- Opowiadanie: Maciek295 - Nieświadomi ludobójcy

Nieświadomi ludobójcy

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Nieświadomi ludobójcy

Nieświadomi ludobójcy

 

Neon nad sklepem zoologicznym „Burek” właśnie zgasł, zezwalając, aby blade ściany budynku pochłonął mrok nocy. Za automatycznymi, lekko zdezelowanymi drzwiami piętrzyły się wielkie pudła, których nikt jeszcze nie zdążył rozpakować. W środku panowała ciemność tak gęsta, że widać było zaledwie zarys kasy oraz parę półek z przynętami wędkarskimi. W powietrzu unosił się intensywny zapach karmy dla psów, dlatego zawsze było tu trochę duszno. Może to dlatego tak mało ludzi tu zaglądało?

Nagle coś pstryknęło. Na chwilę przerwało marastyczny nastrój nocy, a potem umilkło. W żaden sposób dźwięk ten nie przypominał pracujących filtrów lub napowietrzaczy. Bliżej mu było do pękającego balonu z gumy do żucia albo zamknięcia się zatrzasku.

Stary ptak w klatce z napisem „Kasia – papuga falista” zaskrzeczał, zaniepokojony tym dźwiękiem. Przy pomocy dzioba wdrapał się na najwyższy poziom klatki i z ekscytacją patrzył w ciemności, kręcąc z zainteresowaniem jasno upierzoną główką.

Znowu. Pstryk! Tym razem dźwiękowi towarzyszyło rozjarzenie się jednej ze świetlówek nad akwarium odwzorowującym biotop jeziora Tanganika. Blade, zaspane pyszczaki zerwały się, zdziwione nagłym rozbłyskiem. Schowały się pod dekoracją z wapiennej skały i wciąż ospale kręcąc się przy dnie, obserwowały przebieg wydarzeń.

Lampa, stojąca na sąsiednim akwarium ze skalarami, również się zaświeciła, prezentując skręcone z ciemności rośliny, oraz leniwie pływające wśród nich ryby. Jednak były one znacznie inne niż pyszczaki. I nie chodziło tu o ich kształt czy ubarwienie. Żaglowce nie spały. Krążyły tuż pod lustrem wody, jakby wyczekując na spadające z góry płatki karmy.

Nagle największy skalar podpłynął do dna i wystrzelił do góry jak z procy. Przebił się bez trudu przez taflę wody i wylądował na zimnej posadzce. Przez chwilę miotał się bez sensu, a potem zastygł i zamknął oczy. Dziwne – ryby przecież nie mają powiek.

Wtem, długi, powłóczysty ogon żaglowca rozjarzył się. Potem blask jasnego, oślepiającego światła przeniósł się na resztę ciała ryby. Światło było na tyle silne, aby umożliwiało dostrzeżenie wszystkich mebli. A gdy z czasem było go coraz więcej, można było wyodrębnić każdą puszkę z kocią karmą.

Gdy w końcu światło zgasło, na miejscu, gdzie jeszcze kilkanaście sekund temu był skalar, teraz leżała piękna kobieta, z blond włosami opływającymi jej smukłe, długie ciało. Otworzyła oczy i wlepiła wzrok w sufit. Później uniosła zgrabną, chudą rękę i chwyciła się za udo, sycząc z bólu.

– Następnym razem spróbuję zlecieć na to pudło z nawozami. Będzie mniej bolało… – jej głos był wyjątkowo delikatny.

Kobieta wstała i oparłszy dłonie o bolące biodro podeszła do akwarium z pyszczkami.

– Wyskakujcie. Muszę wam coś powiedzieć – rzuciła, i podeszła do następnego akwarium, a jego mieszkańcom przekazała te same nowiny.

Wkrótce mnóstwo ryb leżących na podłodze, zaczęło się jarzyć niczym miniaturowe słońca, całkowicie odsuwając w zapomnienie zalegającą w pomieszczeniu ciemność.

Gdy światło znikło, w pomieszczeniu stały dziesiątki różnych ludzi. Jedni karli, drudzy sięgający aż po sam sufit. Jedni puszyści a drudzy z wystającymi żebrami. Największą uwagę przyciągał mężczyzna stojący przy akwarium z mnóstwem korzeni w przebraniu przypominającym strój mnicha. Jedna mała dziewczynka miała kolorowy, ogromny pióropusz uczepiony do, mieniącego się tęczowymi barwami, stroju.

