- Opowiadanie: gimlos - Fitłan

Fitłan

Próba futurystyki, skupiająca się na możliwej (?) przyszłości religii. Czerpiąca na pewno z trendów, które widzę dookoła siebie, dociagniętych w tej wizji do pewnej skrajności. Twarde S-F to nie jest, bliżej do clerical fiction, więc wrzucam do “Inne”. W tekście występują wulgaryzmy! 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Fitłan

– Halo? Fitłan?

Kurwa, nadal nie mogłem się przyzwyczaić. „Proszę księdza” brzmiało o wiele dumniej. Opcje przebranżowienia były jednak ograniczone. Fitłanizm miał przynajmniej rozsądny procent dominicantes.

– Chciałam zamówić tygodniowe, domowe fitolekcje.

Czyli tygodniowy trening indywidualny, w miejscu zamieszkania klienta. Tak się o tym mówiło, zanim jakiś debil nie zarejestrował tego jako religii. Opłacało się podatkowo, on dorobił do tego książeczkę: z teorią o kosmicznym, umięśnionym ciele. Wzorcu, z którym poprzez ćwiczenia, chcą łączyć się jego wyznawcy.

A teraz, po stu latach, banda idiotów naprawdę w to uwierzyła.

– Jakie terminy? Wyżywienie i nocleg na miejscu? – pytam uprzejmym, wyuczonym jeszcze na parafii tonem.

Im szybciej, tym lepiej, wszystko mi tam zapewni. Pomiędzy słowami słychać jej oddech, który brzmi jak chrapanie na jawie. Za tydzień oferuje ósemkę. Dużo, zwykle mam tyle w miesiąc. W parafii nie zgarniało się tego przez kwartał. Gdyby Watykan nie zaczął się wyprzedawać, nie starczyłoby na rachunki.

Obłożenia nie mam. Proponuję, że dziś mogę wyruszać w drogę.

– Ależ nie, nie aż tak, jeszcze tu muszę… Broń Boże, żeby fitłan w takim pośpiechu…

W słuchawce mi pika. „Bóg” to słowo z listy „unfit”. Tak jak „Biblia”, „Koran”, „komunia” czy „karma”. Co sprytniejsi z padających religii przerejestrowywali się na fitłanizm, żeby pod jego przykrywką prowadzić dawną działalność – już bez zżerającej zarobki hierarchii, pańszczyzny dla świętej administracji. Jednoosobowa działalność religijna: Polska XXI wieku byłaby pewnie w zachwycie.

Ale w zachwycie nie byli fityści, ani stare religie. Tępi się fitouszustów. Stąd indeks słów zakazanych: jeszcze dwa w tej samej rozmowie i naślą na mnie kontrolę.

– Dobrze, to jutro. Jutro w popołudniowych.

Potwierdza z wyraźną ulgą. Proszę o wysłanie wiadomością adresu i zanim znowu coś palnie, szybko kończę rozmowę.

*

Na miejsce dojeżdżam wynajętym smartem. Nie mam rodziny, nie przysługuje mi własny. Sto kilometrów, ale rachunek z baterii jest srogi: gdyby mi nie zwracała, tarabaniłbym się koleją.

Okolica jest ładna, znajoma, to gmina obok mojej dawnej parafii. Dookoła żółto, to pora rzepaku: zawsze wykorzystywałem go w swoich kazaniach, „co kwitnie tak pięknie, to pięknie nam potem służy, więc i my kwitnijmy tak dla naszego Pana”. Takie tam pierdolenie. Wierzyłem przez rok, pozostałe dwanaście robiłem z nawyku i strachu, że nic innego nie umiem.

Wieś, jak to teraz wieś – okna pozabijane, więcej domów niż ludzi. Poza megalopolis żyją już tylko wariaci, mówiła mi moja kochanka z chóru. Dobrze mi z nią było, kochaliśmy się rozpaczliwie – wiedzieliśmy że mamy rok, dwa, potem i tak wyjedzie stamtąd na studia. Trzeba by się kiedyś za nią rozejrzeć, dać sygnał, że też wyjechałem z zadupia.

Smart prowadzi mnie do przedostatniego domu. Prosty, funkcjonalny, w białym i graficie. Widać, że stylizowany na millenialne. Szpeci go hologram „na sprzedaż/wynajem”, rzucony na boczną ścianę.

Na trawniku są trzy samochody. Musi mieć tu co-housing, jednej rodzinie tyle nie przysługuje. Wysiadam, zarzucam torbę na ramię. Uśmiecham się: do drzwi nadal się tutaj dzwoni.

Otwiera mi mężczyzna. Siwy, wąsaty, po pięćdziesiątce. Zdenerwowany, kłania mi się, jakbym był tutaj kimś ważnym. W tym kraju zawsze szuka się pana.

– Pani gospodyni czeka już w salonie – mówi, lekko się zacinając.

Jeden korytarz i przechodni pokój. Pokój sterylny, jakby z hotelu: może gościnny, dla mnie.

– Za tymi drzwiami – mówi wąsacz i cofa się o dwa kroki.

Naciskam klamkę i zatrzymuję się w progu. Naprzeciwko mnie stół: jest biały obrus, jest wazon kwiatów. Na krześle, które wygląda bardziej jak tron: biało-purpurowa alba. Na drugim krzyż i Pismo Święte. Do stołu podchodzi kobieta, stawia tam pozłacany kielich.

– Pani Balan? – pytam. To moja dawna parafianka. Jedna z tych starszych, najbardziej zaangażowanych.

Spuszcza oczy. Marszczy się skóra pod jarzębinową grzywką.

– Ja przepraszam, że tak… ale my wiemy przecież, że to wszystko na podsłuchach.

Podnosi na mnie wzrok. Usta ma ściśnięte, jak dłonie w modlitwie.

– Na województwo zostało dwóch, w kościele są u nas raz na miesiąc. A nam… było trzeba… słowa, Chleba Bożego. Księdza żeśmy zawsze cenili, to pomyślałam… że może ksiądz, w drodze wyjątku…

Zaciskam zęby.

– …rekolekcje. Takie na tydzień, jeśli łaska. Zjechali tu z dwóch powiatów. Dom się udało wynająć. Przygotować, w ekspresowym tempie. No i teraz tylko, jakby ksiądz…

– Fitłan – cedzę.

Nabrałem się na jej chrapliwy oddech. I pieniądz, więcej niż godny. Adres, samochody, hologram „do wynajęcia” – już wcześniej powinienem wyczuć, że coś się święci.

– Tu nie chodzi nawet o to, żeście mnie oszukali. Że gdyby ktoś doniósł, zabraliby mi fitłańską licencję. Tu chodzi o…

– My zapłacimy z góry, zapłacimy nawet więcej – wcina mi się kobieta.

– …o to, że ja nie wierzę. Że odszedłem, proszę sobie wyobrazić, z przekonania. Nie dla pieniędzy czy wygody życia. Odszedłem, by być ze sobą i z wami szczery.

Trochę przeginam. Wybielam się jak ten obrus. Gdyby płacili godnie, parę lat dłużej bym został.

– Ale nam… nam nie o wiarę. Wiarę to mało który… Święcenia ksiądz ma, prawda?

Mam. W administracji pustki, rozpatrują wszystko z latami opóźnień. Do mojej rezygnacji nikt się tam nie dokopał.

– Nie, pani Balan. Po prostu nie. Z szacunku dla mnie, dla was, ale i dla niego – wskazuję krzyż dramatycznym, wyuczonym w seminarium gestem.

Mógłbym to zrobić. Odstawić dla nich uświęconą szopkę. Ale niechby któreś doniosło. Niechby ktoś zobaczył przez okno… Bez licencji nie mam niczego, znów wracam do życiowej dupy.

Odwracam się i opuszczam salon. Przy wyjściowych stoi zrozpaczony wąsacz. Odwraca się bokiem. Po policzku spływa mu łzawa smuga.

Wsiadam do samochodu, zapuszczam silnik. Ciekawe, czy przynajmniej za dojazd mi zwrócą. Ruszam – pewnie znowu dla dramatycznego efektu, to silniejsze ode mnie – szybko i z piskiem opon.

Robię postój po trzydziestu minutach: na stacji, przy pustym powiatowym miasteczku. Muszę się doładować, do megalopolis jeszcze kawałek. Kiedy się uzupełnia, wyciągam z portfela papieros. Prawdziwy, staroświecki: prezent jeszcze z parafii. Trochę mi w tym portfelu zwietrzał, ale i tak krztuszę się dymem. Fitłani nie palą, trzymam go tylko na wyjątkowe okazje.

Myślę o tym, co czeka mnie po powrocie. Stałych klientów – pardon, wiernych – paru mi ostatnio odpadło. Trzeba by kogoś przyciągnąć, rzucić kasą w reklamę. Gdybym był teraz finansowo na górce, zainwestowałbym w jakiś algorytm.

Gaszę peta i wracam do smarta. Jak tylko odpalam silnik, staje mi przed oczami wąsaty. Smuga na jego policzkach. Widzę też panią Balan. Jej drżące ręce, kiedy zawracałem ku wyjściu.

Pomiędzy nimi jest osiem tysięcy. Szesnaście pięćsetek. Pewnie w niebieskiej kopercie, jak łapówki dla księży.

Zatrzymuję się przed wyjazdem ze stacji. Na prawo zjazd na stolicę. Na lewo – powrotna na wieś.

Stoję, aż do wyboru zmusza mnie klakson.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Całkiem niezłe, pomysł bardzo mi się spodobał. :) Bądź tylko uprzejmy oznaczyć tekst jako szort.

Kilka razy zatrzymały mnie drobne sprawy językowe, ale ogólnie opko jest napisane ok. ;) 

Fajnie pokazałeś “emocje bez emocji” – wszystko, na co obecnie stać tytułowego bohatera. Zostawiłeś czytelnikowi niepewność, zawieszenie, zakończenie daje wiele domysłów. :)

Makabryczna wizja religii przyszłości, ale – kto wie? ;)

Pozdrawiam serdecznie i klikam. ;)

Pecunia non olet

Bruce - dzięki, wszystkie uwagi językowe bardzo chętnie przyjmę :) Oznaczenie zmienione!

I ja dziękuję. ;)

Skoro sobie życzysz – moje sugestie oraz wątpliwości (do przemyślenia), aczkolwiek zaznaczam, że to tylko drobiazgi, które mnie zatrzymały podczas lektury:

„Proszę księdza” brzmiało jednak o wiele dumniej. Opcje przebranżowienia były jednak ograniczone. – powtórzenie

Wzorcu, z którym poprzez ćwiczenia, chcą łączyć się jego wyznawcy. – zbędny ostatni przecinek?

Potwierdza, z wyraźną ulgą. – i ten także?

Dookoła żółto, to pora rzepaku: zawsze wykorzystywałem go w swoich kazaniach, „co kwitnie tak pięknie (przecinek?) to pięknie nam potem służy, więc i my kwitnijmy tak dla naszego Pana”.

Dobrze mi z nią było, kochaliśmy się rozpaczliwie – wiadomo było (przecinek?) że mamy rok, dwa, potem i tak wyjedzie stamtąd na studia. Trzeba by było się kiedyś za nią rozejrzeć, dać sygnał, że też wyjechałem z zadupia. – powtórzenia

Adres, samochody, hologram „do wynajęcia” – już wcześniej powinienem wyczuć, co tu się święci.

Tu nie chodzi nawet o to, żeście mnie oszukali. Że (przecinek?) gdyby ktoś doniósł, zabraliby mi fitłańską licencję. Tu chodzi o… – powtórzenia

Odstawić dla nich uświęcona szopkę. – literówka

Bez licencji nie mam niczego, znów wracam do życiowej dupy. Bez dalszej dyskusji odwracam się i opuszczam salon. – powtórzenie

Pomiędzy nimi, jest osiem tysięcy. – zbędny przecinek?

 

Poprzednio zapomniałam, dziękuję bardzo za zaznaczenie wulgaryzmów. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Właściwie wszystko w punkt, zostawiłem ostatecznie tylko jeden z przecinków, który mi grał do rytmu zdania – poprawione, bardzo dziękuję za dokładne przejście tekstu :)

To ja dziękuję, Gimlosie; wypisywane sugestie są u mnie jedynie “na czuja”, a ostateczna decyzja oczywiście zawsze należy do Autora. ;) Tekst jest świetny, pomysłowy i zabawny, ponowne brawa! :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Nie wiem co to było, ale niezłe:D

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Mam mieszane uczucia. Czytało się dobrze i płynnie. Mimo że tekst króciutki to charakter bohatera się zdążył zarysować. Przypadło mi do gustu słowotwórstwo, słowa “fitłanizm” aż chyba zacznę używać :)

Ale coś mi się logicznie nie spina w tej wizji przyszłości. Fit-religia – jak najbardziej, bez problemu mogę sobie coś takiego wyobrazić. Ale czemu praktyki chrześcijańskie się odbywają w takiej konspiracji? 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Cześć, bardzo przyjemny szort. Muszę przyznać, że styl był dla mnie czymś nowym – taki właściwie pseudo-intelektualny, ale broń Boże (fit-boże?) nic złego, mi siedzi. Doceniam bardzo za to, że w opowiadaniu czuć ten, nasz klimat polskości. Niby, cholera wie kiedy się dzieje akcja, niby świat jest inny, ale wciąż bez trudu można poznać się na tym, że narrator jest Polakiem ;)

Fajnie było,

 

Pozdrawiam!! laugh

„Temu, kto nie wie, do jakiego portu zmierza, nie sprzyja żaden wiatr.“ - Seneka Starszy

AstridLundgren – miło mi, że się podobało! Choć oczywiście jeszcze milej byłoby usłyszeć kilka słów więcej :)

mindenamifaj – chrześcijaństwo samo w sobie nie odbywa się w konspiracji, w narracji jest zaznaczone, że stare religie jeszcze są, tylko ich kapłani (i w domyśle pewnie też wierni) są zdziesiątkowani :) W konspiracji odbywają się jedynie te praktyki chrześcijańskie, które są robione pod przykrywką fitłanizmu – a jest ku temu pokusa, bo bycie jednoosobową dzialalnościa religijną jest dla kapłanów bardziej opłacalne, niż siedzenie w ramach zżerającej pieniądze administracji Kościoła (oczywiście w całym opowiadaniu piję do różnych obecnych tematów w naszej debacie publicznej :-)). A że takie oszustwo i działanie pod przykrywką nie podoba się samej organizacji fitłańskiej, jak i starym religiom, to stąd indeks słów zakazanych etc. Mam wrażenie, że zostawiam wyraźne tropy dla tego wytłumaczenia w opowiadaniu, ale może ze względu na jego długość nie są dość powtarzane i nie zawsze przy pierwszym czytaniu to wszystko się “złoży”.

Szlachcic – bardzo dziękuję, cieszy mnie, że nie uciekła mi w tej przyszłości polskość ;)

Zapowiadało się śmiesznie, wyszło raczej dołująco. Nie mówię, że to źle, po prostu ja tu widzę odrobinę niewykorzystany materiał na satyrę.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Mam wrażenie, że zostawiam wyraźne tropy dla tego wytłumaczenia w opowiadaniu

Może zbyt skrótowo się wyraziłam. Tak, większość tego, co wyjaśniasz w komentarzu, gdzieś tam sygnalizujesz w tekście. Ale jednocześnie oni tego księdza do siebie zapraszają praktycznie podstępem – to mi sugerowało dalej posuniętą “konspirację”. Rozumiem że chrześcijaństwo zeszło na drugi (albo i dalszy plan), jak sam piszesz – są zdziesiątkowani, więc jest ich po prostu mało, ale to mi nie wyjaśnia czemu nie mogli znaleźć sobie jakiegoś księdza, którego nie musieliby przekupywać i chytrze zwabiać pod przykrywką “fitolekcji”.

Może się czepiam, może nie umiem dobrze zwerbalizować moich zastrzeżeń. Generalnie w trakcie czytania coś mi nie “stykło” i miałam lekkie poczucie zagubienia, jakby coś w tym zarysowanym świecie było albo niedopracowane albo niezbyt dobrze wyjaśnione.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

SNDWLKR – jak pisałem to też myślałem, że bliżej będzie satyry, niż czegoś dołującego. Ale cóż, tam własnie mnie coś, nie do końca zależnego ode mnie, poniosło :)

mindenamifaj – ale czemu nie mogą zwabić innego, to akurat tłumaczy bohaterka w dialogu – bo tych “legalnych” jest zwyczajnie za mało i z tym napiętym terminarzem są w stanie dojechać do nich raz na miesiąc :) Muszą więc się ratować kimś “nielegalnym”, a tego konkretnego akurat kojarzą i znają z przeszłości. Ale nie chcę się tutaj upierać, że wszystko jest perfekcyjne wytłumaczone, przy dłuższej formie byłoby więcej miejsca na zarysowanie świata i jego założeń. Nie wykluczam zresztą, że kiedyś do postaci i świata Fitłana powrócę, bo mam do niego jakąś sympatię, myslę, że da się jeszcze go jako człowieka naprostować, coś dobrego wyciągnąć ;) 

Hej 

Bohater mocno w stylu noir – ten papieros i (tak mi się wydaje) powierzchowny oportunizm spodobały mi się. Zastanawiam się czy pociągniesz temat. Bo postać choć wydaje się już stracona to ( i tu znowu wydaje mi się :)) jakoś byłem przekonany, że wiara gdzieś nadal się w nim tli :). Uważam, że to może być dobry materiał na opowiadanie. Odzyskanie wiary w człowieku, wydawać by się mogło straconym już dla kościoła, w świecie gdzie wiara jest zakazana. I paradoksalnie właśnie ten świat bez Boga może okazać się impulsem dla bohatera by wbrew sobie i światu rozpoczął walkę o religie, której kiedyś się poświęcił.

Historia ciekawa choć wydaje mi się, że trochę za krótka by lepiej zrozumieć przedstawiony świat.

 

Klikam i pozdrawiam :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Szort z innej beczki. Jeszcze nie spotkałam się z takim tematem tutaj i fajnie, że coś nowego zawitało. Podoba mi się niemożliwość zerwania z dawnymi przyzwyczajeniami religijnymi, które wrosły w tradycję polską (jak mniemam). Trafne to i sprawiedliwe, bo wydaje mi się, że wielu ludzi już tylko z przyzwyczajenia praktykuje albo z musu w obawie przed sankcjami społecznymi (w mniejszych miejscowościach). Ciekawym zabiegiem było opisanie rozterki głównego bohatera, który w świecie przeżartym przez pieniądz nadal szanuje ludzi i Boga, choć już w Niego nie wierzy… Fajne, bo Fitłan okazał się mieć bardziej skomplikowaną osobowość, niż mogło się z początku wydawać :D

Hej Gimlos!

 

Przyjemny szort, komentarz trafny. Nie wiem nawet, czy gorzej oceniłbym księdza rzucającego wiarę (przynajmniej trochę) dla pieniędzy, czy ludzi, którzy nie potrafią oddzielić wiary od jej rytualistyczno-religijnej otoczki, przekupujących niewierzącego księdza tylko po to, żeby spełnić formalny wymóg przyjmowania sakramentów. Otwarte zakończenie również na plus.

Wydaje mi się za to, że dostajemy bardzo dużo opisów jak na tak krótki tekst. Są bardzo zręcznie podane i nie ma typowych info dumpów, ale duża część nie dokłada się bezpośrednio do historii.

Niżej kilka uwag nazbieranych na bieżąco:

 

W słuchawce mi pika. „Sens” to słowo z listy „unfit”. Tak jak „Bóg”, „Koran”, „komunia” czy „karma”.

Jeśli kobieta właśnie użyła słowa “sens”, to prawdopodobnie znaczy, że ludzie używają go niezależnie od religii, więc jakoś nie umiem uwierzyć, że wstawiliby ten termin na listę słów zakazanych. Bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że kobiecie wymsknęłoby się “na Boga”. Opcjonalnie można by zasugerować, że domyślne znaczenie słowa zostało zmienione z jakiegoś konkretnego powodu.

Okolica jest ładna i znana, to gmina obok mojej dawnej parafii.

Prawdopodobnie “znajoma”, nie chodzi o to, że dużo ludzi wie o tej okolicy.

Wieś, jak to teraz wieś – okna pozabijane, więcej domów jak ludzi.

Kwestia zamierzonego stylu, ale “niż” pasowałoby mi bardziej.

Na krześle, które [+wygląda/jest/…+] bardziej jak tron: biało-purpurowa alba.

Brakujący czasownik.

Kiedy się uzupełnia, wyciągam z portfela papieros.

Zazgrzytało mi, że nieodmienione. Wygląda na to, że obie formy są poprawne, ale gdyby zależało ode mnie, zmieniłbym na “papierosa”.

 

Na końcu tekstu znajdują się zbędne kilka linijek.

 

Pozdrawiam :)

 

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Cześć

Z jednej strony spodobał mi się ten szort. Napisany zgrabnie i z sensem. Bohater swoje przeszedł, widzimy, że został mu już tylko cynizm, ale równocześnie nie może się odciąć od przeszłości, od tego, kim był. Ładne zakończenie.

Z drugiej, chciałabym przeczytać coś bardziej wnikliwego, może głębszego. Wydaje mi się, że nie wykorzystałeś potencjału, jak to mówią. Temat wybrałeś intrygujący, aż prosi się, aby zrobić z tego dłuższe opowiadanie, pokazać nowe społeczeństwo kształtowane przez nową religię, motywację chrześcijan, którzy zeszli znów do katakumb… A tak, zostawiasz czytelnika z wrażeniem powierzchowności.

Co nie przeszkadza, aby zgłosić do biblioteki :)

Pozdrawiam!

 

Cześć!

Językowo dobrze, bez fajerwerków, ale i bez wytrącających z rytmu zgrzytów (co nie znaczy, że jest idealnie, to i owo przydałoby się jeszcze doszlifować). Ogółem czytało się dobrze, płynnie i szybko. Plus za naturalne dialogi.

A jednak nie mogłam się w to opowiadanie wciągnąć. Największą przeszkodą okazała się dla mnie konieczność sporego zawieszenia niewiary – no, nie kupuję tej rzeczywistości, po prostu. Wrzucasz makabrycznie dużo zmian w światopoglądzie i postrzeganiu religii; zmian, które wymagałyby od świata wykonania karkołomnego fikołka i długiego okresu stabilizowania nowego stanu rzeczy, a nie wydaje się – sądząc z tego drobnego wycinka świata przedstawionego, który mamy okazję ujrzeć – żeby akcja działa się aż tak daleko w przyszłość, by usprawiedliwić podobne zmiany. Może gdybyś miał więcej miejsca i wyraźniej zarysował otoczenie bohatera, jego rzeczywistość byłaby wiarygodniejsza. Tymczasem niektórych elementów po prostu nie kupuję – ani fit-religii, ani konspiracyjnego korzystania z usług księży, ani indeksu słów zakazanych, na których znajduje się słówko tak powszechnie używane jak “sens”. Przydałoby się rozbudowanie tego świata, by nieco go uwiarygodnić.

Pozdrawiam!

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Bardjaskier - dzięki! Tak, tak jak pisałem może jeszcze coś z Fitłanem się wydarzy :-)

M.G.Zanadra – fajnie, że odnajdujesz te odniesienia do tego, jak jest obecnie, bo ta przyszłość w tym szorcie to tak naprawdę lekko groteskowo pociągniete przejaskrawienie trendów, które obserwuję gdzieś wokół siebie na co dzień.

ostam – dzięki za wnikliwą lekturę, większość poprawiłem, w dwóch miejscach unzaniowo zostawiłem ostatecznie równoważnik zdania i “papieros”, bo bardziej mi pasowało do językowego rytmu :) Zmieniłem też “sens”, tak jak słusznie zauważasz (a pojawiało się to w niektórych innych opiniach), sens to jednak zbyt wieloznaczne i potoczne słowo, żeby na fitłańskiej infolinii było zakazane. Dzięki!

chalbarczyk – tak, pogłębienie tematu też mnie kusi. Chociaż chrześcijanie nie zeszli stricte do katakumb, jest ich o wiele mniej i stali się niejako drugorzędni, ale ich problemem wydaje się paradoksalnie za duży popyt względem podaży księży :)

gravel  rozumiem, na pewno jeśli potraktuje się ten świat jako w pełni poważną futurystyczną wizję, to trudno w niego uwierzyć, ja sam w dokładnie taką jego wizję nie wierzę. To jest poprowadzenie pewnych elementów obecnej rzeczywistości do skrajności i groteski – mamy już w socjologii religii analizy fitnessu jako systemu quasi-religijnego (oczywiście przy odpowiednio dobranej definicji religii), fit-coache coraz częściej używają języka, który wcześniej kojarzył się z duchowością. Nie wierzę, że w przyszłości czeka nas coś tak instytucjonalnego jak fitłanizm (kosmiczne ciało to akurat mrugnięcie okiem i odwołanie do kosmicznego ciała Buddy, obecnego w kosmologii buddyjskiej), to groteska. Ale pewne przemeblowanie rzeczywistości, w którym część polskiego społeczeństwa traktuje dbanie o ciało jako praktykę nie tylko stricte fizyczną i cielesną, moim zdaniem już powoli zachodzi, przy jednoczesnym odwrocie religii insytucjonalnych (tu akurat nie tylko moim zdaniem, bo są na to twarde dane – seminaria są puste, kilku księży na województwo za sto lat to akurat wizja nie tak abstrakcyjna) :) Dzięki za przeczytanie i komentarz!

 

 

Ps. Trochę się to powtarza we wrażeniach z lektury, więc może wyjaśnię – indeks słów zakazanych i tym podobne fajerwerki wydarzają się tylko w kontekście rozmów z fitłanami i fitłanizmu (jest tam założenie jakiegoś rodzaju AI, który te słowa wychwytuje w rozmowach telefonicznych, ale nie chciałem już wchodzić w taką szczegółowość w tekście), dzieję się to (jak piszę w tekście) również pod wpływem starych religi, którym nie podoba się odpływ ich kapłanów do nowej, bardziej opłacalnej struktury quasi-religijnej. Stare religie są nadal jak najbardziej legalne, tylko cierpią na problem spadku wiernych i jeszcze szybszego spadku kapłanów (co również jest pociągnięciem do skrajności obecnych polskich tendecji) :-)

Szczególna wizja przyszłości z praktykami religijnymi odprawianymi w konspiracji. Niezły jest pomysł jednoosobowej działalności religijnej. Podoba mi się finał, pozwalający snuć przypuszczenia, który kierunek obrał fitłan.

 

Broń Boże, żeby fi­tłan w takim po­śpie­chu…. → Po wielokropku nie stawia się kropki.

 

Na krze­śle, które bar­dziej jak tron→ Na krze­śle, które wygląda bar­dziej jak tron… Lub: Na krze­śle, które przypomina tron

 

Do stołu pod­cho­dzi ko­bie­ta, kła­dzie tam po­zła­ca­ny kie­lich. → Do stołu pod­cho­dzi ko­bie­ta, stawia tam po­zła­ca­ny kie­lich.

 

-… o to, że ja nie wie­rzę. → Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Zbędna spacja po wielokropku. Winno być: – …o to, że ja nie wie­rzę.

 

wska­zu­ję na krzyż dra­ma­tycz­nym…-> …wska­zu­ję krzyż dra­ma­tycz­nym

Wskazujemy coś, nie na coś.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Kliknąłem do Biblioteki – masz tu fajny pomysł, który, w przeciwieństwie do przedpiśćców, nie uważam za bardzo nierealistyczny. To znaczy na pewno nie w takim stopniu, który stanowiłby problem dla tekstów science-fiction.

Niemniej, prywatyzacja religii to całkiem interesujący pomysł, choć szczerze mówiąc nie jestem przekonany, czy taki fitłanizm by przeszedł:P (jako kontrprzykład spójrz, jakie trudności mają pastarianie z zarejestrowaniem swojego kościoła;) ). Konspirację z chrześcijaństwem jestem w stanie kupić w czasach rosnącej inwigilacji i jednak słusznej obawie “przywódców” religijnych, żeby ich fitłanie nie uczyli czegoś innego.

Literacko nie pasuje mi struktura tekstu. Zasadniczo od odkrycia inspiracji nic nowego w tekście się nie dzieje, a nawet wahania bohatera tylko dość płytko nawiązują do tego, co już wiemy: wąsacz, pani Balan i pieniądze:P A spokojnie można by to podkręcić, albo przekazując jakąś głębszą myśl, albo wcześniej w tekście mocniej akcentując słabą sytuację finansową bohatera.

No i to jeszcze dałoby się podreperować mocnym zakończeniem, które wbijałoby w fotel; takim mocnym uderzeniem na koniec. Na pewno ja jestem fanem takich mocnych zakończeń w krótszych tekstach i w sumie ogólnie w opowiadaniach (i tak skonstruowanych jest większość klasyków, jako przykład – “Terminus” Lema, które ciągnie się niemiłosiernie, ale zakończeniem dosłownie zostawia czytelnika z otwartymi ustami:P). Niemniej – chyba to otwarte zakończenie ma słabą podbudowę tego dylematu bohatera, żeby rzeczywiście dobrze zadziałało:)

Poza tym tekst portalowo prezentuje się w miarę solidnie i sądzę, że powinien rychło trafić do Biblioteki;) Widzę też, że ciągnie Cię do wątków religijnych;P

 

Слава Україні!

regulatorzy – dziękuję, wszystko poprawione!

Golodh – cieszę się, że pomysł wydał się ciekawy. Co do podkręcenia tekstu – zgoda, wielkiego dramatyzmu tam nie ma, akcja pewnie jest bardziej tłem dla pomysłu, niż odwrotnie. Przez to akurat to nierozstrzygnięte zakończenie mi pasuje, bo kieruje w stronę jakiegoś rozmyślania w głowie, a potencjalne wywołanie tegoż rozmyślania wydaje mi się w tej chwili największym atutem “Fitłana” :-) Oczywiście ideałem byłoby, gdyby udało się i wbić kilka gwoździ samą akcją, jak i sklonić do rozmyślania tłem/przebiegiem zdarzeń, ale tej historii akurat tak pociągnąć nie potrafiłem. Może uda się w jakimś ciągu dalszym losów bohatera, a może przy innej opowieści, jest to dobre pisarskie wyzwanie na przyszłość!

 

A jeśli chodzi o tematy religijne – tak, to jest jakiś mój konik i częsty temat rozmyslań, parę lat temu prowadziłem nawet na UJ zajęcia o buddyzmie ;)

Gimlosie, skoro poprawiłeś usterki, mogę udać się do klikarni. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No, clerical fiction jeszcze nie czytałem, więc najwyższy czas nadrobić ;)

Osobiście trochę wątpię, by środowisko kapłańskie miało predyspozycję (fizyczne i mentalne) do przekształcenia się w fitłanów, za to z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że trenerzy personalni traktują trening jak religię.

Niemniej, wizja ciekawa i zgrabnie przedstawiona. Podoba mi się sama idea oraz niejednoznaczne zakończenie – jest takie “ludzkie”. Podoba mi się również słowotwórstwo. Kreatywne.

Fabuła prosta, ale wiadomo, że nie o nią w szorcie chodzi.

Ruszam – pewnie znowu dla dramatycznego efektu, to silniejsze ode mnie – szybko i z piskiem opon.

Wydaje mi się, Gimlosie, że samochodem elektrycznym to niewykonalne i szybki research w google zdaje się to potwierdzać… Chyba że samochód byłby po wymyślnym tuningu, czego po smarcie z wypożyczalni nie ma co oczekiwać.

 

Reasumując – podobało mi się, stawiam stempel jakości.

Trzym się.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Cześć,

 

Futurystyczna wariacja na temat roli klechów w świecie przyszłości. Nie bierze się znikąd, bo wiele rzeczy właściwie już tak wygląda. Podobał mi się mocno cyniczny charakter tekstu, sam piszę w podobny sposób. Mimo, że jest to szort (który oczywiście swoją krótką formą mocno spłyca wątek), dość dobrze oddaje istotę sprawy i opisuje Polskę za ileś tam xxx lat (wyludniała wieś, z niedobitkami wierzącymi w dawne wartości kontra megalopolis). Fajny przykład wykorzystania stanu obecnej wiedzy i obserwowanych zmian w celu prognozowania przyszłości.

 

Pozdrawiam

regulatorzy – dziękuję :-)

CountPrimagen – dzięki za lekturę, z tym samochodem elektrycznym to zakładam, że za 100 lat (bo tak plus minus umiejscawiam akcję opowiadania) może się jednak coś pozmieniać :) Ale racja, że smart szbykością i tak raczej grzeszyć nie będzie, więc może trzeba to jakoś przeformułować… Miło mi że się podobało!

JPolsky – dzięki za dobre słowo, cieszę się bardzo, że przypadło Ci do gustu!

Drogi Gimlosie, opowiadanie zostało przeze mnie sumiennie przeczytane i równie sumiennie przeżyte, z ostrą niczym papryczka jalapeno nutą zaskoczenia tematyką i rozwojem religii w tej przyszłej, polsko-szarej rzeczywistości… Ah, co my byśmy zrobili, gdyby wielkie korpo i usługi pseudoduchowe układały nam życie i programowały w nas to, czego pragniemy… 

A nie, czekaj-

 

;), stylowo w mojej skromnej, (zapewne mało istotnej dla ogólnego werdyktu, ale czymże jest chór kościelny bez cichego głosiku małego ministranta) ocenie – bardzo nietypowo, być może nieco archaicznie w tej nowoczesności (wybacz, Gimlosie, mam nadzieję, że ten młot na twoim awatarze nie pójdzie przez to w ruch, ale inaczej nie opiszę tego wrażenia), ale jednak… Zręcznie.

 

Mam szczerą nadzieję, że zobaczę więcej tekstów w twoim wykonaniu; równie świeżych, co ten.

Jeśli Bóg z nami - któż przeciwko nam?

Dobry szort.

Podoba mi się przeciągnięcie fitłanienia do granic absurdu (czytaj: religii), bo to w zasadzie już się dzieje. Ci, którzy uważają, że takie toto nie mogłoby powstać, utrzymać się, zmienić ludzkiego postrzegania, powinni poczytać o scjentologach i o tym w co oni wierzą (takiego bullshitu to ze świecą szukać w jakiejkolwiek innej religii).

Jest mocno, jest sugestywnie, jest niepokojąco (indeks słów zakazanych i fakt bycia wiecznie na podsłuchu, co może ściągnąć jakąś fitłańską inkwizycję robią robotę). Klikam i pozdrawiam.

 

Q

Known some call is air am

Hej,

 

Fajnie się czytało. Po krótkiej dezorientacji na samym początku później szło gładko, obrazy pojawiały się przed oczami. Jednak… czekałem na jakąś konkluzję, puentę, twist… i chyba nie zrozumiałem do czego autor dążył. Chodziło o samo odmalowanie pewnej sytuacji, gdzie ludzie stracili wiarę i zadawalają się samymi obrzędami? Ok, ale… co z tego?

“Fitłan” – fajne słowo i ogólnie spoko koncepcja, wiara bardziej jako jakiś rodzaj psychoterapii, coś na wskroś praktycznego. Podumowując, pomysł ok, pozostał niedosyt ze względu na brak klamry/ punch-line.

Cezar – dzięki! Pewną archaiczność tej nowocześności też widzę, wizja tego co się zmieni (szczególnie w kontekście techniki czy transportu) jest w sumie dość konserwatywna i zachowawcza, przyznaję się bez bicia :)

Outta Sewer - bardzo dziękuję, cieszę się, że zadziałało!

kronos.maximus – nie szukałem twistu czy specjalnej puenty, szort ma chyba bardziej zachęcić do refleksji, zostawić teżz ewentualnym pytaniem co do motywów i postaci głównego bohatera. Zwykle bardziej mi w stronę tego, żeby zostawić czytelnika z jakimś niedopowodzeniem/niedosytem, niż żeby dopowiedzieć/docisnąć tak, żeby “przekaz” autora stał się w 100% oczywisty – to dociśnięcie trąci mi czasami odrobinę dydaktyzmem. Ale zdaję sobie sprawę, że nie każdemu to bedzie odpowiadać, no i że czasami warto jednak tę konkretną puentę zrobić :-) 

 

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka