- Opowiadanie: Shiara.Santoro - Przez labirynt

Przez labirynt

Cześć, to moje pierwsze opowiadanie, które tu publikuję. Jestem osobą, która dopiero zaczyna swoją przygodę z pisaniem, proszę o wyrozumiałość. Bardzo liczę na Wasze opinie. 

Miłego czytania!

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Przez labirynt

Słońce rzucało ostre, ciepłe promienie, ale piękna pogoda nie sprawiała, że mniej się denerwowałam. Wręcz przeciwnie, żołądek był skręcony w porządny węzeł, a głowa tylko bardziej bolała.

Służki ubierały mnie w prosty, ale jakże piękny stój. Zielona sukienka sięgająca kostek przewiązana była czarnym pasem pełnym zdobień, a na biodrze czułam ciężar pochwy z nożem. Włosy miałam upięte w skomplikowaną fryzurę

Rozległo się pukanie do drzwi, a ja nakazałam je otworzyć.

– Mości pani, do koronacji zostało dziesięć minut – powiedział mój prywatny sekretarz, kłaniając się nisko.

– Dziękuję, możesz odejść – powiedziałam, martwiąc się, że nie zdołam nic więcej dodać. Prędko ujarzmiłam zdenerwowanie, nie mogłam sobie pozwolić, żeby ktokolwiek mógł nawet podejrzewać mnie o jakikolwiek niepokój. Byłam jedynym dzieckiem pary królewskiej i rodzice przeznaczyli wiele środków na moje przygotowania do koronacji

i przejścia przez labirynt. Nie mogłam ich teraz zawieść.

Po raz ostatni spojrzałam w lustro, odwróciłam się i zdecydowanie wyszłam z namiotu. Gdy tylko znalazłam się na zewnątrz, straż otoczyła mnie. Czułam na sobie wzrok setek par oczu, słyszałam radosny, anielsko piękny śpiew zgromadzonych. Uśmiechałam się, lecz nie rozglądałam.

Mimo, że namiot i wejście labiryntu dzieliło jakieś pięćdziesiąt kroków, zdawało mi się, że równie dobrze mogłoby być i pięćset. Moje nogi z każdym kolejnym krokiem stawały się cięższe, jakby ktoś doczepiał do nich coraz więcej ciężarków. 

W końcu stanęłam przed wejściem do cierniowego labiryntu, miękka szmaragdowa trawa kończyła się równo przed nim, jakby nic żywego nie chciało się tam znaleźć. Mimo jasnego słońca, korytarz ginął w mroku i widziałam zaledwie krótki jego odcinek.

Odwróciłam się przodem do tłumu i odczekałam, aż wybrzmi uroczysta pieśń, zgodnie z tradycją wykonywana przed każdą koronacją. Dopiero po jej zakończeniu mogłam wejść do wnętrza i znaleźć drogę do serca, by zostać koronowaną na znak przymierza elfów i las. Ma to znaczenie symboliczne, oficjalnie zostanę królową elfów dopiero, kiedy wyjdę z labiryntu.

Wiedziałam w którym miejscu znajdują się rodzice, ale na nich nie patrzyłam. Łatwiej mi było zachować spokój, kiedy nie widziałam ich twarzy. Zdawałam sobie sprawę, że parze królewskiej bardzo zależy, aby się udało, zresztą nic dziwnego. Głęboko wierzyli, że mi się powiedzie i gdybym teraz zobaczyła tę pewność w postawie ojca

i matki, uciekłabym stąd w strachu, że ich zawiodę.

Mimo, że mój ojciec miał przed sobą jeszcze bardzo wiele czasu życia, to osiągnęłam wiek koronacyjny 123 lat, każdy władca przejmował władzę w tym  momencie życia. To tradycja, która została zapoczątkowana przez pierwszego władcę Magnum Regnum, czyli króla Antoniego I. Nakazał, by wszyscy jego następcy byli koronowani w samym wieku.

Orkiestra królewska grała, a ja czekałam, z trudem zachowując spokój. Co, jeśli nie dam rady odnaleźć drogi, jeśli nie podołam niebezpieczeństwom, które mogły na mnie tam czekać? Koronowanym nie wolno mówić – o tym co działo się wewnątrz wiedzieli tylko oni. Jedyne fakty, które znał następca tronu wchodząc do labiryntu, to to, że ma zostać koronowany i że musi odnaleźć środek. Jak dotąd wszyscy wyszli stąd cali i zdrowi, ale przecież zawsze musi być ten pierwszy raz, kiedy komuś się nie uda, prawda?

Orkiestra skończyła grać, oznaczało to jedno – już czas, by wejść i pokazać, czy jestem godna korony. Zmusiłam się, by unieść nogę, zrobić pierwszy krok, później drugi; z pewnością wyglądałam komicznie. W końcu weszłam; bez setek par oczu łatwiej było iść. Szłam, dopóki nie doszłam do skrzyżowania. Mogłam iść w prawo, lewo lub dalej prosto. Postanowiłam, że po prostu będę zaznaczać, którą drogą już poszłam i jeśli wrócę z powrotem w to samo miejsce, będę wybierać inną ścieżkę.

Maszerowałam już bardzo długo, a może tylko mi się zdawało i tak naprawdę weszłam tu zaledwie paręnaście minut temu. Nie widziałam też słońca, choć jego promienie oświetlały drogę na kilka kroków w przód i w tył.

Przyspieszyłam kroku i wędrowałam jeszcze jakiś czas.

Zdążyłam się już porządnie rozgrzać, dlatego zaniepokoiłam się, kiedy w jednej sekundzie zaczęłam marznąć. Przeszedł mnie dreszcz strachu, odniosłam wrażenie, jakby coś się zmieniło, ale wszystko było tak samo. Może to czyjaś obecność?

Spojrzałam za siebie, nic jednak nie zauważyłam. Potrząsnęłam głową i skarciłam się za tak niedorzeczne pomysły; dobrze wiedziałam, że nikt tu nie może wejść.

Bardziej niepokoił mnie fakt, że jeszcze nie znalazłam środka, ani, że nic się nie dzieje. Dopiero długi czas później coraz częściej natykałam się na drogi, które już przeszłam, więc do strachu i zdenerwowania dołączyła ekscytacja; to już, już niedługo.

Podczas wędrówki jeszcze kilka razy zdawało mi się, że słyszę kroki i tak też było teraz. Z tą jednak różnicą, że tym razem z pewnością były to odgłosy dużej grupy, tłumu wręcz, a wraz z tym chłód, do którego zdążyłam się przyzwyczaić, stał się nie do zniesienia. Objęłam się rękoma, by spróbować się jakoś ogrzać, ale niewiele to dało. Mój szybki marsz zmienił się w trucht, lecz tłum, który słyszałam, przystosował się chyba do mojego tempa.

Zaczęłam oddychać coraz szybciej zarówno ze strachu, jak i z wysiłku. Trwoga przerodziła się w panikę, gdy do dźwięków biegnącego tłumu dołączyły niewyraźne szepty i krzyki. Głosy wyrażały cierpienie, ból, szeptały, ale nie dało się odróżnić słów, nawet mój doskonały słuch niewiele dawał. W pewnym momencie stwierdziłam, że głosy przekazują całe opowieści, o zranionych sercach; o samobójcach; o ofiarach królewskiego kaprysu i wiele innych historii… Nie wiedziałam, skąd we mnie ta wiedza, zwłaszcza, że dalej nie rozróżniałam słów.

W głowie mi się kręciło, przed oczami pojawiły się czarne plamy; w końcu zaczęłam wpadać na ściany z cierni, które raniły moją skórę.

Te szepty mąciły mi w głowie, czułam, że zbyt szybko tracę siły. Nie dawałam im rady, wdzierały się we mnie coraz głębiej i głębiej, a ja nie mogłam się im przeciwstawić. Chyboczący i migotliwy obraz przede mną zdawał się pokazywać niewielką polanę, ale mogłam tam już nie dotrzeć.

Zmusiłam się do heroicznego wręcz wysiłku, rzuciłam się w przód, by przebiec ostatni kawałek. Musiałam zostać królową, nie mogłam pozwolić na to, by historia zapamiętała mnie jako tę, której pierwszej nie udało się wyjść z labiryntu.

Upadłam, gdy moje łydki pochwyciły czyjeś dłonie, palcami zahaczyłam o ziemię, jednocześnie próbując uwolnić nogi. Krzyczałam z całych sił, ale widząc, że nie przynosi to skutków, przestałam. Uspokoiłam się i upomniałam w głowie – jesteś dziedziczką tronu, masz wszelką wiedzę i umiejętności, by sobie w takiej sytuacji poradzić. Dlatego, kiedy na sekundę się zatrzymaliśmy, wygięłam ciało i chwyciłam nogę, osoby, która mnie ciągnęła, a następnie ugryzłam i nie przestałam dopóki mnie nie puściła. Nie tracąc ani chwili, rzuciłam się z powrotem i tylko zerkając przez ramię, zobaczyłam starą, brzydką kobietę z wyjątkowo obwisłymi piersiami. Wykrzywione pazury wyciągała ku mnie, zaczęła biec, więc i ja rzuciłam się w szaleńczy bieg.

Krew pulsowała w skroniach, szepty zmieniły się w bełkot obłąkanych. Ktoś krzyczał moje imię, ale zlekceważyłam to. W kończynach buzowała mi energia, którą starałam się wykorzystać jak najlepiej. Nie pozwalałam sobie się zatrzymać, jednak wywaliłam się, gdy trafiłam na miękkie podłoże. Kiedy leciałam w dół, świat przed oczami stał się zupełnie czarny.

Nie wiedziałam ile czasu byłam nieprzytomna, lecz wystarczająco długo, by ktoś mnie umył, wyczyścił i naprawił moją suknię, i położył na miękkim posłaniu.

– Obudziła się!! Nasza uczta jest gotowa! – oznajmił, a raczej wykrzyczał ktoś wysokim, pewnym głosem, mającym w sobie coś dostojności.

Na te słowa rozległ się obłąkańczy śmiech tłumu uradowanych istot, nie mogło tam być elfów ani ludzi, było w tym coś zbyt nienaturalnego, przerażającego, nie z tego świata. Jak mogłam do tego dopuścić? Ja, przyszła królowa elfów, najpotężniejsza elfka w całym królestwie, zostałam pokonana przez kogoś, kogo nawet nie widziałam. Musiało być jakieś rozwiązanie, jeśli innym udało się stąd wyjść. Chyba, że nigdy wcześniej nic takiego się nie zdarzyło, a to było moje przeznaczenie, moje fatum?

Zachciało mi się płakać i śmiać, byłam tak zrozpaczona, podenerwowana, a myśl, że nie miałam za dużo możliwości działania tylko pogarszała ten stan.

Musiałam się opanować, coś wymyślić, tak nie postępuje przyszła królowa elfów. Policzyłam do pięciu i zmusiłam się by, wstać z posłania.

Czułam się trochę słabo, ale stwierdziłam, że nie jest mi nic, na co powinnam zwrócić uwagę. W końcu jestem elfką. Rozejrzałam się wokół; zobaczyłam gromadę stworzeń, w których królowały wampiry szczerzące  się do mnie swoimi kłami.

Zeszłam z łóżka i odezwałam się:

– Jestem przyszłą królową Magnum Regnum, żądam od was przysięgi posłuszeństwa!

– Jesteś taka zabawna, będziemy mieli mnóstwo zabawy podczas picia twojej słodkiej krwi – odezwał się wampir stojący z przodu, po głosie poznałam, że to ten sam, który wcześniej ogłosił, że się obudziłam.

– Za skrzywdzenie mnie będą was czekać srogie konsekwencje – odpowiedziałam, ale zrozumiałam, że słowa nic tu nie dadzą, jeśli nie poprę ich czynem. Mogłam skorzystać z pomocy natury, ale nie lubiłam tego robić, bo wymagało to sporych nakładów energii, dlatego nie zdecydowałam się na to wcześniej, lecz chyba nie mam wyboru.  

Zamknęłam oczy i ułamku sekundy byłam gotowa do działania, które przyniesie skutki. Ziemia drgnęła, trawa i kwiaty zaczęły gwałtownie rosnąć, poprosiłam je, by stworzyły wielką kopułę otaczającą tłum wampirów. Rośliny pięły się w górę błyskawicznie, wszystkie stworzenia zostały zamknięte, a te, które chciały wyskoczyć, brutalnie zatrzymała naturalna ściana. Z wyjątkiem jednego, który zdołał w ostatniej chwili przedostać się do mnie. Z jego ust wydobył się okrzyk triumfu, znowu zaczęłam panikować i prawie straciłam kontrolę nad roślinnością.

Napastnik wylądował bardzo blisko mnie i ledwo dotknął ziemi, rzucił się w moją stronę; musiałam coś zrobić i jednocześnie utrzymać kopułę.

Wtedy przypomniałam sobie o nożu, który miałam przypasany do bioder, błyskawicznie go wyjęłam i gdy napastnik dosięgał mnie swoimi bladymi dłońmi, wbiłam nóż z czystego srebra tuż pod żebrami, prosto w serce stworzenia. Wampir w błysku światła zmienił się w proch, który został rozwiany przez lekki podmuch wiatru.

Spojrzałam na zamknięte stwory zastanawiając się co dalej począć. Teraz chyba powinnam zostać ukoronowana koroną z kwiatów na znak pojednania natury i elfów. Nie miałam pojęcia, jak ma to wyglądać ani kiedy dokładnie ma nastąpić.

Zaczęłam odczuwać dziwny niepokój, jakby coś miało się stać, jakby ktoś się zbliżał. Wampiry zaczęły szeptać między sobą, chyba wiedziały co ma się wydarzyć.

Wtem z tunelu zaczęła się wyłaniać wysoka, człekokształtna postać. Gdy dopadło ją światło, mogłam zobaczyć, że zamiast włosów i brody ma trawy. Miała też jelenie rogi, tyle że drewniane. Płaszcz z mchów sięgał jej do stóp, a po drewnianym kiju było widać, że używany od dawna, mimo to był w dobrym stanie. Niosła ze sobą koronę z kwiatów. Wiedziałam co to za stworzenie. To leszy.

Wyprostowałam się, przyjęłam godny wyraz twarzy i w milczeniu oczekiwałam dalszego działania przybyłego. Domyślałam się, że teraz mnie koronuje, bo inaczej nie miałby ze sobą korony.

Gdy stanął przede mną, pochyliłam głowę, by okazać szacunek. Wiedziałam, że w tej sytuacji lepiej nie kierować się dumą i oczekiwać, że to leszy odda szacunek mnie. Jako że i tak miałam zostać przez niego koronowana, nie było potrzeby zbytniego pysznienia się tym faktem.

– Następczyni tronu Magnum Regnum, udowodniłaś, że jesteś godna Kwietnej Korony, symbolu przymierza lasu i elfów docierając w serce Cierniowego Labiryntu. Oto ja koronuję dziedziczkę tronu znakiem przymierza między naturą i królestwem elfów!

Klęknęłam i pochyliłam głowę przed leszym, a korona dotknęła mojej głowy. Wstałam i spojrzałam na niego, a on skinął mi głową. Czas wracać. Obeszłam klatkę z wampirami, a gdy dotarłam tunelu, którym tu dotarłam, obróciłam się i uwolniłam je. Miałam nadzieję, że mnie nie zaatakują, ale nic takiego się nie zdarzyło. Założyłam wtedy, że zapadną w swego rodzaju śpiączkę i będą w niej trwać, aż pojawi się nowy dziedzic tronu.

Weszłam do labiryntu, ale tym razem nie trafiłam na żadne rozgałęzienia, więc wyszłam bez problemu.

Teraz mogłam zostać koronowana na królową elfów.

Koniec

Komentarze

Cześć, gratuluję portalowego debiutu! Wiem, że pierwsze próby tworzenia własnej literatury są zwykle trudne i każdy z nas zaczynał, więc nie przejmuj się krytyką – jeśli chcesz pisać, musisz być na nią po prostu gotowa. To nic złego. Muszę bowiem niestety przyznać, że twoje opowiadanie wymaga dopracowania. Na pewno warto abyś przejrzała je i na spokojnie spróbowała zredagować. Jeśli nie wiesz co jest w nim nie tak, to na pewno niedługo zjawi się ktoś bardziej doświadczony i pokaże ci konkretne błędy. Jestem na telefonie, więc będzie to dla mnie trudne, ale spróbuję wskazać ci najbardziej rażące potknięcia. Przede wszystkim w wielu miejscach wystąpiły złe przejścia w akapitach. Niejednokrotnie akapit kończył się w środku zdania. Jest również wiele powtórzeń, błędów ortograficznych, oraz zły zapis dialogów (po wypowiedzi bohatera nie powinnaś stawiać kropki, chyba że opisujesz co robił. Na przykład: – Cześć – powiedział Adam. | – Cześć. – Adam uścisnął moją dłoń.) Sam pomysł uważam za interesujący; nietypowa idea z testem na godność do bycia koronowanym. W każdym razie – wiem, że wytknąłem sporo błędów, ale nie przejmuj się. Pisz, pisz i jeszcze raz pisz. Obiecuję, że będzie lepiej. Zawsze od czegoś trzeba zacząć :) Pozdrawiam!! :D

„Temu, kto nie wie, do jakiego portu zmierza, nie sprzyja żaden wiatr.“ - Seneka Starszy

@Szlachcic Hej, dziękuję za komentarz. Jak najszybciej postaram się poprawić wskazane błędy. Jeśli chodzi o przejścia w akapitach, to po prostu błąd przy kopiowaniu i wklejaniu tu tekstu. Pisałam go gdzie indziej, a ja nie przyglądałam się aż tak dokładnie tekstowi, czy na pewno wszystko gra. :) Następnym razem na pewno zwrócę na to większą uwagę. 

Jeszcze raz dziękuję za wskazówki. 

Pozdrawiam :))

Cześć!

Jeśli to początek Twojego pisania, to możesz być umiarkowanie, ale jednak zadowolona:)

Opowieść prowadzi do finału, czyli panujesz nad kompozycją. Motyw labiryntu często łączy się z inicjacją, która u Ciebie polega na koronacji – ok. Zaciekawiły mnie głosy w głowie bohaterki i szczerze mówiąc czekałem, że pójdziesz w tę stronę. I jeszcze jedno: elfy, wampiry, leszy… Wiem, że to konwencja,  kostium, ale… Brakuje tylko smoka:) Trochę już nieświeże są te klimaty, choć oczywiście to tylko moja opinia.

Językowo sporo do poprawienia, na początek może popracuj nad szykiem zdań, ich rytmem.

Trzymam kciuki.

Pozdrawiam:)

Witaj.

I ja gratuluję portalowego debiutu i to już w dniu rejestracji. Jak na sam początek, jest naprawdę nieźle, ogarnęłaś sporo istotnych rzeczy, jak choćby tagi, o których często się zapomina. :)

 

Co do spraw językowych, mam następujące sugestie oraz wątpliwości (do przemyślenia):

„Włosy miałam upięte w skomplikowaną fryzurę, w które wpleciono kwiaty” – to zdanie ma niepoprawną składnię, wzmianka o wpleceniu kwiatów we włosy powinna być zapisana wcześniej

„Uśmiechałam się, lecz nie rozglądałam się” – w przypadku tak bliskiej obecności „się”, możemy to ostatnie pominąć, by uniknąć powtórzenia

„Objęłam się rękoma, by spróbować się jakoś ogrzać, ale niewiele to dało” – tu podobnie.

„Mimo, że namiot i wejście labiryntu dzieliło jakieś 50 metrów, zdawało mi się, że równie dobrze mogłoby być i 500” – te liczebniki można zapisać słownie

„Moje nogi z każdym kolejnym krokiem, (zbędny przecinek?) stawały się cięższe, jakby ktoś doczepiał do nich coraz więcej ciężarków”. 

„Co (przecinek?) jeśli nie dam rady odnaleźć drogi, jeśli nie podołam niebezpieczeństwom, które mogły na mnie tam czekać?”

„Koronowanym nie wolno mówić, (zamiast przecinka myślnik lub średnik?) o tym (przecinek?) co działo się wewnątrz, wiedzieli tylko oni”.

„Teoretycznie każdy z władców wyszedł stąd cały i zdrowy, ale przecież zawsze musi być ten pierwszy raz, prawda?” – niejasne, co masz na myśli – pierwszy raz CZEGO? – śmierci, choroby, obłędu, nie wychodzenia/zaginięcia tam?; teoretycznie, ale nie praktycznie?

„Zmusiłam się (przecinek?) by unieść nogę, zrobić pierwszy krok, później drugi; z pewnością wyglądałam komicznie”.

„W końcu weszłam, udało mi się rozpędzić, po prostu iść”. – trochę zgrzyta stylistycznie to zdanie

„Podczas chodzenia zdążyłam się porządnie rozgrzać, dlatego zaniepokoiłam się tym bardziej, kiedy w jednej sekundzie zaczęłam marznąć” – to również

„Podczas mojej wędrówki jeszcze kilka razy zdawało mi się, że słyszę kroki i tak też było teraz. Z tą jednak różnicą, że teraz z pewnością były to kroki dużej grupy, tłumu wręcz, a wraz z tym chłód (przecinek przed wyrażeniem z „który”) do którego się przyzwyczaiłam (przecinek?) stał się nie do zniesienia” – tutaj mamy powtórzenia, zaś podkreślony fragment zaprzecza sam sobie – może dodać do niego np. „wcześniej/poprzednio/już”? – do którego się już/wcześniej/poprzednio przyzwyczaiłam, stał się nie do zniesienia

Rośliny rosły błyskawicznie, wszystkie stworzenia zostały zamknięte, a te (tu także brakuje przecinka przed „który) które chciały wyskoczyć, zostały brutalnie zatrzymane przez naturalną ścianę.

Zaczęłam oddychać coraz szybciej zarówno ze strachu, jak i z wysiłku. Trwoga zaczęła się przeradzać w panikę, gdy do dźwięków biegnącego tłumu dołączyły niewyraźne szepty i krzyki. ponownie powtórzenie

„Zmusiłam się do tego heroicznego wręcz wysiłku, rzuciłam się w przód, by przebiec te ostatnie metry. Musiałam zostać królową, nie mogłam pozwolić na to, by historia zapamiętała mnie jako , której pierwszej nie udało się wyjść z labiryntu”. – kolejnym problemem pisarzy jest nadmierna ilość zaimków, tutaj jest przykładowy fragment, gdzie nagromadzonych jest ich za dużo; mamy przy okazji błąd gramatyczny, czyli niepoprawną odmianę wyrazu: „… historia zapamiętała mnie jako , której pierwszej nie udało się wyjść z labiryntu”. – TA W BIERNIKU BRZMI:

„Upadłam, gdy moją nogę pochwyciła czyjaś dłoń, palcami zahaczyłam o ziemię, jednocześnie próbując uwolnić nogi. Krzyczałam z całych sił, ale widząc, że moje działania nie przynoszą skutków, przestałam”. – znowu powtórzenia

„Uspokoiłam się i upomniałam w głowie – jesteś dziedziczką tronu, masz wszelką wiedzę i umiejętności (przecinek?) by sobie w takiej sytuacji poradzić”.

 

„Dlatego, kiedy porywacz na sekundę się zatrzymał, ja się wygięłam i chwyciłam dłońmi jego nogę, a następnie ugryzłam i nie przestałam dopóki mnie nie puścił” – tu nie do końca jest dla mnie jasne, czemu coś/ktoś chwytający za nogę jest nazywany „porywaczem” – o żadnym porwaniu na razie nie ma mowy.

„W koniczynach buzowała mi adrenalina, którą starałam się wykorzystać jak najlepiej” – jak rozumiem, chodziło o „kończyny”?

„– Obudziła się!! Nasza uczta jest gotowa! – oznajmił, a raczej wykrzyczał wysoki, pewny głos mający w sobie coś dostojności i żądzy”. – literówka – brakuje „z”?; trudno sobie w tej sytuacji wyobrazić głos, „mający w sobie (jednocześnie) coś z dostojności i żądzy”– chodzi o żądzę zysku? – zdanie dla mnie niezrozumiałe

„Zachciało mi się płakać i śmiać, byłam tak zrozpaczona, podenerwowana, a na myśl, że byłam praktycznie bezradna (przecinek?) czułam się gorzej”.– powtórzenie

„Policzyłam do pięciu i zmusiłam się by, podnieść swoje ciało z posłania” – wiadomo, co podnosiła, wytłuszczony fragment jest zbędny.

„– Za skrzywdzenie mnie będą was czekać srogie konsekwencje – wiedząc, że słowa nic tu nie dadzą, jeśli nie poprę ich czynem”. – brak części zdania

„Spojrzałam na zamknięte stwory, zastanawiając się (przecinek?) co dalej począć. Teraz chyba powinnam zostać ukoronowana koroną z kwiatów na znak pojednania natury i elfów. Nie mam pojęcia, jak ma to wyglądać ani kiedy dokładnie ma nastąpić”. – opisujesz wydarzenia w czasie przeszłym, a potem nagle zmieniasz go na teraźniejszy – czemu?

„Wtem, (zbędny przecinek?) z tunelu zaczęła się wyłaniać wysoka, człekokształtna postać. Gdy dopadło ją światło, mogłam zobaczyć, że zamiast włosów i brody ma trawy. Miał też jelenie rogi, tyle że drewniane. Płaszcz z mchów sięgał mu do stóp, a po drewnianym kiju było widać, że służy mu od dawna, mimo to był w dobrym stanie. Wiedziałam (przecinek?) co to za stworzenie. To leszy” – w tym fragmencie z kolei najpierw piszesz o postaci rodzaju żeńskiego, a potem nagle o rodzaju męskim, nadal w odniesieniu do niej

 

„Gdy stanął przede mną, uchyliłam głowę, by okazać szacunek. Wiedziałam, że w tej sytuacji lepiej nie kierować się dumą i oczekiwać, że to leszy odda szacunek mi. Jako że i tak miałam zostać przez niego koronowana, nie było potrzeby zbytniego pysznienia się tym faktem” – kolejny niejasny fragment – skąd wiedziała, że leszy ma ją koronować? – wcześniej pisałaś, że bohaterka nie miała pojęcia, jak ma się odbyć koronacja

„Klęknęłam i pochyliłam głowę przed leszym, a korona dotknęła mojej głowy” – skąd się nagle wzięła korona? – tutaj także brak części tekstu – opisujesz wiele szczegółów, zatem tak ważnego nie możesz pominąć

 

„– Następczyni tronu Magnum Regnum, udowodniłaś, że jesteś gotowa Kwietnej Korony, symbolu przymierza lasu i elfów docierając w serce Cierniowego Labiryntu. Oto ja koronuję dziedziczkę tronu znakiem przymierza między naturą i królestwem elfów! Klęknęłam i pochyliłam głowę przed leszym, a korona dotknęła mojej głowy. Wstałam, stanęłam twarzą do wampirów, cały czas uwięzionych i uwolniłam je. Kiedy zbliżałam się do tłumu, rozstąpił się przede mną, tworząc przejście do wejścia do labiryntu. Droga powrotna odbyła się szybko, ponieważ teraz szłam tylko jednym tunelem, który nie miał żadnych rozwidleń. Teraz mogłam zostać koronowana na królową elfów” – zakończenie jest dla mnie absolutnie niezrozumiałe – to leszy jej jeszcze nie koronował w środku labiryntu?; kolejna kwestia – czemu uwolniła wampiry i co się z nimi stało? – trzeba to wyjaśnić, skoro taki wątek stworzyłaś

 

 

 

W opowiadaniu staramy się zawsze szukać synonimów, zatem w żadnym wypadku nie może przytrafić się następujący fragment, który obfituje w powtórzenia, czyli błędy stylistyczne:

„– Mości Pani, do koronacji zostało 10 minut – powiedział mój prywatny sekretarz, kłaniając się nisko.

– Dziękuję, możesz odejść – powiedziałam, martwiąc się, że nie zdołam nic więcej powiedzieć”.

 

Podobnie w tym fragmencie – mamy tu aż sześć razy „się” w zaledwie czterech sąsiednich zdaniach (w całym tekście tego wyrazu masz stanowczo za dużo):

„Uspokoiłam się i upomniałam w głowie – jesteś dziedziczką tronu, masz wszelką wiedzę i umiejętności by sobie w takiej sytuacji poradzić. Dlatego, kiedy porywacz na sekundę się zatrzymał, ja się wygięłam i chwyciłam dłońmi jego nogę, a następnie ugryzłam i nie przestałam dopóki mnie nie puścił. Nie tracąc ani chwili, rzuciłam się z powrotem i tylko oglądając się przez ramię, zobaczyłam starą, brzydką kobietę z wyjątkowo obwisłymi piersiami. Wykrzywione pazury wyciągała ku mnie, zaczęła biec, więc i ja rzuciłam się w szaleńczy bieg”.

 

 

Jeśli chodzi o wizualne spojrzenie, tekst nie jest poprawnie wyrównany.

 

Pomysł na fabułę jest ok, chociaż czytelnik długo nie pojmuje tego, czemu na koronację należy przejść samemu, co to za tradycja, czemu bohaterka czuła taki strach i dlaczego wybrano ją, skąd ciągłe myśli o zapowiedzi czegoś złego oraz dla niej niebezpiecznego. Dość późno wspominasz o samym labiryncie. Niezrozumiałym jest również, czemu bohaterka, mogąc prosić przyrodę o pomoc w środku labiryntu, zrobiła to tak późno – trzeba tu coś dodać, że np. mogła to zrobić w konkretnej sytuacji, albo po jakimś sygnale, haśle itp.

Wiele istotnych zagadnień jest tylko zasygnalizowanych, lecz nagle je urywasz i nie wyjaśniasz dalej. Opowiadanie wymaga zatem szeregu dodatkowych fragmentów i rozwinięć, których zabrakło.

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

Pecunia non olet

@Bruce Cześć, dziękuję za tak szczegółowe uwagi. :))

Niestety interpunkcja to mój największy problem od zawsze. 

Cieszę się, że zwróciłeś mi uwagę na braki w przedstawieniu fabuły, bo dla mnie to jest bardzo oczywiste i sama bym tego nie wyłapała. :)

Pozdrawiam :D

@Oblatywacz Hej, dzięki za Twoje uwagi.

Osobiście bardzo lubię klimaty elfów, smoków itd., dlatego po prostu mi się nie nudzi, ale szanuję Twoją opinię. :)

Pozdrawiam :))

I ja dziękuję; interpunkcja to zmora każdego z nas; pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Przedstawiłaś niewielki fragment życia bohaterki, mierzącej się z trudami próby przejścia labiryntu. Cóż, nie mogę powiedzieć, że to była zajmująca historia, bo poza tym, że dziewczyna zmęczyła się w drodze i trochę zmarzła, a na koniec spotkała grupę wampirów, niewiele się tu wydarzyło.

Wykonanie, co stwierdzam z ogromną przykrością, pozostawia bardzo wiele do życzenia, skutkiem czego lektury nie mogę uznać za satysfakcjonującą.

Pozostaję z nadzieją, że Twoje przyszłe opowiadania będą ciekawsze i zdecydowanie lepiej napisane.

Mam wrażenie, że może zainteresować Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17

 

Słoń­ce rzu­ca­ło ostre, cie­płe pro­mie­nie… → Czy dookreślenie jest konieczne? Czy zdarza się, by promienie słońca były zimne?

 

Zie­lo­na su­kien­ka się­ga­ją­ca

ko­stek… → Zbędny enter.

 

Włosy mia­łam upię­te w skom­pli­ko­wa­ną fry­zu­rę, w które wple­cio­no kwia­ty. → Piszesz o fryzurze, więc: Włosy mia­łam upię­te w skom­pli­ko­wa­ną fry­zu­rę, w którą wple­cio­no kwia­ty.

 

– Mości Pani, do ko­ro­na­cji zo­sta­ło 10 minut→ – Mościa pani, do ko­ro­na­cji zo­sta­ło dziesięć minut

Zwroty grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Liczebniki zapisujemy słownie.

 

żeby kto­kol­wiek mógł nawet po­dej­rze­wać mnie o stres. → Słowo stres, jako zbyt współczesne, nie ma racji bytu w tym opowiadaniu.

 

dzie­li­ło ja­kieś 50 me­trów, zda­wa­ło mi się, że rów­nie do­brze mo­gło­by być i 500. -> Metry nie mają racji bytu w tym opowiadaniu. Pojęcia metr zaczęto używać w końcu XVIII wieku.

Proponuję: …dzie­li­ło ja­kieś pięćdziesiąt kroków, zda­wa­ło mi się, że rów­nie do­brze mo­gło­by być i pięćset.

Sugeruję użycie miar odpowiednich do opisywanych czasów – może przyda się ten artykuł: https://laliny.sabak.info.pl/index.php?adres=miar.htm

 

Moje nogi z każ­dym ko­lej­nym kro­kiem, sta­wa­ły się cięż­sze… → Zbędny zaimek – czy mogła mówić o cudzych nogach? Zbędne dookreślenie – czy mogła stawiać kroki nie po kolei?

 

Mimo ja­sne­go słoń­ca… → Czy bywa ciemne słońce?

 

ko­ry­tarz ginął w mroku i wi­dzia­łam za­le­d­wie kilka jego me­trów. → Metry nie mają racji bytu w tym opowiadaniu.

 

aż zo­sta­nie ode­gra­ne uro­czy­sta pieśń, zgod­nie z tra­dy­cją grana przed każdą ko­ro­na­cją. → Nie brzmi to najlepiej. Pieśni się chyba śpiewa. Literówka.

Proponuję: …wybrzmi uro­czy­sta pieśń, zgod­nie z tra­dy­cją śpiewana/ wykonywana przed każdą ko­ro­na­cją.

 

prze­cież za­wsze musi być ten pierw­szy raz, praw­da? → Komu ona zadaje pytanie?

 

W końcu we­szłam, udało mi się roz­pę­dzić, po pro­stu iść. Szłam, do­pó­ki nie do­szłam do skrzy­żo­wa­nia. Mo­głam iść… → Zdawało mi się, że ktoś, kiedy się rozpędzi, biegnie, nie idzie. Powtórzenia.

 

Nie wi­dzia­łam też słoń­ca, choć jego pro­mie­nie oświe­tla­ły moją drogę na kilka me­trów w przód i w tył. → Zbędny zaimek – szła sama, więc słońce nie mogło oświetlać drogi komuś innemu. Metry nie mają racji bytu w tym opowiadaniu.

 

od­nio­słam wra­że­nie, ja­ko­by coś się zmie­ni­ło… → …od­nio­słam wra­że­nie, ja­k­by coś się zmie­ni­ło

Sprawdź znaczenie słów jakoby I, jakoby IIjakby I, jakby II.

 

Spoj­rza­łam za sie­bie, nic jed­nak nie za­uwa­ży­łam. Po­trzą­snę­łam głową i skar­ci­łam sie­bie za… → Powtórzenie.

Proponuję w drugim zdaniu: …i skar­ci­łam się za

 

Pod­czas mojej wę­drów­ki jesz­cze kilka razy… → Zbędny zaimek.

 

tak też było teraz. Z tą jed­nak róż­ni­cą, że teraz z pew­no­ścią były to… → Powtórzenia.

 

do któ­re­go się przy­zwy­cza­iłam stał się nie do znie­sie­nia. Ob­ję­łam się rę­ko­ma, by spró­bo­wać się jakoś ogrzać, ale nie­wie­le to dało. Mój szyb­ki marsz zmie­nił się w trucht, lecz tłum, który sły­sza­łam, przy­sto­so­wał się chyba… → Siękoza.

 

stwier­dzi­łam, że głosy opo­wia­da­ją całe opo­wie­ści, o zra­nio­nych ser­cach… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …stwier­dzi­łam, że głosy przekazują całe opowieści o zra­nio­nych ser­cach

 

o ofia­rach kró­lew­skie­go ka­pry­su i tak wielu in­nych hi­sto­riach → …o ofia­rach kró­lew­skie­go ka­pry­su i wiele in­nych hi­sto­rii

 

za­czę­łam wpa­dać na ścia­ny z cier­ni, które ra­ni­ły moją skórę. → Zbędny zaimek.

 

Chy­bo­czą­cymi­go­tli­wy obraz sprzed moich oczu zda­wał się po­ka­zy­wać… → A może: Chy­bo­tliwymi­go­czący obraz przede mną zda­wał się po­ka­zy­wać

 

by przebiec te ostatnie metry.Metry nie maja racji bytu w tym opowiadaniu.

 

by historia zapamiętała mnie jako , której… → …by historia zapamiętała mnie jako , której

 

Uspo­ko­iłam się i upo­mnia­łam w gło­wie – je­steś dzie­dzicz­ką tronu, masz wszel­ką wie­dzę i umie­jęt­no­ści by sobie w ta­kiej sy­tu­acji po­ra­dzić. → A może: Uspo­ko­iłam się i upo­mnia­łam w gło­wie/ w myślach: Je­steś dzie­dzicz­ką tronu, masz wszel­ką wie­dzę i umie­jęt­no­ści by sobie w ta­kiej sy­tu­acji po­ra­dzić.

Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.

 

Dla­te­go, kiedy po­ry­wacz na se­kun­dę się za­trzy­mał… → Dlaczego porywacz?

 

ja się wy­gię­łam i chwy­ci­łam dłoń­mi jego nogę… → Czy dookreślenie jest konieczne – czy mogła chwycić czyjąś nogę nie używając dłoni?

 

W ko­ni­czy­nach bu­zo­wa­ła mi ad­re­na­li­na, którą sta­ra­łam się wy­ko­rzy­stać jak naj­le­piej. → Czy w labiryncie na pewno rosła koniczyna? Bohaterka nie mogła nijak wykorzystać adrenaliny, albowiem żadną miarą nie mogła mieć pojęcia o jej istnieniu. Adrenalina, jako pojęcie zbyt

współczesne, nie ma racji bytu w tym opowiadaniu.

Sprawdź znaczenie słów koniczynakończyna.

 

– Obudziła się!! Nasza uczta jest gotowa! – oznajmił, a raczej wykrzyczał wysoki, pewny głos mający w sobie coś dostojności i żądzy. → Ktoś może coś oznajmić/ krzyczeć jakimś głosem, ale sam głos ani niczego nie oznajmi, ani nie wykrzyczy.

Proponuję: – Obudziła się! Nasza uczta jest gotowa!!! – wykrzyczał ktoś wysokim, pewnym głosem, mającym w sobie coś z dostojności i żądzy.

Choć, dalibóg, nie wiem, jak można usłyszeć żądzę.

 

to było moje prze­zna­cze­nie, moje fatum? → Przeznaczeniefatum to synonimy, znaczą to samo.

 

byłam tak zroz­pa­czo­na, po­de­ner­wo­wa­na, a na myśl, że byłam prak­tycz­nie… → Czy to celowe powtórzenie?

 

tak nie po­stę­po­wa­ła przy­szła kró­lo­wa elfów. → …tak nie po­stę­puje przy­szła kró­lo­wa elfów.

 

zmu­si­łam się by, pod­nieść swoje ciało z po­sła­nia. → Zbędny zaimek.

A może zwyczajnie: …zmu­si­łam się, by wstać z po­sła­nia.

 

Czu­łam się tro­chę nie­ty­po­wo… → Znalazła się pierwszy raz w tej sytuacji, więc skąd wiedziała, czy to co czuje jest typowe, czy nie?

 

wampiry szcze­rzą­ce  się do mnie swo­imi kłami. → Jedna spacja wystarczy. Zbędny zaimek – czy mogły szczerzyć się cudzymi kłami. Czy mogły szczerzyć się czymś innym niż kły?

Proponuję: …wampiry, szcze­rzą­ce się do mnie.

 

– Je­steś taka za­baw­na, bę­dzie­my mieli mnó­stwo za­ba­wy pod­czas… → Nie brzmi to najlepiej.

 

gwał­tow­nie ro­snąć, po­pro­si­łam je, by stwo­rzy­ły wiel­ką ko­pu­łę ota­cza­ją­cą tłum wam­pi­rów. Ro­śli­ny rosły bły­ska­wicz­nie, wszyst­kie stwo­rze­nia zo­sta­ły za­mknię­te, a te które chcia­ły wy­sko­czyć, zo­sta­ły bru­tal­nie… → Powtórzenia.

 

Na­past­nik wy­lą­do­wał kilka me­trów ode mnie i ledwo do­tknął ziemi, rzu­cił się w moją stro­nę… → Metry nie mają racji bytu w tym opowiadaniu. Czy oba zaimki są konieczne?

 

gdy na­past­nik do­się­gał mnie swo­imi bla­dy­mi dłoń­mi, ja wbi­łam mu nóż… → Nadmiar zaimków.

 

Gdy sta­nął przede mną, uchy­li­łam głowę, by oka­zać sza­cu­nek.Gdy sta­nął przede mną, pochy­li­łam głowę, by oka­zać sza­cu­nek.

 

że to leszy odda sza­cu­nek mi. → …że to leszy mnie odda sza­cu­nek.

 

udo­wod­ni­łaś, że je­steś go­to­wa Kwiet­nej Ko­ro­ny… → Można być gotowym na coś (np. na najgorsze) lub do czegoś (np. do wykonania zadania), ale nie można być gotowym czegoś.

Proponuję: …udo­wod­ni­łaś, że je­steś godna Kwiet­nej Ko­ro­ny

 

two­rząc przej­ście do wej­ścia do la­bi­ryn­tu. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …two­rząc dostęp do wyj­ścia z la­bi­ryn­tu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie czekaj na więcej komentarzy, tylko skorzystaj z miejsca nad tekstem z napisem EDYTUJ. Kliknij tam i wprowadź sugerowane poprawki. Zdziwisz się, ile tekst zyska. Zgłoś w komentarzu, że to zrobiłaś. Zapewne zyskasz nowych czytelników i uznanie komentujących dotychczas, że nie pracowali na darmo. Pozdrawiam :)

żołądek był skręcony w porządny węzeł

Przez labirynt od razu pomyślałem o Gordyjskim :)

Służki ubierały mnie w prosty, ale jakże piękny stój. Zielona sukienka sięgająca

kostek przewiązana była czarnym pasem pełnym zdobień,

Tu kłania się tzw. show, don’t tell. Przydałoby się opisać, dać czytelnikowi ten strój zobaczyć, inaczej muszę uwierzyć narratorowi na słowo.

a na biodrze czułam ciężar pochwy z nożem.

Może to ja jestem prosiakiem, ale ciężar pochwy na biodrze czyta się strasznie dwuznacznie :)

 

Stres jest jak dla mnie bardzo współczesnym pojęciem, nieco gryzie się z settingiem.

 

Jak każdy debiut ma nieco chochlików, każdy z nas tam był, hihi. Monologi wewnętrzny i psychika bohaterki dość ciekawie i wiarygodnie oddane. Płynne pisanie przy dynamizacji akcji.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Cześć!

Przed chwilą opublikowałam poprawioną wersję opowiadania i jeszcze raz dziękuję @GreasySmooth @Szlachcic @regualtorzy @bruce @Oblatywacz @Koala75 za wszystkie wskazówki, rady i sugestie. 

Pozdrawiam i do zobaczenia :)

Ponownie dziękuję, pozdrawiam, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka