- Opowiadanie: Zygmunt Jaźwiec - Sfrustrowana powieść

Sfrustrowana powieść

Krótkie opowiadanie o trudach procesu twórczego z nieco innej perspektywy. 

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Sfrustrowana powieść

Pisarz w powiewnym szaliku rozsiadł się przy okrągłym stole pod parasolką i zaraz po zamówieniu kawy otworzył laptopa. Przez chwilę błądził wzrokiem po nieboskłonie wypatrując idealnej chmury, takiej która niechybnie zastanawiała się nad tym kiedy się rozpłynie. Niestety wszystkie wyglądały na dość zwarte i stabilne, dlatego mężczyzna podrapał się po brodzie i zaklął do siebie.

– Pieprzone chmury.

– Pana kawa. – odezwał się nagle kelner nadchodząc niespodziewanie od tyłu.

– Och, przepraszam. – odparł zawstydzony pisarz. – Tak, proszę tu… – dodał zaraz odsuwając swoją elektroniczną maszynę do pisania, a gdy tylko kelner zniknął za drzwiami herbaciarni dodał:

– Pieprzony kelner.  

Później zaczął uderzać w klawisze kontynuując już definitywne i ostateczne zakończenie swej epickiej powieści. Na ekranie pojawiły się słowa:

„Błądząca Beti… Błądząca Beti… co robiła Beti?” – wystukał przyjmując iście posągowy wyraz.

– Co robiła Beti? Serio?? Ja pierdolę! Może błądziła? Co ty na to? – dopowiadała w myślach powstająca właśnie książka, gdyż trzeba wiedzieć, iż ten niedokończony wciąż twór już dawno stracił cierpliwość do tego nieudacznika, jej autora.

– No ile można?! Ludzie zmiłujcie się. Co robiła? Co robiła Beti? Dwieście stron, a ten nadal nie wie? Najpierw się zastanawiał czy bohaterem historii ma być chłop czy baba? Potem jaka to baba? Czy z ciasta czy człowiek? Czy może z piasku? Z gówna kurwa! Później, też dobre. Czeka na inspiracje przy radiu. I czeka na tę jedną jedyną piosenkę. Jak by to w czymś miało pomóc. Ale co tam, przecież jak nie brak weny to trzeba się przecież ponurzać w wielkim chaosie, zastanawiając się czy to wszystko ma sens? Jakbym mu zajebała to by się zastanowił czemu cios w splot słoneczny tak boli. Ech, gdybym tylko miała ciało albo lepiej, gdybym w ogóle nie istniała. Tak mi było błogo w niebycie zanim stałam się zlepkiem cienkich wątków przesiąkniętych niepewnością tego grafomana.

Egzystencjonalny wywód niedokończonego utworu literackiego przerywa gwałtowny ruch. Kiedy pisarz sięga po kawę jego uwagę zwraca pies, który w jego odczuciu zbyt natrętnie na niego patrzył i ta chwila dekoncentracji wystarcza. Czarny płyn wylewa się na klawiaturę, z której momentalnie wydobywają się iskry.

– Kurwa! Nie! Moja powieść – krzyczy pisarz łapiąc się za serce.

– Kurwa tak! Koniec mej męki! – krzyczy wciąż nieukończona, lecz tragicznie utracona powieść.

Koniec

Komentarze

Witaj ponownie. :)

Zapis dialogów do generalnej poprawy. Dziękuję za oznaczenie wulgaryzmów. Pomocne będą przy poprawkach wskazane Ci przeze mnie wcześniej wątki i zawarte w nich linki. :)

Znów pomysł jest, lecz wymaga jeszcze rozwinięcia oraz dokładnego, obszerniejszego zrealizowania. :) Tekst jest szortem i tak należy go oznaczyć. :)

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Fajne.

Cóż, kolejna wprawka, tym razem poruszająca problem niemocy twórczej. Przeczytałam, ale nie doznałam żadnych szczególnych wrażeń.

 

Pi­sarz w po­wiew­nym sza­li­ku roz­siadł się przy okrą­głym stole pod pa­ra­sol­ką… → Czy pisarz nie miał na sobie nic więcej poza rzeczonym szalikiem?

 

– Pana kawa. – ode­zwał się nagle kel­ner… → Zbędna kropka po wypowiedzi.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

– Och, prze­pra­szam. – od­parł za­wsty­dzo­ny pi­sarz. → Jak wyżej.

 

– Co ro­bi­ła Beti? Serio?? Ja pier­do­lę! Może błą­dzi­ła? Co ty na to? – do­po­wia­da­ła w my­ślach po­wsta­ją­ca wła­śnie książ­ka… → A może: Co ro­bi­ła Beti? Serio?? Ja pier­do­lę! Może błą­dzi­ła? Co ty na to? – do­po­wia­da­ła w my­ślach po­wsta­ją­ca wła­śnie książ­ka…

Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.

 

Kiedy pi­sarz sięga po kawę jego uwagę zwra­ca pies, który w jego od­czu­ciu… → Czy oba zaimki są konieczne?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mmmm… zerknęłam i – o ile pomysł jest nowatorski – wykonanie mnie przeraziło. Wulgaryzmy niekoniecznie dodają autentyczności. Częściej są drogą na skróty, w dodatku nie wiadomo, dokąd.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dziękuję za przeczytanie mojego tekstu oraz za pomocne wskazówki. Zwrócę uwagę na wskazane kwestie. Pozdrawiam. 

Dziękuję, pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Przez chwilę błądził wzrokiem po nieboskłonie wypatrując idealnej chmury, takiej która niechybnie zastanawiała się nad tym (PLUS PRZECINEK) kiedy się rozpłynie.

Czasy Ci się mylą. Zaczynasz w przeszłym, ale w trakcie wywodu powieści przechodzisz na teraźniejszy. Mam wrażenie, że trochę Cię poniosło i wrzuciłeś bez pochylenia się nad interpunkcją, gramatyką i takimi tam. Szkoda, bo pomysł fajny i wart rozwinięcia.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Na początek trochę łapanki. Z zastrzeżeniem, że mam wątpliwości, czy część tych niezręczności nie jest przypadkiem celowa. W każdym razie rozumiem, czemu ta powieść taka sfrustrowana.

Pisarz w powiewnym szaliku

Powiewny szalik mnie nie przekonuje. Jeśli powiewny to może raczej szal? Albo chusta? Albo apaszka? Szalik kojarzy mi się z czymś raczej ciepłym, na zimę.

odezwał się nagle kelner nadchodząc niespodziewanie od tyłu.

Trochę dużo tej nagłości w jednym zdaniu.

odsuwając swoją elektroniczną maszynę do pisania

Komputer?

Później zaczął uderzać w klawisze kontynuując już definitywne i ostateczne zakończenie swej epickiej powieści.

“Kontynuując zakończenie” jakoś nie brzmi dobrze.

dopowiadała w myślach powstająca właśnie książka, gdyż trzeba wiedzieć, iż ten niedokończony wciąż twór już dawno stracił cierpliwość do tego nieudacznika, jej autora.

Raczek “jego autora”, bo chodzi o “twór”. Ale w ogóle bym zakończyła to zdanie na “nieudacznika”, bo wiadomo o kogo chodzi.

Kiedy pisarz sięga po kawę jego uwagę zwraca pies, który w jego odczuciu zbyt natrętnie na niego patrzył i ta chwila dekoncentracji wystarcza

Pomieszane czasy.

 

No i ogólnie przecinki, przecinki, przecinki.

Podzielam zdanie Tarniny na temat wulgaryzmów. Poza tym pomysł sympatyczny, wykonanie się trochę rozlazło.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Witaj, Zyg­mun­cie, przy­zna­ję skrom­nie, że i ja w pew­nych mo­men­tach twór­cze­go krwo­to­ku gra­fo­ma­nii, mia­łem po­dob­ne wąt­pli­wo­ści, jak twój bo­ha­ter. Jed­nak sam szort nie­ste­ty mnie nie po­rwał, po­zy­tyw­nie zer­kam na nie­zły mo­no­log nie­do­koń­czo­nej po­wie­ści, a także zręcz­ne za­koń­cze­nie.

Lecz, po­dob­nie jak moim sza­now­nym przed­mów­com, nie spodo­bał mi się nad­miar wul­ga­ry­zmów, w mojej oce­nie kom­plet­nie nie­po­trzeb­ny. Za­kła­dam, że miał dodać nieco ostro­ści głów­ne­mu bo­ha­te­ro­wi, ale IMO odro­bi­nę prze­do­brzy­łeś. 

Warto zwró­cić uwagę na to, że gdzieś w środ­ku tek­stu zmie­ni­łeś czas z prze­szłe­go, na te­raź­niej­szy.

 

Po­zdra­wiam i życzę suk­ce­sów :-) 

Jeśli Bóg z nami - któż przeciwko nam?

Zgadzam się z przedpiścami, że wulgaryzmy są zbyteczne, albo jest ich za dużo, ale opis męki jest zabawny i taki prawdziwy. Dialogi już się czytają. Fajny debiut.

Lożanka bezprenumeratowa

Zabawne, ale tyle wulgaryzmów niepotrzebnie. Pozdrawiam. :)

Fajne i jakże prawdziwe! Czasem przydałby się koniec tej pisarskiej męki i niemocy…

Nie można gadać o gadających gitarach. Można o nich pisać. Napisz więc piosenkę o gadających gitarach i bądź szczęśliwy.

Nowa Fantastyka