- Opowiadanie: AnonimowyTworcaInternetowy - Sąd Czarnoksiężnika

Sąd Czarnoksiężnika

Cześć, wracam do pisania po długiej przerwie. Chciałbym wysłuchać Waszych opinii na temat podanego poniżej fragmentu. Chciałbym rozwinąć tę historię w niedługą powieść o kilku wątkach. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za lekturę.

Oceny

Sąd Czarnoksiężnika

Sala Tronowa mieściła się na piątym piętrze Zamku Królewskiego na Starym Mieście w Czaroszawie. Była to jedyna sala tronowa w całym Królestwie a jej niepowtarzalność zapewniono dekretem skazującym na wtrącenie do lochu każdego, kto w jednym z pokoi swojego domostwa umieściłby tylko jedno miejsce siedzące, a po obu stronach wejścia do owego pomieszczenia strażników uzbrojonych w broń drzewcową.

Na piąte piętro wiodła spiralna klatka schodowa szeroka na tyle, aby umożliwić idącym w przeciwnych kierunkach niezręczne wyminięcie się pełne uśmiechów i przeprosin oraz ocierania brzuchami. Czaroszawscy dworzanie, znani z niechęci do drugiej osoby, unikali spiralnej klatki wiodącej do Sali Tronowej jak ognia. Zapewniało to rezydującym na Tronie władcom, względny spokój w dniach audiencji. Każdy bowiem z dworzan zastanawiał się dwa razy zanim udał się po poradę do króla.

Dnia siódmego, miesiąca zimnego, roku 3001, w audiencji brały udział tylko trzy osoby. Jedna z nich – mężczyzna w kwiecie wieku, z siwymi włosami, równo przystrzyżonymi pod złotą koroną, brzuchem wyhodowanym na importowanych małżach i kaszankach z dużą ilością wątróbki, w czerwonym płaszczu obszytym futrem z rysia – stała przy oknie i marszczyła brwi, nadając swej twarzy wyraz zatroskania. Był to król Krzysztof, jego wzrok wędrował od Zamieścia do Czarnej Wólki, czyli aż po horyzont, omiatając niezliczone dzielnice stolicy.

Za królem Krzysztofem stał tron – prosty, kanciasty, z dębowego drewna pokrytego niskiej próby złotem, które odpadało w miejscach, gdzie najczęściej je dotykano, czyli na podłokietnikach i oparciu. Za tronem, nieco mniej widoczny, bo z dala od okna i odziany w ciemne, szaro-czarne szaty, emanował spokojem mężczyzna w podobnym do króla wieku, gładko ogolony zarówno na twarzy jak i na górnej części głowy, o krzaczastych brwiach i nosie złamanym tak wiele razy, że zakrzywił się w dół i przestał wystawać z jego twarzy, jeśliby na niego spojrzeć z profilu, a patrząc z przodu, wił się niczym wąż raz w lewo, raz w prawo. Jegomość w ciemnych szatach obserwował bacznie otoczenie wszystkimi, poza jednym zmysłem (wysłużony nos nie pozwalał już na zbyt wiele w kwestii wyczuwania zapachów).

Otoczenie składało się ze ścian, wysokich stropów, kryształowych żyrandoli (akurat zgaszonych), okien wpuszczających do środka strugi popołudniowego światła, skrzypiącego parkietu, importowanego z sąsiadującego z Królestwem Cesarstwa, oraz wysokiego jegomościa o długiej, siwej brodzie, emanującego uprzejmym zakłopotaniem.

– Przepraszam za to, że jestem taki nieuczesany, strażnicy odmówili mi grzebienia – odezwał się jegomość w kierunku króla.

Król odwrócił się w jego stronę nie zmieniając wyrazu twarzy. Wykonał to, co zwykło się nazywać „mierzeniem wzrokiem”, choć nie miało nic wspólnego z pozyskiwaniem wymiarów. Chodziło raczej o to, aby uświadomić mu powagę sytuacji, w jakiej się znalazł. Uważny obserwator dostrzegłby też, że władca stwarza w ten sposób barierę w relacji interpersonalnej ze swoim rozmówcą.

– A więc w końcu się spotykamy, Wielki Czarnoksiężniku z Ponurej Wieży – powiedział król tonem wyćwiczonym przed lustrem.

– Dzień dobry – odparł Czarnoksiężnik, mimo, że słońce chyliło się ku zachodowi.

– Dobry wieczór – odezwała się trzecia postać i lekko skłoniła łysą głowę.

Nastąpiła krótka cisza. Król zaczął kroczyć w stronę swojego rozmówcy. Robił to powoli, nie spuszczając wzroku z brodatej twarzy.

– Wiele lat zajęło mi schwytanie ciebie, mistrzu czarnej magii – wysyczał władca, kiedy już znalazł się centymetry od Czarnoksiężnika.

– Zaiste, osiem lat to spory kawałek czasu.

– A ty przez ten cały czas byłeś tuż pod moim nosem… W Ponurej Wieży…

– Wie król, jak powiadają: Najciemniej jest pod latarnią.

– Najciemniej jest z dala od latarni – odezwał się łysy jegomość za plecami króla.

Król świdrował chwilę wzrokiem błękitne tęczówki swojego więźnia. Następnie zerknął na obsydianowe kajdany na nadgarstkach Czarnoksiężnika.

– Na pewno się nie uwolni? – Pytanie skierował do mężczyzny z nosem kiepskiego pięściarza.

– Za rękę królewny.

– Sprawdzić.

Król poszedł usiąść na tronie, a jego sługa zbadał pobieżnie kajdany. Nie było możliwości, aby zwykły śmiertelnik je rozerwał bez użycia dłuta i młotka. Czarnoksiężnik przyglądał się oględzinom z zainteresowaniem. Rękaw szaty egzaminującego kajdany osunął się, odsłaniając czerwony tatuaż w kształcie litry „U” na lewym nadgarstku.

– Ach więc jest pan Magiem z U – stwierdził głośno, na co tamten uniósł brwi, a król zaklaskał w dłonie.

– Zgadza się! – Powiedział władca głośno, korzystając z tego, że Sala Tronowa odbijała królewskie wypowiedzi i dostarczała je obecnym ze zdwojoną siła. – Nic nie umknie twojej uwadze, magu?

– Mówi wasza wysokość do mnie? – Mag z U odwrócił się do króla.

– Nie, teraz do Czarnoksiężnika.

– W takim wypadku, nie magu, tylko czarnoksiężniku, jeśli można – wtrącił czarnoksiężnik. – Długo pracowałem na swoją reputację.

– Zatem nic nie umknie twojej uwadze, czarnoksiężniku? – Zaintonował król i dodał. – Jak właściwie masz na imię?

– Ryszard. Znajomi mówią na mnie Rysiek, lub Mistrzu, w zależności od tego czy przywołałem ich z Zaświatów.

– Andrzej – powiedział mag z U i podał więźniowi rękę, którą ten uścisnął.

– Kilka rzeczy zdradziło mi profesję królewskiego towarzysza – Andrzeja – rzucił od niechcenia Ryszard w stronę Krzysztofa, mianowanego królem. – Tatuaż na nadgarstku to jedna, szaty w stonowanych kolorach z materii o niskiej palności to druga, a trzecia to twarz, która doświadczyła niejednej nieudanej teleportacji.

Król zaśmiał się.

– Znakomicie, ma… czarnoksiężniku. Znać, że twe zdolności kognitywne dorównują tym magicznym.

– Staram się sprawiać takie wrażenie.

– Twej złej sławie nie dorównuje za to niemalże nic.

Znowu nastąpiła krótka cisza. Sala Tronowa nie potęgowała ciszy, ilość niezręcznych cisz, jakie miały w niej miejsce doprowadziłaby króla do szału, gdyby wszystkie były magicznie wzmocnione.

– Spotkaliśmy się tu, aby dokonać na tobie sądu. – Powiedział w końcu król.

– Czy jako mieszkaniec Ponurej Wieży nie jestem objęty jurysdykcją Czaroszawskiego Sądu Okręgowego?

Władca zaśmiał się, tym razem wymuszonym śmiechem.

– Sąd okręgowy przeczyta Ci wyrok, czarnoksiężniku, nie bój się o to. Ale wyrok napiszę ja, z drobną pomocą nadwornych prawników. A sąd odbędzie się tu i teraz. W obecności Andrzeja z U, który zadba o to, abyś nie użył na mnie żadnej ze swoich sztuczek.

– Skąd pewność, że szanowny pan Andrzej nie użyje na królu żadnej sztuczki?

– Został sowicie wynagrodzony za swój czas.

Król i mag wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

– W pewnym sensie jego sztuczka została już użyta i znakomicie działa, w takim razie. – Powiedział czarnoksiężnik.

– Gadaj zdrów, Ryszard. – Powiedział król. – Chronionego Pan Bóg strzeże.

– Który niby?

– Wasza wysokość, mogę mu zrosnąć usta, jeśli was irytuje. – Wtrącił uprzejmie mag z U.

– To zbyteczne, sąd nie potrwa długo. – Król wyprostował się na tronie. – Czy ty, czarnoksiężniku Ryszardzie, przyznajesz się do przyzwania armii nieumarłych i zrzucenia plagi na ziemie Królestwa w roku pańskim 2993?

– Tylko do przyzwania amii nieumarłych. Plaga to efekt wzrostu liczby zgniłej ludności w Królestwie po przyzwaniu.

– Sprzeciw. – Odezwał się mag z U. – Plaga była magicznie wywołana i zalicza się przez to do uczynków czarnomagicznych sądzonego.

Król popatrzył zdziwiony na maga Andrzeja.

– To nie jest sala sądowa. Tu nie ma sprzeciwów i podtrzymań. I ja dobrze wiem, jak została wywołana plaga. Jeszcze raz: Czarnoksiężniku Ryszardzie. – Ton był jeszcze bardziej oficjalny. – Czy przyznajesz się do przywołania armii trupów? Tak, czy nie?

– Tak.

– A do plagi?

– Nie.

– Sprzeciw nic nie da.

– Wasza wysokość sam powiedział, że tu nie ma sprzeciwów. – Głos Ryszarda był spokojny, niemal rozbawiony.

– Mędrkowanie to pierwszy krok na szubienicę, Rysiek. Przyznaj się do obu zarzutów, to wtrącę cię tylko do lochu.

Czarnoksiężnik zrobił krok do przodu. Był to malutki krok, ograniczony obsydianowymi kajdanami i obsydianową kulą, którą miał przypiętą do nogi łańcuchem. Błysnęło, mag z U wykonał obszerny wymach ramionami, powietrze przeszył swąd spalenizny i w powietrzu zmaterializowała się płonąca włócznia. Mag chwycił ją i wycelował w więźnia.

– Jeszcze jeden krok i zrobię z ciebie szaszłyk, czarnoksiężniku.

Król zakasłał, bo z włóczni unosiły się gryzące dymy. Ryszard zatrzymał się w ćwierć kroku.

– Chciałem tylko powiedzieć królowi na ucho… Nieważne. W takim razie powiem głośno. Szanowny królu, nie jest tajemnicą, że jestem w pośrednim stopniu odpowiedzialny za plagę, któraż to przetoczyła się po pospólstwie po przywołaniu na łono naszego świata, wymiaru… Ogólnie pojętej rzeczywistości… Istoty ludzkie, które uprzednio się z tą rzeczywistością pożegnały w sposób tragiczny.

Ryszard zrobił przerwę, aby dać słuchaczowi chwilę na przetrawienie pierwszej części swojego argumentu.

– Niemniej jednak – kontynuował – samo przywołanie osób w stanie stężenia pośmiertnego nie było największym powodem wystąpienia zjawiska tak rozległego, że można je nazwać „plagą”.

– A cóż było? – Zapytał Andrzej uśmiechając się drwiąco.

– Brak edukacji wśród obywateli… I ich wrodzona gościnność.

– Słucham? – Sala Tronowa spotęgowała dwukrotnie zdziwienie króla.

– W mojej armii, jak w każdej innej armii, pojawiły się przypadki dezercji. Dlatego wymyśliłem golemy. Nie po to, aby atakować nimi zamki waszej wysokości, są do tego za wolne, ledwie zginają im się nogi w kolanach. Budowałem golemy, ponieważ wzbudzały posłuch wśród zombie.

– W armii nieumarłych wystąpiła dezercja? – Zdziwienie władcy było co raz większe.

– Tak. Nie jestem pewien dlaczego ani kto ją zapoczątkował. Jest jednak powszechnie znanym faktem, że po Królestwie, podczas trwania wojny wałęsały się grupy trupów wcale nie zainteresowanych walką z żywymi.

– Chwilę… Magu, zgaś to, zanim się uduszę…

Andrzej sprawił, że włócznia zniknęła.

– Do czego zmierzasz, czarnoksiężniku?

– No cóż. Jeśli zapyta król miejskich medyków, w których obszarach na ciele znajdowały się pierwsze objawy „trupiej plagi”, jak ją nazwali, były to okolice intymne. Jeżeli zapyta pan odpowiedniego specjalistę natomiast, to sprecyzuje on, że „trupia plaga” to choroba przenoszona drogą płciową.

Andrzej zaśmiał się piskliwie. Król zmierzył go wzrokiem, na co ten ucichł.

– Chcesz mi powiedzieć, czarnoksiężniku, że dochodziło do spółkowania pomiędzy moimi ludem a twoimi pomiotami?

– I to właśnie spowodowało plagę. Z całą wiarą w moje umiejętności magiczne, szacunkiem do sztuki nekromancji i tak dalej i tak dalej, nawet, gdybym chciał, nie umiałbym sprowadzić zagłady w formie choroby na czterdziestomilionowy lud. Takie zdarzenia potrafią tylko bogowie. Dlatego wskrzesiłem armię trupów. Z marnym rezultatem jak widać. A i z plagą sobie król poradził. Moje gratulacje.

– Gratulacje dla penicyliny. – Zauważył władca i zaśmiali się obaj.

– Wasza wysokość. – Andrzej trzymał w dłoni przywołaną magicznie linę. – Jeśli wasza wysokość sobie tego życzy, powieszę go tym magicznym sznurem tu i teraz. Na żyrandolu.

Król popatrzył na żyrandol. Już kilka lat przekładał renowację stropów. Z całą pewnością nie wytrzymałby obciążenia.

– Znajdziemy jakiś stryczek i powiesimy go na dziedzińcu. – Powiedział spokojnie. – Póki co zaprowadź Ryśka do lochu.

– Do widzenia. – Powiedział Czarnoksiężnik.

– Do widzenia. – Odparł król i popatrzył jeszcze raz na żyrandol.

Koniec

Komentarze

Witaj. :)

Co do spraw technicznych, mam szereg wątpliwości oraz sugestii (do przemyślenia), jak chociażby:

W tekście występują mocno pokręcone zdania, których często w ogóle nie rozumiem, np.:

„Była to jedyna sala tronowa w całym Królestwie a jej niepowtarzalność zapewniono dekretem skazującym na wtrącenie do lochu każdego, kto w jednym z pokoi swojego domostwa umieściłby tylko jedno miejsce siedzące, a po obu stronach wejścia do owego pomieszczenia strażników uzbrojonych w broń drzewcową” – to w sumie za co wtrącano do lochu?

 

„Zapewniało to rezydującym na Tronie władcom, (zbędny przecinek?) względny spokój w dniach audiencji. Każdy bowiem z dworzan zastanawiał się dwa razy zanim udał się po poradę do Króla”. – czemu „król” wielką literą, ale „władca” małą?

„Za tronem, nieco mniej widoczny, bo z dala od okna i odziany w ciemne, szaro-czarne szaty, emanował spokojem mężczyzna w podobnym do króla wieku, gładko ogolony zarówno na twarzy jak i na górnej części głowy, o krzaczastych brwiach i nosie złamanym tak wiele razy, że zakrzywił się w dół i przestał wystawać z jego twarzy, jeśliby na niego spojrzeć z profilu, a patrząc z przodu, wił się niczym wąż raz w lewo, raz w prawo” – bardzo trudno mi sobie taki nos wyobrazić :)

Jegomość w ciemnych szatach obserwował bacznie otoczenie wszystkimi, poza jednym zmysłem (wysłużony nos nie pozwalał już na zbyt wiele w kwestii wyczuwania zapachów). – tu mam wątpliwość, czy można „otoczenie obserwować wszystkimi zmysłami”

 

Cały zapis dialogów jest do poprawy, przykład:

„– Przepraszam za to, że jestem taki nieuczesany, strażnicy odmówili mi grzebienia. – Odezwał się jegomość w kierunku króla” – wytłuszczone jest to tzw. czynność gębowa, zatem taką część dialogu zapisujemy bez uprzedniej kropki i ten wyraz małą literą, wyglądać to powinno:

– Przepraszam za to, że jestem taki nieuczesany, strażnicy odmówili mi grzebienia – odezwał się jegomość w kierunku króla.

 

Odparł Czarnoksiężnik, mimo, że słońce chyliło się ku zachodowi. – w użytych w zdaniach zwrotach „mimo że” przecinek jest tylko przed „mimo”

 

– Zaiste, osiem lat to spory kawałek czasu.

– A ty przez ten cały czas byłeś tuż pod moim nosem… – w tym fragmencie pojawiło się powtórzenie

W mojej armii, jak w każdej innej armii, pojawiły się przypadki dezercji. – tu też – w tym samym zdaniu

Król poszedł usiąść na tronie, a jego sługa zbadał pobieżnie kajdany. – hmmm…, dziwnie to brzmi…

– Wasza wysokość, mogę mu zrosnąć usta, jeśli was irytuje. – to także…

 

„Czarnoksiężnik” piszesz zamiennie – raz małą, raz wielką literą i za każdym razem to błąd ortograficzny; podobnie „sąd okręgowy” oraz „król”; za to „mag z U.” czasem piszesz z kropką, a czasem – bez niej.

 

Zdziwienie władcy było co raz większe. – ortograficzny – razem

 

… nie umiałbym sprowadzić zagłady w formie choroby na czterdziesto-milionowy lud. – znowu – razem

Wasza wysokość. – Andrzej trzymał w dłoni przywołany magicznie sznur. – Jeśli wasza wysokość sobie tego życzy, powieszę go tym magicznym sznurem tu i teraz. – powtórzenie; czy można kogoś „powiesić sznurem”?

 

Cóż… Mam bardzo mieszane odczucia. Cały tekst i prawie wszystkie jego zdania wydają mi się dziwnie groteskowe, wręcz nienaturalne oraz szokujące z uwagi na: pomysł, fabułę, a także dialogi i zachowanie bohaterów… Wyobrażając sobie sztukę teatralną lub film, oparte na takim scenariuszu, doszukiwałabym się głównie szokującego absurdu i oryginalnego żartu. :)

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Cześć bruce, już odpowiadam.

  1. Do lochu wtrącano za posiadanie sali tronowej w domu.
  2. Króla z dużej wkradło się przypadkiem, poprawiłem.
  3. Owszem, można obserwować otoczenie zmysłami (skąd wątpliwości?).
  4. Z całym szacunkiem ale nie zgadzam się z tym, że jest coś nie tak z powtórzeniami, które znalazłaś. Są tam celowo.
  5. Czarnoksiężnik jest czasami nazwą własną pisaną z dużej a czasami okupacją i wtedy jest z małej. Tak samo jak Sąd Okręgowy. Po magu z U nie ma kropki, chyba, że na końcu zdania, przypatrz się.
  6. Można kogoś powiesić sznurem, a nawet jak nie można, to moje postaci tak mówią.
  7. Odradzam lekturę kolejnych części, na pewno Ci się nie spodobają.

AnonimowyTworcoInternetowy, bardzo dziękuję za Twoje opisy, dotyczące moich wątpliwości. Jak zaznaczyłam, są to tylko sugestie oraz pewne znaki zapytania, które pojawiają się podczas lektury, jedynie do przemyślenia, a Autor absolutnie nie musi brać ich pod uwagę. :)

Odpowiadam, także wypunktowując. :)

 

  1. Rozumiem, dzięki za rozjaśnienie tej kwestii.

2 Nie ma sprawy, usterki są rzeczą naturalną. :)

3 Nadal tego nie pojmuję, ponieważ sądziłam, że “obserwacja” to domena tylko jednego zmysłu. Szanuję jednak Twoje zdanie, to jak najbardziej Twój tekst. :)

4 Ok, przyjmuję do wiadomości, że to wszystko celowe powtórzenia. Ty jako Autor decydujesz, jasne. yes

5 Przyjmuję, że to wszystko celowe zapisy, a po U była “kropka zdaniowa”, której ja się błędnie “przypatrzyłam”. :)

6 Ok, dobrze, skoro Twoi bohaterowie tak mają mówić, niech mówią, to Twoje opowiadanie. :)

7 Dziękuję za radę, lecz jako dyżurna staram się czytać wszystko, co możliwe, radzić, na ile umiem, a – jeśli tekst ma potencjał i “to coś” – wówczas chętnie (rzekłabym wręcz: “przesadnie chętnie”) zgłaszam go do najwyższej nagrody na tym Portalu (właśnie niedawno było kolejne głosowanie Loży i przyznanie “Piórka”--> dział HP). :) Poza tym sama piszę bardzo słabo i mizernie, z mnóstwem błędów, zatem rady, udzielane mi przez Komentujących i służące “szlifowaniu warsztatu”, staram się także przekazywać Innym Autorom dla Ich dobra. :) 

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Dzięki za pozytywną wiadomość. Ja ze swojej strony postaram się pisać jak najlepiej ale w swoim stylu. Pozdrawiam.

To jest najważniejsze – swój niepowtarzalny styl. :)

Pozdrawiam i również dziękuję. :)

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka