- Opowiadanie: Sarmant - Koszmar

Koszmar

Wiersz-horror o koszmarach sennych, czyli co dzieje się nocą, gdy zgaśnie światło.

Dyżurni:

brak

Oceny

Koszmar

Śpij, dziecino, zaśnij już,

bo twój koszmar jest tuż-tuż.

Jeśli zaśniesz, pójdzie hen,

lecz gdy nie zapadniesz w sen,

to cię złapie. Oczka zmruż

i wnet zaśnij, zaśnij już.

 

Tak śpiewała zawsze Annie niegdyś mama,

gdy ta spać nie mogła, bo się bała sama.

Ania, jeszcze sama, miała nocne lęki.

Wciąż widziała ludzi, wciąż słyszała jęki.

Strach jej głos odbierał. Wręcz nie oddychała.

Ale jej mamusia myśli jej słyszała,

zawsze bowiem w porę do niej przychodziła.

Choć w pokoju nigdy światła nie paliła,

to mimo ciemności mocno ją tuliła,

nucąc kołysankę. Potem Ania śniła.

Rano dziękowała mamie za piosenkę,

lecz mama milczała, zaciskając szczękę.

Tak się Ania wkrótce już przyzwyczaiła,

że nic mamie z rana potem nie mówiła.

Lęki szybko przeszły. Sen uległ poprawie.

Ania się oddała dziecięcej zabawie.

Przyszedł czas na studia po dwunastu latach.

Ania chciała zaznać już nowego świata.

Mimo lęku mamy, która się martwiła,

razem z przyjaciółką się przeprowadziła.

Choć dom był niewielki, miała własny pokój.

Była przeszczęśliwa. Do pierwszego zmroku.

Gdy się położyła i zgasiła światło,

oczy nie zmrużyła. Nie chciał sen przyjść łatwo.

Potem usłyszała pierwsze dziwne dźwięki.

Oddech. Szept. Trzask. Głosy. Powróciły lęki.

Chciała włączyć światło, lecz paraliż ciała

nie dał jej się ruszyć. Głosu też nie miała.

Nagle drzwi drewniane cicho zaskrzypiały.

Ktoś wszedł do pokoju. Dźwięki wnet ustały.

Czarna postać z wolna szła wprost do jej łóżka.

Potem nachyliła głowę do jej uszka.

“Śpij, dziecino, zaśnij…” – tak jej wyszeptała.

To jej przyjaciółka! Ona jej śpiewała!

Znała kołysankę z różnych opowieści.

Anna wnet zasnęła, kończąc swe boleści.

Przez następny miesiąc było identycznie.

Anna już nie bała się aż tak panicznie.

Ale pewnej nocy było trochę gorzej.

Może dzisiaj mama znowu jej pomoże?

Mama odebrała po pierwszym sygnale.

– Coś się stało, skarbie?

– Wszystko jest wspaniale.

Jakoś tak się boję. Choć ta koleżanka,

co tu ze mną mieszka, nuci mi do ranka,

to dziś tak bym chciała, byś ty zaśpiewała…

Zawsze mi śpiewałaś, kiedy byłam mała.

– Ależ moja Aniu – jej głos drżał okropnie –

nie masz lokatora… Mieszkasz tam samotnie…

Ja ci ani razu nocą nie nuciłam…

Raz już do psychiatry nawet zadzwoniłam,

lecz ci wówczas przeszło… Skarbie, czy mnie słyszysz?

Anna usłyszała, że coś nad nią dyszy.

Wypadł jej telefon z nieruchomej dłoni.

Ktoś się do niej schylał, ktoś dotknął jej skroni.

 

Śpij, dziecino, zaśnij już,

bo twój koszmar jest tuż-tuż…

 

Anna z przerażenia aż nie oddychała.

Tak w sen chciała uciec! Lecz coś zrozumiała.

Jeśli dziś koszmaru tego nie pokona,

lęki znów w nią wsiąkną. W końcu przez nie skona.

Otworzyła oczy. Postać wśród ciemności

wciąż nuciła piosnkę. Anna, mimo mdłości,

sen wciąż odpychała. W myślach powtarzała:

“Nie dam ci się dłużej. Już nie jestem mała”.

Gdy promienie słońca w oknie zajaśniały,

koszmar zaczął znikać. Głosy zanikały.

Anna zapłakała. Z ulgi, nie przykrości.

W końcu w sen zapadła, śniąc o przyjemności.

Mamie SMS-a z rana wnet wysłała,

że się po wsze czasy wreszcie dziś wyspała.

Poszła do salonu. Aż jej zaschło w buzi.

– Aleś długo spała! Spoko, dla mnie luzik. –

Przyjaciółka ręce tylko rozłożyła. –

Siadaj i opowiedz: o czym dzisiaj śniłaś?

Koniec

Komentarze

Fajne.

 

Ciekawy pomysł i zaskakujące zakończenie sprawiają, że zapada w pamięć.

 

Lekkość rymów i rytmu przywodząca na myśl dziecięcą piosenkę współgra z tematem utworu a jednocześnie tworzy intrygujący kontrast z atmosferą grozy.

 

Miejscami lekko zgrzyta mi nadmiar zaimków, zwłaszcza, gdy sa powtarzane (”Strach jej głos odbierał. Wręcz nie oddychała. Ale jej mamusia myśli jej słyszała”).

 

Pozdrawiam serdecznie

Autofab przyjął zapotrzebowanie na haloperidol. Niezłe!

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Ciekawy zabieg ze zmiennym metrum – w kołysance mamy wiersz siedmo– a w opowieści – jedenastozgłoskowy.

Podoba mi się też podwójny twist – o co trudno w tak krótkim utworze.

Rymy miejscami trochę zgrane, gramatyczne – ale przy tym rytmie nie przeszkadzają, w końcu to kołysanka o lęku.

AstridLundgren ma rację – haloperidol garściami, a może jeszcze jakaś pregalabinka – bohaterka wyrasta z nocnego lęku separacyjnego by popaść w lęki nocne (pavor nocturnus) czy paraliż przysenny – słowem, mówiąc językiem przednaukowym – dusi ją zmora.

Na ile ta zmora jest realna? Czy jest tożsama z przyjaciółką (której nie ma? ale czy głos matki w telefonie jest prawdziwym głosem rodzicielki?).

Wiersz zostawia nas z wieloma pytaniami – i to dobrze.

To nad czym bym popracował – to by niektóre rymy wymienić – i podobnie jak GalicyjskiZakapior – widzę tu pewną nadzaimkozę – domniemywam, że trochę te nadmiarowe zaimki były wypełniaczem, gdzie się metrum nie zgadzało. Rytm, rytmem – i bardzo dobrze, że autorka go przestrzega, ale cena troszkę za wysoka – warto by się temu przyjrzeć i poszukać innych dróg, by zachować metrum.

 

pozdrawiam i życzę powodzenia w pisaniu,

 

Jim

entropia nigdy nie maleje

Oj tam zaraz pregalbina.. dostarczyć takie spekrum stresu, by wyjarało dziouszce ciało migdałowate. Wtedy zostają już tylko atawistyczne lęki zakorzenione gdzieś przy pniu mózgu. No pozostałości doboru naturalnego po prostu, ach ile bym ja dała żeby mi to jakimś laserem wyjarali;)

Kawkoj piewcy pieśni serowych

O ile dobrze rozumiem, to coś jak te creepypasty, gdzie rodzice zostawiają dzieci z opiekunką na noc? Dziewczyna znajduje upiorną figurę klauna (najczęściej), zasłania ją, ale kiedy mówi o tym rodzicom przez telefon, w odpowiedzi słyszy: ,,Klauna? Nie mamy żadnej figury klauna…”. Ciut oklepane, ale nadal nieźle straszy. A podanie w formie wiersza to zawsze jakiś nowy pomysł.

Strony technicznej nie chce mi się analizować linijka po linijce, ale metrum chyba w większości się zgadza (chociaż nie wiem, czy dwunastozgłoskowiec z elementami żywcem wyjętymi z ,,Pana Tadeusza” to najszczęśliwszy dobór przy tej tematyce). Z rytmem trochę gorzej, potykałem się. Poza tym widzę powtórzenia (dwa, na samym początku, ,,jej” i ,,sama” x2 w sąsiednich wersach). A tu coś się z rymami stało:

zawsze bowiem w porę do niej przychodziła.

Choć w pokoju nigdy światła nie paliła,

to mimo ciemności mocno ją tuliła,

nucąc kołysankę. Potem Ania śniła.

Zamiast A-A-B-B nagle jest A-A-A-A… To też wybija z rytmu.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Witaj.

Pomysłowy horror “wierszowany”. :) Przypominał mi “Innych” i “Pokój dziecięcy” oraz “Sierociniec”. 

Pozdrawiam serdecznie. ;)

Pecunia non olet

Ciekawa fabuła, choć może nienowa. Od początku wiadomo, że coś jest nie tak, nawet przed wzmianką o zaciskaniu szczęki przez mamę. Niepokój narasta z każdym wersem i to fajnie wypadło. Ja pomarudzę trochę na happy end, bo budowane napięcie zostaje rozmyte, a szkoda. Bez końcówki można tym straszyć młodsze rodzeństwo przed snem… :D

Fabuła mi się podobała, ale wiersz wydaje się na poziomie rymowanki. Też miałam wrażenie, że zaimki były wpychane na siłę, byle liczba sylab się zgadzała. I nie lubię rymów gramatycznych, a tu ich sporo.

Babska logika rządzi!

Dziękuję wszystkim za uwagi i opinie! Wiersz oczywiście mógłby być bardziej dopracowany, to był taki bardziej eksperyment – napisać fabułę horroru wierszem laugh

Nowa Fantastyka