- Opowiadanie: Hakoręki - Demon Billego Horneta

Demon Billego Horneta

Jest to mój drugi tekst tutaj. Tym razem po­sta­ra­łem się o lep­szą re­dak­cję z uwzględ­nie­niem po­rad­ni­ków za­miesz­czo­nych na forum.  Hi­sto­ria po­wsta­ła w świe­cie we­ster­nu, z małym de­mo­nicz­nym twi­stem. Tekst za­wie­ra wul­ga­ry­zmy.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Użytkownicy III

Oceny

Demon Billego Horneta

Po­włó­cząc no­ga­mi wy­szli z tu­ne­lu i zna­leź­li się w ogrom­nej gro­cie. Na środ­ku, prze­paść wrza­ła od bu­zu­ją­cej lawy. Siar­ko­we opary draż­ni­ły noz­drza, wci­ska­ły się w oczy. Jac­kie­mu przy­po­mnia­ły dłu­gie dnie spę­dzo­ne przy pracy w kuźni ojca. Hor­net od­wró­cił się do niego i wyjął z kie­sze­ni pier­siów­kę.

– Chłop­ta­siu, to tu.

– Je­steś pewny, że to dobry po­mysł?

Z kra­te­ru z sy­kiem, wy­strze­li­ła stru­ga lawy i spa­dła z po­wro­tem w ot­chłań. Chwi­lę, obaj pa­trzy­li, na go­tu­ją­ce się, pie­kiel­ne przed­sta­wie­nie. Demon szar­pał, cia­łem Hor­ne­ta, coraz moc­niej.

– A masz kurwa lep­szy? Wierz mi, po­żył­bym na­stęp­ne dwie­ście lat, ale ten skur­wy­syn nie da mi spo­ko­ju. – Chyba pierw­szy raz Jac­kie usły­szał coś co brzmia­ło jak żal, z ust Bil­le­go Hor­ne­ta – Pier­do­lę to wszyst­ko. I tak było warto. To było naj­lep­sze dwie­ście lat, jakie mo­głem mieć – dodał po chwi­li i wy­żło­pał za­war­tość pier­siów­ki do cna.

– Czyli teraz ja do­sta­ję swoje pie­nią­dze, a ty, razem z de­mo­nem, idzie­cie palić się w pie­kle – stwier­dził Jac­kie i zła­pał torbę, którą ban­dy­ta nadal kur­czo­wo ści­skał w dłoni.

– Chyba zmie­ni­łem zda­nie – od­parł Billy i wy­szarp­nął worek – zmar­no­wał­byś całą tę forsę, na którą ja tak cięż­ko pra­co­wa­łem. Nie za­słu­ży­łeś sobie na taki luk­sus.

– Nie taka była umowa!

– A ty dalej swoje, po tym wszyst­kim. – Hor­net uśmiech­nął się swoim strasz­nym gry­ma­sem i od­wró­cił w stro­nę prze­pa­ści. – Świat jest okrut­ny gów­nia­rzu. Zro­zum to, albo zdech­niesz z kulą w sercu.

Gdy już miał ska­kać, Jac­kie do­padł go i wy­rwał wór. Billy tylko mach­nął na to dło­nią.

– Udław się tą forsą.

I spadł w pie­kiel­ną ot­chłań. Jac­kie Brown nie pa­trzył na jego śmierć. Od­sko­czył od kra­wę­dzi jak opa­rzo­ny i cze­kał na wrzask, od­głos upad­ku, na ja­ki­kol­wiek znak, że ten kosz­mar do­biegł końca. Za­miast tego, zo­ba­czył jak szkar­łat­na macka łapie się kra­wę­dzi klifu. Na­stęp­na wy­strze­li­ła i zła­pa­ła wi­szą­cy wy­so­ko sta­lak­tyt. W mgnie­niu oka macki spię­ły się, jak mię­śnie i wy­rzu­ci­ły Bil­le­go Hor­ne­ta tam skąd sko­czył.

– Do kurwy nędzy, czy to się wresz­cie może skoń­czyć!? – wy­wrzesz­czał ban­dy­ta, gra­mo­ląc się z wy­sił­kiem na równe nogi. Wy­szarp­nął z ka­bu­ry re­wol­wer i przy­ło­żył go sobie pod brodą. – Zo­ba­czy­my, jak po­ra­dzisz sobie z tym skur­wy­sy­nu.

Po­cią­gnął za spust. Huk odbił się echem. Jac­kie mru­gał z nie­do­wie­rza­niem, pa­trząc na mackę, która nagle wy­ro­sła ban­dy­cie z przed­ra­mie­nia, i która za­trzy­ma­ła kulę nim ta wy­le­cia­ła z lufy. Hor­net w furii wy­rwał re­wol­wer i za­czął tłuc de­mo­nicz­ną na­rośl.

– Pie­przo­ny demon i pie­przo­na nie­śmier­tel­ność! – Nagle za­marł. Wszyst­kie jego mię­śnie stę­ża­ły i spię­ły się w spa­zma­tycz­nym skur­czu. – Nie. Nie! – wrzesz­czał w pa­ni­ce, gdy demon przej­mo­wał jego ciało.

 Jac­kie wi­dział, że Billy sta­wia opór z ca­łych sił. Ta­rzał się po ziemi. Łapał pal­ca­mi ka­mie­nie i zdzie­rał pa­znok­cie do krwi. Chło­piec stał z wor­kiem w dłoni, spa­ra­li­żo­wa­ny stra­chem.

– Za­strzel mnie dur­niu. Kurwa za­strzel mnie! – Jego głos rzę­ził, przez ści­śnię­te gar­dło.

– Nie mogę. – Prze­ra­ził się Jac­kie. – Nie taka była umowa!

Hor­net wrza­snął w gnie­wie i na mo­ment od­zy­skał pa­no­wa­nie nad wła­snym cia­łem. Drżąc z wy­sił­ku wy­ce­lo­wał re­wol­wer w chło­pa­ka.

– Po­wie­dzia­łem za­strzel mnie, albo nie wyj­dziesz stąd żywy.

Jac­kie stał spa­ra­li­żo­wa­ny. Pa­trzył w czar­ną ot­chłań lufy, z któ­rej spo­glą­da­ła na niego śmierć.

– Nie każ mi cze­kać szczy­lu – wark­nął Billy. – Za­bi­ję cię i wrzu­cę do tego kotła, jeśli zaraz nie strze­lisz mi w łeb.

Chło­piec wy­cią­gnął po­wo­li swój re­wol­wer i wy­ce­lo­wał w twarz Hor­ne­ta. Cały trząsł się, jakby miał go­rącz­kę. Pot za­le­wał mu oczy. Od­wró­cił wzrok.

– Patrz przed sie­bie do cho­le­ry. Masz sześć kul, któ­rąś na pewno tra­fisz – syk­nął ban­dy­ta i od­cią­gnął kurek re­wol­we­ru.

Na ten dźwięk Jac­kie drgnął. I w na­głym przy­pły­wie od­wa­gi krzyk­nął.

– Od­wróć się! Nie strze­lę ci w twarz!

– Jakiś ty de­li­kat­ny. – Billy po­krę­cił głową i od­wró­cił się twa­rzą do klifu. – Tylko pa­mię­taj, żeby zrzu­cić moje ciało z klifu, bo jesz­cze ten skur­wy­syn… – nie do­koń­czył, gdy usły­szał, że Jac­kie Brown pu­ścił się bie­giem w stro­nę tu­ne­lu. – Ty mały gnoj­ku. Wra­caj tu!

Czer­wo­na macka wy­strze­li­ła z jego dłoni i po­mknę­ła przez po­wie­trze jak po­cisk. Tra­fi­ła chłop­ca w plecy i po­wa­li­ła na zie­mię.

– Do­kończ ro­bo­tę! My­śla­łem, że je­steś jed­nym z tych ho­no­ro­wych gnoj­ków co do­trzy­mu­ją słowa. – Macka zła­pa­ła worek z pie­niędz­mi i po­gna­ła z po­wro­tem do Hor­ne­ta. – Naj­wy­raź­niej muszę cię zmo­ty­wo­wać ina­czej.

Macka za­wi­sła poza kra­wę­dzią. Worek zło­wiesz­czo bujał się nad ko­tłem lawy.

– Nie! – wrza­snął prze­raź­li­wie Jac­kie. – Nie mo­żesz tego zro­bić.

– Więc łap za gnata i rób co do cie­bie na­le­ży!

Chło­piec nie opie­rał się dłu­żej. Wzbie­ra­ła w nim złość i zmę­cze­nie, przy­tła­cza­ła go bez­na­dzie­ja całej tej sy­tu­acji. Zła­pał re­wol­wer i za­czął iść w stro­nę ban­dy­ty. Że­la­zo cią­ży­ło mu w dłoni, tak jak to co miał zaraz zro­bić. Wy­cią­gnął broń przed sie­bie. W gło­wie miał pust­kę.

– Nie mogę na­ci­snąć spu­stu! – wrza­snął z roz­pa­czą – prze­cież nie mogę cię tak po pro­stu za­mor­do­wać!

– Mor­do­wa­łem ko­bie­ty, dzie­ci i bydło przez ostat­nie dwie­ście lat, a ty masz opory, żeby po­słać mnie do pie­kła? Co z tobą do kurwy nędzy?!

– Nie ja je­stem od tego, żeby cię są­dzić. Od tego jest Bóg!

– Pie­przo­ny ide­ali­sta – zawył z roz­pa­czą Billy. – Sam tego chcia­łeś. Forsa idzie do ognia. A razem z nią cała twoja farma, twoje bydło i twoja chora matka. Wszy­scy idź­cie w dia­bły!

Macka za­wi­nę­ła sze­ro­kim łu­kiem i wy­pu­ści­ła worek, który po­szy­bo­wał wy­so­ko. Jac­kie z roz­pa­czą pa­trzył, jak cała jego na­dzie­ja unosi się w górę, a potem spada jak ka­mień, nik­nąc w ogni­stej ot­chła­ni.

– Masz co chcia­łeś! Idź, po­wiedz matce, że zdech­nie z głodu, a ty razem z nią. Opo­wiedz jej, jak po­mo­głeś mi wy­mor­do­wać dwa tu­zi­ny ludzi tylko po to, żeby zdo­być worek szma­lu. Szma­lu, który opły­wał krwią za­mor­do­wa­nych ludzi. – Słowa to­czy­ły się z ust Hor­ne­ta, jak piana z pyska wście­kłe­go psa. – Aż ża­łu­ję, że nie zginę, tylko po to, żeby spo­tkać cię w pie­kle i zo­ba­czyć, jak pło­niesz za całe zło, które wy­rzą­dzi­łeś.

– Za­mknij się. To wszyst­ko twoja wina. Ty mor­do­wa­łeś, ty masz krew na rę­kach, nie ja.

– Tak? A kto od­wró­cił ich uwagę, kto spra­wił, że byli bez­bron­ni, gdy za­czą­łem do nich strze­lać? Kto spra­wił, że ro­bi­li pod sie­bie ze stra­chu, nie mogąc zła­pać za broń?

– Prze­stań mor­der­co! – wrza­snął Jac­kie. – Za­mknij się wresz­cie. Przez cie­bie wszyst­ko stra­co­ne, wszyst­ko znisz­czo­ne.

– Nie, nie chłop­cze, to twoja wina. Ze­rwa­łeś umowę. Nie je­steś lep­szy ode mnie czy każ­de­go in­ne­go ban­dy­ty. Jak teraz spoj­rzysz w twarz matce, która czeka na cie­bie? A może już zde­chła, kiedy ty włó­czy­łeś się po świe­cie, po­ma­ga­jąc mor­der­cy.

Jac­kie Brown w furii uniósł re­wol­wer i ru­szył na Hor­ne­ta.

– Za­mknij się! Za­mknij się wresz­cie! – Wbił lufę w pierś Bil­le­go i teraz wrzesz­czał mu pro­sto w twarz. – To ty je­steś mor­der­cą, kłam­cą i pod­łym oszu­stem! Je­steś naj­gor­szą szu­mo­wi­ną jaką nosił ten świat i po­wi­nie­neś spło­nąć w pie­kle! Po­wi­nie­neś zdy­chać w mę­czar­niach!

Ośli­zgła macka za­czę­ła owi­jać się wokół lufy re­wol­we­ru. Wtedy Jac­kie po­cią­gnął za spust po raz pierw­szy w życiu. Wy­strzał ci­snął ban­dy­tę na zie­mię. Czer­wo­na na­rośl w mgnie­niu oka wy­kwi­tła na pier­si Bil­le­go, ta­mu­jąc krwo­tok. Chło­piec po­cią­gał za spust, raz za razem, aż pięć ko­lej­nych kul zmie­ni­ło twarz w mia­zgę. Macki nie­mra­wo peł­zły w jego kie­run­ku. Pchnął ciało za kra­wędź klifu i tym razem pa­trzył. Ciało Bil­le­go Hor­ne­ta ru­nę­ło na taflę lawy i za­pło­nę­ło. Macki wy­ry­wa­ły się na wszyst­kie stro­ny, na­tych­miast po­że­ra­ne przez pło­mie­nie. Czas znów za­czął pły­nąć i Jac­kie padł na zie­mię. Długo pa­trzył w ot­chłań, tłu­miąc tar­ga­ją­ce nim tor­sje. Myśli pę­dzi­ły, roz­sa­dza­jąc jego czasz­kę, pełną bez­na­dziei, du­sząc jego serce, które upar­cie, nadal biło. Czuł jak całe jego życie pło­nie razem z cia­łem jego ofia­ry. We wła­snych oczach stra­cił wszyst­ko. Z wy­sił­kiem wstał i noga za nogą po­wlókł się w stro­nę wyj­ścia. W uszach cią­gle dzwo­ni­ły mu ostat­nie słowa ban­dy­ty.

 

Koniec

Komentarze

Witaj.

Obawiam się, że poradniki Portalu, o których wspominasz w przedmowie, przejrzałeś zbyt szybko. Nadal do poprawy są (jako sugestie i wątpliwości – do przeanalizowania):

dialogi (np.:

– Do kurwy nędzy, czy to się wreszcie może skończyć! – Wywrzeszczał bandyta, gramoląc się z wysiłkiem na równe nogi;

Nie. Nie! – Wrzeszczał w panice, gdy demon przejmował jego ciało;

Szmalu, który opływał krwią zamordowanych ludzi – słowa toczyły się z ust Horneta, jak piana z pyska wściekłego psa),

a także interpunkcja (np.: Na środku przepaść wrzała, od buzującej lawy;

Chwilę obaj patrzyli, na gotujące się piekielne przedstawienie;

Demon szarpał ciałem Horneta, coraz mocniej;

Wierz mi pożyłbym następne dwieście lat, ale ten skurwysyn nie da mi spokoju;

We własnych oczach, stracił wszystko).

Zdarzają się też błędy gramatyczne, np.:

– Chyba zmieniłem zdanie – odparł Billy i wyszarpnął worek – zmarnowałbyś całą forsę, na którą ja tak ciężko pracowałem.

 

– Do kurwy nędzy, czy to się wreszcie może skończyć! – czy to nie zdanie pytające?

Trafiła Chłopca w plecy i powaliła na ziemię. – ort. – czemu wielką literą?

Najwyraźniej muszę Cię zmotywować inaczej. – ort. – tu podobnie

– Więc łap za gnata i rób co do Ciebie należy! – i kolejny taki błąd ort. – dalej jest ich więcej

W tekście jest sporo powtórzeń, zwłaszcza wyrazu „się”, np.:

Macka wysunęła się poza krawędź. Worek złowieszczo bujał się nad gotującym się kotłem lawy.

 

– Masz co chciałeś! – składniowy – czego?

– Przestań morderco – wrzasnął Jackie. – skoro to wrzask, czemu brak wykrzyknika?

Wbił lufę w pierś Billego i teraz wrzeszczał mu prosto w twarz. – To ty jesteś mordercą, kłamcą i podłym oszustem. Jesteś najgorszą szumowiną jaką nosił ten świat i powinieneś spłonąć w piekle. – tu podobnie

 

Nadal brak oznaczenia wulgaryzmów, a występują bardzo często.

Tekst jest ciekawy i wciągający, a bohaterowie dobrze pokazani, lecz odnoszę wrażenie, że to jedynie środkowy fragment dłuższego opowiadania. Wyraźnie brak w nim początku, jakiegoś wstępu do fabuły, a także podsumowującego zakończenia, zaś wiele spraw – dość istotnych dla akcji – jest tylko zasygnalizowanych.

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Dziękuję bruce za cenne uwagi. Wychodzi na to że zmęczenie wzięło nade mną górę. W przyszłości teksty muszę zostawiać teksty na kilka dni, tak aby wzrok mi od nich odpoczął. Poprawiłem wymienione przez Ciebie błędy oraz kilka innych które udało mi się wyłapać. Część zasad rządzących stawianiem przecinków nadal pozostaje dla mnie w sferze mistyki ale to tylko kwestia wypracowania nawyków.

Jeszcze raz bardzo dziękuję za poświęcony czas.

 

I ja bardzo dziękuję.

A przecinki (i inne usterki) to zmora nas wszystkich i każdy autor na nie narzeka. Nie ma ludzi nieomylnych. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Cześć, 

Podoba mi się ciekawy pomysł. Opowiedziałeś brutalną historię, w której są same szwarccharaktery, a szeryfa na białym koniu nie uświadczysz :). Bohaterowie są podli, a ty nie próbujesz ich wybielać, tylko wprost pokazujesz jacy są. To na plus.

Co mi trochę przeszkadzało, to pewien chaos w opowieści. Tak, jak napisała bruce, mam wrażenie że przegapiłem początek historii :) Piewrszy akapit musiałem przeczytać dwa razy, żeby zorientować się kto jest kto. W układ Hornet – demon, też wkradła się niekonsekwencja, bo najpierw demon uniemożliwia Hornetowi samobójczy skok w otchłań, a chwilę później macka (więc chyba demon) wyrywa uciekającemu Jackiemu torbę z pieniędzmi, żeby zmusić go do powrotu i zastrzelenia bandyty, a dalej, wrzucenia go jednak do krateru. Jakoś mi się to kłóci.

Skoro już o strzelaniu, to odrzut oddziałuje na strzelca, a nie na cel, więc na ziemię rzuciłby Jackiego . Horneta wywróciłby po prostu pocisk:)

 

 

Siarkowe opary drażniły nozdrza, wciskały w oczy.

 

Na wszystkich bogów, co mu wciskały w oczy?;D

 

Gdy już miał skakać, Jackie dopadł go i wyrwał z jego dłoni wór.

Jaka jest szansa, że mógł mu wyrwać z cudzej dłoni?;P

 

– Patrz przed siebie do cholery. Masz sześć kul, którąś na pewno trafisz – syknął i odciągnął kurek rewolweru.

Nie wiadomo, który z nich to mówi.

 

Wzbierała w nim złość, zmęczenie i beznadzieja całej tej sytuacji.

 

Beznadzieja za bardzo nie może wzbierać.

 

Wrzasnął masz dwa razy z dużej, a jest gębowe.

 

– Masz co chciałeś! Idź, powiedz matce, że zdechnie z głodu, a ty razem z nią. Opowiedz jej, jak pomogłeś mi wymordować dwa tuziny ludzi tylko po to, żeby zdobyć worek szmalu. Szmalu, który opływał krwią zamordowanych ludzi. – Słowa toczyły się z ust Horneta, jak piana z pyska wściekłego psa – aż żałuję, że nie zginę, tylko po to, żeby spotkać cię w piekle i zobaczyć, jak płoniesz za całe zło, które wyrządziłeś.

Brzydkie, bliskie powtórzenia. Aż żałuję z dużej.

 

Ty piszemy z dużej w listach (no albo na początku zdania).

 

Z wysiłkiem wstał i noga za nogą zaczął ciągnąć swoje ciało do wyjścia.

Ciągnięcie własne ciała mi się nie podoba.

 

 

Gratuluję wyobraźni. Mimo niedoskonałości test jest ciekawy, a nawet brawurowy.

Podoba mi się niejednoznaczność bohaterów. macki też ładne.

Lożanka bezprenumeratowa

Dziękuję czeke za szczere słowa. Rzeczywiście muszę zastanowić się nad klarowniejszym wyjaśnieniem relacji Horneta i jego demona. W związku z tym, oraz brakiem jasnego wstępu do historii, tekst ma szansę doczekać się uzupełnienia.

 

 Dziękuję Ambush. Zgadzam się ze wszystkim za wyjątkiem tego powtórzenia. Tutaj mam zagwozdkę. Z jednej strony takie powtórzenie wygląda nieładnie. Z drugiej strony wydaje mi się że jeśli jest to wypowiedź bohatera to może on mówić niezbyt poprawnym i estetycznym językiem.

To jak się zgadzasz to popraw ładnie, a ja kliknę do biblio;)

Lożanka bezprenumeratowa

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zostałam wrzucona w środek dość bezładnie opowiedzianej historii, skutkiem czego nie do końca zrozumiałam, co miałeś nadzieję opowiedzieć.

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia.

 

Siar­ko­we opary draż­ni­ły noz­drza, wci­ska­ły w oczy. → Co opary wciskały w oczy?

A może miało być: Siar­ko­we opary draż­ni­ły noz­drza, wci­ska­ły się w oczy.

 

– Pierdolę to wszystko. I tak było warto. To było najlepsze dwieście lat, jakie mogłem mieć.Dodał po chwili i wyżłopał zawartość piersiówki do cna.– Pierdolę to wszystko. I tak było warto. To było najlepsze dwieście lat, jakie mogłem mieć – dodał po chwili i wyżłopał zawartość piersiówki do cna.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

stwier­dził Jac­kie i zła­pał za torbę… → …stwier­dził Jac­kie i zła­pał torbę

 

– A ty dalej swoje, po tym wszyst­kim. – Hor­net uśmiech­nął się swoim strasz­nym gry­ma­sem i od­wró­cił w stro­nę prze­pa­ści – Świat jest okrut­ny gów­nia­rzu. → Brak kropki po didaskaliach.

 

– Nie mogę. – Prze­ra­ził się Jac­kie – Nie taka była umowa! → Brak kropki po didaskaliach.

– Od­wróć się! Nie strze­lę Ci w twarz!– Od­wróć się! Nie strze­lę ci w twarz!

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

– Tylko pa­mię­taj, żeby zrzu­cić moje ciało z klifu, bo jesz­cze ten skur­wy­syn… – nie do­koń­czył, gdy usły­szał, że Jac­kie Brown pu­ścił się bie­giem w stro­nę tu­ne­lu – Ty mały gnoj­ku. Wra­caj tu! → Didaskalia wielką literą. Brak kropki po didaskaliach.

 

– Nie! – Wrza­snął prze­raź­li­wie Jac­kie.– Nie! – wrza­snął prze­raź­li­wie Jac­kie.

 

Zła­pał za re­wol­wer i za­czął iść w stro­nę ban­dy­ty. → Zła­pał re­wol­wer i za­czął iść w stro­nę ban­dy­ty.

 

– Nie mogę na­ci­snąć spu­stu! – Wrza­snął z roz­pa­czą→ – Nie mogę na­ci­snąć spu­stu! – wrza­snął z roz­pa­czą

 

jak cała jego na­dzie­ja unosi się w górę… → Masło maślane – czy coś może unosić się w dół?

 

Słowa to­czy­ły się z ust Hor­ne­ta, jak piana z pyska wście­kłe­go psa – ża­łu­ję, że nie zginę… → Brak kropki po didaskaliach. Wypowiedź wielką literą.

 

Ty mor­do­wa­łeś, Ty masz krew na rę­kach… → Ty mor­do­wa­łeś, ty masz krew na rę­kach

 

Z wy­sił­kiem wstał i noga za nogą za­czął cią­gnąć swoje ciało do wyj­ścia. → Jak można ciągnąć własne ciało?

Proponuję: Z wy­sił­kiem wstał i noga za nogą powlókł się do wyj­ścia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Niezły pomysł, lubię klimaty ,,Dziwnego Zachodu”, ale czuję się, jakbym otworzył książkę na przedostatnim rozdziale. :\

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Ambush – tekst poprawiony :)

 

regulatorzy – Dziękuję za uwagi. Poniekąd taka było moja koncepcja żeby sporą część historii pozostawić w sferze domysłu, ale rozumiem że może wprowadzać to niepotrzebne zamieszanie. 

Błędy poprawione.

 

SNDWLKR – Dzięki za uwagę.

Bardzo proszę, Hakoręki. Miło mi, że uznałeś uwagi za przydatne.

Pozostaję z nadzieją, że lektura Twoich przyszłych opowiadań dostarczy mi więcej satysfakcji. :)  

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Hakoręki!

Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, były źle zapisane dialogi, na przykład:

– Pierdolę to wszystko. I tak było warto. To było najlepsze dwieście lat, jakie mogłem mieć. – dodał po chwili i wyżłopał zawartość piersiówki do cna.

Po “mieć” bez kropeczki, bo “dodał” jest gębowe. A jeśli już kropka być musi – to, co po niej, powinno być z wielkiej litery.

 

Jednak widzę, że taki zapis występuje tylko w kilku przypadkach, a w pozostałych jest poprawny, więc myślę, że trzeba jeszcze przejrzeć tekst.

 

Poza tym, w niektórych fragmentach jest niepotrzebny przecinek, np:

Jackie Brown nie patrzył, na jego śmierć.

 

Ogólnie – mam wrażenie, że warto jeszcze trochę popracować nad tekstem, nie jest zły, czyta się w porządku, ale myślę, że dodatkowa jedna, czy dwie autoredakcje, nie zaszkodzą. Warto, żeby tekst odleżał co najmniej kilka dni zanim zostanie opublikowany, a najlepiej, żeby zajęło to dwa tygodnie lub więcej. 

 

Co do fabuły:

Przyszedłem tutaj, żeby dostać western i, o ile ten klimat w jakiś sposób tu funkcjonuje, to akcja dziejąca się w demonicznej jaskini niespecjalnie uderza w tony dzikiego zachodu. Oczywiście, nie należy wrzucać gatunku w zamknięte ramy, ale podobnie, jak moi przedmówcy, czuję, jakby była to część szerszej opowieści, jakbyśmy zostali wrzuceni w środek wydarzeń. Brakuje tu czegoś. Poza tym, działania bohaterów nie wydają mi się całkiem logiczne, np. nie uwierzyłbym w to, że Jackie nie miał nic przeciwko pomaganiu w zamordowaniu tyle osób dla pieniędzy, a potem ryzykował utratę ich, bo nie był gotowy zastrzelić Horneta. No ale dobrze, bardziej wadzi mi to, że nie rozumiem dlaczego to Jackie musiał go zabić? Billy popełnił przecież samobójstwo dwukrotnie, i ,o ile coś mi nie umknęło, został powstrzymany przez demona. Przydałoby się jakieś wytłumaczenie – dlaczego to tak działa?

 

No dobra, koniec z narzekaniem. Podobałą mi się kreacja Horneta – typowy westernowy złol. Powiedziałbym, że jeśli coś w tym opowiadaniu dodawało klimatu, to on. Ciekawy był także sposób działania demona. 

 

Opowiadanie wymaga dopracowania, ale widzę potencjał – sam pisałem na podobnym poziomie kilkanaście miesięcy temu. Trzeba trenować. Nie czytało się źle. 

 

Pozdrawiam, powodzenia, Hakoręki! :)

Jeśli Bóg z nami - któż przeciwko nam?

Dzięki Cezar. Trening na pewno mi się przyda. Kolejne teksty będę pisał z chłodniejszą głową.

Wpadłam w scenę kulminacyjną i ogrom emocji, które trzymałyby mnie w napięciu przez większość czasu, gdyby nie to, że nie ma w szorcie momentu, w którym napięcie narasta i maleje. Jest ciągłe, czyli przestaje być odczuwane po kilku zdaniach, bo się przyzwyczajamy. Do tego mam zarzut największy i może to właśnie brak zawiązania i rozwiązania akcji? Sprzeczka o strzał staje się przez to po kilku zdaniach nużąca, mimo że przecież tyle się dzieje!

Ogólnie tekst mi się podobał i czytało mi się z przyjemnością. Szorciak zgrabny i pomysłowy, ale jeśli mogłabym coś zasugerować, to przemyśl następnym razem, jakie emocje dany fragment ma wzbudzić i baw się budowaniem napięcia, bo tutaj dostaliśmy sam jego szczyt.

Mam wrażenie, że przeczytałam zakończenie wielce interesującej opowieści. Zakończenie paskudne, niezwykle emocjonalne, ale zakończenie. Podobało mi się, ale jakoś tak wolałabym wiedzieć, co się tam wcześniej podziało, i jak to się stało, że Billy załapał się na nieśmiertelność, jak spotkał Jacka i co właściwie chłopak uczynił oraz czemu.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dzięki M.G.Zandra Irka_Luz. Być może wrócę jeszcze do historii BIllego i Jacka żeby rzucić trochę światła na to skąd się właściwie wzięli.

Czołem Hakoręki! Twoje opowiadanie i demoniczny dziki zachód prypadły mi do gustu – co do błędów, poprawiasz na bieżąco, więc nie ma się co czepiać, każdy je robi.

 

Odnośnie fabuły, podpisuję się pod komentarzem użytkownika bruce – tekst jest fajny i dobrze pomyślany, ale zbyt krótki. Myślę teraz, świeżo po lekturze, że stworzyłeś ciekawe, barwne i oryginalne postacie, dałeś im osobiste motywy, zbudowałeś skomplikowany świat w którym żyły i rozwijały się, a na koniec pokazałeś mi jedną, jedyną samotną scenę końcówki. No tak się po prostu nie robi…

Bo mam wrażenie że jest w tym fajny potencjał, ale przed tą sceną musiałbym poznać obu jej uczestników, polubić ich, znienawidzić, zrozumieć – wtedy miałbym bardziej osobisty stosunek do tego, co przeczytałem. W tej formie to niestety tylko pojedyncza scenka walki człowieka z demonem, nie znam żadnej z postaci, mam tylko jakieś faktograficzne informacje z niedawnej przeszłości. Dlaczego nie opisałeś tej masakry? Sceny kiedy demon werbuje GB do współpracy? Wtedy to opowiadanie byłoby dla mnie pełniejsze.

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

BosmanMat 

 

No tak się po prostu nie robi…

Prawda, nie powinienem tak lekceważąco ograniczać czasu antenowego bohaterom. Muszę przyznać że wynikło to z tego że źle zrozumiałem czym powinny być szorty. Jest szansa że jeszcze wrócę do tych bohaterów i dam im szansę wytłumaczyć się ze swoich motywacji.

Hakoręki

 

Chętnie wtedy przeczytam, jeżeli się na to zdecydujesz. Muszę jakoś inaczej formułować myśli w komentarzach, bo krytyczna uwaga przytłacza pozytywny odbiór tekstu.

 

Muszę przyznać że wynikło to z tego że źle zrozumiałem czym powinny być szorty.

Dla mnie szorty to najtrudniejsza forma – wciśnięcie wstępu, rozwinięcia, zakończenia, a przy tym przekonanie czytelnika do postaci i historii w tekście krótszym niż 10k znaków naprawdę nie jest łatwe.

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

Nowa Fantastyka