- Opowiadanie: fanthomas - Dama kier

Dama kier

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Ślimak Zagłady, Użytkownicy, Użytkownicy II

Oceny

Dama kier

 

Nigdy nie żałuj, że mogłeś coś zrobić, ale nie zrobiłeś. Nie zrobiłeś, bo nie mogłeś.

„SZPITAL PRZEMIENIENIA”

 

Stoję pod klubem. Muzyka dudni złowieszczo jakby odbywała się tam impreza dla satanistów. Z wnętrza wychodzą dwie dziewczyny. Ładne buzie, ale nic poza tym. Nogi im się plączą. Widać, że są pijane. Dogryzają sobie, ale większość słów mi umyka.

Idę za nimi.

Ktoś siedzący w zaparkowanym pod klubem samochodzie je zaczepia. Odsunął szybę, ale z daleka nie widzę jego twarzy.

– Hej, słodziutkie – słyszę. – Chcecie zarobić?

Dziewczyny przez moment się wahają, spoglądają na siebie niepewnie, ale w końcu jedna kiwa głową do drugiej i wsiadają do ciemnego sedana, który zaraz odjeżdża. Przeczuwam, że już więcej ich nie zobaczę.

Spoglądam w stronę klubu. Nikt niczego nie zauważył. Siedzi tam tylko kilku narkomanów, którym przypominam pewnie przerośniętego białego królika.

Oddalam się. Przechodzę promenadą i siadam na jednej z ławek.  Przez kilka może kilkanaście minut nic się nie dzieje. W końcu jednak podchodzi do mnie jakiś mężczyzna. Z kieszeni wyciąga paczkę papierosów.

– Chcesz? – pyta.

– Dzięki, nie palę.

– W takim razie ja też nie będę.

Chowa paczkę i spogląda w niebo. Nie widać gwiazd, zasłoniły je ciemne chmury. Wreszcie wzdycha i mówi:

– Jedna z tych dziewczyn, które zabrali, była moją córką.

Spoglądam na niego ze zdziwieniem. Widział całe zajście? Dlaczego nie reagował?

– Współczuję.

– Ona mogłaby być twoją dziewczyną. Twoją żoną. Opiekowałbyś się nią.

– Chyba pan powinien to robić.

– Wiesz, co się z nią teraz stanie? Trafi do burdelu, będzie gwałcona, bita i poniżana, aż w końcu pewnego dnia porzucą ją gdzieś martwą. Mnie w zasadzie i tak to już nie obchodzi, ale ciebie powinno.

Zbliża się do barierki. Kiedy przechodzi nad nią, zaczynam się niepokoić.

Niech to szlag, co on chce zrobić?

Odwraca jeszcze na moment głowę i spogląda na mnie. Sprawdza, czy patrzę, a potem skacze.

Kurwa! Podbiegam do barierki, ale faceta już nie widać. Daleko w dole pieni się tylko rzeka. Ręce mi się trzęsą.

 Po kilku głębszych wdechach nieco się uspokajam. Na moment zza chmur wychodzi księżyc. Patrzę na niego, a on na mnie.

Czuję się źle, jakby to wszystko była moja wina, jakbym mógł coś zrobić, żeby zapobiec zdarzeniom tej nocy. Ten dziwny facet, a wcześniej tamte dziewczyny. Chciałbym jeszcze kiedyś je zobaczyć. Może nic im nie będzie, wrócą do domów całe i zdrowe, ale… jedna z nich nie spotka tam już swojego ojca. Nie mam pojęcia, która z nich to jego córka. Pewnie trzymał przy sobie jej zdjęcie, ale teraz to już nie ma znaczenia. Nawet nie wiem, jak się nazywał. Wszedłem w ślepą uliczkę i muszę się wycofać.

Ktoś jednak steruje moimi ruchami i ponownie wracam w miejsce, gdzie dwie młode dziewczyny wsiadły do samochodu. Okazuje się, że znów tam stoi. Czeka na kolejne ofiary.

Kiedy przechodzę obok, wysiada z niego jakaś kobieta. Czarno-czerwona. Karmazynowa sukienka kontrastuje z jej hebanowym kolorem skóry.

– Chcesz się zabawić? – pyta. Podchodzi i otwiera drzwi, zaprasza do środka. Teraz jest już za późno, żeby się wycofać. Wsiadam, a właściwie zostaję przez nią wepchnięty.

– Szukasz tamtych dziewczyn, mam rację? – pyta.

– Skąd…?

– Czekałam na ciebie.

Potem wpadam w ciemność, z której wyłaniają się ogromne usta. Chwilę później pojawiają się oczy i reszta twarzy. Czarno-czerwona siedzi naprzeciw mnie. Znajdujemy się wciąż w samochodzie, ale rozrósł się on do niebotycznych rozmiarów. Pomiędzy fotelami przechodzą mężczyźni w maskach, roznoszący na tacach napoje niczym kelnerzy. Nieco dalej dostrzegam kobiety, również o zakrytych twarzach. Popijają drinki, jednak płyn nie dostaje się do ich ust, tylko spływa po jedwabnych sukienkach. Dostrzegam, że jedna z kobiet nie ma maski, stoi w kącie tego ogromnego samochodo-pomieszczenia i mi się przygląda. To ona. Jestem tego pewien. Córka mężczyzny, który skoczył.

– Przyszedłeś po nią, mam rację? – mówi czarno-czerwona. – Oddam ci ją za darmo, pod warunkiem, że założysz jej na twarz maskę.

– Dlaczego? Czemu wszyscy je noszą? I gdzie, do cholery, jesteśmy?

– Chcesz ją stąd zabrać, czy nie? Jeśli się nie zgodzisz, już na zawsze zostanie tutaj.

– Co to za miejsce?

Czarno-czerwona nie odpowiada, tylko wręcza mi maskę, którą wyciągnęła z ciemności przycupniętej tuż obok niej.

– Uczyń ją swoją niewolnicą. Meretrix, podejdź tutaj.

Dziewczyna nie waha się ani przez moment. Zbliża się do mnie i klęka. Czeka. Jej twarz jest na wyciągnięcie dłoni.

– Uczyń mnie swoją niewolnicą – mówi.

– Ale o co w tym wszystkim chodzi?

Nie liczę na to, że ktokolwiek mi odpowie. Czarno-czerwona tylko uśmiecha się lubieżnie i mnie ponagla. W końcu zabieram od niej maskę i powoli dokładam do twarzy Meretrix. Kiedy gładka faktura styka się z ciałem, dziewczyna się wzdryga. Cofam rękę. Maska przywarła idealnie.

– Jestem twoją niewolnicą, panie.

– Chciałbym już stąd wyjść – mówię do czarno-czerwonej, ale niepewnie. Głos mi się rwie, jakbym stracił nadzieję na wydostanie się z tego dziwnego miejsca.

– Proszę. Nie zatrzymuję cię dłużej.

Nagle zdaję sobie sprawę, że po mojej lewej stronie faktycznie znajdują się drzwi. Otwieram je. Próbuję się odwrócić, ale nie mogę. Słyszę jedynie głos czarno-czerwonej:

– Gdziekolwiek pójdziesz, ona podąży za tobą.

Wysiadam z samochodu, który na powrót wydaje się zupełnie normalny. Za mną wychodzi Meretrix. Zamyka drzwi i samochód natychmiast odjeżdża.

Spoglądam na zupełnie gładką, pozbawioną jakichkolwiek rysów twarz dziewczyny.

– Ściągnę ci tę maskę.

Próbuję to zrobić, ale nie daję rady. Nie mogę uchwycić krawędzi jakby wrosła ona w skórę. Meretrix wydaje syk.

– To boli. Nie da się jej zdjąć. Tylko ona może to zrobić.

– Kto?

– Moja pani. Ona rządzi całym światem.

– Przestań. Przecież spotkałaś ją dopiero dziś. Tak szybko zrobiła ci pranie mózgu, czy co?

Przypominam sobie, że sam zaliczyłem swego rodzaju odlot i wydawało mi się, że samochód rozrósł się do rozmiarów sporego pomieszczenia. Ta noc zdecydowanie jest dziwna.

– Znam ją już od dawna – odpowiada. – Od kiedy się urodziłam.

– To twoja matka?

– Nie, ale ciągle mi towarzyszy.

– Naprawdę nazywasz się Meretrix?

– Takie imię mi nadała.

– Posłuchaj, w pewnym sensie cię uratowałem, ale teraz nasze drogi muszą się rozejść. Wróć do siebie.

– Prowadź, panie.

– Miałem na myśli twój dom, twoją rodzinę.

– Mój dom jest tam, gdzie twój.

– Jej już tu nie ma. Jesteś wolna. Przepraszam, ale ja spadam. Muszę się zdrzemnąć. Z tą maską ci nie pomogę.

Ruszam przed siebie, ale dziewczyna nie odstępuje mnie na krok.

Co tu się odpierdala?

– Nie idź za mną! Zostaw mnie. Masz własne życie.

– Teraz już nie.

Towarzyszy mi aż do mojego mieszkania. Nie odpuszcza nawet, kiedy zostawiam ją pod drzwiami. Stoi i czeka, więc w końcu wpuszczam ją do środka. Maska sprawia wrażenie jakby wrosła w skórę. Niewątpliwie tylko diablica mogła stworzyć coś takiego.

***

Minął tydzień, a ja nadal nie mogę się jej pozbyć. Chodzi cały czas za mną, a gdy się oddalam twierdzi, że wtedy maska ją parzy. Pewnego dnia jej uciekłem i odjechałem tak daleko, iż byłem pewien, że mnie nie znajdzie. Po paru godzinach dotarła. Twierdziła, że maska sprawia jej ból, kiedy przebywa z dala ode mnie. Kieruje jej krokami, dzięki czemu odnajdzie mnie zawsze i wszędzie. Gdziekolwiek bym się nie udał, ona podąży za mną. To cholernie przerażające. Spaczona forma miłości. Muszę się jej pozbyć.

****

Ta sytuacja doprowadza mnie na granicę szaleństwa. Wróciłem do tej diablicy, zgodziłem się z nią paktować. Jej samochód cały czas stoi w tym samym miejscu. Nie wiem, ile osób uległo jej ofercie, ale pewnie sporo.

Czarno-czerwona kładzie przede mną maskę.

– Załóż ją – mówi. – Tylko w ten sposób staniesz się naprawdę wolny.

– Okłamałaś mnie przedtem.

– Jeśli mi nie wierzysz, możesz odejść i nie wracać.

Biorę maskę do ręki. Czarno-czerwona się uśmiecha. Wie, że już jestem jej niewolnikiem. Ale się myli.

Rzucam się na nią i dociskam maskę do jej twarzy. Zbyt późno zareagowała, żeby mi przeszkodzić. Tarzamy się po podłodze tego niezwykłego pomieszczenia, które nie ma prawa istnieć. Walczy ze mną. Próbuje mnie zrzucić, ale maska już przywarła do jej skóry.

Odpuszczam i się odsuwam. Wszyscy niewolnicy się zatrzymali i patrzą w moim kierunku. Co się teraz stanie? Oni także podążą za mną? Nie, to niemożliwe. Nie takiego obrotu spraw oczekiwałem.

Czarno-czerwona podnosi się z podłogi i widzę, że zawiodłem. Jej maska spada na podłogę i pęka. Jak mogłem żywić nadzieję, że uda mi się ją przechytrzyć?

Czuję, że ktoś stoi za mną. To Meretrix. Ona także nie ma maski. Uśmiecha się. Podobnie jak pozostałe osoby. Teraz już mogę zobaczyć ich prawdziwe twarze, ale tego się nie spodziewałem.

Wszyscy mężczyźni wyglądają jak ja, a kobiety mają twarz Meretrix. Czarno-czerwona się śmieje.

– W talii może i są damy i króle, ale jest też joker. To właśnie ja.

Znika, rozpływa się w ciemności. Zostajemy sami, z własnymi klonami, w tym mrocznym pomieszczeniu, we wnętrzu samochodu, który nie istnieje.

 

Koniec

Komentarze

Witaj.

Mocno zagmatwany, pełen tajemniczości, niedopowiedzeń, szokujących dramatów i mrocznych zagadek tekst. Znowu czuję nader wyraźny powiew dzieł Lyncha. :) Ciekawy pomysł na imię, nadane bohaterce, a pochodzące ze starożytnego Rzymu. :)

Początkowo przypuszczałam, że tajemnicza kobieta to postać tytułowa, ale poszukałam w necie znaczenia tego określenia (”Dama kier reprezentuje szczerą i kochającą kobietę o czułym sercu. Dla mężczyzny ta karta oznacza kochankę lub kobietę, z którą się ożeni. Dla kobiety oznacza szczerego przyjaciela lub najbliższego krewnego. Karta ta nawiązuje do uczucia bezwarunkowej i troskliwej miłości”) i wydaje mi się, że to nazwa niedoścignionego wyobrażenia ukochanej lub owej uratowanej dziewczyny. 

Technikalia zatrzymały mnie tylko kilka razy przy dość drobnych rzeczach. 

Można wspomnieć o wulgaryzmach.

Pozdrawiam serdecznie, klik. :)

Pecunia non olet

Hej @fanthomas, czy to część jakiejś dłuższej całości? Bardzo ciekawy tekst, choć nadużywam słowa ciekawy. Czyta się troszkę jak reportaż z gazety wyborczej, ale to nie jest zła rzecz – po prostu wyczuwam trochę styl publicystyczny, choć nie wiem czemu. Fajny zwrot akcji z tą córką:-)

Kazik12 na razie nie przewiduję żadnego ciągu dalszego, choć na pewno jeszcze będę przy tym tekście grzebał. Trochę mnie niepokoi to skojarzenie z gazetą wyborczą ;)

 

Bruce filmy Lyncha faktycznie stanowią dla mnie pewną inspirację, ale przede wszystkim to, czym się Lynch zapewne się także inspirował, czyli kino noir i surrealizm. Meretrix to o ile dobrze wyczytałem określenie na nierządnicę albo służącą, a takie imię właśnie wydawało mi się odpowiednie by nadała je kobieta o hebanowej skórze.

 

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Rozumiem. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Ciekawe. Widzę tutaj dwa główne wątki czy też toki myślowe. Pierwszy dotyczyłby kwestii wolnej woli i budowania prawidłowych relacji z osobami, które słabo i z trudem wyrażają swoje chęci, czasem na skutek własnych predyspozycji, czasem wcześniejszej opresji. Jak ogółem słabo rozumiem się na psychologii w literaturze, tak ten temat jest mi w pewnym sensie bliski i próbowałem go eksplorować w Wieszczu i niewolnicy. Chyba głębiej niż tutaj (osobna kwestia, czy trafniej), bo w sumie wątek zamyka Ci się na tym, że Meretrix nie ma samoistnej osobowości i nie wiadomo, co z tym zrobić.

Drugi tok, jak sądzę, tyczy się tego, że (prawie) wszyscy jesteśmy wpisani w pewną konwencję i ład społeczny, “jesteśmy jedną talią kart”. I chociaż nie jest to bardzo zaskakująca myśl, metafora przecież dość świeża i ładnie podana. Zaświtała mi jeszcze taka myśl, że czerwona i czarna pani joker określająca towarzystwu role płciowe może być subtelnym nawiązaniem do powieści Stendhala, choć oczywiście pełnej analogii nie ma.

 

Z drobiazgów, tu i ówdzie brakuje przecinków:

Muzyka dudni złowieszczo, jakby odbywała się tam impreza dla satanistów.

Przez kilka, może kilkanaście minut nic się nie dzieje.

Nie mogę uchwycić krawędzi, jakby wrosła ona w skórę.

Maska sprawia wrażenie, jakby wrosła w skórę.

(Tu w ogóle dwa razy praktycznie to samo zdanie).

Czarno-czerwona nie odpowiada, tylko wręcza mi maskę, którą wyciągnęła z ciemności przycupniętej tuż obok niej.

Co to jest “przycupnięta ciemność”? Nie można “być przycupniętym”, można tylko przycupnąć i stawy kolanowe są do tego niezbędnie potrzebne.

 

Całość wydaje się oparta na krótkich, mocnych zdaniach, narracja niczym seria obrazów poklatkowych, nie wiem, czy w dłuższym tekście nie okazałoby się to dość męczące.

Klikam do Biblioteki i pozdrawiam!

Czytałam z zaciekawieniem. Kilka pierwszych zdań brzmiało bardzo zdawkowo, ale po przyzwyczajeniu się do tej narracji, podążanie za fabułą było czystą przyjemnością. Odniosłam wrażenie, że wszystko dzieje się za szybko (najbardziej, gdy pojawił się ojciec dziewczyny), jednak w czasie rozwoju akcji, jakoś wszystko nabrało sensu. Dziwny plan, którego częścią stał się bohater mógłby być bardziej rozwinięty, ale jako szort też się sprawdza, choć szybko się kończy. To jedyny minus. Podobało mi się! Klik

Trochę suchym stylem napisane, ale wciągające opowiadanie.

Nie wiem, kim był w końcu bohater, kartą, kimś, kto się w nią zmienił? Może jakim jestestwem pomiędzy? Ale to zupełnie mi nie przeszkadza, aby mieć przyjemność z lektury.

Pozdrawiam!

 Cóż, czytałam z pewnym zaciekawieniem, ale nie mogę powiedzieć, że wiele z tej historii zrozumiałam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Z zainteresowaniem misię czytało. Historia zasługuje na rozwinięcie. :)

Cześć,

 

Ciekawa historyjka. Pomieszanie obyczajówki z obłędem, pisane w czasie teraźniejszym, tak jak lubię. Trochę szybko się skończyło, sprawia wrażenie jakby nieco za szybko i można byłoby to nieco rozwinąć.

 

Pozdrawiam

Nowa Fantastyka