- Opowiadanie: wolfang - Pojedynek nad rzeką

Pojedynek nad rzeką

Opo­wia­da­nie łą­czą­ce moją dzie­cię­cą mi­łość do du­żych ro­bo­tów i za­in­te­re­so­wa­nie Afry­ką. 

Trig­ge­ry: prze­moc, wojna, bez­czel­ne igno­ro­wa­nie praw fi­zy­ki i me­cha­ni­ki, wy­bu­chy, wy­bu­chy i jesz­cze wy­bu­chy 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Pojedynek nad rzeką

Woda in­ten­syw­nie wdzie­ra­ła się przez pęk­nię­cia do kok­pi­tu. San­go­de­le prze­klął siar­czy­ście, gdy bły­ska­wicz­nie do­tar­ła do kolan pi­lo­ta. Spró­bo­wał pod­nieść klapę. Nie­sku­tecz­nie. Woda w tym cza­sie się­gnę­ła do pier­si żoł­nie­rza, przy­spie­sza­jąc mu tętno. Po­cią­gnął z całej siły dźwi­gnię awa­ryj­ne­go otwie­ra­nia kok­pi­tu. Znowu na­po­tkał opór. Ciecz zaś do­tar­ła do szyi. 

 Nie po to po­je­cha­łem na wojnę, by uto­nąć w cho­ler­nej rzece, po­my­ślał San­go­de­le. Po­now­nie szarp­nął waj­chę, bio­rąc głę­bo­ki wdech. Wresz­cie za­dzia­ła­ło. Klapa od­sko­czy­ła, woda zaś mo­men­tal­nie za­lała cały kok­pit. Żoł­nierz odbił się od ma­szy­ny i po­pły­nął ku po­wierzch­ni. 

Mi­mo­wol­nie od­wró­cił głowę, by spoj­rzeć na po­rzu­co­ne­go to­wa­rzy­sza. Sze­ścio­me­tro­wy me­cha­nicz­ny hu­ma­no­id spo­czy­wał nie­ru­cho­mo na skał­kach. Przy­po­mi­nał od­la­ną z brązu po­stać wo­jow­ni­ka o twa­rzy z gniew­nym gry­masem i ciele po­kry­tym wzo­ra­mi bły­ska­wic. 

Wrócę po cie­bie, Shan­go, obie­cał w my­ślach pilot, lecz na­tych­miast zga­nił się za trak­to­wa­nie głu­pie­go ro­bo­ta, jakby był on czymś wię­cej niż kupą że­la­stwa.

 San­go­de­le wy­nu­rzył się na po­wierzch­nię, gdzie po­wi­tał go spo­koj­ny śpiew świersz­czy. Ro­zej­rzał się w po­szu­ki­wa­niu po­ten­cjal­nych za­gro­żeń, lecz w ciem­nej gę­stwi­nie dżun­gli trud­no było do­strzec co­kol­wiek. Jego uwagę jed­nak przy­cią­gnę­ła jasna po­świa­ta ogni­ska na wy­brze­żu.

Gdy po­sta­wił wresz­cie stopę na su­chym lą­dzie, zrzu­cił prze­mo­czo­ny kom­bi­ne­zon, od­sła­nia­jąc ży­la­ste ra­mio­na o he­ba­no­wym od­cie­niu skóry. Zaj­rzał pod ko­szul­kę, aby oce­nić stan pompy in­su­li­no­wej. Urzą­dze­nie nie­ste­ty nie prze­trwa­ło ostat­nich wy­da­rzeń. Ciem­ny ekran po­kry­wa­ła sieć pęk­nięć. Przy­naj­mniej zbior­nik z hor­mo­nem był pra­wie pełen. Nim ode­tchnął z ulgą, po­czuł nagły, prze­szy­wa­ją­cy ból w krzy­żu. Jakby pierw­sze siwe włosy nie były wy­star­cza­ją­cym zwia­stu­nem nad­cho­dzą­cej sta­ro­ści!

Za­mknął oczy, ana­li­zu­jąc swoją sy­tu­ację, lecz nie­zno­śne bur­cze­nie w brzu­chu, sprowadziło go ponownie na ziemie. Ru­szył w stro­nę ogni­ska, roz­my­śla­jąc o wy­da­rze­niach, które do­pro­wa­dzi­ły go do tego miej­sca.

***

– S4 Shan­go, zgłoś się. – Za­brzmiał nagle zna­jo­my głos z radia.

 Za­sko­czo­ny San­go­de­le upu­ścił zbior­ni­czek z in­su­li­ną, który wpadł zło­śli­wie pod fotel kok­pi­tu. Prze­klął, po czym po­pra­wił słu­chaw­ki z mi­kro­fo­nem i na­ci­snął przy­cisk radia. 

– Tu S4 Shan­go. Ka­pi­ta­nie Adisa mel­duj. 

– Na­mie­rzy­łam kon­wój Wszech­ce­sar­stwa Etio­pii z za­pa­sa­mi. Wy­sła­łam już na­mia­ry i cze­kam na dal­sze roz­ka­zy – zło­żył mel­du­nek żoł­nierz.

– A jak spraw­dza się Agemo? – za­py­tał San­go­de­le. 

– Wspa­nia­le. Szyb­ka i lekka ma­szy­na, a ta nie­wi­dzial­ność, prze­pra­szam, ak­tyw­ny ka­mu­flaż, to cudo. In­ży­nie­ro­wie So­ju­szu Jo­ru­ba prze­szli sa­mych sie­bie. 

– Szko­da, że to cho­ler­stwo zżera tyle ener­gii, że jak do­wództwo zo­ba­czy ra­chun­ki, to nam racje żyw­no­ścio­we zre­du­ku­ją do trawy i desz­czów­ki. 

– Dla­te­go zgod­nie z roz­ka­zem, od­da­li­łam się na bez­piecz­ną od­le­głość i zga­si­łam ka­mu­flaż, by nie mar­no­wać prądu. 

– Do­brze. Zo­sta­je­my przy pier­wot­nym pla­nie ataku. Bę­dziesz ubez­pie­czać z ukry­cia nasze tyły. Gdyby po­ja­wi­ło się coś po­dej­rza­ne­go na ra­da­rze, to daj znać. 

– Zro­zu­mia­łam. 

– S5 Agnju, zgłoś się – Do­wód­ca wy­wo­łał pi­lo­ta przez radio, jed­no­cze­śnie wy­mie­nia­jąc pusty zbior­ni­czek w pom­pie na nowy. Gdy otrzy­mał od­po­wiedź, skrzy­żo­wał dło­nie i strze­lił pal­ca­mi. – Za­czy­na­my akcję i módl się, byśmy żad­ne­go anio­ła nie na­po­tka­li. 

***

Zbli­ża­jąc się do ogni­ska San­go­de­le, uj­rzał ludz­ką syl­wet­kę, która z każ­dym kro­kiem na­bie­ra­ła zna­jo­mych kształ­tów. Nagle za­marł, spo­glą­da­jąc, jakby uj­rzał ducha. 

– Ile­kroć myślę, że nie można być brzyd­szym, widzę cię Sang i po­przecz­ka zo­sta­je pod­nie­sio­na – rzu­cił na po­wi­ta­nie męż­czy­zna, pie­kąc rybę nad ogniem. – Kopę lat, przy­ja­cie­lu.

Był on w po­dob­nym wieku, co San­go­de­le, czyli koło czter­dziest­ki, lecz niż­szy i o nieco ja­śniej­szej skó­rze. Głowę zaś miał ogo­lo­ną, za­pew­ne by ukryć po­stę­pu­ją­ce si­wie­nie. 

– Wiesz Tes­se­ma, kiedy sły­szę takie tek­sty od cie­bie, za­wsze za­sta­na­wiam się, jak tyle lat udaje ci się uni­kać swego od­bi­cia. 

Roz­mów­ca za­śmiał się, po czym skie­ro­wał patyk z na­bi­tą rybą w kie­run­ku przy­by­sza, który usiadł na­prze­ciw­ko.

– Głod­ny? – za­py­tał Tes­se­ma, po­ czym po­czę­sto­wał przy­ja­cie­la. 

– Przy­pa­lo­na – oce­nił rybę San­go­de­le, pod­no­sząc ką­ci­ki ust. – Po tym przy­naj­mniej nie grozi mi re­wo­lu­cja je­li­to­wa. 

– Po tylu la­tach znowu mi to wy­po­mi­nasz? Ostrze­ga­łem cię, że go­to­wa­nie nie jest moją mocną stro­ną. 

– Wszyst­ko, co wy­szło spod two­jej rękę, zmie­nia­ło się w broń bio­lo­gicz­ną. Nie wiem, czy pa­mię­tasz, jak ob­la­łem twoim gu­la­szem jed­ne­go z pi­ra­tów, któ­rzy pró­bo­wa­li prze­jąć sta­tek. Bie­dak od razu wsko­czył prze­ra­żo­ny do wody, my­śląc, że to jakaś tru­ci­zna. 

Obaj pa­no­wie wybuchnęli śmie­chem. San­go­de­le wró­cił pamięcią do czasów, gdy słu­ży­li jako ochro­na na stat­ku ku­piec­kim. Były to miłe czasy. Pra­co­wa­li tam lu­dzie o róż­no­rod­nym po­cho­dze­niu. Przy­pa­łę­tał się nawet jeden blon­dy­nek z dziw­ne­go kraju koło Nie­miec. Mimo to udało się zna­leźć wspól­ny język. Potem nie­ste­ty wy­bu­chła wojna mię­dzy So­ju­szem Jo­ru­ba i Wszech­ce­sar­stwem Eto­pii i wszyst­ko mu­sia­ło ulec zmia­nie. 

– Mnie w pa­mię­ci bar­dziej za­pa­dło, jak wście­ka­łeś się po prze­gra­nych w man­ka­la.

– Da­wa­łem ci fory. 

– Fory? – po­wtó­rzył Tes­se­ma z szel­mow­skim uśmie­chem, po czym wy­cią­gnął z torby drew­nia­ną plan­szę z dwu­na­sto­ma doł­ka­mi, uło­żo­ny­mi w dwa rzędy. Znaj­do­wa­ła się mię­dzy nimi jesz­cze para po­dłuż­nych wgłę­bień na zdo­by­te przez gra­czy kulki. – Z chę­cią bym zo­ba­czył, jak grasz na po­waż­nie. 

San­go­de­le ledwo pa­mię­tał ich ostat­nią po­tycz­kę. Było to jesz­cze przed dru­gą nie­uda­ną wło­ską in­wa­zją na Etio­pię, która za­czę­ła to sza­leń­stwo.

W trzy­dzie­stym pią­tym Włosi po­sta­no­wi­li zre­wan­żo­wać się za upo­ko­rze­nie, które za­fun­do­wał im Me­ne­lik. Kiedy woj­ska Mus­so­li­nie­go pe­ne­tro­wa­ły nie­ubła­ga­nie etiop­skie zie­mie, zde­spe­ro­wa­na ce­sa­rzo­wa Ze­wdi­tu wy­ru­szy­ła do La­li­be­li, gdzie wy­da­ła roz­kaz zło­że­nia sie­bie w ofie­rze. Sa­lo­mo­no­wa krew prze­bu­dzi­ła ta­jem­ni­czych bu­dow­ni­czych tam­tej­sze­go kom­plek­su świą­tyn­ne­go, spro­wa­dza­jąc na zie­mię po­żo­gę w po­sta­ci anio­łów. 

– Pa­mię­tasz jesz­cze za­sa­dy? – za­py­tał Tes­se­ma.

– Pa­mię­tam nawet jak z tobą wy­gry­wać. 

***

Długi kon­wój po­jaz­dów wy­je­chał z lasu na otwar­tą sa­wan­nę. Ob­cią­żo­ne za­pa­sa­mi cię­ża­rów­ki prze­mie­szczały się po­wo­li, jakby pró­bo­wa­ły do­sto­so­wać tempo do strze­gą­cych ich czoł­gów. 

Oczy Shan­go za­bły­sły czer­wie­nią, sy­gna­li­zu­jąc go­to­wość do akcji. Umiesz­czo­ne w no­gach do­pa­la­cze za­sy­cza­ły, po czym uwol­ni­ły chmu­ry pło­mie­ni, wy­rzu­ca­jąc w po­wie­trze ma­szy­nę jak po­cisk. Za­ci­snę­ła dło­nie na obu to­po­rach, po któ­rych tań­czy­ły drob­ne bły­ska­wi­ce, dzię­ki czemu Shan­go przy­po­mi­nał boga gro­mów, któ­re­mu za­wdzię­czał imię. 

Za­grzmia­ły dzia­ła i wy­rzut­nie ra­kiet, po­sy­ła­jąc w uno­szą­ce­go się nad nimi prze­ciw­ni­ka rój po­ci­sków. San­go­de­le wy­mi­nął zwin­nie ataki, ma­new­ru­jąc mię­dzy smu­ga­mi kon­den­sa­cyj­ny­mi ra­kiet, i opadł na wroga. Wy­ko­nał w locie kilka za­ma­chów to­po­ra­mi, spusz­cza­jąc na czoł­gi desz­cze bły­ska­wic. Kilka z ma­szyn eks­plo­do­wa­ło, a z po­wsta­łych chmur wy­ło­nił się gro­mo­wład­ny, roz­ci­na­jąc ko­lej­ne po­jaz­dy prze­ciw­ni­ków.

Gdy Shan­go dał się po­chło­nąć śmier­cio­no­śne­mu tań­co­wi z si­ła­mi wroga, kilka sa­mo­cho­dów z za­pa­sa­mi wy­ko­rzy­sta­ło oka­zję i ru­szy­ło z pi­skiem opon. Drogę jed­nak za­gro­dzi­ła ścia­na pło­mie­ni, zza któ­rej wi­docz­na była syl­wet­ka ko­lej­nej ma­szy­ny. Przy­po­mi­na­ła Shan­go, lecz za­miast to­po­rów dzier­żył ogni­sty miecz, ciało zaś zdo­bi­ły pło­mien­ne wzory, z któ­rych część ukła­da­ła się w brodę na sto­ic­kim ob­li­czu wo­jow­ni­ka. 

– Agan­ju, co tak długo? – rzu­cił San­go­de­le przez radio, prze­wra­ca­jąc po­jaz­dy, by nie mogły uciec.

– Nie­źle tyły ubez­pie­czy­li – od­parł przy­bysz.

San­go­de­le za­le­ża­ło je­dy­nie na prze­wo­żo­nych przez ich cel za­pa­sach. Do­wództwo Wszech­ce­sar­stwa, jak zwy­kle opar­ło swoją kam­pa­nię wo­jen­ną na szyb­kich ata­kach anio­łów i prze­dzie­ra­nie się w głąb te­re­nów wroga. Agre­syw­na stra­te­gia spra­wi­ła, że etiop­ska lo­gi­sty­ka ku­le­je, więc nisz­cząc ko­lej­ne trans­por­ty za­pa­sów, zadają prze­ciw­ni­ko­wi ol­brzy­mię stra­ty.  

San­go­de­le sku­pił się na ro­bie­niu cha­osu, strze­la­jąc naokoło bły­ska­wi­ca­mi i prze­wra­ca­jąc cię­ża­rów­ki, jakby były za­le­d­wie za­baw­ka­mi. Część żoł­nie­rzy ucie­kła, wielu jed­nak chwy­ci­ło za wy­rzut­nie ra­kiet i gra­na­ty, aby sta­wić opór. Jeden z ata­ków tra­fił nawet Shan­go w głowę, zo­sta­wia­jąc w miej­scu le­we­go oka pa­skud­ną dziu­rę. 

W mię­dzy­cza­sie jed­nak na­de­szło wspar­cie. Żoł­nie­rze So­ju­szu ru­szy­li na qu­adach i za­czę­li przej­mo­wać wro­gie po­jaz­dy, li­kwi­du­jąc po dro­dze ludz­kie prze­szko­dy.

– S4 Shan­go, zgłoś się – za­brzmiał z radia głos pi­lot­ki Agemo. – Za­uwa­ży­łam coś dziw­ne­go…

Ośle­pia­ją­ca wiąz­ka świa­tła wy­strze­li­ła spo­mię­dzy chmur, zmie­nia­jąc ka­wa­łek lasu w po­piół. Miej­sce, z któ­re­go nada­wa­ła Agemo. Nim San­go­de­le zdą­żył wy­du­sić choć­by słowo, coś ni­czym me­te­or ude­rzy­ło w Agan­ju. 

Pilot uj­rzał pra­wie dwa razy więk­szą od Shan­go isto­tę, przy­po­mi­na­ją­cą drew­nia­ną lalkę. Skrzy­dła isto­ty drga­ły ner­wo­wo, jakby stwór ledwo po­wstrzy­my­wał się od ko­lej­ne­go ataku. Po­sia­dał trzy pary koń­czyn, każda z sze­ścio­ma sta­wa­mi. Dwie ręce były skrzy­żo­wa­ne na pier­si i osło­nię­te okrą­głą tar­czą. Mon­strum unio­sło głowę o dzie­cię­cym ob­li­czu i wy­cią­gnę­ło pa­zu­ry z kok­pi­tu Agan­ju, bu­dząc grozę zdo­bią­cy­mi je śla­da­mi krwi. 

***

San­go­de­le za­czął jako pierw­szy. Chwy­cił kulki z trze­cie­go dołka i po­prze­kła­dał po jed­nej do każ­de­go z wgłę­bień na plan­szy. Ostat­nia tra­fi­ła do po­dłuż­ne­go, za­pew­nia­jąc żoł­nie­rzo­wi punkt, jak i do­dat­ko­wy ruch. Pilot Shan­go sta­rał się, jak naj­szyb­ciej ze­brać naj­wię­cej kulek. Tes­se­ma jed­nak drep­tał mu po pię­tach, a róż­ni­ca punk­tów mię­dzy nimi cały czas była nie­du­ża. Gdy prze­ciw­nik prze­jął kulki z dołka San­go­de­le, ich po­przed­ni wła­ści­ciel prze­klął. 

– Akan­de ostat­nio po­dob­nie mnie za­ła­twił – wes­tchnął pilot, marsz­cząc w sku­pie­niu czoło.

– God­ne­go prze­ciw­ni­ka sobie wy­cho­wa­łeś – od­parł Tes­se­ma, za­pa­la­jąc pa­pie­ro­sa.

– Może i tak, lecz po ślu­bie rzad­ko sta­re­go ojca od­wie­dza, nawet wtedy, jak obaj by­li­śmy na prze­pu­st­ce. 

– Akan­de już żo­na­ty? Ostat­nio jak go wi­dzia­łem, to uwa­żał, że dziew­czyn­ki to zło­śli­we małpy – od­parł roz­ba­wio­ny Tes­se­ma, lecz po chwi­li ką­ci­ki jego ust opa­dły, a twarz spo­chmur­nia­ła. – Młody po­szedł w ślady ojca?

– Nie byłem w sta­nie mu prze­mó­wić do ro­zu­mu.

– Żywię na­dzie­ję, że mój dzie­ciak bę­dzie mógł wy­brać lep­szą drogę…

– Masz dziec­ko? – po­wtó­rzył San­go­de­le, nie do­wie­rza­jąc. – Prze­cież ich nie cier­pisz!

– Dużo wy­da­rzy­ło się przez te lata – od­parł Tes­se­ma bez­na­mięt­nie. – Twój ruch. 

***

Bły­ska­wi­ce Shan­go ude­rza­ły w anio­ła, nie robiąc na nim więk­sze­go wra­że­nia. San­go­de­le jed­no­cze­śnie cały czas pró­bo­wał na­wią­zać kon­takt z pi­lo­ta­mi Agemo i Agan­ju, lecz bez­li­to­sna cisza po­zba­wia­ła go złu­dzeń co do ich losu.

 Pa­zu­rza­sta dłoń wy­strze­li­ła do przo­du, a Shan­go w ostat­niej chwi­li unik­nął śmier­cio­no­śne­go ciosu. Po­raż­ka nie znie­chę­ci­ła anio­ła. Za­krzy­wio­na ni­czym sierp sza­bla wy­ro­sła z ra­mie­nia isto­ty. Chwy­cił oręż, po czym gwał­tow­nie sko­czył w kie­run­ku Shan­go, wy­ma­chu­jąc ostrzem, jak rol­nik ko­szą­cy zboże na polu. Ataki prze­ciw­ni­ka ze­pchnę­ły San­go­de­le do de­fen­sy­wy, zmu­sza­jąc do cią­głych uni­ków, lecz ostrze wroga parę razy na­zna­czy­ło ry­sa­mi pan­cerz ma­szy­ny. 

Anioł przy­pu­ścił po­tęż­ny za­mach, zmie­nia­jąc kie­ru­nek ciosu w ostat­niej chwi­li. San­go­de­le za­blo­ko­wał atak to­po­ra­mi, lecz siła ude­rze­nia od­rzu­ci­ła go. Po­twór jed­nak nie za­mie­rzał od­pusz­czać. Chwy­cił w locie nogę Shan­go i ude­rzył nim kilka razy o zie­mię. Sand­go­de­le jęk­nął z bólu i spoj­rzał na prze­ciw­ni­ka, który nie zdra­dzał żad­nych emo­cji. W jego che­ru­bi­no­wym ob­li­czu nie było ani ra­do­ści, ani gnie­wu – tylko wyraz spo­koj­nej obo­jęt­no­ści. Znu­dzo­ny naj­wy­raź­niej ofia­rą anioł, pu­ścił Shan­go i uniósł pa­zu­rza­stą dłoń, gotów zadać śmier­tel­ny cios. Gdy jed­nak wy­strze­li­ła, by za­koń­czyć żywot żoł­nie­rza, do­pa­la­cze gro­mo­wład­ne­go wy­rzu­ci­ły chmu­rę pło­mie­ni i od­rzu­cił ma­szy­nę kil­ka­dzie­siąt me­trów dalej. Ude­rzył parę razy o zie­mię, po czym wy­lą­do­wał w bez­piecz­nej od­le­gło­ści. 

 Po­twór spo­glą­dał, jakby za­sta­na­wiał się, czy ma ocho­tę na dal­szą za­ba­wę w kotka i mysz­kę, po czym od­wró­cił nagle ciel­sko, w kie­run­ku ła­du­ją­cych za­pa­sy żoł­nie­rzy. Pilot prze­klął, po czym z hu­kiem do­pa­la­czy sko­czył mię­dzy to­wa­rzy­szy i anio­ła, pod­no­sząc klapy na na­ra­mien­ni­kach Shan­go. Gdy ma­szy­na zna­la­zła się w za­się­gu skrzy­dla­te­go, głowa be­stii wy­strze­li­ła w jej kie­run­ku, atakując na­je­żo­ną zę­bi­ska­mi pasz­czę. I tu po­peł­ni­ła błąd. Z od­sło­nię­tych na­ra­mien­ni­ków wy­strze­li­ły ra­kie­ty, tra­fia­jąc anio­ła w oczy, któ­rych eks­plo­zja roz­rzu­ci­ła dookoło chmu­rę wió­rów. 

– Zo­ba­czy­my, jak po­ra­dzisz sobie na ślepo – rzu­cił pilot, wy­cie­ra­jąc struż­kę krwi z czoła. 

Anioł za­to­czył się, upusz­cza­jąc sza­blę, lecz już chwi­lę póź­niej wró­cił do daw­nej po­sta­wy. Wziął głę­bo­ki wdech, po czym uwol­nił z pasz­czy ol­brzy­mi stru­mień świa­tła, któ­rym sunął po ziemi, wy­pa­la­jąc wszyst­ko na swo­jej dro­dze. Żoł­nie­rze roz­pierz­chli się, pę­dząc na qu­adach lub w prze­ję­tych cię­ża­rów­kach. Wróg był jed­nak szyb­szy. I dia­bel­nie pre­cy­zyj­ny, jakby utra­ta oczu nie sta­no­wi­ła żad­ne­go pro­ble­mu. Anioł prze­su­wał stru­mie­niem, tra­fia­jąc po kolei po­jaz­dy ucie­ki­nie­rów, któ­rych eks­plo­zje nie da­wa­ły nawet złu­dzeń co do losu żoł­nie­rzy.  

Shan­go do­sko­czył do wraku po Agnju i rzu­cił ogni­stym mie­czem bożka jak oszcze­pem. Po­cisk wle­ciał w stru­mień świa­tła i wy­buchł, po­now­nie szpe­cąc ob­li­cze anio­ła. Od­wró­cił się ze zwi­sa­ją­cą na jed­nym sta­wie żu­chwą i ru­szył na opo­nen­ta, prze­miesz­cza­jąc się na czwo­ra­ka na przy­dłu­gich koń­czy­nach ni­czym dra­pież­ny owad. 

Shan­go od­sko­czył naj­da­lej, jak był w sta­nie. Na orężu gro­mo­wład­ne­go po­now­nie za­go­ści­ły bły­ska­wi­ce. Ma­szy­na rzu­ci­ła się w bok, mio­ta­jąc przed sie­bie to­po­rem. Dłoń San­go­de­le z kolei opa­dła na awa­ryj­ny wy­łącz­nik za­si­la­nia. Kok­pit zgasł, Shan­go zaś cięż­ko opadł. 

Anioł rzu­cił się gwał­tow­nie za celem, któ­rym oka­zał się topór. Pod­niósł broń, spo­glą­da­jąc ba­daw­czo, po czym od­rzu­cił ją jak ze­psu­tą za­baw­kę. Stwór ro­zej­rzał się, a gdy jego zma­sa­kro­wa­ne ob­li­cze zo­sta­ło skie­ro­wa­ne na Shan­go, San­go­de­le za­marł. Serce pi­lo­ta biło jak sza­lo­ne, anioł jed­nak nie zwró­cił na niego uwagi. Kro­czył po­wo­li na czwo­ra­ka, jak dziec­ko we mgle.

– Czyli po­gło­ski o anie­le wy­czu­wa­ją­cym elek­trycz­ność nie były bujdą – mruk­nął San­go­de­le. – Tak, przej­rza­łeś ka­mu­flaż Agemo. 

 Żoł­nierz po­now­nie włą­czył za­si­la­nie. Wzbił się w po­wie­trze, a topór po­kry­ły bły­ska­wi­ce. Shan­go wy­ko­nał po­tęż­ny za­mach i rzu­cił bro­nią przed sie­bie. Świe­cą­cy po­cisk po­le­ciał, zwra­ca­jąc uwagę anio­ła. Ma­szy­na na­to­miast pod­le­cia­ła wyżej i zga­sła, opa­da­jąc bez­wład­nie jak bomba. 

Anioł chwy­cił topór, nie zwra­ca­jąc uwagi na spa­da­ją­ce za­gro­że­nie. San­go­de­le trzy­ma­jąc ner­wo­wo dłoń na włącz­ni­ku za­si­la­nia, wy­cze­kiwał do­bre­go mo­men­tu, a gdy nad­szedł, na jego twa­rzy za­go­ścił uśmiech.

– Nie­spo­dzian­ka, draniu!

Oczy Shan­go po­now­nie za­bły­sły, do­pa­la­cze zaś splu­nę­ły pło­mie­nia­mi. Gro­mo­wład­ny opadł z hu­kiem na plecy anio­ła. Klapy na pier­si i udach od­sło­ni­ły wy­rzut­nie ra­kiet. Be­stia nie da­wa­ła jed­nak za wy­gra­ną. Wy­strze­li­ła przed sie­bie z roz­ło­żo­ny­mi skrzy­dła­mi, zrzu­ca­jąc nie­pro­szo­ne­go go­ścia. W ostat­niej chwi­li jed­nak Shan­go chwy­cił nogę anio­ła. I tak prze­le­cie­li przez sa­wan­nę i las, tra­fia­jąc nad rzekę. Do­pa­la­cze po­now­nie za­grzmia­ły, dzię­ki czemu gro­mo­wład­ny zna­lazł się nad skrzy­dla­tym, po czym wy­pluł z sie­bie po­ci­ski.  

Dźwięk eks­plo­zji roz­niósł się po oko­li­cy, anioł zaś opadł, cią­gnąc za sobą smugi dymu z roz­pa­da­ją­ce­go się tu­ło­wia. Z kolei pilot gro­mo­wład­ne­go po­zwo­lił, by po­chło­nę­ła go rzeka. 

***

San­go­de­le był bli­ski wy­gra­nej, prze­wo­dząc w punk­ta­cji przez cały czas. Wy­star­czył­by jeden ruch, by za­koń­czyć roz­gryw­kę, lecz tej jed­nej akcji za­bra­kło. 

Ostat­nia kulka Tes­se­my tra­fi­ła do pu­ste­go dołka, więc zgod­nie z za­sa­da­mi prze­jął za­war­tość z pola prze­ciw­ni­ka, za­pew­nia­jąc sobie zwy­cię­stwo. 

– Wy­gra­łem – mruk­nął bez en­tu­zja­zmu, po czym spoj­rzał w niebo. Pa­trzył mil­czą­co, lecz po chwi­li ode­zwał się, nie opusz­cza­jąc nawet głowy. – Moi chyba mnie szu­ka­ją. 

– Ja też będę mu­siał wra­cać. 

Zwy­cięz­ca stuk­nął pal­ca­mi w zro­śnię­ty ze skórą szyi drew­nia­ny okrąg. Po chwi­li z nieba opadł anioł. Zdą­żył zre­ge­ne­ro­wać więk­szość ob­ra­żeń, cho­ciaż wciąż na jego ciele wi­docz­ne były luki i pa­ję­czy­ny pęk­nięć. Tylne skrzy­dła, jak i trze­cia ręka były za­le­d­wie ki­ku­ta­mi. Anioł wy­cią­gnął po­zba­wio­ną palca dłoń, na którą Tes­se­ma wszedł. Długa ga­łąz­ka zro­sła się z okrę­giem na szyi męż­czy­zny. 

– Po po­łą­cze­niu z tymi stwo­ra­mi… – za­czął nie­pew­nie Etiop­czyk. – Je­ste­śmy in­ny­mi ludź­mi. Przy­po­mi­na­my jeden roz­sąd­ny neu­ron, w kie­ro­wa­nej in­stynk­ta­mi tkan­ce mó­zgo­wej. 

– Wszy­scy je­ste­śmy in­ny­mi oso­ba­mi na polu bitwy. Albo przy­naj­mniej chce­my w to wie­rzyć.

– Być może – mruk­nął Tes­se­ma, ob­da­rza­jąc to­wa­rzy­sza na mo­ment spoj­rze­niem, po czym gwał­tow­nie od­wró­cił się.– Mógł­bym za­py­tać, jaką jed­nost­kę pi­lo­tu­je twój syn? 

– Ła­twiej bę­dzie ci bez tej wie­dzy – od­parł San­go­de­le, uni­ka­jąc wzro­ku przy­ja­cie­la. 

– Chyba masz rację. 

– A czy ja mógł­bym za­py­tać, jak na imię ma twój syn?

– Córka – po­pra­wił roz­mów­ca, uno­sząc lekko ką­ci­ki ust. – Mimi. Moja mała, upar­ta dia­bli­ca. Ma dzie­sięć lat, lecz jak za­cznie kłó­cić się z Ay­y­an­tu, czyli jej mamą, to le­piej ucie­kać z domu.

– Oże­ni­łeś się z Orom­ką? 

– Szko­da, że nie wi­dzia­łeś miny mojej matki, gdy po­wie­dzia­łem jej, że nie bę­dzie miała am­har­skiej sy­no­wej. – Tes­se­ma za­śmiał się – Gdy­byś jed­nak po­znał Ay­y­an­tu, to…

Etiop­czyk za­milkł. Obaj pa­no­wie spoj­rze­li w niebo, gdy prze­le­cia­ły nad nimi dwa anio­ły. Po chwi­li za­brzmiał kon­cert eks­plo­zji. San­go­de­le opu­ścił głowę i spoj­rzał na żoł­nie­rza wro­giej armii. 

– Do­brze było po­now­nie cię zo­ba­czyć – po­wie­dział, wień­cząc wy­po­wiedź uśmie­chem. 

– Uwa­żaj na sie­bie. 

Anioł za­ci­snął szpo­nia­stą dłoń i przy­cisnął ją do pier­si, po czym od­le­ciał, wzbi­ja­jąc w po­wie­trze tu­ma­ny kurzu. Ką­ci­ki ust San­go­de­le opa­dły po­wo­li. Zmru­żył w sku­pie­niu oczy, mo­dląc się, by był to ich ostat­ni po­je­dy­nek.

Koniec

Komentarze

Hej,

 

Woda intensywnie wdzierała się przez pęknięcia do kokpitu. Sangodele przeklął siarczyście, gdy poziom cieczy błyskawicznie przewyższył nogi pilota. Spróbował podnieść klapę kokpitu. Nieskutecznie. Woda w tym czasie sięgnęła do piersi żołnierza, przyspieszając mu tętno. Pociągnął z całej siły dźwignię awaryjnego otwierania kokpitu. Znowu napotkał opór. Ciecz zaś dotarła do szyi.

W pierwszym akapicie jest już trochę zgrzytów. Określenie ciecz nie jest niewłaściwe, ale brzmi trochę sztucznie. W pierwszym przypadku można spokojnie usunąć to słowo i zastąpić zaimkiem. Poza tym co znaczy “przewyższył nogi pilota”. 

 

Żołnierz odbił się od maszyny i popłynął ku powierzchni 

Brak kropki

 

Roejrzał się w poszukiwaniu potencjalnych zagrożeń, lecz w ciemnej gęstwinie dżungli trudno było dostrzec cokolwiek

Literówka

 

– S5 Agnju zgłoś się – dowódca wywołał pilota przez radio, jednocześnie wymieniając pusty zbiorniczek w pompie nowym

Z wielkiej

 

Był on podobnego wieku, co Sangodele, lecz niższy i o nieco jaśniejszej skórze. Głowa zaś miał ogoloną, zapewne by ukryć postępujące siwienie. 

Nic nam to nie mówi, bo w żadnym momencie nie padła informacja o tym, ile Sangodele ma lat.

 

Sangodele ledwo pamiętał ich ostatnią potyczkę. Było to jeszcze sprzed drugiej nieudanej włoskiej inwazji na Etiopię, która zaczęła to szaleństwo. W trzydziestym piątym Włosi postanowili zrewanżować się za upokorzenie, które zafundował im Menelik. Kiedy wojska Mussoliniego penetrowały nieubłaganie etiopskie ziemie, zdesperowana cesarzowa Zewditu wyruszyła do Lalibeli, gdzie wydała rozkaz złożenia siebie w ofierze. Salomonowa krew przebudziła tajemniczych budowniczych tamtejszego kompleksu świątynnego, sprowadzając na ziemię pożogę w postaci aniołów. 

Infodumpowe streszczenie

 

Obciążone zapasami ciężarówki przemieszały się powoli

Literówka

 

Gdy Shango dał się pochłonąć śmiercionośnemu tańcu z siłami wroga, kilka samochodów z zapasami wykorzystało okazje i ruszyło z piskiem opon.

tańcowi

 

Posiadał 3 pary kończyn, każda z sześcioma stawami.

słownie

 

Sangodele do defensywy, zmuszając do ciągłych uników, lecz ostrze wroga pary razy naznaczyło rysami pancerz maszyny. 

literówka

 

Dużo w tym chaosu i koślawych zdań, przez co trudno się czyta. Ta zaburzona chronologia też nie pozwala się szybko odnaleźć, co tylko potęguje uczucie zagubienia. Podobały mi się za to opisy walki, zdecydowanie najmocniejszy element całości. 

 

Dziękuje za uwagi. 

Nie powiem co myślę o zadziwiającej pladze opowiadań o wojnach, wojenkach, bijatykach itp. Ale co to opowiadanie ma wspólnego ze science ? Czy to raczej nie jest fantasy niż s-f ?

Witam.

Moim zdaniem to opowiadanie śmiało może być uznane za science – fiction. Możne też być fantasy, nie zaprzeczam.

Science – fiction : gatunek literacki, filmowy oraz gier komputerowych o fabule osnutej na przewidywanych osiągnięciech nauki i techniki oraz ukazującej ich wpływ na życie jednostki lub społeczeństwa. W świecie przedstawionych utworów nie występują elementy cudowności, a także przestrzega się zasad prawdoposobieństwa.

Fantasy : gatunek literacki lub filmowy używający magicznych i innych nadprzyrodzonych form, motywów, jako pierwszorzędnego składnika fabuły, myśli przewodniej, czasu, miejsca akcji, postaci i okoliczności zdarzeń. Fantasy jest na ogół odróżniane od science – fiction i horroru, przy założeniu, że względnie nie wchodzi w tematykę naukową ( w sensie SF) lub tematykę grozy.

Jednak gatunki te w znacznym stopniu przenikają się. 

W kulturze popularnej gatunek fantasy zdominowany jest przez odmianę mediewistyczną, zwłaszcza od ogólnoświatowego sukcesu Władcy Pierścieni i innych dzieł J.R.R Tolkiena.

Nawet jeżeli to jest fantasy, to na pewno nie jest to odmiana mediewistyczna. A mumie i laleczki wo-do to chyba mogą być uznane za elementy s-f. Nie chcę krytykować opowiadania, bo betowałem je i uważam za dobre, Oczywiście autor decyduje o tym jak publikować tekst, ale chciałem odpowiedzieć na komentarz SPW.

Pozdrawiam.

Feniks 103.

 

audaces fortuna iuvat

Myślę, że opisanie opowiadania jako sf było błędem wynikającym z tego, że popkultura przyzwyczaiła mnie już do lekceważenia zasady o braku cudowność. Dlatego postanowiłem zmienić opis. 

Witaj.

No cóż, popkultura to popkultura, nie ma na nią rady :) Gratuluję 18 odwiedzin, niektóre opowiadania mają mniej:)

Pozdrawiam.

Feniks 103.

audaces fortuna iuvat

Hej 

wolfang

 

Zgadzam się z OldGuard , że:

“Dużo w tym chaosu i koślawych zdań, przez co trudno się czyta. Ta zaburzona chronologia też nie pozwala się szybko odnaleźć, co tylko potęguje uczucie zagubienia.”

 

Ale chronologia może i potęguje zagubienie, ale równocześnie uważam, że dodaje konstrukcji kolorytu, dla mnie na plus. Miałeś dobry pomysł na konstrukcję opowiadania z retrospekcją wydarzeń przeplataną pojedynkiem ( jakieś gry w kulki ;)), co pozwoliło na koniec, może nie na zaskakujący twist, ale jednak twist :). Więc mamy ciekawy początek, tajemniczą grę z postacią, która okazuje się, że ma drugie dno i wstawki z dynamiczną akcją. To wszystko doceniam i bardzo mi się podobało. 

 

Więc w czym jest problem? A no w tym, że bardzo mało wiemy. Anioły walczą z jakimiś maszynami, jedno i drugie obsługują ludzie – WOW bardzo abstrakcyjne i brakuje tu jakiegoś wyjaśnienia, nawet dwóch trzech zdań, które coś podpowiedzą w tym temacie. 

 

Grający żołnierze też są dość tajemniczy, bo dowiadujemy się że mają dzieci nawet poznajemy imiona tych dzieci ale czemu grają? – To jakiś rytuał po walce, skąd się bierze ta sympatia. 

 

Moim zdaniem te niewiadome powodują zamęt w opowiadaniu i konstrukcja która jest na plus, ale w połączeniu z lukami fabularnymi sprawia, że czyta się trudno – wiesz chodzi o to by czytelnik zastanawiał się nad konstrukcją, która ma wzbudzać zaciekawienie. Czemu grają? Jak tocząca bitwa ma się do samego spotkania i gry? I takie niewiadome są ok. Ale u ciebie jest za dużo luk i domysłów, które zostawiasz czytelnikowi. 

 

Może dodam, że warto by wydłużyć opowiadanie o np. 3 tyś. znaków i wyjaśnić luki fabularne, bo to może dobrze zrobić opowiadaniu :) 

 

Pozdrawiam :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Feniks103 dziękuje

Bardjaskier dziękuje za pomocne uwagi. Przy pisaniu staram się przemycać najważniejsze informacje między wierszami, ponieważ sam lubię taki sposób pisania. Rozumiem, że pewne rzeczy mogły zostać zrobione ,,zbyt subtelnie” (delikatnie mówiąc), więc nałożyłem trochę poprawek. W wolnej chwili pomyślę jeszcze jak zmienić ten tekst pod tym kątem. 

 

Khaire!

 

Technicznie nie jest źle, choć to zupełnie nie moje klimaty. Mechy i te dziwne anioły to taki dość niespotykany miks, jakby Generała Daimosa z Noem: Wybranym przez Boga Aronofsky’ego ;)

Fabularnie jest tu raczej skąpo. Wszystko kręci się wokół efektownego pojedynku, w którym wprawdzie dużo się dzieje, ale emocji to we mnie wywołuje, bo przecież o postaciach wiem tyle, co nic, więc skąd miałbym mieć do nich jakiś stosunek. Doceniam, że dodałeś tu i tam elementy kultur afrykańskich – myślę, że w dużym stopniu to one niosą to opowiadanie i stanowią jego najciekawszy element.

 

Drobne czepiando:

 

Dowódca wywołał pilota przez radio, jednocześnie wymieniając pusty zbiorniczek w pompie nowym.

Albo wymieniając zbiorniczek na nowy albo zastępując zbiorniczek nowym.

 

– Głodny? – zapytał Tessema, po czym poczęstował przyjaciela proponowanym jadłem.

Zupełnie niepotrzebne dookreślenie.

 

Sangodele wrócił oczyma wyobraźni do okresu, gdy służyli jako ochrona na statku kupieckim.

Wrócił pamięcią, własnej przeszłości nie musimy sobie raczej wyobrażać.

 

Sangodele skupił się na robieniu chaosu, strzelając na około błyskawicami

Naokoło.

 

– Może i tak, lecz po ślubie rzadko starego ojca odwiedza, nawet jak oboje byliśmy na przepustce.

Obaj.

 

Błyskawice Shango uderzały w anioła, nie wywołując na nim większego wrażenia.

Tu nie dam głowy, czy to błąd, ale intuicyjnie wrażenie na kimś raczej się robi lub wywiera.

 

Pozdrawiam,

D_D

Twój głos jest miodem... dla uszu

Dziękuje za pomocne uwagi. 

Opowiadania opisujące bitwy, pojedynki czy inne starcia z udziałem osobliwych maszyn i stworów zdecydowanie nie leżą w kręgu moich zainteresowań i obawiam się, że chyba nigdy się do nich nie przekonam, więc wyznam tylko, że Pojedynek nad rzeką przeczytałam.

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia.

 

Klapa od­sko­czy­ła, mo­men­tal­nie za­le­wa­jąc cały kok­pit. → Czy dobrze rozumiem, że klapa zalała cały kokpit???

 

po­stać wo­jow­ni­ka o twa­rzy w gniew­nym gry­ma­sie… → …po­stać wo­jow­ni­ka o twa­rzy z gniew­nym gry­ma­sem

 

od­sła­nia­jąc ży­la­ste ra­mio­na w he­ba­no­wym od­cie­niu skóry. → …od­sła­nia­jąc ży­la­ste ra­mio­na o he­ba­no­wym od­cie­niu skóry.

 

Za­mknął oczy, ana­li­zu­jąc swoją sy­tu­acje… → Literówka.

 

lecz nie­zno­śne bur­cze­nie brzu­cha… → …lecz nie­zno­śne bur­cze­nie w brzu­chu

To nie brzuch burczy, burczą jelita.

 

jak do­wódc­two zo­ba­czy ra­chun­ki… → …jak do­wódz­two zo­ba­czy ra­chun­ki

 

Był on po­dob­ne­go wieku, co San­go­de­le… → Był w podobnym wieku, co San­go­de­le

 

Obaj pa­no­wie wy­bu­chli śmie­chem.Obaj pa­no­wie wy­bu­chnęli śmie­chem.

 

San­go­de­le wró­cił pa­mię­cią, gdy słu­ży­li→ San­go­de­le wró­cił pa­mię­cią do czasów, gdy słu­ży­li

 

Mi w pa­mię­ci bar­dziej za­pa­dło… → Mnie w pa­mię­ci bar­dziej za­pa­dło

Choć rozumiem, że Twój bohater nie musi mówić poprawnie.

 

Było to jesz­cze sprzed dru­giej nie­uda­nej wło­skiej in­wa­zji… → Było to jesz­cze przed dru­gą nie­uda­ną wło­ską in­wa­zją

 

Długi kon­wój po­jaz­dów wy­je­chał z lasu i wkro­czył na otwar­tą sa­wan­nę. → Czy pojazdy jechały, czy kroczyły?

 

kilka sa­mo­cho­dów z za­pa­sa­mi wy­ko­rzy­sta­ło oka­zje… → Literówka.

 

ścia­na pło­mie­ni, za któ­rej wi­docz­na była… → …ścia­na pło­mie­ni, zza któ­rej wi­docz­na była

 

Do­wódc­two Wszech­ce­sar­stwa, jak zwy­kle opar­ło swoją kam­pa­nie wo­jen­ną na szyb­kich ata­kach nisz­czy­ciel­skich anio­łów, przy wspar­ciu sił lą­do­wych, i prze­dzie­ra­nie się wgłąb te­re­nów wroga.Do­wódz­two Wszech­ce­sar­stwa jak zwy­kle opar­ło swoją kam­pa­nię wo­jen­ną na szyb­kich ata­kach nisz­czy­ciel­skich anio­łów, przy wspar­ciu sił lą­do­wych i prze­dzie­ra­nie się w głąb te­re­nów wroga.

 

wy­rzą­dza­ją prze­ciw­ni­ko­wi ol­brzy­mię stra­ty. → …zadają prze­ciw­ni­ko­wi ol­brzy­mie stra­ty.

 

Część żoł­nie­rzy ucie­kła, wielu jed­nak chwy­ci­ła za wy­rzut­nie… → Część żoł­nie­rzy ucie­kła, wielu jed­nak chwy­ci­ło wy­rzut­nie

 

do każ­de­go ze wgłę­bień na plan­szy. → …do każ­de­go z wgłę­bień na plan­szy.

 

po chwi­li ką­ci­ki jego us opa­dły… → Literówka.

 

eks­plo­zja roz­rzu­ci­ła na około chmu­rę wió­rów. → …eks­plo­zja roz­rzu­ci­ła naokoło/ dookoła chmu­rę wió­rów

 

Dłoń San­go­de­le z kolei opa­dła na awa­ryj­nym wy­łącz­ni­ku za­si­la­nia.Dłoń San­go­de­le z kolei opa­dła na awa­ryj­ny wy­łącz­ni­k za­si­la­nia.

 

Stwór ro­zej­rzał się, a gdy jej zma­sa­kro­wa­ne ob­li­cze… → Piszesz o stworze, a ten jest rodzaju męskiego, więc: Stwór ro­zej­rzał się, a gdy jego zma­sa­kro­wa­ne ob­li­cze

 

trzy­ma­jąc ner­wo­wo dłoń na włącz­ni­ku za­si­la­nia, wy­cze­ki­wa­jąc do­bre­go mo­men­tu… → …trzy­ma­jąc ner­wo­wo dłoń na włącz­ni­ku za­si­la­nia, wyczekiwał do­bre­go mo­men­tu

 

Po po­łą­cze­niu z tymi stwo­ra­mi…– za­czął nie­pew­nie Etiop­czyk. → Brak spacji po wielokropku.

 

Anioł za­ci­snął szpo­nia­stą dłoń i przy­warł ją do pier­si… → Anioł za­ci­snął szpo­nia­stą dłoń i przycisnął ją do pier­si

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Szkoda, że wykonanie opowiadania jest dalekie od zadowalającego (tym bardziej, że darze je dużą sympatią), lecz dziękuje za konstruktywną krytykę.

Wolfangu, rozumiem Twój żal, że wykonanie opowiadania jest dalekie od zadowalającego, ale racz zauważyć, że jakość wykonania zależy głównie od Ciebie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie o to mi chodziło, nie mam żalu do ciebie (ani do żadnej komentującej osoby), lecz do siebie. 

Wolfangu, wiem, że nie masz żalu do komentujących, bo i o cóż żal miałbyś mieć. Mam jednak nadzieję, że z czasem poprawisz umiejętności na tyle, że Twoje dzieła będzie się czytać z przyjemnością.

Powodzenia. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zamknął oczy, analizując swoją sytuacje, lecz nieznośne burczenie brzucha, skłoniło go do przerwania rozmyślań.

A ogonek?

 

Wspaniale. Szybka i lekka maszyna, a ta niewidzialność, przepraszam aktywny kamuflaż, to cudo.

Element pozazdaniowy objęłabym przecinkami z obu stron. Chyba, że przepraszasz aktywny kamuflaż?

 

S5 Agnju zgłoś się

Zwrot adresowany = przecinek.

 

Zaczynamy akcje i módl się,

Ogonek?

 

Zbliżając się do ogniska Sangodele(+,) ujrzał ludzką sylwetkę, która z każdym krokiem nabierała znajomych kształtów.

 

spoglądając, jakby ujrzał ducha

Nie wiem, nie wiem.

 

Głowa zaś miał ogoloną, zapewne by ukryć postępujące siwienie. 

Głowę? Oj, coś nie lubisz tego “ę”.

 

Wszystko, co wyszło spod twojej rękę, zmieniało się w broń biologiczną.

ręki

 

Mi w pamięci bardziej zapadło, jak wściekałeś się po przegranych w mankala.

Akceptowalne – zwłaszcza w dialogu – ale poprawniej “mnie”, bo jest na początku zdania i (chyba) to chcesz zaakcentować.

 

Pamiętam nawet(+,) jak z tobą wygrywać.

Oczy Shango zabłysły czerwienią, sygnalizują gotowość do akcji.

sygnalizując?

 

Sangodele wyminął zwinnie ataki, manewrując między smugami kondensacyjnymi rakiet i opadł na wroga.

Podejrzewam, że jest to imiesłowowy równoważnik zdania podrzędnego, więc przed “i” dałabym przecinek.

 

wykorzystało okazje

tę konkretną okazję

 

Drogę jednak zagrodziła ściana płomieni, za której widoczna była sylwetka kolejnej maszyny.

za którą

 

Dowódctwo Wszechcesarstwa, jak zwykle oparło swoją kampanie wojenną na szybkich atakach niszczycielskich aniołów, przy wsparciu sił lądowych, i przedzieranie się wgłąb terenów wroga.

Tutaj nie potrafię pomóc w prosty sposób. Przeczytaj sobie na głos i podziel to zdanie na części.

 

Agresywna strategia sprawiła, że etiopska logistyka kuleje, więc niszcząc kolejne transporty zapasów, wyrządzają przeciwnikowi olbrzymię straty.  

Tu trzeba zdecydować się na jeden czas.

Olbrzymię → olbrzymie

 

Część żołnierzy uciekła, wielu jednak chwyciła za wyrzutnie rakiet i granaty, aby stawić opór.

chwyciło!

 

Jeden z ataków trafił nawet Shango w głowę, zostawiając w miejscu lewego oka paskudną dziurę. 

Atak go trafił? To rodzaj pocisku?

 

Chwycił kulki z trzeciego dołka i poprzekładał po jednej do każdego ze wgłębień na planszy.

z wgłębień

 

Pilot Shango starał się(+,) jak najszybciej zebrać najwięcej kulek.

zmieniłabym na: jak najszybciej zbierać kulki…

 

Może i tak, lecz po ślubie rzadko starego ojca odwiedza, nawet jak obaj byliśmy na przepustce. 

nawet wtedy, gdy obaj…

 

kąciki jego us opadły

ust

 

jak rolnik koszący pole

trawę na polu

 

Sandgodele jęknął z bólu, i spojrzał na przeciwnika, który nie zdradzał żadnych emocji.

Te zdania wyglądają na współrzędne, więc przecinka przed “i” nie postawiłabym, bo jęknął i spojrzał…

 

Gdy maszyna znalazła się w zasięgu skrzydlatego, głowa bestii wystrzeliła w jej kierunku, rozwierając najeżoną zębiskami paszczę, dla których pancerz gromowładnego nie był żadną ochroną.

Tu się coś rozjechało albo już za późno dla mnie, bo nie rozumiem.

 

Żołnierze rozpierzchli się, pędząc na quadach lub w przejęty ciężarówkach.

przejętych

 

przemieszczając się na czworaka na przydługich kończynach, niczym drapieżny owad. 

niczym bez przecinka

 

Tak przejrzałeś kamuflaż Agemo. 

Wydaje mi się, że tutaj “tak” jest akcentowane, więc postawiłabym po nim przecinek.

Tak, udało ci się! czy Tak to zrobiłem. ?

 

Sangodele trzymając nerwowo dłoń na włączniku zasilania, wyczekiwając dobrego momentu, a gdy nadszedł, na jego twarzy zagościł uśmiech.

Rozjechało się tu znów.

 

Niespodzianka skurwielu!

zwrot adresowany

 

I tak przelecieli przez sawannę, jak i las, trafiając nad rzekę.

Dźwięk eksplozji rozniósł się po okolicy, anioł zaś opadł, ciągnąc za sobą smugi dymu, z rozpadającego się tułowia.

dlaczego przecinek przed “z”?

 

Mógłbym zapytać(+,) jaką jednostkę pilotuje twój syn?

A czy ja mógłbym zapytać(+,) jak na imię ma twój syn?

Moja mała(+,) uparta diablica.

Gdybyś jednak poznał Ayyantu(+,) to…

Opowiadanie wymaga jeszcze dużo pracy i przyznaję bez bicia, że nie rozgryzłam wszystkiego. Mieszasz czasy i podmioty, liczbę mnogą i pojedynczą, gubisz literki i ogonki. To niestety wywołuje wrażenie, że sam tego nie przeczytałeś z uwagą. Szkoda, bo wyłania się z tego nieśmiało(!) niezła jatka, ale trudno się zaangażować, gdy ciągle trzeba zastanawiać się o co chodzi… Raczej nie wyłapałam wszystkiego, więc przyjrzyj się jeszcze tekstowi, bo wart jest dopracowania.

Pozdrawiam.

Dziękuje za uwagi.

Prosz. xD

Nowa Fantastyka