytuł shorta i pewien ogólny zarys koncepcji zainspirowany jest opowiadaniem Neila Gaimana – "Załatwimy ich panu hurtowo".

 

Starałem się żeby nie było literówek i innych błędów, ale jestem jeszcze nowy w te klocki, więc uprzejmie proszę o wyrozumiałość :) W tekście znajdują się śladowe ilości wulgaryzmów, na co uczulam.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Zaserwujemy ich panu wyjątkowo

Wysiadłem z samochodu i niespiesznym krokiem ruszyłem w kierunku dzisiejszego celu.

 

Restauracja „Prawdziwa”. Istny gastronomiczny hit w naszym mieście. Zresztą, jaki tam hit? Wręcz pierdolony fenomen. Swoją działalność rozpoczęła około roku temu i praktycznie z miejsca podbiła całą kulinarną scenę Stolicy. Miejsce było nie tylko modne w sensie, że wypadało tam bywać. Przede wszystkim kluczem do jego sukcesu okazały się wyjątkowe, wręcz niezwykłe dania – wspaniale podane, pyszne oraz intrygująco nazwane.

 

W ubiegłym tygodniu mojemu zleceniodawcy zaserwowano owocową zupę krem z babci oraz steki siostrzane. Dania były niezrównane wręcz w smaku, o prezentacji stanowiącej szczytowy efekt szlachetnej sztuki kulinarnej. Dbałość o detale, idealna wręcz kompozycja. Tak wyglądał właśnie przepis na udaną ucztę. I pewnie na doznaniach smakowych i estetycznych cały temat by się zakończył, gdyby nie jeden, drobny szczegół. Następnego dnia okazało się bowiem, że zarówno babcia jak i siostra zleceniodawcy zwyczajnie zniknęły. Bez żadnego ostrzeżenia, bez powodu.

 

Oczywiście, przypadki się zdarzają, nawet te przykre, czy wręcz makabryczne. Jednak w ostatnim czasie podobne zniknięcia powtórzyły się kilkukrotnie, a jedynym wspólnym mianownikiem była właśnie „Prawdziwa”.

 

***

Otworzyłem drzwi do restauracji i przekroczyłem próg. Przy samym wejściu stała, wyjątkowej urody, uśmiechnięta kelnerka. Miała śniadą cerę, idealne wręcz kształty i długie, piękne blond włosy. Dziewczyna z gatunku zapadających w pamięć na długo. Kelnerka przywitała mnie uprzejmie i zapytała o numer rezerwacji. Powiedziałem, a ona skinęła głową i poprowadziła na miejsce. Wchodziliśmy schodami na górną salę, dziewczyna szła przodem. To był naprawdę przyjemny widok. Skarciłem się w myślach, byłem tam służbowo.

 

Już na miejscu wskazała gestem stolik. Pozostawiła flamaster, menu i, upewniwszy się, że na „rozruch” wystarczy klasyczna kompozycja przystawek serwowanych przez szefa kuchni, oddaliła się spokojnie. Zdaje się też, że posłała w moim kierunku figlarny uśmiech. Może jednak wpadłem jej w oko? Robota, robotą, ale będę musiał zdobyć jej numer telefonu.

 

Wziąłem menu. Było miłe w dotyku, oprawione w skórę, przeszywane złotą nicią i ozdobione rysunkami, zdaje się starosłowiańskiego pochodzenia. Otworzyłem je i lekko uniosłem brew ze zdziwienia. W środku było zupełnie puste. Lekka wtopa dla restauracji o tej renomie.

 

Po chwili kelnerka wróciła, niosąc przydziałowe przystawki. Wskazałem menu i zapytałem, czy przypadkiem nie zaszła jakaś pomyłka? Dziewczyna w odpowiedzi uśmiechnęła się i pokręciła przecząco głową. Następnie uświadomiła mnie, że zostawiła flamaster w określonym celu. A było nim własnoręczne wpisanie do menu mojego największego życzenia. Zapytałem ją, jaki to właściwie ma związek z moją wizytą w restauracji? Kelnerka wyjaśniła, że treść, którą wpiszę w pustym miejscu będzie dla szefa kuchni wystarczającą wskazówką, co ma dzisiaj zaserwować. Żebym jej zaufał, że będę zadowolony.

 

Pomyślałem w duchu, że to naprawdę fajne rozwiązanie, nad wyraz pomysłowe i do tego świeże.

 

Sięgnąłem po flamaster i zacząłem gorączkowo wypełniać pustą przestrzeń menu. Zapisałem praktycznie całą stronę, uśmiechnąłem się do siebie, po czym pospiesznie odłożyłem swoje wypociny. W tym momencie uderzyła mnie fala ekscytacji. Po niej pojawiła się kolejna, tym razem wyczerpania. W międzyczasie przyszła kelnerka. Bez słowa zabrała menu i oddaliła się. Przez dłuższą chwilę dochodziłem do siebie. Co tu się właściwie wydarzyło? Co ja właściwie wpisałem? Za Chiny ludowe nie mogłem sobie przypomnieć.

 

Chciałem krzyknąć, pobiec do kelnerki i zatrzymać ją. Z jakiegoś powodu nie byłem w stanie zrobić żadnej z tych rzeczy. Byłem tak bardzo zmęczony. Czy może bardziej zniechęcony? Trudno powiedzieć.

 

Kolację przyniósł mi wysoki, poważnie wyglądający kelner o odpychającej estetyce. Odnoszę wrażenie, że to wbrew zasadom, żeby zmieniono mi obsługę w trakcie wizyty w restauracji. Zapytałem o to mężczyznę. Ten uśmiechnął się i wyjaśnił, że przecież sam tego zażądałem. Podobno bardzo wyraźnie. Nie przypominałem sobie tego faktu, ale nie będę się przecież kłócił. Ostatecznie moja wizyta w „Prawdziwej” nie ma charakteru prywatnego ani też towarzyskiego, a co za tym idzie nie powinienem zwracać na siebie zbędnej uwagi.

 

Moje danie kelner przedstawił jako faszerowane udka blondynki. Było ono wprost niesamowite. Jednocześnie delikatne, ale i wyraziste. Tradycyjne w prezentacji i awangardowe w smaku. Bogate aromaty unoszące się z dania dodatkowo potęgowały głębię doznań kulinarnych. Moje kubki smakowe eksplodowały z rozkoszy.

 

Z jakiegoś powodu wyjątkowa uczta przypomniała mi o tej słodkiej kelnerce, która przyjęła zamówienie. Rozmarzyłem się. Dziewczyna też była wyjątkowa. Taka do schrupania.

 

W rozsądnym czasie od zakończenia uczty za moimi plecami pojawił się kelner. Zapytał, czy życzę sobie jakiś deser. Podobno dzisiaj restauracja obchodzi okrągłą rocznicę działalności i szef kuchni pragnie zaserwować coś wyjątkowego. W wyrazie twarzy kelnera dostrzegłem nieskrywaną ekscytację. Mówił szybko, jakby był pod wpływem narkotyków. Może amfetaminy? Było to dość nieprofesjonalne i kontrastowało wyraźnie z moimi dotychczasowymi wrażeniami z lokalu, ale ponownie nic nie powiedziałem.

 

Zapytałem mężczyznę, czy może mi coś polecić. Z jeszcze większą ekscytacją w głosie zaproponował mi rocznicowy specjał. Podał także jego nazwę, ale mówił bardzo szybko, więc chyba nie całkiem go zrozumiałem. Bo przecież „palona stolica pod truskawkową pierzyną” to nie mogła być nazwa deseru, prawda? Nie chciałem wyjść na gbura, czy też osobę ogólnie nieobytą, więc skinąłem tylko głową i potwierdziłem, że to będzie doskonały wybór. Kelner rozpromienił się i pobiegł w stronę kuchni.

 

***

Dotychczasową ciszę zaburzył sygnał alarmu bombowego. Podszedłem do okna, było uchylone. W powietrzu unosił się dziwny zapach. Zdaje się, że… truskawkowy? Chciałem zawołać kelnera, ale w połowie słowa przerwała mi gwałtowna eksplozja. Na Stolicę spadł napalm, wszystko stanęło w płomieniach.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Kilka literówek faktycznie było, mignęły mi też powtórzenia (zwłaszcza “mi” :) ), a Chiny Ludowe zapisałabym wielkimi literami. :)

Niemniej opowiadanie powala humorem i ciętym językiem, zachwyca pomysłowością oraz doborem i świetnie przemyślanym układem scen. :)

Jestem przeciekawa, co by było, gdyby narrator zażyczył sobie Stek Z Kucharza. ;) 

Pozdrawiam i klikam, dzięki za taką ucztę oraz za oznaczenie wulgaryzmów. :)

Pecunia non olet

Opowiadanie wciągające i zabawne. Zabrakło mi tylko pewnego wprowadzenia, dlaczego tak właściwie detektyw udał się do “Prawdziwej”. Zlecenie klienta czy nadmiar wolnego czasu i zawodowa ciekawość?

Witam.

Makabryczny humor, mam mieszane uczucia po przeczytaniu szorta. Szybko napisane opowiadanie, błędów za to mało, tylko pogratulować. Podsumowując – taka praca detektywa.

Pozdrawiam.

audaces fortuna iuvat

To już mój drugi tekst w przeciągu dwóch dni. Tym razem coś spontanicznego, napisanego w godzinę…

I to niestety widać.

Szort, jak mniemam, w założeniu miał być zabawny, ale widać moje poczucie humoru się nie spisało, bo nic mnie tu nie rozbawiło, a bohater, jak na detektywa, zdał mi się wyjątkowo nierozgarnięty.

Cezary_cezary, na przyszłość sugeruję, abyś zamiast iść na ilość, postawił raczej na jakość i poświęcił tekstom znacznie więcej niż tylko godzinę na napisanie. Postaraj się nie tylko pisać, ale zrób wszystko, aby Twoje dzieło prezentowało się porządnie, aby, nie tak jak w tym przypadku, pozostawiało tak wiele do życzenia.

 

Zaserwujemy ich Panu wyjątkowoZaserwujemy ich panu wyjątkowo

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

w nie­zbyt pre­sti­żo­wej czę­ści Sto­li­cy. → Dlaczego wielka litera?

 

Stwier­dze­nie, że miesz­ka­nie za­ra­sta bru­dem bę­dzie może nad wyraz… → Stwier­dze­nie, że miesz­ka­nie za­ra­sta bru­dem bę­dzie może przesadą/ przegięciem

Sprawdź znaczenie wyrażenia nad wyraz.

 

za­ser­wo­wa­no tam Owo­co­wą Zupę Krem „Z” Babci oraz Steki Sio­strza­ne.  → Czemu służą wielkie litery i cudzysłów? Nazw potraw nie piszemy wielkimi literami.

 

Po­da­łem jej go, a ona w od­po­wie­dzi ski­nę­ła głową i po­pro­si­ła mnie, żebym za nią po­dą­żył. → Czy wszystkie zaimki są konieczne?

Proponuję: Powiedziałem, a ona skinęła głową i poprowadziła na miejsce.

 

Już na miej­scu kel­ner­ka wska­za­ła mi ge­stem mój sto­lik. → Zbędne zaimki.

 

Wzią­łem do rąk menu. → Czy istniała możliwość, aby wziął menu inaczej, nie rękami?

Może wystarczy: Wzią­łem menu.

 

Wska­za­łem na menu i za­py­ta­łem … → Wskazujemy coś, nie na coś. Zbędny zaimek.

Wystarczy: Wska­za­łem menu i za­py­ta­łem

 

A było nim wła­sno­ręcz­ne wy­peł­nie­nie menu o moje naj­więk­sze ży­cze­nie. → Obawiam się, że niczego nie można wypełnić o coś.

Proponuję: A było nim wła­sno­ręcz­ne wpisanie do menu mojego największego życzenia.

 

Po­my­śla­łem w duchu, ze to… → Literówka.

 

Za chiny lu­do­we nie mo­głem sobie przy­po­mnieć.Za Chiny lu­do­we nie mo­głem sobie przy­po­mnieć.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Za-Chiny;21720.html

 

Cięż­ko po­wie­dzieć.Trudno po­wie­dzieć.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html

 

po­waż­nie wy­glą­da­ją­cy kel­ner o dys­ku­syj­nej es­te­ty­ce. → Na czym polega dyskusyjność estetyki kelnera?

 

Moje danie kel­ner przed­sta­wił jako Fa­sze­ro­wa­ne Udka Blon­dyn­ki. → Dlaczego wielkie litery?

 

pra­gnie za­ser­wo­wać cos wy­jąt­ko­we­go. → Literówka.

 

za­pro­po­no­wał mi rocz­ni­co­wy spe­cjał. Podał nazwę owego spe­cja­łu… → Czy to celowe powtórzenie?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za konstruktywną krytykę, po weekendzie popracuję nad shortem i poprawię wszystkie błędy stylistyczne i językowe. 

 

@regulatorzy – W kwestii nietrafionego humoru niestety już nic nie poradzę. Na swoją obronę napiszę tylko, że założeniem miała być lekka forma, a nie komedia :)

 

Zgadzam się też, że jakość jest ważniejsza niż ilość, ale zachęcony nienajgorszym odbiorem pierwszego tekstu poczułem nagły przypływ potrzeby podzielenia się także nowszym pomysłem. Ot błąd nowicjusza, za który serdecznie przepraszam.

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Bardzo proszę, Cezary_cezary. Cieszę się, że nosisz się z zamiarem dokonania poprawek. ;)

 

…założeniem miała być lekka forma, a nie komedia :)

Toteż nie oczekiwałam komedii, a tylko zabawnej historyjki. ;)

 

Zgadzam się też, że jakość jest ważniejsza niż ilość, ale zachęcony nienajgorszym odbiorem pierwszego tekstu poczułem nagły przypływ potrzeby podzielenia się także nowszym pomysłem.

Rozumiem Twój entuzjazm po nieźle przyjętym pierwszym opowiadaniu, ale cieszę się, że zdajesz sobie sprawę, iż pośpiech nie jest dobrym doradcą.

I naprawdę nie masz za co przepraszać. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wstęp raczej niepotrzebny, Detektyw jako postać raczej nas nie interesuje, taki kliszowy, noirowy. Wszystkim jest pomysł na diabelski restaurację, menu-cyrograf. Podobał mi się pomysł, by cała wizyta była przeżyciem nieco sennym, odrealnionym, co nieco usprawiedliwia brak łączenia ewidentny tropow przez detektywa. Pomysł ok, styl mi nie podszedł. Humor prosty.

Cześć, Cezary!

Mam mieszane odczucia co do tego szorta, najpierw napiszę co mi się podobało:

Humor był prosty, ale wydaje mi się, że całkiem nieźle pasował do tego opowiadania. Uwierzyłem w postać detektywa, a sama idea z taką “diabelską” restauracją całkiem świeża, choć mi osobiście przywoływała na myśl film “Menu” z Ralph’em Fiennesem. 

 

Teraz trzeba trochę ponarzekać :(

 

Uważam, że wulgaryzmów było odrobinę za dużo, nie służyły niczemu. To znaczy… Odniosłem takie wrażenie, bo jest ich dużo na początku, a na końcu wcale, chyba, że mi umknęły (a jeśli umknęły to znaczy, że tu zastosowałeś je w porządku). 

Myślę, że niepotrzebnie oddzielałeś tekst tyloma przerwami (”***”), bo można było napisać to ciągiem, z dwoma czy trzema wydzielonymi aktami. 

Od razu zdradzasz (może nie bezpośrednio, ale czytelnicy swój rozum mają :p) co jest nie tak z restauracją, a szkoda, bo suspens i tajemnica są moim zdaniem niezwykle ważne w literaturze, a szczególnie w opowiadaniu kryminalnym :d

Detektyw mówi, że ledwo starcza mu na jedzenie, więc jak zdobył rezerwację w tak zacnej restauracji? 

 

Warsztatowo w porządku, nic mi nie wadziło. 

 

W skrócie – jak na tekst napisany w godzinę, bardzo dobrze. Ale konkurencje stanowią tu utwory pisane czasami przez dwa tygodnie, a redagowane drugie tyle. Dlatego tylko ok. 

 

Pozdrawiam, powodzenia! :D

Jeśli Bóg z nami - któż przeciwko nam?

Niektóre opisy wyszły moim zdaniem zbyt barwnie, czyli są przejaskrawione. Natomiast sama idea bardzo fajna. Nanieś proszę poprawki wyłapane przed przedpiśców, to chętnie kliknę do biblio.

Lożanka bezprenumeratowa

A, no i jeszcze na co dzień zajmuję się głównie szukaniem dowodów na zdrady małżeńskie i zaginionych kotków.

Coś mi się tu nie podoba to zdanie, zmieniłbym szyk na → szukaniem zaginionych kotków i dowodów na zdrady małżeńskie.

 

Wysiadłem z samochodu i niespiesznym krokiem ruszyłem w kierunku mojego dzisiejszego celu.

Zaimki do wywalenia, masz ich zatrzęsienie w tekście. Nie musisz stale przypominać, że to co się dzieje, dzieje się jemu, skoro masz tutaj narratora pierwszoosobowego, który skupia się na opowiedzeniu historii o sobie.

 

Miejsce było nie tylko modne, w sensie, że wypadało tam bywać.

Tan pierwszy przecinek jest chyba niepotrzebny.

 

W ubiegłym tygodniu mojemu zleceniodawcy zaserwowano tam Owocową Zupę Krem „Z” Babci oraz Steki Siostrzane.

Tutaj też do wywalenia, bo czytelnik domyśli się, że chodzi o tę restaurację.

 

Już na miejscu kelnerka wskazała mi gestem mój stolik. Pozostawiła mi flamaster, menu i, upewniwszy się, że na „rozruch” wystarczy mi klasyczna kompozycja przystawek serwowanych przez szefa kuchni, oddaliła się spokojnie. Wydaje mi się też, że posłała mi figlarny uśmiech.

Spójrz ile masz tutaj “mi”, jest tego o wiele za dużo. Dodatkowo dookreślenie kelnerki jest niepotrzebne i “mój” do usunięcia.

 

Następnie uświadomiła mnie, że zostawiła mi flamaster w określonym celu. A było nim własnoręczne wypełnienie menu o moje największe życzenie. Zapytałem ją, jaki to właściwie ma związek z moją wizytą w restauracji? Kelnerka wyjaśniła mi, że treść, którą wpiszę w pustym miejscu będzie dla szefa kuchni wystarczającą wskazówką, co ma mi dzisiaj zaserwować.

Tutaj znów natężenie “mi”. Wypełnienie menu o moje największe życzenie – to nie ma sensu. Uzupełnienie może byłoby spoko, albo wypełnienie menu moimi największymi życzeniami.

 

Pomyślałem w duchu, ze to naprawdę fajne rozwiązanie, nad wyraz pomysłowe i do tego świeże.

Literówka.

 

Po niej przyszła kolejna, tym razem wyczerpania. W międzyczasie przyszła kelnerka. Bez słowa zabrała menu i wyszła. Ja sam przez dłuższą chwilę dochodziłem do siebie.

Powtórzenie, w dodatku rymuje się przyszła – wyszła. Dookreslenie głównego bohatera niepotrzebne.

 

Kolację przyniósł mi wysoki, poważnie wyglądający kelner o dyskusyjnej estetyce.

 Kelner o dyskusyjnej estetyce – co to znaczy? Że jest brzydki? Strasznie dziwne sformułowanie.

 

Wydaje mi się, że to wbrew zasadom, żeby zmieniono mi obsługę w trakcie wizyty w restauracji. Zapytałem o to mężczyznę. Ten uśmiechnął się i wyjaśnił mi, że przecież sam tego zażądałem.

Znów natłok “mi”.

 

Z jakiegoś powodu moja wyjątkowa uczta przypomniała mi o tej słodkiej kelnerce, która przyjęła ode mnie zamówienie.

 

Podobno dzisiaj akurat restauracja obchodzi okrągłą rocznicę działalności i szef kuchni pragnie zaserwować cos wyjątkowego.

Literówka.

 

Z jeszcze większą ekscytacją w głosie zaproponował mi rocznicowy specjał. Podał nazwę owego specjału,

Nie lepiej → Podał jego nazwę, ?

 

Detektyw początkowo wydaje się mocno chandlerowski, ale jego dalsza nieporadność (niedomyślność?) degraduje go w pewnym momencie w okolice, w których mieści się – skoro jesteś cezary_cezary, to naturalną wydaje się ten przykład ;) – Stępień. Nie jest to bohater, którego można polubić, do samego w zasadzie końca jego los był mi obojętny, a na końcu, przy oknie, węsząc w powietrzu zapach truskawek, stał się dla mnie rekwizytem. Pomimo backroundu, który dla niego tworzysz na samym początku, jest w nim finalnie tyle osobowości co w wieszaku. Chodzi mi o to, że jest czysto funkcjonalny, nie na nim się skupia sedno pomysłu, jest wieszakiem, na którym powiesiłeś fabułę do opowiedzenia. Mój zarzut jest taki, że tworząc postać poszedłeś w jakiś szablon – i to nie jest złe, ale szablony mają to do siebie, że są często wykorzystywane i znamy ich wiele, przez co początek (ten wstęp przedstawiający postać) jest niepotrzebny, bo charakter (a raczej jego brak) postaci widać aż nadto wyraźnie w toku wydarzeń.

Sam pomysł ciekawy, groteskowy, niesmaczny. Ktoś tutaj wspominał “Menu” z Fiennesem – może troszeczkę, ale to jednak inny kaliber. Mnie się tutaj przypomniały opowiadania “Gotuj z papieżem” Ćwieka i “Serdelek jedzie na wakacje” Duszyńskiego. Motyw, w którym ofiarą nieszczęścia staje się ktoś bliski, lub znajomy bohatera z kolei przywiódł mi na myśl film “The box” z Cameron Diaz.

Pomimo narzekania pomysł mi się podoba, a jeśli poprawisz trochę to tu, to tam, wtedy chętnie kliknę do biblioteki :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Ponownie dziękuję za komentarze, wszystkie są bardzo cenne bo uświadamiają mnie, że daleka jeszcze przede mną droga w kwestii pisania :) Jeszcze nie tak dawno wydawało mi się, że skoro bardzo dużo piszę w pracy to i książkę byłbym w stanie napisać bez większego wysiłku. Nic bardziej mylnego. Tutaj dowiedziałem się, że nawet napisanie shorta to nie jest taka prosta sprawa :)

 

Naniosłem poprawki, ufam, że teraz lektura shorta nie będzie już powodowała językowej zgagi :)

 

Rozważałem też, czy usunąć te kilka zdań wstępu stanowiących zarys głównego bohatera. Postanowiłem tego nie robić. Postać detektywa ma w skali historii zupełnie marginalne znaczenie. Taka forma wprowadzenia ma na celu odpowiednie ukierunkowanie czytelnika.

 

Jeszcze słowem wyjaśnienia odnośnie kosztu uczty w kontekście zarobków detektywa. Menu było puste, tam nie ma żadnych cen :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Jeszcze słowem wyjaśnienia odnośnie kosztu uczty w kontekście zarobków detektywa. Menu było puste, tam nie ma żadnych cen :)

Ja w ogóle uważam, że powinni jeszcze klientom dopłacać za chęć degustacji owych dań. laugh

Pecunia non olet

Jeszcze słowem wyjaśnienia odnośnie kosztu uczty w kontekście zarobków detektywa. Menu było puste, tam nie ma żadnych cen :)

Racja, w porządku :)

 

Naniosłem poprawki, ufam, że teraz lektura shorta nie będzie już powodowała językowej zgagi :)

Ależ cezary, żadnej zgagi nie było :P, tekst całkiem płynny; może na razie bez fajerwerków, ale nie ma (imo) żadnych powodów do wstydu :)

 

Pozdrawiam, powodzenia.

Jeśli Bóg z nami - któż przeciwko nam?

Naniosłem poprawki, ufam, że teraz lektura shorta nie będzie już powodowała językowej zgagi :)

Zgagi nie było, tylko kilka zgrzytów. Skoro poprawione, to klikam.

 

Przeleciałem tekst raz jeszcze i nadal masz tam kilka zaimków do wywalenia. Na przykład:

 

Po chwili kelnerka wróciła, niosąc mi przydziałowe przystawki. Wskazałem menu i zapytałem , czy przypadkiem nie zaszła jakaś pomyłka? Dziewczyna w odpowiedzi uśmiechnęła się i pokręciła przecząco głową. Następnie uświadomiła mnie, że zostawiła mi flamaster w określonym celu.

Albo:

 

W rozsądnym czasie od zakończenia uczty za moimi plecami pojawił się kelner. Zapytał mnie, czy życzę sobie jakiś deser. Podobno dzisiaj restauracja obchodzi okrągłą rocznicę działalności i szef kuchni pragnie zaserwować coś wyjątkowego. W wyrazie twarzy kelnera dostrzegłem nieskrywaną ekscytację. Mówił do mnie szybko, jakby był pod wpływem narkotyków.

Ogólnie jest tak: za każdym razem kiedy wstawiasz zaimek osobowy, zastanów się, czy jest on Ci tam potrzebny. Jeśli po wywaleniu go tekst nadal jest jasny w przekazie, to znaczy, że zaimek potrzebny nie był :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

Known some call is air am

Ogólnie jest tak: za każdym razem kiedy wstawiasz zaimek osobowy, zastanów się, czy jest on Ci tam potrzebny. Jeśli po wywaleniu go tekst nadal jest jasny w przekazie, to znaczy, że zaimek potrzebny nie był :) 

 

Wezmę to sobie do serca na przyszłość :) Usunąłem też te kolejne, nadprogramowe zaimki :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

No i widzisz, na tym forum czytelnicy wyleczą cię z wielu chorób, między innymi zaimkozy. laugh

Mnie czytało się fajnie, pewnie poprawki już naniesione. (ja z tych, co i tak nie dostrzegają brakujących przecinków) Zamysł iście diabelski ale nie przewidziałeś, że restauracja przestała mieć rację bytu skoro skasowała całą stolicę i własnych klientów. 

Mnie zastanawia świadomość kelnera, że jego poprzedniczka skończyła na talerzu… Uciekłabym na jego miejscu!

Sam szort mi się bardzo podobał. Był lekki, zabawny i makabryczny także. Idealny, żeby pobudzić wyobraźnię przed snem, ale nie przerazić, co mogłoby ten sen odpędzić. Zgrabnie napisane i trafiające w mój gust, choć krótkie opko, w mojej opinii, zasłużyło na klika :)

Cześć! Pomimo makabreski, to właściwie lekkie i nijak nią nie ciążące. Ale też czuć, że inspirowane i napisane na szybko, bez ambicji jakoś pogłębienia czy większego skomplikowania/zaskoczenia czytelnika. Pewnie nie zostanie mi na długo w pamięci, to raczej historia która wlatuje jednym uchem, a wylatuje drugim, ale sam proces czytania lekki i przyjemny, bez większych zgrzytów czy chęci przerwania w połowie :)

Cześć, Cezary!

 

To ja, Twój piątkowy dyżurny!

Skarciłem się w myślach, jestem tutaj służbowo.

W jednym zdaniu używasz czasu teraźniejszego i przeszłego. Powinno być “Skarciłem się w myślach, byłem tam służbowo”, albo “Jestem tu służbowo, skarciłem się w myślach” (czyli na zasadzie zapisu myśli bohatera).

Początek to w zasadzie opis detektywa, który jest niepotrzebny. Natomiast gdyby był istotny, to lepiej byłoby go wpleść już w treść, czyli np. zacząć od zdania “Wysiadłem z samochodu i niespiesznym krokiem ruszyłem w kierunku dzisiejszego celu.”, po czym przejść do użalania się nad sobą detektywa, może poprzez jakieś splecenie tego z fabułą.

Całość jako scenka całkiem ok, natomiast to w zasadzie opis (całkiem udany) właściwości restauracji. Trochę jednak chciałbym więcej – skoro mamy detektywa, to niech doprowadzi sprawę do końca.

 

Pozdrawiam i powodzenia w dalszej pracy twórczej!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Dziękuję wszystkim za komentarze i cenne uwagi. Cieszy mnie, że mimo pewnych niedociągnięć z mojej strony odbiór shorta jest raczej pozytywny :) W wolnym czasie (którego niestety jak na lekarstwo!) dłubię sobie nad kolejnym tekstem, może będzie bardziej “dociągnięty” :P

 

Początek to w zasadzie opis detektywa, który jest niepotrzebny.

 

Vox populi, vox Dei :) W zasadzie co drugi komentarz porusza tę kwestię, więc ostatecznie mini wstęp poszedł na żyletki.

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Po przeczytaniu miałem skojarzenie z filmem “Menu” :D Szort dobry, odpowiedni, z mocną puentą na koniec. Aż ciekawe, jakie inne dania może zaofiarować kelner w kolejną rocznicę ;)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

NoWhereMan

 

Miło, że zawitałeś w skromne progi mojego shorcika. Cieszy mnie, że Ci się spodobał :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Nowa Fantastyka