- Opowiadanie: Zygmunt Jaźwiec - Teleportacja

Teleportacja

W pewnym trudnym oraz bardzo ważnym momencie mojego życia, podczas podróży autobusem, przyszedł mi do głowy pewien pomysł, który przerodził się w opowiadanie. Emocje związane z tym procesem myślowym spowodowały, że zapisałem je zaraz po powrocie do domu, w jednym posiedzeniu. Opowiadanie przerodziło się później w coś więcej. Teraz zapraszam Was do zapoznania się z tym opowiadaniem, a dla chętnych, którzy chcieli by dowiedzieć się co znaczy “coś więcej”, zapraszam do odwiedzenia kanału na Youtube: Wytwory wyobraźni.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Teleportacja

W końcu się udało! Naukowcy stworzyli technologię pozwalającą przenosić materię na niewyobrażalne dotąd odległości w czasie nieprzekraczającym sekundy. Teleportacja stała się faktem, a nieznane światy znalazły się w zasięgu ludzkich ambicji. Korporacje dawno dokonały podziału Ziemi na strefy wpływów i teraz mogły wyciągnąć ręce w kierunku nowych terytoriów oraz zasobów niezliczonych planet.

Nie oznaczało to jednak, że ludzie masowo zgłaszali się do podróży poza granice dotychczasowej rzeczywistości, i nie chodziło tu wyłącznie o lęk przed nieznanym. Szybko okazało się bowiem, że dematerializacja, na której opierał się cały proces, wpływała na cząsteczki żywych organizmów tak, że po powrocie do pierwotnej formy ulegały one nieprzewidywalnym zmianom. Czasem był to częściowy zanik pamięci, innym razem nabycie nowych cech osobowości, rzadziej zmiana wyglądu. Dlatego kandydatów do odkrywania i tym samym zdobywania nowych przestrzeni we wszechświecie często wyznaczano stosując większy lub mniejszy przymus. W jej przypadku było jednak inaczej.

 Ewa stanowiła niezwykły wyjątek, gdyż z niezrozumiałego, nawet dla jej pracodawców powodu zawsze zgłaszała się na ochotnika i sprawiała wrażenie, jakby z każdej teleportacji czerpała przyjemność. Za każdym razem ze zniecierpliwieniem i wręcz dziecięcym podekscytowaniem oczekiwała na przemianę w rozbłysk rozpraszających się atomów. Zupełnie jakby nie mogła doczekać się każdej, kolejnej zachodzącej w niej zmiany. Ona tymczasem, za każdym razem miała po prostu nadzieję…

Teraz, kiedy dotarła na planetę z atmosferą wypełnioną trującą mgłą czuła się jak we śnie. Skłębione opary zielonkawego gazu otoczyły jej ciało, budząc jednocześnie wspomnienie aniołka siedzącego na chmurze. Chyba widziała taki obrazek na jakiejś pocztówce. Nie pamiętała jednak od kogo, ani do kogo skierowanej. Tak czy siak skojarzenie wyrwane z kontekstu, musiało być związane z czymś przyjemnym, bo wprawiło ją w dobry humor.

Oczywiście, cieszyła się tym jedynie przez chwilę, ponieważ aparatura wykrywająca życie szybko przypomniała o obowiązkach. Czerwona dioda umieszczona w przeszklonym hełmie zaczęła migać sygnalizując aktywność na północnym wschodzie. Zanim w pełni przypomniała sobie własne imię, zmierzała już w stronę skupiska prymitywnych chat u podnóża góry.

Parametry misji zawsze były wgrywane w podświadomość na wypadek kompletnej amnezji przy materializacji, dlatego uświadamiając sobie, że nie pamięta niczego sprzed ostatniego roku wchodziła już do niewielkiej wioski, witana zdziwionymi minami włochatych tubylców zbijających się w tłum komitetu powitalnego. I gdy już otworzyła do nich ogień z automatycznych działek umiejscowionych pod rękawami skafandra, cieszyła się, że pamięta jedynie kilka ostatnich misji i to, że lubi poziomki. Nie była pewna czy lubiła je wcześniej, ale teraz cieszyła się, iż pamięta ich smak.

Kiedy czystka dobiegła końca, wetknęła flagę korporacji w najbardziej okazały budynek, będący czymś w rodzaju pałacu lub świątyni. Później zgodnie z procedurami wypuściła drony zwiadowcze, które miały zebrać potrzebne dane i wyszukać kolejne skupiska inteligentnego życia. W oczekiwaniu na powrót mikroskopijnych helikopterów wpatrywała się w nocny horyzont, na którym obce gwiazdy tworzyły piękne konstelacje.

Po kilku godzinach z własnymi myślami, wspomnienia przyniosły obraz męża i dziecka – małego chłopczyka bawiącego się na plaży przy zachodzącym słońcu. To wywołało smutek i Ewa ze zniecierpliwieniem spojrzała na lokalizator dronów na prawym nadgarstku. Zgodnie ze wskazaniem czytnika były w drodze powrotnej, co oznaczało, że planeta była wyjątkowo mała. Znaczyło to również, że ta licząca zaledwie kilkuset członków cywilizacja została ostatecznie zgładzona.  

Na tym w zasadzie kończyła się jej misja. Teraz na ten świeży plac budowy wkroczą inżynierowie oraz ekipy odkrywkowe. Ona mogła już wracać. Zanim więc w pełni uformowały się wyrzuty sumienia wynikające z eksterminacji całej rasy, i zanim bolesne wspomnienia związane ze śmiercią rodziny zdążyły wbić swe paraliżujące kolce w serce, nadszedł czas na kolejną teleportację. I tym razem również miała nadzieję.

Cudowny rozbłysk atomów rozerwał jej ciało na miliardy cząsteczek i Ewa znowu na chwilę przestała istnieć. Może tym razem już tak zostanie i nigdy nie zmaterializuje się z powrotem.

Mogła mieć tylko nadzieję.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Gratuluję Ci aż dwóch debiutów w dniu rejestracji. :)

Z kwestii technicznych zauważyłam wiele niepotrzebnych przecinków przed “i”, a także powtórzenia. 

Pomysł na opowiadanie jest świetny, lecz przy takiej ilości znaków to szort i tak należy go oznaczyć, a jego fabuła wydaje się być jedynie krótkim rozdziałem lub streszczeniem.

Zachęcam do odwiedzenia Działu “Publicystyka” i zajrzenia do pierwszego wątku – “Poradnika” Drakainy z wieloma ważnymi linkami oraz wskazówkami, a w HP jest też wątek powitalny. 

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Jako wprawka może być, ale jeśli szort miał być opowieścią opisującą pewne zdarzenie, wydał mi się zbyt powierzchowny, a zasygnalizowane sprawy zostały ledwie liźnięte.

Popieram uwagę Bruce – na tym portalu opowiadania zaczynają się od dziesięciu tysięcy znaków, więc bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na SZORT.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czołem Zygmuncie Jaźwiec! Otóż opowiadanie, a raczej szort, który stworzyłeś na podstawie owego, innowacyjnego pomysłu, który dopadł cię w autobusie, jest niezłe, chociaż czuję jakby nieco zabrakło w nim polotu..! Rozumiem jednak, że celem miało być pokazanie tego, że Ewa chce po prostu zapomnieć o śmierci swojej rodziny. Lecz czy nie łatwiej by jej było popełnić samobójstwo, zanim eksterminować całe rasy?? Tak czy siak, scena eksterminacji włochatych ludków była niespodziewana i zdziwiła mnie wielce. Tak trzymać, zostań z nami na dłużej! ;p

Jeśli Bóg z nami - któż przeciwko nam?

Dla mnie git.

Hej, daję trójeczkę eczkę bo przydałoby się rozszerzyć temat ale spox

Hej, dziękuję za komentarze i już zastosowałem się do sugestii formalnej, czyli zmiany na szort. Chciałem też powiedzieć, że “temat” rzeczywiście został już rozwinięty i jeśli ktoś byłby zainteresowany to zapraszam do zapoznania się z historią w wersji audiobookowej (kilkuminutowe odcinki) w ramach “projektu Ewa”, który zamieściłem na YouTube na kanale: Wytwory wyobraźni. Planuję, też zostać tutaj na dłużej i dodawać kolejne teksty. Dziękuję za ciepłe przyjęcie i konstruktywne uwagi.

Dzięki, miłego pobytu i owocnego pisania, pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Badziej to przypomina konspekt niż porzadną opowieść.

A… teraz widzę, że ciąg dalszy nastąpi ;) Trochę szkoda, że tym szorcikiem zdradziłeś, kim jest Ewa i czemu robi to, co robi.

Jeśli mogę coś doradzić… Postaraj się, żeby kolejne opowieści o Ewie stanowiły zamknięte całości, bo fragmenty nie cieszą się dużą popularnością, że nie wspomnę już o tym, że nie wchodzą do grafiku dyżurnych i nie mogą zostać nominowane do Piórka, ani nawet wskoczyć do Biblioteki.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Zupełnie jakby nie mogła doczekać się każdej, kolejnej zachodzącej w niej zmiany. Ona tymczasem, za każdym razem miała po prostu nadzieję…

Zbędne przecinki. Słowo “tymczasem” w drugim zdaniu sugeruje, że nastąpi coś przeciwstawnego, ale te zdania nie są przeciwstawne. Nie może się doczekać, bo ma nadzieję.

 

Zgrabny pomysł, ale wydaje mi się lekko niedopracowany. Po pierwsze, mogę zrozumieć autodestrukcyjne zachowania Ewy, ale brakuje mi uzasadnienia, dlaczego z taką obojętnością eksterminuje całe cywilizacje. Informacja o śmierci rodziny jest przekazana bardzo pospiesznie i wprost, mogłoby być subtelniej.

Ogólnie podobało się, miało w sobie “coś”, ale do zachwytu daleko.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Pomysł z niewykorzystanym, imo, potencjałem. Interesujące. Pozdrawiam.

Witaj, Zygmundzie.

 

A mi się podobało. Wcale nie uważam, że temat liźnięty albo że to raczej konspekt. Jasne, pomysł tak interesujący, że mogłoby spokojnie powstać z niego coś dłuższego, ale nie musi. Fajnie, że dałeś radę napisać tak krótko, a jednocześnie przyciągnąć moją uwagę, zainteresować, a ostatecznie sprawić, że mi się spodobało. Nie wszystkie pomysły muszą od razu przekształcać się w powieści. Ja się żegnam i pozdrawiam.

 

Nie można gadać o gadających gitarach. Można o nich pisać. Napisz więc piosenkę o gadających gitarach i bądź szczęśliwy.

No, ja muszę poprzeć Reg – jako wprawka spoko, ale jak na szort masz za dużo infodumpu na początku, kronikarskiego przedstawienia tła, które można było pokazać w fabule, a nie jako wprowadzenie. Pomysł na teleportację standardowy, jakieś tam uszkodzenia czy też inne braki po rozbicu na atomy i ponownym poskładaniu to też nie nowość, za to ciekawą jest motywacja bohaterki – nadzieja, że technologia zawiedzie i przyniesie jej smierć. I to byłoby spoko, biorąc pod uwagę, że bohaterka sama boi się samobójstwa i próbuje do niego doprowadzić w taki, dość niepewny sposób. Byłbym nawet w stanie wyobrazić sobie, że jej początkową motywacją była nadzieja na wymazanie z pamięci wspomnień o rodzinie, która straciła. Sypie mi się jednak cały koncept w momencie, kiedy protagonistka bezdusznie morduje obce istoty – sama doświadczyła straty i nie uwiera jej to, że czyni coś równie niesprawiedliwego jakimś ksenosom? Nie, nie kupuję tego – ona albo jest socjopatką, której ból jest fałszywy, albo jej ból jest tak duzy, że może go zagłuszyć nie nadzieja na własną śmierć, tylko bezrefleksyjny genocyd, co jest dla mnie mocno niezrozumiałe.

Źle nie jest, trzeba by jeszcze tu i ówdzie doszlifować pomysł fabularnie.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Fajnie jeśli tak krótki utwór wywoła tak wiele komentarzy i tak różne emocje. Ja to zaliczam na plus bo i mnie się podobało. Wprawdzie lekko dziabnęło, kiedy wymordowała niewinne paszczaki (wtedy przestałam ją lubić) ale może odkupi swe winy w kolejnych odcinkach. 

Pozdrawiam

Dzień dobry, obawiam się, że przygotowania do terraformowania, czy jakiegokolwiek innego wykorzystywania zasobów planet wymagają większej, delikatnie mówiąc, ilości badań – od biochemicznych, geologicznych, po inne, bardziej czasochłonne. Sam przelot helikopterków, można traktować jako wstępne, baaardzo wstępne rozpoznanie. Inna sprawa, co oznacza "mała planeta"? Mała w porównaniu z Ziemią? Czy z Jowiszem? Niemniej rozumiem zamysł, jaki Autor chciał przekazać. Pamiętam, gdy kilka lat temu zaczynałam pisać, ktoś dał mi dobrą radę, którą warto by tutaj zastosować: Nie opisuj, a pokazuj :) Pozdrawiam,

Nowa Fantastyka