Naprzeciwko ryb stanęła Kasia. Jednak teraz nie była papużką falistą. Stała się kobietą ubraną w krótką spódniczkę z cekinami, a zamiast głowy miała klatkę z fruwającą w środku, małą papużką.

Na środek wyszła kobieta, która jako pierwsza wyskoczyła z akwarium.

– Zapewne zastanawiacie się, po co was wezwałam.

Jednak reszta pozostawiła to zdanie bez odpowiedzi i nadal ze skupieniem wpatrywali się w kobietę-skalara hipnotyzującym wzrokiem, prócz jednego bladego chłopca, który oczy miał zasklepione skórą. W akwarium, jako ślepiec jaskiniowy, pewnie nie odczuwał ich braku, jednak teraz, jako człowiek, z chęcią przyjrzałby się innym towarzyszom.

– Nie będę trzymała was dłużej w niepewności – rzekła kobieta, chodząc w kółko dumnym krokiem. – Na początku chciałabym poruszyć sprawę straty kilkorga naszych przyjaciół. Ze smutkiem informuję was, że dzisiaj, tuż po trzynastej, zostali oni wykupieni za śmieszną cenę przez małego bachora.

Tłum zawrzał. Jedni gwizdali ze złości, inni kręcili głowami lub wymachiwali rękoma.

– Wiecie, co się dzieję, z tymi, którzy zostają kupieni przez dzieci?

– Wiemy – odpowiedziała kobieta ubrana w opalizujące, pomarańczowe ubrania. Welonka. – Kiedyś byłam u takiego. Po dwóch tygodniach mu się znudziłam, i wróciłam do was. I tak miałam dużo szczęścia. Wiele ryb ginie przedwcześnie.

– Racja – mruknęła kobieta-skalar. – Uczcijmy teraz chwilą ciszy pamięć grupy neonów, którzy już pewnie do nas nie powrócą.

Jeden chłopak z niebieskim irokezem na głowie i w czerwonym płaszczu zachlipał z rozpaczy. To byli jego przyjaciele. Cisza wydawała się aż nienaturalna. Tłum zastygł w bezruchu na pół minuty, a potem wszyscy obudzili się jak z transu.

– Jednak wezwałam was w o wiele ważniejszej sprawie – spuściła głowę. – Jak już pewnie wiecie, zbliża się do nas nieubłaganie dzień, w którym zapewne wielu z nas zginie.

Chłopiec w futrzanym szlafroku zachlipał głośno.

– Tak, tak. Ze smutkiem informuję was, że jutro jest Dzień Dziecka.

Gromadka małych dzieci z nienaturalnie długimi nogami zaczęła szlochać. Dziwne – przecież to było ich święto.

– Przypomnę wam, że w zeszłym roku zostały wykupione wszystkie welony i gupiki.

Pani w pomarańczowych ubraniach, która już wcześniej zabierała głos załkała cicho i spuściła głowę.

– Sprzedano dwie papugi i pięć chomików. Bez strat obyło się w grupie pyszczków oraz duchów amazońskich.

Mężczyzna w stroju mnicha odetchnął z ulgą.

Jakaś pani, ubrana w obcisłą bluzkę z lamparcimi cętkami, podeszła do grupki małych dzieci, opartych o pudło z nową dostawą karm dla psów.

– Widzicie ich? – zagadnęła. – To jeszcze dzieci! Najmłodsze z nich ma ledwo kilka dni. Najstarsze, niecały miesiąc. One jeszcze nawet nie wiedzą, o czym my tu rozmawiamy! A co, jeśli wykupieni zostaną ich rodzice? Oni są tacy mali! Im jeszcze nie wolno tęsknić!

Kobieta-skalar podeszła do koleżanki i objęła ją ramieniem, a ona załkała głośno i rozpłakała się.

– Niestety, moi mili. Zapewne dla wielu z was, jest to ostatnie spotkanie. Dla mnie być może też. Dlatego informuję was wszystkich, że jeśli zostałabym sprzedana, moje miejsce przywódczyni ma zająć Araela – wskazała na grubą, czarnoskórą kobietę, ubraną w szare ubrania. – Ona, jako pielęgnica pawiooka, prawie na pewno nie zostanie wykupiona.

Araela cieszyła się z wyboru przyjaciółki, ale nie dawała po sobie tego poznać. Nie chciała niszczyć ponurego nastroju tej nocy. Nie mogła. Nie w takiej poważnej sytuacji.

– To wszystko, co chciałam wam dzisiaj powiedzieć. Niestety, taki nasz los.

– A nie możemy po prostu uciec? – zapytał przez łzy chłopiec z irokezem.

– Gdybyśmy wszyscy uciekli, wzbudziłoby to podejrzenia sprzedawcy.

– Ale nie muszą uciekać wszyscy… – mruknął.

Wszyscy skupili wzrok na biednym chłopaku, a on czuł, że powiedział coś, czego wcale nie chciał.

– Bądźmy honorowi. Jak umierać, to razem. A tymczasem, proszę was, abyśmy przez najbliższe dwie godziny porozmawiali ze wszystkimi. Bo być może, będzie to nasza ostatnia rozmowa.

 

Czas przeznaczony na pogawędki minął zdecydowanie za szybko. O czwartej nad ranem, gdy pierwsze promienie słońca wychyliły się zza horyzontu, wszyscy znów zebrali się przy rzędzie z akwariami.

– No więc, to wszystko na dziś – rzekła kobieta-skalar. – Wracajmy do akwariów i klatek. Bywajcie…

Wszyscy ustawili się pod zbiornikami, w którym mieszkali. A gdy tylko włożyli ręce do wody, trzasnęło i wszyscy z powrotem stali się zwierzętami.

Kasia, siedząc znów w klatce, usadowiła się w kącie i zakryła głowę skrzydłem, zakrywając spływającą po piórach łzę.

Wkrótce przed drzwiami sklepu zjawił się sprzedawca. Przygotował sklep do otwarcia i wkrótce zawitali pierwsi klienci. O ile w zwykłe dni było ich zaledwie kilku, w Dzień Dziecka sklep przeżywał prawdziwe oblężenie.

Ludzie nie mają sumienia. Zamykają bezbronną welonkę w małej kuli, a ona płacze w worku jak bóbr na myśl o czekającym ją losie.

A Araela spojrzała smutno na wyławianych przyjaciół i jej zwykle nieruchome oczy zamknęły się powoli, roniąc przy tym łzę, która mieszając się z ogromem słodkiej wody, była tak samo wobec niej bezbronna, jak zwierzaki, kupowane niczym zwykłe, szmaciane lalki.

Koniec

Komentarze

Słabe to opowiadanie jak dla mnie i  pozbawione sensu. Bo te zwierzęta, to jakieś debile. Skoro mogły się zmienić w ludzi, to trza było stamtąd spierdalać w podskokach, a one przejmowały się wzbudzeniem podejrzeń u sprzedawcy. No kretynizm z ich strony totalny.

A gdy jakieś dziecko je kupiło, to czemu nie zmieniły się w ludzia i nie spuściły bachorowi wtedy lania?
Nie wiem co ten tekst miał ukazać. Problem znęcania się dzieci nad bezbronnymi zwierzątkami? Jeśli tak, to kiepsko niestety wyszło. :(

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Technicznie nie ma tragedii, oprócz dziwacznej, przekombinowanej interpunkcji. Np. 
Jedna mała dziewczynka miała kolorowy, ogromny pióropusz uczepiony do, mieniącego się tęczowymi barwami, stroju.
Dwa przecinki za dużo. Takie coś popełniasz nadzwyczaj często. 

Oprócz tego brak jakiejkolwiek logiki postępowania u zwierząt/ludzi, jak wspomniał Fasoletti. Polecam darować sobie takie moralizatorskie bajeczki, bo temat wyczerpał się już za Andersena. 

Macie rację, chłopaki. Nie przemyślałem tego opowiadania. Ale miało ono służyć bardziej jako ćwiczeniówka. Poza tym chciałem sprawdzić się w krótkich opowiadaniach i narazie widzę, że cienko mi to idzie, ale postaram się, aby było lepiej ;)
Dzięki za komentarze.

Powodzenia następnym razem :)

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

"Kasia, siedząc znów w klatce, usadowiła się w kącie i zakryła głowę skrzydłem, zakrywając spływającą po piórach
łzę." - zakryła... zakrywając - uważaj na takie powtórzenia.

Często też powtarza się wyraz "wszyscy", zwłaszcza pod koniec, ale ogólnie nie jest źle. I czyta się też dobrze, tylko opowiadanie nie wciąga, nie ma dramtayzmu, a co kłuje w oczy powiedzieli już poprzednicy.
Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka