- Opowiadanie: dawidiq150 - Zabawy z przenoszeniem się w czasie

Zabawy z przenoszeniem się w czasie

Krótki tekścik. Proszę czytajcie i komentujcie. Wskazujcie błędy. Wszelka krytyka mile widziana. :)

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Zabawy z przenoszeniem się w czasie

Dawid leżał w szpitalu z urazem głowy. Dopiero od kilku minut dokładnie wiedział co się mu przytrafiło, dlaczego tu był. Rodzice wszystko mu opowiedzieli.

„Synku to, że żyjesz to prawdziwy cud.” – przed chwilą oświadczyła mu matka, kiedy razem z tatą byli go odwiedzić. Rzeczywiście, po tym co mu się zdarzyło, nie miał prawa tu teraz leżeć żywy, jedynie z wstrząsem mózgu.

 

&&&

 

Dwa dni wcześniej.

 

W końcu ukończono nowy kościół. Był dużo większy od starego, mieścił z pewnością ponad trzykrotnie większą liczbę wiernych. Jeśli chodzi o wykończenie, to w ogóle nie było porównania.

Tata Dawida, co miesiąc dawał na budowę kościoła trzysta złotych. Do tego często razem chodzili pomagać w pracach budowlanych. Gdy więc nadszedł czas na pierwszą Mszę Świętą w nowym przybytku, radośnie, całą rodziną, odświętnie ubrani opuścili dom i ruszyli w jego stronę.

Dawid przekroczył próg świątyni i zaczął się rozglądać. Gdy nacieszył oczy nowym ołtarzem, płaskorzeźbami drogi krzyżowej, a także wszystkimi innymi rzeczami, usiadł w rogu obok schodów prowadzących na chór. Do mszy było jeszcze kilka minut, zaczął więc się modlić całkiem nieświadomy czyhającego na niego niebezpieczeństwa. Dokładnie nad nim, na wysokości kilku metrów, przytwierdzona była ważąca ponad pięć kilogramów gaśnica.

Wreszcie drzwi od zakrystii otwarły się i wyszło z nich trzech ministrantów, a za nimi dwóch księży. Pierwszy z ministrantów zadzwonił dzwonkami, ludzie wstali i rozpoczęła się msza.

– PAN Z WAAAAMI! – zagrzmiał po chwili proboszcz. I w tym momencie, źle przymocowana gaśnica puściła i spadła na głowę Dawida.

Normalnie nikt czegoś takiego by nie przeżył, stał się prawdziwy cud. Zamiast rozgniecionej głowy chłopak doznał jedynie wstrząsu mózgu. Jeden z ministrantów, który akurat patrzył w tamtą stronę, opowiadał potem, że ujrzał jak posąg Św. Józefa znajdujący się w pobliżu, ożył i wyciągnął dłonie tak, że gaśnica przechodząc przez nie wyhamowała.

Później popularne stało się stwierdzenie, że Bóg nie mógł w swojej świątyni dopuścić do takiej tragedii.

 

&&&

 

Sprawa rozniosła się. Do leżącego w szpitalu Dawida przychodziło wiele osób, pragnących z nim porozmawiać o niezwykłym zdarzeniu. Wyglądało na to, że długo od takich ciekawskich nie będzie się mógł odpędzić. Minęło wiele dni zanim sprawa ucichła.

Gdy już wydawało się, że wszystko wróciło do normalności, zdarzyło się coś doprawdy niezwykłego.

Dawid leżał w łóżku i rozpatrywał miniony w szkole dzień. Przede wszystkim myślał o Magdzie, koleżance z klasy z liceum, do którego uczęszczał. Była to bowiem wyjątkowa dziewczyna.

I właśnie podczas tych rozmyślań, nagle ogarnęło go wszechobecne białe światło i poczuł, jakby się unosił. Gdy światło zgasło, Dawid siedział w ławce na lekcji historii, razem z całą swoją klasą. Nauczycielka mówiła:

– Na zadanie domowe, nauczcie się…

Rozglądnął się po sali. Uświadomił sobie, że tą chwilę już przeżył. Popatrzył na datownik w swoim zegarku i z niedowierzaniem stwierdził, że cofnął się o kilkanaście godzin w czasie. Był to niemały szok, ale nikomu o tym zdarzeniu nie powiedział.

Przeżył ten dzień wiedząc co się przydarzy, na przykład kto wygra w jego ulubionym teleturnieju „1 z 10”, co mama da mu na kolację i inne takie podobne rzeczy.

Nadszedł moment, koło godziny dwudziestej drugiej, kiedy to zaczynała się ponownie przyszłość. Spróbował skupić się na godzinie dziewiętnastej, kiedy to emitowano „1 z 10”. Po długiej chwili, trwającej jedną, może dwie minuty, tak jak ostatnim razem, ogarnęło go światło, a po chwili znajdował się już w miejscu, o którym intensywnie myślał. Siedział w pokoju na tapczanie, a na ekranie telewizora prowadzący program Tadeusz Sznuk zaczynał zadawać pytania uczestnikom.

„Mam teraz niezwykłe zdolności” – myślał podniecony – „Czy potrafię je okiełznać?”.

Niezwłocznie zaczął eksperymenty.

 

&&&

 

Minęły cztery doby, a Dawid cały czas był w przeszłości. Tej nocy, podczas której objawił się jego dar, w ogóle jeszcze nie przeżył. Podróżował ciągle w czasie, pragnąc zbadać swój dar.

Okazało się, że oprócz przenoszenia się z ciałem do przeszłości, potrafi stać się wyłącznie obserwatorem. Gdy myślał długo o jakiejś sytuacji, przy której jednak nigdy go nie było, mógł przenieść się do niej i obserwować wszystko, a także słuchać. Poruszał się wtedy niczym owad, a gdy się napatrzył, w dowolnej chwili myśląc intensywnie o powrocie wracał do swojego czasu.

W momencie, kiedy miał już sporą wprawę w używaniu swoich zdolności, zaczęła się prawdziwa fascynująca zabawa. Zapragnął ujrzeć na żywo Leonarda da Vinci, którym się interesował i dużo o nim wiedział. Po chwili był w jego warsztacie i widział jak maluje najsławniejszy obraz świata. Mógł przyjrzeć się pozującej Lizie. Było to niezwykłe przeżycie.

Potem podglądnął Magdę jak bierze prysznic. Jako że jeszcze nigdy nie widział na żywo nagiej dziewczyny, bardzo go to podnieciło i zafascynowało. Następnie przeniósł się w kosmos, by oglądnąć pierwsze lądowanie człowieka na księżycu.

Ta zabawa trwała kilka godzin. Zmęczony postanowił przed zaśnięciem obejrzeć jeszcze jedną rzecz; istniejący miliony lat temu świat, w którym żyły dinozaury. Zaczął więc o nich myśleć. Wyobrażał sobie latające po niebie Pterodaktyle, a także ogromne Tyranozaury, posiadające malutkie przednie nogi. Minęły dwie minuty, podczas których skupił się w znany i wyćwiczony już sposób. Bez problemów przeniósł się tam.

Widzieć Tyranozaura, posilającego się swoją zdobyczą na żywo, to było całkiem coś innego niż oglądać go na filmach, nawet tak dobrze wydawałoby się zrobionych jak seria Jurassic Park Stevena Spielberga.

Gdy już napatrzył się na gigantycznego drapieżnika, przeniósł się dalej, gdzie w oddali widział olbrzymich roślinożerców. Posiadały długie szyje i ogony, znał je, wiele razy bowiem widział ich rysunki i obrazy w telewizji, jednak nie pamiętał ich nazwy. Zwrócił uwagę też na roślinność, jakże różną od aktualnej. Nie rosła wtedy w ogóle trawa, zamiast niej ujrzał lasy olbrzymich paproci i drzew iglastych.

Czas płynął, minuta za minutą mijały. Dawid stwierdził w myślach, że takich wrażeń nie doznał jeszcze nigdy. W pewnym momencie przy mieszczących się kawałek dalej skałach, ujrzał coś co go zaintrygowało. Niewielką smugę dymu unoszącą się do nieba.

„Niemożliwe – pomyślał – czyżby w tych czasach żyli jacyś praprzodkowie człowieka? Nie! Z pewnością nie!”

Skierował się w tamtą stronę. Jakież było jego zdziwienie, kiedy ujrzał sześciu ludzi siedzących przy ognisku, niedaleko skalnej jaskini. Dziwności dodawał fakt, że ubrani byli zwyczajnie, tak jak on. Mieli spodnie, koszule, bluzy i buty. Jedli coś, przy tym rozmawiając.

Dawid przyglądał im się z różnych stron i zastanawiał się, co to wszystko ma znaczyć. Chciał z nimi porozmawiać, był niezwykle zaciekawiony. I wtedy aktywował się jego dar. Gdy otoczyło go światło, zaczął podejrzewać, że popełnił wielki błąd. Po chwili, jak otworzył oczy, stał kilka metrów od szóstki siedzących przy ognisku ludzi.

Od razu został zauważony. Pierwszy mężczyzna, który go ujrzał, momentalnie wstał i spytał po angielsku:

– A ty skąd się tutaj wziąłeś?

Dawid znał dobrze angielski, więc zrozumiał i potrafił odpowiedzieć. Reszta mężczyzn już wstała i wpatrywali się w niego, z wielkim zaciekawieniem.

– Oj to bardzo skomplikowane. Ale też chcę was, o to zapytać.

– Mów nie krępuj się, mamy mnóstwo czasu. Z którego roku się tu przeniosłeś? Chodź, usiądź z nami. – zaprosił chłopaka gestem.

– Z dwa tysiące dziewiętnastego. – odparł Dawid, sadowiąc się na kamieniu.

Gdy to powiedział, mężczyźni popatrzyli po sobie zdziwieni. I jeden z nich, wysoki, szczupły pierwszy się odezwał:

– Ale to niemożliwe. Podróże w czasie, odkryto dopiero dobre czterysta lat później.

– To nie tak, ja mam pewien dar… – i opowiedział im swoją historię.

Gdy skończył, jeden z mężczyzn, tym razem lekko otyły z bujną czupryną ciemnych włosów, odezwał się;

– To co ci się przytrafiło jest doprawdy niezwykłe. Jeśli chodzi o nas to zostaliśmy wysłani z dwa tysiące czterysta siedemnastego do dwa tysiące sto drugiego, by zabić pewnego terrorystę i zdusić w zarodku jego organizację. Doprowadziła ona bowiem do gigantycznej katastrofy. Dwadzieścia sześć bomb wodorowych zostało wystrzelonych w najludniejsze miejsca na ziemi. Jeśli chodzi o podróże w czasie, były one już od kilkunastu lat możliwe, aczkolwiek mogli na nie pozwolić sobie wyłącznie ludzie bardzo bogaci. Coś poszło nie tak, wystąpiła jakaś awaria w urządzeniu, które bądź co bądź, miało niezwykle skomplikowaną budowę. I tak przeniosło nas miliony lat wstecz, do ery dinozaurów.

– Czy liczycie na jakąś pomoc? Przybędzie ktoś, kto was stąd zabierze? – zainteresował się Dawid.

– Nie ma takiej możliwości, już jest po nas. Chyba, że ty byś to zrobił.

Chłopak podrapał się po głowie i odparł:

– Może to i jest możliwe, takiego czegoś jeszcze nie próbowałem.

Po chwili zastanowienia powiedział:

– W takim razie nie ma sensu przedłużać. Chwyćmy się więc za ręce.

Gdy wszyscy stanęli w kółku, tak jak nakazał Dawid. On sam zamknął oczy i skupił się. Trwało to minutę, dwie, pięć. W końcu ze zdenerwowaniem i rezygnacją potrząsnął głową.

– Straciłem swój dar. Nie mam pojęcia dlaczego.

– No to tak jak prze chwilą, jesteśmy udupieni – skwitował jeden z mężczyzn.

 

&&&

 

Przez dwa lata i cztery miesiące, sześciu mężczyzn i nastolatek musiało przeżyć w prehistorycznym świecie. Posiadali kilka przedmiotów, które okazały się niezwykle przydatne, bez nich dawno by pomarli. Były to pistolety, zapalniczka i scyzoryk.

Pewnej nocy, śpiącego Dawida obudziło trącanie w ramię.

– Co się dzieje? – spytał zaspany.

– Musisz to zobaczyć – powiedział jeden z jego przyjaciół.

Nikt już nie spał. Dorośli wyszli z jaskini. Dołączył do nich Dawid. Na czarnym niebie, można było ujrzeć deszcz meteorów. Cała siódemka wpatrywała się długo, nie wiedząc nawet, że minuty mijają jak sekundy. Aż nadszedł świt.

Około południa, zaczęli słyszeć głośne uderzenia. Po niektórych trzęsła się ziemia. Nikt nie miał wątpliwości, że dochodzi do kolizji kosmicznych głazów z planetą. Trwało to kolejne cztery doby. Aż wreszcie w godzinach wieczornych, gdy było jeszcze widno, spadł największy meteoryt. Ziemia zatrzęsła się tak potężnie, że nawet zawaliła się jaskinia dająca schronienie siódemce ludzi. Na niebie ujrzeć można było ogromną czarną chmurę, ciągle z sekundy na sekundę się powiększającą.

– To koniec – powiedział jeden z mężczyzn – koniec dinozaurów, ale i nasz.

– Niekoniecznie – odparł Dawid – dam z siebie wszystko, musi się udać. Chodźcie, chwyćmy się za ręce.

Gdy to zrobili chłopak zamknął oczy i zaczął wizualizować swój pokój. Po kilkunastu minutach, kiedy pot zrosił mu czoło i ogarnęła go słabość, wreszcie wszyscy ujrzeli wszechobecne światło i poczuli jakby się unosili.

Chwilę później znaleźli się w pokoju Dawida.

– Uratowałeś nas chłopie – powiedział radośnie jeden z mężczyzn i uściskał chłopaka.

– Pozostał tylko jeden mały problem – powiedział Dawid – jak wytłumaczyć rodzicom obecność sześciu brodatych mężczyzn w swoim pokoju? Może lepiej wyjdźcie oknem.

Koniec

Komentarze

Witaj, Dawidzie. 

To Twoje kolejne opowiadanie pełne błyskawicznych zwrotów akcji, nieprawdopodobnych zdarzeń oraz niesamowitych bohaterów i wyjątkowego humoru. Fajny pomysł, którego Ci gratuluję. 

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

Pecunia non olet

bruce życzę ci wszystkiego najlepszego!!! Dziekuję!!!

Jestem niepełnosprawny...

Wzajemnie, Dawidzie, dziękuję. :)

 

Pecunia non olet

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Witam.

Opowiadanie nawet mi się podobało. Jakiś pomysł jest, poszczególne wątki łączą się w logiczną całość, chociaż nie wyjaśniasz, w jaki sposób, ale widocznie tak miało być. Czasami zdarza się powtórzenie, czasami brakuje wyrazu, używasz wielu zwrotów z języka potocznego. Wychwyciłem pewną nieścisłość. Bohater traci zdolność przenoszenia się w czasie, jego towarzysze też nie mogą wrócić do roku dwa tysiące czternastego. I nagle, w chwili zagrożenia, wszyscy opuszczają nieprzyjazny im świat. Czyżby zadziałały hormony, przypływ adrenaliny spowodował powrót nadzwyczajnych zdolności bohatera?

Ciekawy tekst o podróżach w czasie, zagładzie dinozaurów, ludziach z przyszłości. Daję naciąganą piątkę.

Pozdrawiam, Feniks 103.

audaces fortuna iuvat

Hej feniks103 !!!!

 

Bardzo mi miło, że przeczytałeś i dałeś taką ocenę i komentarz. Jeśli chodzi o kwestię przez ciebie poruszoną, to faktycznie w tym wątku nie dopracowałem trochę. Miałem na myśli, że wizja niechybnej śmierci sprawi, że główny bohater wykrzesa z siebie pokłady sił do których do tej pory nie miał dostępu.

 

Bardzo ci dziękuję!!! Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Zacznę od końca: zakończenie mnie rozbawiło :) Ogólnie miła i lekka lektura.

Technicznie całe opowiadanie należałoby wygładzić, przede wszytkim przecinki, ale też bardzo potoczne czy niefortunne sformułowania. Nie robiłam łapanki, ale parę drobiazgów:

większą ilość wiernych.

Raczej liczbę wiernych.

Dokładnie nad nim, w odległości kilku metrów, przytwierdzona była ważąca ponad pięć kilogramów gaśnica.

Skoro dokładnie nad nim, brzmiałoby lepiej moim zdaniem “na wysokości kilku metrów” zamiast “w odległości”. Ale tu z kolei pojawia się wątpliwość: kto i po co wieszałby gaśnicę na takiej wysokości, gdzie nikt nie może jej dosięgnąć?

Choć usiądź z nami.

Chodź, usiądź z nami.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Cześć mindenamifaj

 

Kurcze faktycznie wskazane błędy są i poprawię je. Natomiast gaśnica jest tak przymocowana w moim kościele i rzeczywiście wisi sobie wysoko tak że ktoś na chórze może jej dosięgnąć. W ogóle to zrodziło pomysł na opowiadanie. :)

 

Bardzo dziękuję!!!

Pozdro!!!

Jestem niepełnosprawny...

Natomiast gaśnica jest tak przymocowana w moim kościele i rzeczywiście wisi sobie wysoko tak że ktoś na chórze może jej dosięgnąć. W ogóle to zrodziło pomysł na opowiadanie. :)

No to mam nadzieję, że nigdy nie będzie potrzebna :D

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Cud i podróże w czasie. OK. Nie bardzo przemawia do mnie zwrot akcji, że najpierw chłopak nie mógł wszystkich przenieść, a jak się wystraszył, to nagle mógł. Tym bardziej, że dinozaury nie wymarły tak w ciągu tygodnia. Zdaje się, że ten proces trwał około miliona lat.

na wysokości kilku metrów, przytwierdzona była ważąca ponad pięć kilogramów gaśnica.

Mnie też zdziwiło umiejscowienie gaśnicy. Jeśli ma służyć ludziom na chórze, to dlaczego nie wisi w wygodnym dla nich miejscu, skąd można ją szybko zdjąć? Inspekcja BHP to widziała?

Babska logika rządzi!

Dzięki Finkla !!!!

 

Fajnie, że wpadłaś i zostawiłaś komentarz !!!!

Nie bardzo przemawia do mnie zwrot akcji, że najpierw chłopak nie mógł wszystkich przenieść, a jak się wystraszył, to nagle mógł.

Przyznaję jest to trochę niedopracowane. :) Faktycznie mogłem dopisać, że cały czas próbował, czuł jak “ładuje akumulatory” no trudno teraz już nie będę zmieniał. Ale dziękuję za uwagę. :)

 

Pozdrawiam!!!!!

Jestem niepełnosprawny...

Hejka,

Generalnie muszę stwierdzić, że lektura była lekka, łatwa i przyjemna. Piszesz językiem prostym, to na plus dla ogółu, bo łatwo się czyta. Z drugiej strony jest on czasami aż “za prosty”. Żeby była jasność, jestem raczej otwarty na mowę potoczną i uważam, że uzus językowy pomieści całkiem sporo, jednak czasami, kolejny już kolokwializm, czy skrót myślowy, wybijał nieco z płynnego czytania.

Na Twoim miejscu, dodałbym jakiś krótki fragment, że przez te kilka lat przebywania wśród dinozaurów, systematycznie próbował używać swoich mocy, które jednak nie działały. Lub też, że bohater był w stanie się przenieść, ale tylko w pojedynkę i miał dylemat, czy się ratować czy zostawić swoich nowych przyjaciół. To na bank by dodało nieco więcej emocji.

Reasumując, opowiadanie jest bardzo przystępne i lekkie. Mi osobiście się podobało, dlatego z czystym sercem zostawiam po sobie cztery gwiazdki.

Pozdrawiam :)

yes

Zazwyczaj pozostawiam po sobie pozytywną łapkę w górę

No, gdyby chłopak trenował, skok wyglądałby bardziej wiarygodnie. Mógłby próbować różnych rzeczy – krótszych skoków, po kilka milionów lat, skoków z jednym pasażerem i wracaniem po resztę…

Babska logika rządzi!

Cześć fr.Levi !!!!!!

 

Dzięki za przeczytanie i komentarz. Razem z Finklą macie rację. Mogłem ten motyw dopracować. Na pewno można było coś lepszego dać, opowiadanie by było dłuższe i ciekawsze. Wiecie nawet planowałem dać jakąś scenę jak polują na jakiegoś dinozaura by mieć pożywienie… No trudno.

 

Bardzo dziękuję i pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Przyjemna, prosta, lekka historia. Miło się czytało.

Byłem za dzieciaka maniakiem dinozaurów i do dziś pamiętam, że T-Rex i Pterodaktyl nie żyły w tym samym okresie. Ale to już czepialstwo :D

Pozdrawiam i powodzenia w dalszym pisaniu!

Hej Storm !!

 

Rozbawiłeś mnie :))) Dobrze, że znajdujesz niedociągnięcia, których inni nie widzą!

Pozdro!!!

 

Jestem niepełnosprawny...

Ojej, jedna kontrola i mandacik za fatalne umieszczenie gaśnicy :)

Tak się zastanawiam, czy to rzeczywiście był cud, bo coś podejrzany ten dar boży ;) Może figurkę maga jakiegoś tam postawili, zamiast porządnego świętego? W sumie można pozazdrościć bohaterowi tego daru, bez względu na to skąd pochodzi. Sama bym sobie obejrzała dinozaury na żywo. Fajnie, że mu się na koniec udało :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dzięki!

Jestem niepełnosprawny...

Przyjemnie misię czytało. Po takim zakończeniu w dobrym nastroju biorę się do działania w realu. :)

Nowa Fantastyka