- Opowiadanie: QuentinSon - Elektrowrażliwi

Elektrowrażliwi

Nikt nie wie, co przyniesie jutro oraz dokąd zmierza ludzkość. Zawsze uczymy się na błędach, choć nie wszystkie potrafimy naprawić. Kto kiedyś myślał o skutkach betonowania miast, mikroplastiku lub powstania dziury ozonowej? Tym samym właśnie wrażliwość na fale elektromagnetyczne, może w przyszłości urosnąć do rangi ogólnoświatowego problemu.

Istnieje koncepcja, aby wkrótce rozwinąć Elektrowrażliwych do rozmiaru książki.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Elektrowrażliwi

Siedzę w jaskini i jest mi tu niewiarygodnie dobrze. Wiele lat temu ludzie wierzyli, że azbest nikomu nie szkodzi a złoto do picia to cudowny lek. Wszystko to okazało się trucizną powodującą nagłą lub co gorsza powolną i niezauważenie nadchodzącą śmierć. Elektrowrażliwość. Właśnie przez nią jestem gdzie jestem. Zaślepieni chęcią rozwoju przegapiliśmy jako ludzkość moment, w którym powinniśmy na poważnie zastanowić się jak fale elektromagnetyczne wpływają na nasze organizmy. Wifi, 6G, 7G. Zawsze więcej i szybciej. Gdy gnasz rozpędzonym do granic możliwości nowiusieńkim ferrari, musisz być świadom, iż wkrótce możesz roztrzaskać się na którymś z przydrożnych drzew. Ludzkość skosiła swoim super samochodem cały sad, przez co muszę gnić w tej norze.

Elektrowrażliwość objawia się silnym bólem głowy, zaburzeniami wzroku, a nierzadko posłuszeństwa odmawiają także organy wewnętrzne. Wszystkich podatnych zwiemy po prostu Wrażliwymi.

Grube skały mej jaskini całkowicie zatrzymują negatywne działanie elektromagnetycznych fal. Z jednej strony to miejsce gdzie czuję się zdrowiusieńki, natomiast z drugiej mam świadomość, że moja enklawa jest w rzeczywistości pieprzonym więzieniem. Problem ten nie dotyczy wyłącznie mnie, wszakże znaczna część ziemskiej populacji zmuszona jest się z nim zmagać. Jak to zwykle bywa, istnieje także stosunkowo niewielka grupa osób całkowicie niewrażliwych na odciskane piętno. Brak dolegliwości daje sposobność swobodnego przemierzania otwartych terenów, rodząc zarazem szereg nieosiągalnych dla takich jak ja możliwości. Nie trwało długo, by Immunolodzy, bo tak ich zwą, przypisali swej odporności własną ideologię, która okazała się podwaliną do powstania czegoś noszącego znamiona religii. Przez niektórych kochana, podczas gdy przez znaczną większość nazywana niemającą skrupułów sektą. Najgorsza w tym wszystkim jest Immunogwardia. Oficjalnie pilnująca porządku i mająca pomagać nieodpornym ludziom, często przejawia odczłowieczone zachowania, dopuszczając się okrutnych czynów. Jednakże kto im tego zabroni? Mając pełnię władzy robią co chcą, na każdym kroku chełpiąc się swą fałszywą dobrocią i bezinteresownością. Całe szczęście, że potrafię nie zwracać na nich uwagi, choć poza jaskinią towarzyszą mi dosłownie wszędzie. Ilekroć opuszczam tę skalną norę, powiązane jest to z podróżą w specjalnie skonstruowanych przez Immunologów kapsułach. Chronią one przed uciążliwymi falami, będąc jedynym sposobem dotarcia do któregoś z licznych kompleksów. W rzeczywistości są to zwykłe obozy pracy, w których mnie podobni wypruwają sobie żyły. Nie mamy wyjścia, gdyż bez harówki nie można liczyć na jakiekolwiek dostawy z kompleksów rolniczych, farmaceutycznych czy przemysłowych. Niestety, nie da się przetrwać w grocie bez żywności, wody, środków higieny, czy chociażby nafty używanej w lampach oświetlających skalne korytarze. To błędne koło i wygląda na to, że wyłącznie płodni mają szanse kiedykolwiek wyrwać się z jaskiniowego życia. Lecz czy nie tkwi w tym jakiś haczyk?

Oficjalne statystyki donoszą, iż obecnie niespełna dwa procent mężczyzn posiada zdolności rozrodcze. Stąd wzięły się coroczne badania nasienia, w których wielu głupców upatruje swej szansy. Ja do nich nie należę! Nie jestem kretynem. Mam swoją teorię i choć nie mogę się nią dzielić, sądzę że jeszcze przyjdzie dzień, w którym wykrzyczę co myślę. Dziś jednak pozostaje mi przytakiwanie powszechnym nastrojom i oddawanie próbek mojego przyjaciela, który z całą pewnością nie ma nic wspólnego z jurnym ogierem. Działam w ten sposób już przez sześć lat, czyli od osiemnastych urodzin. Pełnoletność to czas, gdy po raz pierwszy trzeba poddać się badaniom, a zatem nie mam pojęcia czy należę do wspomnianych dwóch procent. Wbrew temu co mówią, wierzę że płodni wcale nie zostają wysyłani do lepszego miejsca niż mój skalniak. Ba, z pewnością trafiają do kompleksów medycznych, po czym zamykani w laboratoriach służą jako szczury doświadczalne. Skoro Gregor nie neguje zawzięcie moich spekulacji i jako jeden z nielicznych znając te niecodzienne poglądy, mimo wszystko godzi się na podmienianie ejakulatu, zwyczajnie wolę nie ryzykować.

 

– Wstawaj Marcus! Kapsuły przyjechały! – słyszę wyrywający mnie ze snu głos Gregora.

– Nie drzyj mordy. Bez nas nie odjadą – odpowiadam zaspany.

Kapsuły przypominają pięcioosobowe, solidnie wykonane wagoniki, w których jesteśmy puszkowani na czas podróży niczym szprotki. Spośród trzydziestu dwóch mieszkańców mojej kamiennej chawiry, aż dwudziestu ośmiu jest w wieku pracowniczym. Całe szczęście, że zostałem przydzielony do tego samego kompleksu rolniczego co Gregor. Nie mam wprawy w zbieraniu tych pieprzonych ogórków, a na jego pomoc zawsze mogę liczyć, jeśli brakuje mi kosza czy dwóch do wytyczonej normy. Cieszy mnie także obecność Sary. Choć na razie przerzucamy się dyskretnymi spojrzeniami, czuję bijący od niej ładunek pozytywnej energii. Czasem odnoszę wrażenie, iż specjalnie wygląda zza krzaka, by zniknąć po chwili obserwując czy za nią podążę. Zazwyczaj łapię się w tę pułapkę i chodzę jej śladem jak idiota. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że później Gregor ma dodatkowe kosze do nadrobienia. Jako przyjaciel zbiera na moje konto nic nawet nie mówiąc, jednak nie czuję się z tym dobrze. Otrzeźwienie niestety przychodzi dopiero po czasie, a wszystko przez to hipnotyczne spojrzenie Sary.

Wrażliwi pracujący w kompleksach naukowych potrafią tworzyć dosłownie cuda. Kapsuły nie są wcale niczym nadzwyczajnym, gdy słyszy się o chipach odpornościowych, lub widzi rozwiązania zastosowane w miejscach pracy. Kompleks rolniczy to w zasadzie wielka przeszklona kopuła, zamykana jedynie gdy mieści w swym wnętrzu robotników. Jej konstrukcja całkowicie zatrzymuje szkodliwe fale, co rodzi moje kolejne podejrzenia niosące za sobą setki pytań. Skoro obecna technologia pozwala wznosić nieskazitelnie bezpieczne dla Wrażliwych budowle, dlaczego muszę mieszkać w jaskini? Najwyraźniej to celowy zabieg Immunologów. Rodzaj wędki z przynętą, ale także smyczy z obrożą. Dzięki temu mogą wmawiać ślepym głupcom, że tylko płodni otrzymają odpornościowy chip, zamieszkując na otwartej przestrzeni. Myśl o nieskończonych, ezoterycznych terenach, w głowach osób całe życie gnieżdżących się w ciasnych jaskiniach robi totalną sieczkę.

– Coś się tak zwiesił?! Zbieraj… Zbieraj, a nie rozmyślasz o tych swoich teoriach spiskowych – słyszę głos Gregora. – Rozumiem, że przywykłeś do mojej pomocy, ale co będzie gdy przydzielą mnie do innej pracy?

– Wiesz, że mam rację. Nie daje mi to wszystko spokoju…

– Nie tylko dziwne koncepcje wyłączają ci mózg. Sara działa podobnie, czyż nie?

– Przecież nie mogę zaprzeczyć.

– Zatem przyspiesz z robotą, zbierz dwa koszyki ekstra i zanieś jej w prezencie. Inaczej zanim się obejrzysz ktoś zdmuchnie ci ją sprzed nosa.

– Łatwo ci mówić. A co jeśli będzie chciała… No wiesz…

– Współżyć? Czym się przejmujesz? Że okażesz się płodny? Choć nigdy tego nie sprawdziłeś, twoje szanse są znikome. Nie przejmuj się tylko zbieraj ogórki dla Sary.

– Znikome, jednakże prawdopodobne. Wolę nie ryzykować.

– Masz się za najmądrzejszego, a nie wiesz, że nie każde zbliżenie powoduje ciążę!

– Daj mi spokój. Nie mam zamiaru wylądować w laboratorium! Trudno ci to zrozumieć?

– Dobra nie krzycz, bo jeszcze cię ktoś usłyszy. Pamiętasz jak skończyła stara Teresa, gdy zaczęła najeżdżać na Immunologów?

– Po prostu wyparowała. To tylko potwierdza moje domniemania.

– Nie gadajcie tyle! – wtrąca się Immunogwardzista, wymachując gumową pałką.

W takim momencie lepiej nie wchodzić w konwersację, dlatego posłusznie przytakując wracamy do pracy. Ogórek, koszyk, ogórek, koszyk… Krew mnie zaraz zaleje. Wykonywana czynność nie angażuje wielu zwojów mózgowych, toteż mam mnóstwo czasu na rozmyślanie. Może moje teorie biorą się wyłącznie z tego powodu? Jedno co nie chce mi wpaść do głowy, to sposób na bezinwazyjne infiltrowanie Immunologów. Gdybym mógł jakoś zdobyć kilka odpornościowych chipów. Wziąłbym ze sobą Gregora i parę osób z naszego skalniaka. Może wtedy moglibyśmy znaleźć skrawek ziemi, by później nazywać go domem. A nuż, Sara także zechciałaby spróbować nowego życia. O cholera, znów to spojrzenie. Czy to znak? Skierowała na mnie wzrok akurat wtedy, gdy o niej pomyślałem. Nie, no… Odbija mi od tych ogórków. Przecież cały czas mnie napastuje swymi słodkimi zerknięciami.

 

Gdy mówię o człowieku mieszkającym w jaskini, wyobraźnia samoistnie podsuwa na myśl obraz zarośniętego troglodyty z maczugą. Znaczna większość ludzkości rzeczywiście drastycznie się cofnęła, jednak nie do poziomu aż takiego prostactwa. Człowiek z początku XXI wieku nie wyobrażał sobie życia bez prądu, podczas gdy obecny homo sapiens widzi w nim śmiertelne zagrożenie, które jednak musi istnieć, lecz najlepiej gdzieś w oddali. Jak widać egzystencja bez bezpośredniego kontaktu z technologią jest możliwa. W świetle mojej ulubionej lampy naftowej czytam przeróżne dzienniki, jak i reportaże dotyczące dawnego funkcjonowania. Wiem, że cenione w mojej społeczności książki, papierowe zdjęcia, gry planszowe, a nawet sam kontakt międzyludzki, taki twarzą w twarz, prawie zupełnie odeszły w zapomnienie przez ich elektroniczne substytuty. Może wydarzenia, które spotkały świat miały więcej sensu niż powszechnie myślimy? Niewykluczone, że w pewnym stopniu uratowało to ród człowieczy. Z dzienników wynika, iż z każdym rokiem, sukcesywnie oddalaliśmy się od siebie. Lecz po co ta masowa bezpłodność, jeśli wydarzenia naprawdę miały nam pomóc? Każda refleksja przynosi kolejne pytania. Być może Gregor ma rację i po prostu sam wszystkie przekoloryzowuję. Choć mój przyjaciel nie wyśmiewa masowo powstających w mej głowie supozycji, to w głębi wiem, iż on także wierzy w Immunologiczne bzdety. Z niecierpliwością oczekuje dnia, gdy jego próbki dadzą chociażby cień szansy na płodność. Prócz niego o fałszowanych badaniach wie jeszcze Scarlet. Od wielu lat to moja jedyna partnerka seksualna, gdyż dzięki naszej tajemnicy możemy wzajemnie się zadowalać w sposób bezpieczny, niegrożący ujawnieniem mojego domniemanego urodzaju plemników. Trwanie przy jednej partnerce stoi w totalnej opozycji do powszechnych zachowań. Przez wyjałowienie nasienia, ludziom dosłownie odbiło. Zaczęli parzyć się niczym króliki, bez żadnych pohamowań. W zasadzie prócz czytania książek i uprawiania dość okrojonego wachlarza sportów, to jedyna jaskiniowa rozrywka.

– Pewnie cię zdziwię, lecz mam prośbę – mówi półszeptem Gregor.

– Słucham przyjacielu.

– Znalazłem rozwiązanie naszych problemów.

– Brzmi co najmniej… przełomowo – odpowiadam z uśmiechem na ustach.

– Wysłuchaj, a sam ocenisz. Sześć lat oddawałem za ciebie próbki, zatem ty raz możesz zrobić dla mnie to samo.

– Że co?!

– To proste. Jeśli okażesz się płodny, raz na zawsze rozwiejesz swoje wątpliwości. Przy założeniu, że jednak należysz do znacznej większości populacji, nie będziesz musiał martwić się o fałszowanie badań, a co ważniejsze także o kontakty międzyludzkie, jak na przykład z Sarą.

– Nie… nie… nie! Źle rozumujesz. Jeśli okaże się, że mój magazynek jest naładowany, ty wylądujesz w laboratorium, a ja zaraz za tobą.

– Mam dość tej zasranej jaskini i kompleksów rolniczych. Nawet jeśli zmienię się w szczura doświadczalnego, chcę przynajmniej przez chwilę widzieć prawdziwy świat i uciec z tego kurwidołka. Ty natomiast bez problemu znajdziesz kogoś kto pomoże ci zakłamywać badania.

– Chytrze mnie podszedłeś. Dobrze wiesz, że po prostu nie mogę odmówić. Gdybym nie poparł twego wyboru, mając w pamięci ile razy nadstawiałeś za mnie karku, okazałbym się skończonym sukinsynem.

– Właśnie – odpowiada z wyczuwalną ulgą w głosie Gregor.

– Zgadzam się! Tym bardziej, iż obaj wiemy jak znikome jest prawdopodobieństwo pozytywnego wyniku.

– Otóż to. Najprawdopodobniej dowiesz się, że twój strach przed Sarą, jak również cyrki z podmianą próbek były przez lata po prostu niepotrzebne.

– Przekonamy się za dwa dni, bo wtedy kończysz trzydzieści sześć lat. Czyż nie?

– Mimo swoich problemów z zapamiętywaniem dat, tym razem nie zapomniałeś o moich urodzinach.

Wszystko zrobiliśmy jak co roku w moje urodziny, lecz tym razem na opak. Wyniki zaskoczyły zarówno mnie, jak i niedowierzającego w rezultat Gregora. Me obawy się urzeczywistniły. Już dawno mogłem skończyć w kompleksie medycznym, a teraz wpakowałem tam mojego jedynego przyjaciela. Widząc jego bezgraniczną radość, przynajmniej mogę uspokoić sumienie myślą, że sam tego chciał. Jutrzejszego poranka ma trafić do swojego wymarzonego edenu. Tuż przed wyjazdem reszty mieszkańców do pracy w kompleksach.

 

To niepowtarzalna okazja aby przyjrzeć się jak traktowani są płodni, przynajmniej tuż po opuszczeniu jaskini. Żegnając przyjaciela jakbym na chwilę uwierzył, iż podąża do rozsławionego raju, sam już nie wiem czy wolę mieć w tej sprawie rację, czy jednak mylić się, ażeby mógł choć przez chwilę żyć godnie. Przynajmniej do momentu kiedy wyjdzie na jaw cała prawda o jego znikomym potencjale rozrodczym. Immunogwardziści o dziwo są bardzo mili, traktując Gregora niczym bohatera i zbawcę ludzkości. Prowadzą go do jednoosobowej kapsuły, podczas gdy pozostali mieszkańcy skalniaka szczerze mu gratulują. Ja natomiast wycofując się z tłumu, biegnę do małej wyrwy w jednej z bocznych jam. Ludzie tam nie chadzają, gdyż nikomu prócz mnie do głowy nie przyszłoby wychodzenie na powierzchnię bez zabezpieczenia. Już zbliżając się do wyjścia odczuwam objawy elektrowrażliwości. Ból głowy jest tak mocny, że zaczynam zastanawiać się czy kilka sekund widowiska jest w ogóle warte zachodu. Z każdym kolejnym krokiem dolegliwości sukcesywnie narastają. Zatoki momentalnie zapycha gęsta wydzielina, natomiast oczy szczypią jakby ktoś zatapiał w nich setki małych szpilek. Nie wypada teraz ustąpić, więc przeciskam się wąską szczeliną. Serce dudni niczym opętane, chcąc zaraz eksplodować. Nawet stawy jak gdyby postarzały się w parę minut o co najmniej kilkanaście lat. Wreszcie wysuwam głowę na powierzchnię i choć z trudem, to widzę jednoosobową kapsułę Gregora. W zasadzie z nim samym nie dzieje się nic nadzwyczajnego, jednakże zachowanie Immunogwardzistów pozostawia wiele do życzenia. Nie przypominają tych kulturalnych gości, którymi jawili się odbierając farciarza z jaskini. Mam wrażenie, że jeden nawet splunął pogardliwie na zamkniętą już kapsułę. Cholera, nie może z tego wyniknąć nic dobrego.

Pospiesznie wróciłem do wnętrza groty, gdzie wpadłem na rozradowanych mieszkańców. Dopiero ich zaskoczone spojrzenia uświadamiają mi jak głupią mam minę. Przytomnie odwracam kota ogonem, wygadując coś o chipie odpornościowym i szczęściu jakie spotkało jednego z nas. W głębi jednak wrzeszczę z rozpaczy. Dlaczego nie wybiłem mu z głowy tego durnego rozwiązania? Teraz dopiero wyszedłem na hipokrytę. Wygodnie było przytaknąć temu idiotycznemu pomysłowi, by tylko bezpiecznie dowiedzieć się prawdy o sobie. Nie wiem czy przez poczucie winy, czy ze zwykłej świadomości, że straciłem najbardziej zaufaną mi osobę, odczuwam przytłaczającą pustkę. Niby dostał to na co czekał wiele lat, niemniej jednak nie potrafię cieszyć się jego szczęściem będąc przekonanym, iż trafił do pieprzonego kompleksu medycznego. Coś czuję, że będzie mnie to gnębiło znacznie dłużej niż pierwotnie mogłem się spodziewać.

 

Mijające dni wcale nie przyćmiły powstałej pustki, a dopiero pokazały jak często Gregor mnie wspierał. Nie mam pojęcia jakim sposobem zrywał te zasrane ogórki. Zapieprzam bez przerwy, pomimo to trzeci dzień z rzędu nie potrafię zebrać wymaganej ilości koszy. Z mojego powodu dostawy do jaskini będą zmniejszone, a nie mam zamiaru patrzeć na głodujących współmieszkańców. Najgorsze jest to, że nieszczęścia jak zwykle chodzą parami, tworząc niepowstrzymaną falę domina. Spojrzenie, do którego przywykłem, nie łechta od dziś mojego jestestwa. Początkowo myślałem, że tak sprawnie się przede mną chowa, ale nie. Sara zniknęła! Została przeniesiona do innego kompleksu? Czy może stało się coś znacznie gorszego? Dlaczego akurat teraz, gdy wiedza jaką posiadłem wreszcie wyzwoliła mnie z okowów niepewności? W chwili gdy przełamałem wewnętrzne opory, by spróbować się do niej zbliżyć. To ona miała wypełnić powstałą po przyjacielu pustkę, a być może, akceptując po czasie moje poglądy na temat płodności, zostać nawet wymarzoną partnerką. Czy kolejny z moich domysłów zawiera w sobie cząstkę prawdy? Mam na myśli chipy diagnostyczne. Rzekomo mają za zadanie monitorować funkcje życiowe wszystkich Wrażliwych, aby w przypadku nasilenia objawów, bądź jakiegoś nagłego i nieoczekiwanego zdarzenia Immunolodzy mogli wysłać pomoc z kompleksu medycznego. Jak dla mnie to totalna bzdura! Przecież oni się nami zupełnie nie przejmują. Sądzę, iż prawdziwe przeznaczenie chipów jest bardziej skomplikowane, tudzież zaawansowane. Może monitorują nasze myśli? Dlatego Sara tak nagle zniknęła. W takim wypadku Immunolodzy mieliby również pełną wiedzę o fałszowaniu badań, więc jaki cel miałaby ta szopka? Mogą także służyć do zwykłej kontroli miejsca pobytu, ażeby żadna z owieczek nie odłączyła się od posłusznego stada. W takim wypadku byłaby to zwykła smycz, świadcząca o tym, że istnieją miejsca na ziemi gdzie można beztrosko żyć. Nikt nie chce ze mną rozmawiać o zniknięciu Sary. Szczególnie osoby z jej jaskini zachowują się jakoś dziwnie. W moim mniemaniu wyglądają na wyraźnie zastraszone. Najgorsza pozostaje niemoc i chociaż widzę, że wszystko jest nie tak, a ponadto inni także coś przeczuwają zamykając na siłę swe usta, to nie rozbiję głową muru. Ten trzymający nas w garści system kształtował się dziesiątki lat, niwelując każdą możliwość poznania prawdy na jego temat.

 

Mam dziś dwudzieste piąte urodziny. Jednocześnie oznacza to dzień oddania kolejnych próbek. Wbrew przekonaniom Gregora nie znalazłem jego następcy uczestniczącego w procederze fałszerskim. W zasadzie nie bardzo przykładałem się do poszukiwań. Postanowiłem na własne oczy zobaczyć gdzie tak naprawę trafiają osoby płodne. Nieustannie dręczy mnie widok Immunogwardzisty spluwającego w stronę kapsuły Gregora. Czas leci, a w mej głowie powstają coraz drastyczniejsze konfabulacje minionych zdarzeń. Pora wziąć sprawy w swoje ręce! Dotychczas paraliżowała mnie myśl o pozostaniu laboratoryjnym szczurem, a to dziwne, bo przecież żyję niczym zwykły karaluch. Dumnie oddaję próbkę, wiedząc co w ciągu dwóch najbliższych dni może mnie spotkać. Oczywiście wszystko dzieje się analogicznie jak w przypadku Gregora. Dostaję informację o wynikach, co wzbudza wszechobecną radość, ale także nadzieję wśród mieszkańców groty, że nasza mała społeczność masowo będzie odzyskiwała płodność. To wyłącznie myślenie życzeniowe, jednak nie mam zamiaru odbierać im tych kilku beztroskich i szczęśliwych chwil. Przysłana po mnie jednoosobowa kapsuła stanowi w mym przekonaniu bardziej coś w rodzaju trumny, aniżeli windy do raju. Lecz mimo wszystko zatapiam się w jej wnętrzu, czując jakby ktoś zdjął mi z pleców tonę ciążącego od zawsze gruzu. Zaraz się wszystko wyjaśni. Immunogwardziści do momentu zamknięcia pokrywy byli jak też przewidywałem niespodziewanie mili. Szkoda tylko, że szczelność kapsuły nie pozwala mi usłyszeć co mówią już po opuszczeniu jaskini. Na szczęście mam możliwość obserwowania otoczenia przez maleńką szybkę, w którą wpatruję się, oczekując nadejścia prawdy. Świat pomiędzy kompleksami jest zupełnie dziki, miejscami pusty i wyjałowiony przez drastyczne zmiany klimatu. Wreszcie w oddali widzę zalążek cywilizacji. Początkowo niewielki punkt na horyzoncie staje się coraz większy. Wiedziałem! To kompleks medyczny. Ciekawe czy od razu mnie pokroją, a może będą badać i prowadzić dziwne testy aż sam zdechnę. Najważniejsze, że umrę w przekonaniu, iż moje teorie nie były wynikiem choroby psychicznej, a raczej świadomego wyciągania racjonalnych wniosków i przytomnej dedukcji.

Nagle Immunogwardziści padają jeden po drugim. Kąt widzenia jest znacznie ograniczony, toteż nie mam pojęcia co się tak naprawdę dzieje. Wszystko błyska, jakby zaczynały wybuchać ładunki podobne do tych na jakie trafiałem w wielu relacjach z dawnych wojen. Gdy zamieszki ustają, nie dostrzegam już żadnego z Immunogwardzistów, natomiast kompleks medyczny zaczyna się ponownie oddalać, stając się wnet jedynie malutkim, niewyraźnym punktem na linii widnokręgu.

 

Niewielka szybka, czyli obecnie moje jedyne okno na świat nie spełnia już należycie swego zadania. Wiem jedynie, iż otacza mnie gęsta roślinność, której ocieranie się o kapsułę sugeruje niezbyt żwawe, za to ciągłe przemieszczanie. Leżę i czekam, bo niby co innego mi pozostało? Wreszcie flora znika, ruch ustaje, natomiast klapa kapsuły powoli zaczyna się otwierać. Niby nie mam wpływu na to co będzie i wszystko musi pozostać w rękach losu, niemniej jednak moje ciało ogarniają dreszcze, a przez przyspieszony stresem oddech, serce bije niczym młot. Otwarte wieko ujawnia zgraję sterczących nade mną osób, które z niezrozumiałym mi uśmiechem gapią się jak na przybysza z obcej planety. Dziwacznie wyglądają przez swe niecodzienne ubrania, toteż nic nie mówię, czekając na rozwój sytuacji. Wnet rozbrzmiewa głos jednej z osób.

– Poszczęściło ci się! Atak na konwój i odbicie kapsuły z rąk rycerzyków nie należą do łatwych zadań.

Uff… Już pierwsze słowa nie brzmią jak wypowiedź oprawców. Szczególnie „odbicie” napawa mnie nadzieją, że trafiłem w dobre ręce. Tylko kim mogą być ci ludzie? Czy prócz Immunologów i Wrażliwych żyje na ziemi ktoś jeszcze? Nie, to przecież nierealne! Wszystko trwa tylko chwilę, lecz jak zawsze moją głowę bombardują dziesiątki myśli i scenariuszy.

– Wychodź. Nie masz chyba zamiaru cały dzień leżeć w tym dziadostwie – przerywa moje rozmyślania jeden z mężczyzn.

Powoli wygrzebuję się z kapsuły. Otaczający mnie ludzie zachowaniem przypominają uradowanych mieszkańców mojego skalniaka, którzy przekonani byli, iż trafię do wyśnionego raju. Ci raczej cieszą się myślą o uchronieniu mnie od piekła, jakim niewątpliwie byłby kompleks medyczny. Dopiero po chwili dociera do mnie w jakim miejscu się znajduję. Nie ma ono nic wspólnego ze specyficznymi budowlami Immunologów, ani obskurnymi jaskiniami. Przywodzi to raczej na myśl zabudowę znaną mi z książek opisujących początek XXI wieku. Nie było w nich ani jednego pochwalnego słowa, a raczej wytykanie win i opisy błędów minionych pokoleń. Nawiązywały głównie do przeoczenia problemu elektrowrażliwości oraz przyczynienia się do rażących zmian klimatycznych.

– Gdzie jestem? – pytam zaciekawiony.

– To ruiny kombinatu przemysłowego – odpowiada dość młoda, za to bardzo pewna siebie kobieta. – Nazywam się Kasandra, a to Fiona, Olivia, John, Marco i Steve – przedstawia stojących najbliżej siebie.

– Mnie zwą Marcus. Czy ktoś mi wyjaśni co tu się dzieje?

– Jak widzisz wprowadziłeś nie lada poruszenie. Wkrótce wszystkiego się dowiesz – zapewnia Marco.

Ewidentnie ci ludzie nie są oprawcami. Traktują mnie po przyjacielsku, a na każdym kroku dają upust swej radości z powodu mojego przybycia. Gdy wreszcie siadamy w niedużym gronie przy ledwie tlącym się ognisku, John zabiera głos.

– Wszystko co wiesz o świecie, to wypaczone i propagandowe opowiastki Immunologów. Źdźbło prawdy w nich odnajdziesz, jednak nic więcej. Wiem, gdyż czytałem kilkukrotnie książki, jak i broszury, którymi żywią głodne umysły jaskiniowców. Klimat rzeczywiście gwałtownie się zmienił, dewastując całą planetę oraz uśmiercając wiele gatunków zwierząt. Wymarła również znaczna część ludzkości. Dotkliwe upały, susze, rozszalałe tornada i burze, ale także miniepoki lodowcowe przez zniszczenie ciepłych prądów morskich, były tylko dodatkiem do wszechobecnego głodu i coraz bardziej morderczych epidemii mnożących się jak grzyby po deszczu chorób. Elektrowrażliwość okazała się jedną z groźniejszych i trudniejszych do zwalczenia dolegliwości. Ludzie w rozpaczy zaczęli szukać ukojenia, a dopiero grube skały jaskiń przyniosły oczekiwany skutek. Jedynie nieliczni mogli pozostać na otwartych obszarach. Szybko do ich głów zaczęły więc napływać koncepcje związane z podporządkowaniem sobie wrażliwej części populacji. Propaganda zaczęła przynosić skutki, podczas gdy wszystkie fabryki i im podobne zakłady musiały nadal pracować. Wrażliwi wydali się idealną, a przede wszystkim tanią siłą roboczą. Konstruując kapsuły transportowe i przekształcając wszystkiej miejsca pracy w znane ci kompleksy, Immunolodzy zabezpieczyli sobie byt pod każdym względem. Zmniejszająca się stopniowo ziemska populacja nie wytwarzała z czasem tak znacznej ilości fal elektromagnetycznych co w szczycie swej liczebności, gdy żyło ponad dwanaście miliardów przedstawicieli naszego gatunku. Rozwój technologii pozwolił odpornym na całkowite zniwelowanie negatywnych efektów elektrowrażliwości. Ci niestety wykorzystali ją w zupełnie innym celu. By sytuacja nie wymknęła się spod kontroli, zaczęli budować w pobliżu skupisk ludzkich potężne nadajniki emitujące szkodliwe fale. Przodkowie mieszkańców tego kombinatu zdołali uciec z jaskiń, nim nadajniki zaczęły działać, odnajdując miejsca zupełnie wolne od niedogodności. Tym sposobem powstał ruch oporu, do którego właśnie zaczynasz przynależeć…

– Z płodnością także nie jest tak jak wam wmawiali – wtrąca Olivia.

– Od zawsze wyczuwałem w tym łgarstwo. Jestem przekonany, iż płodni zostają poddawani badaniom w laboratoriach, ażeby rozwiązać zagadkę ich potencjału rozrodczego. Natomiast obietnica przeprowadzki do raju to wyłącznie marchewka dla bezmózgich osłów.

– Niezupełnie… – mówi Kasandra. – Immunolodzy celowo pozbawiają Wrażliwych płodności. Jak wiesz, dzieci nie rodzą się w jaskiniach, tylko zostają wysyłane z kompleksów medycznych. Skąd się tam biorą? Nie z cudownego miejsca gdzie beztrosko żyją szczęśliwcy, u których wykryto rokujące nasienie, a właśnie z laboratoriów. Sztucznie zapładniane kobiety rodzą tam swoje potomstwo.

– Właśnie! Płodni jaskiniowcy nie trafiają do cudownego świata, gdyż zostają po prostu dojnymi krowami – zabiera głos Marco. – Odporne dzieci są wychowywane przez Immunologów, za to zaś wrażliwe zostają pozbawione możliwości rozrodczych, zachipowane i zesłane do jaskiń. Tym sposobem populacja jest kontrolowana przez dzierżących władzę, zapewniając tym samym odpowiednią siłę roboczą.

– Wiedziałem, że coś jest nie tak! Czy możemy coś z tym zrobić?

– Istnieje kilka miejsc, podobnych do naszego kombinatu, o których wiemy – mówi John. – Na razie posiadamy ograniczone możliwości, toteż staramy się wykradać chipy odpornościowe, przejmujemy konwoje, jak w twoim przypadku. Na większe operacje przyjdzie jeszcze czas.

– Gdy urośniemy w siłę, możliwe będzie wyłączanie nadajników przy jaskiniach, by uwalniać i uświadamiać znacznie większe grupy ludzi – dodaje Fiona. – Mam nadzieję, że będziemy w stanie przejmować całe kompleksy.

– Oby tak było… – szepczę pod nosem, wizualizując twarze Sary, Gregora, Scarlet oraz pozostałych mieszkańców mojego skalniaka.

 

Wizja rewolucji, a także czynnej walki z systemem Immunologów drzemała we mnie od zawsze. Wreszcie przyszedł czas, by emocje znalazły ujście. Mogę wrzeszczeć o tym co myślę i nikt z tego powodu nie będzie mnie represjonował. Już po kilku dniach w szeregach ruchu oporu, znacznie zbliżyłem się do elitarnego oddziału przeprowadzającego najważniejsze operacje dywersyjne. Wola walki narasta we mnie z każdą chwilą. Może i przysłania nieco racjonalne myślenie, jednakże odczuwam silną potrzebę działania. Na szczęście otaczające mnie osoby emanują tą samą energią. W końcu ktoś mnie rozumie. Bez wahania przyłączę się do planowanego w najbliższych dniach ataku na jeden z konwojów. Dzięki temu dostałem odpornościowy chip, a po pewnym czasie może uda mi się przekonać kompanów do próby odbicia Gregora. Niespodziewanie wszystko zaczyna się układać. Siedząc na jednym z dachów kombinatu, mogę swobodnie obserwować otaczające mnie połacie, wydawałoby się nieskończonego świata. Całe życie w zamknięciu wyryło trwałą skazę w mej psychice. Piętno nie do usunięcia. Wszystko wydaje mi się takie wielkie, odległe i niedostępne, jakbym po prostu nie był tego godzien. Późny wieczór próbuje zakatować moje oczy intensyfikującą się ciemnością, tak jak gdyby nie wiedział, iż lata w norze przyzwyczaiły mnie do półmroku. Nawet wolę podobne warunki, gdyż światło dzienne niemiłosiernie oślepia. Z mojego ulubionego dachu, na którym przesiaduję każdego wieczora, prócz wolnej, niezaludnionej przestrzeni dostrzegam także jeden z kompleksów rolniczych. Zawsze wyczekuję momentu kiedy wielka, ochronna, szklana kopuła zostanie otwarta. To znak, iż pracujący tam Wrażliwi zakończyli już obowiązki, wracając w ogarniającej ich nieświadomości do swych ciasnych jaskiń. Jeszcze nie tak dawno sam żyłem w podobny sposób…

Wnet dostrzegam dziwne, niespotykane dotąd światełka. Odnoszę wrażenie, iż zbliżają się w moją stronę, lecz niczym zahipnotyzowany nie zastanawiam się nawet czym mogą być w rzeczywistości. Dopiero gdy drugi ze zmysłów zostaje zaabsorbowany, wyrywam się z chwilowego letargu. Syrena wyje, natomiast ludzie nieustannie krzyczą. Ledwie marzyłem o ataku na kompleks, w którym nadal może znajdować się Gregor, z kolei teraz uświadamiam sobie, iż to kombinat ruchu oporu padł ofiarą szturmu Immunogwardzistów. Pospiesznie zeskakuję z dachu i biegnę do miejsca, gdzie najczęściej przesiaduje wspomniany wcześniej elitarny oddział. Natykam się tam jedynie kilka ciał i zdewastowane przedmioty codziennego użytku. Niektórzy partyzanci przeraźliwie skomlą, łapiąc się jednocześnie za głowy, jakby mieli wkrótce doszczętnie zwariować. Szybko dochodzę do wniosku, iż to efekt działania mobilnych nadajników. Łut szczęścia sprawił, że nowi znajomi zdążyli wyjąć z mojej czaszki diagnostyczny chip, instalując bezzwłocznie ten odpornościowy. Skutecznie niweluje on działanie elektromagnetycznych fal. Ruch oporu zostaje w mgnieniu oka rozbity, a ci którzy tylko mogą, uciekają w popłochu. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko pójść ich śladem. Problem w tym, że nie poznałem lokalizacji innego z partyzanckich schronień, więc mknę ślepo przed siebie. Gdy morderczy zgiełk zdaje się być na tyle odległy, abym mógł poczuć choć odrobinę bezpieczeństwa, przysiadam w ruinach pamiętającej zamierzchłe czasy budowli.

Dlaczego ludzie zawsze pragną zagarnąć wszystko dla siebie? Garstka odpornych rządzi światem, dając jedynie pozorną możliwość wyboru i podejmowania decyzji o samym sobie. Czemuż byt wielu istnień jest w takim stopniu uzależniony od tak nielicznej grupy? Wygląda na to, że nie choroby, kataklizmy, czy nowe technologie stanowią największe zagrożenie dla ludzkości, a raczej kryjący się za nimi oraz mający na nie wpływ drugi człowiek.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Wstrząsający obraz świata i reguł w nim panujących.

Z technicznych jest wiele spraw do poprawy, jak np. (zawsze są to tylko sugestie oraz wątpliwości, do przemyślenia):

Zazwyczaj łapię się w pułapkę i chodzę jej śladem jak idiota. – błąd gramatyczny – niepoprawna odmiana wyrazu

W takim momencie lepiej nie wchodzić w konwersację, dlatego posłusznie przytakując oboje wracamy do pracy. – skoro rozmawiali mężczyźni, nie może być „oboje”

– Pewnie cie zdziwię, lecz mam prośbę – mówi półszeptem Gregor. – literówka

W chwili gdy przełamałem wewnętrzne opory (przecinek?) by spróbować się do niej zbliżyć.

To ona miała wypełnić powstałą przyjacielską pustkę, a być może (przecinek?) akceptując po czasie moje poglądy na temat płodności (i tu?) zostać nawet wymarzoną partnerką.

Nazywam się Kasandra, a to Fiona, Olivia, John, Marco i Steve. – przestawia stojących najbliżej siebie. – błędny zapis dialogu i literówka

Wiem, gdyż czytałem kilkukrotnie książki, jak i broszury, którymi żywią głodne głowy jaskiniowców. – czy celowo ta aliteracja?

 

Można wspomnieć o wulgaryzmach.

Pozdrawiam serdecznie, klikam za kreację świata sf, nadane nazwy i fabułę oraz za stronę filozoficzną tekstu.

Pecunia non olet

Ciekawy świat przedstawiony i nienajgorsza fabuła, niestety duża ilość eksopozycji/infodumpingu sprawia, że opowiadanie nieco się dłuży. Tak rozbudowaną dystopię pewnie łatwiej byłoby przedstawić w dłuższej formie.

 

Językowo jest jak dla mnie w miarę poprawnie (oprócz tego jednego “bynajmniej” – ale to przecież nie błąd, tylko regionalizm ;> ) natomiast czasem dość sztucznie, szczególnie w dialogach (”zaczynasz przynależeć” → dlaczego nie po prostu “dołączasz”, “Mnie zwą Marcus” → dlaczego nie po prostu “Jestem” albo “Mam na imię”).

 

Pozdrawiam

Witam.

Bardzo dobre opowiadanie, z jednego tematu elektrowrażliwości potrafiłeś stworzyć tekst liczący ponad trzydzieści tysięcy znaków. Świat przedstawiony w opowieści mógłby niestety stać się rzeczywistością, gdyby pandemia trwała dłużej. Zdrowi i chorzy, wszechwładni immunolodzy, antyszczepionkowcy. Czarna wizja przyszłości. Opowiadanie zasługuje na pięć z plusem, na sześć to jednak raczej nie.

Pozdrawiam, Feniks 103.

audaces fortuna iuvat

Nie mogę powiedzieć, że wizja przedstawionego świata należy do budujących, jednak pozostawiasz nadzieję, że gdzieś zbierze się grupa ludzi niegodzących się na istniejący porządek. I tylko szkoda, że ta nadzieja jest taka wątła.

Quentinie, mam nadzieję, że poprawisz usterki, bo chciałabym zgłosić opowiadanie do Biblioteki.

 

Gdy gnasz roz­pę­dzo­nym do gra­nic moż­li­wo­ści no­wiu­sień­kim Fer­ra­ri… → Gdy gnasz roz­pę­dzo­nym do gra­nic moż­li­wo­ści no­wiu­sień­kim fer­ra­ri

Nazwy pojazdów piszemy małą literą. https://sjp.pwn.pl/zasady/109-20-10-Nazwy-roznego-rodzaju-wytworow-przemyslowych;629431.html

 

Ile­kroć opusz­czam skal­ną norę… → Ile­kroć opusz­czam skal­ną norę

 

obozy pracy, w któ­rych mi po­dob­ni… → …obozy pracy, w któ­rych mnie po­dob­ni

 

obec­nie nie­speł­na 2% męż­czyzn… → …obec­nie nie­speł­na dwa procent męż­czyzn

Liczebniki zapisujemy słownie, nie używamy symboli.

 

Dzia­łam w ten spo­sób już przez 6 lat… → Dzia­łam w ten spo­sób już przez sześć lat

 

na­le­żę do wspo­mnia­nych 2%. → …czy na­le­żę do wspo­mnia­nych dwóch procent.

 

Za­zwy­czaj łapię się w  pu­łap­kę… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Za­zwy­czaj wpadam pu­łap­kę

 

wszyst­ko przez te hip­no­tycz­ne spoj­rze­nie Sary. → …wszyst­ko przez to hip­no­tycz­ne spoj­rze­nie Sary.

 

zanim się obej­rzysz ktoś dmuch­nie ci ją sprzed nosa. → …się obej­rzysz, ktoś zdmuch­nie ci ją sprzed nosa.

 

Cięż­ko ci to zro­zu­mieć?Trudno ci to zro­zu­mieć?

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html

 

po­słusz­nie przy­ta­ku­jąc oboje wra­ca­my do pracy. → Piszesz o dwóch mężczyznach, więc: …po­słusz­nie przy­ta­ku­jąc, obaj wra­ca­my do pracy.

Oboje to mężczyzna i kobieta.

 

O cho­le­ra, znów te spoj­rze­nie.O cho­le­ra, znów to spoj­rze­nie.

 

miały wię­cej sensu niż po­wszech­nie my­śli­my? Nie­wy­klu­czo­ne, że w pew­nym sen­sie ura­to­wa­ło to… → Czy to celowe powtórzenie?

 

– Pew­nie cie zdzi­wię, lecz mam proś­bę… → Literówka.

 

Wi­dząc jego bez­gra­nicz­ny uśmiech… → Czy bezgraniczny uśmiech to taki dookoła głowy?

A może miało być: Wi­dząc jego bez­gra­nicz­ną radość

 

By­naj­mniej do mo­men­tu kiedy wyj­dzie na jaw cała praw­da… → Przynajmniej do mo­men­tu, kiedy wyj­dzie na jaw cała praw­da

 

Po­spiesz­nie wra­ca­jąc do wnę­trza groty nie­chyb­nie wpa­dam na roz­ra­do­wa­nych miesz­kań­ców. → Czy dobrze rozumiem, że mieszkańców spotkał po drodze, nie w grocie? Słowo niechybnie nie powinno być użyte w tym zdaniu.

Proponuję: Po­spiesz­nie wróciłem do wnę­trza groty i wpa­dłem na roz­ra­do­wa­nych miesz­kań­ców.

Za SJP PWN: niechybny «taki, który z pewnością nastąpi»

 

To ona miała wy­peł­nić po­wsta­łą przy­ja­ciel­ską pust­kę… → Pustka nie bywa przyjacielska.

Pewnie miało być: To ona miała wy­peł­nić po­wsta­łą po przy­ja­ciel­u pust­kę

 

Pora wziąć spra­wy w swoje ręce! Do tej pory pa­ra­li­żo­wa­ła… → Czy to celowe powtórzenie?

Proponuję: Pora wziąć spra­wy w swoje ręce! Dotychczas pa­ra­li­żo­wa­ła

 

Wszyst­ko trwa krót­ką chwi­lę… → Zbędne dookreślenie – chwila jest krótka z definicji.

 

– Na­zy­wam się Ka­san­dra, a to Fiona, Oli­via, John, Marco i Steve. – prze­sta­wia sto­ją­cych naj­bli­żej sie­bie. → Zbędna kropka po wypowiedzi.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

Dra­koń­skie upały… → Nie wydaje mi się, aby upał mógł być drakoński.

Proponuję: Dotkliwe/ Nieludzkie/ Nieznośne upały

Za SJP PWN: drakoński «surowy, bezwzględny»

 

ale także mini epoki lo­dow­co­we… → …ale także miniepoki lo­dow­co­we

 

na­pły­wać kon­cep­cje i roz­wią­za­nia zwią­za­ne z… → Nie brzmi to najlepiej.

 

za­bez­pie­czy­li sobie byt pod każ­dym z aspek­tów. → A może: …za­bez­pie­czy­li sobie byt pod każ­dym względem.

 

to wy­łącz­nie mar­chew­ka na bez­mó­zgie osły. → …to wy­łącz­nie mar­chew­ka dla bezmózgich osłów.

 

– Ist­nie­je kilka po­dob­nych miejsc do na­sze­go kom­bi­na­tu… -> – Ist­nie­je kilka miejsc, po­dob­nych do na­sze­go kom­bi­na­tu

 

Późny wie­czór pró­bu­je za­ka­to­wać moje oczy in­ten­sy­fi­ku­ją­ca się ciem­no­ścią… → Literówka.

 

Po­spiesz­nie ze­ska­ku­ję z dachu bie­gnąc w miej­sce… → Czy dobrze rozumiem, że biegnąc zeskoczył z dachu?

A może miało być: Po­spiesz­nie ze­ska­ku­ję z dachu i bie­gnę do miej­sca

 

Spo­ty­kam tam je­dy­nie kilka ciał, jak i zde­wa­sto­wa­ne przed­mio­ty… → Raczej: Natykam się tam je­dy­nie kilka ciał i zde­wa­sto­wa­ne/ zniszczone przed­mio­ty

 

Nie po­zo­sta­je mi nic in­ne­go, ani­że­li pójść ich śla­dem. → Raczej: Nie po­zo­sta­je mi nic in­ne­go, jak tylko pójść ich śla­dem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ciekawy pomysł, udało Ci się stworzyć świat i postaci, które mnie zaciekawiły. Zakończenie trochę mnie zawiodło, sprawia wrażenie bardzo pospiesznego. Ostatni akapit moim zdaniem jest okropnie łopatologiczny i zupełnie zbędny – czy nie lepiej byłoby pozwolić czytelnikowi samemu dokonać interpretacji i wyciągnąć wnioski?

Jednej rzeczy w fabule nie zrozumiałam:

Prócz niego o fałszowanych badaniach wie jeszcze Scarlet. Od wielu lat to moja jedyna partnerka seksualna, gdyż dzięki naszej tajemnicy możemy wzajemnie się zadowalać w sposób bezpieczny, niegrożący ujawnieniem mojego domniemanego urodzaju plemników.

W jaki sposób zachowanie tajemnicy zabezpiecza przed ciążą…? Na tym etapie bohater nie wie, czy jest płodny czy nie. Dlaczego w takim razie może współżyć ze Scarlet, ale nie z Sarą…?

 

Od strony technicznej widzę, że łapankę zrobiła Ci reg, więc na pojedynczych babolach się nie skupiałam. Raził mnie natomiast bardzo nierówny styl, miejscami bardzo wyszukany (niemal patetyczny), a miejscami bardzo potoczny. Dialogi brzmią też mocno nienaturalnie.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Witam!

 

Dziękuję za wnikliwą analizę tekstu. 

Poprawiłem błędy z nadzieją, że opowiadanie trafi do biblioteki.

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Bardzo proszę, Quentinie. Cieszę się, że mogłam się przydać. A skoro dokonałeś poprawek, mogę udać się do klikarni, co niniejszym czynię. :) 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej, Quentinie, przyznaję, że wciągnęło :) Nie jestem zwolennikiem teorii spiskowych i z reguły odrzuca mnie od tekstów takowe teorie wykorzystujących. Na początku przy prezentacji bohatera aż się skrzywiłam, ale na koniec stwierdziłam, że rozegrałeś tę historię naprawdę dobrze i stworzyłeś świat, który wydaje się prawdopodobny :) Trochę szkoda, że kończy się akurat w najciekawszym momencie. Mam nadzieję, że bohaterowi udało się uciec i jeszcze trochę powalczy :)

 

Edytka: jeśli chcesz, żeby Twoje opko, po ewentualnym udanym lądowaniu w bibliotece, dostało się na stronę główną, dodaj tagi i nie zapomniej wpisać fragmentu reprezentacyjnego.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć,

 

Tekst przypadł mi do gustu. Dobry pomysł, fajnie wykreowany świat, ciekawa historia. Zazwyczaj z dystansem podchodzę do takich “spiskowych”, “postapokaliptycznych” wizji przyszłego świata, ale twoje opowiadanie potrafi wciągnąć. Udało Ci się zgrabnie wykreować prawdopodobną przyszłość, na podstawie obecnych obserwacji. Filozoficzne przemyślenia jak najbardziej uzasadnione i nie psują odbioru tekstu. Trochę szkoda, że fabuła kończy się w takim a nie innym miejscu, mogło to być nawet dłuższe i bardziej rozbudowane opowiadanie, ale pewnie mniej osób zdecydowałoby się przeczytać. Przeanalizuj jeszcze pod kątem drobnych literówek i usterek językowych, bo wydaje mi się, że kilka gdzieś się pojawiło, typu: “wszystkiej”, ale nie jestem tu wielkim ekspertem;)

 

Pozdrawiam

"Zabezpieczyli sobie byt …" – rusycyzm (obiezpieczyt' – zapewnić). Mogło być np. "Zapewnili sobie byt … ". Zabezpieczyc można się PRZED czymś, czego sobie nie życzymy.

"Bynajmniej do momentu …". W TAKIM kontekście słowo "bynajmniej" JEST błędem z gatunku "szet chłop bez most przez czapki".

Pomysł jest, ale przedstawienie go mnie zmęczyło. Od jednej trzeciej czytałem ‘po łebkach’, żeby prędzej skończyć. Sorry :)

Komplementy, które już zebrałeś, Autorze, uważam za w pełni zasłużone. Przyczyny i skutki upadku “starego” świata wiarygodne, bohater nie przesadnie bohaterski, ale konsekwentny w poglądach. No i zakończenie bez triumfu “buntowników” jakże prawdopodobne…

Jedno mi nie pasuje, intrygując zarazem. Znakomita większość procesów, toczących się w naszych układach nerwowych, to elektrochemia. Pola elektromagnetyczne mogą te procesy – patrz człon pierwszy – zaburzać. Stąd “Wrażliwi”. Ale “Immunolodzy”? Zachowali lub uzyskali NIEwrażliwość z powodu mutacji? Przydałoby się słówko objaśnienia, jak to widzisz.

Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka